Aktualności
LISTA OBECNOŚCI ZAKOŃCZONA!
Wydarzenia

poniedziałek, 24 września 2012

Be careful what you wish for when you dream...


- Słyszysz to?

- Co?
- Melodię… Jakby ktoś coś nucił…
- Przesłyszałeś się, Michaił…  Za dużo legend o tej Diablicy...
- Kiedy ja napra…
- Michaił?
...
- Micha…

 

Jacuqline Kahret jest z pochodzenia Bułgarką, chociaż nigdy w towarzystwie się do tego nie przyzna. Przez 21 lat swojego życia robiła wszystko, by swój dziwny akcent przerobić na bardziej tutejszy, niestety z marnym skutkiem. Obmyśliła sobie jednak inny, ciekawszy plan na zamaskowanie skąd jest – sprawiła, że ktoś taki jak Jacqueline przestał istnieć. Przedstawia się jako Apayan, lub jak sama woli – Ruda Kostucha. Okoliczności, w których powstało to jakże dziwne przezwisko są równie ciekawe co Polski Kodeks Karny, więc chyba nie ma sensu ich tu teraz przytaczać…

"Cha­rak­ter człowieka naj­le­piej ok­reśla się przez to, co uz­na­je on za śmieszne.” 

Paya nigdy nie zwracała większej uwagi na to jak się zachowuje, jak patrzą na nią ludzie…  Miała i ma głęboko gdzieś to co sobie o niej pomyślą.
Tak, to brzmi jak początek każdej „oryginalnej” postaci.
Owiana tajemnicą, nienawidząca wszystkiego i wszystkich.
Bujda.
Ruda aż taka dziwna nie jest. Umie się śmiać, zakręcić w towarzystwie. Nawet dobrze. Potrafi dopasować się do prawie każdego, ale to zwykle społeczeństwo chcąc czy nie dopasowuje się do niej. Gdy chce, może okręcić sobie wokół palca wszystko i wszystkich, by tańczyli jak jej zagrają. Uśmiecha się… Prawie zawsze… Ale te uśmiechy są łobuzerskie, dziarskie, nieszczere… Zapowiadają dobrą zabawę, nie zacieśnianie znajomości.
Co nie zmienia faktu, że gdy rozmawiasz z nią dłużej niż 5 minut (kurde, brawo, stary, jeszcze Cie nie zabiła!) masz mieszane uczucia. Z jednej strony chcesz uciekać, z drugiej szukać kagańca a z jeszcze innej pragniesz ją przytulić… Nie, z tym ostatnim to był żart…
To z pewnością dziwna osoba, jedyna w swoim rodzaju. Swoim zachowaniem przypomina drapieżnika, wiecznie szukającego ofiary…

Wygląd to tyl­ko do­datek do bar­wnej osobowości.”

Bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że pociąga facetów. I to nie wielkich rozmiarów piersiami, czy piękną twarzą a raczej długimi nogami (pomimo niskiego wzrostu 168cm) i sięgającymi niemal pasa, płomiennorudymi włosami.
Postrzępiona grzywka, którą sama sobie obcina swoimi ukochanymi sztyletami, nierównomiernie opada na oczy, jednak niemal idealnie zasłania bliznę na jej lewym oku, która idzie od skroni do połowy policzka. Nikt nie wie jak powstała owa szrama, a ona prędzej utnie sobie język niż od tak komuś to powie. 
Jej duże oczy mają barwę czystego, ciemnego rubinu, a ona sama posiada ręcznie wyszlifowany kamień, który ktoś dał jej kiedyś mówiąc, że idealnie oddaje barwę jej oczu.  Usta natomiast ma delikatne, w kolorze naturalnej czerwieni.

 


[Karta nieco zmieniona. Historię usunęłam, bo i tak tego nikt nie czyta, a warto czasem się trochę wysilić, żeby wątki były ciekawsze :D ]

126 komentarzy:

  1. (Acha. Masz jakiś pomyysł?:))

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Pod warunkiem, że zaczniesz. :P Ostatnio ja zaczynałam.]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Problem jest taki, że kompletnie nie mam pomysłów.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Wizja pomyłkowego ataku wydaje mi się bardzo kusząca.]

    OdpowiedzUsuń
  5. (Zacznij, please. Ja jakoś nie umiem xP)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zasadniczą i podstawową zaletą nieżycia był brak życia, jakkolwiek to brzmi. Martwi nie muszą przejmować się żywymi, ani ich zasadami. Świat widzą z boku, niezależnie jak bardzo chcieliby do niego przynależeć. I chociaż zwykle rodzi to tylko irytację, w gruncie rzeczy jest całkiem przydatne. Wynnowi nikt czegoś takiego robić by nie kazał. Zabije, niezabije, zlituje się, albo zacznie torturować…? Jego sprawa. Nawet sumienia nie miał, a każde swoje działanie uzgadniał jedynie z samym sobą. I tak było dobrze. To mu pasowało.
    Wracał z lasu, idąc z rękami w kieszeniach i jakąś głupią przyśpiewką wypelniającą głowę, zamyślony nad niewiadomo czym. Nie zwracał uwagi na swoje otoczenie, idąc dobrze znaną sobie ścieżką z naciągniętym na głowę kapturem. Nie spodziewał się ataku. Nawet przewrażliwionemu wampirowi zdarzają się wpadki.
    Nagle przekoziołkował do tyłu, powalony przez kogoś na ziemię. Zaskoczenie zmieszało się z niedowierzaniem. Naprawdę nikogo nie słyszał! Jak mógł nie dosłyszeć?! Może i miał nadludzką siłę, lecz pomimo całkiem znośnego wzrostu dość niską wagę, a fizyka pozostawała wobec niego tym razem nieubłagana i posłała go plecami na twarde korzenie. Całkiem mimowolnie warknął, gdy poczuł, jak ostry nóż dotyka jego gardła. Jego wzrok zdążył uchwycić rude loki, lecz w tym momencie nie było to dla niego żadną podpowiedzią, jeśli chodzi o tożsamość napastnika. Działał całkowicie instynktownie. Najpierw trzeba było nie dopuścić do poderżnięcia gardła, potem zastanawiać się nad tym „czemu”… Wynn był człowiekiem praktycznym. Odepchnął od siebie kobietę, nie pozwalając na atak. Gdyby był człowiekiem, udałoby się jej go unieruchomić, ale… cóż, niespodzianka!
    Nagle to dziewczyna znalazła się na ziemi, uderzając plecami o poszycie. Spod kaptura wymknęły się brązowe włosy i błysnęły obnażone kły. Na wyrwanie się szans nie było.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dużo czasu zajęło, aż zorientował się, że rudowłosy napastnik jest znaną mu dziewczyną. Najpierw działał, potem myślał i nie był to objaw głupoty czy braku pomyślunku, a naturalny, bardzo praktyczny odruch pozwalający mu przeżyć.
    - Apayan – stwierdził w rozbawieniu. – Już któryś raz przypadkiem Tobą rzucam. Cholera. – Po tych słowach chciał ją wypuścić, lecz płomiennowłosa sama sobie poradziła. Trochę mało delikatnie, trzeba przyznać. Wynn prychnął pod nosem z rozirytowaniem. Dziwaczność tej sytuacji go rozbawiła, ale w głębi duszy trochę żałował, że nie był to zwykły, nieznany mu napastnik. Posłużyłby za posiłek…
    Spojrzał na Apayan, nie kryjąc nadal tego, jak bardzo ta sytuacja wprawiła go w dobry humor. Zbliżył się do drzewa i stając obok niej, wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Chętnie, ale stawiam jeden warunek: zaczynaj. Już mam dosyć zaczynania...]

    OdpowiedzUsuń
  9. Wynna zastanawiało to, na kogo polowała Apayan, lecz nie wystarczająco, by spytać wprost. Mimo wszystko rzadko pytał wprost. Jeśli dobrze ją znał, sama zacznie niedługo się tłumaczyć, a on nie będzie musiał się wysilać. Tak osobliwej myśli, że mógłby zostać pomylony z demonem, w ogóle nie brał pod uwagę. Była absolutnie zbyt osobliwa i dziwaczna. Wynn i demony…?
    Właściwie nie spodziewał się, że przyjmie jego pomoc. A jednak… Pohamował rosnące pragnienie. Czemu zapach kogoś, kto nie był nawet człowiekiem (Zaiste, zastanawiające!) był dla niego tak kuszący?!
    - Spaceruję. – powiedział, wywracając oczami. – Albo szukam zabłąkanych panienek na kolację; wersja do wyboru…

    OdpowiedzUsuń
  10. Zaśmiał się cicho i pochylił lekko głowę, by kręcące się swobodnie włosy opadły mu z boku twarzy nierówną kurtyną. Kaptur już chwilę temu wrócił na plecy. Dopiero po jakimś, dłuższym zresztą czasie Wynn odezwał się, a w jego głosie nadal pobrzmiewała głupia radość;
    - Co do tej panienki, zdolny byłbym dyskutować, madmoiselle. - W nieznaczny sposób pokazał kły, które od czasu, gdy został zaatakowany, nie zostały ukryte jeszcze do końca.
    [Czytanie streszczeń fajnych lektur kradnie wenę.]

    OdpowiedzUsuń
  11. Widząc to drobne drgnięcie, zaśmiał się cicho, prawie niesłyszalnie.
    - Jakby nie patrzeć jestes kobietą i pogubiłaś się, biorąc mnie za kogoś innego i o ile się nie mylę próbując poszatkować ostrzem. Można patrzeć w ten sposób, a wtedy wychodzi, że rzeczywiście nią jesteś. – Teraz roześmiał się głośniej. Kiedy usłyszał ostatnie jej słowa już całkowicie pokładał się ze śmiechu. Nie mógł się już powstrzymać. Rzeczywiście znał las wielokrotnie lepiej od niej. Może nie bywał tu tak często, jednak natura wyposażyła go w niesamowitą pamięć. Jedyne zastosowanie móżdżku, który lata temu stracił zdolność logicznego myślenia.

    OdpowiedzUsuń
  12. - Jesteśmy w okolicy… - zaczął, ale raptem zamilkł i spojrzał na nią z szelmowskim uśmieszkiem – Nie powiem Ci, bo wtedy szlag trafi piękno sytuacji i przestaniesz być zagubioną panienką. – zauważył. Schował ręce w przepastne kieszenie płaszcza z grubego, szarego materiału i uniósł głowę, by spojrzeć na korony drzew, starając się przy tym wyciszyć i sprawić widmo swoich odczuć mniej obezwładniającym. Zdawał sobie sprawę z tego z jaką uwagą obserwuje go Apayan i starał się panować nad tym, co zewnętrznie okazuje. Rzadko to robił, jednak, ku zdziwieniu wszystkich niedoinformowanych, ta sztuka nie okazywała się dlań problemem dużych gabarytów.
    - Daj mi jeden powód dla którego miałbym Ci powiedzieć, albo nie skłamać i zaciągnąć głębiej w las i skorzystać z tego, że wtedy jednak będziesz, suma summarum zagubiona, co będzie pasować do moich planów?

    OdpowiedzUsuń
  13. Wynn był niewątpliwie dziwną istotą. Dziwną, bo całkowicie nieobliczalną. Teoretycznie sympatyczny i przyjaźnie nastawiony mógł zabić nawet przyjaciela tylko dlatego, że chciał i mógł.
    Pozwolił, aby głód rosnął i powoli przejmował nad nim kontrolę, sprawiając, że każdy jego ruch i gest stawał się złudnie miękki. To było przyjemne uczucie, pozwolić sobie na to. Ciekawe w jakim stopniu Apayan odczuwała, że jest w niebezpieczeństwie? Odkąd wampir stracił Aileen dzięki tym wszystkim szatanskim eliksirom, znów zaczynał polować. Rudowlosa sama, nieświadomie go zachęcała.
    Nim się obejrzała, już zacisnął ręce na jej nadgarstkach, stając od boku, by nie mogła go kopnąć i przyciągnął ją do siebie. Dla odmiany nie zrobił tego z właściwą sobie brutalnością, jednak przerażającą pewnością siebie, która sugerowała, że nadal zdaje sobie sprawę z tego, że ma przewagę. Ignorując jej ewentualne próby wyrwania się, pochylił się nad nią i lekko tylko dotknął ustami jej szyi, nie czyniąc przy tym dziewczynie żadnej krzywdy. Minęła chwila, która zdawała się dluzyc w nieskończoność zanim ją wypuścił. To była gra nie tylko z nią, ale również z samym sobą.
    -Coś mówiłaś? - zapytał łagodnie, znowu stając te dwa metry od niej i uśmiechając się lekko. Boże, nawet nie spodziewał się jak bardzo tego chciał. Teraz już wiedział.
    (Pozdrowienia z autobusu miejskiego xD)

    OdpowiedzUsuń
  14. Księżyc przysłoniła na chwilę wileka chmura, ale tak naprawdę, to nie żaden obłok. Owa chmura miała łuski i rude dziewczę na swym grzbiecie, jednak by tego dojrzeć, trzeba było mieć sokoli wzrok. Niebo znów zajaśniło światłem srebrnego globu, lecz Apayan już nie była sama. Rudowłosa dziewczyna pojawiła się za jej plecami. Ostrożnie przysiadła. Poczęła niemo spoglądając na nią nie zważając na gapiów.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ponownie schował ręce do kieszeni płaszcza i odsunął się jeszcze o krok do tyłu, całą swoją postawą drwiąc z niej i jej strachu. Dziwny widok to musiał być od boku. Stojący swobodnie mężczyzna z miną, jakby ktoś agle dziwnym zachowaniem przerwał mu myśl w połowie wypowiedzi i rozpłaszczona na drzewie, wystraszona dziewczyna. Wampir zaśmiał się w myślach, usilnie starając się nie okazywać jawnie swojego rozbawienia. Złośliwych iskierek w brązowych oczach jednak nie ukrył, były aż nadto widoczne.
    - Mam nad Tobą pewną przewagę, wiesz? Wyprzedziła Cię już inna niewiasta. Anno Domini 576, o ile się nie mylę. Chociaż… paradoksalnie, gdyby ona mnie nie zabiła, Ty dzisiaj nie miałabyś tej wyjątkowej szansy - zauważył lekkim tonem. – Twoje serce szybciej bije. Uroczy dźwięk. Albo łomot, tak właściwie. I… Prosisz, żebym tego nie robił? Dobrze, następnym razem nie będę Cię straszył. Tylko zrobię to na poważnie. – Pokręcił głową z rozbawieniem. W to nie wątpił.

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie zdążył zareagować. Ciągle zapominał jak bardzo Apayan jest szybka. Może i wielokrotnie słabsza, ale szybka cholernie. Nie był przyzwyczajony do tego, żeby błyskawicznie reagować na czyjeś poczynania. To było mignięcie. Syknął po prostu, gdy poczuł metal bez oporu wchodzący w skórę tworzący długą, ciemną linię przez cały policzek. Krawędzie linii zabawiły się na ciemną czerwień, znacznie głębszą i podobniejszą czerni niż ludzka krew. Wynn uniósł rękę i przesunął po nacięciu i przyjrzał się gęstej posoce na palcu. Zaśmiał się cicho, nie odsuwając się od Apayan ani na krok.
    - Przekraczanie wszelkich granic to moje ulubione zajęcie, madmoiselle – powiedział z rozbawieniem, markując coś na kształt dworskiego ukłonu.
    Powiedział swoją kwestię, Payka jeszcze popyszczyła, a potem odwróciła się na pięcie i odeszła. Amen?
    Niezupełnie.
    Dał jej kawałek odejść i uspokoić się. Szkoda, ze oddalała się od traktu pomiędzy obozem a miastem i obydwu tych punktów, kierując się w stronę uroczyska. Czekał cierpliwie. Dopiero po jakimś czasue rzucił się za nią. Gdy był już blisko zwolnił i dopadł ją w ciszy, tak, że nie mogła dosłyszeć, ze jest za nią. Znów próbował ją unieruchomić.

    OdpowiedzUsuń
  17. Miał szczęście. Miał cholerne szczęście. Dostanie z obcasa przez Mroczną i Wspaniałą Wojowniczkę nie tylko uwłaczało jego męskiej godności (czy czemuś w tym guście), ale również nie należało do najprzyjemniejszych doznań. Najgorszy masochista by padł.
    Naprawdę dobrze, że dostał w udo. Naprawdę dobrze.
    Nawet nie bolało tak bardzo jak myślał. Widmo zbliżającego się ostrza było jednak niezbyt ciekawym zjawiskiem, więc musiał w miarę możliwości szybko myśleć. Z wiadomych względów (wrodzony brak mózgu) nie było to najłatwiejsze zadanie. Szybkim, gwałtownym ruchem wytrącił jej z ręki sztylet, kiedy znajdował się w połowie długości drogi od cholewy. Jedną rękę wyciągnął przed nią i przycisnął ją do siebie, przy okazji unieruchamiając lewą dłoń. Drugą próbował chwycić i przytrzymać za nią. Wolał nie spotkać się z tymi sztyletami, które chowała w rękawach.
    - Mogłaś mnie nie ranić. – zauważył prawie bezdźwięcznie, odpowiadając prawie równie cicho co ona. Chociaż obie ręce miał zajęte, w tym momencie miał idealny dostęp do jej szyi, co właśnie próbował jej uświadomić. Zresztą, pal licho uświadomić! Pokazać, że niezależnie od wszystkiego i tak się będzie wygrywało te potyczki. Nieznacznym ruchem zmusił ją do przechylenia głowy na bok. Tym razem nie skończyło się na delikatnym muśnięciu ustami skóry jej szyi. Wbił zęby w delikatną skórę i pozwolił swobodnie płynąć krwi. Wystarczyło mu trochę łyków, by móc zasklepić ranę i ją wypuścić. Jeśli Apayan spodziewała się bólu, musiała się zawieść, bo jego magia, podszkolona ostatnimi czasy zadziałała tym razem dobrze, tak, że uczucie wcale nie było nieprzyjemne. Ni mniej, chodziło o sam fakt, że mu się udało, o władzę. Gdy skończył pić trzymał ją jeszcze chwilę, a potem odepchnął od siebie na wypadek, gdyby od razu chciała rzucić się nań z nożem.
    Zaiste, dziwne stosunki panowały między nimi…

    OdpowiedzUsuń
  18. Głupia satysfakcja.
    Nie lubił, kiedy się nie bronili. Nie lubił, kiedy płakali i rozpaczali nad swoim losem. Kiedy wygrażali przekleństwami, próbowali atakować i się bronić, byli najzabawniejsi. Łamało się ich, uświadamiając w dość brutalny sposób, że ich los zależy od właśnie jego. To było zabawne. W pewnym sensie widok Apayan, pokonanej Apayan też powodował satysfakcję. Głupią satysfakcję.
    Mógł poprosić… Jakaż to byłaby zabawa? Nie chodziło tylko o Głód. Jakaż byłaby zabawa, gdyby dostał pozwolenie? Marna. Ta, niewątpliwie czuł chorą, głupią satysfakcję.
    Podszedł do niej i kucnął naprzeciw. Nie szukał wzrokiem jej oczu, nie starał się nawiązać żadnego kontaktu.
    - Pójdziesz na wschód i dotrzesz do takiej małej chałupki. Tam, od niej będzie ścieżka do wschodniej bramy. To niedaleko stąd. – powiedział łagodnie. Nie patrzyła na niego, do dobrze. Miał na koszuli ślad kilku kropelek krwi, a kły były wciąż widoczne kiedy mówił. Głęboka rana po ostrzu znikała pod wpływem krwi.
    Podparł się upierścienioną dłonią o ziemię, powoli zbierając się do wstania i odejścia.

    OdpowiedzUsuń
  19. (Ganiasz za mną po flashu, a sama nie odpisujesz. No nieładnie * foch xD*)

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie był to objaw litości ani miłosierdzia, lecz jego dziwnej przyjażni wobec niej. Najwidoczniej wykorzystywanie nie wpływało w jego mniemaniu jakoś specjalnie na stosunki międzyludzkie. Coś, wszak już ustalilismy, że nie byl nigdy normalny.
    Czy Wynn potrafił jednoznacznie odpowiedzieć na zadane pytanie? Nie. Tak już było.
    - Nie wiem.
    Mało ambitna odpowiedź, trzeba przyznać.

    OdpowiedzUsuń
  21. - No proszę ... Witam zacnego grajka, a zarazem tancerkę ostrzy, czy jakoś tak. Artystko ... - powiedziała z nieskrywanym zdziwieniem.
    - Czemu takie smutne pioseneczki? Tak też smutno ci na sercu? A jak tam twe ramię? O to winnam jednak po pierwsze zapytać - rozgadała się.
    Potarła swe kolana, mrucząc do siebie - ostani raz, ostatni skoczyłam.

    OdpowiedzUsuń
  22. - To nie jest coś, czego bym żałował - powiedział. Po chwili zamyslenia dodał.- To nie jest coś czego chciałbym i umiałbym żałować.
    Zamyślił się. Zwykle nie mówił o swoich uczuciach, tych prawdziwych. Ale jeśli Pay tego oczekiwała? Jeśli chciała to usłyszeć? 'To' to nie jakaś prawda objawiona, tylko chaotyczne myśli wampira... nic więcej.
    - Zachowuje się tak nie inaczej i raczej się to nie zmieni. Heshtje? Skąd wiesz czy ta wielka miłość, którą okazyjnie pokazuję światu nie jest tylko grą? To nietrwałe uczucie, które tak łatwo zatrzeć. Odwiedziny u niej to zajęcie na nudne noce, ale nie coś z czego nie potrafiłbym zrezygnować. Żadna z tego przyszłość. Nieważkie, ulotne uczucie, stworzone, kto wie, czy nie przez moją wyobraźnię. Dla mnie prawdziwe jest co innego i to też nie ma przyszłości.
    Westchnął cicho. Odrobina przyzwoitości jaką mu pozostała sugerowała, że powinien mieć zły humor, albo chociaż się zawstydzić. Nawet tego nie chciało mu się udawać.
    - Przyszłość jakaś zawsze będzie. Po co mi ją planować? Chwilę temu chciałem Twojej krwi, teraz rozmawiamy. Potem będzie co innego. Ale co? Nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  23. [ Cieszę się c:'
    Co do oczu, myślę, że Pajka może mieć jakąś zmutowaną mutację albo co.
    No, nieźle. Masz pomysł na wątek? ]

    OdpowiedzUsuń
  24. Zastanowił się chwilę. Nie wiedział czy mówić czy nie. Na pewno nie powinien tego robić, jednak kusiło go, by tak po prostu, pozornie bez sensu powiedzieć wszystko co przyjdzie mu na myśl, lecz wychodząc z niego, a nie tylko po to, żeby kogoś rozbawić. Nie myślał długo, jak zawsze podejmując decyzję bardzo impulsywnie.
    Usiadł ciężko pod jednym z drzew.
    - Na początku mi się podobało. Miałem kogoś, kto mnie akceptował, nie zauważał wad i tak dalej. Jeśli mam wypowiadać to słowo szczerze, wtedy sprawia mi problem... Rzadko się to zdarza, ten problem, chociaż mówię te słowa często. Bawiło mnie to, brałem w tym udział i tak dalej. Potem zdałem sobie sprawę, że nie będzie tak wesoło. Przestało mnie to bawić, kiedy okazało się, że żeby utrzymać te pozory, które wydawały mi się tak realne, będę musiał zrobić tamto, siamto... Wiedziałem, ale się nie przejmowalem. Jak będzie miała dość to odejdzie, więc...- wzruszył ramionami.- Sobie pozwalałem. Cóż, pewnie już zauważyłaś, coż, gryzę. Wystarczyło trochę pogadać, powiedzieć, że się nie chciało i już. Sprawdzona metoda.- Zaśmiał się bez wesołości.- Ale mnie kocha, naprawdę. A mnie to nie bawi, bo jestem w tym idiotycznym stanie uwieziony. Grzeczne udawanie jest cholernie męczące, a jeśli odejdę to ona się załamie.
    Wzruszył ramionami. Znowu. Potem postarał się, żeby skupić się na następnych jej pytaniach.
    - To co się dzieje, jest. Moje uczucia, ktorych nie wymyślam chcąc się dopasować, to co jest i było. To jest prawdziwe. Marzeń zaś... raczej nie posiadam. PrZynajmniej bez głębszego zastanowienia tak stwierdzam.

    OdpowiedzUsuń
  25. [ I wszystko stało się jasne. XD

    Kurde, wątek. W ogóle nie wiem jak możemy zacząć. o_o" ]

    OdpowiedzUsuń
  26. Może rzeczywiście by zamilkł. Może nie usłyszałaby nic. Ale nie przerwała i usłyszała wszystko do końca. Wynn nie zastanawiał się co powinien i co może jej powiedzieć. Po prostu mówił. Tak było łatwiej. Później będzie żałować, teraz jednak się nie wahał.
    - Możliwe. Możliwe, że rzeczywiście, ale w gruncie rzeczy jedynie zwlekam z krzywdzeniem. Może zda sobie sprawę sama i oszczędzi mi trudu? Sam nie wiem. Nie nadaję się do tej, szumnie nazwanej miłości. Czy dwójka ludzi może być ze sobą w jakiś bardziej logiczny sposób? Nie, ja się do tego wszystkiego nie nadaję. Związki to wiązanie sobie pętli na szyję. A ja nie narzekam. Cóż mi więcej potrzeba? Nic nie muszę i nie potrzebuję. Jeszcze żyję, w pewnym sensie. To i tak dobrze. Cóż więcej chcieć? Będzie więcej, będzie lepiej. Nie ma? I tak jest dobrze. Lepiej mieć takie podejście, bo potem dochodzi się do wniosku, że życie nie ma sensu, bo nie może się zabić swojego rozmówcy, mimo, że ma się taki kaprys. Popatrz, jakie to brutalne. – Pokręcił głową i zaśmiał się cicho. – Kierują mną proste instynkty, nie ludzka ambicja. Naprawdę niewiele potrzebuję, by było dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  27. Zastanowił się chwilę. Nie wiedział czy mówić czy nie. Na pewno nie powinien tego robić, jednak kusiło go, by tak po prostu, pozornie bez sensu powiedzieć wszystko co przyjdzie mu na myśl, lecz wychodząc z niego, a nie tylko po to, żeby kogoś rozbawić. Nie myślał długo, jak zawsze podejmując decyzję bardzo impulsywnie.
    Usiadł ciężko pod jednym z drzew.
    - Na początku mi się podobało. Miałem kogoś, kto mnie akceptował, nie zauważał wad i tak dalej. Jeśli mam wypowiadać to słowo szczerze, wtedy sprawia mi problem... Rzadko się to zdarza, ten problem, chociaż mówię te słowa często. Bawiło mnie to, brałem w tym udział i tak dalej. Potem zdałem sobie sprawę, że nie będzie tak wesoło. Przestało mnie to bawić, kiedy okazało się, że żeby utrzymać te pozory, które wydawały mi się tak realne, będę musiał zrobić tamto, siamto... Wiedziałem, ale się nie przejmowalem. Jak będzie miała dość to odejdzie, więc...- wzruszył ramionami.- Sobie pozwalałem. Cóż, pewnie już zauważyłaś, coż, gryzę. Wystarczyło trochę pogadać, powiedzieć, że się nie chciało i już. Sprawdzona metoda.- Zaśmiał się bez wesołości.- Ale mnie kocha, naprawdę. A mnie to nie bawi, bo jestem w tym idiotycznym stanie uwieziony. Grzeczne udawanie jest cholernie męczące, a jeśli odejdę to ona się załamie.
    Wzruszył ramionami. Znowu. Potem postarał się, żeby skupić się na następnych jej pytaniach.
    - To co się dzieje, jest. Moje uczucia, ktorych nie wymyślam chcąc się dopasować, to co jest i było. To jest prawdziwe. Marzeń zaś... raczej nie posiadam. PrZynajmniej bez głębszego zastanowienia tak stwierdzam.

    OdpowiedzUsuń
  28. Wynn zasmial się cicho widzac jak zmieniają się jej miny. Zabawny był to naprawdę widok. Biedna Payka musiała mieć naprawdę bardzo, bardzo mieszane uczucia wobec jego osoby. Z niewiadomych mu samemu względów jego rozbawienie trwało jeszcze dobrych kilka minut.
    - Moze jest mi przeznaczone trwanie w pojedynkę. Nie wiem tego, Ty też nie wiesz. Wyobraźnia podpowiada mi wizję niekończących pogrzebów i żałoby. To przeciez nie ma sensu za grosz... Jeśli zaś chodzi o ta samotność.. Budzę się, gdy inni idą spać i myślę głównie o tym, by odzyskać władze nad ciałem, zwykle też mam wiernych towarzyszy - szczury. Jeśli się budze i widzę kogoś żywego, oznaczać to może, że dorwala mnie Inkwizycja. Pić zaś herbaty nie lubie, nawet w towarzystwie, wiele bardziej woląc pewien czerwony trunek, przy.którym nie potrzebuje osoby trzeciej. Wolę samotność, owy trunek i na przykład sypialnie tego człowieka. Naprawdę, nie trzeba mi wydumanego towarzystwa.

    OdpowiedzUsuń

  29. ‘ Nie, droga Pay. Tak nie kończą zabójcy. Tak kończą wampiry, które nie mają pod ręką rodowej krypty, ani mieszkania. ‘ zasmałby się, gdyby wiedział co myślała. Na szczęście ni umiał czytać w myślach i nie mógl się dowiedzieć o jej myślach w żaden sposób.
    - Nie wierzę w dobro i zło – stwierdził cicho. – Jakiś czas temu, te wartości zaczęły zawodzić. Gdybym wierzył w dobro i zło byłbym zły. Dlatego nie wierzę – dodał po chwili zastanowienia. – Przecież wampiry są złe.
    Wynn niewątpliwie wierzył w jej przyjaźń. I najwidoczniej ją odwzajemniał. W jego chory sposób nie chciał przecież jej skrzywdzić, czy sprawić jej bólu. Traktował ją co prawda, przez wybiórczo posklejany, lecz nadal pryzmat przyjaźni.

    [Wybacz mało ambitny tekst, ale szkoła wysysa mózg]

    OdpowiedzUsuń
  30. - Może tak rzeczywiście jest? – zaśmiał się cicho, odpowiadając jej równie zaczepnym uśmieszkiem. Potem swobodnie odchylił głowę do tyłu, mruknął coś sam do siebie w całkiem niezrozumiały sposób, chyba dla samego siebie też.
    Był słaby? Adrian twierdził, ze tak. Wynn w gruncie rzeczy był strachliwym stworzeniem, pozbawionym jakiś większych wartości, za to z olbrzymią wolą przetrwania i dzikim uporem, jeśli chciał coś konkretnego osiągnąć.
    - Mój przyjaciel twierdzi, że gdybym miał siłę, to bym się zabił – powiedział, nadal z odrzuconą do tyłu głową. Przyglądał się chmurom, bo gwiazd nie było widać. – Osobliwych mam znajomków, nie? – wywrócił oczami. – Jak Ty uważasz? Jestem słaby z tego powodu? Albo jakiegokolwiek innego? Nie umiem powiedzieć wprost kobiecie prawdy, ranię, bo nie mam siły przestać ranić i tak dalej.
    Dał jej chwilę na odpowiedź.
    - A wiesz co ja myślę? Że mam kompletnie w rzyci to jak jest. Słabym też się dobrze i przyjemnie żyje, jak widać. A ja nie narzekam. Ideologią też raczej nie jestem zainteresowany.

    OdpowiedzUsuń
  31. - Wydaje mi się, że to o czym rozmawiamy nie ma najmniejszego sensu. – Zaśmiał się cicho i pokręcił lekko głową. Oparł się wygodniej o pień drzewa i zerknął ciemnymi oczami na rudowłosą. Tak, niewątpliwie ich stosunki były bardzo dziwne. Przed chwilą próbowali się pozabijać, teraz siedzieli jak małe dzieci na ziemi i rozmawiali o byle czym. Chwilę temu ona cięła go sztyletem, a on nadal jeszcze czuł smak jej krwi w ustach. Odchylił głowę do tyłu, zawieszając spojrzenie na koronach drzew, które przysłoniły całe niebo. Nie miał zamiaru oddać się pod panowanie rozbudzonego pragnienia. Trwał tak przez dłuższą chwilę, nie odzywając się nawet słowem, nie oddychając, ani się nie poruszając. Wrażenie rzuconej niedbale martwej kukły psuło jedynie żywe spojrzenie błyszczących oczu.
    „Przecież ja nie żyję…” chciałby wspomnieć, powiedzieć o strachu przed świtem i istnieniu w świadomości, że w każdej chwil ktoś może go dopaść… Ale milczał. Chciał nawet zaprotestować, wytłumaczyć o co mu chodzi, dlaczego uważa tak, a nie inaczej, jednak zabrakło mu chęci i siły, by mówić. Miał dość. Nie chciał tak ciągle marudzić. To było… głupie.
    - Po co się tym wszystkim przejmujemy? Ważne, że jesteśmy. Niezależnie jak i po co, to jesteśmy i możemy robić z tym co chcemy. Słabość, siła, kogo to do diaska obchodzi?

    OdpowiedzUsuń
  32. Wyczuwał instynktownie, gdy ktoś wpatrywał się w niego. Zwykle go to drażniło, ale tym razem zachowanie Apayan skwitował jedynie lekkim, prawie niewidocznym, jednak na pewno kpiarskim uśmieszkiem. Nie umknęło mu ono, to na pewno.
    Gdy się tak do niego zbliżała, chwilę przed atakiem śmiechu spojrzał jej w oczy, lekko unosząc brew.
    Kiedy już usłyszał jej chichot, powiedział nadmiernie poważnie;
    - To właśnie jest słabość. – I sam się cofnął, spoglądając na nią z szczerym rozbawieniem. – Tchórz.
    Trochę szkoda, że taki tchórz…

    OdpowiedzUsuń
  33. No kto by pomyślał… Wynn zaśmiał się w myślach, przez chwilę pozostając biernym, a potem umyślnie przedłużając tą miłą chwilę, ledwie muśnięcie i uniemożliwiając jej szybkie odsuniecie się. Odsuwając się pochylił się jeszcze nad nią.
    - Jednak nie tchórz… - powiedział jej cicho do ucha, przybierając miękki, przyjemny, chociaż nieco prowokacyjny ton.
    Gdy znalazł się już w „bezpiecznej” odległości spojrzał na nią, a iskierki skaczące w ciemnych oczach były jeszcze bardziej widoczne niż zwykle. Wyraz jego oczu obrazował odrobinę złośliwości i… satysfakcji.
    Opłacało się prowokować Paykę!
    - To byłaby głupota – zauważył ze śmiechem, nawiązując do jej ostatnich słow. o zabijaniu.

    OdpowiedzUsuń
  34. - Niewątpliwie - odpowiedział krótko, z pewnością w głosie. Przechylił głowę lekko na bok, przyglądając się jej. Dotąd nie uważał takiego obrotu spraw za możliwy. A jednak.
    Nie zastanawiając się długo nad tym, co robi wyciągnął do niej rękę, przesuwając palcem po linii podbródka, aż do karku. Jej niepewność trochę go bawiła. Na pewno zabawnie kontrastowała z jego spokojem.
    - Jesteśmy tu sami - zapewnił ją cicho. - Nic się nie stanie, uspokój się. - Nie mógł powstrzymać rozbawienia, które ciągle pobrzmiewało w jego głosie. Jej serce biło niemożliwie głośno.
    Znów ją pocałował, mając nadzieję, że go nie odtrąci. Nie wiedział czy chciała... Albo raczej, czy chciała wystarczająco, by darować sobie zdrowy rozsądek. Tym razem nie silił się na taką delikatność jak wcześniej.
    Tak, stanowczo ich relacje były nienormalne.
    ... ale czy kogoś to do diaska obchodziło?

    OdpowiedzUsuń
  35. Zaśmiał się cicho minimalnie przekrzywiając głowę. Dłonią, której wcześniej nie zabrał, przesunął po jej zarumienionym policzku lekko dotykając cieplej skóry. W końcu zabrał rękę, jednak sam nie miał najmniejszego zamiaru się odsunąć.
    Zdał sobie sprawę jak bardzo ludzkie są jego uczucia wobec Apayan. Nie było to tylko pożądanie, jakie potwór mógł odczuwać względem człowieka, lecz i zwykłe, choć znieksztalcone ludzkie emocje.
    Potem do głowy wpadła mu nieco makabryczna, groteskowa myśl - Czy dziewczyna czuła własną krew na jego ustach?
    Odrzucił te rozmyślania czym predzej. Miał zresztą ciekawsze rozważania. Przesunął po jej postaci spojrzeniem uśmiechnął się lekko, gdy coś sobie przypomniał.
    - Jak rozumiem na wpuszczenie mnie, kiedy będę grać na dachu? - zapytał z rozbawieniem.

    OdpowiedzUsuń
  36. *nie ma szansy na wpuszczenie...
    (pisanie z komorki rano to zły pomysł)

    OdpowiedzUsuń
  37. W myślach powtórzył sobie cały przebieg tego wieczoru, razem z licznymi próbami zamordowania się nawzajem, piciem krwi, wymachiwaniem sztyletami i pseudoegzystencjonalną rozmową. Omijając fakt, że gdyby byli normalni, do takiego ciągu wydarzeń nigdy by nie doszło, a jak już, to zakończyłby się w znacznie mniej przyjemny sposób. A jednak wydarzenia potoczyły się w ten sposób… Wniosek był oczywisty;
    - Obydwoje jesteśmy nieobliczalni. Musisz chyba do tego przywyknąć. Chociaż mnie osobiście to pasuje.
    Już nie próbował jej dotykać. Nie ufała mu, co w gruncie rzeczy było zrozumiałe…
    - Czemu? - zapytał niby bez sensownie po jakimś czasie. - Czemu mnie pocałowałaś?

    OdpowiedzUsuń
  38. Spojrzał na nią, przechylając lekko głowę, tak, że przydługie włosy opadły potarganą kurtyną z boku jego twarzy.
    - Podoba mi się ta odpowiedź – stwierdził cicho, nie do końca świadomie nadając miękkości swojemu tonowi. – Naprawdę mi się podoba.
    Pochylił się nad nią. Teraz już wiedział, że go nie odtrąci. Jeśli powiedziała, że chciała, to czemu miałaby nie chcieć nadal? Pomimo to, nadal delikatnie, jakby niepewnie musnął jej usta, by potem wpić się w nie z zapamiętaniem. Jego dłonie swobodnie przesunęły się po materiale jej sukienki, by zamknąć ją w pewnym, choć łagodnym uścisku.
    Jednak, jakby jawnym ostrzeżeniem pozostały częściowo wysunięte kły, które na powrót stały się widoczne i wyczuwalne.

    OdpowiedzUsuń
  39. - Bo chciałem? – nieudolnie ją spapugował, przypadkowo nadając swoim słowom pytający wydźwięk. Mierny efekt tylko go rozbawił. Wywrócił oczami, nieświadomie tym razem, znów ją naśladując. – Zdajesz sobie sprawę, od jak dawna chciałem?
    Przecież, czy nie dlatego Apayan padała jego ofiarą? Chciał jej dwojako, jednak wbrew pozorom ludzkie relacje pozostawały znacznie bardziej bezlitosne od natury, którą zawsze można było się wymówić. Ciekawe czy ktoś jeszcze wierzył w to słynne, bzdurne niepanowanie nad sobą… To było takie łatwe. Powiedzieć, że się nie chciało…
    Nie, nie miał zamiaru znów udawać takich pierdół. To też bywało nudne. Poza tym Apayan zdawała sobie już sprawę z tego jak często robił innych w konia.
    Przesunął dłonią po jej obojczyku, przenosząc chłodne palce na szyję, na zasklepione już, choć jeszcze nie zagojone małe ranki, jakie pozostawił jakiś czas temu. Potem podążył ręką dalej, przeczesując jej włosy.
    - Czasem po prostu się czegoś chce i już. I nie ma sensu zastanawiać się nad innym, głębszym… sensem. – Uśmiechnął się wesoło.

    OdpowiedzUsuń
  40. Zamkął na chwilę oczy, pozwalając działać innym zmysłom. Szelest liści, las, żyjący wokół nich wielką siecią i dominujące nad tym, nie chcące się zlewać z otoczeniem odgłosy i zapachy; jej cichy oddech, wabiący zapach…
    Westchnął cicho pod nosem.
    - Czy ja Ci mówię co masz sądzić i jakiego sensu się dopatrywać? Mówię tylko jak uważam – powiedział cicho. – Ni mniej, robienie tego co chcesz, na razie bardzo mi się podoba.
    Przez chwilę milczał, nie dodając już nic, ale nie minęło wiele czasu, gdy, nie mogąc się już powstrzymać, przesunął się w jej stronę, odwracając się do niej przodem.
    - Ja też czasem czegoś chcę…
    Wsunął dłonie pod ciemny materiał jej peleryny, pocałunkami obsypując niezakryte części jej skóry. W końcu ustami dotknął i małych ranek na szyi. Kusiło go, by je pogłębić, lecz jedynie, w krótkim pocałunku zamaskował je odrobiną własnej krwi. Przenosił się dalej, nie omijając nawet płatka ucha, a kończąc na ustach.
    Odsunął się tylko o kawałek i mruknął leniwie;
    - Las to takie niewdzięczne miejsce o tej porze roku. – Ciężko było stwierdzić na ile żartuje, a na ile nie.
    Chociaż nie ulega wątpliwości, że ścieżki, którymi podążały ego usta mogłyby być znacznie dłuższe i ciekawsze.

    OdpowiedzUsuń
  41. Uparcie nie przestawał wędrować ustami po jej skórze. Sama pozycja w jakiej teraz siedziała, byla dla niego okropnie prowokacyjna i naprawdę, musiał pilnować swoich myśli i zamiarow. Te najprostsze instynkty, które próbowały nim rządzić, uparcie chciały odczytywać odchylona głowę Apayan jako gest przyzwolenia na ugryzienie jej. Coz z tego, że wiedział jak jest naprawdę? Powstrzymal się jednak i jedynie snów ucałował skórę, płytko pod którą bił puls, by po chwili przenieść się niżej.
    - Cały urok wszelkich niemoralnych propozycji znika, kiedy to robi się takie paskudnie oczywiste...- powiedział w miarę swobodnie, przerywając swoje zajęcie tylko na chwilę.- Chociaż miej świadomość, że moje intencje są oczywiście czyste jak łza.
    Uniósł lekko głowę, by spojrzeć jej w oczy. Pąsowy rumieniec, który pojawił się na jej twarzy, został skwitkowany śmiechem.
    Wynn widać wziął sobie za punkt honoru maksymalnie utrudnić jej filozoficzne rozprawy.

    OdpowiedzUsuń
  42. Mruknął przeciągle w odpowiedzi na jej reakcje. Sprawiało mu to wszystko niesamowitą przyjemność. Nie starał się specjalnie się kontrolować, ufając sobie w pełni, może aż za bardzo. Nie potrafił się na niczym specjalnym skoncentrować, a jego myśli swobodnie błądziły wokół postaci Apayan i wspólnie przeżywanych przez nich uczuć.
    Na jej pocałunki odpowiadał z zapamiętaniem, nie przejmując się takimi szczegółami, jak ledwie odrobinę wystające poza równe rzędy zębów kły o przerażająco ostrych czubkach. Przewidywanie i ostrożność nie były jego mocnymi stronami.
    Pożądanie, ich bliskość, urywana rozmowa i pocałunki. Zapach podniecenia unoszący się w powietrzu, dotyk wilgotnych ust, spojrzenie rubinowych oczu i jej bliskość… Nie było w tym wszystkim żadnego miejsca dla racjonalnego myślenia, ani logiki.
    Poczuł na ustach krew. Ciężko byłoby mu przeuważyć ten drobny szczegół, niby nic nie znaczące skaleczenie. Krew…
    Nie pozwolił się jej odsunąć. Zdawałoby się, że dziewczyna jest już na straconej pozycji, że zamknięta w wcześniej namiętnym uścisku przyszłego oprawcy zginie nie mogąc nic poradzić na swoje położenie. Minęła chwila, a on rozluźnił uścisk, jakby orientując się w tym co się stało. Choć jego pierwsza reakcja była całkiem instynktowna, później z łatwością odzyskał panowanie nad sobą.
    Przecież mówił jej, że potrafi. Że zwykle udaje po to, by mieć wymówkę.
    Wynn zamiast zmienić się w oszalałego potwora, nie przestawał jej całować. Drażnił ustami i językiem skaleczenie, nie powodując jednak większych obrażeń. Ciągle w tym samym namiętnym pocałunku, zlizywał te odrobiny krwi, które wydostały się z ranki. Czemu miałby niby przepuścić taką okazję?
    Odsunął się od niej na kawałeczek, by móc spojrzeć jej w oczy. Krwawienie ustało pod wpływem koagulantu z jego śliny. W powietrzu nadal pachniało jej strachem.
    - Wybacz, że nie uciekłem – powiedział z pewnym rozbawieniem. Przesunął językiem po zębach. – Nie wydaje mi się bym miał zrobić Ci jakąś specjalną krzywdę, więc się uspokój.

    OdpowiedzUsuń
  43. - Apayan… Czy szczerość jest zła? Kurde, ja też nie powinienem się zachowywać tak jak się zachowuje. Nie powinieniem mówić tego co mówiłem, ani robić tego co robię. I co, jest to złe, dlatego, że szczere, kierowane emocjami i nieprzemyślane? Coś się dzieje, tak już jest i trudno. Masz prawo się bać, albo mówić co tylko chcesz. Mógłbym Cię zabić, więc Ty mogłaś się bać. Mówię co mi ślina na język przyniesie, Ty mówisz – jest dobrze. Co w tym złego? Nie powiem nic nikomu, nie w tym mój interes. W czym problem? Życie jest pojebane, my jesteśmy pojebani… I tyle. – Zakończył swój najdłuższy chyba tego wieczora wywód wzruszeniem ramion. Uważał, że po prostu nie przejmowali się jakimiś granicami czy normami zachowania, więc postępowali tak, jak dyktowały im emocje. Dlatego to wszystko było takie dziwne. On był wampirem, a jego życie składało się z samych kontrastów, sprzeczności; namiętność ludzkiego pożądania mieszała się z chęcią zadawania śmierci, a resztki logiki z zwierzęcym, bezmyślnym instynktem zabijania. Łatwiej mu było zrozumieć, chodzić po cienkiej granicy, raz zapuszczając się na jedną, raz na drugą jej stronę.
    Tak, stanowczo łatwiej mu było zrozumieć wszelkie pojebanie. Nie było wszak dziwniejszej istoty na ziemi od Willa.
    Czy miała się czego bać? Ciężko powiedzieć. Przecież właściwie nie ukrywał tego, ze zdolny byłby ją zabić. Ale nie ukrywał też tego, że nie jest to jego zamiarem, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  44. Udawanie było dla Wynna jedynym sposobem na przetrwanie. Przychodziło mu z taką łatwością, że rzadko było wiadomo kiedy jest absolutnie szczery, a kiedy tylko odgrywa absolutną szczerość. W pewnym sensie, właśnie ta gra, pokazywanie tylko części swojego charakteru było właśnie nieodłączną częścią jego osoby. Tak już było.
    - No popatrz, pewnie czujesz się pewnie prawie tak samo jak ja! – zauważył z dziecinnym rozbawieniem. – Też nidgy nie umiem się pokapować co próbuje powiedzieć. – Zaśmiał się wesoło, ale jego głupi uśmiech szybko zniknął. Oparł się wygodniej o pień drzewa, właściwie tak, że prawie leżał na wystających korzeniach. Cóż, nie był wymagającym stworzeniem jeśli chodzi o wygody.
    - Nie wiem co zrobić. Mówiłem Ci; męczy mnie to wszystko, do normalnych związków też się za diabła nie nadaję. Znam ją trochę, wiem, że jest niesamowita i tak dalej. Ale nic do niej nie czuję poważniejszego. Drażni mnie jej towarzystwo. Rozumujemy na kompletnie innych płaszczyznach. Nie wyobrażam sobie tego. No dobra, żadnego związku sobie nie wyobrażam. Zbyt aspołeczne stworzenie ze mnie, poza tym nie do końca żywe, co też niektórym przeszkadza. I słowo „związek” mi się źle kojarzy; tak trochę z przywiązaniem… łańcuchem do palika w ziemi. – Zachichotał.
    Tak, próbowali się zabić, potem egzystencjonalne dywagacje, potem o mało co ubrania nie poszły w strzępki, a potem leżący pod drzewem wampir, śmiejący się z własnego nieżycia. Pojebane.
    Zajęty Wynn… Cóż, Wynn chyba należał do tego typu ludzi, którzy nawet Zajęci, znajdowali czas na inne zajęcia. Taki, kurde, pracoholik!
    Zresztą, czy czasem Lydia nie chciała go zabić właśnie za ową skłonność do zajmowania się różnymi zajęciami mimo teoretycznego zajęcia jej osobą?

    OdpowiedzUsuń

  45. - Nie strasz. Zresztą… Trzeba będzie to załatwić. Jak najszybciej, bo to rzeczywiście nie w porządku. Możesz zanotować; stary wampir uważa coś za nie w porządku. Też nie to dziwi. – Wywrócił oczami.
    Innymi słowy; Pijawka chciałaby zerwać z Heshtje po to, by móc bez wyrzutów sumienia wyręczać wyobraźnię. Przecież biedna wyobraźnia nie może się tak przepracowywać!
    - Proste słowa, a w sumie nie głupie. Tylko mało konkretne – rzekł, uśmiechając się lekko pod nosem. Spoglądał na nią kątem oka. Nie chciał zamykać oczu i spuszczać z niej wzroku.
    Szara codzienność miasta… Rzeczywiście, gdy siedzieli tam razem, wydawało się, że to wszystko ich nie dotyczy. Był las, byli oni i tyle. Tak, jakby to nie wiązało się w żaden sposób z rzeczywistością, nie wpływało na nią. Jakby komentowali obejrzany film, albo co.
    - A Ty, Apayan? Co Ty byś chciała? Gdzie szukasz szczęścia? – zapytał cicho. Teraz nie patrzył na nią już przelotnie, kątem oka, a wbijał w nią uważne spojrzenie ciemnych, brązowych oczu.

    OdpowiedzUsuń
  46. Przyglądał się jej w skupieniu. Ciemne oczy wpatrywały się w nią, nie przeszywająco, czy w jakiś nieprzyjemny sposób, lecz z zainteresowaniem kogoś, kto naprawdę chce wiedzieć. Oczywiście, nie myślał o tym, by móc dać w jej jakiś sposób szczęście. Ona szukała kogoś innego, on nie szukał nikogo. Nie krył tego, że choć jej bliskość była dla niego lekarstwem i narkotykiem, pozostawał przecież egocentrycznym dupkiem. Dziękujemy za uwagę.
    Jedyne szczęście, jakiego potrafiłby doświadczyć, albo komuś dać, byłoby ulotne i chwilowe, tak sądził. Wynn zdawał się nie ufać czasowi, nie wierzyć w jego ciągłość. Paradoksalnie wynikało to pewnie z jego braku określenia. Człowiek wie ile będzie trwała „jego wieczność” i że do końca swojego, osobistego świata został określony czas. Wynn nie mogąc wierzyć w skończoność, nie wierzył w nic. Czas nie miał dla niego znaczenia, jakby nie istniał. Było teraz, lecz przyszłość? Wiedział tylko, że będzie, lecz jaka…?
    - Trzymam Cię za słowo. – Uśmiechnął się lekko, jednak zwykłego rozbawienia w tym nie było. To był uśmiech innego rodzaju. – Chciałbym wiedzieć. I rozumiem. Wbrew pozorom, chyba rozumiem.
    Widział jak w zamyśleniu bawi się kosmykiem włosów i nie mógł powstrzymać się przed pochyleniem się nad nią i wyciągnięciem jej pasma włosów spomiędzy palców i włożeniem go za ucho w pełnym dziwnej delikatności geście. Chyba chodziło mu tylko o to by ją dotknąć. Bawiąc się włosami, też wyglądała uroczo. Wynn nie lubił tego słowa, ale do diabła, teraz pasowało!

    OdpowiedzUsuń
  47. Odpowiedział jej lekkim uśmiechem. Ciągle się rumieniła, a go nie przestawało to bawić. Kto by pomyślał, że wygadana, pewna siebie Paya będzie się tak zachowywać? Naprawdę, zastanawiające. I ciekawe. I na swój sposób urocze. Znów to słowo…
    Wynn zaśmiał się w myślach. Naprawdę, zaczynało robić się niepokojąco ckliwie. Brakowało tylko wielkiej polany z szumiącą trawą, pieprzących się w rogu obrazu królików i cudownego, ciepłego słoneczka…
    Nie, stop. Sielanka i słoneczko do siebie nie pasują. Nie w Wynnowej wyobraźni. Ogółem wszelkie sielanki były przereklamowane…!
    - Całe życie będziemy mieć nadzieję, że go zaznamy, będziemy wiedzieć, że na nas czeka, bo nam się należy i tak dalej… A jeśli wcześniej pomrzemy? Nie będzie nam to już przeszkadzać, ze go nie zaznaliśmy, bo będziemy definitywnie martwi. – Uniósł brew. Logika Wynna była raczej osobliwa. – Ja jestem szczęśliwy. Czasem. Krótkimi chwilami. I chyba będzie mi to musiało wystarczyć.
    Podniósł się i oparł o drzewo.
    - Czemu się tak rozglądasz, jakbyś kogoś szukała? Odprowadzę Cię do Norr, się jeszcze zgubisz i wilcy cię zjedzą.

    OdpowiedzUsuń
  48. - Pewnie już się zmęczyłaś moim towarzystwem, ale z tymi wilkami, to nie żartuję. – Zaśmiał się. Widać było jednak, że pilnie ją obserwuje. Widział przecież, że coś jest nie tak. Szukała kogoś, bała się czegoś co mogło czaić się między drzewami? Brrr. Wynn był tchórzliwym trupem.
    Wynn poprowadził ją prawie niewidoczną ścieżką. Doszli do małej chatki i tam odbili ku częściej uczęszczanej części lasu. Na ścieżce było widać już odbite końskie kopyta i można było swobodnie iść ramię w ramię. Dróżka swobodnie wiła się między drzewami, kierując się ku miastu.
    - Jesteś niespokojna – zauważył po prostu. – Coś się stało? Powiedz mi. – Jego ton mówił, że to prośba, nie rozkaz.

    OdpowiedzUsuń
  49. - A ja od ponad czterech godzin idę do miasta. – Zauważył, uśmiechając się ponuro. Popatrzył przed siebie. Nie brzmiało to dobrze, mimo wszystko.
    - Nie lubię demonów. – Kolejne lakoniczne stwierdzenie. – Miałem swego czasu z nimi dość nieprzyjemne przygody. – Mimowolnie dotknął ręką ciężkiego, misternie zrobionego medalionu, który nosił na szyi już od wielu miesięcy. Była to nieco przerażająca, pnura pamiątka. – Nie ważne zresztą… - zakończył wzdychając. Apayan nie było jeszcze w mieście, gdy Wynn miał problemy z swoim osobistym koszmarem. Nie warto było o tym gadać.
    Wiedział, że zabrzmi to głupio i niedorzecznie, ale mimo to zapytał;
    - Jest jakaś szansa, bym mógł Ci jakoś pomóc?
    Co prawda z najniższym demonem o naturze poltergeista sobie nie poradził, ale jeśli coś było materialne, sytuacja przedstawiała się zgoła inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  50. - Prawdę powiedziawszy jedyny demon jakiego znałem szeptał mi do ucha, że powinienem był umrzeć i zsyłał najstraszniejsze wizje, których wtedy nie byłbym w stanie sobie wyobrazić. – Wzruszył ramionami. Ton miał beznamiętny, kryjący w sobie irytację. Za dużo gadał. Stanowczo za dużo gadał. – Jeśli Cię uraziłem. Ciebie, albo demony, które nie znęcają się nad ludźmi, to przepraszam. Wygląda na to, że jeszcze muszę się wiele nauczyć.
    - Ty nienawidzisz całego świata, a ja nie potrafię nienawidzić – powiedział cicho po jakimś czasie. – Dziwnie się ten świat składa. – Po chwili dodał jeszcze dalsze wytłumaczenia. – w gruncie rzeczy nie chcę wcale Ci pomagać, ale mam świadomość, że ciężko będzie mi Cię zostawić. Obudzisz się rano, uświadomisz sobie jaką głupotą był dla Ciebie ten wieczór i kiedy usłyszysz rzępolenie, po prostu postarasz się zamknąć szczelniej okno – rzekł to cicho, bez jakiegoś zanadto teatralnego smutku w głosie.

    OdpowiedzUsuń
  51. Zeszli ze ścieżki i dotarli traktem aż pod same miejskie mury. Wynn zatrzymał się i przyglądał niestrzezonemu wejściu do miasta. Od wsxhodniej strony nikt nie przejmował się takimi szczegółami jak bezpieczeństwo ludzi czy zwykłe obowiązki.
    - Miłe jest to co mówisz. Mam nadzieję, że tak zrobisz.- uśmiechnął się pod nosem.- Coz, żegnamy się?

    OdpowiedzUsuń
  52. Jego wzrok powędrował za spojrzeniem Apayan. Mieszkała akurat tu... czemu? Czemu tak było? Przecież, jak sądził, mogła mieszkać wszędzie. A jednak dzielnica wschodnia, miejsce smrodu, ubóstwa i potworów kryjacych sie pomiedzy brudnymi murami. Jego główny rewir polowań, jakby nie patrzec.
    Apayan miała wrócić do swoich obowiązków, a on nie miał do czego wracać. Do świtu będzie bezcelowo spacerował uliczkami, nucil pod nosem i... pewnie tyle. Nie miał obowiązków, co w gruncie rzeczy, mimo tego od ilu lat to trwało, nadal mu się podobało.
    - Idź już, bo wcale nie mam ochoty Cię puścić - mruknął.
    Mimo to stali jeszcze chwilę. Wynn zerknął na nią i uśmiechnął się lekko. Nie powstrzymał się i pomimo tego, że obiecał sobie darować, pocałował ją raz jeszcze.
    - Niech to zostanie między nami...- mruknął.- A teraz sio, bo naprawdę Cię nie puszczę.

    OdpowiedzUsuń
  53. - To nie idź nigdzie. Albo zaproś mnie na to wino dzisiaj.- Powiedział z iście krasnoludzimi manierami. Nie ma to jak wymuszanie zaproszenia. Zresztą, to nie jego wina, że chałupinka pod murami nie nadawała się do przyjmowania żadnych gości. A już szczególnie tych, których naprAwdę nie chciałby wystraszyc panującym tam syfem.
    - Spotkamy się innego dnia, to może przestanie nam rzucać się tak na mózgi i będziemy zachowywac sie normalnej. Widocznie najlepiej nam się gada po wielokrotnych próbach morderstwa.- zauważył, jakby czytał w jej myślach.

    OdpowiedzUsuń
  54. Wynn zachowywał się znacznie bardziej swobodnie od Apayan, mimo, że miał świadomość tego, co by się stało, gdyby ktoś ich przyuważył. Zresztą, do diabła! Przecież wszyscy wiedzieli, że się z nią przyjaźni. To jeszcze nic złego, prawda? Nie należy przesadzać…
    - Tak jest, pani. – Roześmiał się wesoło
    Grzecznie ruszył za nią, dając się swobodnie ciągnąć przez zabłocone, brudne uliczki.
    Wygląd jej mieszkania był dla niego zaskoczeniem… To miejsce.. nie pasowało. Nie pasowało do tych zaułków. Ale pasowało do Apayan. Niewątpliwie. Nie był aż tak bardzo zdziwiony. Właśnie takie otoczenie pasowało do rudowłosej Łowczyni.
    - Ładnie tu masz – powiedział lakonicznie. Jednak było widać, że to szczere słowa. Uśmiechnął się do niej przelotnie i zaczął rozglądać po pomieszczeniu. Tak naprawdę starał się skupić na czymś, co nie byłoby nią. Była to dość problematyczna sprawa, trzeba przyznać.
    - Kogo czytasz? – zapytał, kiwnąwszy głową w stronę książek.

    OdpowiedzUsuń
  55. - Jeśli myślisz, że spodziewałem się pajęczyn, pajątków i hodowli nietoperzy to nie… Nie spodziewałem się. Ani kotła z zielonym świństwem. Ani innych dziwactw. – Roześmiał się.
    - Nie przejmuj się. W mojej klitce jest taki syf, że umarłabyś na wejściu. Nie przejmuj się… - powtórzył. – Jest dobrze. Szekspir? Czemu właśnie czegoś takiego się spodziewałem? – kolejny śmiech. Ambitne twory nie były jego broszką, ale nie był kompletnym ignorantem.
    Przyjął od niej kieliszek i skinął głową, co musiało wystarczyć zamiast podziękowania. Był właściwie abstynentem, ale zbytnio się tym nie przejmował.

    OdpowiedzUsuń
  56. - Pachniesz wanilią, szałwią i cynamonem… - powiedział miękko, nie patrząc jednak na nią. Jego wzrok wędrował nadal po półkach. Nie trudno było się domyślić, że wcale nie powodowane jest to jego niezwykłym zainteresowaniem tym co tam trzyma, lecz usilnymi próbami utrzymania swoich oczu na w miarę neutralnym gruncie. – Więc tak. Właściwie tego się spodziewałem – dodał po jakimś czasie, dopiero wtedy zatrzymując swój wzrok na półdemonicy.
    - Nie rób ze mnie idioty większego niż nim jestem. Mówię, że gdybym zgadywał, pomyślałbym właśnie o Szekspirze. Nie trudno zgadnać, że jeśli siedzisz nawet w karczmie nad tomikiem, to lubisz poezję. – Zaśmiał się i wywrócił oczami w najbardziej teatralny sposób jak tylko się dało. Na koniec westchnął. Również teatralnie. – Nic nie mam zamiaru palić, ani psuć. – Kolejne westchnięcie. Jeszcze bardziej przesadne i zakończone radosnym śmiechem.

    OdpowiedzUsuń
  57. Życie pozbawione reguł i zasad jest całkiem fajne – powiedziałby Wynn, gdyby słyszał je myśli, a potem uniósłby kielich w toaście za tą właśnie osobliwą wolność.
    - Nad czym myślisz? – zapytał zupełnie przypadkowo, kierowany ciekawością, którą spowodował wyraz jej twarzy. Zastanawiała się nad czymś.
    To było fajne. Naprawdę, cholernie, fajne. Nie oddałby tego za nic.
    - Cóż, nie przerwę tradycji i obiecuję nie wyjść żywy – mruknął po części do niej, a po części do siebie. Zaśmiał się pod nosem dopiero po chwili. Specyficzny, czarny humor widać nie mógł go opuścić.

    OdpowiedzUsuń
  58. Skinal głową, przyglądając się jej w niemym, lekkim zaciekawieniu. Sam głównie bawił się kieliszkiem, niewiele wypijając z jego zawartości, ledwie może dwa łyki, które smakował długo, chcąc na jak najdłużej pozostawić na języku słodki smak dobrego wina. Przekleństwem nieraz okazywał się zupełnie niepotrzebny zmysł smaku w połączeniem z niemocą przyjmowania ludzkich pokarmów.
    Przyglądał się jej. Zrobiła się mniej gadatliwa. Jednak część magii z lasu musiała uciec. Było wino, którym można było się zająć, było światło, które nie skrywało ich spojrzeń i twarzy i stół, który ich dzielił.
    - Chcesz się upić? - zapytal, w idiotycznym może nawyku przekrzywiając głowę.- Zmniejsz tempo, bo jak Ci w główce zaszumi to Cię pod stołem znajdę.

    OdpowiedzUsuń
  59. Prychnął cicho pod nosem, widocznie oburzony tym co powiedziała. Na rękę? Znów prychnął, jeszcze bardziej teatralnie.
    Patrzył na nią z uwagą. Po chwili zastanowienia wstał i bez większego zastanowienia łagodnym gestem wyciągnął jej kieliszek z dłoni. Czemu? Ah, sam nie wiedział! Czy nie byłoby zabawnym siedzenie tutaj z średnio kontaktującą, napraną Payką? Może. Ale chciał by pozostała w miarę władz umysłowych. Chociaż mniej więcej.
    - Jako starszy w tym towarzystwie - roześmiał się - Muszę Cię pilnować, mała.
    Jego własne słowa budziły w nim niesamowite rozbawienie. Wynn pilnować. Payę. Pilnować. Wynn!
    - Wyobraź sobie, że obudzisz się rano na przeraźliwym kacu i będziesz pamiętać tylko, że byłaś ze mną i że się całowaliśmy. - Zachichotał.

    OdpowiedzUsuń
  60. - Pilnuję, żebyś jednak, koniec końców nie wylądowała pod tym stołem – powiedział z rozbawieniem, odstawiając kieliszek na stół. Gdyby bardzo chciała, mogłaby po prostu znów po niego sięgnąć. To była jedynie drobna sugestia. – Nie mam najmniejszego zamiaru bawić się w Twojego ojca – rzucił z niemałym rozbawieniem. – Już wystarczająco dziwnie czuję się z myślą, że jestem od Ciebie ponad trzy razy starszy. – Zaśmiał się cicho.
    Oparł się placami o ścianę. Jego, prawie nie ruszone wino zostało na stole. W jakiś głupi sposób cieszyło go, że mu je zaproponowała. Bez sensu? Może rzeczywiście, ale gest miły. Wonsa nie zrozumiesz…
    - Jak myślisz, co bym Ci opowiedział? – wyszczerzył się w prowokacyjnym uśmiechu. – Jak by się historyjka potoczyła, gdybyś zapomniała o takich szczegółach jak zahamowania i robiła to co byś akurat chciała?

    OdpowiedzUsuń
  61. Uśmiechnął się lekko, widząc jak tęsknie patrzy na kieliszek. Po jej minie wnioskował, że ma wyjątkowo ciekawe wewnętrzne przemyślenia. Chciałby je usłyszeć, naprawdę. Zaśmiał się w myślach. Słysząc jej kolejne słowa, nie powstrzymał krótkiego śmiechu, który słychać było przez chwilę w pomieszczeniu. Opuścił głowę, a włosy opadły mu częściowo na twarz, by po chwili podnieść ją i spojrzeć na Payę błyszczącymi z rozbawienia, ciemnymi oczami, w których wesoło błyskały złośliwe iskierki.
    - I to i to – powiedział bez zastanowienia. Wyszczerzył się w wesołym uśmiechu. Tak, w tym towarzystwie to on miał znacznie większe skłonności do zachowywania się jak najgorszy dzieciak. I tak bywa. Jakby nie patrzeć, mógłby już być staruszkiem. Czy oni nie cierpieli aby na starcze zdziecinnienie, albo coś w tym guście?
    - Tak myślisz? Najskrytsze fantazje? – uniósł brew.

    OdpowiedzUsuń
  62. Słaby uśmiech, wciąż malujący się na jego częściowo zasłoniętej kurtyną włosów twarzy poszerzył się jeszcze. Cóż, sprawa ze sobą uzgodniona – wcale nie próbował upić Payki, nawet próbując temu zapobiec! Czyste sumienie…
    Jakby to Wynna coś obchodziło. I jakby miał jakiekolwiek sumienie…
    Widząc jak niepewnie, jakby nie wiedząc dokładnie czy iść, podchodzi sam się zbliżył. Przekrzywił minimalnie głowę i zaśmiał się cicho pod nosem. Nie było w tym śmiechu zwykłego rozbawienia, a coś innego, całkiem nieokreślonego.
    - Na razie to sobie myślę, że to Twoje fantazje – powiedział cicho. – Może Ty zwierzysz się pierwsza? – Na wpoły kpiarski, na wpoły powodowany rozbawieniem uśmieszek. Czyżby znów próbował ją sprowokować sugerując, że nie ma odwagi? Najwidoczniej.
    I tak nie czekał na jej odpowiedź, czy chęć wypowiedzenia na głos jakiejś zgryźliwej odpowiedzi. Pochylił się i pocałował ją, początkowo lekko, by potem przypomnieć jej to co działo się w lesie. Dłońmi przesunął po jej ciele, początkowo trzymając się w miarę neutralnych miejsc, by potem zsunąć się na talię i niżej. Ustami znów powiódł po jej skórze, wracając na wcześniej opuszczone ścieżki.

    OdpowiedzUsuń
  63. Gadanina gadaniną, fantazje fantazjami, ale jak całą noc udowadniał, najważniejsze było to, co się akurat chciało. A cała reszta musiała poczekać. Logika to już szczególnie – najlepiej za drzwiami. Poza tym to, że Payka była naprana i 44 lata młodsza to tylko szczegóły, prawda?
    Przytrzymał ją przy sobie. Wcale nie chciał by się odsuwała.
    Przechylił lekko głowę i spojrzał jej w oczy.
    - Wybacz ten egoizm, pani. Więc, rozmawialiśmy o Twoich fantazjach, prawda? Mogłabyś kontynuować?
    Znów ten złośliwy uśmieszek.

    OdpowiedzUsuń
  64. - Apayan, to nie jest zabawne… Dręczysz mnie –wymruczał niewyraźnie, chowając twarz między jej rudymi włosami. Jego dłonie wędrowały po jej ciele, badając wszystkie jego krzywizny przez niewdzięczny materiał. Jeśli dotąd jeszcze jakikolwiek pomyślunek próbował wkraść się w ich relacje, teraz został brutalnie wypchnięty za drzwi. Wynn nie myślał o tym by nad sobą panować, a zastanawianie się nad tym co robi stało się już kompletną abstrakcją. Skubnął ustami jej szyję, lekko drażniąc ją kłami, lecz nie zrobił jej najmniejszej krzywdy. Pewnie nic by jej nie groziło od kolejnej malutkiej utraty krwi, lecz nie chciał, by miała problemy. O tych niewielu rzeczach zdołał jeszcze myśleć. Niech tylko kac będzie przykrą pamiątką tej nocy. Słabości jej na dokładkę nie potrzeba.
    Chłodne palce muskały jej ciało. Przeklęta sukienka! Ich ciała przylegały ściśle do siebie i tylko warstwy ubrań oddzielały je od siebie. Mimo to Wynn czuł jej ciepło, a ona miała dowody jak bardzo jej pragnie. I tak wampir z trudem powstrzymywał się, by nie zdrzeć z niej materiału. Miał wrażenie, że cały ten wieczór nieubłaganie dążył wciąż do tego punktu. I absolutnie nie miał nic przeciwko temu. Tak, to stanowczo jedna z najdziwniejszych i najlepszych nocy od dawna. Najdziwniejsza to chyba od zawsze…

    OdpowiedzUsuń
  65. Po chwili sukienka zaczęła się zsuwać z jej ciała z powolnością podchodzącą pod rangę tortury, pokazując po kawałku ją nagą, nie pod jakimś niewdzięcznym materiałem, który nawet nie opinał należycie pięknej figury.
    Pocałunki, nie mające już nic wspólnego z delikatnością, znów połączyły ich usta. Chłód jego dłoni kłócił się z żarem jej ciała, drażnił piersi i pieścił delikatną skórę. W powietrzu mieszał się zapach jej skóry, krwi, pożądania, każdy tak samo odurzający razem z zapachem wanilii, który zdawał się przesiąkać każdy zakątek tego miejsca...
    A'propos tego miejsca... Gdzie w tym piekielnym mieszkaniu łóżko? W którym pokoju? Przydałoby się.

    OdpowiedzUsuń
  66. A jakże, podobała się. Była śliczna, Wynn, co by dużo nie mówić,łasy na kobiece wdzięki, widział to od zawsze. Czasem tylko usilnie starał się tego nie zauważać. Teraz już nie musiał i zachłannym wzrokiem przesuwał po jej ciele. Tak, niewątpliwie była bardzo ładna. I stare blizny wcale nie przeszkadzały i nie sprawiły, by chciał zmienić swój osąd.
    Poddawał się jej z łatwością. Pozwolił się rzucić na łóżko, jednak, gdy tylko wyczuł jej wahanie, wygrzebał się spod niej i zamknął ją między ramionami, znajdując się u góry.
    - Cśśś, Apayan... Niech wyrzuty sumienia przyjdą rano, teraz się tym nie przejmuj. Nikt się nie dowie - wymruczał, a w celu zwiększenia wagi swoich słów, względnie łagodnego szantażu, przesunął ustami po jej ciele w sposób wypracowany przez lata doświadczeń.
    Długowieczność ma zalety natury czysto praktycznej. Niezła praktyka i ciało dwudziestokilkulatka. Przydatna rzecz, jeśli idzie o przekonywanie opornych niewiast.
    - Powiedz, jeśli naprawdę nie chcesz... Ale szczerze. Nie zrobię Ci krzywdy. Nie wstydź się. Ponoć jesteśmy już dorośli.
    Może i był chuj. Może i myślał chujem, ale miał jeszcze odrobinę, jeśli nie godności czy honoru, to poczucia przyzwoitości. Nie wątpił, by na Apayan zadziałał jego dar przekonywania. Mógłby bawić się jej wolną wola, ale nie chciał. Nie chciał jej też puścić. To wszystko uważał za jak najbardziej w porządku. Przecież nikomu by nie powiedział, przecież to ich sprawa. Przecież nie chciał od niej nic.
    ... tak, niewątpliwie upośledzone emocjonalnie stworzenie nie ma problemu z takimi rzeczami.

    OdpowiedzUsuń
  67. Niewątpliwie w jego oczach dojrzała właśnie czystą rządzę, lecz czy cos innego? Kłamstwo? Chyba nie. Chciał jej. Nie było w tym jakiś wydumanych celów, lecz zwykłe pragnienie jej ciała. Nie było w tym też miłości. Wynn i miłość raczej się nie dogadywali. Wierzył w namiętność, czasem nawet zakochanie, ale miłość to takie słowo, które lubią opiewać w swych pieśniach bardowie. Praktycznie rzecz biorąc niezbyt potrzebne w aktualnej sytuacji.
    Może miał się po prostu łatwiej, z całkiem błahych powodów. Kiedy ona będzie miała rano wyrzuty u sumienia kaca giganta, on będzie sobie spokojnie spał zamiast przejmować się tym, że demoralizuje nastolatkę. Kto by pomyślał, że brak sumienia bierze się z tak prostej sprawy?
    Niezależnie od tego co czuła, niezależnie od tego, czy się bała, zgodziła się i zrobiła to szczerze. Świat zawęził się do tej jednej pary, do tych kilku słów, przyzwolenia na które tylko czekał.
    Wrócił do swego przerwanego zajęcia polegającego na pieszczeniu jej ciała. Nie darował najmniejszemu jego skrawkowi, całując, drażniąc językiem i przygryzając piersi, przesuwając dłońmi po miękkiej skórze i śledząc reakcje jej ciała. Przysunął ją do siebie, chwyciwszy za uda i zaczął zsuwać się niżej z ustami, jednocześnie nie przerywając pieszczot.

    OdpowiedzUsuń
  68. Jego usta błądziły po jej ciele, zsuwając się coraz niżej. Niżej i niżej, aż zimny oddech musnął najwrażliwsze miejsce jej ciała, drażniąc skórę, tylko po to, by do delikatnych muśnięć powietrza dołączył dotyk chłodnych warg. Rozsunął jej nogi i uchwycił mocniej za biodra, by nie przeszkadzały mu jej ruchy. Pocałował wnętrze jej uda, najpierw niżej, później coraz bliżej jej kobiecości, by wkrótce tam skierować całą swoją uwagę. Jak mogłaby czuć się jak dziwka, kiedy to on chciał sprawić jej przyjemność, przekładając ją nad swoją?
    Gdyby przekładał swoją rozkosz nad jej, pewnie nie przeżyłaby tej nocy...
    …cóż, nie ważne.
    (Perwersyjne morderstwa połączone z gwałtem mogą poczekać!)
    Każdy dźwięk dobywający się z jej ust został zapisany w jego pamięci. Tak, to był jeden z tych dźwięków, który pragnął pamiętać. Kto wie, czy Apayan pozwoli mu jeszcze kiedyś go usłyszeć? I choć kobiet przed nią było wiele, bardzo wiele, teraz, w tej chwili liczyła się tylko ona.

    OdpowiedzUsuń
  69. Wzrok ciemnych oczu przemknął na jej twarz. Bez wahania spełnił jej niemy rozkaz, przesuwając się wzdłuż jej ciała, muskając płaski brzuch i kształtne piersi delikatnym, zwodniczo subtelnym dotykiem. Pocałował ją, z zapamiętaniem wpijając się w jej usta, przesuwając językiem po jej miękkich wargach, tak, że czuła swój własny smak.
    Ułożył się nad nią, wchodząc w nią szybko, brutalnie, choć nie robiąc najmniejszej krzywdy po takim wstępie. Delikatność nie zawsze stawała się jego dobra stroną, a wcześniejszy, ledwo wyczuwalny dotyk, rzeczywiście dawał temu bardzo złudny pozór. Poruszał się w niej mocno, pamiętając ostatnią resztą świadomości, by nie zrobić jej krzywdy. Z jego ust dało się usłyszeć cichy, miękki pomruk zadowolenia, gdy wbijał się w nią najgłębiej jak się dało. Obserwował ciągle jej twarz, chcąc widzieć, kiedy będzie dochodziła. Gdy dojrzał, że zbliża się ten moment, gdy stała chybocząc się na krawędzi, podciągnął ją nieco do góry, bez pytania, zawahania, czy chwili na to, by mogła zaprotestować, wbił zęby w jej szyję. Ból był krótki, choć intensywny, wkrótce jednak przerodził się jakby następną, choć dziwną pieszczotę. Teraz już nie miała wyjścia. I on też nie miał wyjścia.

    OdpowiedzUsuń
  70. Nie przeszkadzało mu, że czuje jak jej paznokcie wbijają się w jego skórę. Wcale. Mogłaby ryć nimi głębokie, krwawe bruzdy na ciele, pewnie też by go to wiele nie obeszło. Pojęcia takie jak ból stały się nagle czystą abstrakcją. Tylko ona, tylko dziewczyna wijąca się pod nim w chaotycznym tańcu rozkoszy. Czuł nadchodzący orgazm i wyszarpnął zęby z jej szyi do bólu świadom, że zrobiłby jej nielichą krzywdę, gdyby tylko się zapomniał. Jasną pościel zabarwiło kilka kropel krwi. Wkrótce obydwoje zatracili się w rozkoszy. I tak chwila minęła, nim tylko się uspokoili. Wynn przyglądał się jej, nie mogąc nawet powstrzymać cichego śmiechu. Tak, niewątpliwie był stworzeniem bardzo, bardzo specyficznym.
    - Zawsze mi się podobasz, ale tak właśnie pragnąłbym widzieć Cię częściej. – Kolejny cichy śmiech, błysk w ciemnych oczach.

    OdpowiedzUsuń
  71. Zaśmiał się cicho, kiedy się śmiał, w jego ustach widać było kły. Nawet nie starał się uniknąć poduszki. Odsunął kosmyk rudych włosów z jej czoła i pocałował ją, przypierając rękę ściskającą poduszkę do materaca. Uśmiechnął się pod nosem patrząc jej w oczy. Podobał mu się ich wyraz. Obiecał sobie przynajmniej tej nocy nie dopuścić do tego, by wróciły do niej czarne myśli… i wyrzuty sumienia związane z tym co przed chwilą wyprawiali. On zresztą nawet do końca nie rozumiał powodu tych wyrzutów. Przecież nie robili nic złego!
    - Oj, czemu się złościsz… Ja tylko prawdę mówię, mała. – Kolejny śmiech. Znów odezwała się w nim dusza artysty… wirtuoza grania na nerwach, rzecz jasna.
    Odsunął się od niej, przetaczając się na bok, zaraz obok niej. Nie przestał się w nią wpatrywać, a pełne rozbawienia ogniki w jego oczach nie straciły na intensywności.

    OdpowiedzUsuń
  72. [Hm, hm, hm. Ciekawy wątek... Zaczepiasz nieciekawą osobę. ;d Postaram się na coś wpaść do wieczora, ale jeśli Twój umysł oświeci jakiś pomysł, to z chęcią odpiszę. :)]

    OdpowiedzUsuń
  73. Pozwolił jej na każdy ruch jaki tylko chciała wykonać, jednocześnie przesuwając palcami teraz już delikatnie po jej ciele, rysując delikatne linie po krzywiznach jej piersi. Przechylił lekko głowę, podpierając się na ramieniu i spojrzał na nią, wykrzywiając usta w uśmiechu psotnika.
    - Nie strasz mnie – powiedział, dla odmiany szczędząc tym słowom teatralności. Jego głos brzmiał przyjemnie, choć brzmiało w nim rozbawienie. I może odrobina żalu, bo tak naprawdę zdawał sobie sprawę z tego, że rzeczywiście może nie być mu dana druga okazja do znalezienia się w tak przyjemnej sytuacji.
    Leżeli tak, ciesząc się zwyczajnie sobą jeszcze jakiś czas. Mijały chwile, jego dłoń, która leniwie wodził po jej ciele stawała się coraz chłodniejsza, gdy stygła krew, którą jej zabrał i gdy świt upominał się o niego, jakby cicho szepcząc „pora umierać”. W końcu wampir westchnął cicho, pocałował ją raz jeszcze i zsunął się z łóżka, spoglądając w okno. W pokoju nie widać było jeszcze szarości, która miała zawładnąć światem, z czasem przemieniając się w pomarańcz i fiolet, a później błękit i jasną, oślepiającą żółć słońca.
    - Muszę już iść. Jasno się robi – stwierdził lakonicznie, wiedząc, że pomimo tego, że świt był dla półdemonicy niewyczuwalny, to wiedziała o jego bliskim i nieuchronnym nadejściu widząc jego zachowanie. A może i wyczuwając bardziej nienaturalny niż zwykle chłód ciała. – Ne przejmuj się mną – stwierdził łagodnie, patrząc na nią jednak z uśmiechem. Była śliczna. Nie mógł ukryć, że uwielbiał na nią patrzeć. – Na wschodzie mówią, że wampiry to tylko nocne upiory. Jestem tylko nic się nie liczącym cieniem nocy. Bez znaczenia. – Pokręcił lekko głową, kończąc się ubierać, by po chwili bezgłośnie wyjść z izby i zniknąć gdzieś w resztkach cienia, wśród zbliżającej się szarości.

    Następne ich spotkanie nie było tak spektakularne jak poprzednie. Choć dla Wynna niemniej interesujące, budzące ciekawość i pewien rodzaj fascynacji. Noc była już dość głęboka i pracowici mieszczanie poszli już spać, by od świtu móc zająć się swoimi warsztatami i kramami. Uliczki były wyludniałe i w niewielu przybytkach tłoczyli się jeszcze ludzie. Było pusto, cicho. Gdzieś tylko Wynn włóczył się po zaułkach wschodniej dzielnicy, nie chcąc ładować się do pełnych pijaków i czosnku wiszącego pod powałą tawern. Był znudzony tą nocą. Pożywił się już, nie zabił jednak swojej ofiary, a humor nie dopisywał mu wcale.
    To chyba naturalne, że śmierć przyciągała go niczym magnes. Usłyszawszy gdzieś dźwięki jakiejś potyczki, może wyczuwszy jakoś zbliżającą się kostuchę, ruszył w kierunku, gdzie coś się jeszcze, mimo pory działo.
    Ostatnio, gdy spotkał Łowczynię, polowała na demona. Dziś go upolowała. A Wynn, skryty w cieniu obserwował. Nie mogła go zobaczyć. On tylko patrzył, a na jego twarzy, początkowo jakby nieśmiało, pojawił się lekki uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  74. Wiedział, że sobie poradzi. Choć, gdy jej ramienia dosięgło ostrze, poczuł chwilowy niepokój. Nie strach, ale niepokój. Wiedział, że się obroni, ale nie mógł powstrzymać krótkiego, wyjątkowo nieprzyjemnego uczucia, które przeszło mu zimnym dreszczem po plecach. Gotów był jej pomóc, ale wiedział, że nie zostanie to dobrze przyjęte. Znał Apayan. Zresztą, głęboko wierzył, że demon zdechnie i bez jego interwencji.
    Na razie się nie ujawniał. Stał w cieniu i dalej obserwował. Pozwoliłby się teraz zobaczyć, ale wolał poczekać. I zobaczyć czy nie jest bardzo ranna. Wycofał się nawet o kilka kroków w tył, bo zapach krwi demona, na początku tak złudnie przypominający woń ludzkiej doprowadzał go do szału. I zapach krwi Apayan. Słabszy, lecz po wielokroć bardziej kuszący.
    Tak więc czekał…

    OdpowiedzUsuń
  75. Postępując całkowicie nielogicznie, zamiast odpowiedzieć, wycofał się głębiej w cień, prowokując Apayan do pójścia w jego kierunku. Po sekundzie może, ledwie krótkiej chwili zastanowienia, zdał sobie sprawę, że nie tak powinien postąpić. Potrząsnął lekko głową, besztając się w myślach.
    - To ja, rudzielcu. Jesteś ranna? – powiedział cicho. Nie musiał się przedstawiać. Wiedział, że Apayan pozna go po głosie. Ciągle rozglądał się wokół siebie. Widział po zachowaniu półdemonicy, że mogą nie być tu sami. To nie dobrze. Bardzo nie dobrze. Całkowicie nieświadomie namacał sztylet znajdujący się przy pasie. Tylko jeden. Czasem nie brał ze sobą broni wcale, czasem tylko jeden sztylet, który nie służył mu zwykle do walki. Chociaż potrafił walczyć. Z ludźmi. Z demonem… mogło być różnie. No i czułby się pewniej z czymś więcej, niż trzydziestocentymetrowym ostrzem o zdobionej rubinami rękojeści. Niekoniecznie z kurczakiem przy boku, ale chociaż dwoma takimi „czerwonookimi” sztyletami, jak czasem mówił o swojej broni.
    Jego wzrok, całkiem mimowolnie kierował się w stronę rany na ręce dziewczyny. Nie dobrze. Bardzo niedobrze. To wszystko mu się bardzo nie podobało. Prawie czuł, jak jego martwe serce wybija gwałtownie przyśpieszony, pełen strachu rytm. Na szczęście to było tylko złudzenie.
    Na szczęście przeczulone zmysły go nie zawodziły. Ledwie drobny dźwięk, złamanie ciszy ich otaczającej gdzieś za jego plecami, poinformowały go, że w mroku nie czai się tylko on. Syknął cicho, odwracając się plecami do rudowłosej i bacznie obserwując ciemność. Ciemność głęboką, choć możliwą do przejrzenia wampirzym wzrokiem. Jednak nikogo nie było.
    - Cholera… - warknął cicho, rzucając szybkie spojrzenie na Apayan. Jakby sam fakt, że ma rozwaloną rękę, nie rodził wystarczających problemów…

    OdpowiedzUsuń
  76. Potrząsnął głową.
    - Ktoś nas obserwuje – powiedział. Ameryki chyba nie odkrył… - Idź pierwsza, jak najszybciej do domu. Biegnij jak dasz radę, pomogę Ci potem. Będę w okolicy, na wypadek jakby coś się działo… - Mówił szybko. W jego głosie było słychać nie tyle strach, co bardziej niepokój i napięcie. Znów obrócił się wokół swojej osi, starając się wypatrzyć potencjalnego napastnika. Zerkał nawet w stronę dachów, oskarżycielskim wzrokiem obdarzając nawet kucające na dachach gargulce.
    Miał nadzieję, że Apayan zrozumie, czemu nie chce się zbliżyć. Nie zrobiłby jej nic, ale nigdy nie mógł być pewny jak sytuacja się potoczy. Jednocześnie uważać na siebie i na to, by nie zaatakował ich nikt z zewnątrz? Problematyczne. W domu, choć powietrze zamkniętego pomieszczenia doprowadzać będzie go do szału, kto wie, może nawet pomoże. A jeśli nie… Cóż, przynajmniej będzie mógł się szybko ewakuować.
    Głupie myśli. Wszystko głupie myśli. Zajmujące zbyt wiele czasu. Stanowczo zbyt wiele.
    Jeden z gargulców nie był gargulcem. Dopiero teraz to zauważył. Ledwo zdążył wyciągnąć zza pasa czerwonooki sztylet. Demon był szybki. Miał nadzieję, że Apayan mimo znacznej utraty krwi ucieknie. A on, zapomniawszy się w walce, nie pójdzie za nią, w niekoniecznie dobrych celach. Starcie było piekielnie szybkie. Demon próbował go zaskoczyć. A Wynn głównie się uchylał. Nie był przyzwyczajony do silniejszego od siebie przeciwnika. W końcu jednak sztylet zagłębił się w brzuchu przeciwnika… aż po błyszczącą szkarłatem rubinu i krwi rękojeść.
    Zapach krwi, tak złdnie przypominający ludzką mieszał mu w głowie. Odszedł od trupa. Cofnął się pod samą ścianę. Gdzie Apayan?

    OdpowiedzUsuń
  77. Stał pod ścianą, starając się zebrać myśli. W końcu, z najwyższą ostrożnością obserwując otoczenia, ruszył przed siebie, by dogonić Apayan. Miał nadzieję, że wyatrczy ją opatrzyć, zaprowadzić do szpitala. Przecież demony już nie żyły, do diabła! Szedł szybko, ale całą owagę skierował na ciemność go otoczającą. Wszystkie zmysły miał wytężone do granic możliwości. I usłyszał odgłosy walki. Ostatnie odgłosy. Coś upadło na ziemię.
    Zatrzymał się, jakby wmurowało go w ziemię. Zaklął głośno i rzucił się biegiem przed siebie. Zanim ją zobaczył, czuł już znany sobie dobrze zapach. Mocniejszy niż przed chwilą. To jej ciało upadło na ziemię? Boże, nie! Boże, boże, boże, posłuchaj starego grzesznika! To nie ona?!
    Nie ona. Ale widok ostrza wbitego w jej ciało też nie był miły. Ale żyła, żyła, boże, żyła! Dopadł do niej. Nie myślał o krwi. Nie myślał o Głodzie, nie myślał o niczym takim… Zbyt się bał. Ręce mu się trzęsły, jakie to głupie. Potrzymał ją. Ledwo stała na nogach. Tylko do tej zasranej kamienicy. Do szpitala za daleko? Czy medycy jej pomogą? Magowie? Cholera, boże, matko. Byle przed siebie. Zmusił ją, by przyciskała dłoń do rany na ramieniu i niósł w stronę tej pierdolonej, zasranej kamienicy. Przez chwilę patrzył jej w oczy, by sprawdzić na ile kontaktuje. Nie wyglądał jak człowiek. Obnażone kły psuły wszystkie pozory. Ale musiał nad sobą panować. A przynajmniej się starał.

    OdpowiedzUsuń
  78. Niósł ją blisko siebie, przyciskając blisko siebie, jakby próbował ją ochronić przed czymś… Albo nie dać sobie jej wyrwać. Czuł, jak się trzęsła. Wiedział, że się bała. Bała się, bo mogła teraz, w każdej chwili umrzeć. I dlatego, bo on ją trzymał. I mógł w każdej chwili przestać nad sobą panować i ją zabić. Boże, chciał to zrobić! Chciał pieprzyć przyjaźń, każde uczucie, jakie kiedykolwiek ich łączyło i rzeczywiście ją zabić. Czuł gorącą, lepką krew, która ciekła z jej ran. Nie broniłaby się. Nikt nie wiedziałby, że zabił ją on, nie demony. Wszyscy wiedzieli, że Apayan była ryzykantką. Jej śmierć byłaby wydarzeniem smutnym, ale nie budzącym podejrzenia. NIE! Będzie dobrze! Będzie, kurwa, dobrze. Prawda?!
    - Nie zrobię Ci krzywdy. Nie zemdlej, błagam Cię. – powiedział, pochylając się nad nią trochę i szepcząc jej to do ucha. Jego głos był stłumiony i urywany. Starał się nie oddychać, nie dać się opanować pragnieniu. To było zaledwie pragnienie, nie potrzeba.
    W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że to wszystko na nic. Nie dojdzie do jej domu. Zresztą, w zamkniętym pomieszczeniu z nią tym bardziej nie powstrzyma instynktu. Czerwień poplamiła jego ubranie. Zatrzymał się w jakimś brudnym zaułku. Położył ją na bruku. Nawet nie wiedział co robi. Nie zastanawiał się nad tym. Nad niczym. Wszystkie myśli zmuszał do pilnowania tego, co chciało koniecznie przejąć nad nim kontrolę. Krew płynęła z rany po ostrzu. Gdzie ostrze? Wysunęło się z rany gdy szedł? Cholera, nie wiedział. Czemu nad tym się zastanawiał? Chyba wariował na starość. Nawet nie było jak zatamować tego krwawienia. Przegryzł swój nadgarstek, pozwalając ciemnej krwi płynąć na bruk, a później na rany. Nie wiedział czy to jej nie zabije. Nie była człowiekiem. Niektórzy ludzie umierali w ten sposób. Wypicie zbyt wielkiej ilości wampirzej krwi mogło zabić… Albo zostawić na granicy. Przyłożył nadgarstek do jej ust.
    To jedyne co mógł zrobić. Naprawdę chciał ją uratować. Zacisnął powieki, bezmyślnie się modląc. Ostatnio podejrzanie często to robił. Może po prostu chciał uciec przez bólem. I świadomością, że Apayan może umrzeć, a on tylko jej w tym pomaga w przejściu na drugą stronę. Cholernie, cholernie chciał od tego uciec. Chyba jednak był tchórzem.

    OdpowiedzUsuń

  79. Przez chwilę myślał, że nic z tego nie wyjdzie. Kiedyś, a może całkiem niedawno miał przy sobie Ghula. Chociaż to było trochę inaczej, nikt nikogo nie ratował swoją krwią. Jednak tamten chłopak nie umarł. Apayan też nie umrze. Rewan kilkakrotnie zabił przypadkiem ludzi przy takich eksperymentach, ale do diabła, to był Rewan. On zawsze miał pecha!
    A jednak zaczęła pić. Mimo bólu, jaki mu sprawiała, nie powstrzymał uśmiechu. To dobrze. Będzie dobrze. Chyba. Mijały chwile, a on siedział nieruchomo, wpatrując się w nią z uwagą. Raz patrzył na jej twarz, a raz na zasklepiające się rany. W pewnym momencie, nie uwalniając ręki, pochylił się znów w jej stroę i zaraz przy jej uchu wyszeptał cicho;
    - Tęskniłabyś za słońcem. – I lekkim, delikatnym ruchem wyciągnął rękę z jej uścisku. Ciągle przyciskał ją do siebie. Jeszcze nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo jest słaby.
    Jakie to głupie. Chyba czuł odrobinę satysfakcji, gdy przytulał ją do siebie. To samo poczucie, że wszystko jest na miejscu, które czuł, gdy zabijał, gdy polował teraz znów się odezwało. Jakie to głupie.

    OdpowiedzUsuń
  80. Odsunął się od niej i ciężko oparł o mur jakiegos budynku. Był tak piekielnie słaby! Oddychał słabo, powoli. Nie odczuwał tak silnego głodu jej krwi, jak przed chwilą. Pewnie, gdyby znalazła sie tu przypadkowa osoba, gdyby wiatr przyniósł zapach przechodnia idacego dwie ulice dalej, niewiele myśląc zacząłby polować. Ale teraz był spokojny. Jakby jego natura zrozumiała, że Apayan ma żyć. Albo uznała ją za Ghula. Dobra, wszystkie ewentualne konsekwencje tego popisu inteligencji i akcji ratunkowej, zostaną przemyślane kiedys tam - później. Apayan nawet nie musiała wiedzieć, że coś się zmieniło. Zresztą, do diabła! To tylko raz, nie żadna więź krwi. Jakoś będzie musiała przeżyć jego osobę.
    Gdy zapytała go o powód milczał. Dopiero po jakimś czasie uśmiechnął się i stwierdził wesoło;
    - Bo chciałem.- Czy tego nie powtarzał w czasie ich ostatniego spotkania? Najprostsze i prawdziwe słowa. Po prostu chciał, żeby żyła.

    OdpowiedzUsuń
  81. Milczał przez chwilę. Jego wzrok w tym czasie leniwie podążał za szczurem biegnącym wzdłuż ściany kamienicy. Gdyby był sam... Ale nie był sam. Skupmy się na rozmowie.
    Przeniósł spojrzenie w przestrzeń, lekko tylko zahaczając o osobę rudej.
    - Czy to coś złego? Nie chciałem Twojej śmierci. Bałem się o Ciebie, nawet nie zastanawiałem się nad tym czy robię dobrze, czy nie. Po prostu chciałem, żebyś żyła. Jednocześnie walczyłem sam ze sobą, by nie zrobić Ci krzywdy. Chcialem Ci pomóc. Czy to niewystarczające? Potrzebujesz wielkich idei? - mówił cicho, spokojnie, z czasem przenosząc wzrok na jej oczy. Milczał kolejne kilka minut, gdy odezwał się znów. W tym czasie metodycznie odrywał kawał swojej koszuli i robił z kremowego materiału prowizoryczny opatrunek. Rana nie chciała się goic. Potrzebował krwi.
    - Musimy stąd iść. Kilka ulic stąd leży martwe ciało. Wątpię, by było ich więcej, ale i tak wolabym stąd zniknąć.

    OdpowiedzUsuń
  82. - Chodź, pójdę z Tobą. – Stwierdził, również się podnosząc. Nie był do końca pewien tego, co z nią będzie. Wolał ją obserwować. Sam był bardzo słaby, ale na pewno czuł się lepiej niż ona. On przed chwilą nie próbował rozstać się z życiem. Miał to dawno za sobą…
    - Żeby tylko nikt nas nie zobaczył… - mruknął cicho. – I… Nie mów nikomu z Łowców, o tym co się tutaj działo. Oni nie lubią seryjnych zabójców, ja nie lubię ich. Wolę się nie mieszać w wasze sprawy, szczególnie, że oni pewno nie będą zadowoleni, że dałem Ci swoją krew. – Pokręcił lekko głową. – Poza tym jesteś mi winna kilka złotych monet za koszulę. Te plamy nie wyglądają spieralnie.
    No tak... Nie ma to jak Wynn przejmujący się ważnymi sprawami

    OdpowiedzUsuń
  83. Zaśmiał się cicho.
    - Czemu nie umiem sobie wyobrazić Ciebie siedzącej przy świecy i szyjącej koszule… - mruknął, unosząc brew. Tak, wyobraźnia podsuwała mu widok Payki w wielu ciekawych sytuacjach. W łóżku – tak, tam szczególnie i to bynajmniej nie śpiącą. Walczącą – szybką, zwinną i śmiertelnie niebezpieczną, choć nadal delikatną. Czy po Prost siedzącą spokojnie przy stole i czytającą tomik poezji.
    Wynn był świadomy, że Łowcy o nim wiedzą. Ale z jakiegoś powodu go tolerowali. Czasem spotykał któregoś z nich w mieście. Mierzyli się wzrokiem, a w powietrzu czuć było napięcie, nawet jeśli dzielił ich cały plac, ale nie atakowali się nawzajem. Zarówno wampir jak i Łowcy nie chcieli zmienić tego w żaden sposób. Domyślał się, że zlecenie na niego wisi na liście prac do wykonania tej grupy od dawna, ale wiedział też, że nikt nie próbował wykonać tej pracy. Gdyby próbował, pewno by nie żył.
    - Ludzie mogliby się wystraszyć, widząc nas w takim stanie. Szczególnie, że naprawdę nie czuję się dobrze i mogę nie być miły, kiedy kogoś spotkamy. Jak się czujesz? – zapytał na końcu nagle. Wiedział, że po ranach nie pozostał nawet ślad, ale… Kto wie, jak było oprócz tego.
    - Mogę o jeszcze jedno zapytać? Czemu jesteś w szoku?

    OdpowiedzUsuń
  84. Gdy doszli na miejsce , stanął pod ścianą, obserwując okolicę i pozwolił pracować Apayan. Sam milcząco opierał się o mur i patrzył. Gdzieś niedaleko, w brudnych tawernach tłoczyli się ludzie. Tu przed nim była Apayan. Jej krew też pachniała tak kusząco, chociaż przynajmniej dzisiaj, nie wzbudzała w nim już takiego chorego pożądania, jakie może odczuwać istota jego rodzaju względem człowieka. Na dziś była bezpieczna. Jednak reszta świata… Jego ciało przeszedł lekki dreszcz. Chciał znaleźć kogokolwiek i go zabić. Sprawić, żeby krzyczał. Żeby go bolało. Kogokolwiek. Przestały się liczyć jakikolwiek kategorie estetyczne, czy ludzkie ciągoty do kobiet. Chciał po prostu zabijać.
    - Niedługo zniknę, muszę się pożywić. Masz mały wybór – albo próbować nie pakować się w kłopoty, albo mi potowarzyszyć. – Zaśmiał się cicho, gdy skończyła rozprawiać się z trupem. Nie wyobrażał sobie, by ktokolwiek ze śmiertelnych chciał mu towarzyszyć. Nawet szalona Payka. – Nie jestem bezinteresownym bohaterem. Po prostu nie chciałbym stracić Twojego pogrzanego, chorego towarzystwa, rudzielcu. To było bardzo interesowne. – Parsknął śmiechem, kręcąc lekko głową.

    OdpowiedzUsuń
  85. - Dobry wpływ? - uniósł brew, spoglądając na nią jakby z niedowierzaniem. Ona mogła mieć, do diabła, na kogokolwiek dobry wpływ? Ten czort o czerwonych lokach? Dobre sobie, Apayan nie mogła mieć na nikogo dobrego wpływu! To absolutnie nie w jej stylu...
    Sama Apayan nie była powodem owej chęci mordu, jaka cichutko, ponaglająco jednak paliła się w ciemnych oczach. Przyczyną owego stanu była bezpośrednio utrata krwi, zwykły głód i rana, która nie chciała się zagoić. Skóra na jego ręce pozostała niewzruszenie dziurawa i ani myślała się goić. Ku Wonsowej irytacji.
    - Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać. Myślałem, że jest w Tobie choć odrobina moralności, której mi natura poskąpiła. Odrobina moralności i tego czegoś, co zabraniałoby Ci obserwowanie śmierci niewinnych - powiedział z lekkim uśmiechem sugerującym, że owa śmierć niewinnych nie robi na nim zbyt dużego wrażenia. No dobrze, budziła Bestię i lekkie sadystyczne zawirowania umysłu, jeśli idzie o ścisłość. Ale to tylko szczegóły...

    OdpowiedzUsuń
  86. Zdawał sobie sprawę, że Apayan jest okropną idealistką, ale czasem zwyczajnie można było o tym zapomnieć. Bo widać było przede wszystkim to, że była dziką, nieokiełznaną diablicą. Ah, jakie miłe skojarzenia budziły te słowa! Wynn miał NAPRAWDĘ nadzieję, że ona z tą abstynencją żartuje.
    - Dobry wpływ... Zdaje się, że ostatnimi czasy kieruję się wyłącznie własnym rozumem i zaczynam zapominać, madmoiselle - zaśmiał się cicho, stając nadal w miejscu. - Rozumowanie? Moje? Co w nim przerażającego? Nie uznaję moralności. Ona tylko przeszkadza mi żyć tak jak chcę. Po co mi ona?
    Kolejne chwile milczenia.
    - Mam wystarczająco siły, by móc się obronić - powiedział bez przechwałek, stwierdzając jedynie fakt. Ale ruszył przed siebie. Nie wysilając się zbytnio, nasłuchiwał bicia serc w pobliskich uliczkach. Gdzieś tu w okolicy leżał jakiś pijak. Ale on nie chciał dotykać brudnego cielska, zbliżać się do smrodu wódki... Mógł przebeirać ile chciał. PRaktycznie każdy śmiertelnik mógł paść jego ofiarą. Zwykle byli to właśnie chłopi, dziwki, bezdomni, bo nimi się nikt nie przejmował... Ale...
    Szelest, tupnięcie. Wymamrotane pod nosem przekleństwo.
    Ktoś się zbliżał.
    I to nie były demony.
    - Oho, wybrali się na zaraza, nocne, romantyczne spacerki! Widzieli ich? - Wynn usłyszał zza siebie głos. Słyszał też trzy inne oddechy, bicie serc. Czuł, że próbowali ich otoczyć. Młodzi mężczyźni, bezdomni zapewne, uzdrojeni w krótkie miecze z poszarpanymi rdzą klingami, jeden tylko z grubą pałką w ręce. Wynn zerknął na Apayan.
    - Czemu, kurwa, dzisiaj każdy chce nas pozabijać? - westchnął pod nosem, tak, by tylko ona go słyszała. Głośniej dodał z pewnym udawanym lękiem w głosie - Czego chcecie?

    OdpowiedzUsuń
  87. - Realne niebezpieczeństwo? Jak nabardziej - wymruczał cichutko, z trudem powstrzymując uśmiech. Rządziła nim niewątpliwie krew. To przez jej brak był osłabiony... i to ona wołała go do siebie w tym momencie. Mógłby ledwo sie ruszać, a zasuszone członki wypełniać tylko ból, ale na polowanie mógł zawsze znaleźć siłę. Dało się słyszeć dłośny śmiech, któregoś z napastników. Zawołał on coś, co miało być krótkim przedstawieniem żądań; całe złoto i Apayan w ich łapki, w zamian za puszczenie wolno. Pal licho Payę, ale złoto oddać?! Nie powstrzymał wysuwających się kłów, które nadal jeszcze pozostały niezauważone. Zdawało mu się, że niczego tak nie pragnie, jak tylko śmierci tych ludzi. Kogokolwiek. Rękę zacisnął na sztylecie. I to zostało odczytane jako błąd. Któryś wyciągnął rękę z gladiusem, by wytrącić mu cenkie ostrze z dłoni... I gldius poleciał na ziemię. Z ręką, która nie przestała go ściskać. Dwóch następnych rzuciło się na nich. Ten pierwszy po prostu się darł.

    OdpowiedzUsuń
  88. Ewidentnie współpraca była ciekawsza w przypadku demonów. Wtedy przynajmniej naprawdę bał się o swoje życie. Teraz zaś... Nie raz w pojedynkę stawał przeciw grupom prawie dwa razy liczniejszym od tej. Teraz jednak nie liczyło się ryzyko, czy cokolwiek zresztą innego. On chciał zabijać. I jak na razie szło im to dobrze. Oczywiście, kiedyś walcząc z jednym złodziejaszkiem, nadział się przypadkiem na ukryte ostrze, o czym zorientował się dopiero, gdy krwią zaczął nasiąkać płaszcz...
    Z trudem orientował się w tym co dzieje się wokół niego. Krew skutecznie zabierała mu zdrowe zmysły. Tamten, którego przewróciła Paya, z trudem próbował się podnieść, ale na malowniczą kupkę spadł kolejny człek, tym razem martwy, z zgrabnie ukręconym karkiem. Jak u kurczaka.
    Ostatni zaś zaczął uciekać. Wynn ruszył za nim, początkowo nieśpiesznie... I tak dotarł tylko do najbliżego załomu muru. Został wyjątkowo brutalnie do niego przyciśnięty, a gdy z rozerwanego zębami gardła, popłynęła strumieniem krew, wydał z siebie dziki skrzek pełen boleści.
    A wampir pił. Spokojnie, z przymkniętymi oczami, nie zważając kompletnie na otoczenie...
    Miał tylko nadzieję, że proszek od Pay działa też na ludzkie ciała. Dzisiaj mocno nabroili.

    OdpowiedzUsuń
  89. Wkrótce skończył pić. Odrzucił od siebie trupa, a martwe ciało uderzyło o ziemię jak worek ziemniaków. Głuchy dźwięk poniósł się uliczką. Niespokojnie spojrzeniem wampira zlustrowało własne otoczenie, jakby w poszukiwaniu innych ludzi, których mógłby dopaść. Zaatakować brutalniej niż tamtego, męczyć długo, kazać mu umierać godzinami. Teraz, w tej chwili rozumiał lepiej niż zwykle, że krew jest jedynym źródłem jego istnienia i jedyną jego osią. Kochał to uczucie, gdy atakował, gdy pił. Tęsknił do tego, jak do niczego innego. Chciał tego.
    W koncu zaczął się uspokajać. zamknął oczy, chłonął dźwięki nocy. Słyszał cichy oddech Apayan. Stała tu. Zapewne na niego patrzyła. Wcale go to nie obchodziło w gruncie rzeczy.
    Dziwna mieszania uczuć zaczęła odpływać, kryć się w zakamarkach jego umysłu i duszy. Wampiry odczuwają inaczej niż ludzie, wszystko jest bardziej intensywne i zabarwione im właściwym sposobem widzenia, który nawet trudno mi opisać. To wszystko sprawia, że świat jest tak pociągający i nieznośny...
    Odwrócił się i ruszył w stronę Apayan. Nie wiedział czy jego twarz jest maską, czy widać na niej emocje, których nie potrafił nazwać. Nie wiedział nic. Westchnął cicho pod nosem.
    - Jestem... Do usług, pani...

    OdpowiedzUsuń
  90. - Chodź... - odpowiedział, nie komentując wyrazu jej twarzy. Widział, że Apayan nie do końca pasuje ta sytuacja, jednak rodziło to tylko rozbawienie, które idealnie wręcz maskowało całe te dziwne emocje, które wcześniej było widać na wampirzej twarzy.
    Wynn nie zrobiłby jej krzywdy teraz. Szedł w jej kierunku, bo na niego czekała, nie po to, by rzucić się jej do gardła. Gdyby miał w planach zamordowanie jej, przecież nie ratowałby jej życia! Aż taki głupi nie był. Zresztą, może był po prostu zmienny w nastrojach? Ale nie, nie zrobił jej nic. Grzecznie szedł obok niej. Nowe plamy nie pojawiły się na jego ubraniu, potrafił zachować się przy jedzeniu.
    - To wszystko jest takie groteskowe... - zaśmiał się cicho. Początkowe zagubienie zastąpiła euforia, która przyszła wraz z nowymi siłami.

    OdpowiedzUsuń
  91. - Więc gdzie teraz, pani? - zapytał, chowając ręce do kieszeni. W sumie dobrze się ten wieczór skończył. W jakiś sposób pochlebiała mu myśl, że gdyby nie jego pomoc, Apayan mogłaby już nie żyć. Gdyby akurat tamtędy nie przechodził... Westchnął w myślach. Poczuł się prawie jak bohater!
    - Co nie ważne? - zainteresował się, widząc, że Payka mruczy do siebie. Był bardzo ciekawy jej przemyśleń. Zresztą, on nie widział w ich zachowaniu absolutnie nic złego. Jedynie naprawdę wolał, by dzisiaj nikt nie próbował go już przerobić na farsz.

    OdpowiedzUsuń
  92. Tak! Uważał się za bohatera i gdyby Apaya n usiłowałabym go uświadomić, że jest to wyssane z palca, pewno obraziłby się nie na żarty, bowiem przekonany był o tym, że jest to sąd jak najbardziej właściwy.
    Spojrzał na nią wzdychając boleśnie. Z taką udręką, że musiała zdawać obie sprawę z tego, iż jest to teatralna gra.
    - Więc zostawisz mnie tutaj samego, w mroku nocy, w ubraniu splamionym juchą, że świadomością, że nie mam się gdzie podziać? - powiedział męczeńskim tonem.

    OdpowiedzUsuń
  93. Rzecz oczywista, on tylko czekał na takie wypowiedziane kilkoma słodkimi słowy zaproszenie. Jakże przyjemnie skończyłby się wampirowi ten wieczór!
    - Ranisz mnie, moja droga. Ranisz mnie i nie chcę wierzyc w brutalność tego co mówisz! Nie pożądam teraz żadnej kobiety, gdy widzę Ciebie, co przysłaniasz uroki wszystkich innych niewiast! - rzucił gorąco Wynn, podchodząc do Apayan. - Ja jednak poszanować potrafię Twoje wybory, stęskniłem się jednak za spokojem Twego domostwa... - zaplątał się trochę, szukając w miarę nie związanych z dzikim seksem argumentów. - Droga Apayan, daj mi odpocząc u siebie!
    Znów ta zasrana, kochana, wyjątkowo ujmująca teatralność każdego gestu, weszła w jego słowa i ruchy.

    OdpowiedzUsuń
  94. - Że seks? Ja miałbym tak nalegać, wpraszać się po to, by tak OBRZYDLIWIE myśleć tylko o jednej rzeczy?! - Nakręcał sie coraz bardziej. Gdyby ktoś akurat przechodził ulicą to Wynn pewnie zdzieliłby go ręką w czasie swej barwnej gestykulacji tak mocno, że ten pewno by już nie wstał. Nigdy.Jego ton też stawał się coraz to bardziej wydumany, już nie teatralny - a cyrkowy.
    Chyba chciał zamaskować zawiedzenie.
    Po kilku chwilach na szczęście się zamknął. Na szczęście, bo chyba tylko krok dzielił go od oczu jak gwiazdy i układania poematów chwalących uroki rudowłosej.
    Zaśmiał się wesoło, dumny z przedstawienia. Zerknął kątem oka na Payę, gdy wchodzili po schodach do jej domu.
    - Wiesz... Zawsze mogę spróbować wprawić Cię w nastrój - powiedział znacząco. Już bez obłudy i teatralności, co sprawiło, że jeśli miał być przekonujący to właśnie teraz.

    OdpowiedzUsuń
  95. [ Jak miło! Jej.. no ja właśnie trochę nie bardzo pomysły mam. Lepszym rozwiązaniem byłoby dla mnie żebyś ty rzuciła pomysł, wtedy zacznę xD Jeśli taki układ nie pasuje to ewentualnie mogę spróbować coś wymyślić, ale nie mam pojęcia jakie mogą być tego skutki ]

    OdpowiedzUsuń
  96. - Nie doceniasz mnie. - zarzucił jej, jednak nie wygldał na obrażonego. Mruknął te słowa pod nosem, nie grając ni żadnej roli, ni próbując udawać kogokolwiek. Na jego twarzy zamajaczył tajemniczy uśmiech, w ciemnych oczach jawiły się iskierki, nie świadczące do końca o wesołości Williama, bardziej jednak o jego pewności siebie i tym, że uroki Apayan nie są dla niego obojętne.
    Bo nie były.
    Gdy wpuściła go do mieszkania, z przyjemnością wszedł do izb wypełnioncyh znanym już mu zapachem. Odwrócił się w kierunku dziewczyny.
    - To miejsce budzi we mnie wyjątkowo miłe skojarzenia - stwierdził po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  97. Odwrócił się do niej tyłem i tym razem lustrując wzrokiem okładki grubych tomów na jednym z regałów. Tak jak wtedy, gdy był tu ostatnio, taka ilość ksiąg wzbudziła w nim niezrozumiałe do końca dla siebie uczucia. Wszak uczyli go na skrybę.
    Ale nie o tym rozmyślał. Na księgi patrzył tylko po to, by nie spoglądać na Apayan. Zaśmiał się cicho, słysząc jej słowa. Nie był to jednak śmiech błazna, starającego się rozbawić swoją publiczkę, jedynie cichy, tak typowy dla niego chichot, nie do końca będący wyrazem rozbawienia.
    Jego wzrok znów przesunął się po tomikach wierszy. Jakby go to interesowało... Akurat.
    - Zmienił się Twój zapach, wiesz? Nawet przez te zioła to czuję. Wnioskuję więc, że i Twoje skojarzenia są dość miłe - rzucił, również utrzymując neutralny ton. Nawet na nią nie spojrzał. Wyciągnął rękę i dotknął grzbietu opasłego woluminu.

    OdpowiedzUsuń
  98. Uparcie się nie odwracał, choć kosztowało go to wiele sił. Chciał widzieć wyraz jej twarzy. Właściwie chciał nie tylko ją widzieć... Westchnął w myślach, świadom, że to miejsce budzi w nim stanowczo zbyt wiele zbyt miłych wspomnień i taki jest tego efekt.
    - Dziwisz mi się, że nie zwracałem uwagi na księgi i wystrój pomieszczeń? - zapytał miękko, odwracając się w jej kierunku. Spojrzenie błyszczących, ciemnych oczu spoczęło na niej. Stał praktycznie nieruchomo. I tylko patrzył i nic nie mówił. A to, że jej pragnął, widać było i bez słów. Zresztą wcale tego nie krył.
    - O Cię zdradza - powiedział cicho, idąc w jej kierunku. Mijając ją i stając kawałek za nią. - I bardzo, bardzo mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  99. Pochylił się nad nią, nawisając trochę nad jej ramieniem. W powietrzu wręcz czuć było jego uśmiech. Lekki i znaczący.
    - Jesteś tego pewna? - zapytał cicho, a jej policzek i szyję owiał chłodny, bezzapachowy oddech, tak inny od wilgotnych, nieraz smrodliwych oddechów ludzi. Całkiem świadomie nadawał swojemu głosowi głębszego, niezwykle przyjemnego brzmienia. Znów dało się wyczuć, że się uśmiechnął. Nie dotknął jej ani milimetrem skóry, choć stał od niej zaledwie o krok. Długie, ciemne włosy prawie łaskotały jej skórę, gdy się nad nią pochylał.

    OdpowiedzUsuń
  100. Pozwolił się jej bez trudu odwrócić w jego stronę. Lekki uśmiech malujący się na wampirzej twarzy zrobił się jeszcze szerszy. Ciemne oczy błyszczały. Tak, Apayan niewątpliwie była grzechu warta. A Wynn zdawał sobie z tego sprawę. Jak i z tego, że jego zainteresowanie nie było jednostronne.
    Nie zastanawiając się długo, chwycił ją za rękę i odsunął ją od swojej głowy, po części uniemożliwiając jej ruchy, wszelką uczieczkę. Uśmiechnął się jeszcze raz, mniej wesoło, a bardziej zaczepnie i pocałował ją. Nawet nie miała jak mu umknąć. Był znacznie silniejszy. Lecz... ten wymuszony, choć przez to nie mniej przyjemny pocałunek trwał tylko chwilę. Wampir jakby znikł. Już po ułamku sekundy stał kilka metrów dalej. I przyglądał się jej z rozbawineiem.
    - Samokontroli w Tobie za grosz...
    "W nas" powinien powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  101. - Co tylko chcesz - odpowiedział bez wahania. Nie odsunął się ani o krok. Stał przed nią i uśmiechał się lekko pod nosem. - Co Tylko chcesz, madmoiselle Apayan. - zmrużył oczy, uśmiechając się prowokująco. Nie zareagował jednak w żaden inny sposób na jej prowokacje.Chociaż kusiła, tak mocno kusiła, nie zrobił nic! Czekał na jej reakcje i inwencje.
    Dziwne, prawda? A jednak.

    OdpowiedzUsuń
  102. No dobrze. Może i nie umiał rozegrać tego właściwie. Role się odwróciły. Plan był co prawda inny, ale i teraz było ciekawie. Popatrzył w czerwone oczy dziewczyny i uśmiechnął się wesoło. W inny sposób. Teraz był ciekawy tego, jak potoczy się ten wieczór, teraz bawiła go Apayan.
    Widać było, że wcześniej, to była zaledwie maska.
    Bo niewątpliwie to było sztuczne. Tak naprawdę ciągle z niej drwił i to nie ulegało wątpliwości. Czym Paya różniła się od tamtych? Miała wszak rację.
    - Nie przeczę. Oddałabyś światu przysługę. A jednak tego nie zrobisz. Bo nie będziesz chcieć, nie dasz rady… Nie ważne. Nie zrobisz. – Uśmiechnął się. Czy uśmiech kiedykolwiek znikał z tej twarzy? Spojrzał na nią spod ronda cylindra i pokręcił głową. Nie odsunął się od niej. Sama odeszła. Nie dał się odepchnąć.
    - Co chcesz ode mnie usłyszeć? Przeprosiny? Zapewnienia, że naprawdę cię miłuję? Czy może coś takiego; Luksusową powiadasz? – zaśmiał się głośno. – Masz o sobie zaprawdę wysokie mniemanie. I tak, zwykle tak to wygląda. Umierają. Popatrz o ile lepsza jest Twoja sytuacja. – powiedział spokojnie. Nawet nie ukrywał tego, że chce ją rozdrażnić. Ani tego, że go to bawiło. – To Cię od nich różni. Tylko to.

    OdpowiedzUsuń
  103. Zostawiła go tu.
    Czuł głupią satysfakcję. Znowu. Czemu taką cholerną przyjemność sprawiało mu ranienie innych? Cholera, on przecież wcale tak nie myślał. Chyba nie. Cholera wie. Usiadł na ziemi opierając się o jakąś skrzynię, czy komodę. Gdy usłyszał drzwi na dole, podniósł się i wyszedł. Pamiętał aby zatrzasnąć za sobą drzwi. Za Apayan. Gdzie szła?

    OdpowiedzUsuń
  104. [ Z wielką chęcią mogę pisać wątek ! Masz jakieś pomysły? ]

    OdpowiedzUsuń
  105. (Mały spam, ale chciałabym tylko abyś zerknęła pod swoje kp na Antygonii i się ustosunkowała co do mojego posta, a mianowicie? Udzielasz się, czy olewasz sprawę? Jeśli to drugie to prosiłabym o wypis z bloga aby nie tkwić jak warzywo.) ~Pascal

    OdpowiedzUsuń
  106. Ulice jeszcze nie były zatłoczone gdy rozbrzmiało echo uderzeń młota. Młota. Tego odgłosu nie było chyba tu od wieków. Mefisto wprowadził się zaledwie kilka dni temu, a ów warsztat dostał ponoć w spadku. Dziś nie spodziewał się wielu klientów, więc zajął się wykuwaniem mieczy. Co prawda dopiero wstawało słońce, ale co mu tam.

    [Witam, chciałaś królewno watek to może coś splecimy xD]

    OdpowiedzUsuń
  107. Ren włąśnie wszedł do warsztatu. Miał na sobie brudny i podlapony fartuch zrobiony z jakiejś skóry. Dopiero po chwili zorientował się, że w warsztacie ma gościa. Skupił się na niskiej osobie skrytej za płaszcaem.
    - Pomóc w czymś? - zapytał tak nagle, że owa osoba aż podskoczyła.

    OdpowiedzUsuń
  108. Zabrał od niej sztylet. Był zadziwiająco lekki. Podrzucił go kilka razy.
    - Taki sam tyle że cięższy? - upewniał się gładząc ostrze kciukiem - Na kiedy ma być gotowy? - zapytał spoglądając na gościa, który okazał się dziewczyną. Ostatnio często ma z niemi do czynienia.

    OdpowiedzUsuń
  109. Przygryzł dolną wargę. Nie pierwszy raz mu grożono i zawsze wychodził z tego obronną ręką. Podrzucił go jeszcze raz po czym oddał dziewczynie.
    - Dobrzy sztylet do walki czy cichego zabijania może być gotowy za trzy dni. - przyjrzał się dziewczynie - Oczywiście mogę jakby to ująć - spojrzał w sufit jakby było tam coś interesującego - Trochę ulepszyć.
    Ponownie przeniósł wzrok na klientkę. Rzadko składał takie propozycje, ale jak już padały to nikt nie narzekał. Wręcz przeciwnie, zawsze dostawał zamówienia na większa ilość.

    OdpowiedzUsuń
  110. Dlaczego najgorsza robota padała na niego? Nie wiedział. Może dlatego, że w przeciwieństwie do anielskiej świty mógł kłamać i oszukiwać. No nic.
    Spojrzał leżącemu przed nim wampirowi prosto w oczy i uśmiechnął się.
    - Nie masz dokąd uciec nietoperku.- powiedział trzymając w jednej ręce miecz a w drugiej drewniany kołek.- Dobranoc. Na wieki.- i wbił kołek prosto w jego serce. Poprawił swoje blond włosy lekko.
    I wtedy usłyszał za sobą mocny kobiecy głos. No proszę, Groziła mu.
    Z szelmowskim uśmiechem obrócił się twarzą w jej stronę.
    - Kochana, nawet nie wiesz co za to dostanę.- powiedział spokojnie i wyciągnął rękę w przód. Już po chwili wylądowały na nim dwa śnieżnobiałe pióra. Takich nie miały żadne ptaki. Takie miały tylko anioły.
    Oczywiście jeszcze sprawdził ich autentyczność, po czym schował je ostrożnie do płaszcza.
    - To co dostałem za tego skubańca to o wiele większa nagroda od sakiewki złota, które mogę zdobyć w o wiele bardziej humanitarne sposoby.- oj tak. Kłamca nie miał z tym problemów.
    A dlaczego ubił tego wąpierza? Michałowi bardzo się nie spodobało, że ten polował na anioły stróże. I tak było ich stanowczo niewiele. I miały rygorystyczne zasady.

    OdpowiedzUsuń
  111. Kłamca wzruszył tylko ramionami, sięgając ręką do kieszeni płaszcza z której wyciągnął paczkę wykałaczek. Jedną z nich włożył sobie do ust spokojnie i oparł się niedbale o ścianę jakiegoś budynku nie przejmując się nawet tym, że dziewczyna mogłaby być uzbrojona ( Nie takie dziwy widział na świecie).
    - Tak, dostałem za tę marną pijawkę coś takiego. Podpadł moim… hmm… „Szefom”.- powiedział jakby od niechcenia i zmrużył oczy.
    Był pewny, że nie była człowiekiem. Zwykły człowiek raczej nie obserwowałby wampira, zapewne z zamiarem zabicia go…
    Gdy usłyszał jej kolejne pytanie parsknął śmiechem. On i Inkwizytor? Dobre sobie. Co prawda, czasem przybrał dla dobra zadania jego postać ale… To zdecydowanie nie było jego marzeniem. W końcu był bogiem innej religii… Był bogiem KŁAMSTWA. Samym swoim istnieniem łamie dwa z dziesięciu przykazań… A swoim zachowaniem dwa.
    - Chcesz prawdziwą odpowiedź, czy mam skłamać?- zapytał, jednak widząc jej spojrzenie stwierdził, że jednak lepiej by powiedział prawdę.- Nie jestem inkwizytorem. Robię raczej za posłańca istot wyższych niż ludzcy inkwizytorzy.- nawet Loki mówił czasem prawdę. Rzadko bo rzadko, ale mówił.
    Dopiero po chwili przypomniał sobie iż swój miecz ma ciągle wyciągnięty. Szybko więc schował go do pochwy i znów uśmiechnął szelmowsko do nieznajomej.

    OdpowiedzUsuń
  112. (Drugi raz się upominam, mam nadzieję że tym razem to poskutkuje-Apayan jakbyś mogła to wypisz się swoim kontem z bloga Antygonii bo przecież dobrze wiemy że nie masz ochoty tam grać.Zmuszać do niczego nie zamierzamy,a przecież nikt nie lubi warzyw na blogu więc miło by było gdybyś się samodzielnie wypisała.)~Pascal

    OdpowiedzUsuń
  113. Zmierzył ją spojrzeniem od góry do dołu i z powrotem. Miała tupet, skoro chciała być górą w tej sytuacji, a przecież wszyscy wiedzą, że to Loki, bóg fałszu i złodziei, ostatni z Nordyckich Bogów wychodzi ze wszystkiego ZAWSZE obronną ręką, to zawsze on jest górą.
    - Dla kogo pracuję?- zaśmiał się. Właśnie dostał cholerne anielskie pióra do cholery, a dla kogo miał pracować? Chyba nie dla krasnoludków.- Panienko, pracuję dla zastępów niebieskich.- rozłożył ręce jak ksiądz podczas jakiegoś żarliwego kazania.- Innymi słowy odwalam za tych upierzonych świętych całą brudną robotę. W sumie nie powinienem Ci tego mówić, "Wódz" nie lubi gdy zwierzam się nowo poznanym panienką.- zaśmiał się i niechlujnie oparł o ścianę żując wykałaczkę.

    OdpowiedzUsuń
  114. Trafiłem tu całkiem niedawno. Od mojego przybycia minęły ledwo trzy tygodnie a już miałem swoją świątynię i póki co święty spokój od tego psiego, czarno-magika. I pomyśleć, że męczyłem się w tamtej dziurze z nadzieją na lepsze jutro a tak na prawdę tylko pogarszałem swoją sytuację, nawet nie wiedząc, że szansa na lepszy dzień była tuż za rogiem. Świątynię otrzymałem dość szybko. Wystarczyło, że udowodniłem paru ważnym osobą swój nadzwyczajny talent i mogłem przeprowadzić się do swojego nowego domu. Świątynia powstała na miejscu jakiejś starej piwnicy. Starannie ją wywietrzono, oświetlono i wyposażono we wszystko co potrzebne do wszelakich operacji. Żeby do niej wejść należało przedrzeć się przez wrota do budynku, który na pierwszy rzut oka był po prostu składem starej broni a później przez kolejne drzwi tym razem prowadzące do podziemi. Te jednak były starannie pilnowane przez wykidajło, a nawet dwóch, którzy w mig rozpoznawali czy delikwent jest potrzebującym, inkwizytorem czy po prostu ciekawskim złodziejem. Gdy już udało Ci się przebrnąć przez tą barierę następnie schodziłaś krętymi schodami w półmrok piwnicy. Wykidajło prowadziło Cię między starymi, pustymi już beczułkami po winie do przejścia zasłoniętego regałem i dopiero od tego momentu znajdowałaś się w świątyni.
    Twoim oczom ukazał się długi, wysoki, wsparty kolumnami hol. Oświetlony był dużymi lampami, które wyglądały niczym pozłacane talerze wiszące na łańcuchach i wypełnione greckim ogniem. Ten palił się najdłużej i dawał więcej światła.
    Od holu wyrastał rząd licznych przypieczętowanych przeróżnymi, celtyckimi runami, które chroniły przed wydarciem się chorób poza teren pomieszczeń. Na samym końcu widniały mniejsze kolumny tworzące korpus na którym rozwieszono białe tkaniny tworząc w ten sposób baldachim. Wewnątrz widniał stół podobny do ołtarza, parę krzeseł i innych stolików, na których spoczywały narzędzia. Po korytarzu krzątało się paru mężczyzn i kobiet, lecz wszyscy cechowali się młodym wiekiem, specyficznym ubiorem oraz runą na czole. Wychodzili z jednych drzwi i znikali w drugich.
    Gdy Apayan została wprowadzona do świątyni natychmiast dopadł jej jeden z młodzieńców, tutaj pracujących:
    - Proszę za mną. - Poczęstował ją uśmiechem i zaczął prowadzić przez korytarz. Obeszło się bez zbędnych przywitań czy pytań ponieważ tutaj często liczyły się sekundy od śmierci. Także ktoś ranny czy chory po prostu nie miałby humoru na te wszystkie dworskie teatry jakimi były honorowe powitania. Tutaj nie ważne jakiego statusu byłaś stawałaś się pacjentem i kropka. - Czy coś prócz ran Pani dolega? - Spytał młodzieniec w trakcie podróży ku drzwiom. Po drodze napotkał dziewczynę, z którą wymienił dwa, szybkie zdania i wreszcie dobrnął do drzwi przepuszczając przez nie Apayan. - Proszę usiąść na łóżku i ściągnąć odzież ażeby odkryć rany. - Poprosił wskazując jej jedno z wolnych łóżek.
    Pomieszczenie było okrągłe i średniej wielkości. Stały tu łoża ustawione rzędem, przy każdym były co najmniej dwa stoliki i jeden wielki stół stojący na środku sali. Za sprawą magii rosły tu rośliny, które odprężały swym zapachem i wprawiały w lepszy nastrój kolorami kwiatów. Prócz Apayan leżało tu paru innych pacjentów, lecz Ci byli najwyraźniej pogrążeni w śnie a ich łóżka przysłonięte białymi tkaninami.

    OdpowiedzUsuń
  115. Chłopaczyna spojrzał na nią łagodnie jak baranek i równie łagodnie się uśmiechnął, po czym ponowił prośbę. - Jeśli mamy Cię opatrzeć, Panienko musimy dostać się do tych ran a ubrania nam to uniemożliwiają. Ściągnij je tak ażeby niczego nie odsłonić bądź w razie czego zakryj kobiecości przepaskami. - Wskazał na materiał wyłożony na szafeczce obok jednocześnie rozwieszając tkaniny w okół łóżka by mogła czynić godność bez obaw, że ktoś ją podejrzy.
    Następnie młody zniknął za drzwiami, zza których dobiegły ją zniekształcone słowa rozmowy, które wnet ucichły. Po paru dłuższych uderzeniach serca rozwarły się na nowo pchane przez bark starszego już mężczyzny. Mnie.
    Byłem przyodziany w podobne szaty do tych, którzy krzątali się tu ażeby pomagać pacjentom. Dzięki temu rozróżniano nas od tutejszych maruderów a i też jako tako chroniło odzież wierzchnią przed poplamieniem krwią czy innymi organicznymi płynami. Odchrząknąłem odganiając od siebie jednego z pomocników, który znowu zawracał mi głowę o recepturę mazidła na ukąszenia. Na wszystkich bogów powinien już dawno ją pamiętać!
    - Skieruj się do Rayfall, kretynie i weź coś na pamięć miast zawracać mi teraz tym głowę. - Warknąłem po prostu nie mogąc dłużej silić się na uprzejmość wobec niego. Przekroczył granicę i był bardzo blisko krawędzi, z której jak spadnie więcej nie wróci na szczyt. Obmyłem ręce w małej toaletce stojącej przy wejściu, która była regularnie wymieniana i jednocześnie rzuciłem pytanie w przestrzeń:
    - Gotowa do opatrzenia?
    Włosy miałem związane w ciasny warkocz żeby nie plątały mi się przed oczami. Rękawy zakasane na zgięcia łokci przez co moja stalowa, wiecznie wyprowadzająca mnie z równowagi ręka była dobrze widoczna i równie dobrze słyszalna. Przynajmniej dla mnie. Te cholerne trybiki w kółko trzaskały, szurały i szmerały ilekroć chociażbym drgnął palcem. Wsunąłem dłoń pod ubranie ażeby sprawdzić czy bandaże opinające mój brzuch nie przesiąknęły i z ulgą przyjąłem ich suchą egzystencję.

    OdpowiedzUsuń
  116. Wsunąłem się za białą tkaninę osłaniającą łóżko pacjentki i zlustrowałem szybko jej rany. Nie umknęło mi, że wlepia spojrzenie w moją rękę i zapewne to ona wprowadziła ją w zdezorientowanie, i strach, ale w sumie przywykłem już do tego. Wielokrotnie pacjenci w gorączce na widok mojej łapy nazywali mnie stalowym demonem i trzeba było ich przywiązywać do łóżka by uspokoić.
    - Jak już przyszłaś wypadałoby ażebyś wyszła opatrzona. Spokojnie, nie pierwszy raz się zajmuje czymś takim. - Odchrząknąłem zamaczając czystą szmatkę w kolejnej misie stojącej obok łóżka, którą mi przyniesiono i starannie, lecz wprawnie obmyłem rany z brudu i krwi. - Pytanie tylko czy dasz radę wytrzymać z szwami, czy będę musiał Cię łatać ponownie gdy już je popękasz. - Przeniosłem na nią spojrzenie piwnych, wymęczonych pracą tęczówek, które od wielu godzin nie zaznały porządnego snu. - Postaraj się mi odpowiedzieć poprawnie żebyś później się nie męczyła. - Wyprostowałem się i zacząłem grzebać w kieszeniach szaty. - Bo są dwa sposoby na uleczenie. Tradycyjny polegający na szwach, maściach i ziołach oraz magiczny. Jeśli masz wyjść i przy wysiłku rozwalić szwy wybierzemy ten drugi. Jeśli jednak dasz radę usiedzieć na tej zgrabnej pupie parę dni, nie przemęczając się oczywiście opcja pierwsza będzie łatwiejsza. To jak?

    OdpowiedzUsuń
  117. Zmarszczyłem brwi na jej słowa niewzruszony jej uwagą. Byłem zbyt zmęczony i znieczulony widokami krwawiących ran, pękających ropni, i spalonej skóry by odczuć w tej chwili skruchę poprzez brak wszelakich manier. - Skoro jesteś taka świetna w zakładaniu szwów pocóż przyszłaś? - Spytałem beztrosko i lekko, lecz pytanie to było wyzute z wszelakich emocji. Raczej od niechcenia zadane ażeby odwrócić jej uwagę od tego co robię. Wyciągnąłem z fartucha mały nożyk, nie większy niż te jakimi skrobano ziemniaki i naciąłem dwa palce. Ogólnie moja dłoń była upstrzona w liczne rozcięcia, świeże i stare, zabliźnione. - Nie ryzykowałbym rozerwania szwów więc skorzystamy z drugiej opcji. Połóż się bo może boleć, ale ból minie szybko. - Zacząłem zaciskać palce i rozluźniać ażeby z ranek wypłynęła krew. Gdy to uczyniła pochyliłem się nad raną, na podbrzuszu. - Teraz poczujesz mrowienie i szczypanie. - Przyłożyłem okrwawione palce do ranki i przymknąłem lekko oczy. Jej skóra zawibrowała pod moimi opuszkami, zaczęła się naciągać i zmieniać innymi słowy rana zaczęła znikać jakby nigdy nie istniała. Wydaje się być idealnym sposobem? Nie jest. Wszystko kosztuje.

    OdpowiedzUsuń
  118. Zacisnąłem mocniej powieki wreszcie pozbywając się ranki. Nie czekając dłużej uczyniłem to samo z drugą. Po obu nie została nawet blizna, tylko swędzące zaczerwienienie. Apayan za to zaczęła odczuwać zawroty głowy, jak każdy gdy dochodzi do Wymiany. Tak. Wymiany.
    Otarłem szmatką spocone czoło po czym possałem palce i wymieszałem w kubku parę suchych ziół, upchałem je do kadzidełka i zawiesiłem nad jej łóżkiem. - To uspokoi Twoje zmysły. Poleż chwilę i usiądź dopiero wtedy gdy przestanie Ci się kręcić w głowie. - Odparłem i przysunąłem sobie zydel siadając na nim ciężko. Byłem jeszcze bardziej zmęczony, tak zmęczony jakbym cały dzień spędził w drodze piechotą po stromym zboczu. Zawołałem pomocnika, biedaczynkę, któremu odcięto język po wyrzuceniu na ulicę. Mimo braku możliwości mówienia był jednym z najlepszych.
    W chwilowej ciszy dałem mu ściągnąć z siebie szaty i teraz Apayan wiedziała już co było tajemnicą Złotego Magicznego Środka. Na podbrzuszu i ramieniu miałem identyczne rany cięte jak jej. Bo to były jej. Tylko przeniosłem je na siebie bo wiedziałem, że nie rozerwę szwów a i szybciej się zregeneruję. Prócz nich tors miałem opasany paroma bandażami na brzuchu i piersi. Dwa, ciężkie przypadki. Jednemu wypadały bebechy, drugiemu wystawała włócznia z pleców i przecinała pierś.
    - Pytałaś o rękę. - Mruknąłem kiedy niemowa zaszywał ranki. - Straciłem ją dawno temu w bitwie i zastąpiłem stalową protezą. Stąd też nazywano mnie Nuadhu Stalowo-ręki albo Srebrno-ręki, ale piekielnie nie cierpię jak to robią. Brayn, daj Panience maść schładzającą. - Poleciłem mu gdy już skończył a uwinął się szybko i sprawnie. Skinął głową i zniknął w przejściu. - Smaruj nią zaczerwienienia przez trzy dni, rano i wieczorem a znikną i przestanie swędzieć. - Doradziłem.

    OdpowiedzUsuń
  119. [Również serdecznie witam :)]

    Ravenika

    OdpowiedzUsuń
  120. Wysłuchałem jej w spokoju jednocześnie unosząc stalową rękę do kadzidełka i łapiąc je w powietrzu ażeby przestało się kiwać i nadmiernie nam tutaj czadzić. Podziękowałem Brayn'owi i otarłem szmatką szwy z potu i krwi. - Nie przejmuj się, taka jest moja praca. - Otworzyłem maść, nabrałem jej na palce i zacząłem opuszkami smarować dokładnie jej zaczerwienienia. Mazidło gdy tylko pokryło jej skórę wywołało przyjemne uczucie ulgi poprzez chłód rozchodzący się od miejsca, w którym je wtarłem. - Owszem, wynagrodzić mi to możesz. Po prostu leż spokojnie i zaczekaj aż przestanie Ci wirować w głowie. To chyba nie jest takie trudne, hm? - Podciągnąłem kącik ust w cieplejszym z uśmiechów jednocześnie wycierając palce w szmatkę i zakręcając mazidło. Następnie znowu podziękowałem Brayn'owi gdy przyniósł parujący kubek z cieczą przypominającą winą. Chłopak nie potrzebował mojego polecenia żeby wiedzieć co przynieść.
    - Jak już dasz radę usiąść wypij to do dna. - Wskazałem kubek. - Uzupełni braki krwi w Twoim ciele.

    OdpowiedzUsuń
  121. Rozsiadłem się wygodniej na zydlu i przyodziałem szatę, która do tej pory wisiała swobodnie z moich bioder. - Domyślam się z kim mam do czynienia, bo swoim zachowaniem aż zanadto zdradzasz swój zawód jakim się imasz. - Odparłem spokojnie, lecz bez sztuczności w głosie. Może odrobiną zmęczenia. Wetknąłem kciuk stalowej dłoni za pasek spodni a palce drugiej possałem gdy znowu wyciekła z nich krew. - Pomyśl logicznie przez chwilę, Nieznajoma Panienko, po co miałbym Cię teraz otruwać uprzednio przenosząc Twoje rany na siebie? Wyglądam jak masochista? - No dobra, może po części nim byłem. Ból nie był mi obcy, był wręcz kimś na wzór przyjaciela, który szturcha mnie w żebra ażebym pamiętał, że żyję, że istnieję. - Lecz może jak zdradzisz mi swoje imię przestaniemy być sobie Obcy, bo coś czuję, że jeszcze nieraz tu zaglądniesz. Tu na dole zwą mnie Nuadhu, tak jak niegdyś, lecz na górze jestem po prostu Cahan; włóczęga. - Przedstawiłem się.

    OdpowiedzUsuń
  122. [No cóż... nie wiem. Wątek może? :) Propozycji nie dostrzegłam, więc nie wiem czy jest chęć.]

    Ravenika

    OdpowiedzUsuń
  123. [Vergilius]

    [Ja również witam :) Może jakiś wątek? Tylko tak jak pisałem nie idzie mi dobrze ich zaczynanie więc wiesz :D]

    OdpowiedzUsuń
  124. (; Papaj Witam, witam i o wątek pytam ;p)

    OdpowiedzUsuń
  125. Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.

    OdpowiedzUsuń