Aktualności
LISTA OBECNOŚCI ZAKOŃCZONA!
Wydarzenia

środa, 22 maja 2013

Let Me Fade




                                                                                                                                           >Umilacz<


Chłopak nie mógł znaleźć sobie miejsca w całym tym małym pomieszczeniu, który był jego pokojem w porcie. Ale również nie mógł wyjść na dór przez szalejący na dworze deszcz. W takie dni nawiedzają widma przeszłości każdego z nas...
                 -Która to już Inkwizycja?- starszy mężczyzna pod pięćdziesiątkę, zaśmiał się trzęsąc swoim brzuchem. Branwalather tylko skinął głową i ponownie wskazał na jego karczmę- Nie ma w tym nic śmiesznego. Z rozkazu Świętego Kościoła, mam przeszukać pańską karczmę i zabić każdego magicznego osobnika- chłopak patrzył przed siebie. Wybił tą formułkę na pamięć. Dobrze wiedział iż gospodarz skrywa co najmniej sześć magicznych istot. Sześć! To była obraza Świętego Kościoła. Mężczyzna westchnął głęboko i obniżając głos odpowiedział- Co oni wam zrobili? Przecież też są po części ludźmi- położył swą masywną dłoń na ramieniu młodszego Inkwizytora- A więc jak? Odpuść ten jeden raz synu- chłopak prychnął i strząsnął jego dłoń ze swego ramienia. Minął go w drzwiach i powiedział ozięble- Brać go, zostaje oskarżony o pomoc wrogom. Wykonanie wyroku za dwie godziny- gospodarz zatrząsł się gdy dwóch innych Inkwizytorów złapało go w żelaznym uścisku. Wyrok mógł być tylko jeden; śmierć. Tymczasem Branwalather wchodził już po schodach do góry cicho mamrocząc święte słowa do walki- „Posłałeś mnie abym zabił nasienie szatana”- otworzył pierwsze drzwi z kopa i zabił znajdującą się w środku młodą kobietę. Nawet jeśli była nie magiczna, nie można było ryzykować. I tak każde drzwi po kolei z nową pieśnią na ustach. Przy ostatnich drzwiach nawet się zawahał. Biła od nich naprawdę potężna moc. Wyjął swój błyskacz, aby w razie potrzeby porazić istotę. Otworzył drzwi jak pozostałe z kopa. Ujrzał kobietę wpatrującą się w okno. Powiedział chłodno- „Daj mi sił do walki z tym co plugawe i złe”- w tym momencie kobieta odezwała się niezwykle ciepłym głosem- Co plugawe i nieczyste? A czy my kogoś zabijamy? Czy zarzynamy wkoło innych jak wy to robicie?- chłopak wycelował w nią błyskacza. Powiedział spokojnie- Me zadanie to poświęcenie, obowiązek i przywilej- kobieta nagle zniknęła i pojawiła się zaraz przed nim stykając się prawie swoim nosem o jego nos. Uśmiechając się ciepło odparła- Dlatego zabiłeś cenne Ci osoby?- ciemnowłosy zadrżał. Wiedźma. Czyta w jego wspomnieniach… Zagryzł ze wszystkich sił zęby i obrócił dłoń z błyskaczem celując wprost w jej żebra. Ona pokiwała przecząco głową. W jednym momencie Branwalather nie mógł się ruszyć. Praktycznie warcząc odrzekł wpatrując się jej w oczy- „Oto Panie wróg nieopisany, pomóż mi go zgładzić ku Twej chwale”. -Kobieta zaśmiała się donośnie i odparła ciepło- Syczysz i jeżysz się niczym kot~ A więc i Nim bądź- powiedziawszy pocałowała go. Chłopak poczuł niezwykły ból w skroniach. Po chwili mógł już się ruszać, więc bez chwili wahania wystrzelił z błyskacza. Przy zerowej odległości od lufy, wiedźma padła od razu martwa, z wielką dziurą w miejscu lewego płuca. Chłopak tym czasem zachwiał się i upadł obok niej na podłogę. Wpatrywał się w jej puste oczy i ciepły uśmiech. Wkrótce stracił przytomność. Obudził go zapach dymu. Otworzył oczy i z przerażeniem stwierdził iż nadal znajduje się w gospodzie, która teraz została podpalona. Ale dlaczego go nie wyciągnęli?! Spróbował wstać lecz czuł się naprawdę dziwnie i ociężale. Postanowił zawołać kogoś na pomoc. Nabrał powietrza w płuca i krzyknął. Lecz zamiast wezwania usłyszał głośnie miauknięcie. Otworzył szerzej oczy i wstał na czterech łapach. Wpatrywał się w nie z przerażeniem, ciągle w głowie powtarzając mantrę „Panie pozwól mi pokonać złe siły i stanąć na powrót do walki”. Udało mu się uciec z płonącego
budynku. Wiedział iż nie ma w takiej postaci szans tłumaczyć się, skoro i tak wezmą go za zwykłego kota. A więc uciekł w las. Chciał jakoś dotrzeć do głowy Świętego Kościoła, ale w tej postaci? Nawet gdy zamienia się w człowieka, to uszy i ogon naprawdę zdradzają iż jest.. właśnie czym? W ciągu swej podróży wielokrotnie podchodził do samobójstwa. Skoro jest istotą magiczną to czyż nie tak powinien postąpić? Dążył cały czas do jednego miasta. O którym było dosyć często wspominane w dokumentach i raportach. Do miasta, które go w szczególności niepokoiło. Sam pisał wiele pism do Ojca Świętego aby szturmem je wziąć ze względu na ilość magicznych istot. Lecz zawsze zostawał wzywany do gabinetu, a Najwyższy uśmiechając się ciepło odpowiadał iż lepiej jest tak jak jest, iż taka jest wola Pana…
             
     
Potrząsnął głową budząc się. Zwykły sen. Zeskoczył ze swojego łóżka w postaci kota, przeciągając się przy tym. Już był trochę w Norrheim. Zmienił się. Wiele osób wpłynęło na to w mniejszym bądź większym stopniu. Ważne iż żył..
                                      
                                          „Me życie składam w twe dłonie Mój Miły Panie”
Nazywa się Branwalather Eixcyt Naindalin Sekan lecz podaje się jako Kot. Nie chce swego imienia i nazwiska nawet wymawiać gdyż wie iż jest ono zaszczytem dla Kapitana Pierwszej Szturmowej Jednostki Kościoła Świętego. Dla niego, ten zaszczyt i honoryfikacje były wszystkim. Teraz jest zmiennokształtnym. Kotem na dodatek. Jednakże przez ten cały rok i jego myślenie zaczęło się zmieniać. Teraz, bez zbroi Zakonu i bez oręża, bez problemu może wnikać w tłum magiczny. Przekonał się iż nie są do końca tacy, jak reprezentuje ich Święty Kościół. Nie są bestiami. Są w połowie ludźmi. Chciał kiedyś porozmawiać o tym z Ojcem Świętym, lecz po rozmowie z pewnymi istotami magicznymi, porzucił ten cel. Szuka teraz sensu, czy też bardziej można rzec iż celu w swym życiu jako istota magiczna. 
                                                      „Panie dodaj mi sił w tych mrocznych czasach”
                Często znika. Od po prostu, nie czuje się zobowiązany tłumaczyć się komukolwiek z tego gdzie znika czy też co wtedy robi. Nie ma przyjaciół. Ludziom woli nie ufać gdyż nie każdy stanie w jego obronie, natomiast magiczne istoty… faktem jest iż sam nim jest. Ale jak zaufać istotom które zabijał i o których słyszał tyle strasznych historii? Na początku dokuczało mu to niemiłosiernie: samotność. Jednak z czasem zaczął ją lubić. Co prawda, zapewne lepiej podróżowało by się chociażby z jednym towarzyszem; gdyby się znalazł taki któremu potrafił by zaufać… Zawsze czujny. Słucha uważnie nie tylko osoby z którą rozmawia ale również odgłosów w koło, dzięki swoim kocim uszom. Nigdy się nie poddaje, chociażby nie wiadomo jak w przegranej pozycji się znajdował. Nie zna umiaru-szczególnie w pyskowaniu lub mówieniu wprost co sądzi. Od czasu do czasu lubi powtarzać cicho pod nosem, Święte Sentencje; pamięta je i chce pamiętać nadal- to one dodają mu sił. Przez swój nie wyparzony język i  pakowanie się tam gdzie nie trzeba, wiecznie chodzi zabandażowany. Uśmiecha się zawsze; choćby nie wiadomo jak bardzo byłby smutny. Jest w mieście od niedawna a już próbuje coś zdziałać. Często ostrzega domostwa na skraju miasta lub we wsiach obok przed spieszącymi do nich pojedynczymi jednostkami Inkwizytorów. Sam nie wie dlaczego to robi. Niektórzy, którzy dostali drobną pomoc od niego, w tej czy innej postaci, zawsze mówią: Ciemny kot- nowy znak szczęścia!
                               „Niech Cię prowadzi ręka boska- abyś szczęśliwie wrócił do domu”
                Chłopak, 24 lata, 178cm wzrostu, wygimnastykowany i zwinny, półdługie ciemne włosy. Kolor oczu zależny od nastroju, od ciemnej zieleni niczym środek puszczy po jasną zieleń oświetlonej łąki. Źrenice rozszerzają się i zwężają w razie potrzeby, lecz także gdy nad czymś myśli lub wyczuwa zagrożenie czy też czegoś się boi i tak dalej. Bandaże czy też inne opatrunki, wszędzie, na rękach, na nogach, na szyi, czasami cały zabandażowany a czasami chodzi z bandażem na przykład tylko wokół nadgarstka. Biseksualny- tak przynajmniej utrzymuje; nigdy nie miał okazji sprawdzić tej teorii. Lubi najbardziej to co każdy kot-mleko i ryby- można by rzec iż to jego pięta achillesowa. Kocimiętka działa na niego jak narkotyk. Ma swój notesik w którym zapisuje gatunki i imiona poznanych istot magicznych; kataloguje je. Niektóre podziwia a niektórych naprawdę się boi. Lubi zbierać kwiaty od kiedy wiedźma zamieniła go w kota- nie wie dlaczego ale uważa iż to po prostu zwykła złośliwość losu. Śpi gdzie popadnie w postaci kota: strychy, wycieraczki, parapety. Nie jest to może wygodne, ale nie lubi się komukolwiek narzucać. Za coś musi jednak kupować jedzenie więc jak na razie dostarcza ważne listy i telegramy w obrębach miasta- zazwyczaj niesie wiadomości z portu. Lecz także donosi małe paczki. Czasami jeszcze gubi się w mieście, ale szybko odnajduje właściwą drogę. Potrafi słuchać i zapamiętywać, więc jeśli ktokolwiek szuka informacji  na jakikolwiek temat; kieruje się właśnie do niego. Teraz często nazywa port swym domem; co jest po części prawdą. Każdy rybak który tam pływa, wie dobrze kto to "Kot". Często chodzi do kościoła, aby pomodlić się i wypytać księży, by dodać sobie samemu otuchy i woli życia. Płaszcz z kapturem i chowanie ogona ułatwia mu to zadanie.
Aktualnie zostawił swój doczesny cel życia. Próbuje odnaleźć się na nowo, z nowym życiem jako istota magiczna. Jednak nadal wierzy w Święte Sentencje czy też Modlitwy. Lecz oczywiście rozumie je na swój sposób. Nadal stara się iść drogą Pana, nie w sposób jaki nauczał go Zakon. 


„Tobie oddaję całe swe życie, do Ciebie uciekam się po Twą łaskę, dla Ciebie przelewamy krew bezbożników, o Tobie śpiewamy chwalebne pieśni, Panie Przenajświętszy wesprzyj więc swych sług w słusznej walce”



(Chętny na wszelkie wątki w komentarzach~ Proszę także zgłosić wszelkie skargi lub niedomówienia. Za które z góry przepraszam.)

64 komentarze:

  1. (Chcę! A jak zaczniesz, będę ci wdzięczna ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Heshtje nigdy nie narzekała na zwierzęta, wręcz bardzo uwielbiała ich towarzystwo, ale gdy nie były natrętne! Natrętne jak te czterołapne miauczące coś, co plątało się między nogami, aż w końcu obaliło ją na ziemię.
    Zwęziła oczy w szparki i podniosła się szybko mamrocząc coś pod nosem. Obok niej leżała torba, którą wczesniej miała przewieszoną przez ramię. Większość jej zawartości była rozsypana dookoła niej. " Trzabyło ją nie zostawiać otwartą" pouczała siebie zbierając rzeczy. Oczywiście zauważyła, że coś jej zniknęło. Przepuszczała, iż to jedna z saszetek.
    - Ożesz ty jeden! - krzyknęła, chociaż kot zapewne był już daleko. Zaczęła biec pamiętając mniej więcej którędy podążał złodziejaszek. Przedzierała się między drzewami, krzewami. Wyglądała jak dzikuska : gałązki oraz liście zdobiły rude włosy. Zwolniła odrobinę.
    - Kici, kici... koteczku gdzie jesteś? - rzekła dość głośno, ale zarazem przesłodko wypatrując zwierzaka po konarach drzew.

    OdpowiedzUsuń
  3. [Wątek jak najbardziej tak :) Jednak pomysłów brak, wciąż ciężko idzie mi myślenie po ostatnim tygodniu xD Jeżeli coś podrzucisz, to chętnie zacznę :)]

    Ravenika

    OdpowiedzUsuń
  4. [Witaj na blogu! Wybacz za ten spóźniony zapłon, ale admin też człowiek - edukować się musi! Tak więc zapraszam do zabawy w Norr :D]

    Apayan

    OdpowiedzUsuń
  5. Odetchnęła i przyjrzała mu się, gdy stanął przed nią.
    - E.. o takie tam coś nie trzeba przepraszać. Nie mogłeś po prostu powiedzieć,a nie stawiać na hm.. oryginalność? - uniosła brew uśmiechając się lekko. - Chwila.. - skrzyżowała ręce na piersiach - czy ja ciebie nie spotkałam w Pandarum?
    Odeszła parę kroków w tył, by stasować go wzrokiem.
    - Poza tym, co mi grozi za niebezpieczeństwo na tamtej drodze? - spytała z nieukrywanym zaciekawieniem.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Witam ciekawą postać i jej 'właścicielkę', również, z tego co pamiętam, ciekawą. Oczywiście piszę się na wątek, jako wiedźmisko. Jeśli masz jakiś pomysł, możesz zacząć albo się nim podzielić, wtedy ja coś wykombinuję w wolnym czasie. ;>]

    OdpowiedzUsuń
  7. - Szczerze? Nie... chociaż, kto wie? Zapewne zaczęła bym cię wypytywać, tak jak to robię teraz - zaśmiała się i przeczesała palcami włosy. - Może przez mój dzikuski wygląd? A nie ... zazieleniałam przecież po pogoni za tobą.
    Chwyciła dwoma palcami listek, który zaplątał się we włosy, potem ostrożnie położyła go na swej smukłej dłoni.
    - Z inkwizytorami .. już się spotkałam - gorzki uśmiech zawitał na jej twarzy. Wzrokiem błądziła po trawie.
    - Okrężna czy nie, prowadź jeśli ci zależy. Gdzieś konkretnie się wybieramy? A bym zapomniała.. - wyciągnęła dłoń przed siebie z liściem. Palcem wskazała na sam środek dłoni. - Wiesz co tu się ma znaleźć, łobuzie.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Pogłębianie wiedzy zawsze się przyda. No, zobaczymy, czego jedno drugiego nauczy... xD
    Wpadaj w lepszy, wpadaj. Chociaż i tak jest dobrze!]

    Że też akurat dzisiaj przypadał ten dzień. A może, że też akurat dzisiaj wszystkie bóstwa niebios, w które ktoś kiedykolwiek wierzył i może wierzy dalej, musiały się zbuntować i zesłać na ziemię upierdliwy, zimny deszcz. Raisha, bezgłośnie przeklinając nie tyle swoją profesję, co swoje widzimisię, poprawiła kaptur ciemnozielonego płaszcza, z którego woda lała się niczym z niewielkiego wodospadu, przysłaniając jej pole widzenia. A owego pola potrzebowała bardzo, skoro szukała rzadkiego ziela kwitnącego tylko przez jeden dzień w roku. Akurat, cholera, ten.
    Nieco zrezygnowana coraz bardziej przedłużającym się poszukiwaniem, przystanęła i oparła o jedno z drzew. Uchyliła usta, by wymamrotać prostą formułkę rozgrzewającą, kiedy jej wzrok padł na klęczącą nieopodal niej postać. Odruchowo machnęła ręką, układając ją w pozycji dogodnej do rzucenia zaklęcia, jednak osoba odwrócona była do niej plecami. Zacisnęła zęby, nie do końca wiedząc, jak się zachować. Wycofanie się raczej nie wchodziło w grę, skoro poszukiwane przez nią ziele kwitło tuż obok klęczącego mężczyzny. Wychyliła się nieco na bok, chcąc lepiej mu się przyjrzeć, jednak smugi deszczu skutecznie jej to utrudniały, zacierając także jego aurę i zagłuszając słowa. A przynajmniej ich część, bo do uszu Raishy nagle dotarły niepokojące strzępki zdań. "Panie"? "Dalsza walka z plugawym złem"? Cofnęła się i oparła plecami o drzewo tak, by nie był w stanie jej zauważyć w przypadku odwrócenia się. Inkwizytor? Któż inny modliłby się w taki sposób? Przez chwilę, zagryzając wargi niemal do krwi, zastanawiała się, co może zrobić. A raczej zastanawiała się, czy po prostu go nie zabić, wykorzystując moment zaskoczenia. Wyjście o tyle dobre, że pozbyłaby się problemu, ale przecież nie miała całkowitej pewności i... nie powinna w taki sposób zwracać uwagi na Norrheim. Już i tak ostatnio wzięła udział w Inkwizytorskiej rzezi na ulicach, co było niedopuszczalne. Ujawnienie się też nie wydawało jej się najlepszym wyjściem... ale w sumie jedynym, na które się zdecydowała. Szybko zminimalizowała swoją aurę na wypadek, gdyby potrafił ją odczytać i wyszła na polanę, szurając nogami w trawie i zataczając się. "Nie wiesz, co robić? udawaj pokrzywdzoną", tłumaczył jej ktoś kiedyś. Więc dobrze. Upadła na kolana, udając szloch. Mimo przydatności deszczu w tej chwili, opuściła głowę, by skryć twarz.

    OdpowiedzUsuń
  9. [No nie, ale mnie urządziłaś. xD Ale dobra, gramy w otwarte karty. Może nawet ciekawiej wyjdzie.]

    Zmarszczyła brwi, wyczuwając interesujące wibracje jego aury. To właśnie one zaszokowały ją bardziej niż samo rozpoznanie w niej wiedźmy. Nie był ani w pełni człowiekiem, ani zmiennokrwistym... Czymś pomiędzy, z czym prawdopodobnie nigdy się nie spotkała. A nawet jeśli, to nie miała czasu na czcze rozważania i wspominki. Skoro ją rozpoznał, był co najmniej dobrym Inkwizytorem. Dlatego musiała uważać. Powoli podniosła głowę, by na niego spojrzeć. Zieleń jej oczu ściemniała, kiedy przemknęła wzrokiem po przypominających kocie uszach i drżącej końcówce ogona. Zmusiła kąciki ust do uniesienia się w nieco kpiącym uśmiechu. - No, no. Koci Inkwizytor z manierami? Rzadko spotykane - rzuciła cichym głosem, przekrzywiając głowę na bok. Wykorzystując fakt, że wpatrywał się w jej twarz, wykonała niemal niezauważalny ruch dłonią. Jej iluzjonistyczna postać pomknęła w jego stronę, zakrywając ją samą tak, iż wydawać by się mogło, że ona niesamowicie szybko wstała i skoczyła ku niemu. Była to jednak tylko średnio zaawansowana iluzja, która niemal natychmiast się rozmyła. Nie tyle popis umiejętności, co chęć sprawdzenia jego sprawności i skupienia.

    OdpowiedzUsuń
  10. - No ... miłe spotkanko przy herbatce, to to nie było - pokazała koniuszek języka, po czym zabrała jej własność i włożyła do torby. Zanim zdążyła się uporać z jej zapięciem, chłopak znalazł się parę kroków przed nią.
    - No idziemy, idziemy. Skąd idę? A tak sobie błądziłam trochę po lesie, trochę po plaży. Dla zabicia czasu - odpowiedziała gdy zrównała z nim krok.

    OdpowiedzUsuń
  11. - Wiesz co ... ładna dzisiaj pogoda, piękne miejsca ... Szkoda tego wszystkiego na gadanie o tej całej inkwizycji, soko na razie jesteśmy w miarę bezpieczni - rzekła cicho posłusznie idąc .
    - Często lezę w las, albo w inne z daleka od ludzi miejsce, by się wyciszyć i nabrać sił. Poznając już trochę ciebie, to zapewne byś teraz dodał - czas na modlitwę. Prawda? Co do saszetek, to ja po rostu jestem sentymentalna, czy jak mam to nazwać .
    Przystanęła, by wyłowić z torby zawiniątko. Odwiązała rzemyk, w tem na jej dłoni pojawił się kompas.
    - Mój przyjaciel jest jak ptaszysko. Porywa wszystko, co się świeci, mieni. Powiedział, że jest mu nie nie potrzebny. Wkładam go do saszetki, by się nie zniszczył.
    ( Chyba pomyliłam saszetkę z sakiewką xD)

    OdpowiedzUsuń
  12. Przyglądała mu się, nie zmieniając pozycji. I tak była całkowicie przemoczona, więc klęczenie w mokrej trawie nie zmieniało nic poza tym, że z pewnością wyglądała na dość... może nie przyjaźnie, ale chociaż neutralnie nastawioną. Obserwowała, jak zmienia się aura mężczyzny, odkąd ją usłyszał. Teraz już się ustatkowała- nieco drżąca, z dominującą szarością, czasami przeplatającą się z innymi kolorami. Toczył jakąś wewnętrzną walkę, ale przede wszystkim... bał się. To ją zaskoczyło. Nawet jeżeli był byłym Inkwizytorem, nie powinien odczuwać aż tak dużego strachu. Owszem, spotykała się z nim podczas starć z wysłannikami Świętego Officium, ale nigdy w takim stężeniu. Co tobą powoduje... Co cię tak przeraża w mojej naturze, pomyślała, ogarnięta dziwnym, niespodziewanym uczuciem przypominającym troskę. Z trudem powstrzymała chęć potrząśnięcia głową w niemym wyrazie pobłażliwości dla siebie samej.
    -Nie mam w zwyczaju wdzierać się nieproszona do czyjegoś umysłu - odpowiedziała, unosząc kąciki ust w uśmiechu. Tym razem mimowolnym i nie mającym nic wspólnego z kpiną. Może nawet można by uznać go za ciepły, gdyby nie dość napięta sytuacja. - A gdybyś chciał mnie zabić, spróbowałbyś zrobić to w przeciągu tych kilku minut. - Podobnie jak ja, dodała w myślach, jednak nie powiedziała tego głośno. Żałosne, że budził w niej sympatię ktoś, kto w swoim życiu kierował się chęcią wybijania do nogi wszystkich, których Kościół uznał za niegodnych życia. W tym, przede wszystkim, jej sióstr. Zmrużyła oczy, otaczając nadgarstek lewej dłoni palcami prawej, by powstrzymać ich drżenie. Ona też się bała. Tym bardziej, że mężczyzna nagle wypowiedział słowa, które już kiedyś zdarzyło jej się słyszeć. Zerknęła w niebo, z którego coraz wścieklej padało, nie tracąc jednak koncentracji. Była skupiona na każdym, nawet najmniejszym geście mężczyzny. - Zapewne spodziewałbyś się, że w odpowiedzi będę wychwalać Szatana? - mruknęła, przenosząc na niego wzrok.

    OdpowiedzUsuń
  13. (dzięki za powitanie i z chęcią na jakiś wątek się skuszę :D masz jakiś pomysł?)

    OdpowiedzUsuń
  14. (mam nadzieję, że to się szybko nie skończy jak większość moich wypowiedzi na takich blogach xD)

    OdpowiedzUsuń
  15. Był sobotni wieczór. John jak zwykle siedział w bibliotece pochłonięty jedną ze swoich książek. Mało kto tu przychodził a tylko w tym miejscu mógł znaleźć odrobinę spokoju od codziennego zgiełku. Spojrzał na zegar stojący w kącie. Dochodziła już ósma. Z niechęcią odłożył książkę i podszedł do okna. Na ulicy siedział czarny kot który, mógłby przysiąc że mu się nie zdaje, bacznie go obserwował.

    (może być? tylko nie wiem co z tego wyjdzie xD)

    OdpowiedzUsuń
  16. Super. Dziwaczny zbolały kot. -Pomyślał. Ale widział już kilka kotów tu w okolicy a zwłaszcza koło hangaru z rybami czy koło rzeźnika. Przyjrzał mu sie jeszcze uważniej. Było w nim coś dziwnego. Coś znajomego ale i nierealnego, zupełnie jakby... To nie możliwe - pokręcił głową. Zapukał w szybę i wskazał palcem do góry, gdzie piętro wyżej znajdowało się uchylone okno do jego gabinetu, po czym zniknął w mrokach biblioteczek.

    OdpowiedzUsuń
  17. (pożyjemy zobaczymy xD też liczę na coś dłuższego, ale co wyjdzie to zależy już od nas)

    OdpowiedzUsuń
  18. (Obyś miał rację)

    Mężczyzna min udał się do gabinetu zaczął szukać czegoś po lodówce. Kazał ją tu zamontować w razie gdyby zgłodniał. W środku nie było dużo jedzenia: butelka mleka, kilka ryb, masło i kawałek szynki od rzeźnika. Powoli ruszył w stronę schodów prowadzących do gabinetu. Był zaskoczony widząc w nim mężczyznę a nie kota. Zwłaszcza gdy się przedstawił jako "kot". Świat oszalał. -pomyślał. -Jestem John. -przedstawił się odkładając butelkę mleka oraz dwie ryby - Mój poprzednik zmarł kilka dni temu więc przejąłem jego obowiązki. Nie widziałeś tu kota? - zaczął się rozglądać za futrzakiem.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Bardzo przepraszam za przerwę. Miałam mnóstwo pracy.]

    Zauważając autentyczne zdziwienie mężczyzny, delikatnie pokręciła głową. -Wszystko zależy od człowieka - odparła cicho. Jako że nienawidziła naruszania własnej prywatności, bez potrzeby nigdy nie chciała naruszać prywatności innych. Czytała głębokie ludzkie myśli tylko wtedy, jeśli zmuszała ją do tego zaistniała sytuacja. Pobieżnie przeglądała jedynie spostrzeżenia, kiedy nudziła się siedząc w karczmie czy spacerując po mieście.
    Tym razem to ona nieco uniosła brwi, widząc, że lekko się ukłonił. Kot, powtórzyła w myślach. Kapitan. Wysoko postawiony. Ale, cholera, dlaczego ty mi to wszystko mówisz? zastanawiała się, uważnie go obserwując. Nie spotkała się jeszcze z Inkwizytorem, który znając jej naturę, opowiadałby o sobie i tym, co go potkało. Ciche westchnięcie i zrezygnowany gest nieco przywróciły jej sceptyczne nastawienie. Wyglądało na to, że żałował tego, iż nie sprawuje już swojej dawnej funkcji. Niemal niezauważalnie skinęła głową, jakby na potwierdzenie jego słów o postrzeganiu magicznych istot. One także były dziwne. Niesamowicie dziwne, bo padały z ust, bądź co bądź, Inkwizytora. To, ze byłego, niewiele w tej kwestii zmieniało.
    Jego pytanie połączone z zaskakującym gestem sprawiły, że ostatkiem sił powstrzymała odruch odchylenia się w tył. Przez krótką chwilę nie reagowała, obserwując rosnącą niepewność w jego oczach. Cóż, nie podejrzewała, że sama wygląda na pewniejszą siebie. Dobrze chociaż, że kaptur rzucał cień przynajmniej na część jej twarzy. Pokonując ogromny wewnętrzny opór, przyjęła jego gest. Nie była pewna, czego on się spodziewa, jednak ona przez tą krótką chwilę tkwiła w przekonaniu, że przez długi czas będzie przeklinała swoją głupotę. Tymczasem nie stało się nic- ani z jej, ani z jego strony.
    -Możesz mówić mi Raisha - powiedziała, podnosząc się i lekkim ruchem zrzuciła z głowy kaptur. Płomienne włosy, wcześniej uchronione przed deszczem, teraz dość szybko nabrały ciemniejszej, miedzianej barwy. - To nie najprostsza sytuacja - zauważyła, przechodząc obok niego i schylając się po pożądane ziele w taki sposób, by obserwować go kątem oka. Zignorowała zaproszenie do przeglądania jego myśli, spodziewając się, że kryje się za nim kierowanie ich w pożądanym kierunku. Coś podpowiadało jej, że nie musi go sprawdzać, że może faktycznie jego przemiana coś w nim zmieniła... - Przede wszystkim myślę, że to nie najlepsze warunki na taką rozmowę, nie sądzisz? - mruknęła, chowając roślinę do sakiewki przywiązanej do pasa i wstając. Co ty robisz, idiotko, pomyślała, kiedy dotarło do niej, że faktycznie ma zamiar opowiedzieć mu o sobie, a nie zniknąć, kiedy tylko trafi się okazja.

    OdpowiedzUsuń
  20. Przyjrzał mu się uważniej. To co na początku wziął za dziwne uczesanie faktycznie było uszami a po tym jak zobaczył ogon zwątpił we wszystko co widział. A było tego trochę. W końcu żył już od kilku wieków. Westchnął gdy żołądek Kota warknął niemal na całą bibliotekę. Podał mu butelkę mleka oraz kilka ryb. po czym sięgnął po księgę grubą na dwie pięści i zaczął ją wertować.

    OdpowiedzUsuń
  21. To pomrukiwanie zaczynało działać mu na nerwy. Już jako zwykły człowiek nie za specjalnie przepadał za kotami a ten na dodatek jeszcze mówił i zmieniał się w człowieka. Gdy usłyszał pytanie zaznaczył palcem gdzie skończył po czym przyjrzał się mężczyźnie. - Jak na kotołaka jesteś dziwnie dobrze wychowany. - stwierdził lekko oschle unosząc brew - Nie. Nie mam nic przeciwko byś spał pod schodami. - po czym wrócił do wertowani księgi w której ktoś pisał jak mu się chciało a niektóre zdania musiał wręcz odgadywać.

    OdpowiedzUsuń
  22. - Gdzie on jest? A czort go wie! Może być nawet niedaleko nas, nad lasem, bądź hm.. z psem na spacerze. - Wzruszyła ramionami uśmiechając się nikle.
    - Guziki szmatki ... i bawić się w krawcową? Nie dziękuję. Dla mnie modlitwa jest stratą czasu po prostu. - Schowała spowrotem pamiątkę do torby i zaczęła się za nim wlec.
    - Rozumiem. Każdy ma jakieś tam swoje tajemnice. Nie wiem, czy jest gorzej mało wiedzieć, czy zbyt wiele. Ej! Uważaj, bo zacznę filozofować, albo marudzić.
    (Jak to nie ... pomyliłam się wrr ... )

    OdpowiedzUsuń
  23. Jej wargi mimowolnie rozciągnęły się w uśmiechu, co w połączeniu z autentycznym rozbawieniem, pogrążyło wiedźmę w pełnym pożałowania dla siebie samej zdumieniu. Zerknęła na niego z zamiarem rzucenia jakiejś odpowiedzi, która w pewnym stopniu mogłaby rozładować, wciąż bardzo napiętą, atmosferę. Jednakże sposób, w jaki odwrócił głowę i iście kocio zastrzygł uszami, powstrzymał ją. Zacisnęła zęby, kiedy niemal przebiegł obok niej i zaczął iść tyłem, mamrocząc pod nosem. Ona sama nie słyszała jeszcze nic, ale najwidoczniej były Inkwizytor wiedział o czymś, co usprawiedliwiłoby niepokój w jego oczach.
    -Bez obaw... Kocie - odparła cicho, skanując mentalnie okolicę w promieniu kilku najbliższych kilometrów. Faktycznie podążało w ich kierunku troje ludzi, jednak... Las był jej przyjacielem. Nie musiała się obawiać, że trafią na jakikolwiek ślad, który mogłaby po sobie pozostawić.
    Podążając za nim przez las, wpatrywała się w jego plecy, zastanawiając nad całą tą paradoksalną sytuacją. Mijane drzewa cicho szemrały. On nie był w stanie rozróżnić słów, jednak ona wysłuchiwała przestróg, zarzutów i propozycji pomocy. Uśmiechnęła się pod nosem, odgarniając za ucho mokry kosmyk włosów. Nie ona stanowiłaby tutaj dla niego główne zagrożenie, jeśli tylko by tego pragnęła... Chociaż, i tak miał szczęście, że modlił się na polanie, w samotności. I modlił się prawdziwie. Natura nie była nastawiona do niego bardzo negatywnie.
    Wyszła na drogę i skłoniła się lekko w wyrazie podziękowania.
    -Co chcesz zrobić z zebranymi przez siebie informacjami? - spytała, zrównawszy się z nim. Wyczuwała jego niecierpliwość, która nieco jej ciążyła. Wolałaby psychicznie przygotować się do takiej rozmowy, a i on mógłby poczynić pewną 'grę wstępną'.

    OdpowiedzUsuń
  24. John mimowolnie starał się obserwować kota raz za razem ukradkiem spoglądając na niego. Dlaczego nie mógł to być wilkołak albo przynajmniej wampir? Dlaczego kot? Dlaczego zawsze musi być to kot? Gdy usłyszał że i on nie zawsze był kotołakiem sięgnął po kawałek kartki którym zaznaczył miejsce w którym skończył po czym usiadł tak by widzieć kota. - Czyli nie zawsze byłeś tym kim jesteś? - starał się by jego głos brzmiał w miarę spokojnie - Widać każdy ma jakieś tajemnice. - uśmiechnął się. To dziwne mrowienie na karku mogło oznaczać tylko jedno. Kot odczytał jego aurę i wie kim jest. Albo raczej CZYM jest. - Każdy skrywa jakieś tajemnice, Kocie. - wstał i podszedł do szafki wyciągając z niej dodatkową księgę. Jednak ta w porównaniu do poprzedniej była dużo cieńsza oraz była oprawiona w podniszczoną brązową skórę w kilku miejscach nadpaloną oraz podjedzoną przez mole. Ponownie usiadł za biurkiem, przekrzywił głowę aż coś strzeliło po czym otworzył ją. Kartki był żółte i podniszczone ale pismo było w miarę czytelne. Ponownie spojrzał na przybysza - Wszyscy mamy jakąś przeszłość. Przeszłość której nie zmienimy ale możemy zrozumieć. - wskazał na księgę - Jesteśmy jak książki. Wystarczy wiedzieć gdzie i jak szukać a możemy znaleźć nie jedną tajemnicę.
    Szybko przekartkował podniszczoną książkę po czym otworzył otworzył ta grubszą. - Przeklęte rejestry. - wymamrotał.

    OdpowiedzUsuń
  25. Zapomnieć. Nie przepadał za tym określeniem. Jak mógłby zapomnieć to co go spotkało? Stratę tak ważnej dla niego osoby?
    -Przeszłość jest po to by nas czegoś nauczyć. Nie można o niej zapomnieć bo jest częścią nas. - spojrzał na Kota - To tak jakbyś odciął sobie rękę i nogę. Możesz żyć ale będzie ci ciężko funkcjonować. Z resztą - westchnął - nic nie dzieje się bez przyczyny. Zawsze jest za tym coś lub ktoś.
    Rozumiał co mężczyźnie chodzi po głowie. Musiał podobnie jak on zostać zmieniony w to kim jest a przynajmniej tak się domyślał. Spojrzał na Kota. Pachniał jak oni. Co prawda nie miał tak dobrego węchu jak psy czy wilkołaki ale na ten jedyny w swoim rodzaju zapach był szczególnie wyczulony. Chciał zapytać czy aby nie jest albo był powiązany z inkwizycją ale to mogło by być nie zręczne.
    - Widać, że dobrze cię nauczyli. - przewrócił leniwie stronę - Nie każdy jest tak dobrze wychowany jak ty. Zwłaszcza ...
    Tu urwał. Właśnie znalazł coś co go zaciekawiło. Pewien niewyraźny wpis który widocznie ktoś chciał zatrzeć ale na szczęście nie udolnie. - Zniewaga. - mruknął - To kim jesteśmy zależy od nas i jak wspomniałem jesteśmy książkami a nie kartkami jak ty twierdzisz. Ale powiedz mi Kocie - spojrzał na mężczyznę - Skoro jesteśmy książkami to wiesz co jest biblioteką a kto pisarzem?
    Po tych słowach wstał i usiadł na biurku. Spojrzał w okno przy którym siedział Kot. Właśnie zaczęło padać a zegar wybił dziesiątą. Mimo to nie chciał iść do domu jak nazywał tą ruinę na przedmieściach. Jedyny jej plus to to że nawet inkwizycja boi się tam zaglądać.

    OdpowiedzUsuń
  26. Westchnął ze zrozumieniem. Rzadko udawało mu się spotykać osoby z którymi mógł tak swobodnie rozmawiać. Deszcz uderzał o szyby i kilka kropel wpadło do środka przez uchylone okno. - Naprawdę nie rozumiesz Kocie. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej - Życie jest biblioteką a pisarzem los. I masz rację. Przeszłość wiele mnie nauczyła, bym mógł lepiej przygotować się do przyszłości. - Wstał i podszedł do szafki po czym wyciągnął z niej butelkę wina i dwie szklanki - Pijesz? - zapytał Kota - Chyba że ci kodeks nie pozwala?
    Nalał sobie pół szklanki czerwonego płynu. Dawno nie pił a zwłaszcza tego rocznika. - Zwłaszcza kto, pytasz? - spojrzał na kota nieco milej. Może to od wina albo ze zmęczenia - Wszyscy ci którzy uważają nas za niszczycieli. Za tych którzy myślą że to my jesteśmy odpowiedzialni za ich nieszczęścia. - prawie krzyczał. czuł jak krew się w nim gotuje. W pokoju pomimo uchylonego okna zrobiło się duszno, a wino w szklance którą trzymał zaczęło się gotować. Czuł że za chwile wybuchnie a ta biblioteka zamieni się w zgliszcza podobnie jak pół miasta. Wziął głęboki oddech i zamknął oczy. - Wybacz. - jęknął smutnie wpatrując się w biurko - Po prostu demony przeszłości czasem dają o sobie znać. - czerwony płyn przestał bulgotać ale mimo to w pokoju wciąż było duszno. Zupełnie jakby miał wybuchnąć tu pożar. Złapał się za skroń. To całe durne szukanie przez ten cały czas dawało o sobie znać. Może powinien poszukać czegoś w dziale z magią zamiast w archiwum? Ale czuł, że jest na dobrym tropie. Czuł że może zrozumieć dlaczego go wtedy i skazano na stos? Dlaczego stał się tym kim jest? Wiedział że tamta osoba nie była wiedźmą. Obrócił się na pięcie i wyciągnął kolejną starą książkę za tytułowaną "Królewski Spis Wiedźm" po czym położył ją obok pozostałych rejestrów. - Czasami chciałbym wiedzieć co siedzi w głowach tych zapchlonych Inkwizytorów. Może wtedy wiedziałbym dlaczego się nas tak boją?

    OdpowiedzUsuń
  27. Spojrzał na czarny notes. Kot nie musiał mu mówić czym są bo sam się domyślił. Gdy go aresztowano widywał jak kilku inkwizytorów wyjmowało podobny i coś w nim zapisywali. Jakieś uwagi, spostrzeżenia czy Bóg wie co jeszcze. A wnioskując po tym jak wspomniał o istotach magicznych nie miał już wątpliwości. - Czyli jednak jesteś, a raczej byłeś inkwizytorem. - Złapał za butelkę i pociągnął z gwinta. Po czym spojrzał na Kota - Skąd masz pewność że cię wysłucha? Przecież możesz dla nich nie żyć? - uniósł brew. Domyślał się kim mógł być w przeszłości jego towarzysz. Z tego co tu znalazł mógł pasować tylko do jednego opisu. - Prosisz bym ci opowiedział o żywiołakach, ale nie wiem co TY o nich - od chrząknął - raczej o nas wiesz. Czy potrafisz odróżnić prawdę o mitu? I czy na pewno chcesz poznać odpowiedzi na swoje pytania? Bo wię czołami - odpowiedzi których szukasz mogą nie być tymi których chcesz. - wyszeptał

    OdpowiedzUsuń
  28. (nie przejmuj się, lubię jak jest dużo napisane bo przynajmniej jest większe pole do popisu i co poczytać :P Więc pisz nawet w 10 komentarzach xD)

    OdpowiedzUsuń
  29. (Brak, brak. Chętni zresztą z czymś zaczynają :P
    Zresztą masz ciekawą postać. Pomijając ten biseksualizm, który staje się dziwnie modny (takie odbieram wrażenie po sprawdzeniu kilku innych grupowców i ich "męskich" członków...) masz herosa barwnego i mało sztampowego. Na pewno się dobrze zgra z moim kupcem. Zwłaszcza, że już mamy powiązanie.)

    OdpowiedzUsuń
  30. - Hmm...?
    Moran usłyszał cichy szelest za plecami i gdy się odwrócił, mignął mu znikający za drzwiami koci ogon.
    "Kot? Dziwne. Te paskudne poczwary z przyzwyczajenia trzymają się ode mnie z daleka, więc czemu jeden z nich wlazł do teatru?"
    Zaciekawiony kupiec szybko zlustrował pomieszczenie i jeszcze przez chwilę nasłuchiwał, czy nie ma nikogo w budynku. Jeśli słuch go nie mylił, to w pobliżu nie było żadnych ludzi, ale jego ludzkie ucho było za mało czułe, by powiedzieć cokolwiek więcej. Poza tym czemu zwykły kot miał go denerwować...? Dzisiaj przecież zawitał do teatru tylko posprawdzać księgi rachunkowe, bo cały budynek był zamknięty z powodu pękniętych rur z parą i groziło to poparzeniem aktorów. Z ciekawości więc poprawił okular i pokręcił kilkoma pierścieniami, by widzieć szersze pasmo świata, po czym udał się na scenę. Miał ku temu trzy powody. Był ciekaw tego kota, chciał osobiście zobaczyć pęknięte rury i już mu się znudziło przeglądanie rachunków.
    Kota zobaczył pierwszego, gdy siedział na scenie.
    - Dobra, bratku. Jestem ciekaw co tu robisz. Zwykłe koty tu nie zagladają, więc co z tobą?
    [Ciekawy post. Tylko trochę więcej tabulatorów/enterów, bo tekst się lekko zlewa. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  31. Spojrzała na niego kątem oka, kiedy się otrzepywał. Ciekawie się składało, że od kilku lat ona sama prowadziła nie tylko glosariusz, ale także bestiariusz, w którym opisywała poznawane istoty magiczne i starała się jak najwierniej oddać ich podobizny na rycinach. Niesamowite, że nawet z kimś, kto należał do Świętego Officium mogła mieć zbliżone zainteresowania i przyzwyczajenia. Ciebie też chętnie bym opisała, pomyślała nagle, starając się jak najmniej nachalnie go obserwować. Te uszy... Widząc, że zdejmuje koszulę, zmarszczyła brwi i skierowała spojrzenie na wyjęty przez mężczyznę notatnik. Dość ciekawe "narzędzie" do zbierania ważnych informacji... Najczęściej obfitych. Widząc jego uśmiech, kiedy patrzył na zeszyt, zdała sobie jednak sprawę, że on naprawdę wierzy w to, co planuje. W to, że dostanie się do Ojca Świętego i wyłoży mu swoje spostrzeżenia. Co prawda, nie miała większego pojęcia na temat owej osobistości, jednak jak to zwykle bywało z ludźmi postawionymi na wyższych szczeblach różnorakich społeczności, ciężko było się do nich dostać.
    -Owszem - przytaknęła, spoglądając na przebijające się przez smugi deszczu światła karczmy. - I sądzę tak. - Rzeczywiście, pięknie byłoby, gdyby dążył do osiągnięcia wyznaczonego sobie celu ze względu na faktyczną sytuację istot magicznych, ale piękne sprawy rzadko się zdarzają i jeszcze rzadziej udają. Miałby robić coś takiego bez względu na własne korzyści? Nie ośmieszajmy się. Na wzmiankę o osieroceniu z powodu jakiejś interwencji Kościelnej, ponownie przeniosła na niego wzrok, czując lekki ucisk w brzuchu. To był jeden z jej czulszych punktów. - Dlaczego - zaczęła - tak to rozgraniczasz? Na ludzi i istoty magiczne? - potrząsnęła delikatnie głową. - Mówisz, że jesteś jednym z NAS. Czyli kim, według ciebie? Ja na przykład, w pełni czuję się człowiekiem. Pewna wampirzyca, która zapewne siedzi w karczmie, także. Co innego faun, który obserwował nas w lesie - zauważyła, a po jej twarzy przemknął cień uśmiechu. - Trzy istoty, bodajże, magiczne. Utożsamiasz się ze wszystkimi? - Skończyła mówić, kiedy doszli do karczmy. Pchnąwszy drzwi ramieniem, weszła do środka i przytrzymała je, by mógł wejść do środka i rozejrzała się w poszukiwaniu wolnego stolika, najlepiej jak najbardziej oddalonego od obecnych we wnętrzu osób.

    OdpowiedzUsuń
  32. - Czyli skrywasz pewien fakt przede mną, który nastawił by mnie negatywnie w stosunku do ciebie? Zniszczył zaufanie i zerwał nić przyjaźni między nami?- Wyruciła nagle z siebie jednym tchem idąc coraz wolniej, aż w końcu stanęła.
    - Jak mam niby przyjemnie rozmawiać, skorom odebrałam twe słowa jak .. jak ostrzeżenie?
    Skrzyżowała ręce na piersiach waptrując się weńnieufnie.
    - Może jeszcze się okaże, że jesteś wrogiem moim? A ja jestem łatwowierna .. i tak dalej. I nawet myśli w słowa nie potrafię ubrać.

    OdpowiedzUsuń
  33. - Ha ha... A już zacząłem myśleć, że mi okular się zepsuł, panie Kocie. Dziwny jesteś jak na sługę Kościoła i to raczej wysoko postawionego. Czyżby papież zmienił kompletnie zdanie o nieludziach?
    Moran nigdy nie wspominał nikomu, że "ściga" go Inkwizycja. O tym wiedzieli tylko on i wysoko postawieni urzędnicy kościelni plus Inkwizytorzy. A skoro on nikomu nic nie powiedział, a wątpił, by Kościół nagle zmienił swoją politykę tajności spraw nieludzi, to zostawał jeden logiczny argument. Kot jest lub był do niedawna kimś ważnym.
    - A czy mam pytania? Zawsze mam. Czemu się narodziłem, czemu jestem takim dobrym handlarzem i czemu kościół ściga magicznych. A nie. Na to ostatnie znam odpowiedź. Bo Prorok wam tak kazał, gdy wytłukł z aniołami starych bogów.
    Spojrzenie kupca zmieniło się z ciepłego w stalowe. Prawdopodobnie czekała ich teraz bitwa, w której żołnierzami i bronią były słowa, gesty i myśli. Krótko mówiąc negocjacje i wymiana informacji.

    OdpowiedzUsuń
  34. Zacmokał z lekkim niezadowoleniem. Osobiście uważał, że kotołaki są raczej bardziej rozgarnięte.
    - Masz młodziku predyspozycje na mówcę, ale za długo siedziałeś zamknięty przez kościelne doktryny, by mierzyć się z osobą mającą wieloletnie doświadczenie w tej zabawie i która widziała więcej rzeczy niż ty.
    Mówił egzaltowanym głosem. Ewidentnie dawał znak, że jego słowny przeciwnik nie może się nawet nazwać graczem w tej grze i jedynie umilał kupcowi czas swoimi wybrykami i atakami.
    - Poprawię cię jeśli chodzi o moje narodziny. Tego jestem pewien, że nie z miłości się z rodziłem. A, i nie jestem w żadnym stopniu metalowy. Ten okular się zdejmuje jak zwykły monokl.
    Gondra zademonstrował owe zdjęcie i założył okular z powrotem na swoje miejsce. Rozgrywka była banalna. Mogli tak cały dzień ujawniać po kolei karty swej wiedzy, ale po co?
    - Jeśli chcesz wiedzieć czemu mnie ściga twój były pracodawca, to odwiedź go sam. Powiem tyle, że osobiście mi powiedział, żeby lepiej wyjechać. Chociaż szkoda mi tego, że już nie mogę zagrać z Vittoriem w karty w tym jego papieskim pałacu.
    Kupiec uśmiechnął się do wspomnień leciutko i zaczął iść trochę w bok, kontynuując swój dalszy wywód, dotykając kolejnego pytania. Na to jedno konkretnie mógł odpowiedzieć do pewnego stopnia.
    - Pytasz się jaką istotą magiczną jestem...? Starą. Twój Bóg, to przy mnie dzidziuś, który ledwo z pieluch wyrósł. Prawdopodobnie jestem też ostatni z mej rasy. I na tyle zapomniany przez inne gatunki, że nawet wymazano nasze opisy z wszelkich ksiąg i kronik. Chociaż może elfy jeszcze coś pamiętają w tych swoich przekazach słownych?
    Bawił się z kotołakiem. I nawet nie starał się tego zamaskować, bo nie było potrzeby. Takie dzieci potrzebują wyraźnej reprymendy od starszych, by wyszły na cokolwiek dobrego. A Moran czasami lubił się zabawić w nauczyciela.

    OdpowiedzUsuń
  35. - Powiem ci coś, maluczki. W podzięce za dotrzymanie towarzystwa, choć pewnie trochę niechętnie, jak widzę twoją postawę.
    Moran zatrzymał się i włożył ręce do kieszeni spodni, odwijając poły kamizelki i pokazując pistolet. Rewolwery zostawił w biurze, bo raczej nie spodziewał się gości dzisiejszego dnia. Ale i z pistoletem potrafił poradzić sobie z większością przeciwników.
    - Vittorio by cię nie wysłuchał. Nie ważne czy jesteś jego synem, wnukiem, czy najbliższym przyjacielem. Stawia wiarę i nakazy waszego Pana ponad wszystko, choć pomógł mi troszeczkę, nie patrząc, jak odchodziłem i nie wzywając straży. Mnie się jeszcze bał, więc nie wiem, czy mógłbyś liczyć choćby i na tyle, kociaku.
    Moran znacząco zatrzymał spojrzenie na uszach i ogonie chłopaka. Sam musiał przyznać, że ciężko było dostać się do papieża przez to, że posiadał blokującą wszystko magiczną aurę. "Święta" magia, albo boski cud, jak niektórzy ją nazywają, nie potrafiła go dzięki temu zidentyfikować jako nieludzia, ale mimo to papież był w końcu bystrym człowiekiem i z czasem domyślił się prawdy o nim.
    - Skoro byłeś wysokim urzędnikiem kościelnym, to chyba wiesz jak ciasne są te wasze systemy i pieczęcie ochronne do wykrywania wszelkiego przejawu magii.
    Kupiec ciągle ciągnął swoją tyradę znudzonym głosem. Jednak jego spojrzenie było ostre, a słuch chwytał nawet najdrobniejsze szmery kotołaka. Mógł nie wyglądać, ale już dawno ocenił wartość bojową, handlową i informacyjną tego młodzika i szczerze tylko to ostatnie było w miarę pozytywne. W ocenie Gondry sam raczej nie byłby w stanie pełnić swojej służby dłużej niż pół roku, może mniej, więc zapewne pracował z kimś. Taki duet lub większa kompania mogła dużo zyskać dzięki pracy wywiadowczej szczeniaka.
    - Ach tak. Możesz tak nie odpływać myślami w siną dal, podczas rozmowy? Nie wiem czy się modlisz, recytujesz jakieś frazy, czy marzysz o cyckach jakiejś blondwłosej wiedźmy, którą kiedyś spotkałeś, ale to trochę niegrzeczne, nie uważasz?
    Moranowi raczej nie zależało na potwierdzeniu ze strony jego "rozmówcy", ale skoro się bawił teraz w nauczyciela, to powinien zwrócić uwagę na taki nierozważny krok, jak chwilowa nieobecność i zachwianie emocjonalne podczas mierzenia się z nieznanym. Gdyby Moran wyciągnął wtedy swój pistolet i strzelił, to dzieciak leżałby martwy, nawet nie wiedząc jak zginął.

    OdpowiedzUsuń
  36. - Wiesz ... Na samo słowo inkwizycja staję się rozdrażniona. Przyznaję, że jestem przeczulona i nie powinnam tak na ciebie wyskoczyć z tymi wszystkimi słowami, ale powiedziałeś to w taki sposób, że nabrałam różnych podejżeń, przez co uniosłam się. Przepraszam cię. Nie wiem czemu mi dzisiaj te słowo nie chce przecisnąć przez usta, skoro nie jest mi obce. Tak czy inaczej, wybacz mi. - Powiedziała jednym tchem. Wtem ręce jej opadły wzdłóż ciała, a głowa pochyliła się nieznacznie ku ziemi.
    - Co do tych całych tajemnic, to nie myśl sobie, że jestem otwartą księgą. Również staram się kilka faktów ukryć, bądź po prostu zapomnieć. Nie raz splamiłam swoją duszę, a oczy zdradzały moje szaleństwo. Teraz nie lubię się do tego przyznawać, chyba że jedynie neutralnie napomknąć. - Uniosła głowę, by móc ponownie się wpatrywać.
    - Wszystko, co Kościół nie potrafi wyjaśnić, jest nieznane uznaje za zło, które trzeba wytępić. Zapewne wszystko wyolbrzymiają i podkoloryzują? Kiedyś ... no.. dłuugi czas temu byłam przykładną katoliczką. Słuchałam się tych całych przykazań i byłam pewna, że nie istnieją wampiry, kotołaki oraz inne istoty nocy, tylko Szatan sobie tak z nas drwi. - kontynuowała spokojnym głosem podchodząc powoli.
    - Ojciec Święty? Masz na myśli Stwórcę, czy zwierzchnika Kościoła? Jeśli chodzi o tego drugiego, to się nawet nie łódź. Nawet nie wysłucha, tak sądzę. Bóg widzi, żeś dobry. Nie potrzebny mu notes. -Delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu uśmiechając się nikle.
    - Ciągle jestem przekonana, że Bóg zostawił nadludzi samym sobie. Ale to tylko moje marudzenie ... Dobra.. kończę moje zacne przemówienie. Mam nadzieję, że będziemy żyć w zgodzie. Jak masz jakieś pytanie do mnie, to je zadaj śmiało. Jakoś odpowiem

    OdpowiedzUsuń
  37. [ Ponieważ ja szanowna adminka nareszcie wracam do gry to moim obowiązkiem jest zaproszenie do wątku z szalonym grabarzem! Muszę się trochę rozkręcić!]

    OdpowiedzUsuń
  38. Kupiec uśmiechnął się do siebie. Jego zdanie delikatnie się zmieniło o chłopaku. Teraz przeżyłby trochę ponad rok w samodzielnym działaniu.
    - To dobrze, że coś rozumiesz, ale powiedz mi, czy ten notes zawiera wszystkie twoje spostrzeżenia na temat nieludzi? Predyspozycje, ulubione rzeczy, zwyczaje i tym podobne sprawy? jeśli tak, to powiedz mi, czemu Vittorio, tak oddany sprawie oczyszczenia świata z przejawów dawnego świata, nie miałby zignorować pokojowych intencji zawartych w tym notesie i wykorzystać zebrane informacje do skuteczniejszego eksterminowania magicznych? i powiedz mi, czemu w ogóle toleruje takie miasta jak Norrheim, gdzie Inkwizycja zagląda od święta, mimo ogromnej liczby doniesień o aktywności nieludzi, a gdzie indziej rusza z całą krucjatą na byle pogłoskę o uprawianiu magii?
    Moran zadał najmocniejszy cios, jaki w tej chwili przyszedł mu do myśli. Widział, że dzieciak, nie jest pozbawionym własnego rozumu fanatykiem, więc takie pytanie mogło sprawić mu problem. To był klasyczny przykład walki rozumu, wiary i ustawienia priorytetów w osobistej drabinie wartości.
    - Zresztą, czemu mamy ograniczać się do Norrheim? Zapytam się jeszcze inaczej, czemu sądzisz, że Ojciec Święty pozwolił MI odejść, mało tego, nie ma za mną nawet listu gończego, gdy wyszło na jaw, że nie jestem do końca człowiekiem? Vittorio jest bardzo skrupulatnym człowiekiem waszego Boga i tych jego przeklętych aniołów i wiesz o tym, skoro byłeś Inkwizytorem.
    Kupiec odrzucił już maskę znudzonego nauczyciela, strofującego niesfornego ucznia i zaatakował z pełnią mocą, intonując każde słowo z siłą, która musiała się wryć w pamięci dzieciaka.
    Najprostsze pytanie, pełne sprzeczności, a które można skrócić tylko do jednego słowa czasami potrafiło więcej zdziałać niż najgorsze tortury. Wystarczyło się tylko zapytać: Dlaczego? I Moran doskonale wiedział, że to proste pytanie już nie opuści młodzika. Będzie mógł je odsuwać w nieskończoność, ale ono wróci za każdym razem coraz silniejsze i jeśli dzieciak nie znajdzie odpowiedzi lub nawet nie zacznie jej szukać, to zacznie się niszczycielska siła tego pytania, unicestwiająca powoli jego jestestwo, niczym doskonale przygotowana trucizna.
    Zresztą po tej tyradzie, kupiec stracił zainteresowanie rozmową. Było mu wiadome, że obecna odpowiedź nie będzie satysfakcjonująca. Nie tak krótko od pytania i nie bez przemyślenia całej sprawy. Poza tym czuł, że kotołak w końcu mu odpowie i przyjdzie obwieścić mu odkrytą prawdę.

    [Chyba delikatnie przesadziłem XD]

    OdpowiedzUsuń
  39. Cóż, kaplicę na tym cmentarzu trudno było znaleźć. Głównie dlatego iż zwyczajnie jej nie było: Zajmowała niepotrzebnie miejsce, a nie była używana od dekad: Już bardziej opłacało się zapłacić dodatkowe pieniądze za przewiezienie ciała z kościoła, niż ryzykować iż pogrzeb zostanie zakłócony śmiechem Szalonego Grabarza, który do kościoła zazwyczaj nie wchodził. Nie dlatego, że nie wierzył. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że istnieją anioły, demony a nawet sam Bóg. Ale on miał ich wszystkich gdzieś. Można by powiedzieć iż wyznaje „mamsiływyższewdupizm”.
    Tego dosyć ponurego dnia (Z czego Grabarz był niezmiernie zadowolony) nasz bohater postanowił wybrać się na grób swego ukochanego brata, zmarłego przed dziesięcioma laty. W dłoniach „okutych” w czarne, idealnie dopasowane, skórzane rękawiczki, trzymał bukiet białych kwiatów. Jego długie palce mocno zaciskały się na łodygach. I wtedy dostrzegł wyłam między wszechogarniającą go bielą morza kwiatów i marmuru. Żyjący (chyba) jeszcze wyłam. Ostrożnie podszedł do niego, układając ówcześnie kwiaty na marmurowym grobie Cerona po czym pochylił się nad śpiącym mocno kotem.
    - No nie mogę, chyba pierwszy raz od dziesięciu lat widzę tutaj zwierzę inne od ptaków.- powiedział i cichutko zachichotał. Ostrożnie wziął zwierzę na ręce i powolnym krokiem co by kota nie zbudzić ruszył w stronę swego dużego domu.
    Mimo wolnego tempa dość szybko doszedł do swego domu, układając zwierzę na kanapie w salonie.

    OdpowiedzUsuń
  40. Kątem oka obserwował delikatne ruchy chłopaka, których jeszcze nie potrafił zamaskować i jego nagłą, szybką ucieczkę. Zmysły wojownika, trochę przytępione prowadzeniem bardziej pokojowego stylu życia, zdradziły każdy szczegół w postawie młodzika zanim zniknął. Gdy już został sam, opadł na jedno kolano i zaczął ciężko oddychać. Podczas rozmowy doszła do głosu jego prawdziwa natura bestii i ledwo udało mu się ją opanować.
    - Masz szczęście, kocie. Polubiłem cię. W innym przypadku gryzłbyś już ziemię z całym miastem.
    Wyszeptał te słowa już w pustym teatrze, skupiając się na swojej osobie. Ataki ostatnio były coraz silniejsze i coraz trudniejsze do opanowania. Wiedział, że potrzebował naprawionych Łez Luny od wiedźmy, ale te najwcześniej powinien dostać jutro lub pojutrze. Bez nich, w trakcie takiego ataku, mógłby stracić w końcu nad sobą panowanie w pobliżu kogoś kogo nie lubił lub był w jakikolwiek powiązany z jego wrogami.
    - He he he... Starzeję się.
    Zmęczony wrócił do gabinetu i zaczął pisać list. Odbiorcami mieli być Inkwizytorzy-najemnicy, Białych Łowców, których często wynajmował nawet po ucieczce z Iliadu. Ich trzech najwierniejszych mu ludzi będzie musiało pomóc wiedźmie, bo czuł w kościach, że czekają go kłopoty. Duże kłopoty.

    OdpowiedzUsuń

  41. Nie miał już dzisiaj żadnej pracy. Wszystko co miał zrobić już było zrobione, więc raczej nie można się dziwić iż młodzieniec będzie spokojnie siedział w kuchni pijąc spokojnie herbatę i czytając książkę. Lubił czytać.
    Jego spokój został jednak zakłócony. Drzwi salonu skrzypiały przy choćby najdrobniejszym ich ruchu. Nie ma co się dziwić, dom był już naprawdę stary, a Green zapominał wykonywać pomniejsze prace. Teraz okazały się idealnym alarmem.
    Powoli wstał niemal bezszelestnie poruszając się po podłodze swego domu. Już po chwili otworzył szerzej drzwi i uśmiechnął się szaleńczo, a zarazem przyjacielsko w stronę zmiennokształtnego.
    - Wiedziałem, że nie możesz być zwyczajnym kotem.- zachichotał.- Zwierzęta… No dobrze, wszystkie niemal istoty starają się unikać mojego cmentarza.- wyszczerzył się szeroko ukazując równiutkie rzędy śnieżnobiałych zębów.
    - Proszę Cię, usiądź. Nie wyglądasz najlepiej. A ja krzywdy Ci nie zrobię. Jestem pacyfistą.- dodał, pokazując gestem kanapę, z której nieznajomy dopiero co wstał.

    OdpowiedzUsuń
  42. - Ktoś przecież kieruje tą masą niebezpiecznych ludzi. Nikt inny, jak papież. Co nie? Tak więc nie wiem czy cię wysłucha - uśmiechnęła się blado i zabrała rękę z jego ramienia.
    - Skoro Bóg ponoć stworzył człowieka na wzór siebie, to znaczy, że jest dobry? Każe zabijać niewinne zwierzęta i skłądać je w ofierze dla siebie .. czy to znaczy, że jest dobry? Mówisz, że nie ma tu miejsca na Boga, to gdzie jest? Gdzie jest, skoro jest nam potrzebny? Czy ktoś pełen miłości potrafiłby patrzeć jak cierpisz? Potrafiłby ci dać wolną wolę? Nie ma tu miejsca na Boga .. a podobno on jest wszędzie, jest miłością i.. jak tam jeszcze piszą? Pokojem? - sypała słowami wpatrując sie w jego oczy.
    - Zastanawiałeś się w co ty tak naprawdę wierzysz? Ja sama nie potrafiłabym na to odpowiedzieć. Często myślę, że nie ma tego tam .. na górze, ale w końcu musiał jakoś ten świat powstać. Chociaż teraz .. ciągle powstają nowe teorie i dowody na nie. Jeszcze jedna sprawa .. Jak może Kościół być świety, kiedy jego wyznawcy nie są? Paradoks? Potrafisz to zrozumieć? Na sentencje twe raczej nie zwracam zbyt wielkiej uwagi. No.. może czepiam się często każdego słowa.

    OdpowiedzUsuń
  43. Pokiwał lekko głową kiedy nieznajomy przedstawił mu się.
    - Necro Green. Miło mi Cię poznać, Kocie.- powiedział i znów lekko zachichotał. Szalony Grabarz wiecznie chichotał. I prawie cały czas uśmiechał się w charakterystyczny dla siebie sposób.- Nie musisz dziękować. Pomaganie innym to mój obywatelski obowiązek.- powiedział radosnym tonem.
    Gdy usłyszał jego prośbę o bandaż uderzył się otwartą dłonią w czoło po czym szybko wyszedł z pomieszczenia. Po chwili wrócił, lecz zamiast bandaży i innych takich medycznych rzeczy miał ze sobą starą i grubą księgę, oraz sztylet. Usiadł obok zmiennokształtnego i przewertował książkę, znalazł jego ranę, przeciął swoją dłoń do krwi i przyłożył Kotu do rannego miejsca, by po chwili zacząć szeptać niezrozumiałe formułki. Po chwili rana zniknęła, a Necro opadł zmęczony na oparcie: Inna magia niż Nekromancja wyczerpywała dużą ilość jego energii, szczególnie przy tak silnych zaklęciach, jakiego użył by go uleczyć.
    - Lepiej?- zapytał, obracając twarz w jego stronę. Wiedział, że zaraz jego energia powróci. Tylko kilka chwil i wszystko będzie w porządku.

    OdpowiedzUsuń
  44. (zdurniałem bardziej niż powinienem xD)
    Odsunął się od niego. Nie dość że były inkwizytor to jeszcze blisko z Papierzem. Bosko. Pomyślał. Spojrzał przez okno. Deszcz przybrał na sile a powietrze było ciężkie. Cięższe niż w gabinecie. Westchnął, po czym spojrzał na mężczyznę - Cokolwiek ci mówili o nas zapomnij o tym. My nie niesiemy zniszczenia dla zachcianek. - utkwił wzrok w swoich butach i westchnął ciężko - Jesteśmy odzwierciedleniem żywiołów albo jak wolisz, ich ucieleśnieniem. Jak słusznie zauważyłeś jestem żywiołakiem ognia. Podobnie jak moi bracia i siostry staram się nie mieszać do spraw śmiertelników a żyjemy niemal tyle co same elfy. Ja - zawahał się. Nie wiedział czy dobrze robi, ale Kot się przed nim otworzył - Ja żyję już ponad 540 lat. I szczerze wątpię by cię wysłuchał. - odbił się tyłkiem od parapetu i podszedł do biurka - Widzisz tą grubą księgę? - wskazał na najgrubszą książkę leżącą na blacie - To spis wszystkich byłych inkwizytorów oraz w jakich okolicznościach zginęli. A co do alkoholu...- złapał butelkę i dopił resztki wina - Jestem żywiołakiem ognia więc się nie upiję choćbym chciał.

    OdpowiedzUsuń
  45. (Serio myślałem że ci odpisałem xD Wybacz :P)

    OdpowiedzUsuń
  46. Zginąć. Kolejne słowo którego nienawidziło. Może dlatego że tak bardzo pasowało do niego. - Wiesz, co kocie? - spojrzał na mężczyznę - Nie chce cię martwić ale wiem kim jesteś. Przynajmniej jeśli chodzi o egzekutora. - wziął gruba księgę do reki i zaczął wertować kartki. Tak. Wiedział kim ów mężczyzna jest bo dużo o nim słyszał. Nawet kilka razy widział go z daleka. Jak wędrował przez las razem z innymi członkami tego ich zakonu. - mówisz że chcesz go dostarczyć choćbyś miał zginąć? - spojrzał ponownie na niego znad księgi - A co jeśli dla nich jesteś MARTY? - zapytał z mocnym naciskiem na ostatnie słowo. Odłożył księgę i wskazał rubrykę Kotu. Było w niej jego imię oraz ... że zginął z ręki czarownicy. - To co cię spotkało to potężna klątwa która może być przekleństwem albo darem. To czym ma być zależy od ciebie. A tak przy okazji... - ściszył głos niemal że do szeptu - Witam w naszym świecie.

    OdpowiedzUsuń
  47. (jak nie pyknie to się zmyśli coś innego ^^)

    OdpowiedzUsuń
  48. - Ojciec zawsze troszczy się o swe dzieci, choćby nie wiem jakie były. No dobra .. . nie wszyscy ojcowie są wzorowi, ale ktoś powinien dać im przykład postępowania. Tak sądzę.
    " Mój świętej pamięci tatusiek się do nich nie zaliczał, cóż " mruknęła w myślach zaciskając usta w wąską linię.
    - Wierzyć w parwdę i wiedzę oraz postępować nie na szkodę bliźniego może każdy i nie musi być koniecznie Chrześcijaninem.
    Spojrzała na niego z nieukrywanym zdziwieniem. - Nie .. nie musisz i .. żegnaj? - wydusiła z siebie, nim zniknał jej z przed oczu.
    Zaczynała mieć wyrzuty, że opsypała go tyloma cięzkimi pytaniami, ale nie sądziła, że ot tak poprostu sobie ucieknie.
    - By zrozumieć Stwórcę, trzeba pierw zrozumiec człowieka, co nie zdaje się być proste - filozofowała sobie dalej błądząc po lesie.
    (Nie wiedziałam co opisać =,..,=)

    OdpowiedzUsuń
  49. Ostrożnie zdjęła płaszcz z ramion i powiesiła go na oparciu krzesła, starając się nie zalać blatu stolika i siedzenia. Natychmiast też obrzuciła wzrokiem wnętrze karczmy, starając się wyłapać znajome twarze. Zresztą, chociażby miała siedzieć w tym miejscu godzinami- ponawiałaby tą czynność. Przyzwyczajenie wynikające z ostrożności.
    Przeniosła wzrok na Kota, kiedy zaczął mówić. Wsłuchiwała się w jego słowa, starając się zrozumieć jego punkt widzenia. Ciekawiło ją, co naprawdę widzą Inkwizytorzy, co tylko przypuszczają, oraz w co ślepo wierzą, nigdy tego nie sprawdziwszy. Ciekawiło ją cholernie, a teraz miała okazję zdobyć odpowiedzi na niektóre ze swoich pytań. - "Każda istota rozumna, nie będąca człowiekiem"? - powtórzyła, spoglądając na niego z lekkim uśmiechem. - Gwoli ścisłości, istota magiczna, jak sama nazwa wskazuje, powinna mieć predyspozycje magiczne - rzuciła, splatając dłonie na blacie stołu. - A nie każda taka istota, idąc tokiem twojego rozumowania, ma. Przykładowo - rudowłosa odchyliła się nieco na krześle, starając się znaleźć odpowiedni - Elfy. Oczywiście, jak w każdej rasie zdarzają się magowie, ale wiele Elfów jest tylko i jedynie istotami rozumnymi, które rzeczywiście bardzo różnią się od ludzi, ale nie ma to nic wspólnego z korzystaniem z magii - zauważyła. W jej wyobraźni natychmiast pojawiły się wielkie oczęta pewnej bliskiej jej Elfki. Uśmiechnęła się do swoich wspomnień. Zamilkła i obserwowała go, kiedy wyciągał notes. Nie zdziwiłaby się, gdyby czule pogładził go opuszkami palców. On naprawdę to czuł, pasjonował się tym. Wyłapawszy więc delikatną nić porozumienia, uśmiechnęła się kącikami ust, spoglądając w kierunku baru ponad jego ramieniem. - Szczęście w nieszczęściu - odparła, stukając palcami o blat i posłała owym mężczyznom, których usłyszał, delikatne skinienie głową. Uśmiechnęła się do nich oczami. Może nie było to najwygodniejsze miejsce na dłuższe, poważne rozmowy, ale czuła się tutaj... dobrze. Jak u siebie. - Pomagam im - dodała - kiedy tego potrzebują. Trzymam się własnego kodeksu moralnego, który oni najwyraźniej akceptują i cenią. Poza tym... jesteśmy wśród swoich - zauważyła, kładąc wymowny nacisk na słowo "jesteśmy". - Cóż, napijesz się czegoś? - Zagadnęła, dostrzegając idącego w stronę ich stolika karczmarza. Grubasek pofatygował się osobiście, pomyślała, posyłając mu miły uśmiech. Poczciwość była w cenie. - To co zwykle- miód - rzuciła, przez chwilę utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Wodniste oczy, zawierające w sobie nieme pytanie, zdały się jej przytaknąć. Nader męcząca bywa taka opiekuńczość...

    OdpowiedzUsuń
  50. Moran odebrał paczkę i postawił ją sobie na biurku. Ciągle odwrócony plecami, przemówił tak samo jak podczas ich ostatniego spotkania.
    - Możesz nie wiedzieć, ale kotołaki są raczej rzadko spotykane, więc pamiętam cię, panie... Branwalather? Trudne do wypowiedzenia imię. U was w zakonie każdy się tak nazywa, że język można sobie połamać?
    Kupiec z wolna obszedł biurku i usiadł za nim, kładąc łokcie na blacie i stykając dłonie palcami na wysokości oczu. Pamiętał, że tak zawsze siedział profesor u którego uczył się ekonomii na Iliadzkiej uczelni, jeszcze za czasów, gdy dopiero rozkręcał biznes.
    - Jednak zostawmy na chwilę sprawę nazewnictwa na chwilę na bok. Powiedziałeś, że znalazłeś odpowiedzi. Jednak do tej pory nie wypowiedziałeś nic, co by taką odpowiedź przypomniało. Jak na razie powiedziałeś, co robisz lub zrobisz. Pytanie dlaczego tak, a nie inaczej dalej pozostaje otwarte.
    Gondra poprawił jedną dłonią okular, przekręcając kilka pierścieni, by poprawić poziom widzenia świata i wrócił do poprzedniej postawy, cały czas mówiąc.
    - Jednak zanim odpowiesz, to muszę cię prosić o ponowne schowanie tych kocich atrybutów. Większość moich pracowników to ludzie, którzy boją się magii i przedstawicieli świata magicznego. Sam rozumiesz, że nie potrzebne nam jakieś dodatkowe plotki i pomówienia, prawda?
    Znaczące spojrzenie Morana przeleciało po uszach i ogonie Kota. Forma ludzka tak zaawansowana, że pozostały tylko te dodatkowe elementy oznaczała niemałą moc, jednak jej opanowanie było raczej mizerne, skoro w ogóle coś z kota było widoczne. Poza tym kupiec pamiętał, że kotołaki poza kilkoma denerwującymi cechami i jakimś niejasnym powiązaniem z fatum, skupiały swoją moc przede wszystkim na transformacji. Oczywiście zdarzały się wyjątki, ale wątpił, by stojący przed nim przedstawiciel należał do jednego z owych wyjątków.

    OdpowiedzUsuń
  51. Uśmiechnął się gorzkawo. Wiedział, że nie posiadał zwykłej aury. Ale, że zwykła nie była, to nie znaczy, że od zwykłej w jakikolwiek sposób odstawała. Dlatego nie lubił tak mocno, gdy ktoś naprawdę dobrze potrafił zbierać informacje, a nie był na usługach Gondry.
    - Powiem ci, Kocie, że to nie jest takie proste. Nie jestem kotołakiem, tylko istotą tak starą lub nawet starszą niż ten świat. Dla mnie magia jest czymś innym niż dla was, młodych magicznych. Rządzi się innymi prawami i posiada inną moc. Poza tym, co ja z tego będę miał? Nawet jeśli nie pokażę ci samej sztuki przemiany, czy starej magii, to mógłbym nauczyć cię tego lub tamtego, ale czy mi się to opłaci? Nie jestem kupcem od tak dawna, by nagle przejść na pomoc charytatywną potrzebującym.
    Stalowe, twarde spojrzenie Gondry utkwiło w oczach młodzika. Trzeba przyznać, że został delikatnie zaskoczony tak płynnym przejściem z prawie człowieka do człowieka. Pokazywało to pewien potencjał, a skoro był to były Inkwizytor to mógł mieć nawet zadatki na opanowanie podstaw starej magii, z której wywodził się Moran i to co zostało z Zapomnianych.

    OdpowiedzUsuń
  52. (Dziękuję za powitanie i nie jako także za flagę Inkwizycji; także za pochwałę. Twoja też jest dosyć oryginalna.)

    OdpowiedzUsuń
  53. Uśmiechnął się kolejny raz, tym razem już bez cienia gorzkości.
    - To zanim zaczniesz pracę u mnie, to mam zadanie dla ciebie. Jeśli wywiążesz się z tego przygotuję ci trening z piekła rodem. Lecz jeszcze raz cię ostrzegę. Moje metody treningowe są mordercze i okrutne. Nawet jeden z bogów nie potrafił za długo z nim wytrwać. Dalej jesteś pewny swojego postawienia?
    Moran pytał się dla przekory. Takie młodziki kiedy już coś raz postanowią, to nie zmieniają łatwo zdania. Kupiec więc tylko przyglądał się z rozbawieniem, dotykając przyniesionej paczki. Już wiedział jakie zadanie mu zleci.

    OdpowiedzUsuń
  54. Otrząsnęła się z zamyślenia, gdy usłyszała znajomy głos i spojrzała w stronę skąd go usłyszała.
    - Witaj, witaj. Dawno cię nie widziałam. Czyżby dlatego prawie bym cię nie poznała? A może dlatego, że twoje kocie uszka i ogon znikneły? - Podniosła się powoli z kucków, po czym wytarła dłonie w materiał sukni. Wtedy też pojawiły się drobne iskry, więc szybko schowała ręce w kieszenie. Miała również nadzieję, że nie ma zamiaru spoglądać jej w oczy.
    Spoglądała na niego mrużąc powieki, a na jej twarzy był przyklejony niezbyt szczery usmiech. Heshtje zazwyczaj jest szczera do bólu, jednak nie zawsze , gdy sprawa dotyczy jej osoby.
    - Co słychać? Tak mi nagle uciekłeś ostatnio ... jeżeli nie chcesz, to naprawdę nie musisz mi odpowiedzieć na te pytania co ostatnio ci zadałam, a było ich wiele.

    OdpowiedzUsuń
  55. Wyłapała delikatną zmianę w wyrazie jego twarzy, coś jakby niemal niezauważalny cień, który przemknąwszy po niej, zabrał ze sobą ułamek pogodnego uśmiechu i spokoju, jaki od pewnego czasu się na niej malował. Szybko przeanalizowała swoje słowa, szukając powodu. Czyżby było nim wspomnienie o Elfach? Odchyliła się lekko na krześle. To faktycznie temat dość trudny, także dla niej, mimo że wiele dni spędziła w otoczeniu przedstawicieli tej rasy.
    -Dla Świętego Officium tak - przyznała, czując dziwne, nieokreślone uczucie, kiedy wymawiała przy nim tę nazwę. Może dlatego, że nie zawsze starała się robić to w sposób zupełnie neutralny? "A dla ciebie?" spytała w myślach, jednak nie powiedziała tego głośno. Primo, wszystko przerwało podejście do ich stolika karczmarza. Secundo, Kot popadł w chwilowe zamyślenie, być może nad tym, co sam powiedział. Nie chciała zachowywać się jak stara prukwa, która tylko pluje jadem naokoło, która wszystkich poucza i której nigdy nic nie pasuje.
    Kiedy dotarły do niej słowa tyczące się alkoholu, brzmiące niczym minimalistyczna forma paraboli, z trudem stłumiła parsknięcie śmiechem. Odruch był na tyle nieoczekiwany, że musiała zasymulować podrapanie się po nosie, by ukryć pełen rozbawienia uśmiech. Może wynikało to z samej obecności Diabła w jego porzekadle, może z nawiązania do taplania się w błocie... Niemniej, ona nie miała zamiaru wdać się ani w wilka, ani w świnię po wypiciu tego kufla. Lubiła alkohol, w szczególności wino, jednak jeśli o nie chodzi, nie udało jej się jeszcze wypracować na karczmarzu poczucia, że ma być dobrej jakości. Co innego miód. Miód zawsze dostawała wyborny. Zresztą; gdyby tylko ktoś spróbował posiedzieć w fotelu przed kominkiem w chłodne wieczory, wziąć na kolana kota i popijać wino, nie dopuściłby do siebie nawet myśli o abstynencji.
    -Możemy zacząć rozmawiać - rzuciła, stawiając krzesło prosto. Oparła łokcie na blacie stołu, a podbródek na splecionych dłoniach, by móc lepiej mu się przyglądać. - Słucham.

    OdpowiedzUsuń
  56. - Bez sensu i niebezpieczne - skinęła głową przytakując.
    - Widzę, że się pan rozwija i zmienia spojrzenie na swiat. Czy to znaczy, że już nie będziesz bronił wiary? Odsuniesz się od Boga?
    Obiecała sobie, że nie będzie zadawała już więcej takich ciężkich pytań, jednak nie mogła się powstrzymać.
    - Mi za nic nie musisz dziękować. Co do pracy, czy jest opłacalna i znośna? Co u mnie ...
    Zastanowiła się trochę wbijając wzrok w ziemię.
    - Chcę się przeprowadzić, ale zabieram się za to jak sójka za morze. Teraz widzisz, że staram się jakiś obrazek sprzedać. Ale dzisiaj ostatni dzień sterczenia tutaj. Potem będę malować tylko na zamówienie. No i obiecałam pomóc podszkolić aktorów w teatrze. Nie mogę się wręcz doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  57. - A więc dobrze. Zadanie ma trzy cele, a wszystkie są powiązane. Nie wywiązanie się lub wywiązanie częściowe nie wchodzą w grę.
    Moran na chwilę przerwał, by jeszcze raz uważnie obejrzeć chłopaka, po czym kontynuował.
    - Chcę, byś znalazł nadawcę tego pudełka i dowiedział się co jest w środku, nie otwierając go. Jako podpowiedź powiem ci, że zawartość jest związana z boginią księżyca, Luną. O niej też masz znaleźć jak najwięcej informacji i odsiać pośród mitów i legend ubarwienia narosłe przez wieki oraz udzielić mi samych faktów. To jest twoje zadanie.

    OdpowiedzUsuń
  58. Kąciki jej ust uniosły się jeszcze wyżej, kiedy zadał pytanie. Niby pierwsze, a wcale nie takie proste, jak mogłoby się wydawać. Dopiero po chwili dotarła do niej istota tej części rozmowy. Przecież musiała odkryć przed nim wszystkie karty, opowiedzieć nie tylko o samej sobie, ale w dużej mierze o wszystkich osobach, które mogła nazwać swoimi siostrami lub braćmi. A wiele z tych informacji potem mogło z powodzeniem zostać wykorzystanych przeciwko im... Wątpiła, że przez samego Kota. W wyniku zaistniałych okoliczności widział dużo więcej. To, że kulturalnie siedzieli w karczmie naprzeciwko siebie, także świadczyło na jego korzyść. Ale przecież chciał przekazać sporządzone zapiski swojemu byłemu zwierzchnikowi. Zwierzchnikowi, pod którym stały rzesze Inkwizytorów.
    Odetchnęła głębiej.
    -Urodziłam się dwadzieścia trzy lata temu, bez... bez dokładnie sześciu dniu - odparła. - Tyle lat ma moje ciało, jednak trzeba wziąć pod uwagę także wiek energii, która była we mnie, zanim zaczęłam pobierać i wytwarzać nową. To jakby... - zamilkła na moment, szukając odpowiedniego słowa. - To jakby pozostałość po przodkach, który umierając, pozostawili po sobie energię magiczną. Wszystko zależy od tego, czy dziecko ma predyspozycje do jej pochłaniania. Energia we mnie ma ponad pięćset lat.

    OdpowiedzUsuń
  59. - Czyli wciąż wierzysz w Stwórcę, ale nie zamierzasz się podporządkować Kościołowi? Za swe źródło wiary przyjmujesz tylko i wyłącznie Pismo Święte? - przytknęła dwa place do ust w chwilowym zamyśleniu.
    - Poznajesz zapewne dzięki pracy wielu ludzi i uroki portu. - Zmarszczyła lekko nos na samą myśl o nieprzyjemnym zapachu ryb. Chyba jedyny powód dlaczego nie zagląda tam często.
    Wzdrygnęła się, gdy tak nagle przyklasnął. Zapewne przez niewyspanie wszystko dzisiaj mogło ją wystraszyć. Przetarła leniwie oczy.
    - Tak, tak. Chcę sprawić, by poczuli magię tego miejsca i ... i stworzyli bardzo ciekawe kreacje, ciekawe postaci. Scena, to jest takie miejsce, gdzie możesz się stać kimś zupełnie innym i na koniec otrzymać za swój trud oklaski. Najważniejsze jest być wiarygodnym. Tego chcę ich nauczyć.
    Mówiła z pasją coraz szerzej się uśmiechając.
    - Tylko boje się, że zawiodę, bądź ściągnę kłopoty przez ... no wiesz przez co. Pomoc się przyda, gdy znajdę nowe gniazdko dla siebie. Chcę się pozbyć niechcianych wspomnień wiążących się z domem, ale większość rzeczy chciałabym przenieść jakoś.

    OdpowiedzUsuń
  60. Młodzieniec lekko się zaśmiał gdy usłyszał jego pytanie. Czy wszystko było w porządku? Nic tak naprawdę nie było w porządku, przynajmniej nie jeśli chodzi o sytuację wszystkich nie ludzi, o sytuację samego Greena, na którego sama inkwizycja miała więcej skarg niż jakikolwiek inny mieszkaniec miasta…
    Fizycznie jednak jakoś się trzymał, a raczej o to zmiennokształtnemu chodziło.
    - Tak, wszystko dobrze. Nie mój typ magii. Zawsze mnie męczy używanie tego wszystkiego.- wyznał i uśmiechnął się, mimo iż czuł okropne zawroty głowy i ogólne osłabienie.- Chwilę odpocznę i myślę iż wszystko będzie dobrze. Jak zawsze.- dodał pewnym tonem i powoli się podniósł i przeciągnął.
    - Bardziej martwię się o Ciebie niż o siebie. Nie wiem, czy ta rana jest twoim jedynym urazem. Mogło stać się coś poważniejszego… Jeśli tak, możesz zostać u mnie i się „wylizać”… W sumie, jak nie masz gdzie mieszkać możesz zostać u mnie. Mam wolne pokoje, a jedzenia raczej nie zabraknie na nas dwóch.- zaproponował. W sumie nie powinien obcemu oferować darmowego mieszkania ale… Wiedział, że muszą sobie pomagać. Wszyscy nieludzie byli teraz w wielkim zagrożeniu… Z resztą, Green miał już trochę dosyć pustego i przeraźliwie pustego domu. W tej ciszy zawsze powracały bolesne wspomnienia sprzed dziesięciu lat.


    [Wybacz nieodpisywanie tak długo, bezwenie mnie dopadło XD.]

    OdpowiedzUsuń
  61. [Podłóg uznania. Ale ostrzegam. Luna pojawiała się już w moich wątkach kilkanaście razy, więc to nie tylko zadanie postaci :P Możesz poszukać w wątkach z Uni i Rai. Choć nie przeczę, że u innych sporo będzie c:]

    OdpowiedzUsuń
  62. Pokiwał głową lekko.
    - Dokładnie. Nie mój typ magii. Magia jest dziedziną bardzo rozbudowaną, posiadającą swoje różne odgałęzienia. Zazwyczaj Mag specjalizuje się w jednym typie magii. Ja jestem dzieckiem raczej tych mroczniejszych, jednak nawet one przy odpowiednim wykorzystaniu służą wyłącznie dobru.- wyjaśnił spokojnie i usiadł na podłodze, niedbale, lekko podpierając się rękoma z tyłu.
    Słysząc jego kolejne słowa westchnął tylko cicho, kręcąc głową. Czasem myślał, że chciałby zbawić cały świat od zła, ran i bólu, co oczywiście było niemożliwe.
    - Też raczej wątpię, że się spotkaliśmy. Nieznajomy, czy nie… Musimy sobie pomagać, bo Inkwizycja coraz bardziej zaczyna węszyć. I coraz więcej stosów płonie na rynku, a ja mimo wszystko czuję iż jeszcze nie nadszedł kres nieludzi. Musimy jednak przeżyć, by się przekonać.- oblizał lekko swe delikatne, bladoróżowe wargi w swym naturalnym odruchu.- Zaproponowałbym mieszkanie każdemu, kto nie chce mnie zabić i nie jest człowiekiem, a ma pewne problemu zdrowotne i tak dalej.- dodał pewnym siebie głosem.
    - Wiesz, problemy to ja mam codziennie na karku, rozwiązywanie ich to moja specjalność… Zaraz po Nekromancji i grzebaniu zmarłych oczywiście.- wyszczerzył się szeroko, pokazując rząd równych, śnieżnobiałych zębów.

    OdpowiedzUsuń
  63. - Bo teatr nie zawsze smieszy. Teatr ... hm... się dzieje na co dzień Gdy kłamiemy, zachowujemy się odświętnie, pragniemy być kimś, kim nie jesteśmy - wyliczała na palcach.
    - Rozpoznawalny? Są tego dobre i złe strony. Dobrze, że potrafisz sprawić by zniknęły kocie uszka i ogon - serdeczny uśmiech zawitał na jej twarzy. Sięgnęła dłonią do jego czupryny, po czym zmierzwiła włosy, które lekko się naelektryzowały. Spojrzała chłopakowi w oczy, w same źrenice. Wierzyła, że są odzwierciedleniem duszy. Chociaż w tych jasnych, miodowych można dostrzec coś innego.
    - Jeżeli chcesz, to proszę bardzo. coś ostatno mnie wzięło, by rozdawać je za darmo. Prawie ... za małą pomoc.
    - Tam gdzie dom ... to rozumiesz moją dacyzję mam nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
  64. Przytaknęła delikatnym skinięciem głowy, odwzajemniając jego spojrzenie. Była ciekawa, czy, a jeśli tak, to co dostrzegł w jej oczach. Podobno to w nich jest zapisana cała prawda o człowieku i o tym, co przeżył. W tym czy innym życiu. Jeśli była to prawda, to w jej oczach musiało być zapisane wiele... Kolejne pytanie skwitowała nieco pobłażliwym uśmiechem i wstrzymała się z odpowiedzią, aż karczmarz poda im zamówione trunki i się oddali.
    -Nie dam ci jednoznacznej odpowiedzi - rzuciła, biorąc kufel w dłonie. - Nie, jeśli chodzi o takie sabaty, jakie wyobraża sobie większość ludzi. Takie, wiesz, typowe... - urwała na moment, by upić łyk miodu. - Wszystko zależy też od regionu i rodzaju praktykowanej magii. Inaczej wygląda to w przypadku Nekromantów, inaczej w przypadku wiedźm ze wschodu, inaczej wyglądało to w moich rodzinnych stronach, czyli na dalekiej północy. - Postukała palcami o kufel, zastanawiając się, jak odpowiednio mu to przedstawić. - W każdym jednak przypadku, rozmowy i zażywanie przyjemności z Diabłem to kompletna bujda. Zanim Inkwizycja nabrała takiego znaczenia, jakie ma obecnie, faktycznie organizowane były spotkania wiedźm i czarodziejów. W określonym czasie i w określonych miejscach, stąd pewnie wzięły się podania o owej Łysej Górze. To było coś w rodzaju spotkań członków jednej organizacji. - Przygryzła wargę, czekając, aż skończy notować. - Teraz takie spotkania są raczej niemożliwe. Kiedy ja się urodziłam, na północy organizowano jeszcze uroczyste uczczenia narodzin osób z predyspozycjami magicznymi. Diabeł... wrócę może do tego tematu - dodała po chwili namysłu. - Skąd to się wzięło? Mianowicie, wszystko zależy od rodzaju praktykowanej magii, o czym już mówiłam. Niektórzy komunikują się z siłami... raczej nieczystymi. Ktoś niewtajemniczony mógłby wziąć ich personifikacje za Szatana.

    OdpowiedzUsuń