Aktualności
LISTA OBECNOŚCI ZAKOŃCZONA!
Wydarzenia

środa, 3 października 2012

" W każdej legendzie jest ziarnko prawdy"



Według dawno zapomnianej legendy było kiedyś więcej niż jeden bóg…

To jest ziarnko prawdy tej legendy, moja droga…

Imię: Unique
Wiek: ?
Pochodzenie: Kraina Bogów zwana również w tych czasach niebem.
Gatunek: Bóstwo
Orientacja: Homoseksualny
Profesja: Myśliwy



Wygląd:

Ludzka Forma:



Wygląd owego młodzieńca jest raczej niespotykany.
Długie jasnoniebieskie włosy delikatnie związane w warkocz, opadają swobodnie na plecy. Tylko jedno pasemko jest koloru czerwonego. Otrzymał je jeszcze za czasów świetności swej kultury i oznaczało ono przynależność do społeczeństwa bogów.
Na świat patrzy dużymi, czerwonymi ślepiami przywodzące na myśl oczy demona… Jednak owe oczy symbolizują słońce od którego w końcu pochodzi Unique.
Jego uszy mogą nieco zmylić ze względu na spiczaste zakończenia, jednak bardzo rzadko brany jest za elfa.
Jest drobnej postury oraz niskiego wzrostu.
Gdyby ktoś dowiedziałby się iż jest jednym ze starych bóstw nigdy by nie uwierzył.
Ubiera się zazwyczaj w kolorowe stroje, bardzo kontrastujące do bladości jego ciała.
Na jego plecach widnieją dwa podłużne rozcięcia: Miejsce jego skrzydeł, które zazwyczaj ukryte są pod jego skórą w postaci energii.


Forma Potwora:

Jest wtedy humanoidalnym stworem o przerażającym spojrzeniu czerwonych oczu, o źrenicach zwężonych jak u węża.
Jego twarz przypomina ludzką, delikatną formę ludzką twarzy młodzieńca. Jego uszy są wydłużone, a zęby ostre idealne do samoobrony.
Długie, potrafiące się świecić zgodnie z wolą młodzieńca, skrzydła wyrastają z jego pleców. Zazwyczaj służą mu one do latania i oświetlania terenu wokół siebie, jednak od czasu do czasu, robiąc groźną minę próbuje odstraszyć od siebie potencjalnych przeciwników. Dodatkowym oświetleniem jest również długi, chudy ogon, ze świecącą się również z wolą Uniquea.
Dłonie i stopy wyposażone są w ostre pazury, mogące bez problemu przeciąć ludzkie mięśnie i kości.
Nogi są zbudowane jak tylne nogi zwierząt, co pomaga mu w szybszej ucieczce na piechotę.
W tej formie zachowuje swoje myśli i charakter. Jest formą dowolną do przemiany.


Charakter:

Dawniej był zakompleksionym gnojkiem, bojącym się własnego cienia i pewnym o niskiej cenie swego życia.
Teraz się zmienił. Jest pewnym siebie młodzieńcem, z wiecznym uśmiechem na twarzy, czerpiącym radość z każdego podmuchu wiatru na swej delikatnej twarzy.
Nadal jest uprzejmym i miłym, jednak w każdej chwili można obudzić w nim złość, a co za tym idzie cięte i ostre słowa, które mogą ranić. Naprawdę ranić.
Można by powiedzieć iż ten chłopak ma dwie strony. Wielu mu już mówiło iż jego charakter jest jak dwie strony księżyca.

Historia:

Dawno temu w Krainie Bogów była sobie para młodych bóstw kochających się nad życie. Mężczyzna imieniem Helios, silny i odważny, zawsze pewny siebie, oraz Kobieta imieniem Luna, piękna i tajemnica, zawsze miła oraz  uprzejma.
Ich miłość nie miała granic… Prawie. Jedyną taką granicą była postawiona przez bogów możliwość widywania się tylko dwa razy w ciągu dnia: O świcie i o zmierzchu.
Zakochana w sobie dwójka nie bacząc na konsekwencje, złamała zakaz.
I owo złamanie zakazu nigdy nie wyszłoby na jaw, gdyby dziewięć miesięcy po złamaniu owego zakazu Luna nie urodziła małego chłopczyka.
Bogowie wściekli na Heliosa i Lunę, zdecydowali się ich ukarać i pod zmienioną formą umieścili ich na niebie, by byli widoczni tylko wtedy, gdy berło władania czasem przejmował rodzic z któregoś z nich: Ojciec Heliosa – Dzień, lub Matka Luny – Noc.
Długo naradzali się natomiast co zrobić z małym chłopcem, synem Słońca i Księżyca. Zdecydowali w końcu iż młode bóstwo zostanie wśród nich i zostanie wśród nich po kres świata jako przyszły spadkobierca władzy swych dziadków. A nadali mu imię Unique, znaczący po prostu „Wyjątkowy”.
Unique szybko ujął starych bogów za serca swoim urokiem, urodą i nieśmiałością. Pokochali go, dzięki czemu zadowoleni rodzice chłopca świecili na niebie jaśniej niż obecnie.
W wieku lat dwudziestu młodzieniec obdarzony został darem nieśmiertelności oraz czerwonym pasemkiem włosów.
Niestety każdego szczęście musi się kiedyś skończyć. W Krainie Bogów pojawił się nowy Bóg, który zaczął ściągać na siebie coraz większą uwagę. Jednocześnie cały czas udowadniał iż starzy bogowie naprawdę nie istnieją…
Stare Bóstwa były bezsilne. Słabły z każdą sekundą, gdyż ludzie z każdą sekundą coraz mniej w nich wierzyli… Aż w końcu Nowy Bóg pozabijał ich wszystkich… A Unique złapał bez zabijania.
Martwym bogom i Uniqueowi wyrwał ich piękne skrzydła, z ich piór tworząc piękne, skrzydlate istoty, całkowicie poddane jego władzy. Nazwał je Pierwszymi Aniołami.
Najpiękniejszemu z nich oddał Uniquea ze słowami: „Weź oto tego niewolnika, idź na ziemię rozpowszechniać moje istnienie”.
Owa istota wykonała polecenie.
Tutaj zaczął się dla Młodzieńca prawdziwy horror.
Owa skrzydlata istota bowiem nie była tak dobra jak piękna. Unique do tej pory zarzeka się iż serca Pierwszych Aniołów są czarne jak obsydian i równie co on twardy.
Uraziel, bowiem tak miał na imię owy Pierwszy Anioł, niejednokrotnie zgwałcił młodego boga. Niejednokrotnie bił i torturował. Niejednokrotnie wyzywał od najgorszym i oskarżał o wszelkie zło tego świata.
Aż w końcu pewnej nocy, we śnie usłyszał głos swojej matki: „Synu, już patrzeć jak cierpisz nocą nie mogę. Uwolnij swoje drugie ja i uciekaj!”
Unique idąc za radą matki uciekł. Uraziel mimo rozpoczętemu pościgowi nie zdążył go złapać. Obecnie nadal go poszukuje z marnym skutkiem.
Dość szybko ukrył się w Norrheim. Jednak nie miał szans zabawić tu długo. Spotkał tu powiem pewnego osobnika, który uświadomił mu że idzie złą drogą… Co prawda w brutalny trochę sposób, lecz skuteczny. Bożek bez słowa zniknął.
Trenował. Ciężko trenował, co by osiągnąć jak największy poziom umiejętności. Jego trenerami okazali się jego rodzice, wysyłający swoje formy astralne. Trening opłacił się. Stał się silniejszy, bardziej zwinny i pewniejszy siebie. I wtedy nastał dzień sądu.
Pozwolił się znaleźć Urazielowi, jednak nie po to by poddać mu się. Doszło do walki, długiej i zaciętej. Aż w końcu Unique wygrał, wyrywając przeciwnikowi skrzydła, które miał dzięki piórom ze skrzydeł bożka. Teraz skrzydła te służą Unique w jego ludzkiej formie.

Będąc bezpiecznym powrócił do Norrheim, wiedząc że tutaj jest teraz jego miejsce.


Ciekawostki:
- Ponieważ nie ma już ludzi wierzących w jego jako boga, Unique stracił niemal wszystkie swoje boskie moce. Zostało mu już tylko krycie się w ciemności, odporność na ogień, wytworzenie go w bardzo małej ilości oraz przenoszenie go, oraz zmiana w potworzą formę.
- Pewnym wynagrodzeniem za utratę mocy może być magiczna właściwość jego krwi: Jego krew w ludzkiej formie leczy. Smakuje i pachnie też tym, co osoba pijąca jego krew uwielbia. Natomiast w formie potwora krew jego zmienia się w najgorszą truciznę, palącą żołądek, przełyk, usta a nawet wargi. Dodatkowo pachnie zgnilizną.
- Jego styl walki opiera się na połączeniu stylu walki Heliosa i Luny, co sprawia iż jest dosyć nieprzewidywalny.

180 komentarzy:

  1. Widziała go tylko przez sekundę. Mignął jej w ciemnej uliczce już po zmroku i chyba tylko przez przypadek spojrzał jej w oczy. Czerwone oczy odnalazły się nawzajem. Wstrząsnęło to nią w takim stopniu, że tej nocy zrezygnowała z polowania. Parę dusz utrzymało się na granicy. Postanowiła odnaleźć tę osobę, tego mężczyznę. Szukała już od paru dni i jak na razie bez skutku, jednak uporczywie trzymała się swojego postanowienia. Połączyła łowy z poszukiwaniami. Opłaciło się. Chwilę po tym, gdy skończyła z jednym ze straceńców, on znowu się pojawił. Tym razem poszła za nim.

    [Jest tak jak jest, inaczej nie miałam pomysłu]

    OdpowiedzUsuń
  2. -Już mnie widziałeś. A raczej ja ciebie. Kim jesteś? - spojrzała na niego. Takimi samymi, czerwonymi oczami. Z pięknym, niebezpiecznym uśmiechem na ustach. Nie zamierzała go skrzywdzić w żaden sposób. Przynajmniej na razie, dopóki nie wiedziała, kim jest. Jeśli Jerome wysłał kogoś za nią...Wtedy to mogło gorzej się skończyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozpoczynał się nowy dzień, słonce ujawniało się zza horyzontu obejmując swymi promieniami miasteczko. Niebiesko włosa kobieta siedziała na skraju polany, gdy wyczuła aurę mężczyzny. Oglądając się za siebie spostrzegła niebieskie włosy .

    OdpowiedzUsuń
  5. Spojrzała na mężczyznę obdarzając go ciepłym i serdecznym uśmiechem. Ukłoniła się delikatnie.

    -Oczywiście nie widzę żadnych przeszkód- odpowiedziała - można potowarzyszyć szanownemu Panu w spożywaniu posiłku.

    Zbliżając się do mężczyzny dozbierała chrustu, trzymając go w dłoni skierowała wzrok na poruszające się zarośla. W głębi krzewów odbiegał głos zwierzyny, która nie pozwoliła zbyt długo na siebie czekać. Mężczyźnie i kobiecie ujawniła się czarna duża pantera z skrzydłami nietoperza. Ukłoniła się w stronę kobiety i odbiegła w głąb lasu, znikając w mroku.

    -TO jak Panie można potowarzyszyć.

    OdpowiedzUsuń
  6. -Dziękuję szanownemu Panu za poczęstunek ale mam swój posiłek.

    Wyciągnęła z dużej skórzanej sakwy spory kawałek niedawno oprawionego mięsa z jelenia. Można rzec ująć że niecałą godzinę temu skończyła polowanie z widzianym przez mężczyznę stworzeniem.

    - To był proszę Pana mój jeden z wielu towarzyszy życia i wędrówek.

    Uśmiechnęła się do mężczyzny, po czym usiadła na sporym kamieniu.

    OdpowiedzUsuń
  7. -Dobrze, mnie zwią zaś Julissa Balaur . Widzę iż mój towarzysz spodobał się tobie. Może chciałbyś go poznać.

    Uśmiechnęła się i oderwała kawałek upieczonego mięsa jeleniego. Delikatnie przeżuwając je w ustach. Nie spuszczała wzroku z mężczyzny który nie ukrywał zainteresował ją. Chociażby swym nie spotykanym kolorem włosów.

    -Jest piękny, i bardzo interesujacym stworzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Powracam do świata żywych]

    - Bożek?- zapytała z zaciekawieniem, ale i ostrożnością. Czerwone oczy zamieniły się w szparki, a twarz została zasłonięta czarnymi lokami. Jeśli był bożkiem, lepiej, żeby nie pamiętał jej twarzy. Była tylko jedna osoba, której Eire się obawiała, i niestety ta osoba miała możliwość poznania bożków i innych, piekielnych po części istot. Spojrzała przelotnie na kopnięty kamień. Bała się dalej pytać.

    [Nic dłuższego na razie nie dam rady wymyślić, bo gorączka nie pozwala mi myśleć]

    OdpowiedzUsuń
  9. Prychnęła rozbawiona pod nosem i oparła dłonie na biodrach.
    - Jak na kogoś, w kogo już dawno przestali wierzyć, jesteś dość butny- czerwone, pięknie wykrojone usta wygięły się w kpiącym uśmiechu, a kobiecy wzrok nieśpiesznie przesunął się po sylwetce mężczyzny. Przestał być dla niej jakimkolwiek zagrożeniem, czy konkurencją. Zaczęłą się za to zastanawiać, czy nie zabawić się tym małym, zagubionym bogiem, którego czasy świetności już minęły.

    OdpowiedzUsuń
  10. [W sumie to nawet mam pomysł, ale nie jestem pewny czy będzie ci odpowiadał. Zaryzykuję jednak. :D]

    Uśmiechnął się nikle pod nosem. Cóż nie spodziewał się, że ktoś taki prędko go odnajdzie. Lubił niespodzianki, a ta sprawiła mu niemałą satysfakcję. Chociaż nie mówił tutaj o miejscu, które petent wybrał na rozmowę. Zamtuz istotnie do takich celów się nie nadawał. Wątpił, by sprawa była błahostką. Ktoś jego pokroju był rozsądny i raczej nie zadzierał z silniejszymi od siebie bez ważnego powodu.
    Zmierzył go zaciekawionym spojrzeniem. Niski mężczyzna o rzadkich niemal białych włosach usiadł przy jakimś stoliku i gestem nakazał mu zrobić to samo. Rubinowe oczy wpatrywały się w twarz Demona, jak dwa klejnoty, choć czaiła się w nich niepewność. Z braku lepszych koncepcji usiadł na przeciw niego odrzucając płaszcz za oparcie. Uniósł dwoma palcami rondo kapelusza, po czym ułożył go obok siebie, na blacie stołu. Przez kilka długich chwil czekał ze spokojem na jakikolwiek ruch swojego potencjalnego rozmówcy, jednak on najwyraźniej dobrze się bawił, rozglądając po lokalu. Dantalion zmrużył swoje różnokolorowe ślepia z niesmakiem na młodej twarzy.
    - Więc? - Zaczął z naciskiem, na co mężczyzna obrócił się do niego. - O czym chciałeś ze mną rozmawiać?
    Przywołał do siebie gestem dwóch jakiś młodzieniaszków i Demon poczuł, że popołudniowa baranina podchodzi mu do gardła. Splótł swoje długie palce na podołku, a skórzane rękawiczki jęknęły, kiedy wzmacniał uścisk.
    Zmierzył uważnym spojrzeniem chłopaka stojącego bliżej. Miał jasnoniebieskie włosy, z wplecionym między kosmyki czerwonym pasemkiem, które w słabym świetle lampy naftowej wyglądało jak krew spływająca po jego szyi. Nie dostrzegł natomiast jego oczu, ukrytych pod grzywką. Mógł przypuszczać, że wpatruje się w Inkuba, podobnie z resztą jak niższy o marchewkowych włosach
    Białowłosy przekrzywił głowę mierząc ich wygłodniałym spojrzeniem. Szybko chwycił w stalowy uścisk słaby nadgarstek niższego chłopaka, by przyciągnąć go do siebie. Dantalion prychnął z głęboką pogardą, na co rudy zadrżał. Przez ułamek sekundy przyglądał się jasnoniebieskim żyłom na jego gładkiej, smukłej szyi, które tak łatwo było przebić i pozbawić go życia.
    - Nie ponowię więcej swojego pytania - ostrzegł ze stoickim spokojem, jednak w jego głosie czaiło się coś, co nakazywało rozmówcy szybko podjąć temat.
    Przełknął ślinę odsyłając wzrokiem pozostałego chłopaka na miejsce obok Demona.
    - Mam do ciebie sprawę - zaczął ochryple zagryzając wargę, by ukryć jej drżenie. Dantalion pomyślał, że wygląda jak szczeniak, którego głos odmawiał posłuszeństwa od nadmiernego szczekania na większych od siebie.
    - A ja sądziłem, że zaprosiłeś mnie tutaj z okazji moich urodzin - odparł cierpko z sarkazmem, niemal namacalnym w gęstym powietrzu. Przeniósł wzrok na ładną twarz chłopaka, po czym gestem polecił mu zajęcie miejsca obok niego.

    OdpowiedzUsuń
  11. [Tak jakby nie mam pojęcia, lecę na żywioł. xD Jak zawsze z resztą.]

    Nigdy nie rozumiał, dlaczego ludzie to robią. I nie tylko ludzi, jednak zdawał sobie sprawę z tego, że zapoczątkowali to właśnie zwykli śmiertelnicy, którzy nie mieli pojęcia o "Drugim" świecie, a tylko wierzyli w coś więcej. Sprzedawali swoje ciało nie wiedząc, czym to grozi. Nawet nie chodziło mu o zwykłych morderców. Wielokrotnie badał przypadki, kiedy to jakiś Demon postanowił sobie poużywać na kurtyzanie, a później znajdywali ją w zapyziałej uliczce, niezdolni do zidentyfikowania ciała.
    Wsunął na miękkie włosy kapelusz, który przysłonił zielone oko uznając, że ludzie coraz bardziej go intrygują. Zerknął przelotnie spod ronda na wyraz twarzy chłopaka i niemal się uśmiechnął. Niemal. Powstrzymał się od tego słysząc kolejne słowa rozmówcy, z którym miał nieprzyjemność siedzieć w burdelu i znosić jego lepkie ręce obmacujące wyraźnie niezadowolonego chłopca. Dantalion pomyślał, że dzieciak musi mieć poważny powód, by znosić takie upokorzenie, ale nie chciał go poznawać.
    - Potrzebuję twojej pomocy i doświadczenia - odparł sadzając sobie na kolanach rudowłosego. W jego oczach wyglądał na doświadczonego i przez myśl przemknęło mu, by później zapytać, jak często zabawia się w ten sposób. Szybko jednak zrezygnował uznając, że tak na prawdę ma to głębiej niż sprawy sercowe karalucha.
    Uniósł miękko dłoń i położył na ramieniu chłopaka, który miał nieprzyjemność siedzieć teraz z nimi. Posłał mu spojrzenie w stylu "rozluźnij się", po czym na powrót ułożył rękę na swoim podołku. Pogładził kciukiem wierzch skórzanej rękawiczki opuszczając głowę tak, że cień z ronda kapelusza sięgał jego podbródka. Jasne oczy błyskały w półmroku jak u kota mierząc ostrożnie mężczyznę.
    - Domyśliłem się tego - odparł unosząc gęste brwi, przez co wyraz jego twarzy nabrał więcej powagi, niż można by go o to posądzić. - Spodziewam się też szybkiego przedstawienia sytuacji. Jak wiesz nie należę do ludzi cierpliwych.
    Poczuł, że sarkazm niemal wyciekał z słowa "człowiek", a spojrzenie, którym obdarował do chłopak siedzący na kolanach Inkuba tylko miło połechtało jego ego. Uśmiechnął się jak kot, który właśnie pochwycił swoją zdobycz. Odchylił się na krześle przenosząc wzrok na siedzącego obok. Jakoś stracił zainteresowanie rozmówcą. Wątpił, by był w stanie przedstawić mu interesującą ofertę.
    - Jak się nazywasz? - Spytał miękko unosząc lekko podbródek. Powieki opadły słabo na jego roziskrzone oczy, podczas gdy cienie z lamp tańczyły na jego twarzy, przez co raz po raz zmieniał się jej wyraz.

    OdpowiedzUsuń
  12. Skrzywił się, słysząc określenie, jakim go uraczył. Co prawda w innych okolicznościach wręcz nakazywałby tak do siebie mówić, jednak miał dzisiaj wyjątkowo dobry humor (o ile ktoś jego pokroju wiedział, co to dobry humor) i zmienił kaprysy.
    - Nie zwracaj się do mnie tak oficjalnie, nie jesteś moją własnością - odparł pochylając się nieco do przodu, by ten nie czuł się przytłoczony jego wzrokiem.
    Inkub najwyraźniej nie był zadowolony tym, że Demon przeniósł całą swoją uwagę na tą drobną osóbkę, którą mu sprezentował. Zawarczał gardłowo dając tym samym do zrozumienia, że sam zaczyna tracić cierpliwość. Umilkł jednak natychmiast widząc spojrzenie Dantaliona. Zacisnął swoje szczęki tak mocno, że mięśnie na bladych policzkach zadrgały natarczywie. Zabrał się więc za swoją "zabawkę".
    Posłał mu pełne pogardy spojrzenie i prychnął jak rozjuszony kocur. Szybko jednak poprawił się w myślach uznając, iż nie zniżyłby się do poziomu takiego pchlarza, który żywi się szkodnikami. Sam często był porównywany do kota, ponieważ zajmował się różnymi pasożytami, których niektórzy określali "szczurami", jednak zwykle poprawiał ich twierdząc, że woli określenie "Szczurołap".
    - Jesteś obrzydliwy - skwitował zniżając głos do wężowego syku. Usłyszał przerażony pisk rudowłosego chłopaka, jednak nie w jego interesie było wybawienie go z opresji. Mógł mu tylko współczuć, a i na to nie zdobywał się w obecnej chwili. Wrócił spojrzeniem do chłopaka niemal uśmiechając się pod nosem, kiedy dostrzegł rumieniec wpływający na jego policzki.
    - Wyjątkowe imię - rzucił ni to obojętnie, chociaż bardzo dobrze można było wyczuć aluzję, której nawet nie miał zamiaru ukrywać. - Jestem ciekaw, któż ci je nadał - uniósł powoli brwi, wyraźnie domagając się odpowiedzi. Cóż, to nie było tak, że koniecznie musiał wiedzieć. Po prostu był tego ciekaw. Jak rzadko kiedy.
    Odchrząknął cicho krzywiąc się, kiedy białowłosy znów usiłował zwrócić na niego swoją uwagę. Przeniósł leniwe spojrzenie na jego czuprynę.
    - Możemy kontynuować? - Spytał, jakby na prawdę mu na tym zależało.
    Dantalion westchnął znudzony i machnął na niego ręką, by mówił. Słowa uciekały mu, mieszając się z niewypowiedzianymi myślami, kiedy patrzał na niego jak na karalucha. Ignorował większe części zdań, jednak kiedy padło imię "Belial" najwyraźniej się ożywił. Pionowe źrenice rozszerzyły się z głębokim zaciekawieniem. Wyprostował się opuszczając rondo kapelusza.
    - Widuję coraz więcej jego duchów i sług, które najwyraźniej knują coś z Czartami. Przysyła ich do mnie, tylko nie wiem po co.
    Demon zmrużył wygłodniałe ślepia mierząc go spojrzeniem, jakby usiłował zagłębić się w jego umyśle.
    - Sam nie wiem, dlaczego chcą akurat ciebie - odparł z taką pogardą, że sam białowłosy się wzdrygnął. - Ale za to wiem, czego szukają - dodał zerkając przelotnie na chłopaka, który siedział obok niego. Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, jakby czekał na jego wypowiedź, jednak wyraz jego twarzy raz po raz się zmieniał. Wyglądał, jakby ze słów petenta dowiedział się więcej, niż chciał. Zagryzł dolną wargę, przebijając kłami skórę. Cienkie strużki krwi pociekły po jego brodzie, więc wytarł je jedwabną chusteczką.
    - Pomożesz mi czy nie? - Spytał niecierpliwie z nutą paniki w głosie. Demon uniósł dłoń by go uciszyć, nie odrywając wzroku od niebiesko-włosego.
    - Pomogę - odparł cicho, po czym wsunął dłoń pod materiał marynarki. Wyjął drobny, czarny karmień, który w półmroku połyskiwał czerwonawą poświatą. - Czy wiesz, co to jest? - Spytał cicho Unique mierząc go spojrzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zamyślony siedział w zamtuzie, oglądając dziewczyny i chłopców, których można było wynająć na noc. Nie był zbytnio zainteresowany zresztą ani jedną, ani drugą płcią, ale tutaj mógł w spokoju pomyśleć i powspominać, bo burdelmama nie zadawała pytań, a goście przychodzili i odchodzili wpatrzeni tylko w swoje potrzeby. Moran wspominał dawne czasy. Czasy, gdy świat był znacznie młodszy, a on sam używał swojego właściwego imienia. Od dwudziestu lat nawet go nie wymówił i czas sprawił, że nawet on sam już zapomniał jak ono brzmi...
    - Jestem niezwykle ciekaw, czy ktoś przeżył masakrę w niebie. Poza słońcem i księżycem chyba nikt nie został. Lubiłem tamtych bożków. Nie chcieli mnie przynajmniej wbijać na pal, jak tylko ujrzeli moją osobę.
    W ten zauważył coś, czego nie spodziewał się znaleźć w tej dziurze. Czerwony kosmyk włosów. Jeśli to nie była nowa moda, albo krzykliwe wyrażenie siebie, by przyciągnąć klientów, to Gondra ma właśnie przed sobą istotę co najmniej niezwykłą. Szybko wskazał chłopca i ręką nakazał mu zbliżenie się.
    - Jak ci na imię, mój drogi?

    OdpowiedzUsuń
  14. Przyglądał mu się jeszcze przez dłuższą chwilę. Nie podobało mu się jego zachowanie. Było naturalne, przywykł do niego. Ale na chwilę obecną zbędne. Jedyna osoba, której w pierwszej chwili chciał zrobić krzywdę był Inkub, który go zaczepił. Zagryzł ponownie wargę, tym razem łagodniej, by ponownie nie przebić skóry, która dopiero co zdążyła się zasklepić. Czy na prawdę był taki groźny, że każdy odczuwał przed nim lęk? Jeśli tak... To jego ego właśnie wzrosło o dwadzieścia procent.
    Zganił wzrokiem pierwotnego rozmówcę, który wyglądał, jakby miał zamiar zacząć podskakiwać.
    - W jaki sposób mi pomożesz? - Spytał z naciskiem nie odrywając od niego wzroku. Dantalion milczał przez długą chwilę, jakby zastanawiał się nad czymś istotnym.
    - Po pierwsze przestań handlować z Loumarą - zarządził tonem znawcy, którym istotnie był. Podniósł wisiorek, który chwilę temu pokazywał chłopakowi tak, by białowłosy dobrze go widział. - Dostajesz przedmioty, których on chce się pozbyć z istotnych powodów.
    - To znaczy? Co to za wisior, że niby jest taki ważny? - Prychnął nie mogąc dłużej tego znieść. Czarnowłosy uśmiechnął się z wyraźną lubością. Odchylił się na krześle kreśląc dziwne znaki na wierzchu czarnego kamienia.
    - Ten wisior to "Wronie Oko" - oznajmił, jednak reakcja Inkuba wcale go nie zdziwiła. - Może doprowadzić do czegoś cenniejszego... "Serca Ciemności".
    Przerażenie w oczach mężczyzny było mu znane. Każdy dobrze wiedział czym owy klejnot i każdy potężny Demon chciał go zdobyć. Widział pod białą skórą na jego szyi niebieskie żyły, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej widoczne.
    - Możesz je zatrzymać... - Wykrztusił cicho. - Nie chcę mieć nic wspólnego z Wojną Krwi.
    Pokręcił z niedowierzaniem głową. Lubił tą uległość w pomniejszych demonach, kiedy miały do czynienia z czymś, co najwyraźniej je przerastało. Podrzucił mu miedzianą monetę, którą z trudem złapał w powietrzu.
    - Kiedy przyjdzie ktoś do ciebie i będzie wypytywał o Oko daj mu to - nakazał, po czym przeniósł wzrok na chłopaka obok. Westchnął tylko cicho chowając medalion pod materiał. Najwyraźniej niespecjalnie pocieszony Inkub podniósł się i powlókł gdzieś, ciągnąc za sobą rudowłosego. Dantalion pomasował skronie, jakby się nad czymś zastanawiał, a kiedy przemówił głos miał łagodny. - Dlaczego się mnie boisz? - Spytał zawieszając na nim miękkie spojrzenie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Pokręcił z niedowierzaniem głową. Już nawet w Piekle pałali do siebie większą miłością i zaufaniem. Dawniej takie porównanie uznałby za śmieszne. Bo czy Demony mogły pałać do siebie zaufaniem? Szczególnie kiedy stawały na przeciw Diabłom. Jednak kiedy tam ktoś nie wykazywał chęci mordu już na początku rozmowy można było się rozluźnić. Uznał, że chyba jednak woli Gehennę od Nieba czy Ziemi.
    Zabębnił palcami o blat. Podparł podbródek na odzianej w rękawiczkę dłoni z miną, jakby trawił coś szczególnie ciężkiego. Zastanawiał się, jakich słów użyć w stosunku do chłopaka, aż wreszcie wpadł na pomysł, który uznał za słuszny.
    - A jeśli przysięgnę na rzekę Styks, że z mojej strony krzywda ci się nie stanie? - Spytał przenosząc na niego błyszczące oczy. Uznał, że takie sformułowanie jakoś go przekona, ponieważ miało pod sobą konkretny podkład. Mianowicie Dantalion nie widział w nim zwykłego człowieka. Choć sam jednak wolał nie dawać w jakikolwiek sposób znać, że się wyróżnia.
    Wyciągnął do niego dłoń, jakby miał zamiar go dotknąć, jednak zatrzymał się kilka cali od jego niebieskiej czupryny. Miał zamiar pokazać mu, że jeśli nie będzie tego chciał nie dotknie go.
    - Strach nie jest powodem do skrzywdzenia cię. Sądzisz że chcę to zrobić? - Spytał układając dłoń na swoich kolanach.

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiwnął hardo głową. Co prawda on sam pochodził z innej religii, ale przecież sama rzeka płynęła w jego Podziemiach. O ile tak mógł to nazwać. Zadziwiające, jak jedna wiara była bliska drugiej.
    Na swój sposób mu ulżyło. Przynajmniej chociaż powiedział, że mu wierzy. Zawsze to jeden krok do przodu. Przyjrzał mu się spokojnie.
    - Nie mam powodu by kłamać - odparł rozglądając się wokół. Szybko jednak wrócił do niego wzrokiem odchylając się wygodnie na krześle. - Z resztą nie mam ochoty łamać najwyższej przysięgi. Widziałem, co ona robi z takimi delikwentami, a mnie się tu podoba. Powiedzmy - zmarszczył brwi zagryzając wargę.
    Nadal miał tyle tajemnic ludzkich do odkrycia i nada go fascynowali. Z resztą nie tylko oni. Pomniejsze Bożki i Demonki też były na swój sposób intrygujące. W każdym razie raczej nie spieszy mu się do zejścia w Podziemia jako interesant.
    Przyjrzał mu się z uwagą opuszczając powieki. Odchylił głowę, jakby układał się do drzemki, jednak wyczulony słuch podsyłał mu wszystkie obrazy przed oczy.
    - Nie zabronię ci się mnie bać - powiedział przeciągając sylaby. - I nie będę cię za to karał. Chociaż nie masz powodów do strachu, nie z mojej strony.

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie otwierał oczu. To mogło dać chłopakowi przewagę nad nim, a nie chciał by ktoś w jego otoczeniu zachowywał się nienaturalnie. To zawsze wywoływało u niego irytację lub co gorsza agresję. A od tak wielu lat pozostawał spokojny!
    Przetrawił jego słowa i uśmiechnął się subtelnie pod nosem tak, by ten tego nie zauważył. Dyplomata... Słyszał to wiele razy, jednak nigdy nie wierzył. Często wręcz uznawał to za obelgę. Nie chciał brzmieć dyplomatycznie, tylko szczerze. Tak samo jak chciał wzbudzić prawdziwe zaufanie, a nie tylko je wykreować na swoje własne potrzeby.
    - Jeśli moje słowa sprawią, że się rozluźnisz mogę mówić dalej - oznajmił, po czym usiadł prostując się tak, jak miał to w zwyczaju. Obdarzył go delikatnym uśmiechem, który zniknął tak szybko, jak się pojawił. Zamyślił się na chwilę szukając czegoś w pamięci. Istotnie. Zapomniał się przedstawić. Skłonił nisko głowę zdejmując kapelusz, po czym przyłożył go do piersi.
    - Najmocniej przepraszam... Zwą mnie Dantalion - wsunął rondo na schludnie ułożone włosy. Przesunął wzrokiem po całej sylwetce chłopaka, jakby znał ją już na pamięć, jednak nadal doszukiwał się czegoś nowego.
    - Przy mnie nie musisz uznawać się za gorszego - dodał bawiąc się srebrnym sygnetem na serdecznym palcu. - Możesz mówić otwarcie, nie zjem cię.

    OdpowiedzUsuń
  18. Pokręcił stanowczo głową nie spuszczając z niego wzroku. Odsunął pojedyncze pasmo włosów z czoła, który (gdy tylko opadł) zaczął drażnić jego skórę.
    - Na pewno nie jesteś gorszy niż ja - odparł tak cicho, że zaczął się zastanawiać, czy chłopak go usłyszał. Odchrząknął cicho i kiwnął głową. Podniósł się powoli, rozglądając się dzikim wzrokiem wokół, by sprawdzić czy nikt na niego nie patrzy. Zgarnął pelerynę i odrzucił na plecy, po czym opuścił rondo kapelusza, by cień zasłonił jego twarz. Nie lubił być rozpoznawalny. Otoczył chłopaka ramieniem tak, by go nie dotykać i wyprowadził na zewnątrz starając się, by nie odnosił wrażenia, że jest osaczony.
    - Nie lubię, kiedy ktoś mi przerywa rozmowę - odparł spokojnie czując chłodne powietrze na twarzy. Spojrzał z obrzydzeniem na zamtuz uznając, że więcej się tam nie pojawi. - Gdyby ktoś zapragnął cię wynająć, musiałby do nas podejść, a wtedy musiałby porozmawiać ze mną. A dług ja mogę uregulować - dodał przyglądając mu się z uwagą. - Ostatecznie to mnie miałeś towarzyszyć, prawda? A to, że trochę zmieniliśmy "warunki" towarzystwa niczego nie zmienia.

    OdpowiedzUsuń
  19. Zdziwił się. Ale trwało to mniej niż ułamek sekundy, co w jego wiecznym życiu mógł wziąć za lata. Nawet taki krótki okres czasu jak sekunda, zdawały mu się dłużyć i przeciągać.
    - Nie powiesz mi chyba, że wolałbyś dostać ode mnie pieniądze za noc niż za rozmowę, która w żaden sposób nie zrobi ci krzywdy - złapał w palce miękki materiał płaszcza, po czym zarzucił go na ramiona chłopaka przysuwając go bliżej siebie.
    - Powinienem w jakiś sposób wynagrodzić ci ten czas. Ja go zmarnowałem, a mogłeś go spędzić zupełnie inaczej, dostając za niego pieniądze. Nawet jeśli nie do końca byłoby to przyjemne.
    Fakt. Może i większość osób, które sprzedawały swoje ciało lubiła to robić i jeszcze czerpać zyski. Ale nawet po tak krótkiej rozmowie był w stanie wywnioskować, że temu chłopakowi się to nie podoba. Nie chciał ciągnąć go za język i być może nawet nie bardzo go obchodził powód, dla którego to robił.
    - Dla mnie pieniądze są bezwartościowe, ale jeśli tobie się przydadzą, dlaczego miałbym ci nie oddać tego, co należne? - Spytał retorycznie. Cóż, nie miał zamiaru długo obstawać przy swoim. Należał do osób, które lubiły mieć czyste konto. Zawsze regulował swoje rachunki te większe i te mniejsze. Odchrząknął spokojnie, po czym poprowadził go powoli w stronę własnego domu. Szybko jednak doszedł do wniosku, że może to odebrać jako ciągnięcie w stronę jaskini lwa, mimo obietnicy.
    - Będzie ci przeszkadzało, jeśli zaprowadzę cię do mnie? - Spytał zerkając na niego. Choć było ciemno, nie zdejmował kapelusza, przez co na jego twarz padały gęste cienie, a oczy lśniły znacznie bardziej niż u kota. - Zrobię ci chociaż herbaty, żebyś się nie przeziębił, skoro nie chcesz pieniędzy.

    OdpowiedzUsuń
  20. - Unique... Dość niespotykane imię. O ile się nie mylę znaczy ono tyle samo co "wyjątkowość".
    Moran położył rękę na ramieniu chłopca i wskazał burdelmamie, że weźmie jeszcze czerwonooką brunetkę z najwyższej półki. Miała przydomek Lilia, czy jakoś tak. Cała trójka zaszła do pojedynczego pokoju, gdzie klient mógł spokojnie oddać się rozpuście, choć w tym momencie Moran miał coś innego na głowie. Oczywiście wziął panienkę do zabawy, ale najpierw chciał się czegoś dowiedzieć o tym chłopcu i Lilia miała mu w tym pomóc. Można to nazwać kupieckim drygiem lub szóstym zmysłem, ale Gondra wyczuł w tym okazję do powiększenia swojego majątku na dłuższą metę. Albo przynajmniej chciał się zemścić za lata prześladowań, które doznawał do czasu, gdy został kupcem.
    - Siadaj tam, Unique. Zapłaciłem za ciebie, więc teraz zrobisz wszystko czego będę od ciebie wymagać, prawda? - Moran wskazał chłopcu skórzany fotel w rogu pokoju i uśmiechnął się zniesmaczony zapachem jaki panował w pomieszczeniu. Ciągle było czuć namiętność i perwersję poprzedniego klienta.

    OdpowiedzUsuń
  21. Zaśmiał się ponuro na to oznajmienie. Możliwe, że się mylił w sprawie pochodzenia młodzika, gdyż ten zdawał się być tak niewinnie nieświadomy świata i naiwny.
    - Oczywiście, że w ramach. Nie karzę ci nikogo zabić, ani zniewolić, a jedynie chcę pogadać na osobności. Podpinam to pod zadowolenie psychiczne klienta. Jak będę chciał ulżyć ciału, to mam tutaj tego słodkiego kwiatuszka.
    Usiadł na łóżku, pociągając kurtyzanę na swoje kolana i zaglądając do jej biustu, który był wręcz idealny dla niego. Nie za duży, nie za mały, a w sam raz do ręki. Ta odpowiedziała wdzięcznym chichotem i delikatnym liściem.
    - Więc nie przejmując się naszą towarzyszką, która swoją drogą jest nieziemska, chce z tobą pogadać. Interesują mnie zwłaszcza dwie rzeczy. Twoje pochodzenie i twoja fryzura. I nie próbuj mi wmawiać, że jesteś zwykłym chłopczykiem, który z braku laku przyjął posadę zabawki erotycznej. Jestem kupcem. Fałsz wyczuję na drugim krańcu świata.
    Zabawny uśmieszek, igrający do tej pory na twarzy Gondra zniknął, zostawiając chłodną maskę. Lilia nie przejmując się tym, objęła go za ramiona i wsadziła jego rękę pod sukienkę, pomiędzy swe zgrabne nogi. Pomiędzy puklami włosów ukazały się lekko szpiczaste uczy, gdy zachichotała.

    OdpowiedzUsuń
  22. Mógł powiedzieć, że on nie lubi jak mu się odmawia. Mógł powiedzieć, że przecież zawsze warunki umowy można zmienić i rozmowa może przejść na nieco inny tor. Ale nie chciał. Mógł zrobić to z czystej złośliwości, ale najzwyczajniej w świecie nie chciał. Poza tym obiecał.
    - W porządku - uciął tylko. Nie miał zamiaru się kłócić. To nie leżało w jego interesie, tylko interesie chłopaka, a skoro nie chciał, Dantalion nie miał powodu nalegać.
    Westchnął cicho, prowadząc chłopaka do swojego domku. Nie chciał stawiać sobie ogromnej willi. Zwracałaby na siebie uwagę, a tego nie lubił. Lubił, kiedy ludzie po cichu dowiadywali się z kim ma do czynienia, kiedy jest już za późno.
    Zdjął dłoń z ramion chłopaka, po czym odrzucił pelerynę na plecy. Powiewała za nim, przez co w mroku wyglądał jak nietoperz. Zerknął tylko raz przez ramię, by sprawdzić czy chłopak za nim idzie i przypomniał mu się mit o Orfeuszu. Uśmiechnął się nikle pod nosem.
    Pchnął drzwi i odsunął się, by chłopak mógł wejść. Sam zaraz potem wszedł za nim i zdjął kapelusz. Powiesił zarówno jego jak i pelerynę na niewielkim wieszaku, po czym gestem nakazał chłopakowi przejść dalej.
    - Czuj się jak u siebie - powiedział uprzejmie zsuwając skórzane rękawiczki ze smukłych dłoni. - Jaką herbatę lubisz?

    OdpowiedzUsuń
  23. Wyszeptał kilka słów do ucha Lilii, a ta szybko podążyła za chłopakiem na korytarz. Oczywiście poszła po burdelmamę, srogą i tęgą kobietę zarządzającą tym przybytkiem. Moran postawił sprawę jasno. Albo ten chłopak wróci, a wtedy zamtuz dostanie ładny zastrzyk gotówki, albo on załatwi burdelmamę w stylu ekonomicznym i ona skończy wraz ze wszystkimi podopiecznymi na ulicy w najlepszym razie. A on się postara, by do tego najlepszego nie doszło.
    Oczywiście mógłby odpuścić, ale skoro są tu nieludzie, takie jak elfy i zmiennokształtne pracujące w taki sposób, by Inkwizycja i bóg tychże kapłanów nie potrafił ich znaleźć, to uznał, że może wykorzystać jeszcze trochę swoich wpływów i dowiedzieć się dokładnie o co chodzi. Na szczęście długo na efekty nie musiał czekać. Unique został wepchnięty do pokoju w którym czekał Moran, a drzwi zanim zostały zamknięte na klucz od zewnątrz przez jedną z dziewczyn. Gondra dostał drugi, a że nie było tutaj okna, by jakiś podglądywacz se nie używał, to on miał teraz całą władzę w rękach. Jak bardzo lubił takie sytuacje.
    - Szybko wróciłeś, chłopczyku. Sprawiłeś mnóstwo trosk kobiecie u której pracujesz, a to nie jest coś, co powinna robić osoba wdzięczna za dach nad głową i ciepły posiłek każdego dnia. Postąpiłeś niezwykle samolubnie. - Moran uśmiechał się słodko i strofował dzieciaka, jak nauczyciel niesfornego ucznia. Jego poza zmieniła się o tyle, że zamiast na łóżku, siedział na fotelu wygodnie oparty w lekceważącej pozycji. W jego ręku lśniła kolba od rewolweru. Żarty się skończyły.

    [Może lekko przesadzam z tym bandyckim kupcem, ale sądzę, że będzie to ciekawsze od tych wszystkich przesłodzonych i dobrotliwych postaci, które wszystkim chcą pomagać. Poza tym Moran też taki potrafi być, jak ma w tym własny interes... :P]

    OdpowiedzUsuń
  24. Podążył do pomieszczenia, które było kuchnią, a przynajmniej za to mu służyło. Zdjął marynarkę i powiesił ją na oparciu krzesła, po czym zabrał się do parzenia herbaty. Wyjął dwa gliniane kubki z kredensu, odnalazł liście suszonej herbaty, a na końcu zalał je wrzącą wodą.
    - Dziękuję - powiedział podnosząc głos na tyle, by chłopak mógł go usłyszeć. Odsunął niesforne pasmo włosów z czoła, po czym złapał kubki w dłonie i wszedł do salonu.
    Pomknął wzrokiem do chłopaka przyglądając mu się przez chwilę, jakby chciał sprawdzić, jak będzie się prezentował na tle jego domu. Skinął głową w podzięce siadając na swoim ulubionym, nieco wysiedzianym fotelu.
    - Nie sądzę, by mój dom wyróżniał się na tle innych - odparł. Chociaż większość mebli pochodziła z jego starego pokoju w Gehennie, mimo wszystko starał się nie sprawiać, by był wyjątkowy. Wyróżnianie się na prawdę nie było w jego guście. - Wolę skromne domy, niż potężne wille. Jeszcze by mnie uznali za jakiegoś Księcia Wampirów, który śpi w zamczysku pełnym nietoperzy.
    Takie mity też już przerabiał. Dlatego nie budował wielkich pałaców.

    OdpowiedzUsuń
  25. Zacmokał i pokręcił głową z dezaprobatą na usłyszaną odpowiedź. jasne było, że chłopak był zerem i miał niskie mniemanie o sobie. Pierwsza lepsza dziwka ma więcej dumy od niego i tak się nad sobą nie użala.
    - Mogę wyświadczyć ci tę przysługę i cię zabić, ale najpierw chcę dostać swoją odpowiedź. Skoro nie interesuje cię własne życie, to co ci szkodzi powiedzieć? Boisz się, że naślę na ciebie inkwizycję. W końcu i tak chcesz zdechnąć i to najlepiej tu i teraz, prawda?
    Wstał spokojnie i schował broń do kabury pod pachą. Jeśli chłopak był bogiem, o co go podejrzewał, to i tak niewiele mógł mu zrobić. Moran był odporny na magię w takim stopniu, jak żadna inna istota. Bardziej obawiał się małego nożyka skierowanego w jego stronę, aniżeli kuli śmierci od najpotężniejszego nawet maga.
    - Więc zapytam się jeden raz. Jeden jedyny, a jeśli nie zechcesz mi odpowiedzieć lub będziesz coś kręcić, to mogę sięgnąć po kilka lepszych środków, aniżeli ten rewolwer. I uwierz mi, że gówno będzie to kogoś obchodzić, co się wtedy stanie, ale za to ty będziesz pragnąć śmierci mocniej niż pustynia wody.
    Złapał dzieciaka za włosy i odciągnął go na środek pokoju, po czym przycisnął jego klatkę piersiową kolanem i unieruchomił ręce. Piętnaście lat nie musiał stosować takich praktyk i choć sprawa mogła się wydawać błaha, dla niego znaczyła teraz bardzo wiele.
    - Czy ty jesteś Starym Bogiem?

    OdpowiedzUsuń
  26. Gdy usłyszał jego słowa, momentalnie go puścił i odszedł od niego. Cała agresja i złość znikła z jego ciała, jakby nigdy jej nie było. Nie z powodu współczucia, czy czegoś innego, ale dlatego, że dowiedział się odrobinę więcej, aniżeli chciał. Że poznał ten kawałek prawdy, którego nigdy nie chciał znać.
    - Więc jesteś synem Luny, tak? Tej Luny, która wisi wysoko na niebie i oświetla drogę podróżnym, którzy mkną nocą?
    Nie oczekiwał odpowiedzi. Był pewien, że będzie twierdząca. Los chyba sobie z niego kpi, skoro podstawił mu akurat jej syna. I że to właśnie on ze wszystkich innych Starych Bogów przeżył masakrę w niebie. Los potrafi być naprawdę okrutny.
    - Masz tu klucz. Odejdź. Nic już więcej od ciebie nie chce, synu Luny.

    OdpowiedzUsuń
  27. Czysty umysł. Tak, tego właśnie potrzebował. Ale nie mógł osiągnąć tego stanu rzeczy. Nie, gdy wspomnienia zalewały go niczym powódź. Nawet wyrobiona przez tyle lat obojętność na świat i cynizm nie mogły się równać z tymi wspomnieniami.
    - Znałem? Hah... Pewnie lepiej aniżeli Helios w późniejszym czasie - zaczął mówić, nie wiedzieć czemu. Może po prostu poddał się powodzi. - Jestem stary, Unique. Bardzo stary. Kochałem Lunę. Kochałem ją zanim odeszła z Heliosem, a wtedy i ja odszedłem.
    Przez chwilę mamrotał coś do siebie, a potem nagle wyciągnął rewolwer i strzelił w stronę chłopaka. Nie chciał go trafić. Chciał go przegnać, więc strzelił w ścianę obok niego.
    - Idź precz! Wynoś się stąd! Albo przysięgam na twoją matkę, zabiję cię!
    Podniósł się w gniewie i wycelował w chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  28. - Do cholernej nędzy. Naprawdę jesteś głupim, naiwnym bożkiem.
    Podczas, gdy Unique się zmieniał, Monar spokojnie wyciągnął rewolwery zakończone sztyletami i celował w jego punkty witalne na głowie i w okolicach serca. Nawet Hermes nie potrafił prześcignąć kuli, więc zabicie smarkacza nie przedstawiało żadnego problemu. Nie chciał tego, nie ze względu na to że był bogiem, ale że miał w sobie krew Luny, ale jeśli zrobiłby teraz jakiś podejrzany ruch, Gondra nie zawaha się strzelić.

    OdpowiedzUsuń
  29. Przyglądał mu się, kiedy to mówił. Z dzikim spokojem i wręcz zrozumieniem. Dogasające płomienie w kominku rzucały na jego twarz roztańczone cienie, oraz wydłużały jego sylwetkę, jak zachodzące słońce cień na żwirowej ścieżce. Żadna strata... Mała strata... Więc nawet oni tak myśleli o swoich egzystencjach? Ach, głupi! Tak niedoświadczeni w sprawach śmierci!
    - Sądzę, że stracą coś więcej, niż tylko jedną z dziwek - odparł cicho taksując go spojrzeniem. Zmrużył nieco powieki, przez co pionowe źrenice rozszerzyły się, a lśniące tęczówki pociemniały.
    Przeniósł wzrok za siebie, nie poruszając się ani o cal. Błysnęły białka jego oczu, kiedy tęczówki usadowiły się w kącikach jego oczu. Zamruczał gardłowo widząc pochylającą się nad nim dziewczynę. Szepnęła coś cicho do jego ucha mierząc wygłodniałym wzrokiem sylwetkę chłopaka.
    - Nie jestem głupcem - syknął cicho, z przebijającym się przez głos chłodem. Bordowe włosy kobiety spłynęły na jego ramię. Znów coś szepnęła, a Demon zaśmiał się drwiąco pod nosem. - Przestań szeptać, to niegrzeczne w stosunku do naszego gościa. I dołóż drwa do kominka.
    Błysnęły mu przed oczyma czerwonawe żyły na jej białej szyi, po czym podeszła do ogniska, by dorzucić do niego drewna. Przeniósł wzrok na chłopaka, nawet nie myśląc o tym, by w jakiś sposób dotknąć herbaty.
    - Już drugi raz podkreślasz to, że byłeś niewolnikiem - zauważył z łagodną miną, która zmieniła się w ułamku sekundy. - Może w takim razie opowiesz mi, kto cię zniewolił?

    OdpowiedzUsuń
  30. [Skoro chęć jest, to ja jeszcze bezczelnie (proszę mi wybaczyć) zapytam - jakieś pomysły...? Ja ich nie mam i zdecydowanie bardziej wolę zaczynać.]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Przepraszam, nie tutaj, ale... może jednak wątek? ^^]

      Usuń
  31. [A no zacznę, zacznę ^^ Powiedz mi tylko, z którym panem i gdzie. Reszta już sama pójdzie ^^]

    OdpowiedzUsuń
  32. - Ech... Smarkacze. - Westchnął cicho i schował broń. - Jak zwykle mało rozumiecie i pchacie się tam gdzie nie powinniście. Masz szczęście, że nie jest jakimś krewkim gościem, który najpierw strzela, a potem myśli. Dzisiaj masz zniknąć mi sprzed oczu, a jutro chcę byś przyszedł do tego burdelu. Podziękuj matce za wszystko.
    Gondra odebrał upuszczony przez chłopaka klucz i otworzył drzwi, po czym bez żadnych ceregieli chwycił go za wszarz i wykopał na korytarz, wrzuciwszy mu kilka monet do kieszeni. Mimo wszystko to wciąż był syn Luny.
    - I pamiętaj. Mogę zamienić twoje życie w takie piekło, jakie nawet sobie nie wyobrazisz, jeśli nie przyjdziesz. A teraz wypierdalaj i zawołaj Lilię do mnie. - Rzucił na odchodne, zanim zatrzasnął drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  33. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  34. Słuchał go z najwyższą uwagą, poświęcaną tylko tym, którzy w jakiś szczególny sposób go zaintrygowali lub wydali mu się "wyjątkowi". Kiedy chłopak skończył, kąciki jego ust zadrgały w kocim uśmieszku.
    - Nie o to pytałem - odparł zgodnie z prawdą. Skłonił jednak lekko głowę, jakby wyrażał przed nim skruchę. - Jednak dziękuję ci, za dokładne przedstawienie sytuacji.
    Skinął palcem, ledwo zauważalnie. Czarny paznokieć mrugnął słabo, a w powietrzu rozległo się trzepotanie silnych skrzydeł. Dantalion poczuł szpony kruka, delikatnie zaciskające się nad jego przedramieniu oraz muśnięcie miękkich piór na policzku. Przeniósł spojrzenie na dziewczynę, której wyraz twarzy pozostawał beznamiętny i nieokreślony.
    Wyglądał, jakby posłał jej niewerbalnie jakąś ważną wiadomość, ponieważ skłoniła się nisko zamiatając długimi, bordowymi włosami puszysty dywan, po czym wyszła stąpając miękko, bezszelestnie. Demon wrócił spojrzeniem do chłopaka milcząc przez dłuższą chwilę.
    - Mogę cię zapewnić, że Bogowie tacy jak ty nadal mają wiernych - odparł z taką pewnością siebie, że ptak zakrakał cicho. Pogłaskał go po gładkich piórach nie spuszczając uważnego wzroku z młodzieńca. - To nie brzmi dziwacznie, ponieważ wiedziałem... - Zawahał się na ułamek sekundy. - No powiedzmy, że się domyślałem, kim tak na prawdę jesteś.
    Nie chciał uchodzić za eksperta, ponieważ od wieków zawsze snuł tylko przypuszczenia. W prawdzie za każdym razem się sprawdzały, jednak nie chciał tego rozgłaszać. Zwykle kończyło się to niekomfortowo.
    - I nie martw się. Uraziel się nie dowie o tobie - dodał wymieniając imię Anioła z takim obrzydzeniem, jakby było najgorszą obelgą, jaką znał. - Nigdy bym mu nie pomógł.

    OdpowiedzUsuń
  35. Przyszedł w samo południe. Wcześniej chciał się porządnie wyspać i utwierdzić w tym co miał zamiar zrobić. Szybko dostrzegł dzieciaka pośród niewielkiego tłumu ludzi.
    - Zjawiłeś się. To dobrze. Oznacza to, że jednak troszczysz się o swoje życie.
    Był zimny jak marmur. Nie zamierzał odpuścić młodzieniaszkowi, choć wszystko co miał zamiar zrobić, robił tylko z powodu jego matki. Dawno temu walczył z bogami i znał ich słabe i mocne strony. Wiara w nich tylko potęgowała pozytywne rzeczy.
    - Idź za mną. Od dzisiaj nauczysz się, co to znaczy wywodzić się od Starych Bogów. I wierz mi, że wiara w ciebie akurat ma niewiele wspólnego.
    Chwycił dzieciaka w silny uścisk i zaczął z nim iść w sobie tylko znanym kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  36. Zamyślił się na chwilę głaszcząc pieszczotliwie kruka. Zaskrzeczał cicho wyraźnie zadowolony z tych pieszczot. Uniósł ostry dziób do góry rozpościerając jedno skrzydło z wyraźną prośbą o przejście niżej.
    - Cóż, nie to miałem na myśli... Ale nie ważne - odparł lakonicznie przywołując przed siebie obraz tłumu martwych wierzących, którzy odeszli za czasów panowania Starych Bogów. Dotknął językiem ostrego kła i pogładził go delikatnie nim uświadomił sobie co robi. Westchnął cicho unosząc leniwie dłoń do glinianego kubka. Odstawił go na tacę, którą przyniosła jego służka, a zamiast herbaty wziął kieliszek ze szkarłatną cieczą przelewającą się wewnątrz.
    - Miałem swoje powody - dodał uprzejmie. Nie wiedział czy może to nazwać ulgą, ale dobrze się stało, że nie zadał innego pytania, na które wypadało by odpowiedzieć. - Można rzec mam specyficzny dar, dzięki któremu rozpoznaję wyjątkowe osoby - dodał dobitnie podkreślając słowo "wyjątkowy", jakby znaczyło coś więcej. Uniósł kieliszek na znak, że wznosi za chłopaka toast, po czym upił niewielki łyk i z lubością przesunął koniuszkiem języka po dolnej wardze.
    - Cóż, to po części zasługa tego przeklętego Anioła - powiedział przyglądając się oczom ptaka. - A po części twoje. Jednak cieszę się, że w ten sposób odbierasz moje słowa.

    OdpowiedzUsuń
  37. Przez krótki moment milczał trawiąc jego słowa. Zemsta na Aniołach... Perspektywa była kusząca, jednak nie dla niego. Miał inne obowiązki. W dodatku doszło kilka nowych, poważniejszych. Upił kolejny łyk krwi, po czym odstawił pękaty kieliszek na stolik obok fotela.
    - Większość twoich wiernych nie byłaby w stanie ci pomóc - odparł spokojnie nie chcąc, by brzmiało to szczególnie intrygująco. - Ale jeśli chcesz planować zemstę i marsz na Nowych Bogów, chyba powinieneś się najpierw porządnie wyspać, nie sądzisz?
    Wątpił, by temu młodzieńcowi udała się taka wyprawa. Z resztą sam dobrze wiedział, w jakim stanie jest Stara Wiara. Przez myśl przemknęło mu skromne pytanie... Czy każdego Demona czasami męczy taka rozległa wiedza?
    Pstryknął palcami podnosząc się z miejsca. Spojrzał na kobietę, która ukłoniła się przed nim szeleszcząc aksamitną suknią.
    - Amphisbaena kakiam hong - polecił z dzikim spokojem, jednak nawet z takiej odległości zauważył pulsowanie czerwonych żył na szyi dziewczyny. Zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, a Demon przeniósł wzrok na chłopaka. - Poleciłem przygotować ci pokój - powiedział łagodnie unosząc przedramię. Kruk zatrzepotał skrzydłami i usiadł na pałąku otomany wbijając spojrzenie w młodego Boga.

    OdpowiedzUsuń
  38. Szli bardzo szybko przez miasto i już po krótkiej chwili znajdowali się na dzikiej plaży niedaleko Norrheim. Dopiero wtedy mężczyzna puścił bożka i się do niego odwrócił.
    - Najpierw trochę teorii, bo z tego co widzę, zostałeś wychowany w taki sposób, że tylko wiara innych mogłaby dać ci dodatkową moc. Ha! Śmiechu warte założenia Bogów. - Kopnął ze złością jakiegoś otoczaka, który wpadł do wody wykonując najpierw piękny łuk. - Zanim ludzie i nieludzie rozrośli się do rozmiarów, w których ich wiara mogłaby zmienić siłę kogoś takiego jak ty, Bogowie istnieli już wiele lat wcześniej. Najsilniejszy Kronos posiadał taką moc, że mógł przenosić góry jeno samym spojrzeniem. Jak myślisz, ilu wtedy w niego wierzyło? Milion? Dwa? Do sukinsyna, nie! Jeśli już wtedy ktoś w niego wierzył, to można było policzyć jego wyznawców na palcach jednej ręki.
    Zaczął nerwowo chodzić po plaży, odcinając ewentualną drogę ucieczki młodzikowi. Wciąż nie był do końca pewny, czy dobrze robi, a jeśli już to wolałby to robić w świetle księżyca, a nie słońca. Mimo wszystko jednak znał na tyle tego popranego Heliosa, którego zwał kiedyś przyjacielem, że wiedział, że prędzej będzie się cieszył ze szkolenia syna, aniżeli będzie chciał mu przeszkodzić. Dlaczego Moran to, kurwa, robi? Nie tylko dla Luny. Dla zemsty? Może.
    - Jego siła pochodziła z treningu i z synchronizacji z elementami świata. Ja ci mam zamiar zafundować taki trening, że osiągniesz co najmniej poziom swojego staruszka. I nie martw się, nie okażę ci litości.
    Choć może to robił dla zwykłego wykorzystania władzy? Bo chciał się po prostu poznęcać nad młodzikiem? Szczerze powiedziawszy to najbardziej by do niego pasowało, zwłaszcza, że uśmiech, który wylazł na jego facjatę był tak dalece od przyjemnego, jak to tylko możliwe.

    [Jeszcze nie grałem takim skurwielem, więc wszelkie zastrzeżenia i obiekcje byłyby mile widziane XD )

    OdpowiedzUsuń
  39. Obrzydliwy uśmieszek wypełz na twarz kupca. Och, jak miło, że ten się opierał. Mógł teraz bezkarnie skatować go psychicznie i fizycznie i nikt nie będzie miał do niego żalu.
    - Mówisz, że mogę zrobić co mi się podoba, a ty i tak nie zrobisz tego, co mówię, tak? A co powiedziałbyś na pójście ze mną do tutejszego kościoła? Słyszałem, że obecny kapłan jest niesamowitym fanatykiem, który został wyrzucony z Inkwizycji za zbyt brutalne obchodzenie się z więźniami. Jestem ciekaw, co też mogło być tak strasznego w jego postępowaniu, że nawet taka organizacja go tutaj uziemiła, pozbawiwszy wszelkich praw osądu innych ludzi... Chcesz się przekonać razem ze mną? Albo może lepiej od razu ściągnę tu jakiegoś anioła i popatrzę, jak się z tobą zabawia?
    Oślizgły głos Morana musiał kaleczyć jego ucho, gdyż stał tuż nad nim z wyciągniętym rewolwerem i celował w jego plecy. Kula nie zabije go, ale trafi w miejsce, które spowoduje niemały krwotok i mnóstwo bólu. Ach... Sama myśl o patrzeniu na cierpienia tego bożka była już ekstazą dla jego jestestwa. Miał władzę i miał zamiar z niej skorzystać, by upodlić w tym momencie szczyla. Wystarczy tylko jedno słówko, jedna oznaka sprzeciwu, a nawet wspomnienie o Lunie nie powstrzyma Morana.

    OdpowiedzUsuń
  40. - Oj, oj. Widzę, że poznałeś Uraziela osobiście. Ciekawy typek, prawda? Więc jak? - strzał w piasek - Będziesz - huk - robił - huk - co - huk - każę?! - Strzał padł wyjątkowo blisko głowy bożka.
    Och, jak przyjemnie było widzieć to przerażenie w oczach ofiary. Ten strach, konwulsje i torsje przebiegające po ciele chłopaka. Od tylu lat Moran nie czuł tego wspaniałego uczucia, jakie wywołuje strach u innych. Jego pierwotna natura była szczęśliwa.
    - No to jak, Bożku? Chcesz się zemścić, czy od razu oddać swoje ciało tym fałszywcom? - wyszeptał to wprost do jego ucha, gdy chwycił go za gardło, podniósł go i wbił mu koniec lufy w żuchwę. Palec aż drgał mu z podniecenia, jednak odrzucił chłopaka kawałek od siebie.
    - Odpowiadaj!

    [Ale skurwiel mi wyszedł... XD]

    OdpowiedzUsuń
  41. Westchnął ciężko. Nie miał zamiaru ot tak go zostawił. Chociaż nalegać też mu się nie chciało. Z resztą nie chciał, by młody Bóg został zamordowany na jego podwórku. Podszedł do niego powoli, po czym pochylił się nad nim i na bardzo krótką chwilę złączył ich usta. Odsunął się jednak spoglądając na niego tak, jakby nic się nie stało.
    - Uznajmy więc, że to była zapłata - powiedział spokojnie, głaszcząc łeb ptaka.
    Skinął na chłopaka, by poszedł za nim i wyszedł z pokoju, nawet się nie oglądając. Kruk zakrakał mu na odchodne, jakby mówił "dobranoc". Podeszwy jego butów stukały cicho o drewniany parkiet, kiedy przechodził przez korytarz, do sypialni. Dziewczyna spojrzała wyczekująco na Demona. Odprawił ją niedbałym gestem nie zaszczycając nawet spojrzeniem.
    - Jeśli chcesz, możesz wziąć kąpiel - odparł zerkając przelotnie przez ramię. Cóż, nawet jeśli chłopak zostałby w salonie tak czy inaczej musiałby go usłyszeć.

    OdpowiedzUsuń
  42. - Ha ha ha... Ty myślisz, że ot tak cię zabiję? Grubo się mylisz. Teraz patrzy na nas twój ojciec, Helios, a w nocy Luna będzie wylewać łzy nad twoim postępkiem. Nie dołączysz do nich, jeśli ja tego nie zechcę, bożku.
    Jak wściekła furia i obłęd nie działały na chłopczyka, to wolał podejść do sprawy wyrafinowanie. Zmiana podejścia była nawet korzystna, bo mógł lepiej dawkować kolejne porcje bólu.
    - Skoro jednak pragniesz śmierci, to czemu nie dać ci przedsmak? W końcu jesteś przecież tylko tchórzem za którego wstydzą się twoi rodzice.
    Moran chwycił dzieciaka za włosy i, ciągnąc go po piasku, skierował się w stronę morza. Ostatnią kulą zranił go po wewnętrznej strony uda i wrzucił go do wody. Rana, piasek i słona woda, jak wiadomo, nie idą w parze i w tym momencie bożek powinien doznawać ogromnego bólu. Kupiec sobie jednak spokojnie wymienił naboje w bębenku i czekał na krzyk. W końcu oboje byli tuż przy brzegu, więc nawet jeśli Unique chciał się utopić, to nie miałby szans.

    OdpowiedzUsuń
  43. Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę. Szybko jednak wskazał na drzwi po przeciwnej stronie pokoju, tuż obok szafy połączonej z kredensem. Przeczesał palcami włosy, pozbywając się swojej przygładzonej, dopasowanej pod kapelusz fryzury. Pasma włosów opadły wokół jego twarzy przeplatając się z podwiniętymi rzęsami. Mrugnął wracając wzrokiem do zarumienionego chłopaka. Uznał to za komplement, chociaż nic głośnio nie powiedział.
    - Znajdziesz tam świeże ręczniki i ubranie - powiedział miękko, przestępują krok do przodu, by nie dzieliła ich za duża odległość. Nie chciał mówić, że to jego koszule. Ot tak, po prostu. - Jeśli w nocy zgłodniejesz lub będzie chciało ci się pić możesz przyjść do mnie do salonu, albo samemu się obsłużyć. Moja służka nie będzie cię niepokoić aż do rana - obiecał wiedząc, że sama z siebie i tak by tego nie zrobiła.

    OdpowiedzUsuń
  44. - Och, kochana Luna wreszcie się odezwała? Cóż, nie mnie to oceniać, ale zastanawiam się czemu była cicho tak długo, gdy prosiłem ją o pomoc lub wskazówkę? Wiesz moja droga, że to co ja robię jest niczym w porównaniu z tym co robił z nim Uraziel. A tak. Nie zapominaj, że twoja magia na mnie nie działa. Mogę mieć postać człowieka, ale to nie znaczy, że nim jestem.
    Zaśmiał się w głos. Trochę szaleńczy, jednak to nie szaleństwo w nim było przerażające. Przerażający w nim był chłód i stal brzmiąca w każdej nucie.
    - Poza tym tylko od ciebie, UNIQUE, zależy ile bólu wycierpisz. Bierz się wreszcie do treningu, albo to zadrapanie będzie tylko początkiem. Mamy tu w końcu mnóstwo słonej wody.
    Rozpostarł ręce i powoli się obrócił wokół własnej osi. Nie żartował. Cała uraza chowana przez wieki jego życia mogła wreszcie się ukazać. Ciągle kochał tę boginię i szczerze powiedziawszy tylko dlatego ten smarkacz jeszcze żył. Jedyny przejaw miłosierdzia, na jaki mógł się w tym momencie zdać Gondra.

    OdpowiedzUsuń
  45. Odprowadził go tylko wzrokiem, po czym zamknął za sobą drzwi, kiedy opuszczał sypialnię. Wrócił do salonu i usiadł na fotelu. Syknął coś cicho po starogrecku. Nie musiał długo czekać, by jego służąca przyniosła mu kolejny kieliszek krwi. Podała mu książkę, którą od kilku dni łapczywie czytał, po czym z niskim pokłonem usadowiła się pod fotelem nucąc coś pod nosem. Demon uśmiechnął się mimowolnie zerkając na nią z góry. Wsunął okulary na nos podpierając podbródek na wierzchu dłoni i przesunął opuszkami palców, po jej bordowych włosach.
    - Nie musisz tego robić - odparł cicho, znacznie łagodniej, niż kiedy zwracał się do dziewczyny przy chłopaku. Uśmiechnęła się do niego subtelnie patrząc wprost w jego oczy. Westchnął cicho. - No dobrze - powiedział czule przenosząc wzrok na książkę.

    Upił jeden z ostatnich łyków z kieliszka, rozkoszując się metalicznym posmakiem krwi. Zerknął przelotnie na służkę, która drzemała przy jego fotelu z głową opartą o poduszkę, na której siedział. Przewrócił strony książki błądząc wzrokiem po tekście. Podniósł jednak spojrzenie słysząc głos chłopaka.
    - Oczywiście - wsunął zakładkę między strony i zamknął książkę. Odłożył ją na stolik obok kieliszka. Zsunął okulary z nosa, po czym ułożył je na twardej okładce. Podszedł do chłopaka i subtelnym gestem polecił mu iść za sobą.

    OdpowiedzUsuń
  46. - Naprawdę jesteś beznadziejny. Lekka rana i już mdlisz. Nie mam pojęcia, jak z połączenia Heliosa, wielkiego wojownika i jeźdźca słońca oraz Luny, księżycowej matki mogła powstać taka osoba, jak ty. Co zrobił Uraziel nie jest tajemnicą. Wszyscy wiedzieli, że miał jakiegoś niewolnika, którego traktował gorzej niż śmieci.
    Moran przysiadł na kamieniu i wyciągnął cygaro, które zapalił przy pomocy zapałki. Siwe kręgi powoli wznosiły ku niebu w miarę, jak ubywało cygara. Po całej tej złości czuł się lekko zniechęcony. Dzieciak był złamany, a obecna praca co najwyżej mogłaby pogłębić ten stan rzeczy.
    - Mam prośbę Luna. Tymczasowo nie rozmawiaj z synem. Ze względu na jego dobro, nie pomagaj mu teraz. A ty, Unique, odpowiedz mi szczerze. Co zrobiłeś, by twoi rodzice mogli czuć się dumni? Powiedz mi szczerze, czego dokonałeś w swoim życiu odkąd upadła stara wiara, by sprawić, że Luna i Helios z dumą mogli powiedzieć, że jesteś ich synem?

    OdpowiedzUsuń
  47. Tym razem zerknął na niego przez ramię, by sprawdzić czy chłopak idzie za nim. Zostawił śpiącą służkę w salonie i poprowadził chłopaka do kuchni. Wskazał mu gestem obite miękkim materiałem krzesło, sam zaś wyjął z kredensu literatkę, by nalać do niego wody. Zerknął ponownie przez ramię, zawieszając na nim uważne spojrzenie.
    - Dręczą cię koszmary? - Spytał, jakby czytał w myślach chłopaka. Raczej jednak po prostu się domyślił, w końcu znał jego historię, w dodatku dość przykrą. Dziwnym byłoby, gdyby nie miał koszmarów.
    Postawił przed nim szklankę, sam zaś usiadł na drugim krześle przyglądając mu się ze swego rodzaju zafascynowaniem, którego nie okazywał od dłuższego czasu.
    - Jeśli chcesz, możesz posiedzieć ze mną.

    OdpowiedzUsuń
  48. - I tu dochodzimy do konkluzji twojego nic nie wartego życia... - Szare kółka zostały zastąpione przez cienką stróżkę dymu, gdy przemawiał. - Twoje życie było i jest nic warte. A teraz ważne jest to, czy chcesz by zaczęło coś znaczyć w tym świecie? Mogę cię zostawić w tym rynsztoku, do którego trafiłeś, a gdzie będziesz żyć w wiecznym strachu dopóki ktoś cię nie wykończy lub dopóki Uraziel cię znajdzie. Mogę, ale nie muszę. Sam zdecyduj. Jednak ostrzegam. Odpowiedź jaką teraz mi dasz będzie ostateczna. Albo będziesz mnie przeklinać codziennie i staniesz się kimś, albo rozejdziemy się, a twoje życie wróci na stare tory.
    Prosty układ. Bardzo prosty i bez żadnych ukrytych celów, co dla Morana jest dość niezwykłe. Bardzo rzadko daje tak hojne propozycje, a jako kupiec, to już w ogóle tego nie robił. Chyba dalej zazdrości Heliosowi jego żony.

    OdpowiedzUsuń
  49. Nie przypatrywał mu się nachalnie, nie patrzał na niego jak na mięso. Tylko jak na rozmówcę. Błądził wzrokiem jedynie po twarzy chłopaka. Praktycznie wcale nie opuszczał spojrzenia z oczu chłopaka. Uśmiechnął się tylko, na jego pytanie i pokręcił lekko głową, przez co pojedyncze pasma jego włosów zadygotały lekko.
    - Nie krzyczałeś - odparł cicho podpierając podbródek na wierzchu dłoni opuszczając nieznacznie ciężkie powieki. - Po prostu wyglądasz na osobę, która nie sypia za dobrze. Często nieprzyjemna i dotkliwa przyszłość, nie daje się odrzucić w zapomnienie wracając w najgorszych koszmarach.
    Zakończył cichym westchnieniem. Mówił spokojnie, jakby udzielał porad młodszemu bratu lub rozmawiał z niesfornym uczniakiem. Odchrząknął cicho wydobywając z kredensu kolejny kieliszek oraz butelkę po winie. Napełnił koniakówkę niemal po same brzegi, po czym upił delikatny łyk.
    - Cóż, rozumiem - dodał odstawiając szkło na drewniany stolik. Podniósł spojrzenie na chłopaka i uśmiechnął się do niego niemal niezauważalnie. Właściwie nie wiadomo było, czy to uśmiech, czy cień z lampy naftowej, błądzący po jego twarzy. - Nie będę cię zaganiał do łóżka, nie moja w tym głowa.
    Przecież nie zmusi go do snu prawda?

    OdpowiedzUsuń
  50. Roześmiał się ponuro. Tak... Unique złamał się po raz kolejny w swoim życiu, choć w tym przypadku będzie mógł się odrodzić jako ktoś nowy. Ktoś, kto wreszcie będzie sterować swoim życiem, jak zwycięzca.
    - Zgoda. Jednak najpierw zrobimy pe-wną, ma-łą rzecz. - Przyłożył lufę rewolwera do jego lewego ramienia i pociągnął za spust. - Koniec z dziwkowaniem. Jeśli chcesz by jakiś facet cię przeleciał, pieniądze nie mają grać w tym roli. - Drugi strzał, poniżej pierwszego. - Praca ma być dla ciebie zaszczytem. - Trzeci strzał, tym razem w powietrze. - A ja jestem od teraz twoim mistrzem, nauczycielem i okażesz mi szacunek, jaki okazują moi podwładni, a nie przerażenie, które widzę u niewolników.
    Strzelił czwarty raz, jakby się zamyśliwszy nad słowami, które jeszcze miał przekazać. Oczywiście nic więcej mówić nie musiał. Ani nie chciał nawet. Poza tym zrobił na razie to co musiał i pozbawił dzieciaka możliwości dotychczasowej pracy. Mógłby go nawet zatrudnić, jako magazyniera lub tragarza, ale nie miał zamiaru przeszkadzać młodzikowi w szukaniu pracy. Chciał, by ten najpierw wykazał inicjatywę, która pokryłaby jego gotowość do zmiany.

    OdpowiedzUsuń
  51. Cóż, jeśli był zaskoczony, to doskonale to maskował. Upił kolejny łyk z kieliszka milcząc przez dłuższą chwilę. Takie komplementy nie były dla niego codziennością. A raczej spotkał się z nimi dwa razy w życiu. No, teraz już trzy. Przez bardzo krótki moment zastanawiał się, jak odpowiedzieć na słowa chłopaka. Szybko doszedł do wniosku, że nie ma co filozofować.
    - Dziękuję - odparł ze szczerą wdzięcznością i skłonił lekko głowę. Zawiesił iskrzące spojrzenie na tej dziecięcej buzi, która z każdą chwilą zaskakiwała go coraz bardziej. I coraz bardziej go intrygowała. - Przyznam, że rzadko ktoś raczy takimi grzecznościami.
    Podniósł się powoli słysząc burczenie w brzuchu chłopaka. Uśmiechnął się szerzej, bardziej widocznie, niż chwilę temu. Otworzył kosz z owocami i wyjął miskę jabłek, po czym postawił ją przed chłopakiem.
    - Nic się nie stało - odparł ciepło na powrót siadając na miękkim krześle. - Jeśli wolisz chleb lub mięso, powiedz.

    OdpowiedzUsuń
  52. Uniósł lekko brwi tak, że zniknęły pod przydługawymi pasmami czarnych włosów. Oczywiście, że nie miał zamiaru wpychać nic w niego na siłę. Jakby się tak nad tym zastanowił, to za pewne odzywały się dobre maniery, a raczej chęć uchodzenia za dobrego gospodarza. Może o to było dziwne. Demon, który chce ugościć kogoś w swoich progach? Ale on po prostu przez wiele wieków nabrał niektórych ludzkich cech i choć już od dawien dawna przypominał ojcu człowieka, czasami dochodził do wniosku, że przebywanie z nimi również ma na niego jakiś wpływ.
    - To nie dokarmianie - odparł spokojnie wodząc opuszkiem palca po krawędzi kieliszka. - Uznaję to za część zapłaty. Zapłaciłeś nie za nocleg, ale moją gościnę.
    Spojrzał na niego znacząco. Wątpił, by chłopak tak po prostu wyrzucał z pamięci to, co się działo w jego życiu, więc obstawiał, że doskonale wiedział, o czym ten mówił.

    OdpowiedzUsuń
  53. - Cóż, smarkaczu. Mówiłem ci, że zamienię twoje życie w piekło. Poza tym trzeba wzmocnić trochę więcej mięśni, niż dupa, ręka oraz usta. I powiedziałem jasno. Koniec z dziwkarstwem.
    Pokręcił głową z dezaprobatą, gdy zobaczył, jak szczyl kładzie się na ziemi. Rany, które dostał nawet nie zasługiwały na miano ran. Mogły piec i sprawiać ogromny ból w zetknięciu z solą i piaskiem, ale nawet nie krwawiły zbyt mocno. Ot drobne strużki czerwieni błądzące po ciele i zmywane przez fale.

    [Moran każe. A co Unique zrobi, to jego sprawa przecież. Byleby nie dał się złapać kupcowi, bo wtedy nawet Uraziel będzie wyglądać przy Gondrze jak kompletnie niewinna duszyczka XD ]

    OdpowiedzUsuń
  54. - Co ty wiesz gówniarzu, co ja przeżyłem? Ale to moje wspomnienia, a twoją rolą jest stworzyć nowe dla siebie.
    Moran odrzucił resztkę cygara i zapalił sobie nowe, po czym wymienił naboje w broni. Puste łuski wrzucił po prostu do morza, po czym odszedł w stronę miasta. Miał szkolić dzieciaka i sprawić, by stał się kimś. Nie miał zamiaru go jeszcze niańczyć przy tak delikatnych obrażeniach. Na odchodnym rzucił tylko pieniądze, które powinny wystarczyć mu na jakiś lek i dwa ciepłe posiłki. Czy dotrze na nie, czy nie to go nie obchodziło.

    OdpowiedzUsuń
  55. Uśmiechnął się przechylając nieznacznie kieliszek najpierw w jedną, później w drugą stronę przyglądając się bordowej cieszy spływającej po szkle do środka.
    - Dla mnie jest wystarczające - odparł spokojnie. Nie miał zamiaru tego mówić, jednak wiedział, że innym sposobem by go nie przekonał. - Sam nie jestem w stanie zjeść tylu owoców. Prawdę mówiąc nie przepadam za nimi szczególnie.
    To nie było kłamstwo. Po prostu nie powiedział chłopakowi całej prawdy. Odsunął włosy z oczu. Uciążliwie łaskotały jego policzki i skronie. Odchrząknął cicho przyglądając się lekko, jak chłopak ze smakiem je.
    - Nawet wśród osób mojego pokroju trafiają się wyjątki - przygryzł dolną wargę, po raz pierwszy okazując jakiekolwiek detaliczne uczucia. Z doświadczenia wiedział, że im wyższy Demon, tym lepsze okazywał maniery. - Ale po świecie nadal chodzą dobrzy ludzie.

    OdpowiedzUsuń
  56. [Molestujesz biednego Dantaliona?! Jak możesz, on jest taki bezbronny!]

    Machnął leniwie dłonią na znak, że to przecież nic takiego. Lepiej było, by chłopak zjadł te owoce, niż spleśniały. Ostatecznie uroczy dziadzio, od którego dostawał jabłka i tak mu w najbliższym czasie podeśle kolejny kosz, więc coś z tym musiał zrobić. A od wina wolał... Coś innego.
    Spojrzał na chłopaka ze zdziwieniem. On go dotykał. Nie brzydził się nim, och nie! Tak po prawdzie na swój sposób był pociągający, szczególnie z tą dziecięcą niewinnością. Jednak dotknął go ot tak, bez pozwolenia. To było dziwne i chyba nawet nie specjalnie chciane. Od dawien dawna sam musiał wykazać inicjatywę, by pozwolić się dotknąć. A tu taka samowolka! Nie przeszkadzało mu to. Po prostu zawsze roztaczał wokół siebie barierę, której nikt sam od siebie nie przekraczał. Nigdy.
    Kiwnął powoli głową układając jedną dłoń na jego ramieniu. Chyba nie miał wyjścia, jak po prostu mu na to pozwolić. Jakoś nie potrafił go tak po prostu wypłoszyć, szczególnie, że patrzał na niego tymi wielkimi, lśniącymi oczętami. Aż miał wrażenie, że spojrzenie największego, najgroźniejszego wroga przy skrzywdzonych oczach dziecka to w rzeczywistości miły gest.
    - Jeśli chcesz... To w porządku, mnie to nie będzie przeszkadzało.

    OdpowiedzUsuń
  57. To nie on był wyjątkowy. Ale przynajmniej nie był już nazywany człowiekiem. Mimo swojego uwielbienia dla tego gatunku niechętnie przyjmował takie porównywanie. Oczywiście chłopak nie musiał wiedzieć, kim jest! A on nie zamierzał tak po prostu z tym wyskakiwać... Nie, to stanowczo nie było w jego stylu. Może, jak zapyta. MOŻE.
    Pogłaskał go delikatnie po plecach, niemal przesuwając palcami jedynie po materiale za dużej na niego koszuli. Odsunął od siebie kieliszek, by nie czuć swądu krwi, po czym spojrzał na chłopaka. Jeśli już miał czuć jakiś zapach, to wolał woń Bożka, niż krwi. Z resztą i tak nigdy mu się nie podobał.
    - To ty jesteś wyjątkowy, Unique - odparł cicho, ledwo poruszając ustami. - Przez całe moje życie nikt tak po prostu nie chciał mnie dotykać.
    Uśmiechnął się. Dobrze, że nie zabrzmiało to jak użalanie się nad sobą. Bo tak na prawdę wcale mu to nie przeszkadzało. Był samowystarczalną istotą, a przynajmniej za taką właśnie starał się uchodzić.

    OdpowiedzUsuń
  58. Zaufanie Demonowi nie zawsze, a raczej na ogół nie wróżyło niczego dobrego, dla strony ufającej. Zawsze należało zachować dystans, minimalny, ale jednak.
    Westchnął ciężko na jego słowa. Nie znosił się powtarzać. To była druga rzecz, której nienawidził najbardziej, zaraz po kotach. Pokręcił nieznacznie głową ujmując w palce jego podbródek, by zmusić chłopaka do spojrzenia sobie w oczy.
    - Jesteś wyjątkowy, skoro pozwoliłem ci bezkarnie się dotknąć. - Przesunął kciukiem po dolnej wardze chłopaka ścierając resztki lepkiego soku z jabłka. Tak, to było wyróżnienie. I to nie małe! - Po prostu masz za mało pewności siebie, by to dostrzec. Ale powinieneś wierzyć "dobrym ludziom".
    Zabrzmiało to trochę ironicznie, jednak o to mu chodziło. Nie był ani dobrym, ani człowiekiem. Po prostu był i obdarzał innych swoimi kaprysami, nawet jeśli tego nie dostrzegali.
    Spojrzał w stronę drzwi, jakby spodziewał się gościa. Szybko jednak opuścił ciężkie powieki, kiedy drobne kroki delikatnych stópek oddaliły się w przeciwną stronę.

    OdpowiedzUsuń
  59. Pokręcił głową z miną, która świadczyła o tym, że najwyraźniej nie jest to osoba godna uwagi. Miał jednak zamiar odpowiadać, tego nakazywała kultura. Pytanie - odpowiedź.
    - Moja służka - rzucił lakonicznie zerkając przelotnie na niemal opróżniony kieliszek. Ach, musiał jeszcze trochę poczekać! Chociaż zapach krwi chłopaka był kuszący, obiecał. Z resztą polował tylko na jedną osobę. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak głupio by to zabrzmiało.
    - Poznałeś ją już - dodał niechętnie. Skubnął dolną wargę, jakby się nad czymś zastanawiał. - Nie chcesz wrócić do salonu?
    Uznał, że wygodniej będzie siedzieć na fotelu lub otomanie niż kuchennym krześle. Mimo, że było obite miękką gąbką i atłasem.
    Właściwie, to nie miał zamiaru czekać na jego odpowiedź. Wsunął dłoń pod kolana chłopaka, drugą obejmując go w talii, po czym wstał i bezceremonialnie wyszedł na korytarz. W oddali zniknęły bordowe włosy, kiedy dziewczyna znikała w sypialni, by poprawić łóżko. Demon nawet nie spojrzał na butelkę po winie pamiętając, że przecież jedną zostawił przy książce.

    OdpowiedzUsuń
  60. Wzruszył lekko ramionami. Było mu to obojętne, na obecną chwilę. Siła interesowała go tylko wtedy, kiedy musiał bawić się w egzorcystę.
    - U mnie to dziedziczne - odparł wymijająco, jednak zgodnie z prawdą. Właściwie, to większość stworzeń grzeszyła siłą. Jak się tak nad tym zastanawiał głębiej, to zawsze była masa cech, która zamiast je wyróżniać, czyniła je pospolitymi. Nawet większość żywiła się w ten sam sposób i polowała niemal tak samo.
    Wniósł chłopaka do pokoju dziennego (a raczej jedynego, którego używał), po czym posadził go na swoim fotelu. Sam zaś, usiadł na pałąku, tym bliżej stolika, i dopił jednym łykiem zawartość kieliszka. Spojrzał na chłopaka, uśmiechając się subtelnie do niego.
    - Chociaż nie trzeba być silnym, by podnieść taką chudzinkę jak ty.

    OdpowiedzUsuń
  61. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  62. Spojrzał na niego z niedowierzaniem. Jeśli miał zamiar powiedzieć, że planuje dietę, to byłby w stanie sam zacząć w niego wypychać bochenki chleba. I jabłka, bo najwyraźniej je lubił. Pokręcił lekko głową krzyżując przedramiona na torsie.
    - Chyba od dawna nie przeglądałeś się w lustrze - westchnął żałośnie, jakby miał zamiar teraz zaraz wyczarować mu wielkie zwierciadło, w którym mógłby się przejrzeć. Wzruszył jednak ramionami na znak, że nie ma zamiaru drążyć tego tematu. Przyjrzał mu się z uwagą, jakby chciał sprawdzić czy może przez przypadek chłopak nie obrósł tu i ówdzie tłuszczykiem.
    - Nie jest ci zimno? - Spytał widząc, jak się kuli na fotelu, chociaż przypuszczał, że robi to być może z innego powodu.

    OdpowiedzUsuń
  63. Westchnął ciężko, niemal z politowaniem. Nie chciało mu się ciągnąć tej dyskusji. Zamiast odpowiadać, po prostu zgarnął w smukłe palce szyjkę butelki i napełnił kieliszek niemal po same brzegi. Skrzywił się nieznacznie pod nosem, kiedy zapach krwi znów zaczął się kręcić wokół jego ust.
    Zacisnął wargi na krawędzi pękatego kieliszka i przesączył łyk przygryzając szkło kłami. Czarny ptak zakrakał cicho i przeleciał przez pokój, by usiąść na ramieniu właściciela i wbić delikatnie ostre pazury w materiał lnianej koszuli. Demon pogładził lśniące pióra swojego pupila i westchnął cicho odstawiając kieliszek.
    - Zawsze się czerwienisz - stwierdził przenosząc wzrok na chłopaka. - Na prawdę tak cię krępują moje słowa?

    OdpowiedzUsuń
  64. Uniósł brwi i zaśmiał cię dźwięcznie, jednak cicho, przytykając zgięty palec do ust. Taki mały nawyk, po którym można było rozpoznać, kiedy coś szczególnie go bawi.
    - Nie musisz mnie przepraszać za taką błahostkę - powiedział rozbawiony, co zaskoczyło go i to szczerze. - Nie martw się, nie będę zaglądał pod... Twoją koszulę, jeśli nie będziesz tego chciał.
    Koszula była jego, ale i tak w niej nie chodził, więc mógł mu ja odstąpić już tak na Amen. Potargał niebieskie pasma włosów chłopaka, po czym podniósł się i zdjął z otomany miękki koc. Przykrył nim chłopaka, otulając go szczelnie brązowym materiałem. Wrócił na swoje miejsce, na powrót krzyżując przedramiona na torsie.
    - Proszę, teraz już nie musisz się o nic martwić.

    OdpowiedzUsuń
  65. - Nie musisz mi cały czas dziękować - westchnął przyglądając mu się spod kurtyny rzęs i pasm grzywki.
    Pogłaskał ptaka po łbie z miną, jakby się nad czymś zastanawiał. Przeczesał palcami włosy, które mimowolnie opadły mu na nos i policzki. Odsunął je nieznacznie kciukiem, żeby chociaż widzieć chłopaka.
    - Jeśli chcesz możesz się położyć. Nie musisz spać - dodał pamiętając, że przecież to koszmary go wyciągnęły z łóżka. Zerknął przelotnie na kruka, a ten musnął piórami jego policzek i przemknął przez pokój jak cień, by zasiąść dumnie na pałąku otomany, jakby zapraszał chłopaka do drzemki.

    OdpowiedzUsuń
  66. - To nie tak, że mi to przeszkadza - odparł spokojnie przyglądając mu się, jednak nie robił tego nachalnie. - Nie musisz mi dziękować, ponieważ widzę wdzięczność w twoich oczach.
    Rozpiął miedziane guziki swojej kamizelki, po czym powiesił ją na oparciu fotela. Spojrzał na ptaka i skinął nieznacznie głową. Zakrakał cicho rozkładając skrzydła, pokazując, by spokojnie oddał się objęciom Morfeusza. Demon podniósł się powoli i wyciągnął dłoń do chłopaka z drobnym, ciepłym uśmiechem na ustach, którym chciał mu dodać otuchy.
    - Nie zostawię - obiecał cicho. - Zostanę z tobą dopóki się nie obudzisz - dodał miękko i łagodnie.
    Sam nie pamiętał, kiedy ostatni odnosił się do kogoś w ten sposób. Jednak doskonale pamiętał osobę oraz okoliczności, w jakich rozmawiali. Pamiętał wszystko. Kolor je włosów, oczu, karminowe usta, które uśmiechały się do niego, gdy tylko starał się zrobić jej przyjemność. Pamiętał miejsce, w którym się spotkali oraz wszystkie późniejsze wydarzenia, a w szczególności jedno. Odpędził od siebie te myśli uznając, że tak po prawdzie nie są bolesne. Ujął szczupłe palce chłopaka i poprowadził go do leżanki, na krawędzi której Dantalion zaraz usiadł.

    OdpowiedzUsuń
  67. Odsunął pasmo włosów z jego czoła, które po chwili musnął ustami z uczuciem, że dotyka pór swojego pierzastego przyjaciela. Kruk zakrakał cicho, jednak Demon przyłożył palec do ust, by go uciszyć. Osoba z zewnątrz mogłaby uznać to za coś dziwnego. Traktował zwierzę, jak człowieka. Jednak jemu było to obojętne.
    Spojrzał na twarz chłopaka z wrażeniem, że taka sytuacja już miała miejsce, jednak nie potrafił jej umiejscowić w czasie. Objął delikatnie palcami dłoń chłopaka, kiedy zauważył, że porusza się niespokojnie pod kocem. Ułożył ją na swoich kolanach, głaszcząc opuszkami delikatną górę na wierzchu dłoni.
    - Więc śpij Unique - szepnął tak cicho, że sam siebie nie usłyszał. Ledwo poruszył ustami wpatrując się w niego miękko, jakby twarz chłopaka miała mu dać jakąś wskazówkę.

    OdpowiedzUsuń
  68. Spędził przy nim całą noc, nie odczuwając zmęczenia. Sam nie sypiał, ponieważ nie lubił. Sypialnia służyła tylko do ozdoby. Tak, by nie wzbudzić w potencjalnym gościu podejrzeń. Głaskał leniwie dłoń chłopaka, dopóki nie miał pewności, że śpi. Nie puścił jej jednak, by czuł, że jest przy nim. Tak jak obiecał i chociaż nie złożył wiążącej obietnicy, nie miał zamiaru dać mu poczuć, że ją łamie.
    Oderwał wzrok od jego twarzy dopiero wtedy, kiedy do pokoju zawitała jego służka, jak zwykle milcząc. Wskazała jednak tylko na zasłonięte okno. Demon gestem poprosił, by rozsunęła ciężkie firany, a sam pochylił się nad chłopakiem. Było mu ciężko go obudzić. Wiedział, że to najprawdopodobniej pierwsza i ostatnia spokojna noc, którą miał okazję przespać bez koszmarów. Szepnął coś cicho do kruka, a ten przemknął przez pokój i usiadł na ramieniu kobiety. Zakrakał cicho, wprost do jej ucha. Dygnęła z gracją i bezszelestnie wyszła z izby.
    Dotknął delikatnie jego policzka i pogładził go słabo, nie chcąc zbyt gwałtownie wyrywać go ze snu. I co niby miał powiedzieć? Wstawaj śpiochu już ranek? Nie był w tym dobry. Tylko kilka razy spędzał w ten sposób noc i zawsze czekał, aż ktoś sam się obudzi. Westchnął jednak cicho nachylając się bardziej nad nim.
    - Już ranek - powiedział cicho, nieco zachrypnięty.

    OdpowiedzUsuń
  69. Nie wyróżniał dni na dobre i złe. Nawet zastanawiał się, dlaczego w każdym powitaniu i pożegnaniu brzmiał taki optymizm. Dobry wieczór... Dobranoc... Dzień dobry... Dla nich wszystko było dobre
    Kiwnął powoli głową, przeczesując smukłymi palcami czarne pasma włosów, by widzieć go wyraźnie. Niestety kosmyki znów opadły na jego oczy, przez co westchnął cicho uznając, że za jakiś czas znów spróbuje.
    - Obiecałem przecież, że cię nie zostawię, prawda?
    Może ludzie w to nie wierzyli, ale dla Demona honor był jedyną wartością, którą na prawdę cenił i byłby w stanie za niego umrzeć. No... Przynajmniej większość.
    O dziwo gest chłopaka go nie zaskoczył. Może i go nie przewidywał, jednak zszokowany nie był. Uśmiechnął się jedynie delikatnie na znak, że nie ma za co. W końcu robił to... Właściwie sam nie wiedział, dlaczego miał taki napad dobroci, ale jakoś nie specjalnie mu to przeszkadzało. Nie w tej chwili.
    Kiedy wcisnął się na jego kolana nie narzekał. Właściwie w nocy też nie narzekał... Objął go w pasie, by przez przypadek nie spadł, co było niezwykle prawdopodobne, gdyby Dantalionowi jednak przyszło do głowy wstać bez uprzedzenia. Co czasem mu się zdarzało, ale wtedy zwykle trzymał na kolanach jakieś zwierzęta.
    - Moja służka przygotowała dla ciebie śniadanie - powiedział spokojnie, zerkając na drzemiącego kruka. Schował łebek pod skrzydełkiem oddychając spokojnie i równomiernie najwyraźniej odprężony.

    OdpowiedzUsuń
  70. Spojrzał w dół, jednak wzrok Demona nie odszukał twarzy chłopaka. Ukrył ją w jego koszuli. Nie zareagował na to w żaden sposób, jedynie nie spuszczając z niego uważnego wzroku.
    - Nie mam powodu, by łamać daną ci obietnicę - odparł miękko przesuwając koniuszkiem języka po dolnej wardze. Zawadził przy okazji o ostre jak igły kły czując, że sam tez powinien coś "zjeść". pogłaskał go po włosach z jedynie sobie znanym uśmieszkiem, błądzącym po ustach. - Sam mówiłeś, że jestem wyjątkowy i dobry - zauważył ze słusznością.
    Nie kazał mu się wszystkiego domyślać, jednak on był do tego przyzwyczajony, więc po prostu czasami się zapominał. Miewał odczucie, że wszyscy dedukują tak jak on. Dopiero po jakimś czasie docierało do niego, jak bardzo się myli.
    Skinął nieznacznie głową, po czym objął go mocniej w pasie i uniósł tak, jakby nic nie ważył.
    - Pełen pakiet usług - przypomniał z szerszym, niemal ludzkim uśmiechem.
    Minął śpiącego ptaka, po czym podszedł do fotela zerkając przelotnie przez ramię. Kobieta weszła do izby z tacą, na której ustawiła bochenek chleba wraz z masłem, serem i szynką. Demon nie przyglądał się jej zawartości uważnie, jednak wiedział, że Bożek będzie mógł znaleźć tam więcej interesujących go dodatków wraz z herbatą.

    OdpowiedzUsuń
  71. Skinął głową do kobiety na odchodne, kiedy ustawiła tacę na stoliku, zbierając książkę wraz z butelką po winie oraz kieliszku. Ostrożnie złożyła jego okulary i ułożyła na kredensie, po czym zaczęła wycierać półki z drewna sosnowego, pozbywając się kilku pyłków kurzu.
    - Lubię zaskakiwać - przyznał niemal szczerze.
    Fakt był taki, że lubił, ale od lat tego nie robił rozmyślnie, chociaż wyrazy twarzy innych zawsze podnosiły jego ego. Westchnął cicho, słysząc jego pytanie. Chyba sobie nawet obiecał, że odpowie. Może nawet zrobiłby to bez tej obietnicy.
    Demon usiadł na fotelu sadzając chłopaka na swoich kolanach. Bożek wyglądał na zadowolonego, kiedy mój się do niego przytulić. Rozluźnił lekko uścisk, by w razie czego mógł zeskoczyć z jego kolan. Nie byłby tym zaskoczony. A nawet jeśli, nie dałby po sobie tego poznać. Chociaż chłopak za pewne już nie raz spotykał kogoś z jego rasy.
    - Jestem Demonem - odparł bez ogródek, niemal z dumą sięgając po swoją filiżankę herbaty, jakby tym miał podkreślić swoje słowa.

    OdpowiedzUsuń
  72. Zamyślił się na chwilę szukając odpowiednich słów, którymi mógłby opisać swoją dietę.
    - To zależy od osobowości - odparł w końcu zgodnie z prawdą. - Ale nasz organizm potrzebuje krwi. Większość Demonów nie zabija, nie ma takiej potrzeby, a nie przepadamy za robieniem niepotrzebnych rzeczy.
    To była prawda. Robienie czegoś beznadziejnego, niepotrzebnego nie leżało w naturze większości. Tak, większości. Jak wszędzie zdarzały się wyjątki. On nawet był tego żywym dowodem. Odstawił filiżankę na stolik przyglądając mu się, jak je.
    - Mogę przeżyć na ludzkim jedzeniu, ale prędzej czy później i tak zacznę się rozglądać za krwią. To drobna różnica, pomiędzy mną a Wampirem. On zabija, ja nie. Dla niego krew jest podstawą, dla mnie nie.
    Nie miał zamiaru wspominać, że nie pija martwej krwi. Bo było jak wbicie sobie gwoździa do trumny. Nie sądził by to akurat chłopak uraczył go takim przysmakiem. Jednak znał różne dziwne przypadki, więc wolał być przezorny. Zamyślił się na chwilę. W sumie wspominanie o boskich pokarmach też nie było konieczne, więc postanowił poczekać na ewentualny kolejny zestaw pytań.

    OdpowiedzUsuń
  73. Pokręcił stanowczo głową. Nie miał zamiaru tego robić z wielu powodów. Miał zamiar podać tylko niektóre. Nie był zbyt rozgadany i jakoś nigdy nie przepadał za dyskusją o sobie oraz swoich poglądach.
    - Twoja krew jest potrzebna tam, gdzie jest teraz - odparł spokojnie biorąc kanapkę, którą "uprzejmie" zrobiła dla niego dziewczyna. Przyjrzał jej się z błyskiem w oczach, po czym ugryzł kawałek uznając, że jest smaczna. Otulił chłopaka ramieniem, opierając nadgarstek na brzegu stolika.
    - Nigdy nie brałem krwi, jako zapłatę - dodał przyglądając mu się z cieniem podejrzliwości. W końcu mógł uznać, że w ten sposób mu się odwdzięczy... Albo i nie. Nie ważne. - Poza tym korzystam z "usług" tylko jednej osoby. To kolejna różnica pomiędzy mną, a pospolitą pijawką.
    Uśmiechnął się do niego. Tak o, od serca. Nawet jemu sie zdarzało, a co!

    OdpowiedzUsuń
  74. Jedna z jego brwi powędrowała w górę, niemal znikając pod pazurkami pasm jego włosów. Dziwnie to wyglądało, nawet dla kogoś, kto teoretycznie widział już wszystko. W dalszym ciągu widywał istoty, które potrafiły go zaskoczyć. Tak. To było niesamowite.
    Westchnął ciężko starając się nie ruszać, by chłopak się nie oparzył. I co on miał z nim zrobić? Fakt, była to pierwsza osoba od wielu wieków, która proponowała mu swoją krew bez jego inicjatywy. Ale to tylko sprawiło, że nie chciał przyjmować oferty. Nie dlatego, że "był drapieżnikiem" i nie miałby zabawy. To dobre wyjaśnienie dla pomniejszych Demonów, które chcą uchodzić za groźne. On po prostu to doceniał i tą właśnie odmową to pokazywał.
    - Obiecałem przecież, że nie zrobię ci krzywdy, prawda? - Powiedział spokojnie zgodnie z prawdą. - To podpadało by pod łamanie obietnicy. Nie lubię łamać obietnic.

    OdpowiedzUsuń
  75. Tak. Miał ochotę go udusić. Ale tego nie zrobił i to nie przez wzgląd na obietnicę. Pomasował wolną dłonią z miedzianym sygnetem skroń przyglądając mu się. Na prawdę nie rozumiał innych. To przez to, że sam raczej nie był stworzony do porozumień, kontaktów międzyludzkich i miłości? Jeśli tak, to spełniał swoje obowiązki.
    - Nie czuj się zawiedziony - powiedział spokojnie, jakby nie było ku temu szczególnych powodów.
    Widział wyraz jego twarzy, ale i to, co tkwiło w oczach chłopaka. Nie miał najmniejszego zamiaru o tym rozmawiać. Po prostu poczekał, aż chłopak zje kromkę.
    To było jedyne, co przyszło mu do głowy. Nie chciał jednak o tym myśleć, bo za pewne wyszłoby inaczej. Ujął jego podbródek w palce i starł kciukiem okruszki z jego dolnej wargi, które po chwili złączył ze swoimi. Na krótki moment, jednak dłużej niż zeszłego wieczoru.
    Spojrzał na niego ze spokojem, kiedy się od niego odsunął. Westchnął cicho kręcąc z niedowierzaniem głową.
    - Nie jesteś beznadziejny - rzucił tylko, ujmując uszko filiżanki w smukłe palce.

    OdpowiedzUsuń
  76. Ranek. Tak, ranek. Najlepsza pora by zawierać ugody na kilka dni i by zaskakiwać niewyspanych ludzi w ich łóżkach po ciężkim poprzednim dniu. Właśnie dlatego Gondra zawsze spał mało i niesystematycznie i właśnie dlatego udało mu się zwiać z Iliadu zanim Inkwizycja zechciała się do niego przyczepić. W kilku innych przypadkach mógł dzięki temu uniknąć kilku zabójców, a teraz mógł bez przeszkód w paradować do mieszkania bożka, który był synem Luny. Unik, czy Uniqe. Nie ważne.
    - Wstawaj leniu! - Wykopał go bezceremonialnie z łóżka. - Przed nami wspaniały dzień na twój trening. - Na zewnątrz trzasnął piorun, obwieszczający silną burzę, który jakby negował te słowa. - Hmm... Nie widzę żadnych ran, które wczoraj ci zafundowałem. To dobrze. Może zdążysz na obiad z wykonaniem zadania.
    Rzucił ćwierć sera i chleb młodzikowi, po czym chwyciwszy go za kark, wyrzucił na korytarz jego mieszkania, zanim ten cokolwiek zdążył powiedzieć i przywitał się z właścicielem budynku, jakby nie wyważył właśnie drzwi i nie wykopywał jednego z lokatorów.

    OdpowiedzUsuń
  77. Uśmiechnął się tylko widząc jego reakcję. Nie dał mu jednak tej satysfakcji, o nie! Ponownie ujął go pod brodę, zmuszając delikatnie do tego, by spojrzał w jego różnokolorowe oczy.
    - Jestem Demonem - powiedział spokojnie obserwując go uważnie. Pionowe źrenice zbiegły się w wąskie kreski. - Chyba nie sądzisz, że obdarowuję takimi komplementami każdego?
    Prawdę mówiąc nie komplementował nikogo. No, chyba, że dziewczynę, z której zbierał krew. Zasługiwała na te fałszywe czułe słówka. Prawie fałszywe...
    Puścił jednak twarzyczkę chłopaka, by ułożyć dłoń w jego talii. Nie miał najmniejszego zamiaru zmuszać go do uwierzenia.
    - Pamiętaj, że ja nie mówię nic niepotrzebnie i nie kłamię.

    OdpowiedzUsuń
  78. Złapał w palce rąbek koszuli i ułożył ją tak, by w razie czego młody Bożek nie musiał się niczym przejmować. I nawet jeśli był zaskoczony, jego gestem nie dał po sobie tego poznać, nawet najmniejszym mrugnięciem oka.
    Ułożył tylko dłoń na jego plecach i pogłaskał go delikatnie, przesuwając dłonią po miękkim, cienkim materiale z przeświadczeniem, że dotyka jego nagiej skóry.
    - W porządku... - Odparł cicho niemal nie oddychając. Nie chciał wykonywać zbędnych ruchów. Co prawda i tak rzadko się poruszał, ale jeśli mógł je jeszcze bardziej zminimalizować, dlaczego tego nie zrobić?
    - Z resztą nie sądzę, by można cię było zastąpić - westchnął ciężko, wracając do poprzedniej pozycji, czyli nie musiał się zbytnio ruszać. - Każdy jest niezastąpiony, chociaż wydaje się, że jest inaczej. Pewne rzeczy dostrzega się po fakcie, młody, zawstydzony Bożku, któremu brak pewności siebie.

    OdpowiedzUsuń
  79. - Trzymaj mięczaku. Najlepsze lekarstwo na dolegliwości i wszelkie choroby.
    Moran podrzucił piersiówkę z mocną pieprzówką dzieciakowi i czekał aż ten weźmie łyka. Nie ma to jak mocna gorzała, gdy ducha mała, jak mawiał jeden z jego zastępców.
    - Pij, bierz dupę w troki i wychodzimy stąd na twój trening. Radziłbym ci też zjeść ten ser i chleb, bo na pusty żołądek mogą spotkać cię sensacje... - kupiec uśmiechnął się tajemniczo i wyciągnął ze ściany jednego z karaluchów, po czym rzucił go do pokoiku Uniqua. Rzeczywiście to miejsce to rudera.

    OdpowiedzUsuń
  80. A myślał, że to jego bracia są pesymistami! Westchnął ciężko osuwając się nieznacznie w fotelu, by przybrać dla siebie wygodniejszą pozycję. Oparł wygodnie głowę o miękką poduszkę w zagłówku słuchając z uwagą jego słów.
    - Przecież wszystkiego można się nauczyć - odparł spokojnie.
    Może sam nie gotował jakichś wykwintnych potraw, ale nie miewał z tym problemów. Ani ze sprzątaniem. Książki... Uwielbiał. Różne, czytać pisać. Chociaż zaprzątał sobie głowę tylko i wyłącznie jednym dziełem. Odsunął włosy z oczu przyglądając mu się spokojnie.
    - Jeśli nie chcesz tego robić... - Zaczął zastanawiając się, czy to aby na pewno dobre wyjście. - Powiem tak: Moja służka może cię nauczyć zarówno sprzątać, jak i gotować. Będziesz wykonywał drobne domowe czynności, a ja będę ci płacił. Mogę zagwarantować ci dach nad głową, posiłki, które będziesz sobie sam przygotowywał oraz to, że w tym domu nie stanie ci się krzywda.

    OdpowiedzUsuń
  81. Zaśmiał się cicho widząc jego radość. Czasami dziwił się, jak niewiele trzeba zrobić, by ktoś poczuł się szczęśliwy. Za to innym potrzeba było dużo, za dużo...
    Pokiwał głową na znak, że sobie z niego nie żartuje, po czym splótł swoje palce na wysokości lędźwi chłopaka. Spojrzał na swojego kruka. Zakrakał cicho, po czym wyleciał z pokoju trzepocząc cicho skrzydłami.
    - Jeśli chcesz, nauczę cię też czytać i pisać - dodał spokojnie przyglądając mu się z uwagą. - Jednak zrobię to dopiero wtedy, kiedy będę widział, że jakoś sobie radzisz.
    Rzucenie go na głęboką wodę raczej nie przyniosłoby Demonowi korzyści, tylko straty. Co prawda nie miał zamiaru go wyzyskiwać, jednak mogli pomóc sobie wzajemnie. Chociaż to raczej młody Bożek potrzebował pomocy... Cóż, jeśli miał ją dać i samemu dostać coś w zamian, dlaczego nie?

    OdpowiedzUsuń
  82. Za dużo optymizmu. Przynajmniej jak na niego. To było przytłaczające. Westchnął ciężko, jakby wykonał okrążenie wokół miasta na pełnym biegu i pogłaskał go lekko po głowie.
    - Wieczorem Amphisbaena pomoże ci zrobić kolację - powiedział przygryzając kłem dolną wargę. - Będzie przy tobie przez kilka pierwszych dni, dopóki nie uznasz, że poradzisz sobie sam.
    Wspomniana kobieta weszła do pokoju, szeleszcząc białą suknią. Dygnęła przed nim i zrzuciła długie, bordowe włosy na plecy wbijając uważny wzrok w chłopaka. Demon machnął ręką, by wzięła tacę, co też zaraz uczyniła. Zniknęła za drzwiami, a jej miejsce zajął kruk, który śpiewał cicho po swojemu.
    Dantalion westchnął cicho, przenosząc wzrok na chłopaka i uśmiechnął się do niego delikatnie, po czym złożył pocałunek na jego gładkim czole.
    - Nie pokazuj jej, że jesteś gorszy - polecił przeciągając po swojemu sylaby. - Wykona każdy mój rozkaz, ale nie chciałbym, by poczuła się lepsza od ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  83. Zamyślił się na chwilę, szukając odpowiednich słów. Szybko je znalazł, więc oparł dłoń na jego ramieniu uśmiechając się subtelnie pod nosem.
    - Rasa mojej służki toleruje tylko jednego pana - zaczął powoli, starając się nie namącić mu w głowie. - Dlatego każdego uważa za gorszego ode mnie, a często, jeśli jest to służba, za gorszych od siebie. Musisz jej pokazać, że też jesteś na moich usługach i jest z ciebie pożytek, to będzie cię traktowała jak swojego.
    Od zarania dziejów była dla niego służbą i czasami strażniczką. Co prawda pomagała mu w egzorcyzmach, jednak bez niej też byłby w stanie sobie poradzić. Westchnął cicho, po czym odchrząknął i wyprostował się nieznacznie uznając, że tak mu jednak nie wygodnie.
    - Poza tym, ty jesteś bardziej wyjątkowy niż ona. Została stworzona do służby, a ty do uczuć.

    OdpowiedzUsuń
  84. Pokręcił głową.
    - Po prostu uwierz w siebie - odparł opierając łokieć o pałąk fotela. - Poza tym i tak będę musiał z nią porozmawiać, więc dodam od siebie co nieco.
    Podniósł się z miejsca, po czym postawił chłopaka na puszystym dywanie. Spojrzał w okno zamierając na chwilę, jakby myślał nad czymś intensywnie. Odetchnął spokojnie, wracając spojrzeniem do Bożka.
    - Nie sądzę, byś musiał się tam pokazywać - powiedział układając smukłą dłoń na jego włosach, które po chwili przeczesał palcami. Pochylił się nad nim i pocałował go krótko.
    - Powinieneś iść się przebrać - dodał, uśmiechając się lekko. - Ja za ten czas porozmawiam z nią.

    OdpowiedzUsuń
  85. Oczywiście, że nie była zachwycona! Ale nie okazywała tego w żaden sposób, tylko pokornie przyjmowała rozkazy. Nawet obiecała należycie traktować młodego Boga, chociaż za tymi "dobrymi" nie przepadała. Ale nic dziwnego, skoro jej rasa miała od wieków służyć Demonom. Nigdy nikt jej nie przystosował, do pracy z Bóstwem.
    Dantalion odchrząknął cicho, po czym wyszedł zostawiając służkę przy jej obowiązkach. Sam wrócił do salonu i zabrał swoje okulary, by doczytać książkę, którą wczoraj zaczął. Usiadł w fotelu odnajdując stronę. Wsunął okulary na nos wzdychając cicho, po czym zagłębił się w lekturze.

    OdpowiedzUsuń
  86. Podrapał się po skroni i uniósł powoli wzrok znad książki. Oparł podbródek na wierzchu dłoni przyglądając się Bożkowi jak siada. Mrugnął do niego, po czym wrócił do przeglądania tekstu w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby się przydać.
    Kruk usadowił się na ramieniu właściciela wpatrując się w niego lśniącymi oczyma. Pogłaskał go po łebku i przewrócił grube strony. Zerknął na ptaka, jakby chciał mu coś powiedzieć. Zakrakał cicho, po czym musnął skrzydłami jego policzek i usadowił się przy chłopaku wbijając w niego wyczekujące spojrzenie. Nadstawił skrzydło unosząc ostry dziób. Demon uśmiechnął się na to pod nosem.
    - Chyba chce, żebyś go głaskał.

    OdpowiedzUsuń
  87. Przyglądał mu się przez chwilę znad książki. Westchnął cicho. Nawet gdyby chciał mieć innego zwierzaka (a nie chciał) to raczej ten zwierz nie chciałby mieszkać u niego. Szczególnie kot. Na samą myśl o tym, że miałby spędzać życie pod jednym dachem z tym pchlarzem, robiło mu się słabo.
    Wzdrygnął się mimowolnie po raz kolejny przewracając strony w książce.
    - Lubi pieszczoty pod skrzydłami - podpowiedział ponownie na niego zerkając.
    W tym momencie wyglądał tak znajomo! Metalowa dłoń zacisnęła się na jego żołądku w stalowym uścisku. Skrzywił się odchylając głowę, co jednak nie do końca mu pomogło. Cholera, to przecież nie było możliwe! Nie można naturalnie wyglądać tak, jak ktoś zupełnie inny!

    OdpowiedzUsuń
  88. Pokręcił głową, słysząc jego pytanie. Nie zamierzał o tym opowiadać. Nie żył przeszłością. I nie zamierzał tego zmieniać. Przeczesał tylko włosy palcami i poprawił kołnierzyk białej koszuli, co w istocie było zbędne, ponieważ w dalszym ciągu wyglądał nienagannie.
    - Przypomniało mi się coś nieprzyjemnego - odparł szczerze. W dalszym ciągu miał przed oczyma kota. Zaczął się zastanawiać, kiedy właściwie znienawidził koty. Doszedł do wniosku, że od zawsze miał do nich uraz, jednak tamten przechylił szalę.
    - Wyglądacie razem uroczo - stwierdził przewracając kolejne strony w książce, coraz bardziej bezmyślnie, nawet nie zwracając uwagi na to, co znajduje się na szorstkich kartkach.

    OdpowiedzUsuń
  89. Wzruszył lekko ramionami, jakby sam nie wiedział.
    - Chyba tak. Lubię patrzeć na piękne rzeczy, jednak nie często dostępuję takiej przyjemności.
    Tak, to była prawda. Rzadko miewał gości, prawie w ogóle i jedyną piękną osobą, z którą się stykał, była jego służka. Jednak dla niego była piękna w zupełnie inny sposób, niż chłopczyk.
    Mruknął cicho, karcąc samego siebie. To zachodziło za daleko. Przechodził samego siebie. Znów. I znów przewidywał zakończenie. Paskudne, jak zawsze. Ale! Przecież miał całą wieczność na "naprawienie swoich błędów"! Co tam trzy pomyłki! Od ostatniej minęło tak wiele czasu, że mógł znów zaszaleć, by mieć później spokój.

    OdpowiedzUsuń
  90. Spojrzał na niego z niedowierzaniem. Na prawdę tego nie widział? Nie. W to, nie potrafił uwierzyć. Na prawdę nie wiedział, jak można nie dostrzegać w sobie choćby najmniejszego piękna. Miał aż takie kompleksy? Aż tak w siebie nie wierzył?
    Odłożył książkę na bok, po czym zsunął się z fotela i przyklęknął przed nim na jednym kolanie wpatrując się w niego ze spokojem. Pionowe źrenice w zielonym i niebieskim oku rozszerzyły się, drgając nieznacznie.
    - Tak - odparł cicho. - Uważam, że jesteś piękny.
    Liczył na to, że chłopak pamięta, co powiedział o wypowiadaniu czegokolwiek. Kruk obrócił dziób w przód, przyglądając im się jednym, lśniącym okiem z wyraźnym zaciekawieniem.

    OdpowiedzUsuń
  91. Objął do przyglądając mu się z uwagą. Odgarnął włosy z jego czoła, wzdychając cicho.
    - Nie przepraszaj mnie - odparł, po czym odchrząknął cicho. - To nie ty jesteś temu winny, tylko ten przeklęty Anioł.
    Na prawdę nie znosił Aniołów. Byli gorsi od Bogów! I niby to Demon był tym plugawym ścierwem, które nie miało prawa bytu. Był zły, niedobry i niegodny życia, podczas gdy w istocie to Anioł był wyniosły i to właśnie jego należało się bać. Przykładem był jego ojciec...
    - Jeszcze przyjdzie czas, kiedy docenisz swoją osobę.

    OdpowiedzUsuń
  92. Kiwnął powoli głową. Nie był tego absolutnie pewny, ale nie mówił, by go pocieszyć. Powiedzmy, że po prostu sam postara się, żeby tak było. W końcu chłopak miał pracować u niego! Nie chciał non stop powtarzać, że coś jest dobre i spotykać się z oporem. Tak. Podważanie jego zdania nigdy mu się nie podobało. Zapewne dlatego, że dobrze wiedział, co mówi.
    Ptak zakrakał cicho zniecierpliwiony przyglądając im się wyczekująco. Niestety pieszczot się nie doczekał, więc wyraźnie obrażony rozłożył skrzydła i usiadł na fotelu nawet na nich nie patrząc. Demon objął tylko mocniej chłopaka jedną ręką, drugą wyjmując z kieszeni bisiorową chusteczkę. Wytarł delikatnie jego zaróżowione od płaczu policzki, uśmiechając się przy tym subtelnie.
    - Muszę odwiedzić dzisiaj kilka miejsc... Jeśli chcesz, możesz iść ze mną.
    Tak. To najprawdopodobniej była jedna z jedynych okazji, gdzie Boże będzie gdzieś mógł z nim wyjść. Już nawet nie dlatego, że go nie weźmie. Po prostu Bożek będzie zajęty. W końcu sam się na to zgodził, więc musiał wpierw zrobić to, za co będzie mu płacił. Chociaż "naukę" zaczną dopiero od wieczora.

    OdpowiedzUsuń
  93. Podniósł się powoli, pomagając przy tym wstać temu małemu, drobnemu chłopaczkowi. Wyjął z kieszeni srebrny, kieszonkowy zegarek, po czym otworzył go i zmarszczył brwi. Jeśli chciał odwiedzić bibliotekę i kilka innych miejsc, musiał się pospieszyć.
    - Cóż, powinniśmy się zbierać.
    Wychylił się i złapał kamizelkę, wiszącą na oparciu fotela, pospiesznie ją założył, przelotnie głaszcząc obrażonego ptaka po gładkich piórach. Zakrakał cicho z niezadowoleniem, chociaż ewidentnie mu się to podobało.
    Odwrócił się do chłopaka z delikatnym, niemal niewidocznym uśmiechem i ruszył wolno w stronę korytarza. Przy wejściu zarzucił na ramiona marynarkę wraz ze swoim płaszczem. Wsunął na włosy kapelusz, odgarniając pojedyncze pasma z oczu, by widzieć cokolwiek.
    - Pójdziemy piechotą, dobrze?
    Nie miał zamiaru pokazywać, jakim wierzchowcem się wozi. Jakoś nie sądził, by ta bestia pozwoliła dosiąść się komuś innemu, szczególnie Bożkowi.

    OdpowiedzUsuń
  94. Zamyślił się na bardzo krótką chwilę. Otworzył drzwi i przepuścił chłopaka, po czym sam wyszedł na zalane słońcem podwórko. Wzdrygnął się mimowolnie krzywiąc pod rondem kapelusza. Tworzyło spory cień, który opadał łagodnie na jego twarz, nawet kiedy zerkał w górę. Przynajmniej nie musiał mrużyć oczu.
    - Najpierw wejdziemy do biblioteki, a później do zegarmistrza - odparł ruszając powoli.
    Miał długie nogi, więc robił duże kroki. Musiał się kontrolować, by chłopak nie zostawał zbytnio w tyle. Nie miał zamiaru pędzić na łeb na szyję, ale jego zwyczajne tępo, zmuszało by Bożka do biegu. A po co to komu? Równie dobrze, mógł być to przyjemny spacer.
    - Potrzebuję kilku rzeczy, które zamówiłem jakiś czas temu. Muszę je odebrać.

    OdpowiedzUsuń
  95. Wyszli na ścieżkę. Żwir chrzęścił pod jego wypolerowanymi butami, a kurz osadzał się na nich, jednak Demon nie specjalnie się przejmował tym, że służka będzie miała więcej pracy. Poprawił skórzane rękawiczki na dłoniach rad, że żaden ze sprzedawców nie zobaczy czarnych paznokci, po czym poprowadził chłopaka obok sadu z dorodnymi jabłoniami, gruszami oraz wieloma innymi drzewami owocowymi. Starszy pan plewiący winogrona uśmiechnął się do niego.
    - Dzień dobry dziadku - powiedział Dantalion i uniósł dłoń, w geście powitania.
    Przeszedł nad kałużą błota powiewając połami płaszcza, przy najmniejszym tchnieniu wiatru. Spojrzał na chłopaka i uśmiechnął się lekko.
    Pchnął drzwi księgarni, po czym przepuścił chłopaka. W środku pachniało pergaminem i trutką na szczury. To ostatnie nigdy mu się nie podobało. Zmarszczył nos wyraźnie niezadowolony, po czym położył dłoń na ramieniu chłopaka i podszedł z nim do lady. Starszy pan pochylał się nad jednym z kartonów, więc Demon postanowił mu nie przerywać i poczekać.

    OdpowiedzUsuń
  96. Zerknął przelotnie na chłopaka i pogłaskał go delikatnie nie chcąc, by czuł się skrępowany, chociaż raczej wątpił, by to w jakikolwiek sposób pomogło.
    Szybko dostał to, po co przyszedł. A mianowicie książkę, owiniętą szarym papierem. Nie chciał, by ktoś widział, z jakimi tomami chadza po mieście. Na pewno "Rytuały Piekielne" nie należały do pożądanych szczególnie, że był w bardzo dobrych stosunkach z kapłanami.
    Bez problemu wytargał od handlowca odpowiednią cenę, zmuszając go do przyniesienia paczki. W końcu była zawinięta, więc nic złego stać się nie mogło. Starał się pospieszyć, by chłopak nie zaczął się nudzić.
    Wyprowadził go powoli wsuwając niewielki tom za pazuchę płaszcza. Zmrużył oczy, kiedy tylko wyszli na zewnątrz. Pionowe źrenice rozszerzyły się nieznacznie, kiedy zmarszczył nos. Fetor wody święconej i ptasich piór oznaczał dla niego tylko jedno. Odchrząknął cicho prowadząc ostrożnie chłopaka do przodu. Otoczył go ramieniem przysuwając bliżej siebie. Nie był głupi, więc za pewne łatwo wyczuwał napinające się mięśnie Demona.
    - Trzymaj się blisko mnie - polecił cicho zerkając przelotnie na boki spod ronda kapelusza.

    OdpowiedzUsuń
  97. Wierzgał i mu się wyrywał. Kłopotliwe. Bardzo kłopotliwe. Przyciągnął go tylko mocniej, wtulając w siebie. Pochylił się nad uchem chłopaka, które owiał swoim oddechem, nie spuszczając wzroku z Anioła.
    - Nie wyrywaj się - szepnął tak cicho, że nie był pewny czy młody to usłyszał. - Obiecałem ci coś, pamiętasz?
    Spojrzał z pogardą na nieproszonego przybysza. Mierzył go lodowatym spojrzeniem, a jego bladą twarz wykrzywił paskudny wyraz, przez który na ułamek sekundy Anioł zwątpił. Zaśmiał się ochryple z wyraźnym rozbawieniem. Groźba śmiercią, dla kogoś takiego jak on? Tak, to był naprawdę dobry żart!
    - Nie widzę tutaj niczego, co mogło by należeć do ciebie przerośnięta papugo - odparł szorstko zaciskając ostrożnie palce na ramieniu chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  98. Przybrał grobową minę. Bez cienia uśmiechu, strachu, radości czy czegokolwiek innego, co mogłoby wskazać na uczucia, które w tej chwili tkwiły wewnątrz niego. Ale nie. Pokazywał tylko spokój i to, że nie ma zamiaru się ugiąć. Przemknął obojętnie wzrokiem po klindze, jakby nie robiła na nim najmniejszego wrażenia, po czym wrócił spojrzeniem do twarzy, która napawała go obrzydzeniem.
    - Jesteście odrażający - stwierdził, zamiast odpowiedzieć. - Macie się za lepszych od nas, choć jesteście podgatunkiem. Zwykłymi przerośniętymi ptakami, które poza skrzydłami nie mają niczego, nawet dumy. Twój pan musi się pieklić, skoro uciekł mu ktoś, kogo uważa za degenerata, nie sądzisz? - Spytał z mściwym uśmieszkiem na ustach. Szybko jednak przybrał poprzedni wyraz twarzy.
    - Schował tą wykałaczkę i przekaż swojemu Upadłemu, że jeśli chce odzyskać Unique, musi się ze mną zmierzyć osobiście.

    OdpowiedzUsuń
  99. Uśmiechnął się uroczo, co wraz z jego miną wyglądało nieciekawie. Widział, jak Anioł wzdryga się mimowolnie, nawet z takiej odległości.
    - Uraziel upada, jak cała twoja wyniosła rasa - oznajmił ze stoickim spokojem głaszcząc płaczącego chłopaka po plecach. - Mitologia jest przewrotna. Pamiętasz, co się stało z Kronosem? On też został zdradzony, chociaż starał się temu zapobiec. Myślisz, że Nowy Bóg jest bezpieczny?
    Zaśmiał się gorzko. To było takie naiwne! Westchnął cicho układając usta jak do gwizdu, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
    - Wszystko ma swój koniec, nawet jeśli nie umiera. - Powiedział po chwili milczenia. Nawet z tak daleka, słyszał tętent kopyt, które towarzyszyły mu od wieków. Miał jeszcze kilka chwil, nim Amphisbaena przybędzie i nim Anioł się zorientuje. - Nie zamierzam bronić "śmierdzącego nieroba". Zamierzam bronić kogoś, kogo skrzywdziliście, chociaż to mnie nazywa się ucieleśnieniem zła. Schowaj miecz szczylu, albo dam ci nauczkę, którą zapamiętasz do końca swojego krótkiego życia.
    Choć mówił spokojnie, jego głos przybierał na sile. Szyld biblioteki zaklekotał cicho, a ze stoiska z owocami spadło kilka jabłek. Jakiś pies zaskomlał cicho i uciekł do budy, a w powietrzu rozległ się odgłos kruka, krążącego nad nimi jak sęp.

    OdpowiedzUsuń
  100. Spojrzał na Anioła z pogardą i odrazą, wymalowaną na twarzy.
    - Jesteście bardziej obrzydliwi, niż mieszkańcy Piekła, choć twierdzicie odwrotnie - odparł z każdą chwilą podnosząc głos, jednak w dalszym ciągu mówił cicho i spokojnie. - Skoro Unique jest ojcem Uraziela twój Anioł powinien się przed nim płaszczyć i dziękować mu za to! Każdy Demon i Diabeł szanuje swojego stwórcę, spełniając każdą jego zachciankę!
    Rozległo się smagnięcie oślizgłym ogonem i trzask płomieni, na jego końcu. Dantalion nawet się nie obrócił, kiedy jego służka podchodziła powoli. Białe kości czaszki, widniejące na jej głowie niemal śniły w pięknym słońcu. Przeklęci Bogowie! Skoro Helios był jego ojcem, dlaczego nie pomógł synowi? Wszyscy uskarżają się na Szatana i resztę Demonów oraz Diabłów, a to świętych powinno się naznaczać piętnem Upadłych i niegodnych bytu.
    - Nie zamierzam oddawać tego Boga takim ścierwom, jak wy! - Zagrzmiał i rzucił się do przodu. Amphisbaena bez słowa porwała chłopaka na swój grzbiet odskakując, kiedy Demon zrobił krok do przodu i zniknął, by w ułamku sekundy pojawić się za Aniołem. Uderzył go otwartą dłonią w krzyż, wytrącając mu broń z ręki.

    OdpowiedzUsuń
  101. Przestąpiła z kopyta na kopyto smagając powietrze ogonem. Wyprostowała się nie zwracając uwagi na chłopaka, patrząc wyczekująco na swojego pana. Demon wpatrywał się w miejsce, w którym zniknął Anioł. Prychnął pogardliwie poprawiając kapelusz, po czym wrócił do nich snując się wolno po żwirowej ścieżce.
    - Uraziel... Nie mogę się doczekać... - Uśmiechnął się zjadliwie pod nosem.
    Spojrzał na Bożka przyglądając mu się przez kilka krótkich chwil. Wyciągnął rękę, po czym złapał go za delikatną dłoń i pomógł mu zejść. Plusem było to, że Anioł nie chciał walczyć. W takim wypadku musiałby odesłać służkę, z chłopakiem na grzbiecie.
    Wyglądało na to, że z ulgą się go pozbyła. Skłoniła lekko głowę wpatrując się z pustych, zwierzęcych oczodołów czaszki, którą nosiła w Demona, po czym na powrót przybrała postać zwyczajnej dziewczyny. Na jej ramieniu usiadł czarny kruk, kracząc cicho.
    - Wszystko w porządku? - Spytał patrząc z troską w oczach na chłopaka.

    OdpowiedzUsuń
  102. - Uspokój się, nikt cię nie zabierze - odparł spokojnie, jednak chłopak zdawał się być zbyt zdenerwowany, bo powiedzieć cokolwiek. Służka zaczęła się oddalać i wkrótce widać było jedynie jej niewielką sylwetkę, zmierzającą w stronę domu.
    - Nie płacz - dodał zamierzając poczekać, aż się trochę uspokoi.
    Demon westchnął cicho, nie wypuszczając chłopaka z objęć. Ucieczka? Chyba śnił! Po tym, jak "zadarł" z tym przeklętym Aniołem w jego obronie, ma zamiar uciekać?! Nie było takiej opcji, o nie!
    Stracił jednak cierpliwość do czekania. Postanowił samemu coś z tym zrobić. Rozluźnił nieznacznie uścisk, który mimowolnie przybierał na sile, której z powodu adrenaliny mu przybyło. Ujął jego podbródek w palce i zmusił go do spojrzenia na siebie. Pocałował go dłużej i mniej delikatnie, czekając aż przestanie wreszcie płakać, by mógł z nim porozmawiać.

    OdpowiedzUsuń
  103. Westchnął ciężko, odsuwając się od niego powoli. Doszedł do wniosku, że wizytę zegarmistrza przełoży na jutro. Przytulił chłopaka, otulając go swoim płaszczem, po czym bez zbędnych słów wziął go na ręce, po czym zawrócił snując się powoli za swoją służką. Książkę miał, a to było najważniejsze.
    - Rozumiem cię, nie musisz mnie przepraszać - odparł cicho przyglądając mu się.
    Wtulił go w siebie, ponownie przekraczając błotną kałużę. Tym razem nie musiał się martwić o swoje tempo, więc narzucił je sobie całkiem szybkie uznając, że chłopak jak na jeden dzień ma za dużo wrażeń.
    Westchnął cicho pod nosem obiecując sobie, że wyrwie te opierzone skrzydła temu całemu Urazielowi.

    OdpowiedzUsuń
  104. Uśmiechnął się tylko pod nosem. Bał się? Oczywiście, że się bał! Tylko i wyłącznie siebie. Nie zamierzał jednak tego mówić. Otulił ostrożnie chłopaka płaszczem, po czym wszedł na ścieżkę przy swoim domu.
    - Nie boję się kogoś, kto w rzeczywistości jest gorszy ode mnie - odparł wchodząc po schodach.
    Zaśmiał się cicho. Najpierw okazało się, że jest silny, później, że niczego się nie boi... A teraz jeszcze szybko chodzi? Przez wiele stuleci nie zaprzątał sobie tym głowy, a ten dzieciak w przeciągu niecałej doby znalazł tyle określeń.
    Wszedł do środka ciesząc się w głębi z powrotu. Nie znosił słonecznych dni. Nigdy. Od zarania dziejów wolał zimę.
    - Wydaje ci się Unique - odparł stawiając go na nogach. Zrzucił płaszcz, odwiesił kapelusz, po czym spojrzał na niego z błyskiem w oczach. - Jestem zwyczajny, nie ma we mnie nic, co wyróżniałoby mnie na tle innych.

    OdpowiedzUsuń
  105. Zamyślił się na chwilę. Skoro tak uważał... Nie miał zamiaru się kłócić, nie chciało mu się. Zamiast tego poprawił kołnierz koszuli i zrzucił kamizelkę, by po chwili wyminąć chłopaka. Wyjął książkę i rozerwał szary papier.
    - Może nie każdy Demon stanął w obronie Starego Boga, ale każdy chętnie sprzeciwiłby się Aniołom. Nie sądzisz chyba, że płaszczylibyśmy się przed nimi? Niby z jakiego powodu?
    Zamiast czekać na jego odpowiedź, przeszedł do salonu, po czym usadowił się na swoim fotelu, podpierając podbródek na wierzchu dłoni. Odchrząknął cicho wsuwając okulary na nos, z zamiarem przejrzenia swojej książki. Przyjrzał się okładce z uwielbieniem. Tak. To było to, czego szukał.
    - Mów co chcesz, ale DLA MNIE jesteś wyjątkowy - powiedział z naciskiem, zastanawiając się, czy chłopak na pewno go usłyszy.

    OdpowiedzUsuń
  106. Tak bardzo mu to przeszkadzało? Cóż, przecież mógł go zostawić. Teraz zaraz, wyrzucić na bruk i co by mu zrobił? Ale nie zamierzał. Spojrzał tylko na niego uznając, że ta beznadziejna dyskusja do niczego ich nie zaprowadzi. A przynajmniej niczego dobrego. Spojrzał tylko na niego i zacisnął szczęki. Pomasował palcami skroń, jakby nagle zaczęła go boleć głowa i pstryknął palcami.
    Do pokoju weszła jego służka, stąpając bezszelestnie w swoich miękkich kapciach. Postawiła przed nim talerz z jabłkami oraz butelkę z winem. Zwykłym, wytrawnym winem. Napełniła pękaty kieliszek, który po chwili podniósł do ust. Przez krótki moment przyglądała mu się, jakby słuchała, co do niej mówił. Spojrzał na nią i wykrzywił usta w dziwnym grymasie.
    - Też to widziałaś... - Stwierdził, po czym odstawił kieliszek wzdychając cicho.

    OdpowiedzUsuń
  107. Odgonił ją, nie chcąc dłużej tego słuchać.
    - To przeszłość - syknął, tak, by chłopak tego nie usłyszał. - Wynoś się, masz coś do zrobienia!
    Skłoniła się nisko, po czym bez ceregieli wyszła, szeleszcząc aksamitną suknią. Przy wejściu zerknęła tylko na chłopaka, jakby chciała mu coś powiedzieć, jednak najwyraźniej się rozmyśliła i wyszła.
    Demon odłożył okulary wraz z książką i ukrył twarz w dłoniach, mamrocząc coś pod nosem. Wsunął palce we włosy uśmiechając się ponuro. Warknął do siebie coś na kształt "Robisz to specjalnie tato", po czym wyprostował się i wziął do ręki kieliszek, jakby nic się nie stało. Zmusił się do spojrzenia wprost na chłopaka i nawet uśmiechnął się do niego.
    - Jesteś głodny?

    OdpowiedzUsuń
  108. Skinął nieznacznie głową, na znak, że zrozumiał. Jeśli istotnie nie był głodny, najwyżej nie zje całego obiadu. Był dorosły i nie mógł wmuszać w niego dokładki. Nie zamierzał.
    Rozsiadł się w fotelu biorąc do ręki kieliszek i przyglądając mu się, jakby był najciekawszą rzeczą na świecie. Przechylił go, a zawartość zaczęła skapywać powoli na dywan, podczas gdy Demon uśmiechał się nikle pod nosem. Wypuścił kieliszek z palców, a ten z brzdękiem roztrzaskał się na podłodze.
    - Ojć... - Mruknął, bez cienia skruchy. Podniósł się nawet nie patrząc na plamę, po czym podszedł powoli do chłopaka z kamienną twarzą. Do cholery, jak można być tak PODOBNYM?! - Jeśli chcesz, możesz się położyć przed obiadem.

    OdpowiedzUsuń
  109. Zrobiło mu się niedobrze. Czasami zapominał, że w niektórych sytuacjach powinien wykazywać jakieś uczucia. Odetchnął cicho i uklęknął na jedno kolano przy nim. Dotknął delikatnie jego ramienia, po czym przysunął go do siebie przytulając niemal nieśmiało.
    - Przepraszam... - Szepnął cicho przygryzając kłem dolną wargę. Niech Piekło pochłonie tego zakichanego Anioła. Westchnął cicho przysuwając go bliżej i wtulając w siebie. - Nie jestem dobry w kontaktach międzyludzkich, więc mów mi, kiedy będzie się coś działo.

    OdpowiedzUsuń
  110. Pogłaskał go po plecach uśmiechając się delikatnie.
    - Jak mógłbym być na ciebie zły? - Spytał, zanim zrozumiał, że powinien inaczej sformułować pytanie. Szybko się jednak poprawił. - Nie zrobiłeś nic złego, więc dlaczego miałbym się na ciebie gniewać?
    Nie chciał mu o tym mówić. Bo po co? Nic by to nie zmieniło, a może tylko pogorszyło samopoczucie. Obojga. Usadowił się przy nim głaszcząc go delikatnie po plecach i wtulając w siebie. Odchrząknął cicho przygryzając mocniej wargę. Od dawna nikogo nie przepraszał. Od dawna nie robił tego, co robił w przeciągu ostatniej doby. Jedno wiedział na pewno. Ten mały Bożek wywołuje w nim dziwne reakcje, co kojarzyło mu się tylko z jednym.

    OdpowiedzUsuń
  111. Uśmiechnął się tylko pod nosem patrząc na niego z rozczuleniem.
    - Nie jestem zły na ciebie - zapewnił go cicho. - Tylko na siebie. Nie musisz sobie tym zaprzątać swojej ślicznej główki.
    Pocałował go delikatnie w czoło, kiwając delikatnie głową. Gwizdnął cicho, siadając obok niego. Oparł wygodnie podbródek o jego bark układając dłonie na jego łopatkach, otaczając go uważnie ramionami. Czarny ptak zakrakał cicho, po czym podrzucił Demonowi czerwone jabłko. Podał je chłopcu przyglądając mu się miękko.
    - Proszę - podał mu owoc i pogładził go po policzku. - Zaraz będzie obiad, a później możesz się położyć. Chyba wystarczy wrażeń, jak na jeden dzień.

    OdpowiedzUsuń
  112. Uśmiechnął się tylko do niego. Nie zdążył jednak odpowiedzieć. Musnął ustami jego usta oddając pocałunek. Przesunął koniuszkiem języka, po słodkich od soku wargach, po czym westchnął cicho, kiedy chłopak się od niego odsunął.
    Wpatrywał się w niego jak w obrazek, kiedy pałaszował jabłko. Przesunął opuszkami palców po brodzie chłopaka, pozbywając się cieknącego soku. Oparł głowę na jego ciepłym ramieniu, opuszczając powieki. Słyszał szczęk talerzy z kuchni oraz chlupot zupy w garnku. Słyszał muskanie skrzydeł, oraz bicie serca i oddech chłopaka.
    - Możesz spać do wieczora, jeśli chcesz - dodał cicho, nie zmieniając pozycji.

    OdpowiedzUsuń
  113. - W takim razie chodź.
    Podniósł się pomagając mu wstać. Podprowadził chłopaka do stołu, uśmiechając się nikle pod nosem, kiedy usłyszał jego słowa. To nie był przypadek. Dobrze wiedział, dlaczego ten Inkub wybrał akurat tego chłopaka. Zagryzł dolną wargę, jakby się zastanawiał, czy mu to powiedzieć.
    - Sądzę, że ktoś ci wtedy pomógł - powiedział odsuwając krzesło przy stole, y mógł usiąść.
    Przeklęty... Dlaczego wcześniej tego nie widział? Tego cholernego podobieństwa i to nie małego? To świństwo ze strony Szatana, chociaż nie narzekał, o nie! Nawet był mu wdzięczny, chociaż tak czy inaczej miał do niego żal. Tak. I to nie mały.

    OdpowiedzUsuń
  114. Usiadł obok niego wzdychając cicho. Kiwnął powoli głową odsuwając włosy z oczu.
    - Ktoś, po kim byś się tego najmniej mógł spodziewać... Mój ojciec.
    Nie był pewny, czy chłopak wie kim był ten "mój ojciec", ale nie był pewny, czy jest się czym chwalić. No, był mu winny chociaż przedstawienie swojego rodzica. Jak się tak nad tym zastanawiał, to ciekawe czy miał matkę? Nie zależało mu na poznaniu jej, o ile takową posiadał, ale cóż...
    Spojrzał na wchodzącą do pokoju dziewczynę. Postawiła przed chłopakiem wazę z zupą, po czym wyszła po tłuczone ziemniaki w sosie grzybowym. Demon skrzywił się nieznacznie, kiedy przyniosła mu nową butelkę krwi.

    OdpowiedzUsuń
  115. Napełnił kieliszek zastanawiając się, czy po dodaniu winogron zapach byłby taki obrzydliwy, czy może jakoś by mu to pomogło. Westchnął ciężko przenosząc wzrok na chłopaka.
    - W przeciwieństwie do tego, co sądzą o Szatanie jest równym gościem - stwierdził obojętnie i wzruszył ramionami. Ogień w kominku trzasnął złowrogo, a Demon wywrócił teatralnie oczyma. - Wybacz, nie będę ci psuł reputacji... - Mruknął cicho, jakby mówił do osoby, którą tylko on mógł dostrzec.
    Upił łyk z kieliszka, po czym odstawił go jak najdalej od siebie. Odchrząknął cicho i pokręcił powoli głową. Pstryknął czarnym paznokciem w kieliszek, a ten zabuczał cicho. Przesunął koniuszkiem języka po dolnej wardze.
    - Nic mi nie jest, nie martw się o mnie - uśmiechnął się lekko do niego.

    OdpowiedzUsuń
  116. Nie maił zamiaru jeść. Nie był głodny, więc nie chciał maltretować żołądka grzybami, za którymi w istocie nie przepadał. Jakoś tak... Nie zachęcały go specjalnie.
    Kiedy chłopak wcisnął się na jego kolana (znowu i jak do siebie) objął go w pasie, żeby nie zleciał. Kiwnął powoli głową, dość niechętnie z miną, jakby ten temat na prawdę nie był godny poświęcenia uwagi.
    - Nie przejmuj się tym - polecił tylko głaszcząc go po plecach. Zaczął się zastanawiać, czy nie wejdzie mu to w nawyk. - Nie wszystko musi ładnie pachnieć, choć dobrze smakuje.

    OdpowiedzUsuń
  117. Uśmiechnął się tylko na jego słowa, po czym poprawił się na krześle obejmując go ciaśniej ramionami.
    - Czuję zapach twojej krwi - odparł lakonicznie. Właściwie nigdy nie lubił tematu krwi, sam nie wiedział dlaczego. Odchrząknął cicho zastanawiając się, co mu ten zapach przypomina. - Jeśli chodzi o krew, to mam wyczulony nos. Jak każdy Demon.
    Przypomniało mu się, a przynajmniej tak właśnie sądził. Odsunął przelotnie kieliszek. Dopiero teraz dostrzegł, że jego służka wyczyściła plamę, którą zrobił po powrocie.

    OdpowiedzUsuń
  118. Kiwnął głową.
    - Oczywiście - odparł przyglądając mu się.
    Nie miał zamiaru spychać go z kolan, sam wstanie kiedy będzie chciał. Wiedział, gdzie jest sypialnia, a w razie czego mógł go zaprowadzić. Odchrząknął cicho pod nosem, patrząc na kruka, drzemiącego na rzeźbionym pałąku otomany.
    - Chcesz iść do swojego pokoju?
    Trochę dziwnie mu to brzmiało, ale w końcu sam z niego nie korzystał, więc z przyjemnością go oddał.

    OdpowiedzUsuń
  119. Uśmiechnął się tylko na jego słowa, po czym odprowadził go wzrokiem. Głupie? Może i tak, ale nauczył się, że większość bardziej ludzkich istot potrzebuje czuć się bezpiecznie i podświadomie tego właśnie szukają.
    Jednym haustem opróżnił kieliszek, po czym wstał od stołu, zostawiając wszystko tak, jak stało. Zgarnął książkę oraz okulary, po czym przeszedł do swojego gabinetu, którego czasami żartobliwie nazywał klitką, by zamknąć się tam i w spokoju przeanalizować książkę, którą zakupił.

    OdpowiedzUsuń
  120. Podniósł się z krzesła, słysząc jęki chłopaka. Wszedł powoli do jego sypialni i spojrzał na niego z bólem. Podszedł do chłopaka, po czym usiadł na skraju łózka.
    - Unique - powiedział cicho obejmując chłopaka ramionami. Potrząsnął nim delikatnie, by się obudził. Pogłaskał go po policzku, wycierając tym samym zaczerwienioną od łez skórę. - Ty na prawdę jesteś do niego podobny... - Mruknął zanim zdążył się powstrzymać.
    Westchnął cicho przyciągając go do siebie. Otoczył chłopaka ramionami przygryzając kłami dolną wargę.

    OdpowiedzUsuń
  121. Zacisnął usta w wąską kreskę. Przełknął cicho ślinę głaszcząc go delikatnie po plecach przysuwając bliżej siebie.
    - Do... Pewnego chłopca, którego poznałem bardzo, bardzo dawno temu - odparł cicho, czując jak zasycha mu w gardle.
    Nie chciał tym teraz zaprzątać niczyjej głowy. Wsunął dłonie pod materiał koszulki chłopaka marszcząc nieznacznie brwi.
    - Znowu koszmary? - Spytał starając się jakoś zgrabnie zmienić temat.

    OdpowiedzUsuń
  122. Pogłaskał go policzku. Nie zdążył jednak nic powiedzieć. Usta chłopaka musnęły jego wargi, więc przyciągnął go do siebie przechylając głowę. Oddał pocałunek. Nie delikatnie, chociaż czule, co zaskoczyło go zupełnie. Oparł palce na biodrach chłopaka, muskając zachłannie ustami jego usta. Coś w nim pękło, ale doszedł do wniosku, że konsekwencjami będzie zajmował się później. Pochylił się nieznacznie, kładąc go na miękkiej poduszce, po czym sam zawisł nad nim, przenosząc drobne pocałunki na jego szyję.

    OdpowiedzUsuń
  123. Przygryzł delikatnie jego skórę, po czym pocałował różowawą malinkę. Wsunął palce po materiał jego koszulki, błądząc chłodnymi opuszkami, po nagiej skórze na jego brzuchu. Uniósł się nieznacznie na łokciach wracając ustami, do warg chłopaka. Wplótł palce wolnej dłoni w jego włosy, odchylając nieznacznie głowę Bożka, by przelotnie pocałować odsłonięte miejsce na jego szyi. Pomknął palcami w górę gładząc pod koszulką jego tors.

    OdpowiedzUsuń
  124. Spojrzał na jego zaróżowione policzki, uśmiechając się pod nosem z rozczuleniem. Powiódł ustami wzdłuż jego obojczyków, odsłaniając powoli kolejne cale skóry chłopaka. Rozpiął leniwie białą koszulę opuszczając nieznacznie powieki, kiedy przeniósł wzrok na jego płaski brzuch. Złożył na nim delikatny pocałunek, po czym spojrzał na niego, słysząc ciche słowa. Zawisł nad nim, przyciągając go do siebie i uśmiechnął się delikatnie.
    - Nigdzie nie odejdę - obiecał cicho gładząc czule jego policzek.
    Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę z niemym zachwytem, nim ułożył się obok niego. Zrobił to tak, by chłopak nie czuł się przytłoczony. Pocałował go przesuwając opuszkami palców po jego nagim torsie w dół, po czym powiódł nimi wzdłuż linii bioder Bożka. Nagle zapragnął tylko jednego: Chciał wymazać jego nieprzyjemne wspomnienia. Sam swoich by tak nie nazwał i nawet przestało mu przeszkadzać podobieństwo Bożka do wieśniaka, którego poznał dawno temu oraz manipulacja ojca.
    Wsunął powoli koniuszek języka do rozchylonych ust chłopaka, przesuwając nim po jego dolnej wardze, nim sam zamruczał, gdy poczuł, że jego własna koszula już nie jest zapięta. Mimowolnie napiął mięśnie, zawisając nad chłopakiem z nikłym uśmiechem na zaróżowionych ustach.

    OdpowiedzUsuń
  125. Kiedy tylko dostrzegł jego uroczy uśmieszek, omal się nie rozpłynął. Pocałował go soczyście w sam środek ust owiewając chłopaka swoim oddechem. Szybko jednak przeniósł pocałunki na jego obojczyk, wdychając przy tym uroczy zapach, który snuł się za nim od samego początku i nie pozwalał mu na logiczne myślenie. Kochał konwalie, choć nigdy by się do tego nie przyznał. A teraz ten zapach drażnił go nieustannie, pobudzając od dawna uśpione zmysły.
    Przygryzł na krótko koniuszek języka, jakby przez chwilę nad czymś się zastanawiał. Oparł dłoń tuż koło jego głowy, muskając palcami miękkie pasma niebieskich włosów. Uśmiechnął się przy tym łagodnie gładząc leniwie bok i biodro chłopaka.
    - Nie jestem cudowny - odparł cicho, wręcz mrukliwie, gdy palce chłopaka pomknęły po jego skórze. - Za to ty jesteś wyjątkowy...
    Wsunął delikatnie dłoń pod materiał jego spodni całując łapczywie skórę na jego szyi. Przeniósł się niżej wiodąc językiem po skórze chłopaka, nim zatrzymał się przy jednym z sutków, by zatoczyć koniuszkiem języka wolne okręgi wokół niego. Oparł jego kolana o swoje biodro gładząc przez materiał wewnętrzną stronę uda chłopaka.
    Chciał coś powiedzieć, jednak nie chciał psuć tej przyjemności, której od dawna nie miał okazji czuć. Wiedział tylko, że z każdym kolejnym gestem pożądał go coraz bardziej, aż zaczął się bać, iż będzie pragnął zatrzymać go tylko dla siebie na całą wieczność.

    OdpowiedzUsuń
  126. Uśmiechnął się z zadowoleniem i zamruczał cicho, przeciągle. Musnął rzęsami skórę chłopaka zwinnym ruchem wsuwając dłoń pod materiał, by podrażnić opuszkami palców coraz to czulsze miejsca na skórze. Zsunął je nieznacznie, całując zachłannie jego podbrzusze.
    Westchnął tylko cicho, kiedy poczuł, jak paznokcie wbijają się w jego ramiona. Słaby ból, tylko bardziej go nakręcił. Powstrzymał jednak swoje pożądanie, które powściągane przez tyle stuleci wybuchło w nim gwałtownie. Chciał pokazać temu chłopcu, że to, czego doświadczał do tej pory może być przyjemne.
    Uniósł się nad nim na łokciach, by nie przytłaczać go swoim ciężarem. Pozbył się swojej koszuli z taką wprawą, jakby robił to wielokrotnie, nawet nie zaprzątając sobie głowy tym, gdzie poleciała. Przyjrzał mu się z głodem w oczach, uśmiechając się przy tym perwersyjnie.
    - Jesteś piękny... - Szepnął wprost do jego ucha, którego płatek, chwilę później przygryzł z wyczuciem. Doskonale wiedział, że nie będzie piękniejszy, niż w tym właśnie momencie, kiedy leżał pod nim bezbronny, wywołując w nim coraz to bardziej niekontrolowane uczucia.
    Zdjął ostrożnie spodnie chłopaka ocierając dłoń o jego pachwiny, by przez krótki moment móc się z nim podrażnić.

    OdpowiedzUsuń
  127. Muskał łapczywie skórę chłopaka ustami, nie mogą się nią nasycić. Poczuł, jak mięknie, kiedy tylko zobaczył uroczy rumieniec, wpływający na policzki chłopaka. Pogłaskał go delikatnie po biodrze, wsuwając drugą dłoń pod jego plecy.
    - Ty Unique - odparł cicho wpatrując się wprost w jego oczy. Pionowe źrenice drżały z ekscytacji. Wciągnął z uwielbieniem powietrze uśmiechając się przy tym miękko. - Pachniesz konwaliami... - Mruknął cicho muskając jeszcze raz jego usta, jakby chciał sobie przypomnieć, jak smakują.
    Usiadł lekko na jego biodrach tak, by chłopak nie czuł jego ciężaru, ocierając się o niego subtelnie. Wsunął ciepłą dłoń pod bieliznę chłopaka, całując oba jego zaróżowione policzki. Szybko jednak przeniósł swoje usta na jego szyję, by zrobić na jej zgięciu kolejną, delikatniejszą malinkę.
    Stęknął żałośnie zagryzając wargę, kiedy przypomniał sobie tego chłopaka. Chociaż perspektywa spędzenia nocy z tym drobnym Bożkiem wypędzała najgorsze myśli oraz wywoływała falę gorąca, która mknęła po jego ciele przyprawiając go o dreszcze podniecenia. Objął palcami męskość chłopaka, gładząc ją pieszczotliwie z niebywałą czułością, którą nie obdarowywał nikogo, od ponad pięciu wieków.

    OdpowiedzUsuń
  128. Przestał myśleć. Zaczął działać wręcz instynktownie, pozwolił ponieść się emocjom i ludzkiemu pragnieniu, których nie czuł od dawna. Stłumił cichy jęk tuż przy jego uchu, którego płatek przygryzł subtelnie masując delikatnie jego męskość. Czuł drobne kropelki potu, błądzące po jego plecach, łaskocząc rozgrzaną skórę.
    Musiał się powstrzymywać, by pamiętać o delikatności w stosunku do chłopaka. Miał bowiem zamiar być jego najlepszym klientem, który w dodatku pragnie mieć w nim kochanka, nie przygody na jedną noc. Choć tego nie mówił, było to w każdym jego ruchu, każdy gest wręcz domagał się czegoś więcej.
    Uśmiechnął się z głębokim zadowoleniem, gdy kolejne większe i mniejsze reakcje chłopaka wydobywały się spod niego. Musnął kciukiem jego główkę, ocierając ciepłą dłoń o miękką skórę.
    Jednym płynnym ruchem pozbył się swoich pogniecionych spodni oraz krótkich szortów, zagryzając nieznacznie wargę, kiedy poczuł przyjemne mrowienie w okolicach podbrzusza. Powoli zsunął z niego bieliznę, obdarzając gorącymi wargami szyję chłopaka. Ułożył dłoń pod jego pośladkami, gładząc je z perwersyjnym uśmieszkiem na ustach. W kącikach pojawiły się niemal niewidoczne dołeczki, kiedy przez kilka krótkich chwil, wpatrywał się w jego nagie ciało, przesuwając łapczywie wzrokiem po smukłej sylwetce. Dla niego trwało to wieczność i nawet by się nie pogniewał, gdyby tak właśnie było na prawdę.
    - Zostań ze mną... - Mruknął tak cicho, że nie był pewny czy ten to usłyszał.
    Ułożył jego uda na swoich biodrach ocierając się powoli o jego nabrzmiałą męskość. Objął go w pół, układając ostrożnie swoje ciało na gorącej klatce piersiowej chłopaka. Emanowała przyjemnym ciepłem, czuł drżenie drobnego ciałka oraz rosnące podniecenie. Zagryzł mocniej wargę, powstrzymując nieudolnie ciche westchnienie. Pochylił się nad nim wpijając się znów w usta Bożka. Poczuł, jak po jego ciele przechodzi dreszcz stawiając włoski na karku i wywołując gęsią skórkę na plecach. Ułożył dłoń na podbrzuszu chłopaka, muskając go przelotnie samymi opuszkami palców.

    OdpowiedzUsuń
  129. Zadrżał nieznacznie słysząc jego jęk. Westchnął tęsknie dostrzegając z roztargnieniem jego cudowny uśmiech, który uwiódł go w momencie, kiedy tylko pierwszy raz do ujrzał. A do kompletu rumieniec...
    Nie potrafił się dłużej powstrzymywać. Wsunął w niego delikatnie pośliniony palec, nie chcąc przysparzać mu niepotrzebnego bólu. Poruszył powoli dłonią owiewając go ciepłym oddechem. Nie miał zamiaru się od niego odrywać. Nie teraz, kiedy było mu tak dobrze. Tak cholernie dobrze! Gorące usta jego kochanka stłumiły słaby jęk zadowolenia, kiedy poczuł mrowienie wywołane dotykiem jego drobnych dłoni.
    Objął do w pasie wolną ręką, przyciągając go do siebie zachłannie. Wysunął powoli z chłopaka palec, po czym pogłaskał go po wewnętrznej stronie uda przygryzając słabo jego czerwone wargi.
    - Dziękuję... - Odparł szeptem ochrypłym z podniecenia, po czym uniósł ostrożnie jego biodra, i otarł się główką swojego członka, o rowek między jego pośladkami.

    OdpowiedzUsuń
  130. Zaśmiał się cicho, trochę nerwowo, ponieważ nie kontrolował swoich emocji, wybuchających w nim gwałtownie. Stęknął przeciągle, niemal z zadowoleniem, kiedy chłopak podrapał jego plecy. Tak, sprawiało mu to niezmierną przyjemność. Na Czterech Piekielnych Władców, pragnął wciąż więcej!
    Włożył obie dłonie pod jego biodra układając je na swoich, by było mu łatwiej się w niego wsunął. Zrobił to powoli, z taką delikatnością, że sam przez ułamek sekundy był zaskoczony. Nigdy nie podejrzewał, by był w stanie zdobyć się na coś takiego.
    Otarł się o niego ponownie gładząc palcami miękką skórę na pośladkach chłopaka. Po krótkiej chwili wszedł w chłopaka delikatnie, wpierw samym koniuszkiem, przystając na chwilę, by mógł się oswoić z nową sytuacją. Wstrzymał oddech, napierając swoimi biodrami na jego pośladki czując, jak jego serce łomocze w piersi i ze strachu i podniecenia.
    Po raz pierwszy w życiu się bał. Bał się, że zrobi mu krzywdę, a jednocześnie pragnął, by ten go poczuł całym sobą. Poruszył się ostrożnie z dość niepewną miną, przyciskając swoje usta, do jego obojczyka.
    Miał za co mu dziękować. Tak... Wiele tego było. Za wiele, by móc to wypowiedzieć, a żaden z języków nie byłby w stanie wyrazić tego, co czuł i chciałby mu przekazać. Mógł to zrobić tylko w ten sposób. Przyciągnął go tylko do siebie, zmniejszając dzielący ich dystans do zera.

    OdpowiedzUsuń
  131. Poruszał się w nim ostrożnie, coraz bardziej podniecony słodkimi odgłosami, jakie wydobywały się z gardła tego uroczego Bożka. Drobne szczypanie na skórze, tylko bardziej go pobudzało. Zacisnął palce na pościeli oddychając głęboko przez usta.
    Naparł mocniej na biodra chłopaka ocierając się gwałtownie o jego prostatę. Jego ciasne gorące wnętrze było dla niego tak nowym doświadczeniem...
    Pocałował jego odsłoniętą szyję drżącymi wargami. Jęknął cicho i zacisnął palce na jego udzie układając jego kolano powyżej linii swoich bioder. Teraz był pewny. Był pewny tego, że nikomu go nie odda. Był pewny tego, że chce mieć go tylko dla siebie, by spełniać każdą jego zachciankę, by pieścić go co noc, kłaść się z nim, gdy ten tylko będzie śpiący i czekać przy nim, aż się obudzi w jego objęciach, obserwując przy tym jego piękną, uroczą, uśpioną twarz.
    - Jesteś cudowny... - Wymruczał niewyraźnie czując się... Sam nie wiedział, jak to określić.
    Wysunął się z niego, po czym wszedł w niego pewnie pomrukując jak rasowy kot. Nie miał teraz głowy do panowania nad takimi odruchami, nawet nie przeszkadzało mu to, że nie znosi tych zwierząt.
    Znów otarł się o niego mocno, wśród rozpustnych dźwięków dwóch ciał, napierających na siebie w dzikim tańcu wśród gasnących promieni słońca.

    OdpowiedzUsuń
  132. Jęknął przeciągle czując przyjemny opór ze strony chłopaka. Wsunął się w niego mocniej czując krople potu, spływające po czerwonych pręgach na jego plecach. Wsunął dłoń pomiędzy ich splecione ciała. Westchnął z zadowoleniem, za każdym razem kiedy pulsujący członek Bożka ocierał się o jego podbrzusze, tak przyjemnie drażniąc jego spoconą, zgrzaną skórę.
    Poruszył się w nim pewniej obejmując palcami nabrzmiałego członka swojego kochanka. Naparł na niego z cichym sapnięciem, masując go łapczywie.
    Uśmiechnął się pod nosem pochylając się nad jego szyją, by przygryźć delikatnie spoconą skórę. Błądził po niej językiem, z każdą kolejną chwilą pieszcząc go intensywniej. Ślina mieszała się z potem, kiedy zostawiał mokre ślady na jego skórze, po pocałunkach.
    - Tak bardzo mnie pociągasz... - Jęknął cicho wprost do jego ucha Napierając na drobne ciałko chłopaka, które wywoływało u niego dreszcze podniecenia, kiedy tylko czuł zapach jego krwi... Konwalie. Przez chwilę zastanawiał się, czy lubi konwalie. Odnotował w pamięci, że musi go o to spytać, napawając się tą chwilą cudownej bliskości.

    OdpowiedzUsuń
  133. Czuł pod sobą wszystkie uczucia i gesty. Pojedyncze pasma włosów opadły na jego spocone czoło, przyklejając się do niego. Spojrzał na niego przelotnie z głębokim rozczuleniem.
    Nie mógł powstrzymać uśmiechu zadowolenia, który pchał się na jego wąskie usta, kiedy tylko poczuł jak chłopak osiąga spełnienie. Poruszył się w nim ostrożnie choć pewnie zagryzając dolną wargę, po czym dołączył do niego z cichym imieniem Bożka na ustach.
    Wysunął się z niego powoli, nie przestając muskać ustami jego rozgrzanej, pachnącej skóry. Ułożył się obok niego, po czym przyciągnął go do siebie otaczając ramionami, by wtulić go w siebie z cichym westchnieniem.
    Serce łomotało w jego piersi, a oddech uciążliwie nie chciał się uspokoić. Spojrzał na niego spod kurtyny rzęs, uśmiechając się z zadowoleniem, gładząc jego lekko zarumieniony policzek.
    - Podobało ci się...? - Szepnął cicho zaciskając palce na kołdrze, po czym okrył rozgrzane ciałko chłopaka, by się nie przeziębił.

    OdpowiedzUsuń
  134. Uśmiechnął się delikatnie, oddając pocałunek. Tak. Zdecydowanie, mógł spędzać przy nim każdą noc i przyglądać mu się, a wciąż byłby nienasycony. Pogłaskał pod kołdrą ciepłe ramię chłopaka wpatrując się w niego jak urzeczony.
    - Ja chciałem zadowolić tylko ciebie - odparł zachrypniętym szeptem czując rozchodzącą się po jego ciele falę przyjemnego ciepła.
    Przyciągnął go do siebie mocniej, zanosząc się tym cudownym zapachem. Poczuł się zmęczony. Ludzko zmęczony i szybko sobie uświadomił, co było tego powodem. Opuścił więc ciężkie powieki głaszcząc delikatnie policzek chłopaka.
    - I nadal chciałbym sprawiać ci przyjemność... - Dodał cicho pilnując, by Bożek był dobrze przykryty miękką kołdrą.

    OdpowiedzUsuń
  135. - Oooo! - krzyknął rozbawiony. - Takie spojrzenie jest lepsze. A jeśli myślisz, że to, co z tobą zrobię potrwa tyle ile przeciętny klient załatwia swoją sprawę, to grubo się mylisz. Już ci powiedziałem ostatnio. Zgadzając się na mój trening skazałeś się na piekło, które należycie cię ukształtuje i wzmocni.
    Moran uśmiechnął się paskudnie i schował piersiówkę do kieszeni, po czym chwycił dzieciaka za kark i wywlókł go na dwór. Przechodnie trochę dziwnie się na nich gapili, ale nikt ich nie zatrzymał. Widocznie uznano to za coś w rodzaju ojcowskiej reprymendy, kary czy coś w tym guście. Mimo wszystko było widać, że co najmniej optycznie dzieli ich jedno pokolenie różnicy.
    - A teraz zapamiętaj nicponiu. Żaden protektor, żołnierz, bóg, demon czy człowiek nie jest teraz w stanie uchronić cię przede mną. Bądź ten raz prawdziwym mężczyzną i dokończ to, co zacząłeś.
    Wrócili na plażę, gdzie kupiec ostatnio zostawił bożka. Ciekawe czy tym razem któryś z rodziców szczeniaka się wtrąci? Helios był wojownikiem z krwi i kości, więc raczej nie powinien mieć obiekcji, a Luna, mimo swojej łagodności i matczynej miłości, zastrzeżenia mogła mieć jedynie co do metod. Znając ją na resztę się zgadzała, bo chciała chronić swojego jedynaka przed kimś, kto rzeczywiście chciałby go skrzywdzić.

    OdpowiedzUsuń
  136. - Skoro tak twierdzisz, to mi to pokaż. Zróbmy mały zakład. Jeśli mnie pokonasz, zacznę cię traktować jak kogoś z kim można pogadać. Jeśli ja wygram, ty przestaniesz marudzić i wreszcie weźmiemy się za twój trening.
    Kupiec wyciągnął swoje rewolwery, przypiął ich łańcuchy do pasków przy nadgarstkach i sprawdził stan naboi. Wszystkie komory pełne, czyli łącznie z pistoletem miał możliwość oddania dwudziestu ośmiu strzałów bez przeładowania, a długie ostrza broni dawały mu możliwość walki w zwarciu.
    - No co jest? Zmieniaj się i pokaż mi wreszcie na co cię stać, bożku.
    Popatrzył na dzieciaka, czekając na jego przemianę. Ostatnio zabrała mu niemal pięć minut, więc miał wtedy czas na spokojne podejście i wycelowanie w niego. Był ciekaw, czy gówniarz potrafi szybciej się zmieniać i czy jego transformacja rzeczywiście mu w czymkolwiek pomoże. Gondra poprawił kamizelkę i mechaniczny okular na oku.

    OdpowiedzUsuń
  137. - Nareszcie... - mruknął, gdy Unique przeszedł do ataku. - Nareszcie coś, na co warto zwrócić uwagę.
    Nie przejął się przygwożdżeniem przez boga. Dalej na jego twarzy było widać pogardliwy uśmieszek. Za często walczył z Heliosem, był za starym gościem i należał do tej konkretnej rasy, by przejmować się tak niedoświadczonym podlotkiem.
    - Jeśli to wszystko na co cię stać, to teraz pokażę ci, jak ludzka siła i wiedza wieków, cię pokonają.
    Podciągnął kolana pod siebie w ułamku sekundy i kopnął szczeniaka prosto w brodę, tak, że nadział się na własne zęby, po czym natychmiast je wyprostował i ciężkimi buciorami trafił go prosto w klatkę piersiową, odrzucając na wysokość podobną do tej, na którą młodzik skoczył. Natychmiast też wstał, przeturlawszy się do tyłu i już trzymał dzieciaka na muszce. Strzeliła po dwa razy z każdej broni.

    (Tak dla informacji. Zrobiłem teraz coś, co zrobiłaś ty, a co nie powinno się wydarzyć. Mianowicie akcja trwała dłużej niż jedną akcję i został opisany jej wynik. Nie powinno się tego robić i dlatego na koniec zostawiłem otwarty atak, który może, ale nie musi zrobić poważne szkody. To zależy tylko od tego jak to opiszesz, ale musisz pamiętać, że Uni to żółtodziób z nowymi umiejętnościami, które nie rozumie, a Moran jest starym weteranem o ogromnej ilości sztuczek w zanadrzu i, że należy on do TEJ rasy.)

    OdpowiedzUsuń
  138. - Tak... - Kiwnął powoli głową. - Lubisz konwalie? - Spytał przytulając go do siebie.
    Jednak kiedy ten usiadł, uniósł się na łokciach, wbijając w niego uważne spojrzenie kocich oczu. Pionowe źrenice zadrgały nieznacznie w ostatnich promieniach słońca.
    - Ważne... - Powiedział powoli, odsuwając mokre włosy z oczu.
    Wbił w niego uważny wzrok, zastanawiając się, o co mogło mu chodzić. Odchrząknął cicho, po czym usiadł i ujął delikatnie jego podbródek w długie palce. Zmusił chłopaka, by na niego spojrzał, uśmiechając się przy tym niemal niewidocznie.
    - Powiedz mi.

    OdpowiedzUsuń
  139. Poczuł, jak mięknie mu serce. Uśmiechnął się do niego miękko i pogłaskał go po zaczerwienionym policzku. Objął go w pasie i przyciągnął ostrożnie do siebie, zamykając w czułym uścisku ciepłych ramion.
    - Nie musisz się przecież tego obawiać... - Szepnął cicho, układając podbródek na jego nagim ramieniu. - Przecież nic ci nie zrobię... Wręcz przeciwnie, cieszy mnie to.
    Musnął zgięcie jego szyi ustami przysuwając go bliżej siebie. Westchnął cicho, wręcz smętnie, kiedy tylko usłyszał kolejne słowa chłopaka. Przygryzł dolną wargę kłami, jakby się nad czymś zastanawiał.
    - Pachniesz jak konwalie... - Mruknął cicho, ledwo dosłyszalnie. Spojrzał na niego z nieśmiałym uśmiechem, zastanawiając się jak zareaguje na kolejne słowa. - Mam za domem niewielki ogród... Poproszę moją służkę, by go dla ciebie upiększyła różnymi kwiatami. Jeśli oczywiście będziesz tego chciał.

    OdpowiedzUsuń
  140. Szybki. Piekielnie szybki, jak na takiego żółtodzioba. Moran wycelował w niebo, wiedząc, że jest za wolny na zrobienie skutecznego uniku. Podniósł rewolwery w górę, mniej więcej w kierunku pikującego małolata i pociągnął za spust. Ma czas tylko na jeden podwójny strzał, a potem siła bezwładności i pęd bożka zwali go z nóg. Sytuacja absurdalnie patowa, z której nie wyjdą przy wykorzystaniu swoich umiejętności, a tylko dzięki swojemu szczęściu.
    "Ja pierdolę. Głupi szczeniak." - To były jego jedyne myśli, kiedy obserwował lecącego dzieciaka. Naprawdę nie lubił, gdy ktoś stawiał wszystko na jedną kartę i było tylko zwycięstwo lub tylko przegrana.

    OdpowiedzUsuń
  141. Pokręcił powoli głową, głaszcząc go czule po plecach, samymi opuszkami palców. Uśmiechał się słabo pod nosem i choć chłopak nie mógł tego zobaczyć, Demonowi sprawiało to olbrzymią przyjemność. Podobnie, jak samo trzymanie go w swoich objęciach.
    - Mnie nie musisz się bać... - Odparł cicho i łagodnie, przyciągając go bliżej siebie.
    Miał już specjalny plan na rozmieszczenie roślin w ogrodzie. Kilka dni i wszystkie powinny pięknie wykwitnąć, szczególnie przy umiejętnościach kobiety, która pracowała dla niego jako służba. Uśmiechnął się melancholijnie na jego słowa kiwając powoli głową.
    - Będę. Oczywiście, że będę. Jeśli tego sobie właśnie życzysz...
    Spojrzał na niego, po czym westchnął cicho. Ułożył delikatnie drobniutkie ciałko chłopaka na poduszce, nie odsuwając się od niego ani na cal. Otulił go szczelnie rozgrzaną kołdrą, przytulając mocno do siebie. Opuścił powoli powieki, po czym sam odpłynął.

    OdpowiedzUsuń
  142. Nie do końca był pewny, czy śpi. Było to raczej coś w rodzaju czuwania. Czuł każdy, nawet najdrobniejszy ruch swojego kochanka, cichutkie westchnienia, spokojne oddechy. Miał nawet wrażenie, że słyszy drganie jego delikatnych powiek.
    Mimowolnie przysunął go do siebie, układając dłonie w dole jego pleców, wtulając nos w jego pachnące kwiatami niebieskie włosy. Zamarł w momencie, gdy poczuł, że chłopak się obudził. Czekał cierpliwie w półśnie, z drgającymi kącikami ust.
    Westchnął cicho zaciągając się jego słodkim zapachem oraz napawając się zachłannie jego obecnością. Nie potrafił oswoić się z myślą, że może bezkarnie na niego patrzeć, dotykać go czy przytulać i głaskać. Pocałował go bezwiednie w czoło mrucząc przy tym niemal bezgłośnie z ciepłego zadowolenia.

    OdpowiedzUsuń
  143. - Dzień dobry - odparł cicho gładząc kciukiem nagą skórę na jego podbrzuszu.
    Uśmiechnął się subtelnie, oddając pocałunek znacznie pewniej niż Bożek. Otworzył powoli oczy, wpatrując się w niego jak urzeczony. Uniósł się nieznacznie na łokciach, przechylając głowę na bok.
    - W takim razie, jeśli chcesz mogę spędzać z tobą każdą noc.
    Jęknął cicho z zachwytem, kiedy na delikatne policzki chłopaka wpłynął rumieniec. Pogłaskał wierzchem dłoni zaczerwienione lico, po czym ucałował je czule.
    - Powinniśmy wstawać na śniadanie, Piękny.

    OdpowiedzUsuń
  144. Zaśmiał się cicho na jego słowa. Przyciągnął go tylko do siebie wzdychając cicho pod nosem.
    - W porządku. W takim razie może chcesz śniadanie do łóżka?
    Uniósł nieznacznie brwi z delikatnym uśmiechem na ustach. Przyglądał mu się z uwagą, badając wzrokiem drobne rysy twarzy, delikatne usta i śliczne, lśniące oczy.
    - Mogę pożyczyć ci coś mojego - odparł muskając ustami skórę na jego ramieniu.
    Sam nie chodził we wszystkim na raz, a z tego, co pamiętał chłopak nie przyniósł sobie nic innego. Poza tym niezmiernie podobał mu się w za dużej koszuli i nic na to poradzić nie mógł.
    Przygryzł lekko dolną wargę, wpatrując się w chłopaka jak w obrazek.
    - Gdybym powiedział, że cię kocham musiałbym skłamać - powiedział powoli, opierając policzek o jego ramię, by móc swobodnie złożyć delikatny pocałunek na jego szyi. - Nie ma słów w języku Elfów, Bogów czy Demonów na opisanie tego, co chciałbym ci powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  145. Jak na zawołanie, przed drzwiami do izby rozległo się szuranie, jakby ktoś ustawiał pod drzwiami tacę. Kilka chwil potem, coś pacnęło miękko o drewnianą podłogę i Demon od razu wiedział, co to.
    Podniósł się powoli, po czym podszedł do drzwi i pozbierał to, co zostawiła jego służka. Ustawił tacę ze świeżym, ciepłym chlebem oraz wędliną i nabiałem na miejscu obok oraz podał chłopcu czystą koszulę.
    - Owszem. Demony nie są stworzone do miłości - przytaknął, siadając na skraju łóżka, wpatrując się w niego ciągle. - Ale nawet nam zdarza się zakochać. Tylko, że często "miłość" to za słabe określenie. Odczuwamy to dużo mocniej niż istoty do miłości przyzwyczajone, ponieważ jest to dla nas coś nowego i zdarza się raz na kilka set lat, jeśli nie na kilka tysiącleci.
    Zamilkł na chwilę, by posmarować chrupką kromkę chleba masłem, które niemal się na nim roztopiło. Ułożył plaster białego sera na chlebie i podał go Bożkowi.
    - Mogę mówić, że cię kocham, jednak to wciąż będzie za mało. - Uśmiechnął się kącikiem ust, niemal z rozbawieniem. - To coś, podpada pod obsesję.

    OdpowiedzUsuń
  146. Uśmiechnął się niemal przepraszająco i pogłaskał go delikatnie po policzku. Otoczył go ramieniem przyglądając mu się, jak je.
    - To chyba niestety właśnie to oznacza - odparł wtulając go mocno w siebie. - Jeśli ci to będzie przeszkadzało, powiedz. Postaram się powstrzymywać.
    Nie bardzo wiedział czy mu się to uda, ale miał zamiar trzymać chłopaka przy sobie i spełniać wszystkie jego zachcianki, więc istniała szansa, że zazdrości żaden z nich nie odczuje. Miał taką nadzieję, bowiem nie chciał chłopcu sprawiać przykrości.
    - Nawet nie wiesz, jak się z tego cieszę - powiedział i pocałował go czule w skroń. - Nie byłem nigdy w Krainie Bogów, jednak skoro tutaj bardziej ci się podoba, wszystkie wspaniałe historie muszą być fałszywe.

    OdpowiedzUsuń
  147. Pokręcił tylko głową. Tyle razy spotykał się z różnicami pomiędzy tymi dwoma światami, jednak w dalszym ciągu miewał problemy z uwierzeniem w niektóre fakty. Dla niego mimo wszystko było to nie do pomyślenia. Nie wypuszczać kogoś z powodu strachu, zamiast po prostu normalnie go "wychować"? Z każdą kolejną chwilą, kolejnym wydarzeniem, słowem czy gestem wierzył w swoje przekonanie, że pomimo stereotypów i niemiłosiernej natury Diabły i Demony są dużo bardziej humanitarne, niż wszyscy święci łącznie z Bogami.
    Uśmiechnął się tylko do niego, po czym pocałował go delikatnie w czoło. Złapał kolejną kromkę ciepłego chleba i zaczął ją delikatnie smarować masłem.
    - Przykro mi, jednak nie jestem w stanie pojąć "Boskiego" rozumowania - spojrzał na niego przepraszająco, po czym podał mu kromkę z plastrem chudej szynki. - Zostałem wychowany w trochę inne sposób, a z tego co widzę nasze "kultury" bardzo się od siebie różnią.

    OdpowiedzUsuń
  148. Milczał przez dłuższą chwilę, jakby wcale go nie słuchał. Oczywiście to nie była prawda. Chłonął każde słowo, które wydobyło się z jego różanych usta niemal jak uzależniony od opium swój narkotyk. Wreszcie wyprostował się powoli przyglądając mu się z uwagą.
    - Cóż, może Piekło nie jest wzorcem szczęśliwego miejsca, jednak moi konfratrzy uznają to za ich miejsce. Nawiasem mówiąc, gdybym mógł wyniósłbym się stąd i wrócił do Gehenny.
    Tak. Przeszkadzało mu to, że do domu wracał tylko dwa razy do roku. I tak, tęsknił za tym plugastwem, za zbolałymi jękami potępionych, za karaniem każdego żywego, który usiłował się wedrzeć do ich królestwa. Tęsknił nawet za fetorem rozkładających się ciał, ponieważ to dla niego było "naturalne środowisko". Nie rozpowiadał jednak o tym i nie miał zamiaru się zwierzać.
    - Mylisz się - odparł cicho błądząc wzrokiem po tacy z wyraźnym brakiem zainteresowania jakimkolwiek jedzeniem. - Twoja kultura istnieje, została jedynie zapomniana. Z resztą, znam miejsce w którym dla większości jest całkiem powszechna.

    OdpowiedzUsuń
  149. Westchnął cicho i pokręcił powoli głową. Przed nim jeszcze długa droga. Położył dłoń na jego ramieniu przysuwając się do niego nieznacznie.
    - Nie powiedziałem, że bym cię zostawił - odparł zgodnie z prawdą. Odstawił tacę na ziemię, po czym podrapał się po skroni. - Powiedziałem, że gdybym mógł. Ale nie mogę i to dla ciebie tutaj zostaję.
    Nawet nie chodziło mu o zakaz. Nie miałby sumienia zostawić tutaj tego chłopaka, skoro mu coś obiecał. I to nie byle "coś". Westchnął cicho, po czym kiwnął głową.
    - Tak - powiedział zadziwiająco spokojnie i cicho. - Ich wiara nie umiera, dlatego są w stanie trafić po śmierci do zaświatów. Nie znajdziesz tam niewierzących. Poza tym, na świecie jest jeszcze wielu ludzi, którzy wierzą. Niejednokrotnie ich spotkałem.

    OdpowiedzUsuń
  150. Kiwnął jedynie powoli głową, przytulając go mocno. Pogłaskał go czule po plecach, przyglądając mu się z lekko przymrużonymi powiekami. Uśmiechnął się do niego blado, po czym pochylił się i pocałował go.
    - Jeśli tego właśnie chcesz, zapewnię ci to - obiecał szczerze, wręcz z chorą namacalnością tego stwierdzenia.
    Tak. Sam nie miał wielkich wymagań, więc jeśli Bożek chciał, Demon mógł bez narzekania spełniać jego zachcianki. Co w brew pozorom jemu akurat nie przeszkadzało.

    OdpowiedzUsuń
  151. Uśmiechnął się do niego miękko i pogładził go po włosach, przeczesując palcami niebieskie pasma. Nawet one kojarzyły mu się z konwaliami.
    - Nie musisz mi dziękować - odparł cicho przytulając go do siebie.
    Opuścił nieznacznie powieki, zerkając na niego przelotnie. Wsunął powoli palce pod materiał koszuli, gładząc opuszkami nagą skórę na plecach chłopaka. Pokiwał powoli głową, ujmując podbródek chłopaka w swoje palce.
    - Wiem - powiedział unosząc delikatnie jego twarz, by móc swobodnie musnąć wargi Bożka swoimi ustami. - I wychodzi na to, że ja ciebie też, choć nadal uważam, że to za słabe określanie.

    OdpowiedzUsuń
  152. Zaśmiał się cicho na jego słowa. Jego zdaniem, to było dobre. Nienawidził tej chorobliwej zazdrości, której doświadczył tylko dwa razy w całym długim życiu. Wywoływała u niego obrzydzenie dla samego siebie. W dalszym ciągu pamiętał, jak ostatnim razem to wszystko się skończyło. Ciężki kamień poczucia winy opadł na dno jego żołądka, ciągnąc za sobą żal i złość na samego siebie. Przytulił tylko mocniej chłopaka, głaszcząc go delikatnie po plecach. Pierwszy raz od wielu stuleci pękało mu serce, kiedy widział w lśniących oczach łzy. Uniósł delikatnie jego podbródek, by móc na niego spojrzeć łagodnie oraz obdarzyć czułym uśmiechem.
    - Nie chcę być o ciebie zazdrosny, chociaż będę - powiedział przyglądając mu się niemal z niedosytem. Taka była prawda, wciąż było mu mało jego dotyku, sposobu, w jaki się do niego zwracał oraz czułych spojrzeń. - Chcę spełniać twoje zachcianki i móc cię kochać. Więc proszę nie płacz.
    Ujął twarz Bożka w swoje dłonie, przybliżając swoje usta do jego warg, które po chwili musnął. Kolejne muśnięcie, wywołało na twarzy Demona poblask uśmiechu, a następne jego cień. Złączył ich wargi w czułym pocałunku, gładząc palcami miękką, bladą skórę, na jego szyi.

    OdpowiedzUsuń
  153. Uśmiechnął się do niego delikatnie, odsuwając nieznacznie usta, raptem na kilka cali. Spojrzał na chłopaka, wpatrując się w jego oczy jak urzeczony, co na swój sposób było prawdą. Opętał go ich blask oraz kolor już przy pierwszym napotkaniu jego wzroku.
    - Wiem Unique - odparł zachrypniętym głosem, gładząc jego policzek. - I ja ciebie też.
    Nawet jemu wydawało się to dziwne. W końcu nienaturalnym było, aby Demon poczuł jakiekolwiek ludzkie uczucia. Nie przeszkadzała mu jednak własna odmienność. Zwłaszcza teraz. Przysunął chłopaka bliżej siebie, opierając podbródek na jego ramieniu.
    - Chyba powinniśmy już wstać - westchnął niechętnie, nie poruszając się, ani nie dając po sobie poznać zamiaru podniesienia się.

    OdpowiedzUsuń
  154. Ojej, czyżbym zerżnęła pomysł? o-o PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM! Ale nie czytałam wcześniej innych kart postaci, przepraszam o-o ]

    OdpowiedzUsuń
  155. [Dość spoty zastój miałem. Chcesz kontynuować wątek, czy rozpocząć nowy?]

    OdpowiedzUsuń
  156. [Ostatnio częściej siedzę na telefonie, a on tego nie ogarnia. Odpiszę na wątek, jakoś nie mam głowy do wymyślania czegoś jeszcze.]

    OdpowiedzUsuń
  157. Nie zdążył odpowiedzieć. Usłyszał ciche pukanie do drzwi, które wydobyło z jego gardła gniewny syk niezadowolenia. Zmrużył swoje kocie oczy, wpatrując się w przestrzeń tak, jakby toczył z samym sobą. W oddali usłyszał stukot końskich kopyt, jak i szelest skrzydeł. Skrzywił się z niesmakiem. Nie wiedział dokładnie, kto zawitał w jego progi, jednak był pewien, co do jego pochodzenia. Usłyszał trzask, jakby ktoś usiłował wyłamać drzwi, jednak głośny huk obwieścił mu, że taki plan zakończył się niepowodzeniem.
    - Nie wejdzie tu - odparł niemal natychmiast z niezachwianą pewnością w głosie. - Musi dostać pozwolenie, a ja nie zamierzam mu go udzielić.
    Ułożył dłoń na ramieniu Bożka, jednak podniósł się z miejsca, naciągając na siebie swój płaszcz. Ujął w dłoń czystą koszulę, którą zarzucił na ramiona chłopaka, wyginając kąciki ust w niemal niewidocznym uśmiechu. Ciężki huk o drewniane drzwi prawił, że jego źrenice zwęziły się gwałtownie, a oczy niebezpiecznie zalśniły. Syknął coś cicho pod nosem, co zabrzmiało jak trzask płomieni w kominku i wyprostował się nasłuchując. Dostrzegł w korytarzu rozbłysk magii, która z całą pewnością po raz kolejny odrzuciła nieproszonego gościa, kiedy ten tylko uderzył ponownie w drzwi.
    - Strzelam, że tak po prostu stąd nie pójdzie? - To było bardziej stwierdzenie, niż pytanie, jednak mimo wszystko spojrzał na chłopaka z nieco zamyśloną miną.

    OdpowiedzUsuń
  158. Kupiec siedział na kamieniu nad morzem i popalał cygaro. Spoglądał na niebo, na księżyc poprzez szarą strużkę dymu i mechaniczny okular. Pamiętał, że kiedyś tu spotkał syna Luny. Dał mu nieźle popalić, aż szczeniak zwiał. Trochę to zdenerwowało kupca, ale z drugiej strony pokazało, że młodzik miał jaja i w końcu przełamał część swojego strachu. Mimo wszystko taki wynik miał być w końcowym efekcie.
    - No i co teraz, Luna? Przeszkoliliście synka? Czy znowu uciekł w głąb siebie i zaczął się sprzedawać? Naprawdę ciężko było mi uwierzyć, że to on był waszym potomkiem. Jedyni ocalali Starzy Bogowie... i Zapomniany. Dziwna z nas ekipa w tym świecie pełnym nowych gatunków, wynalazków i wiary tego nowego.
    Przerwał monolog. Może i Luna go dziś wyjątkowo słuchała, ale jak zwykle, on nie mógł usłyszeć jej. Zapomniany...? Dobre miano nadały mu elfy, po masakrze jego pobratymców. I kto by przypuszczał, że to Starzy Bogowie, a potem Anioły się do tego przyczyniły. Gdyby Moran tego nie pamiętał, to sam by w to wątpił. Bezwiednie wyciągnął pistolet z kabury i położył go sobie na kolanie. Może tej nocy czekają go kłopoty, tak jak cały czas w ciągu ostatnich kilku miesięcy?

    OdpowiedzUsuń
  159. Hałasy ciągną się nad wodą znacznie dalej niż nad lądem. Z tego też powodu, kupiec słyszał łopot wielkich skrzydeł i nierównomierny chlupot pomiędzy szumem oceanu, mimo iż jego nagie oko nie widziało walczących. Zgasił cygaro, poprawił okular i chwycił pistolet w jedną rękę, a w drugiej przygotował rewolwer. Cholera wie, czy nie przybył tu jakiś zabójca dybający na życie Morana lub jego majątek.
    - No chodźcie, skurwiele. Ciekawe, który z was zakosztuje moich kul?
    Wycelował w postać wypełzającą z wody i bez ostrzeżenia strzelił w jej nogi. Miał zamiar wypytać najpierw gościa, a potem się zobaczy.

    OdpowiedzUsuń
  160. "Kurwa. Anioł!" Przemknęło przez myśl kupca. Jednak gdy dostrzegł, płonące ostrze, uśmiechnął się gorzko. Magiczny oręż gówno mógł mu zrobić. Co najwyżej trochę przypali mu ubranie. Wycelował broń w wiszącą na niebie postać i zaczął strzelać, celując w głowę i tors. Widząc jednak prędkość swojego przeciwnika sprzed chwili podejrzewał, że dojdzie raczej do walki wręcz, aniżeli uda mu się go strącić, więc chwycił mocniej rewolwer w dłoń i przygotował się do uderzenia. Mimo wszystko nie chciał od razu pokazywać wszystkich swoich asów od razu.

    OdpowiedzUsuń
  161. "Idiota, czy jak? Wyrzucić miecz na rzecz noża?"
    Moran dosłownie zaniemówił na widok tak nieodpowiedzialnego zachowania i już chciał nawet miał pokręcić głową z niedowierzania, ale się powstrzymał. Możliwe, że to nie był zwykły nożyk albo anioł trzymał w rękawie jakąś sztuczkę i ten scyzoryk miał tylko odwrócić uwagę. Jeśli nie, to nie zamierzał mu przeszkadzać. Już od dawna weterani walk mówią, że gdy twój przeciwnik popełnia błąd, to nie należy mu przeszkadzać w tym.
    Jeszcze raz skupił się na sylwetce latającego przeciwnika, wymienił błyskawicznie pociski w rewolwerze i zaczął strzelać. Jak się uda, to może zrani go na tyle, że nie będzie mógł się dłużej utrzymać w powietrzu. Dobrze, że zawsze ma ze sobą kilkanaście magazynków z nabojami.

    OdpowiedzUsuń
  162. Uskoczył przed ognistym pociskiem w bok, jednak nie do końca mu się to udało. Co prawda magia na niego nie działała, ale nogawka mu się sfajczyła u spodni i zapach palonej skóry rozniósł się w powietrzu. Te spodnie były dość drogie.
    Jednak nie przejmując się uszczerbkiem garderoby na razie, szybko zanalizował sytuację. Jego przeciwnik posługiwał się żywiołem ognia, więc woda powinna go osłabić lub uniemożliwić działanie większości jego mocy. Więc musiał jakoś ściągnąć go do wody i wtedy zyskałby wystarczającą przewagę do zakończenia walki.
    Myśląc tak w trakcie przewrotu, Moran szybko się wyprostował i znów wycelował w niebo. Jednak tym razem nie zauważył skrzydlatego, bo oślepił go jasny blask. Prawe oko jakoś wytrzymało nagłą zmianę oświetlenia, ale lewe go zapiekło, bo okular miał przestawiony w tryb nocny. Lekko sapnąwszy z bólu zaczął strzelać mniej więcej w kierunku źródła światła. Jeśli był nim przeciwnik, to nie mógł pozwolić mu się zbliżyć, a jeśli użył jakiejś magii, to po zetknięciu z metalem, czar powinien przestać działać i oddać tę niewielką przewagę kupcowi.

    OdpowiedzUsuń
  163. Ciemność znów nastała. Przy tak zmiennym oświetleniu i dużej dynamice przeciwnika, postanowił odkryć jedną ze swoich kart. Lewą ręką zdarł okular z głowy i uwolnił minimum wstrzymywanej od lat magii. Jego oczy zwężyły się w szparki jak u kota lub węża, a jego słuch i węch się wyostrzył. Jego myślenie także znacznie przyśpieszyło i teraz sekunda na świecie dla niego trwała pięć razy dłużej. Dzięki temu szybko zlokalizował lecącego anioła, który anioła już znacznie mniej przypominał.
    "No chodź. Chodź do mnie, pomiocie. Zmiażdżę cię."
    Moran nie dał po sobie poznać, że wie, co szykuje skrzydlaty. Rozluźnił także chwyt na pistolecie, mając zamiar złapać anioła, gdy ten przeleci obok niego i używając siły jego rozpędu, skierować go na ziemię, by się rozbił. Wtedy wystarczy, że użyje ostrza na rewolwerze i walka będzie zakończona.
    Jedyne co musiał zrobić to czekać w tym przyśpieszonym świecie na nadejście skrzydlatego i znieść rozrywający ból, cenę za używanie zdolności bestii w ciele człowieka.

    OdpowiedzUsuń
  164. Zobaczył jak ląduje. Widział całą jego sylwetkę. Powoli, bezgłośnie odciągnął kurki w rewolwerze i pistolecie. W następnej ćwiarczce sekundy wymierzył broń na wysokość torsu skrzydlatego i strzelił. Mięśnie rozrywały go z bólu od przyśpieszonego ruchu, ale potrafił to jeszcze wytrzymać. Był pewien, że go trafi. Ludzka postać może i nie nadawała się do tego poziomu walk, ale potrafił to nadrobić technologią i doświadczeniem. Poza tym nie mógł sobie pozwolić na zbyt długie przebywanie w tym trybie przemiany. Albo wróci do czysto ludzkiej formy, albo do swojej oryginalnej. Jak stanie się to drugie, to Norrheim czeka zagłada. Moran nie pozwoli nikomu, kto mógłby zdradzić jego tożsamość, przeżyć.

    OdpowiedzUsuń
  165. Zdusił w sobie magię i już "normalny" założył swój okular z powrotem na głowę. Wymienił też magazynki, bo wystrzelił już ostatnie naboje i zaczął zbliżać się do anioła w celu pozbycia się go. Wszystkie mięśnie go bolały od nadmiernego przyśpieszenia reakcji ciała i umysłu.
    - No, bratku. Źle wybrałeś sobie przeciwnika. Jeśli po śmierci zobaczysz swojego pana, to przekaż mu, że ostatni Zapomniany ciągle ma się dobrze.
    Kupiec wycelował w głowę bestii. Skądś znał ten kształt, ale nie potrafił sobie przypomnieć skąd. Najwyżej.

    OdpowiedzUsuń
  166. Strzelił, ale o sekundę za późno i kula nie wylądowała w głowie skrzydlatego, a w piasku. Szybko poderwał broń za nim, jednak nie przyśpieszony był wolniejszy. Poza tym mięśnie także zaczęły odmawiać posłuszeństwa, więc zdążył tylko unieść broń i zobaczyć jak pikuje na niego anioł. Jak on, kurwa, nie znosił takich sytuacji. Wóz, albo przewóz. Jak z tym cholernym szczeniakiem.
    - I znów pat, hm?
    Bez wstrzymywania się strzelił dwie kule i przygotował ciało do uderzenia. Raczej nie zginie od tego ciosu, ale będzie sie liczyć, kto pierwszy stanie na nogi.

    OdpowiedzUsuń
  167. Wylądował w wodzie z dość sporej wysokości. Całe ciało miał obolałe, ale zdziwił się, że jeszcze ani razu nie został ranny. Musiał chyba walczyć naprawdę z niezłym żółtodziobem spośród anielskich sił o sporym szczęściu. Inaczej ciężko mu wyjaśnić dotychczasowy wynik i przebieg walki.
    Kupiec jednak odstawił te myśli na bok. Iliadzka broń z najwyżej półki miała okazję właśnie zabłysnąć. Cofnął bębenek rewolwera szybko pod wod,ą, tak, że jak wypłynął i nacisnął spust, wydał głuchy trzask, jakby to był niewypał. Amunicja i broń stały na takim poziomie, że odrobina wody im nie zaszkodzi. Pewnie jego przeciwnik czekał tylko, aż pozbawi Morana możliwości dalekosiężnego ataku. A kupiec teraz poczeka na ofiarę...

    OdpowiedzUsuń
  168. Gdy skrzydlaty odleciał na plażę, Moran schował broń do kabur i zaczął płynąć w stronę brzegu. Nie pasowało mu zachowanie anioła. Jak diabli mu nie pasowało. Wszystkie anioły, bez wyjątku, zabijały lub usiłowały zabić magicznych i tych z którymi walczyły.
    Gdy wyszedł na brzeg, nie wyciągał już broni. Nie miał ochoty walczyć w tym stanie. Mięśnie za bardzo go bolały, dokuczał mu ból głowy, a ilość naboi przy nim zmniejszyła się o połowę. Bez częściowej przemiany nie był pewny wygranej, a tej mógł użyć teraz tylko w walce wręcz. Podszedł do ogniska. Wolno, ale głośno, czyli nie już jak przeciwnik.

    OdpowiedzUsuń
  169. - Kurwa. A myślałem, że zginąłeś... Unique. Widzę, że jednak wyszedłeś na coś lepszego niż dziwka portowa.
    Gdy zobaczył dzieciaka na piasku, to już domyślił się wszystkiego. Usiadł zmęczony po przeciwnej stronie ogniska i spojrzał się w niebo. A chciał dzisiaj jedynie spokojnie popykać fajkę w świetle Luny... A tu znów się natyka na jej synalka.

    OdpowiedzUsuń
  170. - Wypadłeś gorzej niż źle. Ale widzę, że staruszek i Luna zajęli się odpowiednio twoją edukacją. Pewnie była mniej upokarzająca i bolesna niż ta u mnie.
    Zaśmiał się gorzko i zaczął grzebać po kieszeniach. Po chwili wyciągnął metalowe pudełko na cygara. Wnętrze było całe zalane
    - Cholera. Musiałeś mnie wrzucić do wody? Wszystkie cygara mam zniszczone.
    Kupiec wyrzucił zawartość cygarniczki i jeszcze raz przeszukał kieszenie. Tym razem wyciągnął obwiązaną ściśle skórą paczkę. Jej zawartość była już sucha.
    - No przynajmniej papierosy jeszcze mam.
    Wyciągnął jeden z cienkich, długich papierosów i zapalił go od płonącej gałęzi.
    - Więc mówisz, że zabiłeś Uraziela? Heh... Durny poganiacz niewolników. Nie to co Michał, czy Samael. Gratuluję zemsty.

    OdpowiedzUsuń
  171. - Jak wyszedłeś, to przypominałeś anioła, smarkaczu. I wiesz jakie mamy z nimi porachunki. Poza tym się ciesz, że tylko trochę przyśpieszyłem swoje ruchy, a nie użyłem groźniejszych sztuczek. Byłoby z ciebie takie sito, że woda bez większego problemu by przepływała.
    Zachichotał trochę złowieszczo. To prawda, że namyślał się przez chwilę nad mocniejszymi asami z rękawa, ale skoro wtedy go powalił tylko przy użyciu małego wspomagania, to uznał, że nie warto tracić więcej sił.
    - A wracając do aniołów... Skądżeś wytrzasnął ten ognisty mieczyk na początku? Wiem, że Michał taki posiada i kilku innych archaniołów, ale Uraziel nie był jednym z nich i jego bronią była chyba kolczasta lamia lub morgenstern, a nie miecz.
    Puścił w niebo kilka obłoczków dymu z papierosa i obejrzał przypaloną nogawkę spodni. Jutro będzie musiał kupić sobie nowe, choć reszta obrań musiała jedynie trochę przyschnąć.

    OdpowiedzUsuń
  172. - Nie zdziw się, ale z tak wyglądającymi aniołami walczyłem w przeszłości. Kurestwa jedne były szybsze niż ty.
    Moran rozłożył wilgotną kamizelkę na dwóch znalezionych kijkach i przysunął ją bliżej ognia, by wyschła. Dzisiaj chyba nie wróci do miasta.
    - Ponadto ta umagiczniona broń może zrobiłaby komuś krzywdę, ale nie mnie. Tatuś musiał ci chyba o tym wspomnieć. W końcu kilka razy się z nim mierzyłem. Na trzydzieści walk mieliśmy dwadzieścia trzy remisy, trzy jego zwycięstwa i cztery moje.
    Teraz kupiec zachichotał na wspomnienie z przed kilku tysięcy lat. W oryginalnej formie ciągle miał blizny po tych walkach.

    OdpowiedzUsuń
  173. - Ja? Chyba mnie pomyliłeś z książką o legendach.
    Kupiec wyprostował się i wymienił papierosa. Poprzedni rawie cały się już spalił i zaczął przypiekać mu usta.
    - Co prawda znałem Lunę i Heliosa osobiście, ale nie sądzę bym znał ich wystarczająco dobrze po tych kilku milieniach. Nie po tamtym... Hej, Luna! Wiem, że słuchasz, więc choć opowiedzieć synkowi kilka bajek! Jeśli tamta obietnica cokolwiek dla ciebie znaczyła to nagnij raz zasady poza trening i weź wreszcie pogadaj z pierworodnym! Wezmę reperkusje na siebie!
    Wykrzyczał w stronę księżyca. Jeśli Luna jeszcze pamięta o ich przysiędze, jeśli jest jeszcze choć w części tą samą kobietą, którą znał i kochał, to powinna odpowiedzieć. Nawet jeśli wolała Heliosa od niego.

    OdpowiedzUsuń
  174. - Wiem, wiem. Utrzymanie się na niebie wymaga sporo wysiłku. Mógłbym odstąpić swojej mocy, ale jest zapieczętowana w tym ciele, więc jedynie mogę ci użyczyć trochę krwi.
    Bez zawahania się podwinął rękaw swojej koszuli i naciął sobie nadgarstek. Co prawda w jego krwi było teraz znaczniej mniej magii z powodu ludzkiej formy, to ta ilość powinna wystarczyć na około pół godziny do godziny na opowiadania bogini księżyca zanim kupiec będzie zmuszony do zabandażowania rany.
    - No co się tak gapisz, młody? Nie widziałeś nigdy ludzkiej krwi? A ty już zacznij Luna. Powiedziałem, że wezmę odpowiedzialność na siebie, nie? No to ją biorę.

    OdpowiedzUsuń
  175. Popatrzył na rękę i pokręcił głową z dezaprobatą, uśmiechając się nikle. On niereformowalny? Hipokrytka.
    - No już, młody. Przestań płakać, bo pomyślę, że to nie z tobą walczyłem, a z jakimś dziwnym wampirem. Poza tym dobrze cię widzieć Luna po tych... czterech tysiącleciach? Jakoś chyba tak. A teraz jestem ciekaw co opowiesz synkowi, bo jeśli o życiu małżeńskim, to ja się zdrzemnę. Rodzinne ciepło to dla mnie świetny lek na bezsenność.
    Zażartował i odłożył okular na bok. Na nic mu się teraz nie przyda, a choć kupiec był do niego przyzwyczajony już, to jednak odrobinę przeszkadzał.

    OdpowiedzUsuń
  176. - Ha ha ha ha... - Kupiec roześmiał się głośno, słysząc dzieciaka. - Ciesz się młody, że jesteś takim "bękartem". Nie kojarzę zbyt dużo takich, którzy zostali zrodzeni z miłości i to jeszcze w tak spokojnych warunkach, jak ty. Poza tym wiesz jak długo trwał ślub bogów? Tydzień. Pełen tydzień różnych formalności, tradycji, obyczajów i tym podobnych.
    Moran wreszcie ściągnął kamizelkę z kijków i stwierdziwszy, że jest już sucha, założył na siebie. Po czym skierował wzrok na boginię.
    - Może opowiesz mu o polowaniu na smoka? Wiesz, tego co Helios podziurawił, a ja musiałem dobić. To była ciekawa przygoda.

    OdpowiedzUsuń
  177. - Strzała? W tych czasach to już barbarzyństwo, a nie boża wola.
    Kupiec siedział i patrzył na skrzydlatego w niebie, jakby to był ptak. Przez chwilę tylko pokręcił jednym z kół na okularze i potrząsnął głową dalej mówiąc.
    - Bezimienny anioł. Jeden z tych masowców, co to się tworzy dla samego zniszczenia wroga ilością. Ech... Szybko się ten młody Bóg pozbył surowców, skoro leci już na automatach.
    Kupiec powoli wstał, przyłożył palca do ust, dając znak młodzikowi, by się tak nie denerwował i wyciągnął pistolet z kabury. Anioł w tym czasie strzelił jeszcze dwa razy, ale jego strzały miały takie samo trafienie jak pierwsza - żadne. Natomiast Moran powoli wycelował i oddał dwa strzały prosto w skrzydła przybysza. Pierwsza kula tylko drasnęła wroga, ale druga utkwiła tam gdzie powinna i boży sługa został w powietrzu z trudnością machając tylko jednym skrzydłem. Przy okazji z takiej pozycji już nawet strzelać nie mógł.
    - Młodzik, wcześniej mówiłeś, że walcząc ze mną nie chciałeś mnie skrzywdzić. To teraz pokaż mi co robisz, gdy chcesz kogoś skrzywdzić.
    Kupiec z powrotem usiadł na piasku i znacząco spojrzał na boginię. Wiedział, że jeśli by chciała, to wysłałaby takie chuchro tam skąd przyleciało. No ale mógł teraz zobaczyć prawdziwy wynik treningu zafundowanego szczeniakowi.

    OdpowiedzUsuń
  178. - Umyj się szczeniaku zanim zaczniesz wpadać w samozachwyt.
    Kupiec wstał z miejsca i zwrócił się bezpośrednio do bogini.
    - Skoro w końcu się pokazałaś synkowi, to zamieńcie ze sobą kilka słówek. W końcu nie zostało wam wiele czasu dzisiaj, skoro na horyzoncie widzę pierwsze objawy przyjazdu Heliosa, a twój niebiański powóz niedługo skryje się za horyzontem. Ja mam spotkanie w mieście, więc do zobaczenia.
    I odszedł. Po prostu, zostawiając młodego bożka i jego matkę samym sobie.

    [Strasznie wynudziliśmy ten wątek. A skoro tak, to go kończmy. I tak w końcu chcesz się pozbyć młodego :P]

    OdpowiedzUsuń