Aktualności
LISTA OBECNOŚCI ZAKOŃCZONA!
Wydarzenia

poniedziałek, 24 września 2012

Ze świata tego każdy ma tyle, ile sam sobie weźmie.


Aileen


Czas obchodzi się z elfami inaczej niż z ludźmi, wiele więcej lat potrzeba im, by dojrzeć, usamodzielnić się oraz zestarzeć, to właśnie, a nie szpiczaste uszy, jest główną różnicą, która nie daje tym dwóm tak podobnym rasom dojść do porozumienia. Aileen, jako doskonały przykład czysto-krwistego elfa, nawet mimo ponad dziewięćdziesięciu lat na karku wciąż często zachowuje się jak mała dziewczynka, humorzasta i impulsywna. Nie sposób przewidzieć, ile czasu świat jeszcze będzie musiał się zmagać z jej po dziecięcemu wybujałą wyobraźnią czy skłonnością do przesady, choć nikłe przebłyski odpowiedzialnego zachowania dostrzec już można.
Jak jednak może skończyć bachor w ciele kobiety? Nie najlepiej, szczególnie ze względu na to, że ten konkretny przypadek całkiem długo, jak na ludzkie kryteria, błąkał się sam po Europie, bez wsparcia rodziny czy rozważniejszych znajomych. Wprawdzie na początku wcale nie było źle, osierocona dziewczynka została znaleziona w wieku sześciu lat przez teatr wędrowny o nazwie „Kołysanka” i, mimo faktu, że miała mentalność niemalże noworodka, od razu zaczęła zarabiać na swoje utrzymanie, wabiąc klientelę dziecięcą słodyczą, a urocze uszy traktowane były z przymrużeniem oka nawet przez Inkwizytorów, bo i przed takowymi zdarzało się jej występować. Cóż złego może zrobić tak śliczna istota?
I tu akurat mieli rację, nic.
To właśnie aktorzy zapewnili jej przeżycie, nauczyli fachu i obdarzyli miłością, dając nowy, przenośny, dom. Niedziwne, że Aileen szybko zapomniała, jak wyglądali prawdziwi rodzice oraz gdzie się urodziła, nawet jej imię przetrwało wyłącznie dzięki haftom na koszuli, jedynej pamiątce z domu, która nie zapodziała się podczas późniejszych podróży. (Teraz spoczywa ona w efektownej, rzeźbionej szkatułce zdobionej złotem oraz rubinami, którą elfka nabyła tuż po przyjeździe do Norrheim).
Długo nie trzeba było czekać, by los ponownie się od niej odwrócił. Starsi członkowie, serce i dusza trupy, powymierali, wszak byli tylko ludźmi, zmogły ich choróbska bądź, zapewne u większości, hulaszczy tryb życia, a reszta rozpierzchła się, gdy tylko zyski zmalały; do tej grupy zaliczała się również Aileen, choć wybyła i tak jako jedna z ostatnich. Sporo czasu jej zajęło, by pogodzić się ze stratą, wspomnienia wspólnych biesiad oraz zabaw w miastach całego Starego Kontynentu pozostawiły wyraźny ślad w jej charakterze, ustanawiając niepodważalne priorytety i znacząco wpłynęły na jej dalszą historię. Pierwszym, o czym dziewczyna pomyślała, była szlachetna chęć rozpowszechnienia aktorstwa poprzez stworzenie nowej, fantastycznej grupy podobnej „Kołysance”, która podróżowałaby po całym świecie (a co się będziemy ograniczać!), tworzyła własne sztuki, by nauczać i zabawiać wszystkich, od wynędzniałych wieśniaków po rozpieszczoną szlachtę. Ostatecznie jednak samo zwieranie nowych znajomości i formowanie trupy okazało się tak miłym zajęciem, że przesłoniło Aileen pierwotne zamierzenia, a dziewczynę do reszty pochłonął świat wiecznej zabawy.
Całkiem łatwo niebrzydkiej elfce znaleźć kompanów, mimo że klasyczną pięknością zdecydowanie nie była, uśmiech miała naprawdę uroczy, zatem przez większość czasu nie musiała się martwić o dach nad głową, a i okazje do występów nietrudno było znaleźć, mając przyjaciół w niemal każdym państwie Europy. Tak więc Aileen lubiła swoje życie, czuła się dobrze, spędzając długie noce na ucztach, a dnie na kolejnych podróżach, gdy każda chwila zachwycała nowymi doznaniami. Było tym łatwiej, że wszelki bardziej lub mniej niemoralny występek usprawiedliwiała sobie wyższym celem, który, wbrew kompletnej zmianie priorytetów, wciąż dawał o sobie znać.
Właściwa dzieciom (i głupcom) ufność nie pozwoliła Aileen długo żyć w beztrosce, szybko jeden z „przyjaciół” wykorzystał jej niefrasobliwość, by ograbić z całego majątku, przez co elfka znalazła się na ulicy bez grosza przy duszy. Był to tylko początek nieszczęść, zaraz potem w tłumie przeciętniaków jeden ze sługusów pewnego majętnego szlachcica, lorda Diyrotha, wyłapał młodą żebraczkę i porwał w celu uczynienia z niej prezentu. Doprawdy, dziwni byli mieszkańcy ów miejsca.
Zniewolona dziewczyna ze swoją impulsywnością oraz naiwnością spodobała się możnowładcy, tak że szybko stała się jego ulubioną dwórką, co z kolei wzbudziło niechęć reszty dworu, podsycanej jeszcze przez zazdrosną małżonkę. Lord często wyjeżdżał, rzadko więc wykorzystywał swoją wyjątkową niewolnicę, lecz sama jej pozycja sprawiła, że Aileen natychmiast wpadła w głęboką depresję. Zewsząd sypały się obelgi, a z rosnącej w siłę aktorki stała się kurtyzaną! Przykrości dziewczyna próbowała zagłuszyć mnogością zajęć, jakich się podjęła. Przede wszystkim korzystała z bogatych zbiorów lorda obfitujących w przeróżne woluminy, by w końcu nabyć trochę wykształcenia, a w wolnych chwilach szkoliła się w haftowaniu oraz pisaniu, co później okazało się niezwykle przydatne w jej fachu.
Po kilku ciągnących się w nieskończoność latach Diyroth zmarł na jednej z wojen, które z zadziwiającym wręcz zapałem, jak na jego podeszły wiek, prowadził. Cały dwór popadł w żałobę, a żądna sprawiedliwości elfka wykorzystała chwilę zamieszania oraz gorączkowe kłótnie, komu należą się dobra nieboszczyka, by znacząco uszczuplić zawartość skarbca, po czym uciec z pomocą jednej ze służek. Ta kradzież jest jej największym sekretem, a nie wie o niej nikt, bowiem Aileen otruła tą kobietę tuż przed wyjazdem.


Od tego czasu ponowiła samotną wędrówkę, szukając odpowiedniego miejsca, by odpocząć i osiedlić się choć na chwilę, a przywłaszczony majątek pozwolił jej żyć w dostatku, dzięki czemu jedynym problemem stały się wspomnienia oraz wyrzuty sumienia, jakich mimo wszystko doświadczała. Do Norr sprowadziły ją opowieści znajomego krasnoluda, jedynej istoty nieludzkiej, z jaką Aileen się serdecznie zaprzyjaźniła przed pobytem na dworze, to właśnie ich niegdysiejsza zażyłość nie pozwoliła wątpić w rekomendację ów miasta.
Wbrew pozorom porwanie nie zmieniło jej aż tak bardzo, co prawda stała się zdecydowanie ostrożniejsza i zaczęła wystrzegać samotnych spacerów bądź spijania w karczmie do nieprzytomności, lecz serce zachowało wrażliwość, a w błękitnych oczach wciąż można dostrzec otwartość. Nawet mimo, wrodzonej zapewne, wyjątkowej pamięci, nie jest mściwa, zemsta raczej pogarsza niż poprawia jej nastrój. Również pieniądze nie wpłynęły ani na osobowość ani drobną, kościstą sylwetkę, która niezmiennie daje wrażenie, jakby elfka mogła odfrunąć wraz z każdym silniejszym porywem wiatru. Nie wspominajcie jednak o tym, źle znosi wzmianki o swojej słabości fizycznej. Aż nazbyt jest jej świadoma.
Aileen nauczyła się posługiwać kilkoma językami oraz posiadła bogatą wiedzę na temat nie tylko swego fachu, ale i innych kunsztów, choć rzadko o tym komukolwiek wspomina. Ponadto kiedyś zdobyła przepis lekarstwa na ból głowy, nad wyraz przydatny po zbyt dobrej zabawie, lecz na tym kończą się jej umiejętności. Ma oczywiście perfekcyjny wzrok oraz całkiem szybko biega, jednak to tylko charakterystyka rasy. Dziewczyna jest niezdolna do wykonywania zarówno prac fizycznych jak i naukowych, zatem w gruncie rzeczy nie miała innego wyjścia, po prostu musiała skończyć jako artystka.
Cóż, codzienne życie Aileen jest dość nudne i monotonne, nie posiada stałego źródła dochodów, dni zazwyczaj spędza na spacerach, w poszukiwaniu inspiracji, jak to sobie i innym wyjaśnia, a także sporadycznym przesiadywaniem w karczmie Elhyr, która wyjątkowo przypadła jej do gustu już od pierwszego dnia w mieście. Oczywiście żadna z tych czynności nie przynosi pieniędzy, zatem pojawiły się epizody i na targu i w sklepie, raz nawet została gońcem, lecz z każdego zajęcia szybko rezygnowała, gdy pojawiały się pogłoski o większym jarmarku w okolicy, wówczas porzucała wszystko i wszystkich, byleby tylko tam dotrzeć.
Jedyne bowiem, za czym prawdziwie tęskni to scena.

Podsumowując:
Imię: Aileen
Płeć: Kobieta
Rasa: Elf
Wiek: 97 lat
Zawód: Aktorka



Zobacz | Poznaj | Doświadcz


[Cytat w tytule należy do G. Boccaccio.
Jesteśmy chętne na wszelkiej maści powiązania i wątki, byleby w miarę sensowne.]

32 komentarze:

  1. [ Męczymy dalej wątek z Graleyn? ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Widząc jak Aileen przepycha się przez tłum olbrzymich osiłków, Wynn doszedł do dwóch wniosków; musi się jej śpieszyć, co nie było zbyt wyszukanym odkryciem. Drugi wniosek był taki, że nic nie służy przeciskaniu się przez wypełnione karczmy przy delikatnej posturze elfki. Jednak elfka radziła sobie zadziwiająco dobrze, a Wynnowi nie pozostało nic innego, jak tylko podążać za nią i czekać na jakieś wyjaśnienia. Był istotą na szczęście dość cierpliwą, więc nie śpieszył się z pytaniami, wychodząc z założenia, że Aileen darowała sobie już próby narobienia mu kłopotów. Z tego co rozumiał, na chwilę obecną mieli zawarty milczący pakt o nieagresji. Nawet w myślach postanowił nie wypowiadać się na temat swojego zdania na ten temat.
    Jeśli o głód chodzi to na ten temat też, nawet w myślach nie chciał się wypowiadać. Głupim trzeba byłoby być, by nie wiedzieć, że z elfką zgadzał się całkowicie, choć oczywiście jej elfie przesady pojmował w całkowicie dosłowny sposób w odniesieniu do siebie. Słusznie dosłowny sposób.
    - Nie mówię, że Cię dobrze znam. Zdaję sobie sprawę, że tak nie jest. – poprawił ją chowając ręce do kieszeni. Przez chwilę szli w milczeniu, a Wynn cierpliwie, aż nazwyt cierpliwie jak na siebie czekał na jej słowa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie domagał się odpowiedzi. Jedynie stwierdził fakt. Ile sensu jest w odpowiadaniu, jeśli nie zmieni to prawdy, ani nic nie skoryguje? Równie dobrze można milczeć. Przynajmniej jest mniejsze prawdopodobieństwo przeziębienia sobie gardła. Czy coś. Wynn nie do końca pamiętał jak można się przeziębić.
    Nie miał najmniejszego zamiaru zwracać jej na to uwagi. Bo po co, by wysłuchiwać, że jest dobrze, że jej temperatura odpowiada, a noc jest idealna do pikników? Bo pewnie coś takiego by powiedziała. No, może z piknikami przesadził. Rozleniwiony wczesną porą ograniczał bezsensowne udawanie troski do minimum. Odchylił głowę, by spojrzeć na czerń i szarość panującą nad ich głowami. Nie było widać nawet jednej gwiazdy.
    - Nie mnie to oceniać. Z mojej perspektywy jednocześnie bardziej niebezpiecznym niż inne, z powodu ludzi, którzy mogą wykapować, że niekoniecznie chętny jestem łapaniu opalenizny, a z drugiej strony… Cóż, jeśli pojawi się tu Inkwizycja, będę wiedzieć. Sam nie wiem. – Wzruszył ramionami. Niewątpliwie, gdyby nie był człowiekiem, nigdy by się tu nie sprowadził, jeśli wiedziałby co tu pomieszkuje. Gdyby był elfem też nie.
    - Po co właściwie mnie ciągniesz ze sobą? Bo przykro mi, ale w spacerki dla zdrowia w Twoim wykonaniu nie wierzę – zapytał w końcu, znudzony zwlekaniem z tym pytaniem. Aileen się gdzieś śpieszyło. I poprosiła go, by poszedł z nią, też pewno z jakiegoś powodu. I musiał być to dobry powód, bo przez ostatnie miesiące, jak mu się zdawało, go unikała. Zresztą, nie ma się co dziwić unikaniu kogoś, kto właściwie nie kryje się z tym czego by chciał. Oczywiście, owe chcenia się wcale nie zmieniły, jednak z żalem musiały zostać odłożone na bok.

    OdpowiedzUsuń
  4. [dzięki za cynk, nie zauważyłam że jedno mi umknęło;) Co do wątku, stawiałabym na coś prostego póki co, bo ma inwencja twórcza jest mocno uszczuplona przez funkcję homograficzną.
    Może spotkali by się w karczmie?
    mogła by go poznać, skoro dużo podróżowała, to mogła zahaczyć o stolicę i kojarzy wygląd księcia. oczywiście propozycja luźna, jak masz coś lepszego - nie ma sprawy;)]

    OdpowiedzUsuń
  5. - Pułapki... - powtórzyła ciszej w zamyśleniu skubiąc skrawek sukni.
    - Partyzantka, z zaskoczenia. Nie jestem dobra w bawieniu się w kotka i myszkę, tylko od razu wolę przejść do sedna. Użycie magii ułatwiło by sprawę, ale skoro mamy nie ujawniać swych zdolności... Co będzie, to będzie.
    Wzruszyła ramionami. Heshtje stanowczo nie cechowała się umiejętnością dobrego planowania.

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdzie w obecnych czasach było bezpieczne? Jeśli chciało się żyć spokojnie, skazanym się było na samotne włóczenie się po odległych lasach, a William na ten luksus pozwolić sobie nie mógł. Przyzwyczajony do wygód i towarzystwa zwyczajnie w dziczy by sobie nie poradził. No i w ciemnym lesie ciężko o ciepłego człowieka, a zwierzęta mu nie odpowiadały. Próbował, ale zwyczajnie były zbyt pospolite na jego królewskie kubki smakowe. I tak oto dotarł do Norr, znanego póki co z opowieści plotkarzy, które miało być przynajmniej na razie pewnego rodzaju ostoją.
    Nie było to jego pierwsze miasto, poznawanie takowych zaczynał już w sposób schematyczny. Najpierw karczmy, najlepiej te mało uczęszczane, na uboczu. I chociaż specyficzny odór tej nieco go odrzucał, nie było to nie do zniesienia. Wchodząc dyskretnie rozejrzał się po pomieszczeniu, postać dziewczyny niewątpliwie zwróciła jego uwagę. Nie było to odpowiednie miejsce dla tak urokliwej kobiety, nie wiedział więc czego może się po niej spodziewać. Dopiero po kupieniu beczułki wina i zajęcia miejsca w rogu pomieszczenia przyjrzał się jej dokładnie, nie odwracając wzroku mimo że i ona na niego zerkała. Kiedy to zauważył, jedynie prawie niezauważalnie się uśmiechnął. Wyglądała smakowicie.

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Jasne, tylko musisz wiedzieć, że nie przenoszę powiązań z Graleyn. Chcę zbudować tutaj wszystko od nowa. A pomysłów brak.]

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Jasne, że tak. Necro jest świrem jak wiesz... W sumie sam kiedyś pochował na cmentarzu swego psa Carmela, obok ciała brata xd]

    OdpowiedzUsuń
  9. Adoracją by tego nie nazwał, na pewno zainteresowaniem. Odznaczała się na tle innych znanych mu kobiet, a w tym przekonaniu utwierdziła go podchodząc do niego. Nie spotykane to było wśród kobiet, które dotychczas miał okazję poznać.
    Jak na dżentelmena przystało wstał i skinął głową pozwalając tym samym jej się przysiąść. Nie stronił od towarzystwa, szczególnie jeśli było to towarzystwo niezwykłej urody.
    W przeciwieństwie do niej, nie wiedział czym jest. Zwrócił oczwywiście uwagę na nietypowy kształt jej uszu, ale nigdy nie doszły go słuchy o elfach.
    -Uważałbym ze stawianiem swej głowy na szali -uśmiechnął się do dziewczyny upijając nieco wina, on jej nie kojarzył, co świadczyło o tym, że mogła go gdzieś widzieć, jednak nie było mowy by on przypomniał sobie gdzie.
    -Jestem przekonany, że tak piękną twarz bym długo pamiętał, więc niewykluczone że panienka mnie z kimś myli.

    OdpowiedzUsuń
  10. Necro od dziecka pomagał przy dbaniu o ten cmentarz.
    Od zawsze był do niego przywiązany niewidzialnym łańcuchem. Identycznym do tego, jaki oplatały trupy każdego Nekromanty... Metaforycznie oczywiście.
    To do niego zawsze pukali ci, którzy chcieli zapewnić dobry pochówek swoim najbliższym... I każdy miał gwarancje, że dostanie odpowiedni nagrobek. Skąd brał na to pieniądze? Wynajem pokoi. Wynajmował pokoje po to, by zebrać odpowiednie fundusze na marmur, z którego wykonane były niemal wszystkie nagrobki.
    Ale wracając do historii.
    Necro siedział spokojnie przy stole w kuchni. Jakimś cudem teraz nikt nie wynajmował pokoju.
    Usłyszał ciche pukanie do drzwi. Z westchnieniem podniósł się z krzesła, odkładając księgę, którą czytał na bok i ruszył do drzwi, które otworzył po chwili.
    - Tak? W czym mogę pomóc?- zapytał spodziewając się zaraz zdania, że chce rozmawiać z właścicielem domu, albo Grabarzem... A potem gdy wyjaśni że to on, zacznie się zaprzeczenie. W końcu on wygląda tylko na osiemnaście lat! Z pewnością nie ma dwudziestu pięciu!
    Ignoranci.

    OdpowiedzUsuń
  11. - Mam na myśli moje zdolności oraz Smo...
    - Nie ma jej - w tym momencie mruknął zrezygnowany Drawen za jej plecami. - Szukałem tam i siam.. wpadła jak igła do stogu siana. Gdybym zamienił się w smoka i poleciał, byłoby łatwiej - ciągnął dalej powstrzymując się od żwawego gestykulowania.
    -.. no właśnie jego zdolności - dokończyła rudowłosa. - Oprócz wcinania się we słowa - westchnęła.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jego maniery niestety przeszkadzały w obecnym życiu, zauważył to już wcześniej, ale przez lata wpajane nie chciały się od niego odczepić. Niektóre były już po prostu odruchami, które na twarzy niejednego wywołały już zaskoczenie. Podobnie jak teraz u dziewczyny.
    Idąc tokiem rozumowania dziewczyny, nie powinien używać imienia William, jednak postanowił przy nim zostać. Żadne inne mu do niego nie pasowało, a uznał, że najciemniej będzie pod latarnią i jeśli nie będzie unikał pierwszego imienia, nic się nie stanie. Jedynie nazwisko zmienił, bo jego rodowe było zdecydowanie zbyt rozpoznawalne. Rzadko jednak się nim przedstawiał, nie widział takiej potrzeby.
    -Możesz mi mówić William, panienko -kolejny raz skinął głową, ujmując też jej dłoń i całując jej wierzch, jak to zazwyczaj robiło się przy poznawaniu kobiety. Przy okazji mógł poczuć ten jakże przyjemny zapach jej skóry, od którego ślinka napływała do ust.

    OdpowiedzUsuń
  13. Pokręcił głową.
    - Właśnie przed nim stoisz My Lady.- oznajmił ze stoickim, aczkolwiek szaleńczym spokojem, tak niepodobnym do spokoju innych, całkowicie normalnych ludzi.
    - Chciałaby pani zamówić dla siebie lub bliskiego miejsce? A może jednak chciałaby pani zakupić jakiś ładny nagrobek?- zapytał uprzejmie i zrobił miejsce by przepuścić ją w drzwiach.
    - Och, ale nie będziemy o tym rozmawiać na dworze. Jest tak chłodno. Sądzę, że herbata dobrze nam zrobi.- zachichotał szaleńczo wskazując ręką na kuchnię.

    OdpowiedzUsuń
  14. - Sądzę, że prawo do wypowiadania się na ten temat ma jednak bardziej zagmatwane zasady, Aileen – zauważył z lekkim uśmiechem. Jakkolwiek nieprzyjemnie miały zabrzmieć jej słowa, nie przejął się nimi chyba widać w ogóle, kwitując je jedynie wzruszeniem ramion. – Ostatnią w ciągu prawie pół wieku – (prawie pół wieku to znaczy trzydzieści siedem. Czy skłonność do przesady jest zaraźliwa?) – styczność ze słońcem miałem w Twoim towarzystwie. Chociaż wolę zachować je w pamięci pod postacią Twoim sielankowych poematów. – Zaśmiał się znów. Zacytował kawałek owego poematu, który kiedyś znalazł na biurku w jej mieszkaniu. Pamięć miał dobrą, trzeba przyznać, choć dykcję paskudną.
    Na jej słowa czekał cierpliwie. Przy Aileen miał dużą szansę nauczyć się całkowicie tej sztuki czekania.
    - Ciekawe, ciekawe. Nie spodziewałem się tego byś przejmowała się naszymi relacjami. Ni mniej jednak, cieszą mnie Twoje słowa. Szczególnie, że zachowałem w pamięci to, co powiedziałaś mi na pożegnanie ostatnim razem, gdy się spotkaliśmy. Pamiętasz?
    Teraz uśmiechnął się jeszcze szerzej. Będzie ją tym dręczył do końca świata. Taki przynajmniej miał zamiar.

    OdpowiedzUsuń
  15. Miała rację, William był materiałem na miłego rozmówcę. Wręcz potrafił być niezwykle czarujący. Oczytany, inteligentny, szarmancki. Potrafił wzbudzić zaufanie, sprawić że pewne obawy jakie czaiły się za jego tajemniczością znikały. Chociaż nie z każdym było tak łatwo, dziewczyna wiedząc już co nieco o jego rasie na pewno tak łatwo nie da się nabrać.
    Czym się zajmował? Niczym. Był zwyczajnym nierobem, nie rozumiejącym sensu jakiejkolwiek pracy. Pieniądze można było czerpać z innych źródeł, hipnoza wychodziła mu coraz lepiej. Po co brudzić ręce?
    -Można powiedzieć, że jetem na chwilę obecną podróżnikiem bez zajęcia -odpowiedział po chwili, może nieco wymijająco, ale zgodnie z prawdą.
    -Dopiero co przyjechałem do miasta, będę się rozglądać za czymś konkretniejszym, kiedy uda mi się tu już bardziej zadomowić - myślał już nad tym, by w przyszłości zająć się jakąś pracą, ale do tego potrzebował jeszcze sposobu na wyjście z cienia.
    -A mogę spytać, co robisz w tym miejscu? -unosząc brwi przekrzywił dleikatnie głowę. Powinna zrozumieć jego pytanie, była tu jedyną kobietą. I pewnie nie była to sytuacja wyjątkowa.

    OdpowiedzUsuń
  16. Przeszli akurat przez bramy i wkroczyli na trakt ciągnący się przez las. Wynn dyskretnie dał do zrozumienia elfce by prowadziła, nie poruszając głośno tego tematu, tak, by nadal ich spacer wydawał się bezcelową wędrówką po to by iść i rozmawiać.
    - Moja pamięć też dobra. Dlatego ciężko będzie mi wyrzucić tej te zdanie. Ni mniej jednak spróbuję. – zapewnił ją jakby za bardzo entuzjastycznie patrząc jednocześnie jej w oczy. Potem spojrzał przed siebie, przybierając wyraz twarzy, który miał być teatralną, wynnowską parodią wielkiego skupienia i zagryzł wargi dalej odgrywając ową, wesołą pantomimę. Po niecałych kilkunastu sekundach odetchnął, westchnął i znów wrócił spojrzeniem na drobną twarzyczkę elfki.
    - Nie wyszło – ogłosił z czymś, co przy dużej dozie wyobraźni miało być smutkiem. – Wybacz. Starałem się.

    OdpowiedzUsuń
  17. - Uważają mnie za bezdusznego twora i takie tam, ale nawet taki wytwór uważa, że powinnaś się raczej martwić o twoją przyjaciółeczkę i.. e.. to wszystko co mam do powiedzenia - wydusił z siebie mężczyzna na początku trochę nie pewnie, iż opinia zimnego drania była mu raczej na rękę ( czasem na łapę).
    - Żadnej magii... postaram się, a tegoż tu pana przypilnuję - zapewniła Heshtje.
    - Żadne? Nawet takiej.. dyskretnej? - jęknał Drawen.

    OdpowiedzUsuń
  18. Pokiwał głową i żywym, tanecznym wręcz krokiem zaczął krzątać się po dużej, przytulnej kuchni.
    - Chowanie i nagrobek...- wymamrotał pod nosem, na jednym z blatów kładąc dwa kubki i wsypując do nich herbaty.
    - Stać panią na zapłacenie za pochówek? Jeśli nie, mam specjalne fundusze dla biedniejszych ludzi, by opłacić wszelkie materiały na nagrobek, a za robociznę sobie odpuszczę.- oznajmił z lekkim uśmiechem.
    Po chwili w pomieszczeniu rozległ się gwizd oznajmiający, że woda zagotowała się. Białowłosy zalał herbatę i parujący kubek podał dziewczynie, po czym usiadł na blacie obok swego kubka.
    - Proszę tylko nie unosić się honorem. W moich myślach jest tylko dobro cmentarza. WYŁĄCZNIE cmentarza.- podkreślił dobitnie.

    OdpowiedzUsuń
  19. Wynn bawił się w najlepsze, robiąc te miniaturowe, blazenskie, komiczne scenki. Aileen powinna być już dawno przyzwyczajona do jego nadmiernie teatralnego, pełnego wyglupów sposobu bycia. Nawet jeśli ona była Prawdziwą aktorką, nadal mimo to jego wesołych tworów nie sposób było nie zauważyć.
    Na jej słowa nijak nie odpowiedział, kwitujac je jedynie donośnym prychnieciem. Na nic ambitniejszego niż udawanie kota z katarem stać go nie było.
    -Ptak, powiadasz....? - zapytał tonem sugerującym prawdziwe znaczenie tych słów "Tja... i co jeszcze?". Nie wierzyl jej wcale. Zastanawial się tylko w co ona próbuje go wpakować. Teraz, nawet jakby przypadkiem natrafili trop jakiejś bestii, nie szukający go Wynn mógł z łatwością go przeoczyć.

    OdpowiedzUsuń
  20. - Po co idziesz na targ? Ja już tam jej szukałem i przy różnych bibelotach. Nie ma, nie znalazłem. Nie musimy więc iść na targ, tylko się skupić na akcji - trajkotał. Wysunął się przed kobiety, by zatarasować im drogę. Chyba wiedział co się święci...

    OdpowiedzUsuń
  21. Uśmiechnął się.
    - Doskonale to rozumiem My Lady. Dlatego zaproponowałem opcje opłacenia pochówku.- oznajmił ze spokojem i oblizał delikatnie wargi. Było to jego nawykiem i nic, ani nikt nie mogli go przekonać by przestał tak robić.
    BA! Nawet jak prosili włączał się u niego wredny stan i oblizywał je już zupełnie świadomie. A tylko by wnerwić taką osobę która śmiała mu cokolwiek wypominać. Taki już był Necro.
    - A dokładnie kogo mam pochować? Muszę wiedzieć by wykuć odpowiednie imię nas nagrobku.- oznajmił ze spokojem, nadal się uśmiechając i beztrosko machając nogami.

    OdpowiedzUsuń
  22. Wynn nawet nie zastanawiał się nad tym czemu go ciągnie w krzaki. Odkąd stwierdził, że raczej nie chodzi jej o to, by wciągnąć go w jakąś pułapkę, albo w jakiś inny sposób zepsuć humor w ramach zemsty za blizny na szyi, cel ich spaceru traktował z ciekawością nie wymagającą jakiegoś zbytniego głowienia się nad nim. Co będzie to będzie, jak mówią.
    Wynn rzucił okiem na burego ptaka, najprawdopodobniej obudzonego krzykiem elfki o pięknym, białym stworzeniu i uśmiechnął się lekko. Czy aktorka nie powinna kłamać choć odrobinę lepiej?
    - Zaiste… - zaczął z hamowanym śmiechem, przez co sam wyraz zabrzmiał dziwnie i śmiesznie, trochę jak syczenie – Zaiste, piękny, biały ptak. O potworze słyszałem. Czyżbyś teraz, kiedy jesteś już w głuszy, przypomniała sobie o jego istnieniu i wystraszyła? – zapytał wesoło, przekrzywiając mimowolnie głowę odrobinę na bok.
    O potworze słyszał tylko tyle, że ponoć istnieje. Mimo wrodzonej strachliwości jednak nie traktował tego gadania jako realne i wcale się nie przejmował.

    OdpowiedzUsuń
  23. [Myślę, że tak, że to by się udało. Dasz radę zacząć...?]

    OdpowiedzUsuń
  24. [Pytanie do przeiwdzenia: kontynuujemy czy zaczynamy?]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Dziękuję. :] Więc dobrze, możemy pominąć koniec rozmowy i przejść do próby. Zacznij więc, Rai jest tylko marnym uczniem, tyś nauczycielką! xD]

    OdpowiedzUsuń
  26. [Ja także nie ręczę! Zdradziecko zaatakował mnie katar i ból głowy, poza tym zaabsorbowało mnie bieganie po Skyrim i zabijanie smoków. xD]

    Wyglądało na to, że Raisha oszalała. Siedziała w głębokim fotelu z zaciętym wyrazem twarzy i zaciśniętymi powiekami, wykonując dłonią nieznaczne gesty. Można by pomyśleć, że w owy mebel chce się wtopić, tak mocno na niego napierała, mrucząc coś raz po raz pod nosem. W rzeczywistości była zestresowana i zła. Perspektywa spotkania się następnego dnia z Aileen wykluczała definitywnie poprawienie sobie nastroju poprzez zwilżenie gardła jakimś trunkiem. Tylko tego brakowało, żeby na pierwszą próbę, będącą zresztą jedną wielką pomyłką, stawiła się skacowana. Pójście spać też nie wchodziło w grę, gdyż zaspanie nie należało do najlepszych początków. A zaspałaby z pewnością, gdyby Morfeusz otoczył ją ramionami.
    -Jestem zmęczona. - W zamierzeniu skierowała te słowa do Milvy jeszcze kilka minut temu wygrzewającej się przy kominku. Kolejne dziwactwo Raishy. Brakowało jednego ogrzewającego ją i jej serce czynnika, a już odczuwała chłód. Jednakże jej wyznanie nie dotarło do niczyich uszu, gdyż, jak to często bywa, kotka bezszelestnie zniknęła, pozostawiając swoją panią w pogłębiającej się depresji. - Kici-kici. - Uchyliła oczy, nie doczekawszy się reakcji. Jej wzrok przemknął po pustym salonie. - Bogowie - westchnęła ciężko. A potem wybuchnęła śmiechem. Obłąkana wiedźma.

    Kiedy tylko otworzyła drzwi zalał ją potok komplementów, próśb, rozkazów i niewiadomoczegojeszcze. Wsłuchiwała się w słowa Elfki, na szybko zaparzając herbatę. Mleka nie miała, nie z powodów własnego gustu, bo owe uwielbiała, ale z pewnego... wypadku losowego o którym miała zamiar poinformować Aileen w nieco inny sposób niż poprzez zwykłą rozmowę. Wreszcie postawiła na stoliku dwa pękate kubki z parującym naparem i usiadła naprzeciwko aktorki.
    -Milva, mówisz... - mruknęła, kiwając głową i robiąc kwaśną minę. - Milva ma dla ciebie mały prezent. Ale wręczymy ci go zaraz. - Po prawdzie rudowłosa nie była pewna, czy można to można nazwać prezentem, na dodatek małym. I czy on się w jakikolwiek sposób Elfce spodoba, ale nie miała innego wyjścia! Aileen była jedyną osobą, która mogła go dostać.
    -Ćwiczenia "pokaż mi gniew"? - Uniosła nieco brwi, pochylając się do przodu. - Mam zapewne pokazać ci, jak się denerwuję? - Tym razem jej brwi zmarszczyły się gniewnie, a pięść powędrowała ku górze, by za moment opaść na blat stolika. Nie, nie. By zatrzymać się tuż nad nim. Wiedźma nie chciała wszak rozlać herbaty. Ukryła śmiech pod przykrywką nagłego ataku kaszlu. - Wytłumacz mi wszystko, a zrobię, co zechcesz - zażartowała.

    OdpowiedzUsuń
  27. - Nie siedzę na nich, ani nie stoję na twych oczach - burknął i stanął za Heshje. W myślach jednak odetchnął z ulgą, że nie miała na myśli głupich przebieranek.
    - Tak, tak. Dobry mopysł - powiedziała rudowłosa i posłusznie ruszyła za Andreą. Drawenowi rzuciła tylko pełne niezrozumienia spojrzenie.

    OdpowiedzUsuń
  28. Dzień był ciepły, cudowny i wręcz zaskakująco słoneczny, a ona nie byłaby sobą, gdyby tego nie wykorzystała. Już z samego rana Primrose opuściła mieszkanie swego kochanego ojca i czym prędzej pognała przez las nad morze, które kochała z całego serca.
    Och, ileż to razy starała się namówić ojca, aby porzucił to wszystko i razem z nią przeniósł się do niewielkiego domku gdzieś nad morzem, aby uciekli od ludzi i miejskiego zgiełku. Ona była gotowa zrezygnować ze wszystkiego, ale jej ojciec... Zbytnio był przywiązany do tego, co materialne, zbyt kochał pieniądze, aby spełnić tą zachciankę ukochanej córeczki. Tymczasem Primrose nigdy nie miała mu tego wybaczyć, ale to przecież zupełnie inna bajka.
    Zaraz po powrocie znad morza, kiedy już zrobiło się chłodniej, a i słońce pomału uciekać zaczęło za horyzont, pobiegła do siebie. Mokrą od morskiej wody suknię zamieniła na suchą, wilgotnym włosom pozwoliła opaść luźno na plecy, a potem czym prędzej pobiegła spotkać się z Aileen.
    Tak, lubiła ją. Na pewno ceniła sobie jej towarzystwo bardziej niż starą kucharkę, Molly, która ciągle narzekała, że ta jest zdecydowanie za chuda i wpychała w nią całe tony jedzenia.
    - Zdążyłam, zdążyłam - zapewniła ją z uśmiechem. - Jak tam praca...? - zagadnęła.
    Usiadła sobie na krzesełku i wyciągnęła przed siebie chudziutkie nóżki.

    OdpowiedzUsuń
  29. Uprzejma. Wyjątkowo uprzejma, zaiste, pomyślała z niemałą ironią. Do czasu z pewnością była dla Aileen uprzejma, nie dało się zaprzeczyć. Pomogła przecież Raishy w wybawieniu jej z opresji i wprost ją uwielbiała. Ale sytuacja trochę się zmieniła, a to, co zrobiła kotka i co zamierzała zrobić wiedźma, z uprzejmością, przynajmniej w jej zamyśle, niestety wiele wspólnego nie miało. Spojrzała kątem oka na szczupłe dłonie Elfki. Nie była głupia, z pewnością powoli zaczynała się domyślać, jaki to "prezent" może dostać. Od kotki.
    -Na górze - powiedziała cicho. Co do tego nie miała wątpliwości. Kiedy tylko Elfka zaproponowała chwilową zmianę tematu rozluźniła się i ostrożnie upiła łyk herbaty.
    -Jak się czuję... - zamyśliła się na moment, by jak najlepiej poczuć sytuację, którą nakreśliła Ali. Wstała z fotela i odeszła kilka kroków. - Załóżmy, że właśnie weszłaś do mojego domu. Jeszcze nie widzę Milvy, masz ją w koszyku za plecami - powiedziała, czując się nie tyle głupio, co dziwnie. Odchrząknęła, splatając ręce na piersi. Spojrzała w kierunku drzwi, udając złość ze zwróceniem uwagi na te czynniki, które wyróżniła aktorka. Zacisnęła usta, zmrużyła oczy, zmarszczyła czoło, jakby rzeczywiście widziała stojącą w progu "złodziejkę swojego kota". - Po coś tu przyszła? - Wysyczała, robiąc szybki krok w jej stronę, jakby chciała doskoczyć bliżej, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. - Co sobie wyobrażasz, wstrętna krowo? - Kąciki jej ust drgnęły nieznacznie, chociaż bardzo skupiła się na powstrzymaniu tego. - Nie obchodzą mnie twoje wytłumaczenia! Zabrałaś mi istotkę, którą kochałam! - Milczała przez moment, a potem wyraz jej twarzy złagodniał, rysy stały się jakby bardziej miękkie. - Milva? Kochanie moje, kiciu! - wykrzyknęła upadając na kolana i wyciągając ramiona, jakby chciała w nie pochwycić wyimaginowaną kotkę. Potem spojrzała na prawdziwą, siedzącą w fotelu Aileen. - Czułabym złość, rozgoryczenie, a później radość. Negatywne emocje oczywiście by zniknęły.

    OdpowiedzUsuń
  30. Zaśmiał się lekko. Wyglądał tak młodo...
    - Pieska? Och, to będzie dla mnie przyjemność pochować takie lojalne stworzonko, które zakradło się do czyjegoś serca tak bardzo, by osoba chciała go pochować.- oznajmił i upił kilka łyków herbaty.
    - Oczywiście nagrobek będzie jak najbardziej okazały My Lady. Lepszy niż dla człowieka. Ponieważ ludzie są okrutni.- dodał.
    Necro w całym swoim życiu spotkał tylko jedną osobę, która była mu bardzo bliska i której nagrobek wyróżniał się niewiarygodnym pięknej i niezwykłą dbałością o wszelkie szczegóły.

    OdpowiedzUsuń
  31. - Wystarczy tam buchnąć ogniem i wszystkich wypłoszysz. Wtedy wyśledzisz, czy delikwent i jego znajomkowie się tam czaili - powiedział z wyższością mężczyzna, który ciągle chciał być w centrum uwagi.
    Heshtje coraz to bardziej rzedła mina na myśl o zaginionej elfce. " Ta ja się tu przejmuję a Aileen bawi się w najlepsze żłopiąc piwsko" próbowała się pocieszyć, dodać otuchy.

    OdpowiedzUsuń
  32. Wynn jednak, nie mając tak znamienicie lotnego umysłu jak Aileen i rozumując kategoriami prostego człowieka, okraszonymi jedynie odrobiną przejętego od innych wydumania, nie rozumiał tych wszystkich różnic. Samą moralność traktował jako coś zupełnie abstrakcyjnego i nie zwykł się nad nią zastanawiać. Rozumiał, że istnieją jakieś zasady, którym podlegają ludzie, rozumiał, że jest to niebywale praktyczna rzecz pozwalająca funkcjonować społeczeństwom, lecz wyjątkowo daleki był stosowania się do owych zasad. Uznawał je za zaledwie mądry wynalazek, który jego osobiście nie dotyczy i dotyczyć nie powinien. Nawet za życia miał raczej olewczy stosunek do takich spraw. Od innych też nie wymagał by zastanawiali się czy to co robią jest złe, czy dobre. Ważne, by nie robili tego, co jest złe… dla osoby Wynna.
    - Tak, już od jakiegoś czasu… - odpowiedział zmęczonym głosem, udając swój wielki żal, z powodu nazwania go potworem. W głowie już układał przemówienie dotyczące jej okrucieństwa i niesprawiedliwości, jaką według niego wykazała się używając tego niegodnego słowa wobec jego oświeconej, wspaniałej osoby! Bo tak nie można było, kto to widział, żeby Wynna potworem obwołać!

    OdpowiedzUsuń