- I odpuść nam nasze winy…- kobieta wpatrzona w płonący stos
zmawiała cicho modlitwę. Podziękowała Stwórcy, dzięki któremu kolejna grzeszna
dusza została oczyszczona; wszak Ona była tylko uniżonym sługą Pana. To było
dodatkowe zadanie, które zastało ją w drodze do największej zarazy. Była
wysłannikiem Świętego Kościoła, który miała godnie reprezentować w tych
niegościnnych stronach i okazać łaskę swego zwierzchnika.
Po paru godzinach jazdy, jej oczom ukazało się potężne
portowe miasto. Norrheim które tyle razy spędzało jej sen z powiek, miasto o
którym czytała wiele odwołanych raportów prze samego Świętego Ojca. Przeszła
wiele lat ostrego treningu, wiele razy potwierdzając swe oddanie Świętemu
Officjum, sprawdzała się jako dowódca i jako podrzędny Inkwizytor. Czerwony
warkocz zakołysał się gwałtownie gdy popędziła rumaka. Ponoć zaginęło tutaj
wielu Inkwizytorów. Wysłano ją tutaj ze względu na jej doświadczenie. Wiedziała
iż coś tutaj się dzieje. Coś nieczystego. Uśmiechnęła się kącikiem ust.
Zapowiadało się na to iż niedługo niebo nad Norr zabłyśnie łuna, tysiąca
stosów. Jeśli będzie trzeba, z rozkazu Świętego Kościoła i najwyższej władzy,
spali to miasto; nie pozostawiając kamienia na kamieniu i żadnej żywej istoty
magicznej czy też człowieka. Nie pozwoli aby te miasto szatana i sił
nieczystych tonęło dłużej w błocie niewiedzy i nierządu. Wpatrując się w
Norrheim powoli kładące się spać, wyszeptała wręcz- Oto mnie posyłasz Panie, ku
trwodze wszelkiego robactwa. Dodaj mi sił. Dodaj mi szybkości. Dodaj mi
jasności widzenia. Abym zniszczyła Twych wrogów i oczyściła ich dusze. Prowadź
mą dłoń i me myśli. Aż w końcu wszyscy ujrzą Twe wspaniałe Święte Światło.
Amen.
Od najmłodszych lat, szkolona na Inkwizytora głównie przez
swego ojca, zapalczywego byłego Inkwizytora, który później z dumą odesłał ją do
Świętego Officjum. Mała Sybyll Regnes była bardzo oddana Bogu i Zakonowi, przez co już
nie raz wywarła wrażenie nawet na starych wyjadaczach. Należy do elity
Inkwizytorów którzy bez mrugnięcia okiem palą wioski w imię Świętego Pana i
Świętego Kościoła; na dodatek mogą to zrobić
całkiem prawnie bez specjalnych
powikłań; jeśli tylko dobrze to udokumentuje i usprawiedliwi w czym nie miała
sobie równych. W Akademii Inkwizytorów wiele ją nauczono i wtłoczono jej do
głowy. Skończyła ją oczywiście z najlepszymi słowami i dokumentacją ,ze
wszystkich przeszłych i obecnych Inkwizytorów. Nad życie i swoje dobro,
przedkłada zasady których trzyma się żelaznym uściskiem. Jej sumienie jest
czyste niczym łza, mimo iż wiele osób zginęło z jej ręki bądź z jej rozkazu.
Jest roześmianą kobietą, która nienawidzi herezji i
grzesznych dusz. Wie iż umiejętnie
stosowanie kija i marchewki może przynieść wręcz niespodziewane rezultaty.
Mogło by się wydawać iż w istocie jest pozbawiona emocji czy też jakichkolwiek
odruchów ludzkich. Lecz czyż nie tego właśnie uczą w Zakonie? Potrafi być jak
wulkan, ale wśród przyjaciół których ma dokładnie dwóch. Są nimi jej ojciec
który wszystkiego co najważniejsze ją nauczył; i jej przyjaciółka Inkwizytorka
która także niedługo zawita do tego upodlonego miasta. Ojca już pochowała więc trzyma
się swoją przyjaciółkę naprawdę serdecznie traktuje; tylko przed nią okazuje
swe wszystkie oblicza. Mistrzyni kłamstwa jeśli tylko zajdzie takowa potrzeba.
Ze swoim toporem obosiecznym nie rozstaje się na krok; chyba że idzie w
przeszpiegi. Niejeden nawet chłop najpierw naśmiewał się iż jej topór zrobiony
z trzciny i dlatego tak lekko go nosi; wystarczy jednak aby śmiałek spróbował
się nim zamachnąć. Ba! Tylko małej części udaje się go w ogóle podnieść. Wierzy
w sprawiedliwość, dlatego nie boi się całego zła którym nazywa magiczne istoty.
Wie iż spadnie na nich słuszny gniew Pana Najwyższego. Nieuczciwych ludzi
najchętniej od razu pozbawiła by paru części ciała. Brzydzi się istotami
magicznymi ale nie mówi tego głośno; to była jej wyjątkowość: nie bała się
istot magicznych. Jej „niezwykłość” którą doceniał i pochwalał Święty Kościół.
Dzięki czemu nie musi mieć pozwolenia od Ojca Świętego na jakiekolwiek akcje.
Teraz, gdy wykonała poważniejsze zadania, skierowała się do Norr; aby nareszcie
znaleźć odpowiedź na pewne pytania i oczywiście zrobić tutaj porządek z
nieczystymi duszami grzeszników czyli istot magicznych. Jej silna wola nie raz
już uratowała jej życie w walkach z istotami magicznymi. Jej aura przez to bije
niezwykłym wręcz blaskiem i ogromem, kolorami przypominając zachodzące słońce.
Nie ucieka przed żadnym zadaniem. Kieruje się rozumem a nie sercem. Tępić
grzeszników i służyć wiernie Świętemu Officjum; to jest jej całe życie, którego
nie zmieniłaby za żadne skarby świata.
Jest wysoka jak na kobietę gdyż posiada 180cm wzrostu. Ma zaledwie jak na Inkwizytora 24 lata. Zazwyczaj nosi lekki pancerz; ma dwa warianty więc ciężej ubiera się na wojnę i
uroczyście; lżejszy strój natomiast przeznacza na codzienne sprawunki. W sukni
koloru fuksji rzadko można ją spotkać; chyba że w jej pokoju lub na przechadzce
bez podłoża i zlecenia Świętego Kościoła. Długie czerwone włosy wiąże zawsze w
warkocz, aby nie przeszkadzały jej podczas walki. Zielone, prawie wręcz limonkowe
oczy uważnie wszystkiemu się przyglądają nawet wtedy gdy wydaje się nieobecna.
Dla niej nie ma podziału ludzi normalnego. Bogaty, biedny; szlachta, chłopstwo; istnieje
tylko podział człowiek i istota magiczna. No i ewentualnie na samym szczycie
znajduje się Święte Officjum, które oczywiście nie podlega nikomu ani niczemu.
-A więc ma Pani Inkwizytor 180cm wzrostu? – strażnik zagwizdał
przeciągle. Sybyll wpatrywała się przed siebie z kamiennym wyrazem twarzy. Gdy
strażnik podszedł do niej, Ona odwróciła nagle głowę i spojrzała mu prosto w
oczy- Ile mam jeszcze czekać aż dostanę lokum?- spytała chłodno i wyrachowanie.
Mężczyznę przebiegły ciarki po plecach. Skinął głową, wskazując jej konia-
Przyjechała Pani na krótko?- kobieta uśmiechnęła się kącikiem ust i pokiwała
powoli przecząco głową. Strażnik podrapał się po głowie, więc Inkwizytorka
udzieliła mu odpowiedzi- Jestem prekursorem, mam wybadać teren i przygotować go
na przyjęcie równych memu fachu i wykształceniu- nachyliła się nieznacznie w
dół, w kierunku mężczyzny- Czy Twój wiejski móżdżek chociaż w połowie pojmuje
iż jeśli jeszcze dłużej każesz mi tu czekać to w pierwszej kolejności spalę
Twoją chatę?- strażnik zadrżał. Do głupich nie należał, więc przełknął swoją
godność i podał kobiecie adres gdzie na pewno dostanie bezpieczny nocleg i to
za darmo. Sybyll uśmiechnęła się niezwykle ciepło i tak samo ciepłym głosem
odpowiedziała odjeżdżając- A widzicie! Jak chcecie to potraficie!- zaśmiała się
i pognała konia, ruszając we wskazanym kierunku.
Zamieszkała aktualnie na Wzgórzu nad karczmą „pod Złotym
Smokiem”. Pieniądze nie grają roli gdyż jest
tutaj z woli wielkiej opaczności.
Wie jednak iż będzie musiała przyjrzeć się slumsom czyli dzielnicy wschodniej.
Do swojej dyspozycji ma wszystkie garnizony w okolicy; i okolicznych strażników
prawa, chociaż na nich za bardzo nie liczy w pomocy. Twierdzi iż ich iloraz
inteligencji odpowiada dorodnemu ziemniakowi.
Na razie chodzi i słucha lub zwyczajnie wraz z jakimś odpowiednim garnizonem,
wykonuje piękne stosy na których palą się grzesznicy. Wręcz świetnie wyczuwa
aury, więc lepiej nie próbować na niej sztuczek z ukryciem jej. Jej piętą
achillesową jest jej kobiecość. Jest tylko kobietą i zakochała się już parę
razy; lecz szybko pozbywała się tego uczucia gdy los pchał ją w inną stronę.
Paliła na stosie nie tylko grzeszników lecz także swe gorące uczucia. Jest
przecież tylko człowiekiem i pokornym sługą swego Najświętszego Pana.
- A więc to jest Norrheim…- kobieta oparła czoło o zimne
okno, patrząc w nocne niebo upstrzone jasnymi punkcikami. Westchnęła cicho i
jakby głaszcząc kochanka przejechała dłonią po tejże szybie. Uśmiechnęła się delikatnie
rozmarzona. Zaczęła cicho nucić- Wielb ponad niebiosa swego Pana, chwal go
umiłowana. Gdyż stworzył siebie, tylko nie Ciebie. Ciebie stworzył wiatr
północny, stworzyło niebo w nocy. Lecz ty go wychwalaj, o zbawienie się staraj.
Może kiedyś się spotkamy, i ponownie zakochamy…- westchnęła cicho wpatrując się
w swą dłoń na oknie. To była tylko stara piosenka, ale jakaś jej część wierzyła w te słowa. Odeszła szybkim krokiem i przysiadła przy dokumentach.
Zapaliła świecę i poczęła je wypełniać.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chętna na wszelkie wątki i powiązania- nie pytać tylko od
razu pisać. W razie problemów piszcie śmiało. Chętnie pomogę lub udzielę
odpowiedzi.
Kocie, mam nadzieję iż mogłam śmiało użyć "flagi". Lepiej aby Inkwizycja miała jedną flagę, nieprawdaż? Jeśli Ci nie pasuję, mogę w każdej chwili zmienić.
- Ej ty, kurduplu, przestaw wreszcie te drzewa do magazynu! Ile razy mam powtarzać, że następne przedstawienie dzieje się w mieście bez drzew, co!? Kurwa, co ty robisz!? Ciśnienie miało wzrosnąć, a nie spaść w tych rurach! W tamtych miałeś je obniżyć!
OdpowiedzUsuńMoran od samego rana ustawiał pracowników po kątach, bo nic nie potrafili dobrze zrobić, gdy sam ich zostawiał. Niemal nawet wyciągnął pistolety, gdy jeden z aktorów potrącił żyrandole przywiezione z Iliadu i pozrzucał część z kryształów. Na szczęście nic się nie zniszczyło i szkodę łatwo było naprawić, więc Gondra nie musiał zamawiać kolejnych. Ale czuł, jakby znów przybyło mu kilka wieków w ciągu tych kilku godzin. A gdy zobaczył nieproszonego gościa...
- Co to, kurwa, jest!? Kto ją do diabła i na wszystkie świętości wpuścił!? Natychmiast wyprowadzić stąd tą kobietę, ale już!
Wskazał palcem na dziewczynę dwóm pachołkom, których trzymał jako straszaków przed bójkami i odwrócił się tyłem. Nie miał czasu, by sobie zawracać głowę nową gębą. Mogłaby nawet być tą nową Inkwizytorką, która miała się zjawić w mieście, a gówno dalej by go to obchodziło. W najgorszym razie jego stosunki z tą konkretną organizacją stanęły by trochę na ostrzu noża, ale kupiec w końcu rozdawał wszystkie karty, więc się tym nie przejmował. Bez niego i jego dostaw, Inkwizycja mogłaby co najwyżej rowy kopać w szukaniu magicznych skrzatów, a nie siać postrach w Imperium.
- Hmm... Młoda Inkwizytorka o czerwonych włosach? A to ty. Wypierdalaj więc stąd Sybyll. Nie mam czasu dla fanatyków. Mam przedstawienie na głowie.
OdpowiedzUsuńNie poświęcił jej większej uwagi. Z Inkwizytorami, Oficjum, Kościołem i cholera wie co jeszcze miał do czynienia co tydzień, jak nie częściej. Poza tym przed dwoma dniami wykluczył nowo rosnącą potęgę handlową, umacniając swoje wpływy w większości strefach handlu, a co ważne w żywności i w broni.
Ale odsuwając interesy na bok... To, że nie zwracał uwagi na wybitną Inkwizytorkę, jedną z najlepszych, jeśli nie najlpeszą, nie znaczy, że mógł ją tak sobie teraz wyrzucić, gdy pokazała pieczęć.
- Kurwa twoja mać! Co ty robisz!? Te pudła miały iść do przebieralni, a nie do schowka! Ruszaj się, gówniarzu! No już!
Dzisiaj już naprawdę nie miał sił na wyszukane słownictwo. Poza tym do hołoty nie mówi się elokwentnie bo nie zrozumie. Lepiej trochę pokrzyczeć i porzucać kurwami na lewo i prawo. Szybciej kumają o co chodzi.
Poganiał ludzi jeszcze przez dwie godziny, zerkając tylko raz w kierunku rudej panny. Gdyby wciąż był w Iliadzie, to mógłby ją za karb wziąć i wyrzucić na ulicę, ale w Norrheim miał mniej władzy. Do czasu, oczywiście. Już w tym momencie skorumpował, zastraszył lub obsadził swoimi ludźmi trochę ponad połowę stanowisk w mieście, a dzięki bardzo dobrym stosunkom z rodziną królewską i udawaniem przez Kościół, że on sam z siebie nie istnieje, mógł spokojnie się rozwijać na tej zapadłej dziurze. Za parę lat zresztą zrobi z tej dziury drugi Iliad, tym razem jednak całkowicie w jego rękach.
OdpowiedzUsuńJednak poza przyszłością, na razie musiał się skupić na chwili obecnej, a w niej przebywała mała Sybyll, która chciała go przyszpilić. Nie pierwszy raz, jak dobrze pamiętał tego małego dzieciaka sprzed kilku lat. Właściwie to kiedy ją spotkał po raz pierwszy? Chyba, gdy rozmawiał z jej ojcem, ale teraz nie dałby sobie za to ręki uciąć.
Cholera... Jak nie w przyszłość, to przeszłość leci myślami. Co jest nie tak dzisiaj z nim? Gdy miał na karku niebezpieczeństwo, nawet małe, jego umysł zawsze był czysty niczym górska woda, ale tym razem coś szwankowało. Czyżby Sybyll nie stanowiła prawdziwego zagrożenia? Nie był tego pewien.
Zerknął drugi raz na dziewczynkę. No cóż, kobietę, ale dla niego wszyscy byli strasznie młodzi. Nawet ten Bóg, w którego wierzy teraz całe imperium był przy nim ledwo dzieckiem. Pamiętał całkiem dobrze jej tatusia, Inkwizytora. To dzięki niemu początkujący kupiec zyskał pierwszy poważny kontrakt i Moran też był na jego pogrzebie. Nie odwiedzali się za często z powodu pracy i dość niezbyt świątobliwego stylu życia Gondry, ale w razie problemów dość często sobie pomagali w ten lub w inny sposób.
OdpowiedzUsuńSybyll natomiast pamiętał dobrze z jej pierwszych dni w Zakonie. Moran akuratnie był tam głównym dostawcą jedzenia i świętej wody i jeszcze nie miał zbyt dużo ludzi pod ręką, więc sporo zamówień sam załatwiał. Wtedy była bardziej rezolutna, choć już widać było wpływ ojca na jej wiarę. Moranowi, jako magicznemu, nie podobało się to, ale nic nie mówił. Zresztą wtedy się zastanawiał, czy uda mu się starszą Sybyll jakoś wykorzystać do pomocy w handlu, tak jak pomógł mu jej tatuś.
Skończywszy wędrówkę po wspomnieniach i po listach przedmiotów zniszczonych, uszkodzonych, naprawionych i zmagazynowanych w teatrze i w magazynie portowym, kupiec w końcu postanowił poświęcić resztę zaoszczędzonej energii na sprawy kościelne. Wiedział, że jeśli się teraz z tym nie upora, to później będzie trudniej.
- Więc mów czego chcesz, Sybyll. Nie wierzę, że weszłaś do "Smoczego Snu" przez przypadek i jak mnie zobaczyłaś to postanowiłaś zostać i zmarnować czas na przyglądanie się mojej pracy jak za dawnych lat, w Zakonie. Ta grupa inkwizytorska, Biali Łowcy, bardzo dokładnie mi opisali kilka z twoich ostatnich wyczynów i raportów. I wiem, że papież Vittorio nie posyła tu takich asów. Więc czemu tu jesteś?
Nikogo już nie było w pobliżu, więc kupiec nie krył się z pytaniami i swoją wiedzą. Nie miało to raczej większego sensu.
(witamy w Norr :D )
OdpowiedzUsuń(Witamy w Norr! >D Nie gniewam się- ciekawa postać |D)
OdpowiedzUsuń- Ha... jak zwykle Officjum ma piękne słówka na pokrycie większości swoich zbrodni. Zawsze uważałem, że lepiej pasowałabyś do strażników królewskich, a nie fanatyków pokroju Wielkiego Inkwizytora.
OdpowiedzUsuńWestchnął z beznadziei sytuacji. Jeśli Zakon otworzy tu swoją bazę, to Moran może przez przypadek zostać wysłany na stos razem z innymi magicznymi. Miał wielką moc, dosłownie i w przenośni, ale walczyć z oddziałem wprawionych zabijaków nie było najmądrzejsze. Zwłaszcza, że ostatnie 20 lat nie spędził na wojaczce, a na targowaniu się. I do tego moc, którą tłumił i kumulował od tego czasu zniszczyłaby całe miasto i jeszcze trochę. Na tę konkretną myśl uśmiechnął się gorzkawo. Przynajmniej wiedział, że zabierze swoich oprawców ze sobą.
- Zresztą jak tak słuchał twojej przemowy, to mi się wydaje, że nawet magiczni nieludzie, pomioty czarta, które będą wiernymi wyznawcami zostaną oszczędzeni. Czy może ta polityka nie zmieniła się w Officjum?
Kupiec nie wspomniał już, że walczył w wojnie bogów te kilka tysięcy lat temu, gdy anioły dopiero się pokazały. Nadal miał zatargi z Bogiem i archaniołami, więc do wiernych się nie chciał zaliczać.
[Rób entery przed rozmową, proszę. Ciężko mi było tutaj odróżnić co jest opisem, a co słowami Sybill.]
[Ależ mamy napływ wysłanników Świętego Officium... Cóż, witamy w Norrheim. ;>]
OdpowiedzUsuń[Może wątek z Szalonym Grabarzem, którego Inkwizycja czepia się przynajmniej kilka razy w miesiącu?]
OdpowiedzUsuń- Porządkiem Inkwizytora jest tępić wszelkie plugastwo pełzające po tej ziemi, które Bóg nie uznaje godnym stania pośród żywych istot.
OdpowiedzUsuńMoran odpowiedział prosto. Można w końcu powiedzieć, że tę zasadę poznał od podszewki aż za dobrze.
- Wracając jednak do straży, to moje zdanie się nie zmienia. Właśnie z powodu tej bezmyślnej korupcji przydałby się tam ktoś z ideałami, kto zaprowadził porządek bez niepotrzebnego rozlewu krwi.
Kupiec spojrzał się prosto w oczy Sybill, ukazując swoje zdecydowanie. Co prawda był już zmęczony całym dniem uganiania się za pracownikami, ale jak na razie potrafił jeszcze utrzymać odpowiednią pozycję.
Ludzie byli głupcami. Głupcami, którzy nie potrafili dostrzec dobrych cech nieludzi… Necro zawsze twierdził iż momentami nieludzie byli bardziej ludzcy od samych ludzi: W końcu w ich społeczeństwie nie było czegoś takiego jak ukrzyżowanie czy palenie innych ze względu na to iż mają inne zdanie od twojego. A na samym czele tych głupców stała Święta Inkwizycja, zaślepiona bożymi rozkazami, modlitwami i przekonaniami o tym iż są prawdziwym zbawieniem dla świata. Nawet nie widzieli w jak zakłamanym świecie żyli i jak zakłamanymi ludźmi byli. Bronią niewinnych a grzesznych spalają na stosach niczym kupki nic nie znaczących gałęzi, zupełnie nie zauważając iż większość tych, których spalają nic tak naprawdę nikomu nie zrobiła, iż byli bardziej niewinni od tego całego plugastwa ludzkiego, które bało się tego, co było inne od nich samych…
OdpowiedzUsuńMłody Grabarz westchnął cicho wbijając szpadel po raz kolejny w ziemię. Czasami miał wrażenie iż jego egzystencja na tym świecie nie ma sensu. W końcu poza małym (nawet bardzo małym) gronem przyjaciół i cmentarza nie miał już nic. Ewentualnie wizję spłonięcia na stosie żywcem, co w sumie musiało bardzo boleć, więc by było dla niego tylko przyjemnością. W takich chwilach miał ochotę wziąć swój sztylet i wbić go sobie w serce niczym bohater jakiejś tragedii. Jednak za każdym razem jednak wtedy przypominał sobie słowa swego ukochanego starszego brata Cerona, którego śmierć doprowadziła go do tego iż zagłębił się w tajniki magii, do której talent odziedziczył po również zmarłej matce: „Nigdy się nie poddawaj braciszku. Dopóki starczy Ci sił, dopóki starczy Ci mocy i Dopóki starczy ci zaparcia, walcz. A wtedy możesz zginąć w chwale i dostać się tam gdzie ja, nie ważne czy jesteś człowiekiem, czy nie…”. Jego brat zawsze był dobry, miły, odważny… Necro kochał go, jak żadnego innego mężczyznę.
W pewnym momencie Green wyczuł coś dziwnego… Coś jakby, okrutna woń śmierci. Woń, której tak długo się stąd pozbywał, by nie przypominała mu o jego pochodzeniu. To po to były mu owe białe kwiaty posadzone wszędzie: Niszczyły ten odór, eliminowały, niszczyły do cna… Ale on znowu tu był… ZNOWU! Jaki morderca śmiał wtargnąć na świętą ziemię, ziemię która miała zapewniać spokój zmarłym, zmarłym którzy mieli już nigdy się nie obudzić z wiecznego snu przykryci warstwą ziemi i marmurowym grobem.
I wtedy usłyszał jej słowa, jej słowa mówiące o opiece pańskiej. Białowłosy znów poczuł nagłą rezygnacją. Ludzie w tym mieście musieli bardzo się go bać, choć doskonale wiedzieli iż jest pacyfistą. Westchnął cicho i odwrócił się z miłym i oczywiście lekko szaleńczym uśmiechem, jednak jasno mówiącym iż jest raczej przyjaźnie nastawiony.
- Bóg zapłać My Lady.- powiedział kłaniając się jej, jakby zupełnie ignorując jej sięganie po broń.- Och oczywiście, moja pani. Nie pani pierwsza i mam szczerą nadzieję iż nie ostatnia.- dodał prostując się. Kilka niesfornych białych kosmyków wydostała najpierw z mocno związanych wstążką włosów, a następnie spod kapelusza, opadając na jego bladą, delikatną twarz. Duże, błękitne oczy wpatrywały się spokojnie w Inkwizytorkę.
- Ale może bardziej woli pani przesłuchać mnie w moim domu? Tam jest o wiele cieplej i przytulniej niż na moim cmentarzu.- zachichotał cicho.
[ Na trupy cmentarne alem się rozpisała dzisiaj XD. Jak nigdy!]