Aktualności
LISTA OBECNOŚCI ZAKOŃCZONA!
Wydarzenia

poniedziałek, 8 października 2012

Pięć masek ma człowiek złota. Jedna jest dla klientów, druga dla przyjaciół, trzecia należy do obcych, czwartą w lustrze zobaczysz, a piątą tylko on widział.



Imię: Moran
Nazwisko: Gondra
Wiek: 34
Zawód: Kupiec
Miejsce zamieszkania: Iliad
Wyznanie:.......
.
.
.
.







- Jeszcze raz proszę powiedzieć. Jakiego jest pan wyznania?
- Wyznaję wiarę w Proroka, gubernancie. Inna wiara to przecież herezja. - Ciepły śmiech przesłuchiwanego lekko rozluźnił pilnującego go celnika. Nie pozostał także głuchy na drobny komplement podnoszący jego status.
- Tak, tak, widać. Jednak ciekawi mnie po prostu dlaczego członek kompanii handlowej z Iliadu mającej kontrakt z Inkwizycją przypłynął w te strony. Czyżby przed czymś pan uciekał?
- Skoro mamy umowę z Kościołem, to chyba dziwnie by to wyglądało, gdybym przed nim uciekał, nie sądzi pan?
- Ano dziwnie, jednak nie wiem co wam chodzi po tych waszych głowach w tej stolicy.
Dwoje mężczyzn rozmawiało spokojnie w nadmorskim biurze celnym. Siedzący za biurkiem strażnik, który gęsim piórem spisywał kolejne informacje i mężczyzna z mechanicznym okularem na prawym oku i ubrany w szykowną, czarną kamizelkę z wysokiej jakości byczej skóry. Pasiaste spodnie, biała koszula i kolba pistoletu wystająca mu spod ramienia dopełniała wizerunku zamożnego kupca ze stolicy.
- Cel wizyty? - Strażnik kończył już swoją wartę i było słychać, że śpieszy mu się do domu, pewnie do żony i dwójki lub trójki dzieci.
- Interesy handlowe i prywatne.
Pióro delikatnie opadło do kałamarza z inkaustem, oznaczając koniec przesłuchania. Bez dalszych zbędnych słów, celnik wyprowadził Morana na zewnątrz i życzył udanego pobytu w mieście. Przy okazji zwrócił także niezarejestrowaną broń, gdy jeden z jego adiutantów sprawdził papiery na nie. Dwa pistolety najnowszej produkcji Iliadzkich sztukmistrzów z ostrzami do walki na bliskim dystansie wróciły do ich właściciela.
Moran przypiął ich łańcuchy pod opaski na rękach i odszedł w stronę najbogatszej dzielnicy. Jako właściciel kompanii handlowej mógł sobie pozwolić dosłownie na wszystko, choć tylko powrót do stolicy nie był w tym momencie osiągalny...

Charakter: Przede wszystkim kupiec. Widać to w jego spojrzeniu, gdy na pierwszy rzut oka wszystko dokładnie wycenia i poddaje analizie przydatności do handlu. Pewny siebie, idzie przez życie, zgarniając wszystko co najlepsze i ciesząc się łaskawym okiem fortuny. Cała reszta adaptuje się w zależności od sytuacji, więc w jednym momencie może walczyć jak lew, by po chwili uciekać w podskokach niczym królik.

Historia: Typowy żywot handlarza, który zdobył swoją fortunę dzięki ciężkiej pracy i kilku szemranym interesom. Półświatek przestępczy był jednak dla niego za mało satysfakcjonujący, więc przerzucił się na pełno legalne kontrakty dla Inkwizycji, wojska i rodziny królewskiej, wykluczając wpierw dwóch swoich oponentów. Do tego zapomnianego przez Boga miejsca trafił uciekając przed jednym ze swoich klientów, a mianowicie Kościołem. Oficjalnie nie został potępiony i nikt go nie ściga, jednak jego dostatnie życie w stolicy skończyło się na dobre, a powrót oznaczałby tradycyjne tortury i śledztwo jednoznacznie wykazujące jego winy za wszystko co by postawiono w oskarżeniu.

Rasa: Nie człowiek, choć chyba nawet zmiennokształtni nie potrafią lepiej się pod nich podszyć. Jego gatunek siał taki postrach wśród ludzi i nieludzi, że na długo przed pojawieniem się Proroka został niemal wyniszczony. Powód? Prawie całkowita odporność na wszelkiego typu przejawy magii. Po prostu nie podobało się to, że w swojej oryginalnej postaci przedstawicieli tej rasy było trudno ubić w normalny sposób i do tego jeszcze magia na nich nie działała. Gdy Moran przybrał postać człowieka, jego ciało ma tyle samo odporności na magię, jednak byle kozik może już go pozbawić życia, a i umiejętności nie wykraczają zbytnio ponad ludzkie. Kim jest? To tajemnica, pilnie przez niego strzeżona. Może uda wam się odkryć jego tajemnicę, gdy odpowiednio mocno wpatrzycie się w jego oczy lub wsłuchacie w jego oddech. O ile oczywiście prędzej was nie spali lub nie wyśle na tamten świat w równie spektakularny sposób.

Wiek: Pamięta "zejście" Proroka na ziemię i powstały raban po tej sprawie. 20 lat temu porzucił jednak swoje prawdziwe imię i stał się kupcem - Moranem Gondra.

333 komentarze:

  1. [Steampunk <3 To ja może bym coś zaproponowała? ]

    Lavinia

    OdpowiedzUsuń
  2. Słońce ustępowało ciemności. Coraz zimniejsze dni, coraz krótsze panowanie słońca. Las cichł z dnia na dzień, flora zarówno jak i fauna cichła. Zniknęły dawno kwiaty, drzewa zarumieniły liście paletą kolorów. Deszcze wciąż nawadniały świat. Na szczęście nie dziś. Ten dzień był wyjątkowo suchy.
    Rudowłosa kobieta o zielonych oczach, odziana w szafirową suknię, spacerowała po lesie. Było coraz ciemniej. Smugi światła lekko przedzierały się przez drzewa. Jej skóra dziwnie promieniała w półmroku. Emitowała dziwną poświatę, jakby... mgłę. Nie przemieszczała się za często. Raczej robiła małe kroki, co jakiś czas rozglądając się dookoła. Co taka istota mogła robić pośród cieni drzew? Zgubiła się? Raczej nie... Była duchem lasu, w postaci szlachcianki.
    Teraz stała na jednej z dróg, patrząc się w dal lasu. Nasłuchiwała. Czyjeś kroki. Ciężkie. Cięższe od dziecka i kobiety. Ktoś zmierzał w jej kierunku. Ktoś poza zasięgiem jej wzroku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słowa uderzyły ją z ciszy, w której żyła. Rzadko słyszała mowę. Sama jej nie używała zbyt często. Wystraszyły ją. Z cichym trzaskiem utonęła w mgławicy, przemieniając się w Mgłę. Dopiero gdy dotarły do niej zamiary człowieka, który był prawdopodobnie tak samo uważny jak i ona. Bezszelestnym chodem konia, przeszła kilka kroków. Naprzeciwko niej stał mężczyzna. Jako Mgła nie bała się niczego.
    Podeszła bliżej do wędrowcy i wychyliła łeb w jego stronę, aby lepiej się mu przyjrzeć. Nie wyglądał na złego. Czegoś szukał. Dla bezpieczeństwa Mgła postanowiła nie przybierać na razie postaci kobiety. Starała się dotknąć jego dłoni, ale póki on jej nie wyciągnie ku niej, nie zrobi tego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyszła całkowicie zza krzewu. Teraz mógł dostrzec, że ów koń jest półprzezroczysty, a rysy jego ciała delikatnie falują niczym mgła. Tak samo włosie grzywy i ogona delikatnie odrywają się od skóry, jakby gdzieś wiał wiatr.
    Przybliżyła chrapy do jego twarzy, usiłując przyjrzeć się jego oczom. Wzrok w postaci Mgły miała bardzo słaby, a człowiek nie wyglądał na złego. Przez chwile zastanawiała się, czy aby nie może już zmienić się w kobietę. Ten wędrowiec był przygotowany na leśną podróż. Miał źródło światła i broń. A może się zgubił?
    Rosemary cofnęła się kilka kroków. Otoczyła ją gęsta jak mleczna biel mgła i ciało konia zaczęło się ulatniać, dając miejsce kruchemu ciału rudej kobiety w zielonej sukni. Patrzyła chwilę na wędrowce i dygnęła lekko na przywitanie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wzdrygnęła się na reakcje mężczyzny. Była strasznie płochliwa, przy czym niesamowicie ufna. Na jego pytanie ponownie się skłoniła, tym razem przytakując. Szedł w zupełnie przeciwną stronę...
    Poszła w stronę, z której przyszedł.Gdy go minęła, odwróciła się i uśmiechając, a właściwie podnosząc kącik ust, pokazała mu ruchem dłoni, żeby za nią podążał.
    Szła ramię w ramię koło niego, patrząc się przez siebie. Włosy delikatnie falowały, gdy stawiała kroki. Poruszała lekko ustami, śpiewając jednak w głowie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kątem oka uważnie przyglądała się mężczyźnie, kroczącemu koło niej i zastanawiającemu się nad czymś. O czym myślał? Chciała wiedzieć, ale... Po co pytać?
    Uniosła głowę, gdy przybysz odezwał się do niej. Popatrzyła przed siebie jakby myślała nad odpowiedzią.
    -Na imię mi Rosemary. -rzekła beznamiętnie, nadal idąc przed siebie.
    Coś zaszeleściło w krzakach i instynkt Rosemary nakazał jej bezzwłocznej ucieczki. Prysnęła mgła i kobieta przemieniła się w szklistego konia i popędziła parę kroków w bok. Gdy zdała sobie sprawę z durnej paniki, jaką właśnie prezentowała, zmieniła swoją postać i powróciła na miejsce obok mężczyzny dalej go prowadząc.
    Zawstydziła się w duchu. Nie lubiła swojej nadmiernej uwagi i strachu.
    -Ale także zwą mnie Mgłą.

    OdpowiedzUsuń
  7. -Tam nic nie ma. -rzekła do niego- Jestem bardzo tchórzliwa. -przyznała.
    Szła dalej bez słowa, patrząc sobie tym razem pod nogi, uważając, by byle draśniecie, szelest czy trzask złamanego patyka pod stopą nie przestraszyły jej. Nuciła coś cicho, coś starego, coś jeszcze za czasów jej powstania.
    -Kim jesteś ? -odezwała się w końcu po dłuższej pauzie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wysłuchała uważnie. Kupiec. Może być i kupiec, zawsze ktoś nowy, kogo mogła poznać.
    Była tylko zagubionym duchem. Nie chciała nikogo wystraszyć, ani nic nikomu zrobić. Czasem zdarzało jej się odprowadzać ludzi.
    -Też, ale... -zawahała się czy mówić dalej -przeważnie szukam towarzyszy, bo jestem tu sama. -dodała nieco ciszej, jednak nie zmienił tonu.
    Czy samotność musiała być jakimś wstydem? Bardziej obawiała się, że nigdy nikogo nie znajdzie, z kim mogłaby wymienić kilka uśmiechów.
    -Ale jestem tylko strzępkiem mgły.
    Nie umiała powiedzieć nikomu wprost 'zostań'. Chciała aby ktoś sam pragnął jej towarzystwa. Na tym polegała jej natura
    -Chyba nie jesteś człowiekiem ?

    OdpowiedzUsuń
  9. Popatrzyła na niego badawczym wzrokiem. Coś mogło być nie tak, ale... była tylko duchem. Co mogło jej to zaszkodzić.
    -Przecież znasz dobrze las. -powiedziała -nie błądziłeś. Czuję, gdy ktoś błądzi w nieznanym. -rzekła, nie patrząc na niego -czegoś szukasz, bądź czegoś chcesz... Albo zwyczajnie na coś ci duch, prawda? -teraz na niego spojrzała - Zgodzę się na wszystko, jeśli powiesz prawdę. -otrząsnęła miedzianą czuprynę do tyłu.
    Nad ziemią zaczęła zbierać się mgła. Mogła w każdej chwili się ulotnić bez większego widowiska. Zwyczajnie się rozpłynąć po ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  10. -Od elfów byłeś bardzo blisko. -powiedziała -niemalże zabrakło ci paru cierpliwych chwil, abyś na nich się napotkał. Lubią mnie pod postacią Mgły. -rzekła, podnosząc kącik ust - a jeśli chcesz ich spotkać, to tylko za dnia. Nie lubią jak im się przeszkadza wieczorami. I lepiej abyś się nie gubił sam w lesie, bez duchów. Uwierz. Jestem jedną z niewielu z tych, które chcą pomóc.
    Rozproszyła się w powietrzu, zmieniając w konia i z cichym turkotem kopyt, oddaliła się.

    [Hej, lubię z Tobą pisać. Ładnie prowadzisz wątki ;)]

    OdpowiedzUsuń
  11. Stał spokojnie, sztywno, prosto... widać było po jego minie że był zestresowany.
    Głównie dlatego iż od dłuższego czasu nie miał żadnego klienta, a jego marne fundusze dobitnie się kończyły.
    Teraz jednak, nawet jeśli musiał się prostytuować, był w znacznie lepszej sytuacji, niż przez ostatnie kilka tysięcy lat, kiedy to był w niewoli u jednego z tych pieprzonych Pierwszych Aniołów, Uraziela.
    Wtem dostrzegł iż mężczyzna wskazał na niego i nakazał mu podejść.
    Młodzieniec powolnym, nieśmiałym i niepewnym krokiem.
    - M... Mam na imię Unique, panie.- przedstawił się z uległym, pełnym szacunku ukłonem.

    OdpowiedzUsuń
  12. Pokiwał głową delikatnie.
    - Nie mylisz się, panie. Właśnie to ono znaczy.- wymamrotał wbijając wzrok w podłogę i czerwieniąc się gdy poczuł dłoń mężczyzny na ramieniu.
    Gdy zeszli do jednego z tych pokoi Unique również się skrzywił. Wolałby zostać wzięty na "wynos".
    Gdy został mu wskazany skórzany fotel, młody bóg ruszył w jego stronę i usiadł posłusznie.
    - Wykonam wszystko co będziesz chciał lecz tylko w zakresie usług za które zapłaciłeś, panie.- oznajmił panie.
    Miał dziwne wrażenie iż mężczyzna nie wziął go do wykonania usługi do której został przeznaczony.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zmrużył mocno oczy i podniósł się z fotela.
    - Wybaczy pan, ale pod zakres moich obowiązków nie podchodzi rozmowa o mojej przeszłości. I proszę nie określać mnie mianem "Zabawki Erotycznej" gdyż takową nie jestem.- w jego oczach zabłysł gniew. Delikatny, lecz nadal gniew.
    - Proszę się zająć tą panną. Nie zamierzam tracić swojego cennego czasu na kogoś tak bezczelnego jak pan.- cudem zachował pewność w swoim głosie.
    Pewnym krokiem ruszył do wyjścia z pomieszczenia. Dopiero gdy o dziwo trzasnął ciężkimi drewnianymi drzwiami, jego ciało zaczęło drżeć. Cudem doszedł do ciemniejszego kąta w którym usiadł i zaczął cicho płakać.
    Bezczelny heteroseksualny gnój, mający czelność KAZAĆ mu mówienie swojej tak skrzętnie ukrywanej przeszłości. I to jeszcze w towarzystwie innej prostytutki, która mogłaby rozgadać o niej każdemu, kogo spotka...

    OdpowiedzUsuń
  14. Zaśmiał się gorzko.
    - Dach nad głową i ciepły posiłek od niej?- prychnął.- Dobre żarty. Gdybym nie umiał złapać szaraka w lesie, już dawno zdechłbym z głodu. A gdyby nie to, że wynająłem małą klitkę we wschodniej dzielnicy spałbym na dworze. Ale miło, że ktokolwiek jeszcze wierzy w takie luksusy w tym burdelu.- wymamrotał cicho chłopak obserwując go. I jego broń oczywiście.
    - Proszę. Zaatakuj mnie. Zabij. Co ci szkodzi, co?- wola życia tego osobnika była bardzo mała.
    Jedynym czego pragnął to nie dostać się znów w łapy Uraziela.
    Jego głos drżał, sam Unique usiadł w jednym z kątów i zaczął drżeć.

    [ Spoko, jest zajebiście. Ujawni się nareszcie pesymistyczna część osobowości Uniquea. I możliwe że zamieni się w potwora?]

    OdpowiedzUsuń
  15. Pisnął gdy ten złapał jego długie włosy, wyciągając na środek pokoju, a następnie drugi raz gdy przygwoździł go mocno do ziemi.
    - Tak, jestem Starym Bogiem.- powiedział cicho.- Najmłodszy ze Starych Bogów, Syn Heliosa i Luny...- westchnął i odwrócił wzrok.- Z resztą co z tego, że jestem bogiem jeśli nie zostało we mnie prawie nic boskiego, nie mam ludzi którzy wierzą we mnie jako boga i sytuacja w jakiej się znalazłem zmusza mnie do sprzedawania swojego ciała i polowania?- pokręcił głową i zamknął oczy.
    - I nie boję się inkwizycji. Boję się tej istoty która mnie znajdzie jeśli inkwizycja mnie złapie.- dodał.

    OdpowiedzUsuń
  16. Powoli podniósł się powoli z podłogi.
    - Dziękuję.- powiedział cicho i chwycił klucz w drżące dłonie.
    Powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi i przed samymi drzwiami zatrzymał się i odwrócił.
    W jego głowie narodziło się kilka pytań.
    - Znasz moją mamę?- zapytał niepewnie i przełknął ślinę.
    Nie wiedział czemu odniósł takie wrażenie, ale coś kazało mu się o to zapytać.
    Delikatnie zadrżał jednak tym razem z zimna nie ze strachu. W sumie ta chłopczyna potrafiła się bardzo dobrze bronić... Nie w tej formie oczywiście... Ale potrafiła.

    OdpowiedzUsuń
  17. Kiedy ten strzelił do niego, Unique odskoczył w bok.
    Nie spodziewał się takiego wybuchu złości.
    Wystraszył się... Niewiarygodnie się przestraszył i zapewne ten strach wywołał u niego przemianę.
    Najpierw zmieniły się jego źrenice. Następie jego nogi jakby połamały się w kilku miejscach zmieniając się w coś jakby tylne łapy jakiegoś drapieżnego zwierzęcia. Przysiadł na nich zwijając się z bólu tej przemiany. Trzeba przyznać, że była bolesna i niezbyt przyjemna dla młodzieńca.
    Następnie wyrosły mu skrzydła oraz ogon, które aktualnie były zgaszone, nie wydawały żadnego światła.
    Na sam koniec wyrosły mu długie szpony a zęby wyostrzyły się.
    Po pięciu minutach spojrzał na niego dzikim spojrzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  18. Primrose, chociaż cicha i nieśmiała, należała jednak z pewnością do niespokojnych duszków, co to latają po całym mieście z zawrotną prędkością, odkrywając coraz to nowsze dziwactwa tego świata. Może i w takim mieście jak to, wcale nie była to najbezpieczniejsza zabawa, ale przynajmniej dziewczę nigdy nie narzekało na nudę. Fruwała sobie z kwiatka na kwiatek, wchłaniając całą sobą wszelkie cuda otaczającego ją świata, póki jeszcze mogło. Coraz częściej utwierdzała się przecież w przekonaniu, że ojciec naprawdę nosi się z zamiarem oddania ukochanej jedynaczki do klasztoru. Dla Primrose było to chyba gorsze niż śmierć.
    Często przesiadywała w sklepie, gdzie chętnie pomagała ojcu i jego pracownikom. Lubiła czuć się potrzebna, ot co. Dzisiaj jednak była bardziej roztargniona niż kiedykolwiek i kiedy z jej dłoni wyślizgnął się kolejny słoik, ojciec po prostu kazał iść jej na długi spacer, aby jego kochana córeczka nie wyrządziła jeszcze więcej szkód. W głębi serca Primrose zupełnie go rozumiała i nie miała mu tego za złe.
    Spojrzała uważnie na mężczyznę. Miała to dziwne wrażenie, że skądś już go znała, ale nie chciała mówić tego głośno.
    - Oczywiście - odpowiedziała z uśmiechem.
    Nie widziała ku temu przeszkód. Zawsze przecież wyznawała zasadę, że przyjemniej jest spacerować z towarzyszem u boku niż samemu. Tym bardziej, że i czasy, i miejsce wcale do najbezpieczniejszych nie należały.

    OdpowiedzUsuń
  19. Wyjątkowo postanowiła nie zmieniać się w Mgłę. Spacerując, zmierzała na skraj lasu. Mimowolnie, bo samotność swoją drogą, ale czuła, że coś jest nie tak. Coś nie pasowało jej w mężczyźnie. Czuła, że nie będzie dla niego tylko towarzyszem. Czegoś potrzebował.
    Ujrzała go już z daleka. Bezszelestnie zbliżyła się do niego i wychyliła zza drzewa, dotykając go włosami po ramieniu.
    -Dzień dobry.

    OdpowiedzUsuń
  20. Zbliżała się pełnia, wielkimi krokami. Oczy Rosie zrobiły się wyjątkowo duże. Pod postacią Mgły byłaby bardzo wysokim koniem i promieniałaby światłem.
    Duże oczy miały smutny wyraz, co nie odzwierciedlało humoru dziewczyny. Delikatnie przerzuciła włosy na bok i przekrzywiła lekko głowę. Była ciekawa zamiarów mężczyzny, wręcz to ją pochłaniało. Leśna istota miała pełno nabytych ludzkich odruchów i uczuć.
    -Gdzie chcesz iść ?

    OdpowiedzUsuń
  21. Skinęła lekko głową. Ruszyła lekkim krokiem przed siebie. Droga prowadziła zarośniętą już ścieżką, a przynajmniej wyglądającą na zarośniętą. Był to szlak driad, które umieją tuszować swoje ślady. Dobrze wiedziała, gdzie idą. Równym tempem, zamiatając rąbkiem sukni i suche liście, zmierzała do wybranego przed siebie punktu.
    Po dłuższej wędrówce szlakiem, dotarli do lasu brzozowego. Gdy się przez niego przedarli, ukazało się średniej wielkości jezioro, nad którego taflą, latały świetliki. Pełnie było widać w całej okazałości nad lasem.
    Rosemary usiadła na ziemi, parę metrów od linii brzegu i zapatrzyła się w świetlikowe widowisko.

    OdpowiedzUsuń
  22. Spojrzała na niego lekko unosząc brew. Biedne stworzenie nie zdaje sobie sytuacji ze znaczenia tego miejsca.
    Dokonuje się tu krwawych rytuałów w czasie nowiu i polegają między innymi na zabijaniu driad i nimf. W brzozach żyją dziwne duchy o neutralnej aurze i prawdopodobnie one są powodem 'obłąkań'. Najczęściej boją się dobrych duchów.
    Ziemia na której siedzą przesiąknęła krwią i duszami nie jeden i nie ostatni raz.
    -Hm... Można by tak.. uznać.. -pokiwała lekko głową z nieco rozbawioną miną.

    OdpowiedzUsuń
  23. A może Primrose po prostu nigdy nie miała nikogo, kto zadbałby o to, aby była dobrze wychowana i poukładana? Owszem, znała te najważniejsze zasady dobrego wychowania i grzeczności, nawet starała się do nich stosować, ale... To jednak nie była nawet połowa tego, co większość dziewcząt w jej wieku miała w jednym palcu. Ojciec nigdy nie miał wystarczająco czasu, aby ją tego wszystkiego uczyć i chociaż bardzo kochał i rozpieszczał swą jasnowłosą jedynaczkę, to jednak jego sklep zawsze był dla niego najważniejszy, a Primrose... Primrose już się z tym pogodziła.
    Zaśmiała się cicho, słysząc słowa mężczyzny.
    - Oczywiście, że dobre. Pokuszę się nawet, że najlepsze. Dbam o to, aby ojciec nie sprzedawał ludziom byle czego. Może nie jesteśmy najtańsi w mieście, ale przynajmniej nasze towary są dobrej jakości - odpowiedziała, uśmiechając się przy tym.
    Jeżeli chodziło o reklamę, to pan Tupper nie mógł znaleźć chyba nikogo lepszego od swojej kochanej córeczki.

    OdpowiedzUsuń
  24. Uśmiechnęła się, unosząc jeden kącik ust i pokręciła lekko głową. Spojrzała na księżyc i przypomniały się jej noce na dworze hrabiego. Tam też księżyc było widać idealnie.
    Jego charakter i zachowanie wydawało się ciekawe. Lubiła stworzenia o takim usposobieniu. Usiadła wygodniej i odwróciła głowę w jego stronę.
    W lesie nic jej nie groziło, ani nigdzie indziej. Może zostać zniszczona tylko przez tego, który ją stworzył, aż dziwne , że nie zginęła razem z nim. Zawsze, gdy coś jej zagraża, może zmienić się w Mgłę i uciec, albo i nie uciekać. W tych kwestiach zawsze będzie górą.
    -Opowiedz mi coś. O sobie. -znów przekrzywiła głowę. Chciała się przekonać kim jest, jak o sobie mówi.

    OdpowiedzUsuń
  25. Położyła się obok niego, na boku z jedną ręką pod głową. Wysłuchała, po czym, może i lekko rozczarowana, zaczęła się bawić źdźbłem trawy. Nie powiedział nic co mogłoby ją zaciekawić, a grzebać w myślach nigdy nie lubiła, nawet nie pamiętała kiedy ostatnio to robiła. Ludzi są ciekawsi gdy sami o sobie mówią. Zamyśliła się, przybierając smutną minę. Nabrała masę myśli o przeszłości. O tym, dlaczego tu jest. Z jakiego przypadku. Zanuciła coś cicho pod nosem. Podobną miała piękną, głęboką barwę głosu, czego nigdy nie słyszała. Chodziła jej po głowie piosenka, jaką śpiewała razem z hrabią.
    Wyrwała się z zamysłu i patrzyła teraz okrągłymi oczyma na Morana.

    OdpowiedzUsuń
  26. Och, nie mylił się w żadnej mierze! Primrose zawsze była wyjątkowo beztroskim stworzeniem, a przy tym... dość naiwnym. Nie wierzyła w to, że ktokolwiek mógłby być tak po prostu zły i ufała ludziom nawet wtedy, kiedy wszyscy inni pukali się w głowę, mrucząc tylko o tym, że dziewczę to jest zupełnie głupie i nierozsądne. Jej to nie przeszkadzało.
    - A więc jeszcze nie słyszał pan teorii, że im ładniejsza dziewczyna, tym częściej kłamie...? - zapytała nieco rozbawiona, unosząc delikatnie brew ku górze. - Oczywiście, w sprawach towaru mojego ojca nie kłamię...! Naprawdę jest najlepszy w mieście...
    Zaśmiała się cicho, przysuwając się delikatnie do niego. Bliskość drugiego człowieka jednak dawała więcej ciepła, a wieczór był dość chłodny.

    OdpowiedzUsuń
  27. -Magiczne? Może zamglone od razu... -uśmiechnęła się, przewracając oczyma -Nic szczególnego.. Hm.. Tę 'ludzką' część życia mieszkałam na dworze pewnego hrabiego. Żył sam, strasznie smutny i samotny człowiek i.. bardzo mnie kochał. Szyto mi sukienki, ubierano, traktowano jak hrabinę, ale.. nie potrzebowałam tego. Wolałam chodzić na boso w sukienkach ledwie zasłaniających kolana, takie wygodniejsze, biegać po lasach i grać na flecie we wsi. Potem hrabiego zabito, a ja wzięłam jego wierzchowca, parę sukienek, pamiątkę po nim... wyjechałam. Przed siebie. Aż trafiłam tu. I mieszkam w lesie. Snuję się nocami nad ziemią, albo wyprowadzam zagubionych, kąpię się w rzekach i jeziorach... -uśmiechnęła się -mówiłam, że nic ciekawego.
    Przeciągnęła się lekko. Popatrzyła znów na niego i przeszył ją dziwny niepokój. Jak zwykle bała się, że się przyzwyczai, a ktoś odejdzie od niej i tak.

    OdpowiedzUsuń
  28. PO chwili jego spojrzenie znów przybrało normalny wyraz.
    Zaczął się cofać, bojąc się iż ten strzeli i będzie umierał w męczarniach...
    Zdecydowanie miał dość bólu. Gdy dotarł do kąta pokoju, zmusił się do zmiany formy na ludzką i delikatnie osunął się po ścianie. Był blady i widać było po jego twarzy jak wiele bólu mu to sprawiło.
    - W...wybacz...- wymamrotał cicho.- Ja... Mnie nigdy coś takiego się nie zdarzyło...- pokręcił głową i nieco skulił.
    Dzisiejszy dzień wykończył go.
    Chyba pierwszy raz chciał wrócić do tej klitki którą wynajmował, gdzie panowała temperatura o wiele za niska jak na standardy mieszkaniowe, a wszystkie ściany były wilgotne i pokryte grzybem.
    Cudem było iż chłopak jeszcze się poważnie nie pochorował i nie zmarł z powodu braku odpowiedniej opieki zdrowotnej. Nikt w końcu nie był jego choćby znajomym, jego sąsiedzi to skończone pijaki a inni pracownicy burdelu pomyśleliby że zwiał w poszukiwaniu lepszego zarobku.

    OdpowiedzUsuń
  29. Uśmiechnęła się delikatnie.
    - Primrose. Primrose Tupper. Córka tutejszego kupca oraz przyszła zakonnica lub biedaczka, która zamarzła zimą w lesie. Jeszcze się waham między tymi dwiema opcjami - powiedziała nieco żartobliwie.
    Jeszcze niedawno to ją naprawdę bawiło, a teraz... Teraz już naprawdę martwił ją fakt, że ojciec naprawdę planuje oddać ją pod opiekę zakonnic i zapewnić jej klasztorne, jakże nudne życie. Brała pod uwagę ucieczkę miliony razy, ale nie była pewna, czy dałaby sobie radę... sama. Zawsze miała kogoś, kto o nią dbał i pilnował, aby nie robiła nic głupiego. Zawsze miała tatę...

    OdpowiedzUsuń
  30. Z trudem podniósł się chowając dłoń do kieszeni w której znajdywały się monety.
    Zacisnął na nich mocno palce i na drżących nogach zaczął szukać Lilię. Szybko ją znalazł i przekazał czego chciał mężczyzna.
    Sam powiedział Burdelmamie iż załatwił wszystkie sprawy z klientem na dziś i że musi odpocząć.
    Wolnym krokiem ruszył do "mieszkania", gdzie położył się na łóżku otulając starymi, dziurawymi kocami by choć trochę się rozgrzać i poszedł spać.

    Następnego dnia wybudził się z koszmaru. Mimo iż był cały zlany potem, czuł się nieco lepiej niż poprzedniego wieczora. Szybka kąpiel, ubranie swoich kolorowych ubrań (Jedyne na co wydał naprawdę dużo pieniędzy), uczesał włosy w warkocz, przywdział buty i ruszył do burdelu nawet nie zamykając drzwi mieszkania. Tam i tak nie było nic do ukradzenia.
    Westchnął cicho czując skurcze żołądka i zaczął podgryzać bułkę którą kupił w drodze do owego budynku.
    Grzecznie czekał aż pojawi się tamten mężczyzna, opierając się delikatnie o ścianę.

    OdpowiedzUsuń
  31. - Tak, jestem pewna. Słyszałam parę razy jak rozmawia o tym z innymi ludźmi. Uważa, że odpowiedni mężczyzna dla mnie po prostu nie istnieje, a że 'nie ma zamiaru wydawać jedynaczki za byle kogo', to woli oddać mnie do klasztoru i zniszczyć moje życie - powiedziała, wzdychając ciężko.
    Tak, obcym ludziom z pewnością łatwiej było opowiadać o takich rzeczach, bo oni nie oceniali sytuacji przez pryzmat sympatii do niej czy do jej ojca. Oni jedni mieli naprawdę prawdziwe spojrzenie na to wszystko. I nawet jeśli tylko udawali zainteresowanych problemami młodej panny Tupper, to jednak, często nie zdając sobie z tego sprawy, naprawdę jej pomagali, poświęcając jej ta parę minut.

    OdpowiedzUsuń
  32. Próbował protestować.
    Nie miał zamiaru już niczego się uczyć. Nie miał zamiaru na powrót stawać się Starym Bogiem...
    Chciał jakoś przeżyć, dopóki znów nie wejdzie na prostą.
    W końcu jednak przestał walczyć... Jego spojrzenie zaś było zniechęcone... W tym czasie mógłby znów sprzedać swoje ciało i zarobić ciut więcej pieniędzy.
    Mężczyzna chyba nie wiedział iż niepotrzebnie marnuje czas zarówno swój jak i Uniquea.
    Z góry patrzył na nich Helios, który jakby na złość swemu synowi świecił jaśniej, wyraźnie przyświecając pomysłowi Morana.

    OdpowiedzUsuń
  33. Złapała wolną dłonią jego rękę, która ją głaskała. Nie wiedziała czy chciała go powstrzymać czy coś innego. Mimowolny odruch. Coś się działo. Tylko co? Była duchem. Mimo, że miała okazję coś czuć, nadal nie rozumiała tego.
    -Podróżować ?
    Zaśmiała się niepewnie, wręcz parsknęła. Chciała się roześmiać, owszem; ale zorientowała się, że kupiec nie żartuje. W prawdzie co ją tu trzymało? Kilka ulubionych miejsc? Tak. Tylko to. Nawet nie znała nikogo bardziej.
    -W prawdzie... Tylko gdyby coś się stało, nie pomogę ci, jestem duchem. Sama jestem nieśmiertelna, ale nie wiem czy będę pomocna.

    OdpowiedzUsuń
  34. Nagle usiadła. Nasłuchiwała chwilę, po czym odwróciła się, opierając na dłoni. Jej zaciekawiony, a może i zaniepokojony wyraz twarzy, rozerwał uśmiech. Nadal nasłuchiwała.
    -Chyba.. Masz czego szukasz. -popatrzyła teraz na niego- I masz szczęście, że jesteś ze mną, bo nie lubią jak nieznajomi przeszkadzają im w wieczorach. -znów odwróciła się patrząc w ciemność - łowcy są niedaleko.

    OdpowiedzUsuń
  35. Unique słuchał jego słów ze złością.
    - Nie zgadzam się. Nie masz prawa robić nic wbrew mojej zasranej woli.- oznajmił cichym, lecz wściekłym głosem.- Nie jestem czymś, czym możesz sobie bezkarnie sterować. Jestem myślącą istotą z wolną wolą. Znajdź sobie innego idiotę na którym będziesz się mścił, czy cokolwiek robisz. Ja nie mam zamiaru.- Usiadł na piasku w siadzie skrzyżnym i założył ręce na klatkę piersiową.
    Nie chciał by jego moc teraz rosła. Zbyt łatwo wtedy mógłby być odnaleziony a znając życie przyjdzie po niego Uraziel z całą swoją Anielską świtą.
    Oznaczałoby to dla niego niechybną śmierć.
    Drugim powodem była praca. Nie mógł pozwolić by ktokolwiek zajął jego miejsce. Zbyt jej potrzebował, nawet jeśli jej nienawidził.
    Potrzebował jej do czasu, dopóki nie znajdzie sobie o wiele bardziej komfortowej i o wiele lepiej płatnej pracy.
    - I choćbyś miał mnie torturować nie zgodzę się na żaden trening.- dodał pewnym tonem.

    [ Dobrze jeeest :3]

    OdpowiedzUsuń
  36. [Taaa.. Rzekomo znam ich wszystkich.]

    Zerwała się, gdy świst strzał przebił ciszę. Dopiero teraz zorientowała się jak blisko są. Ktoś wystąpił do nich, znajoma twarz. Bez słowa, jedynie z uśmiechem zbliżył się do elfa, który ujął jej dłoń i ucałował ją. Był przywódcą łuczników.
    -Kogo jak kogo, ale ciebie o taką agresję bym nie posądziła -rzekła do elfa -chyba nie zrobicie krzywdy mojemu przyjacielowi?
    -Póki co, nie zasłużył -mruknął, posyłając znaczący uśmiech Moranowi - w jakiejś sprawie tu jesteście, czy zwyczajny spacer, Rosie ?
    -Nie mam pojęcia jak z Moranem, dla mnie to zwykła przechadzka pod inną postacią.
    Łucznik przyjrzał się Moranowi. Zapewnie rozpoznał w nim człowieka ze stolicy.
    -Kupiec czy łowca? -powiedział łuczik

    OdpowiedzUsuń
  37. Tortury nie były dla niego żadną groźbą... Ale kiedy ten wspomniał o przyprowadzeniu Anioła, młody bóg zaczął trząść się jak w febrze... Jakby nagle temperatura jego ciała podniosła się.
    - Uraziel...- wyszeptał cicho.- Tylko nie Anioł... Nie Uraziel... Tylko nie znowu Uraziel!- jego głos drżał w przerażeniu...
    Och, te wspomnienia go nawiedziły... Te, o których tak bardzo chciał zapomnieć!
    Szybko zmienił pozycję i teraz klęczał podpierając się rękoma.
    Czuł mdłości. Okropne mdłości.
    Po chwili zawartość jego brzucha- Czyli bułka, woda i trochę kwasów żołądkowych- stwierdziła, że bardzo chciałaby zobaczyć plażę i przez usta młodzieńca wylądowała na piachu.
    Kto by pomyślał, że wspomnienie tego Pierwszego Anioła wywoła w nim takie reakcje.

    [ Jaki panikarz z tego mojego Unique xd]

    OdpowiedzUsuń
  38. -Łuki w dół. -mruknął, na co wszyscy łucznicy równo opuścili strzały -to przyjaciel naszej Mgły.
    To chyba umocniło elfy w wierze, że nie koniecznie sam z siebie Moran mógłby im zagrażać. Przywódca wyciągnął dłoń do Morana.
    -Lenthir. Może chodźmy do obozu. Robi się zimno.
    Rosie szturchnęła lekko Morana w łokieć, gdyby przypadkiem jego duma była zbyt wielka alby uścisnąć dłoń elfa.
    -Oczywiście, Len. -powiedziała Rosemary biorąc Morana pod rękę. -Proszę. Bądź miły -mruknęła tym razem do człowieka, a raczej Zapomnianego.

    OdpowiedzUsuń
  39. [Fakt, zagapiłem się, ale już to zmieniłem. A karta postaci będzie jeszcze rozbudowana - jak zawsze - więc coś tam pozmieniam.]

    OdpowiedzUsuń
  40. Zaśmiała się cicho. Tak, dla niej to wszystko było jeszcze głupimi mrzonkami, nic nie znaczącymi plotkami, szeptanymi przez stare baby, które z niewiadomych przyczyn niebywale interesowały się jej życiem. Bawiło ją to. O, naiwna...!
    - Nie do końca. Ale tak mówią wszyscy wkoło. Nawet ci, których nie znam i widzę pierwszy raz na oczy - powiedziała nieco rozbawiona.
    Ją jakoś nigdy nie pociągały plotki, cudze życie i knowania za plecami biedaków. W jej mniemaniu to było po prostu... odrażające. Chyba nigdy nie miałaby odwagi aż tak się poniżyć, bo... i po co?

    OdpowiedzUsuń
  41. -Spokojnie -szeptała dyskretnie do Morana - pójdzie na każdą ugodę, bo z lekka im się sypie w handlu. A mają pełno rzeczy na zbycie... Jakieś elfickie wyroby, skóry, wiesz... -puściła mu oko -tylko go nie oszukuj, bo lubi być nerwowy.
    Gdy dotarli do obozowiska, Lenthir dał znać, aby reszta elfów rozeszła się. Zaprowadził ich do ogniska w środku obozu. Ogień ten był magiczny. Aby nie zdradzić się, że gdzieś w lesie jest obozowisko, był wyczuwalny i widoczny z jakichś pięciu - sześciu metrów. Usiedli naokoło. Zaczęło miło grzać. Rosie położyła głowę na udzie Morana i przysłuchiwała się.
    -Interesuje cię coś konkretnego? -zagaił Lenthir.

    [handel, o co chodzi.. mógłbyś/mogłabyś poprowadzić ich rozmowę albo przynajmniej skrócić ją, żeby doszli do jakiejś tam ugody etc?]

    OdpowiedzUsuń
  42. Och, no przecież, że nie traktowała plotek poważnie. Śmiała się z nich za każdym razem, kiedy tylko je słyszała. Na niej nie robiły większego wrażenia. W końcu zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie zainteresowany cudzym życiem dużo bardziej niż własnym. Proste.
    - W takim razie... gdzie masz te swoje pozostałe cztery głowy...? - zapytała zaciekawiona, patrząc na niego z rozbawieniem w szarych tęczówkach.
    Naprawdę ją zaciekawiło to, jakby wyglądał człowiek o pięciu głowach. To musiał być raczej dość zabawny widok, a przynajmniej ona tak myślała.
    - A z moim tatą nie da się tak po prostu rozmawiać. To trochę... skomplikowane - zmarszczyła delikatnie brwi.

    OdpowiedzUsuń
  43. Lenthir zgodził się na większość i wynegocjował swoje [bądź mu się nie udało, whatever]. Poczęstował ich winem, którego Rosemary odmówiła. Nie piła i nie jadła.
    Mgła nalegała aby już nie przeszkadzali elfom, pożegnała się krótko, uprzedzając, że jeszcze wpadnie i ciągnąc Morana za łokieć, opuścili ich obozowisko.
    -Agresywniejszej rasy nie widziałam jak istnieję... Wystarczy nie mieć odstających uszu i już masz karę śmierci -parsknęła - dobrze, że mnie nie potępili, bo bym się załamała, że stworzenia lasu nie chcą ducha. -pokręciła głową -a kto jak kto, ale Lenthir jest wyjątkowo miłym elfem...

    OdpowiedzUsuń
  44. Spojrzał na niego tak pustym wzrokiem...
    - Zemsta do niczego nie prowadzi. Tworzy tylko kolejną garść nowych problemów.- wyszeptał cicho kuląc się na piasku.
    Jego ciało drżało. Był słaby. Wolałby w tej chwili pieprzyć się z jakimś nieznajomym, upitym facetem.
    - A co do Uraziela... Znam go lepiej niż Ci się wydaje. Byłem pierwszą istotą która zobaczyła go... Ba! Widziałem jak go tworzono...- pokręcił głową.- A potem byłem jego niewolnikiem. Tada! Boże Dziecię Niewolnikiem Anioła... Widzisz tu gdzieś sens? Bo ja nie.- czemu mu to powiedział?
    Chyba zgłupiał, pokazując swoje słabe punkty.
    Ale chyba teraz miał już wszystko jedno. Chciał tylko już umrzeć. Chciał by jego oczy zmieniły barwę z Czerwonych na Niebieską, co było symbolem zakończenia jego dnia a początkiem nocy wiecznej oraz tego by te czerwone pasemko zmieniło kolor na jasnoniebieski... Chciał śmierci. Poszedłby tam gdzie cała jego boża rodzina.

    OdpowiedzUsuń
  45. -Chyba zdajesz sobie sprawę jak patrzą na istoty wędrujące z duchami? Raczej jak na barbarzyńców, którzy wywali niewinną leśną duszyczkę z jej naturalnego środowiska. Nie powinnam się ujawniać, ani ty nie powinieneś mówić nikomu skąd mnie znasz i kim jestem. Mgła musiałaby pójść na drugi plan. -popatrzyła na niego - jak wygląda takie życie? Opowiedz mi.. co robisz, czym podróżujesz, gdzie nocujesz... Mi to obojętne, ale jestem ciekawa. Nigdy nie podróżowałam w jakimś celu, tym bardziej z handlowcem. W prawdzie mogę się przydać. Umiem czytać ludziom w myślach i przewidywać ich zachowania. w prawdzie dawno tego nie robiłam, ale jeśli to ma czemuś służyć...?

    OdpowiedzUsuń
  46. Spojrzała na niego szczerze zaciekawiona. Nikt jeszcze nigdy nie oferował jej takiej pomocy. Zazwyczaj ludzie po prostu wzruszali ramionami i zostawiali ją samą ze swoimi problemami, nie bardzo interesując się tym, co będzie z nią dalej.
    - Naprawdę mógłbyś to dla mnie zrobić...? - zapytała cicho z nadzieją w głosie.
    Mimo wszystko nie wierzyła, aby komukolwiek udało się przekonać jej ojca do szczerej rozmowy na temat planów związanych z jej przyszłością. Mężczyzna od zawsze unikał tego tematu.

    OdpowiedzUsuń
  47. Dla młodej, niedoświadczonej i jakże naiwnej dziewczyny jego zachowanie było wręcz oczarowujące, a ona nie miała zamiaru ukrywać tego, że jest wprost urzeczona dopiero co poznanym mężczyzną. Miała to dziwne wrażenie, że wreszcie ktoś ją rozumie, wreszcie ktoś chociaż próbuje postawić się w jej sytuacji.
    - Ale dzisiaj...? - zapytała zaskoczona. - To chyba nie najlepszy pomysł. Tata ma od rana zły humor... - powiedziała z wahaniem, przypominając sobie, jak to ojciec cały dzień narzekał i to nie tylko na nią, ale na wszystko, co tylko znalazło się w zasięgu jego wzroku.

    OdpowiedzUsuń
  48. Ból w nodze chłopaka był dla niego nie do opisania.
    Jego wrzask rozległ się w całej najbliższej okolicy.
    I tylko jedna rzecz zmąciła krzyk. Ale była ona tylko w umyśle Uniquea: Był to głos jego matki.
    Gdy młodzieniec w końcu przyzwyczaił się do bólu podniósł pusty wzrok na mężczyznę.
    - Mama karze Ci przekazać, że nigdy Ci nie wybaczy...- wymamrotał i na dowód iż te słowa kazała mu ona powiedzieć dodał...:- Bowiem łzy księżyca Cię naznaczą i cierpieć będziesz przez wieki...
    Było to ulubione powiedzenie jego matki do tych którzy ją urazili, a którego Unique nawet nie powinien znać.
    Był pewien, że ten mężczyzna je skojarzy...
    Te słowa były zarówno dla Uniquea jak i dla Luny ostatnią deską ratunku.

    OdpowiedzUsuń
  49. - Skąd pewność, że miłą? Skąd pewność, że to wszystko nie jest tylko gra, mająca na celu omamić się, zwieść i wykorzystać do zażegnania konfliktu z ojcem...? - zapytała z czystej ciekawości, unosząc lekko głową i odważnie patrząc mu w oczy.
    Być może było to niegrzeczne, niestosowne czy nietaktowne, ale... ona nigdy nie przejmowała się tymi wszystkimi regułami i tym, czego nie wypada jej robić. Dla niej to było po prostu zbędne.

    OdpowiedzUsuń
  50. Miał rację. Ona nie umiała tak bez wyrzutów sumienia mamić, oszukiwać i okłamywać ludzi, którzy okazywali jej chociażby cień serdeczności. Nie, nie umiała i koniec. Była dobrym, wręcz zaskakująco dobrym, stworzeniem, a swoją sprawiedliwością i poczuciem zrzeszania się z innymi wprost zaskakiwała. Niewielu już takich ludzi krążyło po świecie.
    - Tak, tak myślę - powiedziała cicho. - Rzadko kiedy go opuszcza.

    OdpowiedzUsuń
  51. Skulił się mocno.
    - Błagam... Nie wiem, czemu mnie tak nienawidzisz... Czemu za wszelką cenę chcesz mnie wykończyć ale przepraszam! Błagam, tylko daj mi już spokój i daj żyć po swojemu...- wyszeptał chłopak.
    Mężczyzna chyba myślał iż on był jedynym, który został opuszczony przez Lunę i Heliosa.
    Unique musiał przez tysiące lat sam radzić sobie z bólem i samotnością jaka spotkała go u Uraziela. Mimo wszystko... nadal był posłuszny swym rodzicom, kochał ich i... Starał się by byli z niego dumni...
    -Mama mówi iż to właśnie przez twoją odporność na magię nie mogłeś usłyszeć jej odpowiedzi...- wyszeptał i zamknął oczy.
    - Skąd wiesz, co robił mi Uraziel?- zapytał jeszcze cicho i zakaszlał. Nie miał siły... Był wyczerpany.

    OdpowiedzUsuń
  52. Widać było jak na dłoni, że dziewczyna nie jest do końca przekonana, co do słuszności tego postępowania. Cały czas starała się schować gdzieś za ramieniem czy plecami mężczyzny. Wszystko, byleby tylko uniknąć gniewnego spojrzenia ojca, który przyglądał się im zza sklepowej lady z wyraźnym niezadowoleniem wypisanym na pokrytej zmarszczkami twarzy.

    OdpowiedzUsuń
  53. Zastanowił się krótko.
    - Ja... Ja nic takiego nie zrobiłem...- wymamrotał cicho i poczuł się jeszcze gorzej niż zwykle.- Ale co ja mogłem zrobić? Jestem tylko małym nic nie wartym gównem, który nadaje się tylko do tego, by zdechnąć albo sprzedawać swoje ciało...- w jego głosie słychać było przekonanie dotyczące tej tezy.- Jak można być dumnym ze zwykłego, nic nie wartego śmiecia, który boi się nawet zażyć trucizny by umrzeć, nie mówiąc o powieszeniu się, czy przebiciu swego serca sztyletem.- powoli odczołgał się kawałek od słonej wody, która co chwilę drażniła jego ranę.
    - Dziwię się mamie i tacie, że jeszcze nie wyrzekli się czegoś tak bezwartościowego, głupiego i żałosnego jak ja...- zamilkł zamykając oczy.
    Pod powiekami czuł piekące, zdradliwe łzy.

    OdpowiedzUsuń
  54. w prawdzie nie wiedziała o czym do końca mówi, ale wszystko wydawało się intrygujące dla Rosie. Jej podróże to praktycznie tylko kilkumiesięczna przejażdżka od hrabiego tutaj. Była znudzona ciągłym galopowaniem na koniu. od tego miała Mgłę. Ale zwierzak był rozpieszczonym, stajennym wierzchowcem, nie mógł mieszkać dziko. Musiała dotrzeć do miasta.
    -Więc mogę jechać, gdziekolwiek. w prawdzie to.. jak najdalej stąd. Nie przyzwyczaiłam się do pobytu tutaj. Zimno ci? -dodała gdy ją objął.

    OdpowiedzUsuń
  55. Otworzył oczy by spojrzeć na niego. Teraz lekko lśniły się od łez.
    Powoli podniósł się i utykając, z trudem podejść do mężczyzny.
    - Pomóż mi... Zrobię wszystko tylko naucz mnie jak dobrze żyć...- wymamrotał i nie mogąc dłużej ustać upadł przed nim na kolana.
    Jego głos drżał, w błagalnym tonie.
    Prośba była widziana w jego oczach.
    - Spraw, by rodzice byli w końcu ze mnie dumni...- dodał i lekko pociągnął nosem.
    Jeszcze tego mu brakowało. Kataru i choroby.
    Szybko otarł oczy, byleby tylko się nie rozpłakać.

    OdpowiedzUsuń
  56. Kiedy pierwsza kula rozerwała jego skórę i mięśnie zawył z bólu. Tak samo za drugim razem.
    W powietrzu już po chwili poczuł słodki zapach swojego starego domu... Tak dla niego pachniała jego krew.
    W głowie zaczęło mu się kręcić a w uszach szumiało.
    - Nie. Nie rzucę swojej pracy. Nie będę miał za co przeżyć... Ani nawet za co dalej wynajmować mieszkania...- powiedział cicho ledwo utrzymując swoją świadomość przytomną.
    Cały czas tracił krew, a to nie było zbyt dobrze.
    Nie dla Uniquea. Jego ciało powoli runęło na piasek. Chłopak ledwo przewrócił się na plecy by mógł obserwować mężczyznę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Nie zabieraj mu jego roboty xd. Nie mam pomysłów na równie oryginalny zawód. Szczególnie że to jedyna męska dziwka w historii bloga xd. Z resztą nawet na zmianę zawodu jest za wcześnie. Jak już mam zmieniać mu profesję to dopiero za kilka miesięcy.]

      Usuń
  57. [ Jesteś bezczelny. Zabijesz mi postać xd]

    Westchnął cicho.
    - To teraz możesz się pozakładać ile przeżyję: Tydzień czy półtora!- powiedział z bólem i zamknął oczy.
    - Przecież ja nie mam szans na jakiekolwiek inne zatrudnienie: Pisać i czytać nie umiem, Liczę ledwie do dziesięciu. Nie umiem nawet podłogi zamieść, nie mówiąc nic o sprzątaniu. Na alkoholach się nie znam, gotować nie umiem. Siły fizycznej nie mam w ogóle. Jedyne co umiem to się pieprzyć... Ale ty nigdy tego nie zrozumiesz. Nigdy nie byłeś postawiony w sytuacji taka jak moja.- wymamrotał i odwrócił.
    Jego organizm po małej dawce snu zapewnionej przez koszmary, małej ilości spożywanego jedzenia oraz od kiepskich warunków mieszkaniowych było wycieńczone.

    OdpowiedzUsuń
  58. [ Jako, że postanowiłam nadrobić zaległości, a widzę możliwość ciekawego wątku, ośmielam się napisać i zapytać, czy masz jakieś preferencje co do wątków, czy raczej odpisujesz na wszystko?]

    OdpowiedzUsuń
  59. Objęła go w pasie i wtuliła nos w jego szyję. Była zimna. Musiałaby przemienić się w Mgłę, aby nie odczuwać chłodu. Zmrużyła oczy i westchnęła. Tak po prostu. Zimno dawało się we znaki jej ludzkiemu organizmowi. Palce miała już lodowate, tak samo usta i nos. Ale nic nie mówiła. Co miała powiedzieć?
    Ni stąd ni zowąd przyszła jej do głowy wizja hrabiego na swoim dworze i jej gdzieś obok. Siedzieli i rozmawiali o głupotach, śmiali się. Wszystkiego było jej szkoda, co minęło.
    -Nie odganiam cię, ale nie chcesz wrócić do domu? Wychłodzisz się.

    OdpowiedzUsuń
  60. -Hm. Dziękuję . -nakryła się bardziej -gdzie pójdziemy ?-przekrzywiła lekko głowę, patrząc na niego. Lubiła tak robić. chyba już nie orientowała się kiedy głowa opada jej w stronę prawego ramienia.
    Było już ciemno, mimo, że ona widziała wszystko. Jej oczy widziały trochę inaczej. W lesie było pełno stworzeń, biegających naokoło ich. Żadne raczej nie było dla nich niebezpieczne. Duchy, zwierzęta, driady. Dzeiwczyna już sie przyzwyczaiła, że żyje z nimi pod jednym dachem nieba.

    OdpowiedzUsuń
  61. [Co prawda Eire sukkubem nie jest, ale to dość podobna postać. Spróbuję coś zacząć.]

    Po zmroku nie trudno było natknąć się na podejrzane typy, których nie trzeba by było namawiać do złożenia jednej, prostej obietnicy. Pewnie wielu z nich już kiedyś ją złożyło, albo i tak są jedną nogą w Piekle. To nie było żadne wyzwanie. Eire poszukiwała czegoś więcej, czegoś, co ją zmotywuje do działania, uprzyjemni pobyt w tym miejscu. Dlatego właśnie wybrała się w podróż po uliczkach. W czerwonej sukni, lekko spiętych czarnych lokach mogła być uznana za kogokolwiek. Za szlachciankę zabłąkaną wśród uliczek, ekskluzywną prostytutkę, prostą dziewczynę, która chce pochwalić się nową kreacją. A ona polowała. Szukała, wybierała, zabierała. Nie przeszkadzała jej w tym nawet ta drobna ułomność, która ostatnio jej się przypałętała. Ale w końcu zobaczyła kogoś, kto mógłby być tym wyzwaniem. Przystojny, wyglądał na porządniejszego niż reszta. Czerwone, pełne usta wygięły się w lekkim uśmiechu a w ciemnych oczach pojawił się błysk, który każdy rozumiał jak chciał.
    -Proszę wybaczyć, czy zna pan uliczki tej mieściny? Chyba zgubiłam drogę.- zadałą proste, banalne pytanie. Nie używała zwykłych sztuczek, nie było aury pożądania, zapachu kobiecego ciała. To była jej zabawa, jej wyzwanie.

    OdpowiedzUsuń
  62. -Przygotować to najwyżej mogę ci pomóc. -wzruszyła ramionami - chyba nie mam żadnych potrzeb. Jeśli przemienię się we Mgłę. -dodała po chwili. -nie wiem gdzie możemy iść. one nic ci nie zrobią. nie zrobią nic niczemu, co jest z duchem. bo duchy jak ja, nie zbliżą się do człowieka z czysto złymi zamiarami. Albo już moje zmysły mnie mylą i głupieję zwyczajnie. -zaśmiała się nerwowo.
    Może coś w tym było? Może już się zużywa...? Rzekomo jest nieśmiertelna i może żyć do końca świata i dłużej, bo nie jest normalnie materialna. Jest żywą duszą.

    OdpowiedzUsuń
  63. Nie przestała się uśmiechać w ten dziwny, często irytujący sposób. Nie łatwo było ją zbyć, ani zniechęcić.
    - W takim razie usiądę obok, bo zaczynam się bać ulic i ludzi.- i nie czekając na odpowiedź, usiadła obok mężczyzny, obserwując ścianę,eksponując długą szyję i zarys obojczyków.

    OdpowiedzUsuń
  64. Sędziwy, siwowłosy pan Tupper zsunął z nosa okulary połówki i spojrzał uważnie na swą jasnowłosą córkę, która wyglądała na dość niepewną i wyraźnie onieśmieloną.
    - Doprawdy...? - powiedział cicho, mierząc Primrose uważnym spojrzeniem, aby już chwilę potem przenieść wzrok na mężczyznę.
    Zdecydowanie wolał, aby jego córka unikała kontaktów z przeciwnikami płci przeciwnej. W jego oczach wciąż była dzieckiem i to dokładnie takim samym jak w wieku lat pięciu czy sześciu. Dla niego Primrose wcale się nie zmieniała.
    - Prim, skocz do magazynu, sprawdź, co możemy zrobić dla pana - powiedział krótko, patrząc uważnie na córkę, a ta tylko delikatnie skinęła głową.
    Wolała nie narażać się ojcu.

    OdpowiedzUsuń
  65. Wraz z pojawieniem się Morana, powoli amatorski występ pantomimiczny dobiegał końca. Łatwo się jednak zorientować, że cały malutki spektakl opierał się na bezsilności granej przez Doriana postaci, na próbach ucieczki i rozpaczliwym, niemym wzywaniu pomocy. Kiedy skończył, uśmiercając swoją postać żalem i tęsknotą do rodziny, chęcią wydostania się z niewidocznej klatki, ukłonił się, zbierając brawa. Odczekał chwilę i stanął prosto, posłał publiczności delikatny uśmiech w ramach skromnej podzięki, a następnie rozejrzał się.
    - Do kolejnego występu potrzebuję kilku osób - powiedział, uśmiechając się przy tym w ten sam sposób, jak uprzednio. Chciał pokazać, że nie zrobi nikomu krzywdy i zachęcić do wspólnego grania.
    Naprawdę ciekaw był, czy tym razem ktoś się zgłosi. Poprzedniego razu z początku trudno było przekonać do współpracy kogokolwiek, ale wtedy nieśmiało z tłumu wyszła mała dziewczynka, ciągnąc za sobą dwójkę rówieśników, co zachęciło resztę publiczności do zgłaszania się. To go uratowało. Jego i występ.


    [Wybacz, że odpisuję z takim zapłonem. :c]

    OdpowiedzUsuń
  66. [Jakie serce?xD Eire nie ma serca, ona myśli tylko o łóżku:) A poza tym w dwóch komentarzach nie zdążyłam się rozwinąć(tak, wiem, żadne wytłumaczenie) ale spokojnie, to się ogarnie]

    -Nic tylko pogratulować rycerstwa, błędny rycerzu w zbroi z papieru.- krzyknęła za oddalającym się mężczyzną z lekkim, krzywym uśmiechem i podkuliła nogi. Od kiedy odkryła pewną istotę paradującą po ulicach, zdecydowanie zaczęła bać się ciemności, ale nie wszyscy musieli o tym wiedzieć. Może jak tu tak posiedzi, to chociaż parę dusz wpadnie na jej piekielne konto.

    OdpowiedzUsuń
  67. Mając już odpowiednio dużą ekipę, krótko wytłumaczył każdemu, o co chodzi. Zrobił to jednak dyskretnie, szepcząc każdej osobie kilka słów na ucho. Wkrótce kolejny występ rozpoczął się. Z początkiem było trudno, nowicjusze wstydzili się i nerwowo zerkali na publiczność, jakby z obawą. Kiedy akcja nabierała rytmu, można było już odróżnić postacie: matka, którą grała młoda kobieta o blond włosach, jej dzieci oraz trzech mężczyzn. Wątek kręcił się wokół kobiety, opierał na miłości mężczyzn do niej.
    Wraz z rozwojem wydarzeń narastał konflikt między mężczyznami. Wszyscy ubiegali się o względy młodej mamy, ta zaś nie mogła zdecydować, czy wybrać któregokolwiek z nich, o ile w ogóle miałaby wybrać - ciągle wzdychała za swoim kochankiem, który wyjechał. Ostatecznie spektakl skończył się zginięciem wszystkich bohaterów, prócz dzieci, które zostały bez opieki, porzucone, zdane na siebie.
    Całość wyszła nie najgorzej, jedni grali lepiej, drudzy gorzej, a reszta mieszanie. Największymi zdolnościami jednak wykazał się Dorian, choć starał się grać tak, by nie przyćmić ekipy. Po zebraniu oklasków i pogratulowań, podziękowaniu publiczności, towarzystwo porozchodziło się w swoje strony, a Dorian spokojnie mógł odpocząć. Planował teraz udać się do pobliskiej karczmy.

    OdpowiedzUsuń
  68. [Spokojnie...Ta dziewczyna nie daje mi się łatwo prowadzić.]

    Nie, nie mógł odetchnąć spokojem, ponieważ kobieta, którą zostawił na pastwę nocy, na prawdę się bała, a teraz szukała zemsty na tym, który pozwolił jej się bać. Poczekała tylko, aż zniknie za rogiem i ruszyła jego śladem. Powoli, cicho, jak łowca, myśliwy. Nie chciała już jego duszy, chciała zemsty, bo nikt do tej pory jej nie zostawił. Gdy tamten kupiec zniknął, a mężczyzna został sam, ona wyszła zza rogu, jak cień, duch, ubrany w czerwienie.
    - Nawet tchórz nie zostawia zbłąkanej kobiety, więc nawet tak plugawym mianem cię nie nazwę. - zbliżyła się do niego na tyle blisko, by móc mu to wyszeptać do ucha. Nachalna? Nie, ona taka po prostu była.

    OdpowiedzUsuń
  69. Uśmiechnęła się kącikiem ust i zerknęła na cienkie ostrze przytknięte do pleców mężczyzny.
    - Tylko głupi myśli, że kobieta podchodzi do uzbrojonego mężczyzny bez broni. Zwłaszcza kobieta bez serca- przesunęła palcem wolnej dłoni po jego skroni, ciągle lekko się uśmiechając.Nie miała serca.Można było o niej powiedzieć wiele, ale stwierdzenie, że mogła mieć serce, było bezpodstawne.

    OdpowiedzUsuń
  70. Zaśmiała się krótko, kontrolując sytuację.
    - Albo ty jesteś na tyle nieostrożny, by dać się podejść kobiecie w ciemnym zaułku. Nie odmawia się pomocy kobiecie, która się czegoś boi. To niesie za sobą konsekwencje- ona natomiast lubiła takie sytuacje. Mieli równe szanse, choć gdyby chciała, to on mógłby być na pozycji straconej. Ale lubiła też wyzwania, a ten człowiek mógł być jej wyzwaniem. Ewidentnie czuł do niej niechęć, więc istniała też szansa na potyczki słowne, nie tylko te z bronią w ręku.

    OdpowiedzUsuń
  71. Spojrzał za nim niemal z nienawiścią w oczach. Ten wstrętny, okropny zarozumiały dupek, właśnie zakazał mu w jedyny sposób do jakiego się nadawał... A za kilka dni miał zapłacić za wynajem tego czegoś, co właściciel określił dumną nazwą "mieszkanie".
    Zrezygnowany chwycił jakiś ostrzejszy, znaleziony w piachu kamień i wbił go sobie w nadgarstek z krzykiem bólu, by po chwili napić się swojej krwi o nieziemskim smaku... Już nawet nie wiedział skąd znał ten cudowny smak.
    Zamruczał cicho, gdy jego rany zaczęły się leczyć, a ból zmniejszał się, by po chwili zniknąć zupełnie...
    Zrezygnowany podniósł się i chwycił pieniądze zostawione mu przez mężczyznę. Skrzywił się.
    - Dupek.- skwitował jeszcze, obiecując, że przy następnym spotkaniu zwróci mu je.
    Szybkim krokiem zaczął zmierzać w kierunku miasta.
    Wyglądał jak... nawet nie dało się tego opisać. Jego ubranie poplamione było jego krwią i zapewne gdyby była noc jakiś wampir już by go dopadł zwabiony swym ulubionym zapachem.

    W drodze do domu, zaczął jednocześnie pytać się o jakąś pracę.
    Wszędzie jednak słyszał te same odpowiedzi: Niestety, nie mam pan odpowiedniego doświadczenia/odpowiednich kwalifikacji/odpowiednich warunków.
    Po przejściu wszelkich zakładów pracy w Norrheim wrócił do siebie stwierdzając iż właśnie został bezrobotny, za kilka dni będzie bezdomnym a za góra dwa tygodnie będzie również martwy.
    Zrezygnowany i zmęczony przeprał się w inne, niezniszczone ciuchy (Ten Dupek zniszczył mu drogie i najlepsze ubrania!, usiadł na łóżku i owinął się kilkoma kocami, chcąc się choć trochę rozgrzać w tym niewiarygodnie zimnym mieszkaniu.

    OdpowiedzUsuń
  72. Owszem, zaskoczył ją. Ale tylko na moment, bo nie lubiła leżeć na ziemi i to jeszcze obita. Była kobietą, ale była też demonem, więc jej siła była niewspółmiernie większa do siły przeciętnej kobiety. Podcięła mu nogi, żeby upadł, w tym czasie wstając z ziemi i podnosząc upuszczony pistolet.
    - Nie jestem księżniczką czekającą na rycerza, a łowcą polującym na zwierzynę. - strzepnęła z twarzy długie, czarne włosy. Sukienka uwalana była ziemią, a na policzki wystąpił jej lekki rumieniec, którego z powodu ciemności nie mógł widzieć.- A łowca, ma na imię Eire.

    OdpowiedzUsuń
  73. Cóż, noc była dla niego równie ciężka jak dzień. Cały czas był męczony przez koszmary. NAstępnie obudził się i bał się już zasnąć. Dopiero na pół godziny przed wejściem do jego mieszkania Morana, Uniqueowi udało się w końcu zasnąć płytkim, lekkim snem.
    - Nie mogłeś dać mi choć jednego dnia odpoczynku?- spojrzał na niego pustym wzrokiem.
    Wyglądał gorzej niż źle.
    Ledwie trzymał się na nogach, był niewiarygodnie blady, włosy mimo iż były związane w długi warkocz były w zupełnym nieładzie...
    A do tego wszystkiego chyba jeszcze miał gorączkę i okropnie się czuł...

    OdpowiedzUsuń
  74. Ona też się uśmiechała. Z pogardą i wyższością.
    -Sam dowiodłeś, że nie tylko dobrze się z niej strzela, ale i dość dobrze bije. I lepiej się rumienić od nieczystej gry, niż broczyć krwią z powodu remisu- mówiąc to, nadal się uśmiechała. Jego bezczelność nie wywarła na niej wrażenia, bo spotykała gorsze osoby. Chociażby jej dawny opiekun. - A rana jeszcze nie jest śmiertelna, więc po co się śpieszyć?- dodała po chwili, ale pomogła mężczyźnie wstać, czy raczej pociągnęła go za płaszcz. Nawet gdyby teraz przeszło mi przez myśl przewrócić ją, uderzyć, czy cokolwiek innego, on sam mógł też oberwać.- Nie chodzę na kolacje z mężczyznami, których imienia nie znam.

    OdpowiedzUsuń
  75. Roześmiała się. Dźwięczny,zimny, idealnie pasujący do jej osoby śmiech odbił się od ścian budynków.
    - Widzę, że medyk jest niezbędny, bo brak krwi zaczyna dopadać twój mózg, Moranie. I kto powiedział, że inkwizycja czy ktokolwiek z twoich obrońców może mi zaszkodzić.- był pewien drobiazg, o którym nie musiał wiedzieć. Jeden, nic nie znaczący drobiazg, demoniczna umiejętność, która sprawiała, że nigdy nie będzie sytuacji szach mat w ich rozgrywce. Przynajmniej nie na jego korzyść.- Jak już wiesz, nie znam miasta, więc raczej to ty musisz prowadzić, czy raczej...ufać, że cię tu nie zostawię.

    OdpowiedzUsuń
  76. -No oczywiście. Przecież umarłabym z radości, że już nie żyjesz- uśmiechnęła się słodko i niewinnie kierując się w stronę kościoła. Lubiła szpitale. Pełne były umierających i tych, którzy oddaliby wszystko, żeby tylko jeszcze żyć. Idealne miejsce dla kogoś takiego jak ona. Ale Eire nie uciekała się do tak tanich sztuczek. Wolała osoby, które miały całkowicie wolną wolę, nie zniewoloną chorobą i pragnieniem życia.

    OdpowiedzUsuń
  77. Chłopak prychnął cicho i zniesmaczony oddał mu piersiówkę. Jedzenie jednak zjadł, mimo iż o dziwo nie miał swojego zwyczajowego apetytu.
    - Zaczynam żałować swojej decyzji.- jęknął cicho otrzepując dłonie z okruszków chleba, po czym jako tako poprawił swoje jasnoniebieskie włosy.
    Już po chwili stał przed mężczyzną prosto i spokojnie, jednak miał ochotę uciec jak najdalej stąd wiedząc iż gdyby przybrał drugą formę, ten dupek nie miałby szans go dogonić.
    Nie zrobił tego jednak. Postanowił iż da mu się męczyć, dopóki nie znajdzie jakiejś normalnej pracy... Wiedział że wtedy nie będzue potrzebował już jego pomocy.

    OdpowiedzUsuń
  78. Jego wzrok przepełniała złość. Jednak nie nienawiść. Według niego, ten dupek nie zasłużył sobie na nią. W końcu każdy potrafił znęcać się nad słabszymi, kryjąc ją za chęcią noszenia pomocy. Dlatego twierdził iż Uraziel zasłużył na jego nienawiść. Nie krył się ze swoimi złymi zamiarami w żaden sposób.
    - Sam się przed tobą ochronię.- oznajmił hardo. Nie wiedział czemu tak mówił... Ale wiedział co słyszał: "Najlepszą obroną jest atak", brzmiał głos jego ojca w jego głowie.
    I Unique wiedział, że jeśli ten znów do niego strzeli, rzuci się na niego. W podświadomości chłopiec bowiem czuł iż Moran zagraża jego życiu... A jeśli chodzi o swoje życie, Unique walczył o nie cholernie.

    OdpowiedzUsuń
  79. Słysząc słowa zachęty uśmiechnął się.
    Tym razem jego przemiana trwała zaledwie kilka krótkich sekund: Zbyt krótko by dokładnie wycelować i oddać strzał. Bardzo szybko zmieni pozycje na wykorzystywanie wszystkich kończyn i zaczął biec z niepojętą dla zwykłego człowieka szybkością. Z metr przed nim wybił się, rzucając się na niego, co skutkowało wylądowaniem mężczyzny na piasku. Momentalnie przygwoździł jego uzbrojone ręce do ziemi, wbijając ostre pazury w podłoże...
    Dlaczego jego dzisiejsza przemiana trwała tak krótko? Dziś odbyła się z własnej woli bożka, nie była wywołana żadnym strachem.
    - Nie doceniasz mnie...- wymamrotał, ukazując swe ostre jak wampirze kły zęby... Różniły się tym iż każdy ząb był tak ostry... I były ich aż dwa rzędy...
    Dodatkowo dziś nastąpiła w pełni gotowa do boju przemiana... Którą Unique był po raz pierwszy w swym życiu. Nigdy nie był aż tak silny, jego skóra nie była tak twarda, szpony tak długie a i dwóch rzędów zębów nie miał!
    Unique wręcz czuł jak jego trująca krew płynie w jego żyłach... W tej formie był maszyną do zabijania... Był Ciemną Stroną Księżyca...

    OdpowiedzUsuń
  80. Ostry ból w szczęce sprawił iż młodzieniec zaskamlał niczym zraniony pies. Drugi jęk bólu, który wydobył się z gardła chłopaka nastąpił po wymierzeniu kopnięcia w jego tors. Malowniczym widokiem był wykopany w górę bożek, rozszerzający oczy w niemym przerażeniu. To nie tak miało być!
    Po chwili w powietrzu rozniosło się tylko głuche uderzenie ciała chłopaka o piasek. Czuł krew w swoich ustach i ze zdziwieniem stwierdził iż owa nie robi mu żadnej krzywdy. Otumaniony potrząsnął głową, odskakując w bok słysząc huk czterech wystrzałów. Gdyby nie odskoczył zapewne teraz leżałby martwy, jednak teraz czuł tylko ostry ból w nodze, boku oraz w skrzydle, w które ze świstem trafiły dwie kule...
    Podniósł się powoli, ledwo stojąc na zranionej, prawej nodze. Dyszał ciężko... Nie będzie słaby... Nie dziś...
    Słońce delikatnie świeciło na wodę, która odbijała światło. Gdyby nie sytuacja, Unique pewnie stwierdziłby iż jest niewiarygodnie piękne... Teraz jednak nie miał na to czasu.
    Mimo bolącego skrzydła wzbił się w powietrze, a następnie rozpoczął ostre pikowanie w jego stronę...
    Gdyby nie udało mu się trafić w mężczyznę... Skutki tego były by bardzo niebezpieczne...

    OdpowiedzUsuń
  81. -Szydełkiem też potrafię zrobić krzywdę- uśmiechnęła się z satysfakcją widząc, że gwałtowniejsze ruchy sprawiają ból mężczyźnie. Nawet nie wiedział, jak blisko był mówiąc, że jest istną demonicą. Właściwie to trafił w samo sedno jej istnienia, ale nie musiał o tym wiedzieć. Zwłaszcza, że zbliżali się już do szpitala.

    OdpowiedzUsuń
  82. Pokręciła głową z politowaniem, które zabarwione było kpiną.
    - Z chęcią popatrzę na rany, na twoje cierpienie i na minę medyka, kiedy zobaczy piękną kobietę z kimś takim jak ty- uśmiechnęła się uroczo.- Nie umiesz zbywać kobiet. Przypominam też o obiecanej kolacji.- dodała jeszcze. Siniaki? Na jej ciele nie powstawało coś takiego jak siniaki, no chyba, że działoby się nie wiadomo co. Ale była to kolejna rzecz, o której nikt nie musiał wiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  83. Nie drgnął jej nawet jeden mięsień twarzy, nie wykonała żadnego gwałtownego ruchu, nie zdradziła niczym poruszenia, które wywołał w niej tym pytaniem. Uniosła jedynie brwi z wyrazem uprzejmego zainteresowania.
    -Kogo? Wybacz, mało wiem o kupieckim świecie- teraz to ona zaczęła go baczniej obserwować. Wzięła go za zwykłego człowieka, jednego z wielu potencjalnych skazańców, a tu proszę.Pomyliła się, i to w sposób, który może ją sporo kosztować, jeśli jest kimś, kto może zaszkodzić jej pozycji wśród demonów.

    OdpowiedzUsuń
  84. Zatrzymała go i uśmiechnęła się dziwnie.
    - Chyba masz nieco mylne zdanie o mnie. Nie interesuje mnie kim, a raczej czym jesteś, ale akurat osoba, o której mówisz, nie jest moim kompanem, ani nawet dalekim znajomym. I lepiej uważaj na to, o co pytasz.- jej głos był spokojny i opanowany, ale gdzieś tam czaiła się groźba.Nie wiedział, kim jest. Mógł co najwyżej znać jej rasę, o jej specyficznym fachu, który wyróżniał ją spośród innych demonów nie wiedział nic. Co prawda skłamała, mówiąc, że nie interesuje jej, kim on jest. Była tego ciekawa, ale była pewna, że prędzej czy później i to wyjdzie na jaw.

    OdpowiedzUsuń
  85. - Do przybytku niedoli to chorzy i upośledzeni powinni wchodzić pierwsi, więc nie skorzystam z tego gestu- uśmiechnęła się, ale był to zimny uśmiech. Nawet jeśli prawdopodobnie nie mógł jej bardzo skrzywdzić, wolała nie obracać sie do niego tyłem.Przemilczała kwestię demona, o którym mężczyzna ciągle wspominał. Nie obchodził jej ani trochę i raczej nie miało się to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  86. Stała z boku, z rękami skrzyżowanymi na piersi i z kpiącym uśmieszkiem obserwowała całą tę scenę. Dziwiła się naiwności medyka i temu, że nie dopytał o szczegóły. Chociaż pewnie w tej okolicy wiele takich osób przychodziło. Tylko nie prowadzonych przez kobiety. Nie zdziwiło jej natomiast to, że była w tym momencie raczej mało zauważalna. Kiedy chciała, potrafiła nie rzucać się w oczy.
    - Ładnie to tak kłamać, kiedy ktoś ratuje ci życie?- zapytała, kiedy medyk oddalił się na chwilę.

    OdpowiedzUsuń
  87. - Pewnie przetrząsną wtedy całe miasto, albo uznają biedaka za niespełna rozumu- uśmiechnęła się krzywo i zbliżyła się do mężczyzny- Jeszcze mało o mnie wiesz- powiedziała mu do ucha, przez co nie mógł zobaczyć złośliwego wyrazu jej twarzy. Wróciła do poprzedniej pozycji, kiedy medyk pojawił się na horyzoncie. Mógł wiedzieć, że jest demonem, akurat to w niczym jej nie przeszkadzało. I mogła wyciągnąć z tego prosty wniosek, że rozmawia z kimś podobnym, choć nie z demonem.

    OdpowiedzUsuń
  88. Kiedy znaleźli się na zewnątrz, nie mogła nie zapytać.
    - Co z tą kolacją?- w końcu to właśnie to przekonało ją, by zaprowadzić Morana do szpitala. Była interesowna, a kolacje, za które nie musiała płacić były czymś, co uwielbiała. Pomimo tego, że zdarzały się dość często.- Tak swoją drogą...Nie jesteś demonem,więc czym? Czy, jak wolisz, kim?- była zaskoczona ilością pytań i słów, które padały z jej ust. Powoli zaczynała tracić zainteresowanie duszą mężczyzny. Podejrzewała, że nie ma jej tak samo jak ona, albo jest przeżarta do szpiku kości i z góry przynależna do piekła.

    OdpowiedzUsuń
  89. Wzruszyła nieznacznie ramionami i zadarła nieco brodę, próbując ukryć wyraz rozbawienia. Chyba co nieco słyszała o tej historii, ale to dawno temu. Później tę historię przykrył jej sukces, a potem kolejne. Jednak wspomnienie o tym, że inny demon polował, czy też dalej poluje na duszę Morana, skutecznie zniechęcił Eire do łowów. Łowcy nie wchodzili sobie w drogę, jeśli jeden z nich zapragnął jakiejś duszy, inny raczej nie wchodził mu w paradę. Choć wiadomo, od każdej zasady tej pisanej i nie pisanej zdarzają się odstępstwa.
    - Już raz mi groziłeś śmiercią, skończyłeś w szpitalu. - zauważyła. To też nie była groźba ani nic z tych rzeczy. Jedynie drobna uwaga.- Jest coś, za co mógłbyś oddać swoją duszę? Nie interesuje mnie, co to jest, ale czy w ogóle coś takiego istnieje.- nawet gydby wiedziała, jak już było wcześniej wspomniane, raczej by się nie połasiła na jego duszę. No, chyba, że chciała mieć problemy tam, na dole.

    OdpowiedzUsuń
  90. -Łowca raczej nie zadaje takich pytań. Dużo spotkałeś łowców, którzy byli kobietami? Bo ja ani jednego, a trochę już żyję- zauważyła ten błysk w oku,ale nie powiedział on jej nic poza tym, co już wiedziała - Nawet nie miałabym co zaoferować- zgarnęła ciemne włosy za ucho. Szła obok niego, nie wiedząc kim jest, ale wiedząc już, że jak się uprze, to zgotuje jej gorszy los niż Samael czy Lucyfer w kiepskim humorze.

    OdpowiedzUsuń
  91. Spojrzała na chłopaka z lekkim uśmiechem i średnim zainteresowaniem, po czym odwróciła się przodem do Morana.
    - Niestety pudło- teraz była tylko i po prostu kobietą, no może demonem w równym stopniu, ale ona oddzielała przyjemności i zajęcia. A co do duszy posługacza...Nawet ten drobny pieniądz by wystarczył, żeby oddał swoją duszę, bo Eire rozgrywała te sprawy inaczej niż przeciętny łowca. Bo przeciętny łowca to mężczyzna.- Będziesz tylko patrzył?- zapytała, kiedy już usiedli.

    OdpowiedzUsuń
  92. -Poproszę coś ze specjalności kuchni, najlepiej dobrze doprawionego. I wino. Czerwone wytrawne. - jej standardowe zamówienie. Dzięki temu poznawała nowe smaki z różnych zakątków świata i na różnym poziomie. Niezbyt obchodziło ją, co inni myślą na temat jej sposobu wybierania potraw. Ją generalnie mało co obchodziło. - Widzisz, gdybyś nie zostawił kobiety w ciemnej uliczce, nie siedziałbyś teraz tutaj i nie płacił za jej zachcianki.- taki drobiazg, a jakie konsekwencje.

    OdpowiedzUsuń
  93. Skosztowała wina i nieznacznie zmarszczyła nos. Słodki smak zdecydowanie nie wpasowywał się w jej gust. Jak dla niej, wino powinno być wytrawne, ewentualnie półwytrawne, żadne inne. To była jej fanaberia, jej wymysł i zachcianka.
    - Zacznę częściej nachodzić bogatych kupców w ciemnej uliczce, zwłaszcza tych mniej ludzkich- wydawało się to całkiem opłacalne, bo w wielu przypadkach skończyłoby się pewnie lepiej niż kolacją. W końcu czasami trzeba odebrać jakąś niewinną duszę.

    OdpowiedzUsuń
  94. - Ja nie chcę ich życia. Nikogo nie zabijam bez potrzeby- czemu wszyscy kojarzyli zabranie duszy z jakimś morderstwem czy skazaniem na życie rośliny? No, oczywiście, i tacy łowcy się zdarzali. Ona wolała subtelniejsze metody i jak na razie przez te wszystkie stulecia i dalej w przeszłość skuteczne. - Wiesz, czemu za tobą poszłam? Bo na prawdę nie wiedziałam, gdzie jestem.Czasami dobrze jest być tylko człowiekiem- lekki uśmiech pojawił się na czerwonych wargach- Dziwi mnie jedno. Zwykle nie potrzebuję tanich sztuczek, żeby zawrócić w głowie mężczyznom. Nie powiem, twoja obojętność godzi w moją próżność.

    OdpowiedzUsuń
  95. Kiedy syn kowala rozbił butelkę o szynkwas i rzucił się przez stół, by obić nieco biednego przeciwnika, z którym grał w kości. Ten widać, nie nauczył się jeszcze wystarczająco dobrze kantować. Wszyscy obecni w karczmie, jak na rozkaz powstali, znajomkowie kowala zwęszywszy okazję do bójki dopadli do towarzyszy oszusta, ten, kto nie wiedział o co chodzi na wszelki wypadek bił na oślep. Zrobiło się nieprzyjemnie. Bardzo, bardzo nieprzyjemnie. Nad głową biednego Williama przelatywały różne, niezbyt ciekawe przedmioty. Trzeba było się ewakuować, koniecznie.
    Wyszedł na mróz, akurat wtedy, gdy jedna z butelek rozbiła okno i potoczyła się ulicą. Wampir znów nie wygrał ani jednej monety, a za to o mało co nie dostał stołową nogą. Wizyty w norrheimskich mordowniach nie były najbezpieczniejszym miejscem nawet dla niego. Nie wiedząc co ze sobą zrobić ruszył w stronę wzgórza, nie mogąc już ścierpieć smętnego widoku dzielnicy wschodniej.

    OdpowiedzUsuń
  96. -Przyjezdni często lepiej orientują się w topografii miasta niż tubylcy. Nigdy nie pytam miejscowych o drogę- to, że mu się podobała, było dla niej tak oczywiste jak to, że woda jest mokra. Każdy mężczyzna o odpowiedniej orientacji myślał o niej to samo. Nawet jeśli woleli blondynki. -Dziwne, że mówisz o sposobach. Ja nie użyłam ani zwykłego, ani mniej zwykłego. Zabawa w człowieka bywa czasami ciekawa- uśmiechnęła się i upiła łyk niezbyt dobrego, bo słodkawego wina.

    OdpowiedzUsuń
  97. Ona zawsze taka była. Pewna siebie i z wybujałym ego.Nie mógł powiedzieć, co ma poza wyglądem czy ciętym językiem, ponieważ nic o niej nie wiedział. Z resztą w jej fachu te dwie cechy umiejętnie połączone dawały odpowiednie rezultaty.
    -Młodzieży nie spotkałam, więc zadowoliłam się kupcem. Możliwe, że to całkiem dobra wymiana.- miała w tym momencie dobrą kolację, za którą nie płaciła i okazję do drobnej zemsty.

    OdpowiedzUsuń
  98. Kiepsko mu to wychodziło, oj kiepsko.
    - Widzę, że się na tym znasz. W końcu ten poziom jest dla ciebie jak najbardziej odpowiedni, więc bez błędnie go rozpoznajesz.- Na wszystkie kręgi piekielne, kolejny, który myśli, że jest wspaniały i taki ironiczny. Co do podanych opcji, żadna nie była prawdziwa. Zaczynało być nudno, jak zawsze, kiedy ktoś próbował pokazać swoją wyższość w niezbyt umiejętny sposób.

    OdpowiedzUsuń
  99. [Hmm...Skoro ci to przeszkadza to przestanę komentować jako narrator. Bo sama Eire odpowiada na czyny i słowa, ja jako pisząca, na komentarz, no ale...niech będzie]

    -To się trochę spóźniłeś, bo ja już dawno jestem na twoim poziomie. Dywagacje o sztuce zostawię dla towarzyszy na wyższym poziomie- średnio interesowało ją, kiedy przyniosą zamówione dania. Nie zamierzała rezygnować z możliwości poirytowania kogoś swoją osobą. Zwłaszcza, że nie zależało jej na jego duszy. Nie zabierała każdej pierwszej lepszej duszy. Wolała te nieskalane, czyste, np. anielskie, bądź księży z powołania. A właśnie w nich się specjalizowała. Dlatego też ten wieczór był dla niej dość miłą rozrywką, a przynajmniej urozmaiceniem.

    OdpowiedzUsuń
  100. -Tylko po to, żebyś nie czuł się gorszy- wzruszyła ramionami i skosztowała dania. Moran miał dzisiaj zdecydowanie pecha. Nie dość, że trafił na jej nie najlepszy humor, to jeszcze próbował osiągnąć coś, co ją odrobinę irytowało, a przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Nie czuła się zobowiązana do dawania mu satysfakcji, a on tego najwyraźniej oczekiwał, choć mogła się mylić. Nikt nie jest nieomylny. Nawet demon. Napiła się wina i uśmiechnęła się sama do siebie. To wino było zdecydowanie lepsze, mile podrażniało podniebienie cierpkim posmakiem. Picie dobrego wina było dla niej jedną z największych przyjemności.

    OdpowiedzUsuń
  101. Ledwo uszedł przed karczmienną awanturą, musiał uchylać się przed grubym denkiem butelki, które wypadło z okna, przeleciało przez całą szerokość wąskiej uliczki i rozbiło się o przeciwległą ścianę, przy okazji powodując odpryśnięcie sporego kawałka cegły. Wynn spojrzał jakby z przyganą na leżące na ziemi kawałki szkła i ruszył przed siebie szybszym krokiem. Szybszy krok trwał może sekundę, bo po chwili zatrzymał się, orientując, że stracił sakiewkę. On! Wampir! Powinien zauważyć, do diabła! Kolejną chwilę stania w miejscu zajęło mu zastanowienie się czy na pewno chce wrócić do karczmy do swoje pieniądze. Nie chciał.
    Ale cholera, właśnie chciał odwiedzić luksusowy burdel na Wzgórzu!
    … te rozmyślania przerwały mu kroki. Kupca. Bogatego kupca. Wampir w zamyśleniu podrapał się po brodzie. Hmm… A nóż Bóg miał go w opiece?

    OdpowiedzUsuń
  102. To był czysty przypadek, że Lyn znalazła się ponad miastem. Może nawet jej błąd. Po prostu biernie poddawała się wiatrowi, pchającemu przed sobą burzowe chmury, wraz ze zgromadzoną w nich energią. Po niebie przetaczał się głuchy pomruk, którego w tym momencie dziewczyna nie mogła nawet usłyszeć.
    Pod wpływem nagłego impulsu oderwała się w pewnej chwili od chmury, z którą do tej pory tworzyła jedność i zaczęła spływać w dół, spadać pionowo w próżnię. Dla postronnych był to po prostu piorun przecinający ciemniejące niebo.
    Blask przeszedł tuż obok miejsca bijatyki, parząc ramiona dwóch stojących najbliżej osiłków, jednego odrzucając w bok. Ziemia zadrżała.
    Jeszcze zanim Lyn zmaterializowała się do końca, wyczuła, że przypadkiem udało jej się wpakować w jakieś zamieszanie. Konflikt jej nie dotyczył, nie znała żadnego z mężczyzn, domyśliła się tylko, że ten, który wyglądał na bogatszego padał właśnie ofiarą próby rabunku.
    Dziewczyna niewiele myśląc, nie wstając z przysiadu, chwyciła nogi napastnika stojącego najbliżej. Jedyną bronią była w tej chwili jej własna energia, której nie zawahała się użyć, obezwładniając przeciwnika. Jej przewagą było zaskoczenie, walcząc siłą, niewiele zdołałaby osiągnąć. Poczuła, że któryś z mężczyzn uderza ją pałką w ramię, w myślach podziękowała temu, kto postanowił, żeby po śmierci nie czuła bólu. Sięgnęła w stronę tego, który ją zaatakował, błękitne iskry z jej palców przeskoczyły na jego nogi.

    OdpowiedzUsuń
  103. Lyn wstała, z całych sił usiłując zasłonić długimi włosami swoją niezbyt obyczajną nagość. Niby w tym przypadku normalna rzecz, chociaż jako panienka, która zdążyła wynieść z rodzinnego domu dobre maniery, za każdym razem czuła się z tym trochę nieswojo.
    Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co musiał o niej pomyśleć ten człowiek. Stała tu przed nim jak nagi demon, który wyszedł z błyskawicy, z ogonem i czerwonymi oczami o pionowych jak u kota źrenicach. Czysty obraz złego, którym z lubością straszyli kaznodzieje.
    Poczuła, że z lewym ramieniem, w które została uderzona, coś było nie w porządku, możliwe, że bandycie udało się złamać którąś z jej kości. Trudno, albo za kilka minut przejdzie samo, albo zniknie po kolejnej materializacji.
    -Nie zamierzam nikogo upiec -westchnęła, ponuro patrząc na obezwładnionych i nieprzytomnych rabusiów -Gdybym miała cię zabić, wycelowałabym lepiej.
    Nie musiała od razu mówić mu, że nie zawsze ma nad tym całkowitą kontrolę i już wiele razy wylądowała niedokładnie tam, gdzie chciała. Na szczęście do tej pory nie wywołało to żadnych nieprzyjemnych konsekwencji. Miała nadzieję, że to wkrótce się nie zmieni.
    -Aha, i nie jestem demonem -dodała, czując, że to musi wyjaśnić od razu -Piorunem owszem, ale z diabłami nie zamierzam mieć nic wspólnego.

    OdpowiedzUsuń
  104. Dziewczyna szczerze podziękowała i szybko się przykryła. Chwyciła teraz poły płaszcza jak suknię i dworsko dygnęła.
    -Lyn Delacoir - przedstawiła się. Czuła, że w tym wypadku było wręcz wskazane użyć nazwiska. Teraz nie miało ono większego znaczenia, skoro została uznana za zmarłą, raczej nie spodziewała się, że coś odziedziczy. Jeżeli cokolwiek z majątku przodków przetrwało do tego dnia, czego nie mogła być całkiem pewna.
    -A za życia byłam byłam skromną, bogobojną szlachcianką -prychnęła -Tak duchowni traktują po śmierci swoje pokorne owieczki?! Od razu demon i egzorcystę naślą!
    To zresztą z winy chciwości kilku wysoko postawionych dostojników ojcowski majątek jeszcze za życia dziewczyny szczuplał z miesiąca na miesiąc.
    Potrząsnęła głową.
    -Ale tutaj jeszcze egzorcystów nie widziałam. Dziwię się, ale cieszy mnie to bardzo, chociaż reputacja tego miasta nie jest pewna...
    Przyjrzała się mężczyźnie podejrzliwie.
    -Ale nie wydaje mi się, że tutaj łatwo jest o zyskowny i zarazem legalny interes... Jeśli jesteś kupcem, to chyba nie najlepsze miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  105. Lyn zawahała się. Nie sądziła, że ktokolwiek w tych okolicach słyszał o jej krewnych. Nie tu. I nie obecnie, kiedy z dawnej świetności rodu naprawdę niewiele pozostało.
    -Posiadłość Mountmorrac, wschodni Valnwerd -odezwała się niepewnie -Wcześniej także kilka wiosek i lasy, nadane przez poprzednich królów za wierną służbę wojskową, w których to lasach przez wiele pokoleń polowali moi krewni.
    Mimowolnie się uśmiechnęła. Była dumna ze swoich przodków i ich dokonań, nawet, jeśli obecnie pozostawały one żywe tylko we wspomnieniach i opowieściach. Wiedziała, że wśród Delacoir wielu było walecznych żołnierzy i wytrawnych myśliwych.
    -Ale w prowincji nastał nowy biskup, wyjątkowo łasy na złoto i w krótkim czasie doprowadził do upadku okoliczną średnią i uboższą szlachtę. My, Delacoir, nie wyszliśmy na tym najgorzej, chociaż od najmłodszych lat wszyscy dawali nam do zrozumienia, że sytuacja trzech córek, które mogą nie doczekać posagu, nie rysuje się zbyt różowo. Majątek ojca, Orlanda Ravina, topniał z miesiąca na miesiąc. A potem wszystkich szlachetnie urodzonych mężów z prowincji wezwano do stolicy. Szykował się jakiś konflikt zbrojny. Ojciec długo nie wracał, wszyscy w Mountmorracq odchodzili od zmysłów. Prawie straciliśmy nadzieję.
    Westchnęła i smutno potrząsnęła głową. Ta historia nie miała kończyć się szczęśliwie.
    -Potem stało się to...
    Postukała palcem w swoją klatkę piersiową.
    -Piorun. Zabił mnie na miejscu. I, jak się wkrótce okazało, zabrał moją duszę. Długo trwało, zanim zorientowałam się, że mogę wydostać się na powierzchnię. Potem błąkałam się, nie wiedząc, dokąd pójść. Ostatecznie znalazłam się tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  106. Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona. Tego nie wiedziała.
    -Muszę przyznać, że o tym nie słyszałam.
    Trochę dziwiło ją to, że w mieście w tej sytuacji mógł panować względny spokój. Owszem, burdy i bijatyki się trafiały, czasem w rynsztokach znajdowano ciała żebraków z poderżniętym gardłem, ale nie wykraczało to poza zajścia w innych miejscach.
    -Czy myślisz, że to jest cisza przed burzą?
    Gestem wskazała wokół siebie.
    -W razie potrzeby zawsze mogę uciec. Do otchłani chociażby, niekoniecznie tak daleko.
    Postukała palcami bosej stopy w ziemię pod sobą.
    -Albo w niebo. Gdziekolwiek. Trudno ścigać się z piorunem. Chyba, że inkwizytorzy potrafią odsyłać błąkające się dusze do zaświatów. Coś jak przepędzanie złych duchów... Sama nie wiem.
    Tego trochę się bała. Nadal uważała, że żyła zbyt krótko, aby ostatecznie opuścić ten nienajlepszy ze światów.

    OdpowiedzUsuń
  107. Dziewczyna skinęła głową i pozwoliła mu się prowadzić. Nie miała nic przeciwko spadającym na nią kroplom, jej nie rozbiło to większej różnicy.
    -Większość chyba zdążyła się przyzwyczaić. W końcu mieszkam tu jakiś czas.
    Z "mieszkaniem" właściwie sytuacja wciąż była niejasna, dziewczyna nie miała własnego domu. Przebywała w Elhyr i w szpitalu, gdzie pracowała, najczęściej jednak pozostając w biegu. Czasami bez słowa znikała na kilka dni, aby pojawić się jak gdyby nigdy nic, nie przejmując się, co pomyślą albo powiedzą o niej inni.
    -A ja przyzwyczaiłam się, że kiedy czasem wpadam do szpitala, poczciwe siostrzyczki żegnają się i spuszczają wzrok. Dobre dusze, niech im się we wszystkim powodzi...
    Uśmiechnęła się do swoich myśli.

    OdpowiedzUsuń
  108. Lyn pokręciła głową. Nie chodziło jej dokładnie o to, że często pojawia się w szpitalu nago, zazwyczaj wyglądała po prostu, jakby wracała z wojny, w której sama musiała pokonać tysięczną armię. Splątane włosy, porwane ubranie, dziki wzrok i paniczne krzyki nawołujące do pośpiechu... Co bardziej wrażliwe siostrzyczki nie potrafiły przejść nad tym do porządku dziennego. Zwłaszcza, kiedy Lyn miała na sobie krew. Nie swoją, rzecz jasna, jej krew zniknęłaby od razu, plamy na ubraniu dziewczyny pochodziły od osób potrzebujących pomocy, których Lyn w pojedynkę nie potrafiłaby przenieść do szpitala tak, aby jeszcze bardziej nie pogorszyć ich stanu.
    -Wiesz, w tym mieście wiele rzeczy nie do pomyślenia gdzie indziej tutaj traktuje się jak naturalny porządek rzeczy. Ja na tym tle wypadam blado, w sumie nic takiego nie robię, poza tym, że czasem kogoś postraszę. Przez czysty przypadek oczywiście - zastrzegła się szybko. Nigdy nie miała wobec nikogo złych intencji.

    OdpowiedzUsuń
  109. Lyn spojrzała w dół, na swoje stopy. Nie chciała powiedzieć niczego, co Moran mógłby źle zrozumieć.
    -No, tak jakby - przyznała - To znaczy, spróbowałam pomóc człowiekowi w potrzebie, kiedy zorientowałam się, w jaką sytuację ten przypadek mnie wplątał. Wiesz, jak nie mam ciała, nie mam też zmysłów. Teraz widzę i słyszę nieporównywalnie więcej niż pospolici zjadacze chleba, ale bez ciała odczuwam świat zupełnie inaczej. Stany skupienia materii, łatwość, z jaką mogłabym przenikać obiekty, drgania, ruch... Czasami mogę się domyślać, że któryś obiekt jest żywą istotą i zazwyczaj staram się lądować zachowując od nich bezpieczny dystans. Nie chciałam znaleźć się tak ryzykownie blisko, ale przy tej szybkości nie mogłam już zmienić toru lotu i znalazłam się akurat w środku bijatyki. I kiedy zorientowałam się, co się dzieje, zrobiłam to, co uznałam za słuszne.
    Wzruszyła ramionami.
    -Dla mnie to jest naturalne. Po prostu słucham sumienia i intuicji. Chciałam w miarę możliwości pomóc, a kolejny zbieg okoliczności sprawił, że się udało. Kwestia zwykłego szczęścia i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  110. Lyn roześmiała się i pokręciła głową.
    -Wiesz, mnie raczej trudno byłoby otruć. Jedna z licznych zalet nieprawdziwego ciała. Zapewne gdybym chciała, mogłabym pić płynne żelazo rozżarzone do czerwoności...
    Ugryzła się w język. Efekty znajomości z Wynnem w ostatnim czasie były jak na jej gust aż nazbyt widoczne. Zupełnie, jakby szaleństwo było zaraźliwe.
    Ale spodobała jej się jego troska. Westchnęła.
    -A na największą ironię zakrawa fakt, że teraz, kiedy właściwie nie potrzebuję jedzenia, mogę odczuwać smaki tak intensywnie, jak nigdy za życia... Ten tam na niebiosach ma tochę dziwne poczucie humoru, ale, jak to mówią, nieznane są jego wyroki.
    Przekrzywiła głowę i spojrzała na Morana życzliwie.
    -Czy jest coś, co stały bywalec tego przybytku mógłby polecić osobie spragnionej wrażeń?
    Lyn nie miała jeszcze okazji odwiedzić tego miejsca, widywała je raczej z daleka. Najczęściej po prostu nie miała grosza przy duszy.

    OdpowiedzUsuń
  111. Lyn tylko się uśmiechnęła. Kolejną ironią mógł być właśnie fakt, że teraz nie mogłaby bez tego żyć. Potrzebowała piorunów. Albo co kilka dni musiała schodzić do otchłani. Niby nic takiego, nawet całkiem przyjemne uczucie, ale niebezpieczne jak pływanie w bezdennym morzu pełnym zdradzieckich wirów. I oszałamiające jak narkotyk.
    Odchyliła głowę w tył i pociągnęła nosem, z przyjemnością chłonąc smakowite zapachy.
    -W stolicy? - spytała nieoczekiwanie -Byłeś w stolicy?
    Od razu poczuła żywe zainteresowanie, w końcu była tylko szlachcianką z prowincji a z powodu sytuacji finansowej nie mogła sobie pozwalać na podobne podróże, ku frasunkowi troskliwego ojca, który przecież życzył swoim dzieciom jak najlepiej i z bólem myślał o ich przyszłości. Słyszała tylko opowieści piastunki o świecie zupełnie odmiennym niż ten znany od dziecka.
    Teraz poczuła, że ma okazję dowiedzieć się czegoś z pierwszej ręki.
    -Tam naprawdę życie tak bardzo różni się od tego na prowincjach? -spytała nieśmiało. Nie mogła całkiem opanować chciwego spojrzenia, jakie wbiła w kupca.

    OdpowiedzUsuń
  112. Dziewczyna w milczeniu spożywała potrawy, chociaż na usta cisnęły jej się tysiące pytań. Nie chciała uronić jednak żadnego z jego słów.
    Ciekawie obejrzała okular, mrużąc oczy i marszcząc czoło. Widziała gdzieś podobny przedmiot. Nawet niejeden, w dzieciństwie co jakiś czas stykała się z podobnie wykonanymi obiektami.
    -To mi coś przypomina... -mruknęła w zamyśleniu. Po chwili musiała z całej siły uderzyć się dłonią w czoło.
    To przecież było oczywiste! Ylsmir z Sohenburgh!
    -Przyjaciel mojego ojca miał w swojej posiadłości wiele przedmiotów, których przeznaczenia wtedy nie rozumiałam. Czasami, kiedy nas odwiedzał, pokazywał to i owo, jakiś nowy nabytek do swojego gabinetu i biblioteki...
    Uśmiechnęła się do wspomnień. Ylsmir Garvin, najbogatszy spośród właścicieli posiadłości na wschodniej prowincji. Jego dom, zwłaszcza biblioteka, były obiektem cichej zazdrości średniej szlachty z całej okolicy. Przyjeżdżano do niego chętnie oglądać cuda, które przywoził z odległych miast, niejeden starszy już człowiek kiwał głową, rozmyślając nad tym, jak mało wie o własnym kraju.
    -On jako jeden z nielicznych dziedziców starych rodów zdołał zachować do tych czasów pokaźną fortunę. Ale i do niego w końcu się dobrali, bo zbytek kłuje niektórych w oczy... Ylsmir wiedział, co się szykuje, zamierzał sprzedać swoją ziemię i przenieść się do któregoś z większych miast, ale nie zdążył...
    Umilkła. Dalszy ciąg tej historii znała doskonale. Biskup znalazł najprostszy sposób, żeby położyć chciwe łapy na złocie Garvinów. Oskarżenie o czary. Okolicznej, zacofanej i zabobonnej społeczności pobliskich wiosek bez problemu mógł wmówić wszystko, szybko znaleźli się świadkowie rzekomych niecnych czynów właściciela Sohenburgh. Wkroczyła Inkwizycja, zaczęły się przesłuchania i wycieńczony cierpieniem Ylsmir, pod koniec tej parodii procesu prawie już niepodobny do człowieka, przyznał się do wszystkiego, licząc zapewne na to, że śmierć zakończy dalszą mękę.
    -Ale to wszystko przepadło. Wszystko co zgromadził, jego biblioteka...
    Poczuła coś na kształt bolesnego ukłucia, myśląc o całej straconej wiedzy, której poszukiwaniu poświęcił życie biedny Ylsmir.
    -Gdyby wtedy zdążył. Gdyby mu się udało, inni może poszliby w jego ślady.
    Wyobraziła sobie, jak potoczyłoby się jej życie, gdyby Delacoir również przenieśli się do stolicy. Może ona i Moran spotkaliby się w odmiennych okolicznościach, wśród tego wszystkiego, o czym jej teraz opowiadał, pałaców, teatrów,kościołów...

    OdpowiedzUsuń
  113. Dziewczyna smutno pokiwała głową. Nie mogła mieć do niego, żalu, że nie zdążył ocalić Garvina. Nie on był odpowiedzialny za całą tę sytuację.
    -Dziękuję -westchnęła -Dziękuję, że zrobiłeś to, co mogłeś.
    Skosztowała wina. Powoli, tak jak wypadało damie. Właściwie dla niej nie miało to większego znaczenia, mogła delektować się smakiem, ale niezależnie od wypitej ilości, nie spodziewała się poczuć efektów działania spożytego alkoholu. Ciało, które sobie stworzyła, chociaż z wyglądu i dotyku wyglądało jak żywe, nigdy nie mogło być do końca prawdziwą tkanką z wszystkimi jej właściwościami.
    -Masz dobry gust -pochwaliła mężczyznę -I widzę, że znasz znaczną część Valnwerdu.
    Ciekawiło ją, ile razy i kiedy ostatnio bywał w jej rodzinnych stronach. Była spragniona wieści, chociaż z drugiej strony trochę obawiała się jakichś złych nowin. Nie chciała usłyszeć o nieszczęściach, które w ciągu ostatnich lat mogły spaść na ludzi dobrze jej znanych.

    OdpowiedzUsuń
  114. Dziewczyna uśmiechnęła się. Szybko zdążyła się zorientować, że pieniądze i ich zdobywanie miały dla tego człowieka ogromne znaczenie.
    Nie próbowała tego oceniać, każdy miał w końcu swoje priorytety.
    -Zamierzasz zatem rozkręcić tu interes, zobaczyć, jakie przyniesie zyski, zarobić w miarę możliwości... A potem? Dokąd się udasz?
    Sama nie była pewna, jak długo pozostanie w Norrheim, ale chwilowo wolała nie zastanawiać się nad swoją przyszłością. Właściwie nie wiedziała nawet, ile czasu jej pozostało, czy któregoś dnia nie przyjdzie jej utonąć w nieskończoności, tym razem już bez szansy powrotu.
    -Będziesz tak podróżować do końca życia? Nie planujesz założyć rodziny, ustatkować się? Nie poczujesz kiedyś potrzeby posiadania własnego miejsca?

    OdpowiedzUsuń
  115. -To znaczy gdzie? -zaciekawiła się.
    Nie wiedziała, jakie miejsce Moran miał na myśli, poza Valnwerdem było tak wiele krain, których niektórym ludziom nie dane będzie zwiedzić.
    Otarła ręce serwetką, ułożyła sztućce równo na półmisku. Kątem okaz dostrzegła, że ktoś z obsługi ruszył w ich stronę. Jego ruch był dla niej jednym z wielu składowych elementów dynamicznej mozaiki składającej się na wnętrze lokalu. Mieszanka zapachów oszałamiała, gwar rozmów odbijał się od ścian i łączył w jeden wspólny chaos. Wyostrzone zmysły czasami mogły irytować.
    -I czy kiedy się tam znajdziesz, już nie wrócisz do Valnwerdu? W każdym miejscu planujesz się znaleźć tylko raz?
    Zastanowiła się przez chwilę, czy nie jest to może jakiś przesąd wiążący się z powodzeniem w handlu.

    OdpowiedzUsuń
  116. Lyn przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Nie wiedziała, czego konkretnie kupiec mógł od niej oczekiwać.
    -Znam okolice, owszem -odezwała się w końcu trochę niepewnie -Zależy, o co pytasz... Chodzi co o tereny położone poza murami? Las, góry? Czy może samo Norrheim?
    Co do prośby, owszem była ciekawa, nie miała nic przeciwko, żeby dowiedzieć się, o co mu chodzi. Gdyby mogła jakoś pomóc, zrobiłaby to chętnie.
    -A mogę wiedzieć, dlaczego pytasz?

    OdpowiedzUsuń
  117. Westchnęła. Co mu mogła doradzić? Na pewno to, żeby nie decydował się na bliskie sąsiedztwo dzielnic nędzy i portu, tam raczej nie znalazłby dogodnych warunków do zamieszkania.
    -Najlepiej to poza murami -powiedziała cicho -Gdzieś nad rzeką, tak, żeby i do lasów i do miasta było blisko. Albo w okolicach gór. Byłam tam kilka razy, bardzo ładna okolica i wspaniałe widoki... Zwłaszcza przy zachodzie słońca.
    Mimowolnie uśmiechnęła się, kiedy w jej pamięci wypłynął na wierzch odpowiedni obraz.
    -Poza tym tam będziesz mógł mieć święty spokój, bo pewnie sam już wiesz, że w obrębie murów Norrheim różnie bywa.

    OdpowiedzUsuń
  118. -Lepiej gdzieś po lewej stronie rzeki, patrząc od północnej strony Norrheim -poradziła mu Lyn -Z drugiej strony brzegi łatwo się obrywają i koryto się poszerza. Nic, co zostanie tam zbudowane, nie wytrzyma zbyt długo.
    Zmarszczyła czoło. Przypomniała sobie o pewnym ukrytym w lesie obozie.
    -Aha, i pamiętaj, że w lasach mają swoją siedzibę łowcy. Chociaż ciebie raczej nie będą niepokoić, oni nie polują na ludzi, więc ciebie to nie dotyczy. Może to nawet lepiej, żadna krwiożercza, nienawidząca ludzi istota nie odważy się wkroczyć na twój teren.

    OdpowiedzUsuń
  119. Lyn zaczęła się śmiać, po prostu nie mogła się powstrzymać.
    -Widzę, że ktoś tutaj nie lubi takiej pogody...
    Sama nie miała nic przeciwko temu, żeby rozglądać się choćby teraz, chłód nie był dla niej nieprzyjemny, huku grzmotów już dawno przestała się bać. Burze stały się przez ostatnie lata nieodłączną częścią jej życia.
    Oparła się i usiadła wygodniej.
    -A to z łowcami może być nawet plotką, kto tam wie... Ale jeśli plotki wystarczają, żeby ochłodzić zapędy chociaż niektórych zbyt spragnionych krwi albo ludzkich dusz istot, to niech się rozchodzą w jak najszerszych gronach. Niepotrzebne nam są kolejne próby morderstw i bez tego w szpitalu mamy mnóstwo roboty.

    OdpowiedzUsuń
  120. Iskra była wiedźmą. Rasową. Latała na miotle i te inne sprawy. Ale o tym mało kto wiedział. Mało kto wiedział, że była czystej krwi elfką. Ludzie mieli ją za wesołą dziwaczkę, która łazi wszędzie z tłustym kotem.
    Zapewne podobne informacje usłyszał Moran.
    W obecnej chwili bardzo dobrze udawała zwykłą zielarkę, bowiem siedziała na słomianej poduszce i segregowała zioła. Zioła nie całkiem normalne, ale dla niewyćwiczonego oka nie było to zbyt zauważalne. No, może poza liśćmi mięty, które miast zielone, był czerwone. Ale kto by się tam tym przejmował.
    I usłyszała pukanie. Każdy klient pukał. A ona nie każdego wpuszczała. Figiel leniwie otworzył jedno ślepie i zamachał ogonem z irytacją; potencjalny klient przerwał mu drzemkę.
    Elfka odczekała chwilę. Gdyby był to ktoś znajomy, już by wszedł. A skoro się tak nie działo...
    - Wlazł! - ryknęła przez całą chatynkę, a wielka to ona nie była.

    OdpowiedzUsuń
  121. Jeden przeklęty taniec, na tym przeklętym balu (U jakiegoś mało znanego szlachcica trzeba dodać... Poszedł z grzeczności...) i już miał tę dziewczynę na karku. Nie była jakiejś szczególnej urody, nie potrafiła nawet zbyt dobrze tańczyć, a do tego była pusta jak jedna ze zbroi w każdej posiadłości Grantów... Ubzdurała, że mógłby się w niej zakochać. Z taką wariatką to do czynienia nigdy nie miał... Nachodzenie, śpiewanie pod oknem (Chyba jej się role pomyliły), prezenty i planowanie ślubu przy jego rodzicach. Nawet oni sądzili, że ich syn to za wysokie progi. Dobrze wiedział, że taniec to nie flirt, bo flirtował z kilkoma dziewczętami, ale nawet to była tylko zabawa i odciągnięcie od siebie podejrzeń. Nie chciał by prawdziwa przyczyna braku ukochanej wyszła na jaw. Toć to by była plama na jego honorze!
    W duchu zmęczony Noah machał ludziom z uśmiechem na ustach powoli zmierzając w kierunku posiadłości. Gdy tylko jego ludzie zablokowali wjazd na wzgórze, by ten spokojnie zejść mógł z swego wierzchowca, stanął na ziemię. Taak, tego mu brakowało!

    OdpowiedzUsuń
  122. Noah Grant VII12 grudnia 2012 17:00

    [Och, ale ja tak specjalnie pisałam. Nie mam zamiaru, jako autorka, ukrywać upodobań swojej postaci (Przynajmniej nie w komentarzach).XD. Ale skoro tak radzisz, panie Psorze, to następnym razem zakamufluję się jak kameleon xd]

    Noah szybkim krokiem ruszył w stronę dużej posiadłości. Och, potrzebował dłuugiej, gorącej kąpieli i ciepłego posiłku. Potem może jakaś książka do przeczytania, albo potrenowanie szermierki... Albo postrzelanie z łuku... Było tyle możliwości, a czasu tak mało!
    Młodzieniec westchnął cicho gdy tylko znalazł się za drzwiami.
    - Kąpiel i obiad. NATYCHMIAST!- ryknął a służba zaczęła się szybko uwijać.

    OdpowiedzUsuń
  123. Lyn nie mogła nie przyznać mu racji, to, co mówił miało sens.
    -Słusznie -odparła -O tym, przyznaję, nie pomyślałam. Ja mówiłam z mojego punktu widzenia, o bezpośrednich przyczynach i skutkach. Trwa cicha wojna, każdego dnia przynosząc ofiary i zapełniając szpital. Wiesz, tu, w Norrheim sytuacja jest wyjątkowa. Im mniej niepotrzebnej wiedzy o naszych pacjentach, tym lepiej, chyba to rozumiesz...
    Odsunęła opróżniony już kieliszek na środek stołu. Nie pamiętała, czy kiedykolwiek piła tak dobre wino.
    Poprawiła włosy, jak zwykle prezentujące sobą dość malowniczy nieład.
    -Ale wychodzisz z założenia, że łowcy są ludźmi, a to wcale nie byłoby takie pewne. Równie prawdopodobne jest, że pośród innych istot znalazłaby się grupka tych, którzy za wszelką cenę chcą utrzymać ten chwiejny stan równowagi między nimi a ludźmi. I w imię tej równowagi ukróciliby działalność towarzyszy, nie potrafiących się dostosować. To nie jest tak zupełnie bezsensowne.

    OdpowiedzUsuń
  124. Lyn nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc tylko się uśmiechnęła. W zamyśleniu zaczęła rysować palcem po stole.
    -Wypadałoby mi pewnie zastanowić się nad tym, czy cała ta działalność jest legalna -mruknęła, nie podnosząc wzroku -Ale nie chcę pytać. Nadmiar wiedzy bywa niebezpieczny.
    Dziewczyna nie angażowała się w cudze interesy, nie była zbyt wścibska ani nachalna. Nie lubiła dokładać sobie kłopotów. Ani sprowadzać ich na innych, co również mogło się zdarzyć, gdyby przez przypadek weszła w posiadanie jakichś poufnych informacji.
    -Ale w takim razie musisz mieć wrogów -zauważyła trzeźwo -Niektórzy nie lubią, kiedy ktoś wie za dużo.
    Nie miała w tym momencie na myśli prymitywnych rzezimieszków łasych na łatwe napełnienie sakwy, chodziło jej o konflikty interesów. Rywalizację na wysokich szczeblach, wojnę organizacji i wpływowych jednostek.

    OdpowiedzUsuń
  125. Dziewczyna zaśmiała się i udała, że grozi mu palcem.
    -Uważaj, bo możesz trafić na przeciwnika, na którym twoja broń nie zrobi wrażenia. Albo któremu nie będzie w stanie wyrządzić szkody.
    Nie musiała wspominać, że sama do tej grupy także mogła się zaliczać. Ale ona nie była wrogiem kupca, nie dzielił ich żaden konflikt.
    Przyglądała mu się tak uważnie, jak nie zdążyła wcześniej, zastanawiając się, czy pod ubiorem mężczyzny nie kryje się więcej niespodzianek. Fiolki z trucizną, proch albo, co też czasem dało się spotkać, jakiś magiczny przedmiot o silnych destrukcyjnych właściwościach. A takimi rzeczami zetknęła się zaledwie kilka razy, to było dość niebezpieczne rozwiązanie, nie tylko dla potencjalnych wrogów, ale i samego właściciela, i to nie tylko z powodu serii niewygodnych pytań jakie zadałby delikwentowi gorliwy sługa inkwizycji. Magia niektórych potężnych artefaktów mogła w każdej chwili obrócić się przeciwko posiadaczowi.
    -Ale jak się domyślam, masz swoje służbowe tajemnice i sekretne sztuczki.

    OdpowiedzUsuń
  126. -Każdy ma swój słaby punkt -odpowiedziała Lyn -Wiesz, większość ludzi ma rodzinę na przykład...
    Skrzywiła się. Myślenie o tym nie było zbyt przyjemne, ale takie były realia. W porachunkach między wrogami nie było miejsca na skrupuły i sentymenty, nie dało się unikać przypadkowych ofiar. Często celem stawali się ci, którzy byli blisko.
    -Jestem pewna, że moje siostry żyją, chociaż nie widziałam ich od śmierci. Gdyby coś im groziło, zrobiłabym wszystko.
    Jej ton wyraźnie wskazywał na to, co myśli o podobnych metodach prowadzenia walki.
    Westchnęła i odchyliła się w tył, końcówki włosów dotknęły podłogi. Wyglądała w tym momencie, jakby była zmęczona, chociaż od pięciu lat nie wiedziała już, jakie to uczucie.

    OdpowiedzUsuń
  127. [Nie wiem, jak udało Ci się przewidzieć moje przyszłe zamiary, planowałam właśnie, że jedna z sióstr Lyn ma być mężatką. Telepatia?]

    W Lyn jakby wstąpiło nowe życie. Wyprostowała się i poprawiła okrywający jej nagie ciało płaszcz Morana.
    -Zatem pozostaje mieć nadzieję, że ten jej mąż ma fortecę i straż. I jakieś zabezpieczenie przed utratą majątku...
    Nie dziwiło jej to zbytnio, uważała, że jej siostry były już w odpowiednim wieku do małżeństwa, prawdopodobnie sama także byłaby mężatką, gdyby piorun nie przerwał nieoczekiwanie jej młodego życia.
    -Ale będę musiała odwiedzić rodzinne strony. Do tej pory jakoś starałam się unikać myślenia o tym, ale nadszedł najwyższy czas, aby przestać uciekać przed przeszłością.
    Właśnie tak było, dziewczyna potrzebowała jakiegoś bodźca, który skłoniłby ją aby spojrzała wstecz. Przyszłość nie mogła powstawać, kiedy teraźniejszość i przeszłość pozostawały ze sobą w niezgodzie.
    -A gdzie chcesz się teraz udać? Nad rzekę, czy w inne miejsce, które być może kiedyś zajmiesz?

    OdpowiedzUsuń
  128. [Za kilka dni to dobry pomysł, ale mają się spotkać w mieście, czy poza nim, nad rzeką na przykład, czy w innym miejscu, gdzie Moran rozważał postawienie domu?]

    OdpowiedzUsuń
  129. [To dobra,spróbuję z rzeką, taką jakąś wizję miałam]

    Lyn wpatrywała się w leniwy nurt rzeki, która za najbliższym wzgórzem zakręcała, aby przeciąć miasteczko Norrheim i opuścić je, przy okazji unosząc z wodą miejski brud. Jednak tu, od północnej strony, czysta woda połyskiwała w ostrych promieniach słońca.
    Dziewczyna przechadzała się w jedną i w drugą stronę wzdłuż brzegu, krytycznym wzrokiem oceniając teren. Wiedziała, że bez ciała byłoby jej nieporównywalnie łatwiej oceniać odległości i wymiary, teraz musiała zadowolić się tylko tymi możliwościami, jakie dawały wyostrzone zmysły.
    Nadal nie miała pewności, czy Moran zdecyduje się akurat na to miejsce pod budowę domu, chociaż zdążyła zauważyć, że teren nadawał się idealnie. Drzewa w tej odległości od rzeki rosły rzadziej, wzgórza i doliny łagodniały, tworząc prawie równą powierzchnię. Gdyby Lyn miała postawić sobie dom, zdecydowałaby się właśnie na podobną scenerię.

    [Czuję, że wyszło strasznie, ale może coś z tego będzie.]

    OdpowiedzUsuń
  130. Lyn uśmiechnęła się, rozpoznając znajomą twarz. Chwyciła skraj swojej długiej zielonej sukni i dygnęła.
    -O wilku mowa -stwierdziła z rozbawieniem -Właśnie rozmyślałam o twojej przeprowadzce do miasta.
    Cieszyła się, widząc go całym i zdrowym, mogła przekonać się, że mężczyzna jednak nie ucierpiał w tamtym starciu.
    -Czyżbym właśnie odkryła łączącą nas telepatyczną więź?- zażartowała -Wezwałam cię tu, czy tylko przewidziałam, że nadjeżdżasz?
    Dziewczyna nigdy żadnych zdolności parapsychologicznych nie posiadała i do żadnych nie rościła pretensji. W zupełności wystarczało jej to, co stało się z nią po śmierci. Samo to wystarczająco komplikowało wiele spraw.

    OdpowiedzUsuń
  131. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
    -Obie strony są dobre, jeżeli budując się, zachowasz odpowiedni dystans. Aż tak szybko się nie poszerza.
    Wymownie wskazała oberwany grunt po przeciwnej stronie rzeki, tuż nad wodą.
    -Nie dożyjemy na przykład czasów, kiedy podmyje Norrheim.
    Cofnęła się tyłem, wciąż zwrócona twarzą ku wodzie. Znów pomyślała o swojej niejasnej sytuacji, utrzymującym się stanie braku własnego miejsca i zdecydowania, aby coś z tym zrobić. Jakoś uparcie unikała myślenia o tym, mówiąc sama sobie, że na wszystko jeszcze ma czas. Prawda wyglądała tak, że nie była pewna, ile właściwie czasu jej zostało.

    OdpowiedzUsuń
  132. Dziewczyna przykucnęła i w zamyśleniu zaczęła grzebać palcami w ziemi, wpatrując się w znikającą, drobną sylwetkę mistrza murarskiego. W jej głowie kiełkowała chaotyczna plątanina myśli.
    -Mówił, że dom postoi pięćset lat? -spytała, nie wiedząc, czy zwraca się w tym momencie do Morana, czy tylko myśli na głos.
    Pięćset lat? To było dużo czy mało? Lyn w chwili śmierci miała siedemnaście, jeszcze dodać pięć... Nie lubiła tego dodawać, wolała liczyć czas od śmierci, bo tak właśnie miała wyglądać cała jej przyszłość.
    Uderzyła się dłońmi w uda.
    -Do diabła, pięćset lat przy odrobinie szczęścia pożyję!
    Przeniosła wzrok na rzekę, płynącą stale i nieprzerwanie. Woda przecież wsiąkała w grunt, spływała w głąb, ale ten strumień nadal trwał i w najbliższym czasie nic nie wskazywało na to, że wyschnie.
    Czy ona sama nie mogłaby podobnie? Trwać, walcząc z coraz silniejszą pokusą nicości? Albo tak jak podobni jej, wędrować za burzowymi chmurami, gdyby ta hipnotyczna siła okazała się jednak zbyt potężna do przezwyciężenia...
    Znaleźć jakiś sposób, uniezależnić się od nieskończoności.
    Gwałtownie odwróciła się do kupca.
    -Czy przypadkiem kilka dni temu, kiedy opowiadałeś o stolicy, nie mówiłeś coś o tym, że ludzie zdołali zmusić do posłuszeństwa pioruny? -spytała z nadzieją. Nieprawdziwe serce dziewczyny, stworzone jako naprawdę udana kopia żywego organu, zaczęło bić szybciej.

    OdpowiedzUsuń
  133. Dziewczyna głośno odetchnęła i odchyliła głowę w tył.
    -Próbuję ocenić, jakie mam szanse na wieczne życie -odparła spokojnie, jakby to było oczywiste. Zdawała sobie sprawę, że w tym momencie gonitwa myśli w jej głowie przypominała ciężkie zaburzenia psychiczne. Trochę więcej czasu potrzebowała, żeby domyślić się, że Moran może mieć mały problem z nadążeniem za tym chaosem.
    -Chodzi mi o łatwy dostęp do energii... -zaczęła, ale to także raczej niewiele wyjaśniało. Jęknęła w duchu.
    -Potrzebuję jej. Do życia. Czy też może raczej dalszego trwania w tym stanie. To moje jedyne pożywienie i jednocześnie niebezpieczny narkotyk. To znaczy niebezpiecznie robi się wtedy, kiedy w upojeniu tracę zdrowy rozsądek i czujność, co może doprowadzić do samounicestwienie poprzez rozpłynięcie się w nicości.
    Miała ochotę się roześmiać, ale niewesoło i gorzko. To dopiero brzmiało jak urojenia. Ale z cichą rezygnacją brnęła dalej.
    -Jak już pewnie zauważyłeś, cała jestem zrobiona z... tego czegoś...
    Uniosła rękę i wygięła palce jak szpony. Po jej dłoni zaczęły się wić błękitne wyładowania. Po chwili namysłu Lyn wyrwała kilka swoich długich włosów, które po kilku sekundach zniknęły, tak jakby nigdy wcześniej ich nie było.
    -To wszystko, co można zobaczyć i poczuć, jest nieprawdziwe. Sama to stworzyłam i inni mogą oceniać, na ile dobrze udaje mi się imitować żywe ciało. Porusza się tym zupełnie inaczej i trzeba kilku tygodni, żeby się przyzwyczaić. Zresztą w prawdziwej, bezcielesnej postaci też było trudno, to jest zupełnie inne niż postrzeganie świata przez żywą istotę. I też jest niebezpiecznie, jeżeli nie ma się wprawy.
    Westchnęła.
    -W dodatku niezależnie od tego, co robię i czego nie robię, stale tracę energię i co kilka dni muszę ją odzyskiwać. A burze nie zdarzają się znowu tak często...

    OdpowiedzUsuń
  134. Lyn uniosła brwi. Że nic na tym pięknym świecie nie jest za darmo, wpajano jej od najmłodszych lat.
    -No, cóż, chodzi tu o tysiące lat życia -powiedziała z wymownym wyrazem twarzy -Dla podobnej pokusy ludzie zaprzedają ponoć własne dusze diabłom. Chociaż nasz jasny święty Kościół zdecydowanie takim praktykom się sprzeciwia.
    Uśmiechnęła się. Moran na diabła raczej jej nie wyglądał. Chociaż pozory często myliły...
    -Wydaje mi się, że powinnam zaryzykować.
    Uścisnęła dłoń Morana, szybko, jakby bała się, że zaraz się rozmyśli. Poczuła nieprzyjemny dreszcz, jakby naprawdę miała podpisać cyrograf albo wyrok na samą siebie.
    -I mam nadzieję, że właśnie nie skazałam swojej duszy na wieczne potępienie.

    OdpowiedzUsuń
  135. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  136. Lyn wyprostowała się. Handel z diabłem? Nie, zdecydowanie na to ochoty nie miała.
    -Jeśli tak boją się, że kobieta na statku sprowadzi na nich nieszczęście, mogę przybyć w postaci mężczyzny. Raz już to przerabiałam, całkiem zabawnie było...
    Oprócz tego była jeszcze harpią, lwem, panterą, psem i kilkoma stadiami przejściowymi między człowiekiem a bestią, co przypominała sobie kolejno z rosnącym rozbawieniem. Lekko się uśmiechnęła.
    -I to na razie jedyne instrukcje? -chciała się upewnić -Po prostu pojawić się o wskazanej porze na statku?
    Nie brzmiało to skomplikowanie. Ani nie zdawało się zwiastować poważniejszych kłopotów.

    OdpowiedzUsuń
  137. Lyn nie po raz pierwszy pojawiała się w porcie, ale nigdy dotąd nie czuła się tak nieswojo. Nie chodziło nawet o to, że zwracała na siebie uwagę, zwykle także kierowały się na nią wścibskie spojrzenia stałych bywalców tych wąskich, przesyconych zapachem ryb i soli zaułków.
    Dziewczyna wyraźnie nie pasowała do tego miejsca. W ciemnoczerwonej, długiej sukni, z białymi włosami skróconymi do wysokości ramion i starannie uczesanymi, wyglądała na stateczną arystokratkę. A takie damy z pewnością nie zapuściłyby się samotnie w zakamarki portu Norrheim. Szła pewnym krokiem, wstydząc się zdradzić lęk i niepokój.
    W końcu była tu na własne życzenie, robiła kolejny krok, będący naturalną konsekwencją podjętej decyzji. Pozornie było to proste, ale w głębi duszy dziewczyna bała się przyszłości, teraz, kiedy z Moranem łączyła ją umowa. Co miało to oznaczać dla niej samej?
    Trudno byłoby przeoczyć Skąpca. Na pokładzie statku panował ruch podobny do krzątaniny mrówek w mrowisku, raz po raz ktoś zbiegał na molo i wracał pospiesznie, chcąc nadążyć ze swoją robotą.
    Kilkoro z załogi spojrzało na Lyn pytająco.
    -Wzywa mnie pan Gondra -odpowiadała im dziewczyna, zanim jeszcze zadali jakiekolwiek pytanie, niektórym tym krótkim zdaniem zamykała otwarte już usta. Resztę załatwiał skromny, przystający do damy uśmiech i elegancki strój. Zwłaszcza na osobnikach niskiego stanu szlacheckie pochodzenie robiło wrażenie.
    Dziewczyna szukała wzrokiem Morana, w miarę zbliżania się do statku rozglądała się wokół coraz bardziej gorączkowo.

    [Uff, przepraszam, że nie pisałam, ale ostatnio mam nawał nauki, kolokwia, zaliczenia, zbliżająca się sesja i te sprawy...]

    OdpowiedzUsuń
  138. Lyn skinęła głową. Naprawdę z każdą chwilą czuła się coraz bardziej dziwnie.
    Uprzejmie dygnęła przed przedstawionym sobie mężczyzną, starając się, aby końcówka ogona nie wychyliła się spod sukni. Szybko wyprostowała się i spojrzała Zyderowi w twarz.
    Jeśli ten człowiek był dobrym znajomym Morana, chyba nie musiała się go obawiać.
    -Dziękuję, panie -powiedziała. Nie wiedziała, jak ma zacząć rozmowę z dopiero co poznanym człowiekiem. Nie była pewna, w jakim stopniu kapitan Skąpca znał Norrheim i co Moran opowiadał mu o niej samej.
    -Racz mi wybaczyć niewiedzę, ale gdzie tak właściwie mamy się znaleźć. Nazwa Issheim nie mówi mi wiele, to był do tej pory tylko jeden z punktów na mapie. Ja wywodzę się ze wschodniej prowincji, znacznie lepiej orientuję się w tamtejszych miastach.
    Przekrzywiła głowę, prawie bezwiednie, odruchowo, wpatrując się w Zydera, starając się, aby nie było to zbyt nachalne. Jedynie życzliwe zainteresowanie stojącym przed nią człowiekiem, którego twarz nosiła ślady lat spędzonych na morzu. Człowiekiem doświadczonym, znającym się na tym, co robi.

    OdpowiedzUsuń
  139. Lyn wzdrygnęła się. Odruchowo chciała poprawić włosy, jak zwykle w podobnych sytuacjach spróbowała nerwowo owijać kosmyk włosów wokół palca, ale nie dosięgnęła go. Przypomniała sobie, że włosy nie były takie długie jak wcześniej. Zmieszana, opuściła ręce, pozwalając Zyderowi prowadzić.
    Miała wrażenie, że prześladuje ją zły omen. Wszystko zdawało się mówić, że popełniła błąd. Ostrzeżenie kapitana wywołało u niej przypływ nagłej paniki, ale dziewczyna zmusiła się do uśmiechu. To przypominało trochę nierzadkie sytuacje w miejskim szpitalu, kiedy opatrywała ludzi śmiertelnie rannych. Właściwie byli już martwi, nieuniknione było kwestią godzin, ale gdyby wówczas dziewczyna powiedziała im prawdę, skonaliby od razu w ogromnym lęku. W takich sytuacjach Lyn zaciskała zęby i robiła dobrą minę do złej gry.
    -Dziękuję, kapitanie- powiedziała, lekko skłaniając głowę. Świadomość, że znajdzie na statku swój kąt, gdzie nikt nie będzie jej niepokoił, trochę podnosiła na duchu.
    O tym, że nie sypia, wolała nie wspominać, miała cichą nadzieję, że ten człowiek nie do końca wiedział, z kim ma do czynienia. Nie chciała go okłamywać, ale poczułaby się źle, gdyby kapitan zaczął jej unikać. Zdążyła się przekonać, że ludzie spoza Norrheim różnie reagowali, kiedy dowiadywali się prawdy.
    Najbardziej jednak niepokoiła ją wizja głodowej śmierci. Pięć albo cztery dni... Mogła oszczędzać energię, ale i tak po czterech dniach odczułaby pierwsze nieprzyjemne objawy. Czy wtedy będą już u celu? Uwięziona na morzu Lyn nie miałaby łatwego dostępu do otchłani. Czy zdołałaby wykorzystać morską wodę? Albo dotrzeć do dna i niepostrzeżenie wrócić?

    [Ta podróż to jakoś dziwnie się nadaje na notkę...]

    OdpowiedzUsuń
  140. Dziewczyna siedziała właśnie na swojej podróżnej torbie, ubrana tylko w cienką halkę, która więcej odsłaniała niż zakrywała. Słysząc kroki i skrzypnięcie drzwi, odruchowo otuliła się ramionami i ogonem, unosząc głowę, chcąc spojrzeć wyzywająco na intruza. Dopiero widok Morana w drzwiach uświadomił ją, że właściwie nikogo innego nie mogłaby się tu spodziewać.
    Jego słowa także nie mogły stanowić większego zaskoczenia. Obowiązek wywiązania się ze swojej części kontraktu był kwestią czasu. Nadeszła odpowiednia chwila, w której Lyn musiała wykazać się lojalnością.
    -Oczywiście.
    Wstała i przesiadła się na koję, podświadomie zwiększając dystans. Nie próbowała uciekać od mężczyzny, bardziej była to obrona przed własnymi myślami.
    -Słucham uważnie.
    Wpatrywała się w niego spokojnie, czekając na polecenia. Wciąż powracało do niej ostrzeżenie Zydera, ale dziewczyna w tym momencie wolała zepchnąć słowa starego człowieka gdzieś w głąb umysłu, aby nie mąciły jej myśli. Nie teraz, teraz chciała mieć jasność.

    OdpowiedzUsuń
  141. Lyn wstała i z namysłem otworzyła torbę. Zastanawiała się, czy gdyby jej tragiczna śmierć tak wszystkiego nie skomplikowała, na co dzień paradowałaby po rodzinnej posiadłości w podobnych strojach. Wdziała błękitną suknię i starannie uczesała włosy, które teraz, krótsze niż zwykle, pozwalały się układać.
    Opuściła swoją koję nie oglądając się za siebie, nie sądziła, żeby ktokolwiek zamierzał włamywać się do niej w poszukiwaniu wartościowych przedmiotów. Nic takiego tam nie było i nie wyglądało, jakby było inaczej.
    Przeszła do pomieszczenia, w którym powoli gromadzili się biesiadnicy. Dziewczyna witała każdego znaczniejszego gościa eleganckim ukłonem. Taka mała solidarność wśród szlachty. Ktoś ucałował jej dłoń, ktoś pochylił głowę. Schlebiało jej to, budząc prawie już zapomnianą szlachecką próżność. Po raz pierwszy od co najmniej trzech lat poczuła się jak atrakcyjna kobieta.
    Przyszłą partnerkę handlową Morana także dostrzegła. Przynajmniej takie odniosła wrażenie, gdy zerknęła w stronę stołu. Przeszła w tym kierunku, starając się w niejako naturalny, niezbyt nachalny sposób zająć miejsce w pobliżu. Nie patrzyła też w jej stronę, tylko gdzieś przed siebie, opierając o stół dłonie, przybierając pewny siebie uśmiech. Całą swoją postawą chciała wczuć się w rolę osoby, która ma na koncie korzystnie załatwiony interes, jednocześnie nie chciała zbytnio onieśmielać tamtej. Postanowiła cierpliwie czekać, aż zjawią się wszyscy zaproszeni i pogawędki mimowolnie zejdą na tematy przeszłych i przyszłych interesów.

    OdpowiedzUsuń
  142. [Nic nie szkodzi, miło trafić na jakikolwiek wątek. :3]

    Dzień zapowiadał się całkiem przyjemnie. Może i miał w jakimś stopniu różnić się od poprzednich, które mijały jej w błogim spokoju, ale przynajmniej jego początek był dobry. Oczywiście, jeśli można powiedzieć, że dzień zaczął się w nocy. Poprzedniego wieczoru Raisha udała się do swojej leśnej "oazy", by pod osłoną nocy poszukać roślin, które kwitną tylko pod wpływem muśnięć księżyca i zebrać z nich potrzebny jej do pracy proszek. Skończyła dość szybko, więc wpadła do obozowiska łowców, gdzie ze starymi znajomymi pożartowała, a z nowymi nawiązała nić porozumienia, racząc się odrobiną pędzonego przez nich bimbru.
    Nic więc dziwnego, że wracając do miasta i przemierzając jego ulice była dość pogodna. Jej nastrój nieco zmieszał się, kiedy mijając bramę do Wschodniej Dzielnicy usłyszała za sobą przyśpieszone kroki i nawoływania. Odwróciwszy się, napotkała wzrokiem grupę młodych ścierw z okolicy.
    -Panowie - westchnęła od niechcenia - o co chodzi? - Znała niektórych z nich z widzenia. Intrygujące, jak nawet jednorazowy przemyt do Wschodniej i do Portu białego proszku może człowiekowi pomóc- gdyby jej nie rozpoznali, z pewnością nie stałaby teraz... dobrowolnie, bez "nadzoru" ich brudnych łapsk.

    OdpowiedzUsuń
  143. [ Z wielką chęcią ! Jakieś pomysły? ]
    Wendy

    OdpowiedzUsuń
  144. Cóż. Jej nastrój rzeczywiście uległ zmianie, kiedy dowiedziała się, że jest poszukiwana przez pewnego mężczyznę i nie może iść do domu (zupełnie jakby to zależało od woli otaczających ją chłystków!). Stała więc oparta o mur kamienicy i prowadziła nieciekawą dyskusję z hultajami. Postanowiła chwilę zaczekać, skoro jeden z nich pofatygował się i pobiegł po owego poszukiwacza, jednak powoli traciła cierpliwość, kiedy chwila ta nieznośnie się przedłużała. Już zamierzała zakomunikować swoją chęć odejścia, kiedy w bramie pojawił się nieznany jej mężczyzna. Zmierzyła go wzrokiem, a że zdarzało jej się bywać w różnych miejscach i wśród różnych środowisk, potrafiła wyciągnąć ogólne wnioski. Nawet jeśli starał się dopasować do ludzi żyjących we Wschodniej, to udało mu się to raczej średnio. Nie chodziło nawet o ubrania, które i ta były zbyt dobrej jakości. Po prostu wyglądał tak, jak wygląda każdy zadbany człowiek któremu dobrze się wiedzie.
    Oderwała się od ściany, kiedy rzucił dzieciarni sakiewkę i zgrabnie odpowiedziała na ukłon. Kulturę ceniła sobie jak mało co.
    -Nic się nie stało. W tej dzielnicy dzieciaki chwytają każdą okazję, by zarobić - odpowiedziała, unosząc kąciki ust w uprzejmym uśmiechu. Kupiec. Czyli jej przypuszczenia sprawdziły się, przynajmniej w pewnym stopniu. - Raisha Anneroth. Zielarka. Mogę spytać o powód pańskiego wypytywania o mnie? - zagadnęła, uważnie obserwując kupca.

    OdpowiedzUsuń
  145. -Z innej profesji? - Rudowłosa uniosła brwi w udawanym zdziwieniu. - Ciekawe rzeczy o mnie opowiadają, z tego co widzę. - Zmrużyła nieco zielone oczy, nie spuszczając wzroku z kupca, który kupcem koniecznie być nie musiał. W Norrhaim nigdy do końca nie wiadomo, z kim ma się do czynienia. Nie było sposobu, by teraz go przejrzała i dowiedziała się czegoś poza tym, że nie był człowiekiem, co wynikało z jego aury. Jednak ten fakt niczym dziwnym nie był i nie wzbudzał w niej niepokoju. W przeciwieństwie do tego, że stała się tak rozpoznawalna. Nie jako zwyczajna zielarka zajmująca się nieszkodliwą alchemią, tylko jako wiedźma.
    -Z tegoż powodu odpowiem na propozycję - odparła, przyjmując ramię mężczyzny i ruszając z nim w stronę Elhyr. Stwarzanie pozorów jeszcze nikomu nie zaszkodziło, natomiast wielu przyniosło korzyści. - Od dawna handluje pan w Norrheim? - spytała, kładąc delikatny nacisk na słowo "handluje".

    OdpowiedzUsuń
  146. Potencjał. Raisha przez chwilę powtarzała w myślach słowo, które nie wiadomo czemu długo dźwięczało jej w uszach. Znała kilku faktycznych kupców i nieobce było jej ich zamiłowanie do wykorzystywania każdej okazji i wszystkiego, co tylko w jakimś stopniu się nadaje, jednak jakoś trudno było jej przypasować tą profesję do tegoż mężczyzny. Cóż chcesz wykorzystywać w Norrheim, siedlisku nieludzi, pomyślała, przygryzając wargę.
    -Zależy, jak dla kogo. Około pół roku mieszkam w Norrheim - odparła, zgodnie z prawdą, jednak nie zagłębiała się w szczegóły dotyczące jej wcześniejszych miejsc zamieszkania. Ciekawiło ją, jak wiele mężczyzna wie, a ile udaje, że wie. - Illheim? - powtórzyła jakby w zamyśleniu, w rzeczywistości jednak dokładnie analizowała słowa Morana. - Przejeżdżałam jakiś czas temu w dalekiej okolicy, jednak w samym Illheim nie byłam, więc jeśli chodzi o ową tablicę, to pamięć musi płatać panu figle. A rudowłose dziewczęta? Wiele takich w każdym miejscu, wiele też pobudek może kierować poszukującymi je strażnikami, czyż nie? - zagadnęła, raczej retorycznie. Z jednej strony diabli nadali, że do Elhyr spod Wschodniej było dość daleko, z drugiej może tak było lepiej dla obojga. Prowadzeniu interesów nie sprzyja obopólna niewiedza. Zupełnie odruchowo na moment wyostrzyła prostym zaklęciem swój słuch. Wyłapawszy cichutki zgrzyt rozejrzała się, jakby nasłuchując i zręcznie ukrywając pod opadającymi na twarz kosmykami włosów cień uśmiechu. - Przysiąc bym mogła, że w tej okolicy Norrheim nie ma maszyn... - rzuciła lekkim tonem, po czym podjęła nowy temat. - W jakiego rodzaju towary można się wyposażyć pod pańskim okiem?

    OdpowiedzUsuń
  147. [ Ja pomysłu także zabardzo nie mam, jedynie co mi do głowy wpadło to aby Wendy poszła do Kupca za sprawą pewnego przedmiotu którego nie będzie mógł znaleźć a potem sprawa jakoś się potoczy. Chyba że będzie kupiec chciał aby ona pomogła mu w znaleźieniu czegoś. ]

    OdpowiedzUsuń
  148. Wendy jak zwykle z jakąś sprawą musiała wybrać się do miejscowego kupca, wiele rzeczy potrzebowała do swoich zajęć, jednak nie wszystko mogła łatwo zdobyć. Chwyciła swoją skórę i narzuciła na siebie, w końcu padał deszcz. Po chwili trzasnęła drewnianymi drzwiami od chaty po czym ruszyła przed siebie na drugi koniec miejscowości. Gdy doszła do miejsca w które się kierowała uchyliła drzwi wejściowe i od razu gdy zauważyła mężczyznę podeszła do niego.
    - Witam, mam pewną sprawę- Rzekła, posłała ukłon- Potrzebuję skóry wilka z zachodu, a dokładniej dwie.
    Anell czekała niecierpliwie na swój towar, był jej natychmiastowo potrzebny

    OdpowiedzUsuń
  149. Na twarzy kobiety było niezadowolenie. Jednak po propozycji mężczyzny znów zagościł uśmiech. Mimo że potrzebowała ona tego natychmiast postanowiła zmienić kolejność swoich działań i poczekać kilka dnia na skóry.
    Byłabym wdzięczna- posłała lekki ukłon – W trzy dni. Tak?
    Wendy nie chciała zachowywać się jak wielka pani która musi mieć wszystko co chce. Posłała kolejny uśmiech.

    [ Nie wiedziałam co wymyślić :P]

    OdpowiedzUsuń
  150. Raisha nie była tutejsza. Można nawet powiedzieć, że w Norrheim była przejazdem, bo chociaż zatrzymała się w mieście na stosunkowo długi okres, nie planowała spędzić tu reszty życia. Miała we krwi koczownictwo. I ostrożność. Czy kojarzyła kompanię mężczyzny? Być może, jednak zazwyczaj korzystała z prowincjalnych sklepów, najczęściej alchemicznych. Potrzebowała osób będących specjalistami w niektórych profesjach na miejscu. Dlatego fakt ten nie zrobił na niej zbytniego wrażenia, a może po prostu nie dała po sobie tego poznać? Do pewnego etapu, jeśli się dało, tak było lepiej.
    -W takim razie może i ja będę miała niejednokrotnie drobne interesy dotyczące zaopatrzenia. Pański magazyn znajduje się w porcie, z tego co wiem, prawda? - Na moment przeniosła wzrok na twarz mężczyzny, po czym wróciła do obserwowania mijanych ludzi i uliczek.

    OdpowiedzUsuń
  151. Przytaknęła lekkim skinieniem głowy, mimowolnie odczuwając lekkie zadowolenie wywołane tym, że zbliżali się już do karczmy. Miała nadzieję na szybkie wymienienie informacji i oczekiwań, po którym wreszcie uda się do domu. Spojrzała na kupca, lekko mrużąc oczy, kiedy dostrajał mechaniczny monokl.
    -Znam różne wersje opowieści dotyczące Luny, więc wolałabym wysłuchać i pańskiej, skoro z nią związana jest owa propozycja - odparła, tłumiąc westchnięcie. Czyżby był kolejną osobą, która przychodzi do niej przywiedziona pragnieniem posiadania baśniowego artefaktu?

    OdpowiedzUsuń
  152. Z niemałym zainteresowaniem spojrzała na intrygujące, pulsujące wewnętrznym światłem kryształki. Jednak nie tyle ich wygląd, co wysyłane przez nie wibracje, które nie zanikły mimo upływu czasu, były niezwykłe. Nie ma się co dziwić, jeśli wierzyć słowom mężczyzny. Biała Dama była niegdyś potężną boginią, a i w ludowych bajaniach często znajdują ziarenka prawdy. Skoro tak wiele dotyczyło jej utraconej miłości...
    -Historii? Pańska wiara w te słowa musi być duża, skoro nazywa je pan historią - zauważyła. - Dziękuję, pozostanę jedynie przy trunku. - Minęła go w drzwiach i wyłapała spojrzenie karczmarza, któremu lekko skinęła głową, w ramach przywitania i zamówienia jednocześnie. To co zawsze. - Jakieś specjalne życzenia co do stolika? - spytała, rozglądając się po wnętrzu, by ocenić, ile z tych, które w ogóle była w stanie tolerować, było wolnych. Na szczęście, o tej porze Elhyr nie było szczególnie zaludnione.

    OdpowiedzUsuń
  153. Wybrała stolik przy jednej ze ścian, jak zwykle siadając tak, by móc obrzucić wzrokiem jak największą część pomieszczenia, jednocześnie się z tym nie zdradzając.
    -Można by się kłócić, bo nie każdy domniemany dowód rzeczywiście owym dowodem jest, jednak więcej w tym zachowania "dla zasady" niż sensownego. Zakładamy, że rzeczywiście w pańskiej kieszeni znajdują się prawdziwe łzy Luny, mające ciekawe właściwości - przerwała na moment, kiedy karczmarz przyniósł im dzban, z uśmiechem stawiając przed wiedźmą kufel, z którego zwykła pijać. - Jak podejrzewam, mam zbadać owe właściwości, wykorzystać je do pańskiego celu, wyodrębnić z kryształków...?

    OdpowiedzUsuń
  154. [Możemy coś pisać xd Wybacz "zapłon" ale 8 mnie nie było, a potem miałam mega zapieprz z wierszami na konkurs recytatorski xd]

    OdpowiedzUsuń
  155. By znów były jednością... powtórzyła w myślach, w zamyśleniu stukając palcami o kufel. To, czego wymagał Gondra nie było proste. Ba, może nawet nie było możliwe... Podniosła wzrok i odwzajemniła spojrzenie mężczyzny.
    -Czy zdaje sobie pan z tego - zaczęła powoli, cichym głosem - że to wykracza poza moje kompetencje? Nie skleję tych kryształków klejem. Potrzebowałabym współpracy z bardzo dobrym alchemikiem, którego tutaj nie ma... - przerwała na moment, zastanawiając się, kto z jej znajomych byłby odpowiedni. - Znam takiego, ale nie jest tutejszy. Musiałabym na jakiś czas albo ściągnąć go tutaj, albo wynieść się z miasta, co nie wchodzi w grę. Laboratorium - dodała, upiwszy łyk piwa. - Chyba że pan zna jakiegoś? Składników na chwilę obecną nie potrzebuję żadnych, jednak nie wiem, jak ze sprzętem. Więc tak... - westchnęła, ponownie patrząc w oczy kupca - podejmę się tego zlecenia tylko pod warunkiem, że skontaktuje się z dobrym alchemikiem i ewentualnie znajdę w pańskim magazynie odpowiednią aparaturę, jeśli takowej nie będę posiadała.

    OdpowiedzUsuń
  156. [ Ej, ostatnio w recytatorskim doszłam do ostatniego etapu! Nie było tak tragicznie. Ale spokojnie, Tym razem na 100 % Jest dobrze. Wierzę swojej obecnej polonistce, która twierdzi że mam talent i umiejętności xd Wymyślę później, teraz mam stresa, bo konkurs już jutro! Brr]

    OdpowiedzUsuń
  157. Zanurzyła wargi w piwie, skinąwszy głową. Od pewnego czasu czuła pulsujący, tępy ból wewnątrz czaszki. Przecież nie wypiła z łowcami zbyt dużo...
    -Postaram się z nim jak najszybciej skontaktować. Aparaturę znajdę w portowym magazynie, tak? - spytała, układając sobie plan działania. Rzuciła okiem na położoną przed nią sakiewkę i pokręciła głową. - Nie biorę zaliczek. Przyjmuję opłaty tylko po skończeniu zlecenia lub w trakcie, ale tylko jeśli zauważę taką potrzebę - posłała kupcowi lekkie skrzywienie warg, które można było uznać za uśmiech. - A na chwilę obecną jej nie widzę. Mogę spytać, panie Gondra, co chce pan uzyskać przez stworzenie jedności z tych kryształków?

    OdpowiedzUsuń
  158. [wątek? zawsze otwarty na propozycje xD]

    OdpowiedzUsuń
  159. -Nie rozumie pan, panie Gondra - westchnęła z lekkim rozbawieniem. Typowa reakcja większości kupców i w ogóle zleceniodawców- w każdym pytaniu dopatrywać się wkroczenia na prywatne strefy. - Muszę wiedzieć, czy ma pan zamiar, na przykład, wykorzystać te kryształy do celów dekoracyjnych, przez co mam nadać im konkretny kształt, w co zresztą wątpię... Poza tym, dobrze byłoby mi wiedzieć, jakie właściwości mają te kryształki. Mogę do tego dojść sama, ale wolałabym uniknąć poparzeń, wybuchów czy też zatruć - wytłumaczyła, obrzucając wzrokiem ludzi zaludniających karczmę. Z dobiegających do ich uszu odgłosów można było wnioskować, że robi się coraz weselej.

    OdpowiedzUsuń
  160. - Magazyn. Magazyn. Magazyn. - powatrzał sobie Mefisto szukając owego niby miejsca spotkania z jakimś kupcem - Oby to nie był jakiś wariat. - szepną pod nosen. W końcu udało mu się znaleźć ów magazyn. Jak na kogoś kto pierwszy raz jest w tych rejonach całkiem sprawnie mu poszło. Gdy zapytał jakiegoś rybaka czy nie zna niejakiego Gondra ten wskazał mu drzwi niemalże na końcu magazynu. Już chciał zapukać, gdy ze środka dobiegły go jakieś krzyki i wrzaski. Bez namysłu otworzył je niemal rozwalając komuś nimi głowę. DOpiero po chwili zorientował się, że ową ofiarą byłby Gondra.
    - E... - wyjkał - Pan Gondra? Chciał pan podobno rozmawiać z tutejszym kowalem.

    OdpowiedzUsuń
  161. Trzy miedziaki. Za takie gówno? Zaczął powaznie zastanawiac się czy się zgodzić na coś takiego zwłaszcza że wczesniej dostał od niego ochran co było winą kupca.
    - Jesli CI zależy na tych gwoździach to ci je zrobię, ale prosze wziąść pod uwagę, że jestem JEDYNYM kowalem w tym przeklętym mieście. Gwoździe będą za pięć dni. Niech ktoś przyjdzie po ten złom.
    Po tych słowach wyszedł z magazynu trzaskając drzwiami. W całym swoim życiu nie miał do czynienia z takim gburem jak on.

    OdpowiedzUsuń
  162. -W takim razie nie powinno być żadnego problemu z modyfikacją. Dobrze... - przymrużyła oczy, upiwszy trochę piwa. Zastanawiała się, czy należy spytać kupca o coś jeszcze, co być może było ważne, jednak w tej chwili nic takiego nie przychodziło jej do głowy. Podniosła wzrok na mężczyznę, kiedy ponownie zaczął mówić i powoli pokiwała głową. - Oczywiście, że pozostanie. Z reguły zachowuję dla siebie wszystkie aspekty każdego zlecenia. O łzach dowie się, w pewnym stopniu, tylko alchemik, z którym postaram się nawiązać współpracę. To, niestety, konieczne - westchnęła, wzruszając ramionami i dopiła piwo. - Coś jeszcze, panie Gondra? Muszę jeszcze dzisiaj uporać się z jednych zamówieniem.

    OdpowiedzUsuń
  163. Mefisto zaraz po wejściu do kuźni zabrał się za produkcję gwoździ. Szczerze mówiąc myślał że znajdzie tu coś bardziej rozrywkowego jak wykuwanie mieczy czy coś a nie trzech beczek gwoździ. Ale nie pomylił się co do czasu. Pięć dni zajęło mu wykucie gwoździ i zapełnienie nimi trzech opasłych beczek. W całym życiu nie musiał kuć tylu małych gównien co tu. ALe cieszyło go, że może jakoś pomóc i zarobić. W południe piatego dnia dał znać kupcowi że wszystkie gwoździe zostały zapakowane i są gotowe do odbioru. Wolał mu nie mówic, że jak to miał w zwyczaju, zrobił ich za dużo więc pół beczki schował na zapleczu.

    OdpowiedzUsuń
  164. Spojrzała uważnie na mężczyznę i mimowolnie uśmiechnęła się kącikami ust.
    -Nie omieszkam uważać. Do widzenia - rzuciła zanim odszedł od stolika. Miała zamiar jutro rano zajrzeć do jego magazynu i odebrać łzy. Potem odchyliła się na krześle, bawiąc kuflem. Facet siedzący po drugiej stronie sali bardzo uważnie jej się przyglądał, sądząc, że pozostaje incognito. Bogowie, westchnęła w myślach, że też takie cepy jak on wynajmuje się teraz w ramach prywatnego szpiegostwa... Raz jeszcze obrzuciła wzrokiem karczmę, po czym wstała i skierowała się do wyjścia, kątem oka zauważając ruch. No, szybciej, szybciej się podnoś, pomyślała ironicznie i wyszła na zewnątrz, pogrążając się w przyjemnym chłodzie powietrza. Była zupełnie spokojna. Radziła sobie nie z takimi żółtodziobami jak on. Dlatego kilka kroków w prawo pokonała dość szybko, po czym zanurkowała w jedną z wąskich, ciemnych uliczek i to nią udała się w kierunku domu. Cóż. Mieszkała w Norrheim wystarczająco długo, by poznać takie nierzucające się w oczy przejścia.

    OdpowiedzUsuń
  165. Zabrał mieszek i schował go do kieszeni. Odprowadził kupca wzrokiem do drzwi i gdy ten już był w połowie drogi postanowił postawić sprawę jasno.
    -Nie ponosimy winy za straty jakie poniosłeś. - Przestał stosować tryby grzecznościowe. Zwłąszcza po tym jak nawał ich "ciemną stroną historii". - My również ponieśliśmy wtedy straty. Z tą różnicą, że w jednostkach a nie złocie.
    Zaczął wycierać dłonie w jakiś kawałek szmaty cały czas przyglądając się kupcowi. Mało go obchodziły jego inetresy. - A po za tym, z tego co mi wiadomo sam prowadzisz nielegalne interesy, czyż nie? Jednak przekażę twoją wiadomośc bratctwu.

    OdpowiedzUsuń
  166. [Może trochę xDD]
    Gdy kupiec wyszedł, Ren odetchnął z ulgą. Mało brakowało a rzuciłby na niego klatwę. Kto by pomyślał, że wyślą go do miasta gdzie jest taki bufon jak Gondra. Ale co zrobić. Najbardziej bolało go to że kupiec miał rację. Bractwo popadło w niezłe tarapaty i coraz więcej sprzymierzeńców odwracało się od nich. ALe on nie może tego tak zostawić. Musi coś zrobić. O tym ataku nie wiele wiedział. Podobno ten kto odpowiadał za ten atak musiał znać trase transportu zwłąszcza że plan został zmieniony i to za plecami Gondry.

    OdpowiedzUsuń
  167. Wyrobiła się ze wszystkim szybciej, niż podejrzewała, że się wyrobi. Dziwnie łatwo uruchomiła komunikator, dziwnie łatwo znajomy alchemik pochwycił wysłane przez nią impulsy, dziwnie łatwo nawiązali kontakt, dziwnie łatwo namówiła go, by w przeciągu kilku najbliższych dni teleportował się do starożytnego miejsca mocy w oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów lesie... Wszystko szło dziwie łatwo. Podejrzanie łatwo. No, ale, przynajmniej nie zmarnowała siły i energii na całonocnym ślęczeniu nad lustrem, starając się złapać znajomego. Dlatego dość wcześnie udała się do portu, skonsultowawszy się z alchemikiem... Wbrew pozorom nie potrzebowała aż tak dużo sprzętu, jak sądziła. Spytała jakiegoś flisaka o dokładną lokalizację magazynu i trafiła do niego bez większych trudności.

    OdpowiedzUsuń
  168. [powiązanie spoko ;) No to los nie jest dla nich łaskawy, Wojna bez swoich mocy i Moran będący teraz kupcem...są na tym samym można powiedzieć beznadziejnym poziomie xDD
    a wątek no to mogą się spotkać gdzieś przypadkiem, tylko jakie relacje miały by być między nimi?]

    OdpowiedzUsuń
  169. [no to lepiej drugą opcje co do relacji. zaczynam, ale nie wiem jak to wyjdzie ;P jak coś będzie ie tak to mów]
    Odkąd powstał jego żywot nigdy nie był tak beznadziejny, przynajmniej jego zdaniem, jak w tej chwili. Bez umiejętności, a raczej z ich resztką zastanawiał się czemu jeszcze istnieje. Po jaką cholerę ma czekać aż wszyscy zaczną się wyniszczać i może znów pieczęci zostaną złamane. Mimo wszystko niemógł się doczekać tego czasu. Chciał znów być równie potężny jak jego bracia.
    Próbując poprawić sobie humor siedział w jakimś paskudnym lokalu, patrzył z pogardą na pijące istoty. Jaki oni widzieli sens w upijaniu się prawie że do nieprzytomności. Westchnął cicho z wyraźną rezygnacją, ale i poddenerwowaniem. Czuł negatywne emocje otaczających go, czuł chęć walki u niektórych. Zaciskając dłonie na szklance ze słabym trunkiem, skupił się na tych paru osobach. Wiedział że jego oczy już zmieniając kolor. Zastanawiał się czy uda mu się doprowadzić do ostrej bójki dzięki, której poczuł by się lepiej. Został jednak powstrzymany, zachłysnął się prawie powietrzem gdy poczuł zaciskające się palce na ramieniu. Łypnął na mężczyznę.- kurwa, nie strasz tak - burknął widząc znajomego. Odkąd był bez mocy, stał się ludzki bardziej niż powinien i teraz przestraszyć można go było zwłaszcza gdy skupiał się na emocjach innych.

    OdpowiedzUsuń
  170. Spoglądał na niego uważnie widząc tą chwilową zmianę jego oczu. Sam dopiero teraz przypomniał sobie że jego ślepia mają inną barwę, zamrugał i przetarł lekko oczy by to zmienić.- oj...czyżbyś się martwił o mnie i o to że ktoś spróbuje mnie upić - udał wzruszonego by zaraz wbić w niego miażdżące spojrzenie. Mimo że wydawał się groźny to Moran był jedyną osobą aktualnie która nie musiała się go obawiać w ogóle. Wojna za bardzo lubił tego typa.
    - nie zrozumiesz tego - stwierdził już spokojny. Nie widział sensu w byciu agresywnym teraz.- ja nie chcę namiastki walki, potrzebuję rozlewu krwi, nienawiści, brutalności - dodał, upił łyk swojego alkoholu.

    OdpowiedzUsuń
  171. - a ktoś cie prosił byś to robił ? - spytał trochę zirytowany.- nie martw się nawet gdyby mnie wywalili z tego świata wrócę byś nie miał zbyt dobrze w życiu - stwierdził z lekkim grymasem, który pewnie miał byś uśmiechem.- może i wiem kim jesteś, ale ta wiedza jest mi strasznie zbędna bo żadnych korzyści z tego nie mam - mruknął.

    OdpowiedzUsuń
  172. - podaj mi dwa sensowne powody dla których powinienem pracować, a może się nad tym zastanowię - mruknął, nie potrzebował roboty bo niczego mu nie brakowało. Zawsze wystarczająco manipulował osobami z otoczenia i dzieki temu dostawał czego chciał, więc sensu nie było by tracił czas na robienie czegokolwiek dla innych.
    Takie było jego podejście i tyle, raczej nie miało się zmienić nic.

    OdpowiedzUsuń
  173. -No wreszcie, dzień dobry - rzuciła, uśmiechając się dziwnie pod nosem. - Chodźmy więc. - Właściwie to odkąd wstała była w dobrym nastroju, czując specyficzne podniecenie nowym zleceniem, które, bądź co bądź, znacząco odbiegało od wszystkich otrzymywanych w niedawnym czasie. Może na początku ważenie eliksirów, głównie miłosnych dla mieszczańskich panienek, jest interesujące, jednak po pewnym czasie tylko irytuje. Kiedy zobaczyła dziewczyny mające ją... imitować, parsknęła śmiechem.
    -No proszę pana, panie Gondra - westchnęła, z rozbawieniem patrząc na kupca. - Rozumiem środki ostrożności, ale proszę wziąć pod uwagę, że potrafię sobie radzić. Z pierzastymi także miałam do czynienia - dodała ciszej, biorąc od niego kryształki. Oparła się o ścianę, czekając, aż dwie kobiety przed nią wyjdą i starannie ukrywając woreczek. - Znajdę w pana magazynie ampułę próżniową? - spytała w międzyczasie.

    OdpowiedzUsuń
  174. Spojrzała we wskazanym kierunki i skinęła głową.
    -Tylko tego będę potrzebowała, a nie jestem w stanie załatwić w inny sposób. Ktoś z moich pomocników popołudniu odbierze ampułkę. - Spojrzała na drugą kobietę, która czekała na swoją kolej i potarła palcami skronie. Naturalnie, i ona nieco się denerwowała. Nie miała najmniejszej ochoty na spotkanie z aniołami, w wyniku którego mogłaby stracić nie tylko łzy. Tym bardziej, że przez pewien okres czasu musiała się nimi zajmować... Przeniosła wzrok na kupca.
    -Żyję w ciągłym konflikcie i z górą, i z dołem - powiedziała. - Stawałam naprzeciw, chociaż nie koniecznie przedstawicieli tej samej grupy. - Rzeczywiście, w takowym konflikcie przyszło jej żyć. Jednej stronie nie podobało się czerpanie energii z ich zasobów i ingerencja w sprawy przed wiekami należące do nich, drugiej pomoc Upadłej anielicy... Przez chwilę zastanawiała się nad pytaniem mężczyzny, po czym powoli pokiwała głową. - Jeśli wspomniana nazwa to nazwa jednego z południowych miast, to obiła mi się ona o uszy.

    OdpowiedzUsuń
  175. Zauważyła krótką zadumę kupca, kiedy wspomniała o swoich układach. A właściwie braku tych układów. Nie on jeden zastanawiał się, jakie to konflikty może mieć na tak ogromną skalę. I nie on jeden zdziwiłby się niepomiernie, gdyby przedstawiła mu swoją sytuację, nie należącą do najciekawszych.
    Wsłuchała się w słowa mężczyzny. Jak się okazało, dobrze kojarzyła nazwę, jednak oficjalna wersja dotycząca Gota znacznie różniła się od tych, które także dane jej było usłyszeć. Natomiast historia Gondry łączyła w sobie część znanych jej faktów, jednak wyjaśniała bardzo wiele wcześniej niewyjaśnionych kwestii.
    -Skąd się o nim dowiedzieli? - spytała jeszcze, chociaż nie była pewna, czy kupiec zdąży odpowiedzieć. Zbliżyła się do niego i zerknęła do skrzyni. Jej oczy rozbłysły; pochyliła się nad ampułkami.
    -Ta kryształowa to naprawdę świetna robota - przyznała, przyglądając się subtelnym rozgałęzieniom. - Akuratna do poważnego zlecenia. Cóż, w takim razie ja teraz wychodzę - rzuciła, podchodząc do drzwi. - Powodzenia życzę i panu.

    ~Raisha

    OdpowiedzUsuń
  176. Wsunąwszy dłonie do głębokich kieszeni płaszcza, wyszła z magazynu i odetchnęła. Starając się iść jak najswobodniejszym krokiem udała się w stronę portu. Jak to zwykle bywa, kiedy człowiek zastanawia się nad tym, co robi i jak powinno to wyglądać, swobody w tym raczej niewiele... Dlatego wiedźma starała się nie zastanawiać. Odwróciła swoje myśli od tej kwestii i zajęła się mentalnym skanowaniem najbliższej okolicy. Wolała zapobiegać i nie zostać zaskoczoną- skoro kupiec postawił na takie środki ostrożności, musiał mieć ku temu powód.
    Podeszła do najmniejszej łódki w porcie i pochwyciła kontakt wzrokowy z rybakiem, który znacząco skinął głową i pomógł jej wejść do środka. Coś w jego dotyku jej nie pasowało. Ludzki dotyk nigdy nie wysyłał nawet najlżejszych wibracji, w przeciwieństwie do tego. Przysiadła, nie spuszczając z niego wzroku. Cholera wie, czy Gondra wykupił człowieka... pomyślała, mrużąc oczy. Słońce odbijające się od powierzchni wody było nieprzyjemnie ostre. Kątem oka zauważyła, że rybak zbyt nachalnie jej się przygląda, wiosłując przy tym z zadziwiającą lekkością. Cóż... podróż za mury miasta najwyraźniej miała skończyć się szczęśliwie tylko dla niej.

    OdpowiedzUsuń
  177. Ren, nie zwarzał czy mężczyzna jeszcze stoi pod drzwiami, otworzył okno i wypuścił gołębia pocztowego. Dopiero gdy ptak zniknął zorientował się że kupiec ciągle stoi pod jego drzwiami. Puścił mu złośliwy uśmiech po czym zamknął okno.

    OdpowiedzUsuń
  178. [Ehh, zboki, zboki everywhere... xDD Pomijam, że mi osobiście taka gra pasuje bardzo. xD]

    Raisha postanowiła się uspokoić i przestać obsesyjnie doszukiwać się we wszystkim podstępu, zasadzki, niepokojących faktów, spojrzeń i tym podobnych. Skoro do tej łódki miała wsiąść, to tego rybaka wykupił Gondra. I tyle. Spojrzała w kierunku przeciwległego brzegu, starając się określić odległość. Nie przepadała za wodą. Nieczęsto czerpała z niej energię i nie czuła z tym żywiołem głębszych więzi. Dlatego kiedy do jej uszu dobiegł stukot, a łódka podejrzanie się zachwiała, rzuciła rybakowi zagniewane spojrzenie, jednak zdumienie na jego twarzy było autentyczne. I stało się autentyczne jeszcze bardziej, kiedy uderzenie nastąpiło ponownie. Rybak zaprzestał wiosłowania i wychylił się, w celu zajrzenia pod łódkę. Cóż. Pomysł był raczej kiepski, gdyż biedaczysko wraz z następnym, mocniejszym uderzeniem wpadło w mulistą otchłań rzeki, a wiedźma została na łódce sama, bez wioseł, nieprzystosowana do podobnych sytuacji i dodatkowo martwiąca się, że w razie jej wpadnięcia do wody właściwości łez ulegną zmianie. Szybko przeskoczyła na środek łódki i chwyciła się jej brzegów, na wszelki wypadek szemrając pod nosem zaklęcia zapewniające jej tlen. W razie czego.

    OdpowiedzUsuń
  179. - Pieprzony Michał.- mruknął pod nosem Loki przedzierając się przez zaśnieżone ulice tego zapyziałego miasteczka, chowając pod materiał płaszcza jeden ze swoich rewolwerów z tłumikiem, coby nie zdradzić się iż to on przyczynił się do śmierci kolejnego niedoszłego samobójcy.- Jeszcze tylko dwadzieścia siedem "duszyczek" i przynajmniej dostanę wypłatę.- mruknął dodatkowo i zamknął oczy.
    Gdyby nie było śniegu po kolana już zapewne byłby niewidzialny... Ale teraz... To byłoby bez sensu.
    Możliwe, że był szalony, skoro dawał wykorzystywać się Archaniołowi Michałowi. I wszystkim innym aniołom, którzy byli w stanie zapłacić mu przyzwoicie swoimi piórami.
    Poprawił lekko płaszcz i zapiął guziki pod szyję, po czym przejechał dłonią po brodzie. Chyba pójdzie do jakiejś karczmy się napić. W końcu miał prawo odetchnąć po skończonej pracy. Jak na zbawienie ujrzał jakąś karczmę w sercu miasta. Z ulgą wszedł do dusznego pomieszczenia, pochłoniętego w półmroku. Podszedł do baru, zostawiając za sobą mokre plamy swych ciężkich butów.

    OdpowiedzUsuń
  180. Zaklęła szpetnie pod nosem, kiedy z trzaskiem przez dno łódki przebiło się dziwne ostrze na kształt rogu, które otarłszy się o jej skórzanego buta, niefortunnie zahaczyło o brzeg sukni i rozdarło go. Oczywiście, powodem jej bluźnierstwa nie był fakt zniszczenia materiału, nie należała do tych, które mają z tym wielki problem, jednak jej mentalne impulsy natrafiły w wodzie na... na coś. Bo nie na człowieka, nie na nieludzia, ani nie na zwierzę- a jednak na żywy organizm. Przeskoczyła na ławeczkę zajmowaną wcześniej przez rybaka i rzuciła wzrokiem w kierunku brzegu. Nie widziała jakoś siebie płynącej wpław... Dlatego podniosła dłoń do ust, przewijając słowa między palcami, po czym wstała i wykonała rękami gwałtowny gest, jakby chciała coś z nich strzepać w kierunku powierzchni wody. Istotnie, tafla wody wokół niej na moment spieniła się, kiedy wpadły w nią tysiące małych, niezwykle ostrych odłamków, które z ogromną prędkością pomknęły ku dnu rzeki. Mając nadzieję, że chociaż kilka z nich napotka na swojej drodze dziwacznego napastnika, lekką falą uderzeniową rozwaliła deskę na której przed momentem siedziała i poczęła energicznie nią wiosłować, jednocześnie nieudolnie starając się zakryć dziurę w dnie, przez którą zbyt szybko łódka nabierała wody.

    OdpowiedzUsuń
  181. Z zaciekawieniem obserwował nowo przybyłego mężczyznę. Z jego humorem zapowiadała się rozróba. I to ciekawa. Sam zamówił piwo i od razu położył kilka złotych monet na ladzie.
    - Złość piękności szkodzi.- odezwał się do owego wściekłego nieznajomego.
    Loki wiedział, że teraz zaufania nie wzbudzał. Stał w ciemnym płaszczu z ciężkimi buciorami, mokry do kolan... I teraz nie chciał tego robić. W tej podrzędnej karczmie lepiej nie dawać się omotać.
    I lepiej nie grać w karty. Kłamca znał chyba wszystkie karciane oszustwa i chwilę wcześniej widział kilka z nich wykorzystanych przez mężczyzn grających w karty. Co prawda mógłby ich ograć...
    - Zły dzień, co?

    OdpowiedzUsuń
  182. Łódka się wywaliła. Oczywiście. Nie mogło być inaczej, bo niektórzy ludzie wciąż mają w życiu pecha. A Raisha, niestety, należała do tego zaszczytnego grona. Kiedy znalazła się w wodzie i mignęła jej dziwna postać, porzuciła pomysł obrony deską. Zamiar miała taki, że gdy tylko odzyska orientację, pośle ku osobnikowi jakieś zaklęcie, jednak zanim jej się to udało, dziwoląg zaczął się z nią szarpać. Szybko zorientowała się, że chodzi mu tylko o zdarcie z niej ubrań, więc wyszarpnęła sztylet i wściele zaczęła go nim ciąć. Ostatecznie została niemal bez ubrań, widząc unoszący się na powierzchni płaszcz, który szczęśliwym trafem zaczepił się o jakiegoś gwoździa w łódce i zsunął z jej ramion. Zaciskając zęby z przeraźliwego zimna i niewygody, którą odczuwała w nielubianym środowisku, podpłynęła do niego i wynurzyła się. Natychmiast sprawdziła kieszenie. W normalnych warunkach odetchnęłaby z ulgą, wyczuwając gdzieś w głębi woreczek z kryształkami.
    -Kurrrwa - warknęła, pozwalając, by prąd rzeki zniósł ją w kierunku brzegu. Tam szybko na niego wyskoczyła, nie dostrzegając w okolicy żadnych ludzi i ubrała na siebie ociekający lodowatą, brudną wodą płaszcz. Szczelnie się nim okryła, odgarnęła z twarzy zlepione kosmyki włosów i ruszyła w kierunku traktu, mamrocząc pod nosem przekleństwa na przemian z zaklęciami ogrzewającymi i osuszającymi.

    OdpowiedzUsuń
  183. Kłamca odwrócił się i zmierzył petentów pogardliwym spojrzeniem. Nie minęło kilka sekund gdy do przerośniętych facetów celował ze swoich ukochanych spluw.
    - Nadal macie do mnie jakieś interesy? Mam nadzieje, że nie, ponieważ nie zapłacicie mi tak, jakbym tego oczekiwał.- uśmiechnął się kpiąco na widok ich przerażonych min. Spokojnie schował broń, widząc jak tamci się wycofują. Już ze spokojem znów odwrócił się do nieznajomego i oparł niechlujnie o blat. Z kieszeni płaszcza wyjął pudełko wykałaczek. Jedną z nich wsadził do ust.
    - Nie mam zamiaru Ci imponować. Nie wyglądasz na takiego, któremu imponuje bogactwo.- stwierdził spokojnie Loki wzruszając ramionami delikatnie.- I nie nazywaj mnie "poparzeńcem". To były traumatyczne przeżycia.- mruknął udając pełen dramatyzm. Oczywiście była to gra sztuczna. I oczywiście wykonywana specjalnie. Nawet nie specjalnie przejął się, iż na tego faceta jego iluzja nie działała. Słyszał, że było tu mnóstwo popapranych istot. Jedyne o czym pomyślał, to to, by zastosować pełną metamorfozę, by nikt nie widział jego poparzonej twarzy. Wiedział, że tylko Sigyn akceptowała jego oszpeconą twarz.
    A co do złota... On po prostu miał tylko takie monety. Nie chciał się nikomu chwalić, to nie było w jego stylu... Aż tak bardzo w jego stylu. No i płacił za cały wieczór (i zapewne noc) kiedy to będzie tu siedział i pił.
    Wykałaczka z lewego kącika ust powędrowała do prawego spokojnie.

    [ Spoko rozumiem. Tylko chcę powiedzieć iż ubranie nie było iluzją. Nie ma dziur. Jest całkiem nowe ;).]

    OdpowiedzUsuń
  184. Wiedźma mruczała pod nosem kolejne formułki i przekleństwa. Ostatnio jakoś często jej się to zdarzało... Przyłapała się na tym, jednak nawet świadomość, że może sama sobie zaszkodzić, nie powstrzymała jej od kolejnych bluźnierstw. Śpiewanie pieśni chwalebnych byłoby chyba w takiej sytuacji mniej adekwatne... Chyba że jest co wychwalać, jeśli maszeruje się przez bezdroże, szczękając zębami i ogrzewając się cholernie powoli, nawet jeśli ubranie osuszyło się stosunkowo szybko. Kiedy zobaczyła biegnącego nieopodal Gondrę, który szybko ją zauważył i skręcił w jej stronę, zachmurzyła się jeszcze bardziej i z niezadowoleniem szarpnęła połami płaszcza.
    -To takie tam atrakcje? - warknęła, kiedy tylko się zbliżył, nie zastanawiając się głębiej nad tym, skąd wiedział o jej 'przygodzie'.

    OdpowiedzUsuń
  185. -Podziękuję - mruknęła, oddając mu ubrania. Nie, żeby coś zademonstrować, po prostu nie potrzebowała ich. Miała szczęście, że jej obecny płaszcz należał do jednego z najdłuższych jakie kiedykolwiek nosiła...
    -Kryształki mam w kieszeni, spokojnie. Rybak? - kobieta zerknęła przez ramię w stronę wody, jakby oczekując, że mężczyzna się z niej wynurzy. - Nie wiem, gdzie jest rybak - przyznała, przenosząc wzrok na kupca. - Wpadł do wody kiedy ten dziwny osobnik walił w łódkę i już się nie wynurzył. Nie był człowiekiem, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  186. Spojrzał na broń wycelowaną w jego "klejnoty", po czym prychnął cicho wyraźnie zniesmaczony prostotą tego ruchu. W końcu jeśli odstrzeli mu właśnie to to niechybnie czekałaby go śmierć z wykrwawienia. Na tortury były w końcu lepsze sposoby... Jeden z nich wypróbował na własnej skórze, przez co nie była teraz zbyt piękna.
    - No wiesz co? To jest cios poniżej pasa!- powiedział ze śmiechem i miał zamiar jeszcze coś dodać, gdy drzwi do karczmy zaskrzypiały, a do środka weszła zakapturzona postać. Loki się skrzywił wyraźnie kiedy przez ułamek sekundy dane mu było widzieć twarz owego osobnika. Gabriel.
    - Ani chwili spokoju.- mruknął pod nosem.
    Szybko chwycił kufel piwa i ruszył w kierunku stołu. Kolejne zadanie. I czego mógł się spodziewać po przybyciu archanioła? Zaproszenia do teatru? Po przekazaniu Kłamcy koperty z zapłatą Archanioł podniósł się i wyszedł.
    Loki spojrzał jeszcze do koperty ciekawe ile mu dali.
    - Dwa? No proszę. Machnęli się. Zwykle dają jedno.- zagwizdał z zadowoleniem nordycki bóg po czym zakleił kopertę z powrotem i schował ją do płaszcza.
    W sumie mógł się spodziewać. To zadanie wymagało o wiele więcej pracy i czasu. I było trudniejsze od mordowania samobójców.
    Teraz już w pełni pewien iż mógł się rozluźnić położył nogi na stół, wymienił wykałaczkę, zużytą rzucając na podłogę i napił się piwa.

    OdpowiedzUsuń
  187. Cóż, w przypadku Lokiego "łowienie dusz" wyglądało nieco inaczej. Zabijał i owszem. To był fakt. Ale zabijał tylko samobójców, którzy nie dali odwieść się od tego zadania.
    Dodatkowo nawracał ateistów, gdy jakiś Anioł Stróż był przed trzecią wpadką i nie chciał zostać zdegradowany. Ach te anielskie zasady.
    Loki robił to, czego anioły zrobić nie mogły - Kłamał. Przekabacał. Oszukiwał. Grał nieczysto... Nie obowiązywały go zasady ustanowione aniołom przed ich boga, dzięki czemu był cennym nabytkiem dla Michała, Gabriela i Rafaela.
    Jeśli chodzi o tę pogardę... Nie widział jej u żadnego archanioła. Tak... Michał był stanowczy i łatwo się denerwował... I czasem go ponosiło. Przy nim trzeba było uważać, szczególnie kiedy tatuaż w kształci płomieni na jego twarzy na prawdę zmieniał się w ogień. Gabriel... Mimo iż był samym posłańcem śmierci zawsze wydawał mu się najłagodniejszy z całej trójki. A Rafael? Ten nigdy się nie odzywał. Nawet z Michałem komunikował się za pomocą Gabriela, z którym wytworzył sobie drogę umysłową... Loki zdążył już to zauważyć. Obserwował ich od kiedy Michał bez problemowo uwolnił go.
    - Prawie bym zapomniał...- wymruczał i zdjął nogę ze stołu. Z kieszeni wyjął notesik i ołówek. I znów położył nogi na stół. Bazgrolił sobie w notesiku. Wyglądało to jakby coś pisał... Ale zdecydowanie nie pisał.

    OdpowiedzUsuń
  188. Kobieta westchnęła, dając upust dziwnej ciężkości którą poczuła gdzieś w sobie. Gestem pełnym zmęczenia i zrezygnowania przetarła twarz, wbijając wzrok w ziemię pod stopami. Przez chwilę milczała razem z mężczyzną, zastanawiając się nad tym samym i dochodząc do identycznego wniosku.
    -Czyli jednak coś się nie powiodło - mruknęła, przenosząc na niego spojrzenie. - Mimo wszystkich środków ostrożności podejrzewam, że powinien pan odwiedzić małżonkę wynajętego rybaka ponownie, tym razem z kondolencjami. - Jakkolwiek ponuro to zabrzmiało, była to prawda. Wiedźma szczerze wątpiła, by prawdziwy rybak nadal żył. Przynajmniej nie spotkała się z podobnym przypadkiem w sytuacjach dość zbliżonych do tej. - Cóż, proponuję jak najszybciej się rozdzielić. Wejdę do miasta wschodnią bramą, w tamtejszych uliczkach nikt mi nie zaszkodzi. - Kiedy weszli na trakt, spojrzała w oczy kupca i zmusiła się do posłania mu bladego uśmiechu. - Proszę na siebie uważać.

    OdpowiedzUsuń
  189. W końcu i bazgrolenie mu się znudziło. W końcu postanowił dopić piwo i podnieść się. Wskazał na chłopaczka stojącego za ladą by dolał mu jeszcze po czym ruszył do stołu grających w karty.
    - Witam. Mogę pograć z wami?- jego oczy błysnęły lekko, kiedy ci mu pozwolili. Nie minęło dużo czasu, jak ograł ich wszystkich. Zgarniając sakiewkę wypełnioną monetami podniósł się. Czas pobawić się w łowcę polującego na łowcę. Nie ma to jak zabawa w berka z wampirem, który zabijał aniołów stróżów. A raczej w kotka i myszkę... A co za różnica.
    Powoli podszedł do baru i położył na blacie kufel.
    - Dziękuję. - powiedział do barmana i odwrócił się spokojnie, zmierzając do wyjścia wolnym krokiem.

    OdpowiedzUsuń
  190. -Cóż za pesymizm - westchnęła. Mimo, że nadal tliła się w niej iskierka nadziei, w głębi duszy zgadzała się z kupcem. Nie lubiła, gdy krzywdzono ludzi zupełnie niewinnych i nie mających nic wspólnego ze sprawą, ot tak, ze znikomej przyczyny lub wcale bez powodu. Kiedy wieszał ubrania na pobliskim krzaku, tylko zmrużyła oczy. Sytuacja nie była odpowiednia na bezsensowne sprzeczki, więc kiedy się oddalił wzięła ubrania i ruszyła w stronę wschodniej bramy, osłaniając się lekko zaklęciem iluzji. Gdyby ktoś uważnie jej się przyglądał, w przebłyskach mógłby dostrzec jej prawdziwy strój, w którym szanującej się kobiecie nie wypadało chodzić po ulicach, jednak wątpiła, by znalazło się wiele takich osób. Po drodze wręczyła ubrania jakiemuś dzieciakowi, rzuciła monetę i poprosiła o dostarczenie do magazynu Gondry. Dzieciaki z biednych dzielnic niemal w każdym przypadku okazywały się dobrymi posłańcami, o czym zdążyła się już przekonać. Gorączkowo rozmyślając na temat dalszych poczynań, wróciła do domu, muskając opuszkami palców woreczek ze łzami skryty w kieszeni płaszcza.

    OdpowiedzUsuń
  191. [Wybacz kilkudniowe przerwy. Postaram się pisać częściej, kiedy tylko ogarnę naukę.]

    Wszystko zaczęło iść w dobrym kierunku. Przynajmniej pozornie. Wiedźma nie musiała długo czekać na dostarczenie sprzętu z magazynu kupca i ponowne nawiązanie kontaktu ze znajomym alchemikiem. Rada z tego, że mężczyzna podszedł do sprawy poważnie i tak, jak powinien podejść do niej zawodowiec, obiecała stawić się na umówionym miejscu teleportacji następnego poranka. Dokupiła potrzebne specyfiki, porozstawiała je w podziemnym pomieszczeniu domostwa przeznaczonym na laboratorium wraz ze sprzętem i tym, co jak sądziła, mogło jej się przydać. Zasięgnęła informacji o sprawach w mieście i jedynym, co zmąciło jej euforyczny nastrój, było potwierdzenie zamordowania całej rodziny rybaka. Siedząc wieczorem przy kominku z kieliszkiem wina i kotem na kolanach, starała się uspokoić. Nie mogła tego spieprzyć. Coś podpowiadało jej, że to zlecenie jest ważne. Mogło nawet okazać się jednym z ważniejszych w jej życiu... nie tylko ze względu na poziom trudności.
    Pukanie do drzwi zaskoczyło ją i nieco zirytowało. Nie lubiła odwiedzin o takich porach. Na ogół nie wróżyły nic dobrego. Odprowadzona cichym fuknięciem niezadowolonej kotki podeszła do drzwi i oparła o nie dłoń.
    -Kogo niesie? - mruknęła, odstawiając kieliszek na szafkę obok nich. Ze wszystkich możliwych osób wolałaby, żeby to był Gondra z nowymi środkami ostrożności.
    ~Raisha.

    OdpowiedzUsuń
  192. [Rozumiem.]
    Odruchowo cofnęła się o krok, kiedy trafił w nią strumień zimniej wody.
    -Kurwa mać! - krzyknęła, rozjuszona do granic możliwości i, niewiele myśląc, puściła się biegiem za uciekającym dzieciakiem. Miała serdecznie dość lodowatych kąpieli na dziś, a chichot gówniarza bardzo przypominał jej ten, który słyszała pławiąc się w rzece. Z racji, że na ulicy o tej porze niewiele było ludzi, oplotła nogi uciekającego chłopca magiczną liną i szarpnęła w swoją stronę, z sadystyczną satysfakcją obserwując jego upadek. Nawet jeśli za moment miał zwiać, na co miał spore szanse, będąc zwinnym chłopcem, ona miała swoją dawkę satysfakcji.

    OdpowiedzUsuń
  193. [Witam serdecznie i dziękuję zarówno za zaczęcie oraz wytknięcie "potknięć" :) Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że (Jak zwykle, niedobra, niedobra!) pisałam wszystko na żywioł i na bieżąco teraz poprawiam, zatem cieszę się bardzo, że ktoś zwrócił na to uwagę, coś z tym wykombinuję, żeby zmienić :)
    Odpiszę dopiero w wolnej chwili wieczorem, jednak (Jak zwykle...! to już pisałam ^^) Nie mogłam się powstrzymać, aby nie udzielić tej odpowiedzi poza grą :)]

    Ravenika

    OdpowiedzUsuń
  194. Wiedźma sarknęła, przystając. Babciu? Jeszcze nikt nigdy nie nazwał jej babcią. Odprowadziła gówniarza wzrokiem, nabierając całkowitej pewności, że to ta sama istota, którą miała nieprzyjemność poznać nad rzeką. Tudzież w rzece... Ze złością zawróciła do domu, wyciskając z włosów wodę. O ile wcześniej miała jakąś nadzieję, to teraz była pewna nadchodzącego przeziębienia. Zatrzasnęła za sobą drzwi i sama wzdrygnęła się, słysząc jak rąbnęły o futryny. Ale, cholera, powoli zaczynała mieć dość tych idiotycznych kawałów. Kim był ten cały Alazar? Rozważyła możliwość mentalnego połączenia z Gondrą, jednak odrzuciła pomysł i obiecała spytać go o to następnego dnia. Być może skojarzy to imię.

    Tak jak obiecała, o świcie wyjechała z miasta i skierowała się do lasu, gdzie miał teleportować się mag. Jako że dojechała na miejsce nieniepokojona przez żadne psikusy, spodziewała się ich lada chwila... Wreszcie odebrała znajomego w kawałku i wróciła z nim do miasta, dla własnej i jego wygody ustawiając bariery ochronne przylegające do ciała.

    OdpowiedzUsuń
  195. [Cz. I]
    W dni takie jak ten Ravenika mogła opuścić swoją kryjówkę nieco wcześniej niż po zachodzie słońca. Gęste chmury, z których strumieniami lał się deszcz gwarantowały jej, że nie spłonie od promieni słonecznych. Tak więc przyczaiła się na dachu jednej z kamienic nieco szybciej niż planowała i było jej to całkowicie na rękę. Kompletnie ignorując wodę, która całkowicie przemoczyła jej strój i teraz ciężkimi kroplami nieprzyjemnie płynęła po skórze, wpatrywała się w okno domu oddzielonego od tego, na którego dachu teraz czekała wąską uliczką. Czarne wcześniej oczy przybrały barwę złota, jak zwykle, kiedy zaczynała polowanie. Siedziała tak w bezruchu i czekała.
    Demon, którego ścigała dopiero niedawno przybył do miasta, a już zdążył sporo namieszać. Przybrał postać kupca, sprzedał wszystkim opowieść jak to przyjechał z daleka i ma zamiar pokazać wszystkim jak naprawdę powinno prowadzić się interesy. Tak naprawdę miał zamiar zniszczyć wszystko. Jak wiadomo, na handlu opiera się znacznie więcej niż wydaje się przeciętnemu człowiekowi. Gdyby demonowi się powiodło, kto wie, może nawet doszłoby do wojny.
    Dlatego musiała zniszczyć go jak najprędzej.
    Czas upływał, a wraz z nim odchodził dzień, ustępując miejsca wieczorowi. Źrenice Shavri rozszerzyły się, przyzwyczajając do zapadającego mroku, który nie stanowił żadnej przeszkody. Wszak, chociaż wbrew swojej naturze i woli, stała się nocnym stworzeniem. Kiedy dostrzegła dość tęgiego, wystrojonego mężczyznę, lekko zataczającego się w stronę obserwowanego budynku wstała. Czarny strój, po którym nie sposób było poznać jakiej płci jest zabójca idealnie wtopił ją w tło. Zdradzić jej obecność mogły tylko złote, lśniące w ciemności oczy.
    Przeszła po szczycie dachu i przeskoczyła na następny. W ostatniej chwili chwyciła się komina, kiedy na śliskiej powierzchni omsknęła jej się noga. Znów spojrzała w kierunku okna a później na ulicę, upewniając się, że nie natknie się na żadnego, zdecydowanie niepożądanego w tej chwili świadka. Kiedy mężczyzna zniknął za zakrętem, wzięła rozpęd i przeskoczyła uliczkę. Zaczaiła się tuż przy oknie, ostrzem sztyletu otworzyła zamek okna i bezszelestnie wsunęła się do środka. Zamknęła za sobą okno i stanęła za drzwiami, wciąż ściskając w ręku sztylet.

    OdpowiedzUsuń
  196. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  197. [cz. II]
    Odczekała, aż kupiec otworzy drzwi i wejdzie do środka. Już miała wbić posrebrzane ostrze prosto w miejsce, gdzie demon powinien mieć serce, kiedy poczuła przenikliwy ból tuż pod żebrami. Błyskawicznie zaatakowała uderzając z półobrotu, celując ostrzem w szyję napastnika, jednak nie trafiła. Odskoczyła pod ścianę, doskonale wiedząc już z czym ma do czynienia. Drań umiał się replikować. I wyraźnie się jej spodziewał. Nie wiedziała, kto mógł mu powiedzieć, że Shavri Zaresh na niego poluje, jednak nie to było w tej chwili najistotniejsze. Wyciągnęła z pochwy drugi sztylet, rozglądając się bacznie w ciemnościach. Dostrzegając błysk broni przeciwnika sparowała cios i skoczyła na wroga, w ostatniej chwili jednak obracając się i wbijając sztylet wprost w pierś tego właściwego demona. Replika, którą stworzył zmieniła się w kupę błota, natomiast ciało kupca upadło na deski podłogi. Shavri wyszarpnęła sztylet z jego serca i chwyciła się za krwawiący bok. Rozejrzała się jeszcze po pomieszczeniu. Czuła jakąś dziwną, znajomą energię. Podeszła do stołu, gdzie czuła najsilniejsze jej źródło i przyjrzała się leżącym na nim przedmiotom. Rozgarnęła stosy zwykłej biżuterii, by w końcu chwycić w dłoń medalion, który promieniował ową energią. Przyjrzała mu się dokładnie mając nieprzyjemne uczucie, że już gdzieś go kiedyś widziała. I nie wiązało się to z przyjemnymi wspomnieniami.
    Ściskając medalion w dłoni wyszła tą samą drogą, co weszła. Przeskoczyła na dach sąsiedniego budynku i pewnie gdyby mogła, jęknęłaby z bólu. Nie sądziła, że jest aż tak bardzo ranna. Pomna jednak, że musi jak najszybciej oddalić się z tego miejsca zaczęła iść szczytem dachu, próbując utrzymać równowagę, co przychodziło jej z coraz większym trudem. Przez przyciśnięte do boku palce sączyła się ciemna krew. Wzrok zmętniał, straciła równowagę. Zsunęła się po dachu i spadła na ulicę, prosto pod nogi zmierzającego do teatru mężczyzny. Całe szczęście budynek nie był zbyt wysoki. Może i dzięki wyjątkowo rozwiniętej strukturze kostnej nie groziła jej śmierć, kiedy spadała ze znacznej wysokości, jednak na pewno nie było to przyjemne i pozostawiało ślady na zdrowiu.

    [Jej, namotałam jak zwykle... >.< Jakby co, to mów, a zmienię xD]

    Ravenika

    OdpowiedzUsuń