Aktualności
LISTA OBECNOŚCI ZAKOŃCZONA!
Wydarzenia

piątek, 28 września 2012

Här magi är i luften.



                                                                   Raisha Anneroth.


                                                                   Velsignet med magi. 
 
Urodziła się w małym miasteczku jednego z najbardziej rozwiniętych rejonów Europy. Mimo że miała jeszcze brata, dla rodziców nigdy nie była ciężarem. Ojciec był bankierem, matka zajmowała się domem i dziećmi. Dziewczynce przeznaczyli chłopca, naturalnie z szanowanej rodziny. Pobrali się w odpowiednim wieku…

Nie, nie. Z grubsza tak powinna wyglądać każda historia.  Powinna. Ale w przypadku Raishy sytuacja od początku przedstawiała się… inaczej. Zupełnie.




Odległa, zimna północ. Mimo że od pewnego czasu tamtejsze państwa zaczęły się rozwijać, odrzucając barbarzyństwo, w umysłach zamieszkujących je ludów pozostały pewne… anomalie. Część ludzi wybrała niemalże koczownicze życie na uboczu. Większość z nich miała ku temu swoje powody.
Dzieci po urodzeniu nadal badano. Córki niewolnic lub kaleki pozostawiano w lesie, by stawały się pożywieniem dla dzikich zwierząt. Nawyk, którego nie wyzbyto się po setkach lat. 

 Raisha jednak była zdrowym, silnym dzieckiem, a jej matka z niewolnikami nie miała nic wspólnego. Wręcz przeciwnie- należała do zamkniętego klanu kobiet obdarzonych umiejętnościami władania magią, co stawiało ją na wysokiej pozycji wśród tych osób, które trzymały się na uboczu. Tamtej nocy, kiedy przyszła na świat, nad lasami można było dostrzec ogniste łuny. Wiedźmy świętowały- wreszcie urodziła się dziewczynka, na dodatek z niemałymi predyspozycjami do władania magią. Wreszcie urodził się ktoś, kogo można było nauczać.

 A potem papież wysłał w świat nowe zastępy swoich psów.

 Początkowo Inkwizycja nie stanowiła tak wielkiego problemu. Wysłannicy Świętego Officium potrzebowały czasu, by przebrnąć przez ciemne bory i śniegi północy. W tym czasie Raisha dorastała, pod czujnym okiem matki i innych wiedź szkoląc umiejętności nie tylko posługiwania się magią, ale także życia w zgodzie z naturą. Podczas gdy w miastach dziewczynki w jej wieku albo z pogardą patrzyły na każdego rówieśnika i objadały się słodyczami, albo trafiały do domów publicznych, by zaspokajać chore żądze mieszkańców, ona zapuszczała się w niebezpieczne głębiny lasów. Nawiązywała kontakt z drzewami i istotami mieszkającymi wśród nich.
 Nie zapisało się w jej pamięci, dlaczego pewnej nocy matka obudziła ją i kazała biec za sobą. Być może miała zbyt mało lat. Albo... celowo chciała zapomnieć. Miała jedynie świadomość tego, że razem opuściły osadę, ukrywając się pod płaszczem ciemności. Pamiętała, że później przez kilka lat przenosiły się z miejsca na miejsce, nie opuszczając lasów. Powoli zaczynała rozumieć, a może przeczuwać, co się dzieje.
 Nie pytała, co stało się z „ciociami”. Kontynuowała ćwiczenia, ograniczając jednak moc zaklęć. Pewnego dnia wszystko, czego się nauczyła, miało być wystawione na próbę. Mężczyzna, którego spotkała podczas zbierania ziół, tak naprawdę nie wyróżniał się niczym. Jednak dla nastolatki do tej pory odseparowanej od przeciwnej płci, która nie znała nawet swojego ojca, był ideałem. Pamiętała o przestrogach matki i, jak sądziła, nie zdradziła się z niczym. Jednakże niewiele młodych panienek biega po lesie w poszukiwaniu ziół, wcale nie bojąc się dzikich zwierząt które przy nich zachowują się jak udomowione pupilki. Za to wszystkie są łase na komplementy i pieszczoty. A udobruchanego pieska łatwo podejść.

 Jakież było jej zaskoczenie, kiedy wieczorem drzwi do jej leśnego domku z hukiem uderzyły o ścianę, a przez próg przeszedł ten sam mężczyzna. Tym razem w charakterystycznym płaszczu i kapeluszu, z drapieżnym uśmiechem na twarzy. Jej matka nie zdążyła zareagować, o niej samej już nie mówiąc. Przegrała pierwszą, najważniejszą próbę, co uświadomiła sobie przywiązana do łóżka, kiedy zapach dymu drażnił jej nozdrza, a w uszach wibrował krzyk matki.
 Ten Inkwizytor mimo wszystko okazał się idiotą. Dziewczynkę zostawił w płonącym domu, przywiązawszy ją do łóżka zwykłymi sznurami. Może kierowały nim jakieś osobiste pobudki, może nie potrafił wyczuć w niej magii. Nie zdążył jej tego powiedzieć, kiedy spotkali się po latach. Tym razem w jego domostwie. Tym razem role się odwróciły.

 To był początek. Kolejne lata zmusiły ją do tułaczki po świecie. Pierwsze pięć było odrzuceniem wszelkich wpajanych wcześniej zasad i północnej wiary, którą obecnie praktykuje jako jedna z ostatnich. Zachłysnęła się wolnością i brakiem ograniczeń. Na ten temat nie rozmawia niemal z nikim, uważając ten okres za szczególnie okrutny i godny wstydu. Kvinner, hekser ... alle det samme.
Pogłębiała swoje umiejętności z zakresu zielarstwa, magii i sztuki uzdrawiania, a że była osobą oczytaną, niemal wszystko stało przed nią otworem. Potrafi dość zręcznie posługiwać się sztyletami, kilka razy używała szabli i krócic, jednak bardzo wiele brakuje jej w tej dziedzinie do doskonałości. Magi fremfor alt!
Nigdy nie ustatkowała się do końca, podróżując od wsi do wsi, unikając miast i nie ujawniając swojej profesji. Wszak niełatwo ostatnimi czasy uniknąć stosu.

Szczególnie jeśli jest się młodą kobietą o nietypowej urodzie, podróżującą na ogromnym ogierze. Bajają nawet, że jego ciało pokrywają żarzące się błękitem znaki wypalone przez samego diabła. Szczególnie, jeśli w każdej opuszczonej przez nią wiosce dochodzi do rozpadu jakiegoś małżeństwa, jeśli nawet nie do mężobójstwa. Ale czego można oczekiwać od mężczyzn spragnionych przygody i otumanionych jakby północnym wiatrem?







   
• Raisha Fitris Anneroth • 22 lata • Człowiek • Wiedźma •
 


[Velkommen, jakby powiedziała to Rai.
Wszystkie obcojęzyczne słowa pochodzą z języka norweskiego lub szwedzkiego.
Przywiązanie postaci do wątków północy i Germanii opierają się na moich zainteresowaniach.
Jestem chętna na absolutnie każde powiązania i wątki o wszelakiej tematyce, nie musicie pytać.
Preferuję długie i zawiłe wątki.
GG udostępniam, wystarczy poprosić.]



119 komentarzy:

  1. [I odpowiedź całkowicie przewidywalna - kontynuujemy. Albo inaczej: skoro już to proponujesz, zakładam, że nie masz nic przeciwko, by pominąć koniec ich rozmowy i od razu przejść do np. pierwszej próby? Przy okazji: świetna karta. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Pf, niech i tak będzie, ale nie ręczę za jakoś tekstu, kawy dzisiaj (jeszcze!) nie piłam. ;D]

    Wybór odpowiedniego dramatu to naprawdę trudna decyzja. Tekst musiał być w miarę prosty i przystępny, by Raisha nie miała z nim problemów na scenie, nieważne bowiem jak bardzo wiedźma była w istocie oczytana, w trakcie grania mogą zjeść ją nerwy i wyszłoby nieciekawie… Aileen miała już trochę w tym doświadczenia i właśnie teraz próbowała z niego czerpać, chcąc sprawić, by ta przygoda wydała się rudowłosej jak najprzyjemniejsza.
    Problem w tym, że sama elfka lubowała się w skomplikowanych sztukach z zawiłymi wątkami oraz wyszukanym słownictwem, z którego co najmniej połowę stanowiły nader archaiczne archaizmy. Naturalnie żaden z podobnych utworów nie stanowił odpowiedniego wyboru na jarmarki ogólnie – były zbyt trudne dla prostych ludzi i kompletnie nie pasowały do prostych rozrywek na owych imprezach.
    Rzecz w tym jednak, że choć zazwyczaj bałaganiarska elfka dbała o porządek wśród przeróżnych utworów literackich, za nic nie mogła znaleźć w nich czegoś, co pasowałoby na debiut Raishy. Na przykład jakiejś ciekawej komedii. Sama błękitnooka była zdania, że to obecna sytuacja w Valnwerdzie nie sprzyjała pisaniu radosnych tekstów, a znalezienie takowych równało się z cudem…
    Oczywiście tytuł, który elfka rzuciła przy ich pierwszej o tym rozmowie był jedynie przykładem, a póki co aktorka nie miała zamiaru tego z nikim grać. Teraz jednak trochę tego kłamstwa żałowała.
    Niech to licho, pewnie skończy się na jakiejś pieśni, westchnęła w duchu, wstając z klęczek. Zawartość kolejnego kufra wywalona na podłogę kompletnie zagradzała dojście do łóżka. Nic to oczywiście samej Aileen nie obchodziło, nie zamierzała iść spać, póki czegoś odpowiedniego nie znajdzie! Nazajutrz bowiem umówiła się z Raishą w jej domu na pierwszą próbę, a czas je gonił – jarmark zbliżał się nieubłaganie.

    Następnego dnia równo w południe elfka wypełzła ze swej krypty, by ruszyć w stronę domostwa Raishy z pustymi rękoma zaplecionymi za plecami oraz uroczym uśmiechem na rozpromienionej twarzy.

    - Zobaczysz, będzie fantastycznie. Gdzie Milva? Przydałaby się do ćwiczeń na wytrzymałość… Albo do poprawienia mi humoru, tak dawno już jej nie widziałam! A właśnie, muszę Cię poprosić o zrobienie herbaty dla nas, sobie możesz przynieść również mleko, dobre na gardło. A jeśli wieczorem nie będzie Cię ono bolało, przyrzekam, że już nigdy nie stanę na scenie.
    Gdy tylko Raisha otworzyła, elfka bezczelnie wpakowała się do środka, sypiąc przy tym komendami i pochwałami, przynajmniej dopóki nie dotarła do fotela. Wówczas dopiero zamilkła i odetchnęła głęboko.
    - Zaczniemy od podstaw. Te durne ćwiczenia w stylu „pokaż mi gniew” – zakomenderowała po chwili aktorka, zakładając nogę na nogę. – I w ogóle popracujemy nad mimiką, moją zresztą również. Tyle czasu minęło od mojej ostatniej sztuki…!

    OdpowiedzUsuń
  3. [Zabijanie smoków pomaga na wszystko. ^^]

    - Prezent? – zdziwiła się elfka, wyprostowawszy się błyskawicznie na fotelu. – Milva ma dla mnie prezent? Cudownie, zawsze wiedziałam, że to wyjątkowo uprzejma kotka, pamiętasz przecież jak mi pomogła, gdy…
    Chwila, jaki prezent może mieć dla kogoś kot? Kocimiętką raczej się nie podzieli, właściwie, jakby się dobrze zastanowić, koty w ogóle nie przepadały za dzieleniem się czymkolwiek i z kimkolwiek. A ona nie przypuszczała, by była kimś na tyle ważnym, dla którego można by te swoiste prawa natury zignorować. Mało tego, ten prezent podobno jest mały… Co małego może dać kot? Albo raczej kotka…
    - Gdzie jest Milva? – powtórzyła niby to beznamiętnie, zaciskając dłonie na oparciu fotela tak mocno, że aż zbielały jej kłykcie. Jeśli dobrze myślała, a to naprawdę nie było częste zjawisko, wspomniany prezent będzie o tyle niezwykły, że żywy. Jednak elfka w swej uprzejmości (nie tylko dla Rai, ale i swojej godności, która mogłaby nie poradzić sobie z zaprzeczeniem) postanowiła nie naciskać i spokojnie poczekać, aż wiedźma sama postanowi ów podarek pokazać. Czego, swoją drogą, Aileen niecierpliwie zaczęła wyczekiwać.
    Zaraz potrząsnęła jednak głową, chcąc na powrót skupić się na przedstawieniu – w końcu przyszła tu pracować!
    - Cóż, może zajmiemy się tym za chwilę? Bardzo cieszy mnie Twoja deklaracja. – Uśmiechnęła się nieznacznie. – Wracając do emocji, nie sądzę byś na scenie dostała stolik w ramach rekwizytu. Będziemy tylko my dwie i nic więcej, a przynajmniej niczego nie przewiduję. Ściągnięcie brwi to trochę za mało, może zaciśnij jeszcze usta? Zmarszcz bardziej czoło? Musisz uwierzyć, że jesteś wściekła, a nie tylko to udawać… Chwila! O nie, żadnych zdenerwowanych wiedźm nie potrzebujemy, może lepiej coś pozytywnego? – poprawiła się, śmiejąc się cicho. – Spróbujmy zrobić tak: wyobraź sobie, że ukradłam Milvę i uciekłam z miasta. Byłaś zła, ale teraz ja wróciłam i oddałam ją z dobrym wytłumaczeniem. Jak się czujesz?
    Tak naprawdę Aileen czepiała się dla czepiania, ściągnięte brwi Rai wyglądały bowiem całkiem przekonująco – perfekcyjnie pasowały do komedii. A zresztą! Elfka nie przepadała za takimi głupotami, dobrze wiedziała, że te ćwiczenia, choć coś tam na pewno dają, są o wiele gorszym sposobem na naukę od prawdziwej gry. Tylko że na prawdziwą grę miały trochę za mało czasu… Ale improwizacja to nie jest zły pomysł!

    OdpowiedzUsuń
  4. (Czeeeść :D Jasne. Y.. twoja kolej?)

    OdpowiedzUsuń
  5. ( Pewnie nie czytałaś wątków moich z innymi, więc informuję, że z wątku między Lyn i Hesh wynika, iż rudowłosa więzi w sobie istotę podobną do Lyn. To tak do ułatwienia gry i podsunięcia pomysłu ;])
    - No dobrze, więc trzema ruszyć zadek - mruknęła do siebie i wstała z krzesła ( czy fotela? xD), potem ruszyła do sąsiedniego pokoju. Gestem dłni zachęciła, by za nią poszli.
    Szarpnęła za klamkę, aż otworzyły się drewniane drzwi ukazując pomieszczenie w którym stał sam regał przepełniony książkami oraz stolik przy którym stały dwa krzesełka.
    - Nazbierało się, kiedy podróżowałam. Ta najgrubsza, njabardziej zaniedbana, to będzie ona.
    Podeszła bliżej. Wysunęła księgę, a jej ręce ugięły się lekko pod jej ciężarem.

    OdpowiedzUsuń
  6. - No co? Przecież jest rodowa - mruknęła widząc jej minę.
    - Łap! Albo nie.. lepiej ją położę - zaśmiała się i upuściła księgę na stół, aż wyleciał z niej kurz i brud.
    - Nie wiem jak to się czyta. Może ma jakieś działy, czy cokolwiek. Obrazków nie ma, więc nic nie mogę wywnioskować. Chociaż nie! Jeden jest. Wizerunek błyskawicy na okładce - paplała gładząc grzbiet tomiszcza.
    - I jeszcze coś.. a nie. To tylko ślad smagnięcia ogniem. Vito...

    OdpowiedzUsuń
  7. - Wiązać? Owszem. Pan Vito chciał spalić cały dobytek wraz z moim ojcem. Została tylko ta księga i jeszcze jedna - wyjaśniła.
    - Nie miałam jak reszty zapisków i innych rzeczy zabrać - dodała jeszcze bacznie przyglądając się jej.
    - Uniesiesz takie tomiszcze? Ja już ledwo ręce czuję, choć jeszcze z nim nie paradowałam.
    Okropnie była ciekaw treści. Wyobrażała sobie przeróżne cuda niewidy, jakie mógłby zawrzeć mag. " Ciekawe, co pisze o mocy".

    OdpowiedzUsuń
  8. - Ha... to wątła ze mnie kobieta.. chociaż - zgięła chudą rękę w łokciu udając, że prezentuje mięśnie.
    - Raczej bardzo niewiele wiem o swojej rodzinie, więc każda informacja jest dla mnie istotna. Najbardziej chyba interesuje mnie ta sprawa mocy, kamienia i tak dalej.
    Uciekła wzrokiem po podłodze. " A co jeśli to tylko nic niewarte zapiski, które nic nowego nie wniosą?"
    - Ej! Nie zapominaj, że miałaś być moim sensei! - przypomniała.

    OdpowiedzUsuń
  9. - Poczekaj! - wydarła się i wyskoczyła przed nią, by otworzyć zacnym gestem drzwi. - Prooszę. Spostrzegawczym wzrokiem zauważyła wesoło maszerującego Odysa do wyjścia.
    - E-ej! A ty gdzie? - zwróciła się do niego i lekko odsunęła go nogą od drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  10. Rosemary dziś płynęła pod postacią zwykłej mgły, przyziemnej, mlecznej zasłony, kryjącej korzenia i ściółkę. Nie pędziła nigdzie jako koń, ani nie spacerowała w barwnych sukniach. Dziś spokojnie pełzła między drzewami. Wyprzedziła garstkę elfów, których psy szczeknęły nieśmiało, gdy wyczuły jej obecność; wystraszyła stadko saren - głupie, czego się bać?; przymiliła do siebie konia, żywiołaka natury- zielonego, z grzywą całą w kwiatach, którego nazwała Widłakiem. Teraz dalej przemierzała las.
    Przeciekła między nogami karego ogiera, którego jeździec lekko podsypiał. Koń chyba się wystraszył, więc Rosemary przybrała postać Mgły. Szła obok niego w postaci półprzezroczystego konia o białych rysach, którego końcówki włosia lekko urywały się pod pędem wiatru. Powąchała ogiera, nastawiając przyjaźnie uszy. "Spokojnie, koniku, jestem swoja..." -rzekła mentalnie do niego. Jego jeździec chyba także zauważył Rosemary. Maił bardzo przyjazną aurę.

    OdpowiedzUsuń
  11. "Duchem i Mgłą. Najzwyklejszą w świecie parą wodną...". Kochała konie. Nie ze względu na swoją postać, ale na ich charaktery, były bardzo... przyjazne? no, nie wszystkie, ale większość była urocza. Podniosła łeb na 'dźwięk' mentalnego głosu kobiety. "Dzień dobry..." mruknęła wręcz. Nigdy nie rozmawiała z dwunogiem mentalnie. Jedynie ze zwierzętami. Przyjrzała się kobiecie. Również miała płomienne włosy, tak jak jej druga postać. "Nie zgubiliście się?" spytała znów konia.

    OdpowiedzUsuń
  12. "Nigdy," powiedziała obojętnie "tak jak mnie las stworzył, tak nigdy w nim nie pomylę kępy trawy, choćby zadeptanej. Dokąd zmierzacie?".
    Wydłużyła nieco kroku. Jej chód bardziej płynął niżeli stąpał po trawie. Zaczęła się nieco ulatniać, ale nie znikać. Zwyczajnie gdy jest za mało wilgoci robi się bledsza, wkroczyli na suchy teren.

    OdpowiedzUsuń
  13. "Nie wiodą. Zataczają kręgi." Już powoli zdenerwowana faktem, że niebawem będzie tak przezroczysta, że będzie zwykłą, przyziemną mgłą. "Niedługo moja postać zniknie. Pozwolisz, że przywołam mojego żywiołowego przyjaciela i zmienię postać? Robi się sucho, a mgła jest tylko skroplonym powietrzem... Będę słyszeć cię doskonale, ale ty możesz mieć problemy z odbiorem. I twoja wiedźma także."
    Podniosła znów głowę na kobietę. Przyglądała jej się chwilę po czym zlokalizowała swojego konia, przyjaciela i żywioł natury. Gdzieś wzniósł się szybki odgłos tętniących kopyt.

    OdpowiedzUsuń
  14. Przygalopował zielony koń. Jego grzywa była trawą z wrośniętymi kwiatami, a ogon pnączem i korzeniami. Zarżał cicho, patrząc na Tułacza i wiedźmę. Mgła zmieniła postać, zataczając się oparem na grzbiet Widłaka i na nim zmieniła się w kobietę w zielonej sukni. Uśmiechnęła się do wiedzmy.
    -Teraz już werbalnie; witaj.

    OdpowiedzUsuń
  15. -Mgły, jako konia; mgły przyziemnej i mnie. -powiedziała, beznamiętnie- i czasem opętam Widłaka. Ale to kiedy potrzebuję w miarę zwykłej formy, innej niż tej, której widzisz. -pospieszyła nieco Widłaka, aby nie zostawał w tyle Tułacza. -Jestem tylko duchem.

    OdpowiedzUsuń
  16. [Ajajaj, ja naprawdę nie wzorowałam się na Mordimerze, który jest jedną z najbardziej irytujących postaci polskiej fantastyki. Ale Piekara miał dobre przygotowanie i gdzieś je opisał, to poszłam jego śladami. On nie wymyślił inkwizycji, oboje mieliśmy ułatwione zadanie... Jak zawsze gadam za dużo.
    To teraz konkretniej. Jasne, że pomysł na wątek się znajdzie. Ponieważ Bernard nie jest kretynem, nie będzie od razu biegł z mieczem i krzyżem za podejrzaną o czary. W zasadzie możemy zacząć od tego, że do jego uszu nie doszły żadne podejrzenia. Skoro ona zajmuje się czasem zielarstwem, możemy zrobić tak: Rearden wparowuje do chatynki i oznajmia, że z rozkazu Świętego Oficjum Rai musi pomóc rannemu, po czym dwóch mężczyzn wnosi na prowizorycznych noszach poturbowanego rolnika, który coś majaczy w gorączce. Jakiś czas potem pojawia się Bernard i każe doprowadzić rannego do stanu użytku, bo musi go przesłuchać.]

    Pies i Klecha

    OdpowiedzUsuń
  17. Moran Gondra8 marca 2013 16:23

    Kupiec zaszedł do Wschodniej Dzielnicy. Słyszał, że w mieście się ktoś, kto niekoniecznie jest mile widziany przez Inkwizycję, a kto ma całkiem użyteczne zdolności. Oczywiście był zainteresowany bardziej samymi zdolnościami, aniżeli osobą, ale nic nie stało na przeszkodzie, by dowiedział się ile tylko się dało. Podejrzewał też, że skoro nie jest to osoba mile widziana przez większość władzy, to raczej będzie mieszkać w dzielnicy biedoty lub będzie tędy przechodzić, by dostać się do właściwej części Norrheim.
    Do pilnowania bramy wynajął kilku okolicznych chłystków, by wypatrywali młodej kobiety o ognistych włosach, a sam postanowił się zanurzyć w ciemne uliczki rozlatujących się ruder. Dla niepoznaki i nie wybijania się zbytnio z tłumu nie miał na sobie swoich zwykłych, kupieckich ubrań, a trochę gorszej jakości koszulę i płaszcz, które kryly go przed niechcianymi spojrzeniami. Na wszelki wypadek miał też w pogotowiu swój wierny pistolet.

    [Wybacz lekkie zamotanie, ale nie mam lepszego pomysłu na zawiązanie wątku.]

    OdpowiedzUsuń
  18. Krążył po dzielnicy dość krótko, gdy jeden z dzieciaków, które wynajął, znalazł go i przekazał wieści o znalezieniu poszukiwanej przez niego kobiety. Sądząc po błysku w jego oku, Moran mógł się spodziewać, że nie tylko ją zauważyli, ale i pewnie zatrzymali, by w ramach wdzięczności kupiec zapłacił im trochę więcej. Rzucił młodzikowi kilka miedziaków i ruszył za nim do bramy, gdzie z daleka zauważył widok, którego się obawiał. No to pierwsze dobre wrażenie mógł już skreślić z listy.
    - Hej, kurduple. Nie tak się umawialiśmy. Bierzcie forsę i znikajcie.
    Moran rzucił im małą sakiewkę z miedzią i poczekał, aż dzieciarnia sobie pójdzie, po czym ukłonił się przed kobietą.
    - Przepraszam za kłopot. Te smarkacze miały tylko mi powiedzieć, czy nie wiedzą czy jest pani w mieście. Najwidoczniej postanowili być gorliwsi w swoich obowiązkach. Nazywam się Moran Gondra, kupiec.

    OdpowiedzUsuń
  19. Wendy trzęsła się z zimna. Wiedziała że ta kobieta jest tym samym czym była ona. Spojrzała na nią, nie wyglądała na groźną.
    -Witaj- Odpowiedziała, jej głos nadal był niepewny- Widzę że odważna z Ciebie kobieta.
    Przystanęła mimo że nadal wahała się, w gotowości zawsze miała sztylet który służył jej pomocą. Nie wiedziała jakie ona ma zamiary, od dawna nie miała kontaktu z osobami innymi niż tymi z którymi miała sprawy . To siedzenie samej troszkę się na niej odbiło.
    Czy coś się stało?- Zapytała- Jakiś problem.
    Nie wiedziała jak ma się zachować, być spokojna czy jednak obawiać się czegoś złego? Nie jest jeszcze dobrze rozpoznana w świecie magii, ale wie jedno JEST TO KARANE na dodatek nie byle jaką karą... karą śmierci. Zerknęła po lesie. Czekała na odpowiedź

    [ Witam :D Wybacz że wątek taki krótki, nie specjalizuję się w długich ]

    OdpowiedzUsuń
  20. - Interes mam, ale jednak nie do Raishy zielarki, a do Raishy z innej profesji. Słyszałem od łowców w lesie, że potrafisz cuda tworzyć, gdy dostaniesz odpowiednią zapłatę.
    Moran uśmiechnął się krzywo. Mimo nikłej ilości informacji, jakie zdołał zebrać przed tym spotkaniem, kilka faktów udało mu się ustalić. Między innymi to, że rudowłosa jest czarownicą i ma całkiem niezłą moc.
    - Jeśli to pani, nie przeszkadza, to zaprosiłbym do Elhyr na rozmowę. Na ulicy zbyt łatwo usłyszeć o tym, kto co plotkuje.
    Schylił tym razem głowę i podał dziewczynie ramię. Oczywiście mógłby postąpić jak lokalny zbój lub sprzedawczyk, po prostu przytykając jej jakąś broń i ją prowadząc, co tutaj jest zapewne równie normalne, jak grzmot podczas burzy, jednak wolał zachować się w sposób bardziej przystający jego profesji.

    OdpowiedzUsuń
  21. - Niedawno. Od jakiegoś czasu szukam dobrego miejsca pod faktorię i dom, jednak to miasto poza portem rzecznym i morskim nie ma zbyt wielu dobrych cech handlowych. jednak jest tu potencjał, który zamierzam wykorzystać.
    Ruszył razem z dziewczyną w kierunku karczmy. Z tej dzielnicy dojście zajmie jakieś 20-30 minut, więc mogli spokojnie się wybadać. Gondra doskonale wiedział, że zaintrygował wiedźmę swoją ciężko zdobytą wiedzą i że jest ona ciekawa kim on jest, ale jak to w handlu - nic za darmo.
    - A panna długo już przebywa w okolicy? Bo głowę bym dał, że panny imię wisiało na tablicy w Illheim. Pamiętam jak jakiś strażnik przeszukiwał wagony kolejowe, szukając jakiejś rudowłosej dziewczyny.
    Moran poprawił wytarty płaszcz i z przyzwyczajenia sięgnął do oka, by poprawić okular, którego dzisiaj nie założył z racji nie wyróżniania się.

    OdpowiedzUsuń

  22. Nie pokój po chwili znikł i Wendy spokojnie schowała sztylet. Spojrzała na kobietę.
    - Jeśli przez słowo „problem” masz na myśli czy chcę coś osiągnąć trudnego i nie zbyt do zrealizowania, to zgadza się- Rzekła- Szukam zemsty, zemsty na potworach ciemności... nie chodzi mi o Wilkołaki czy też wiedźmy lub inne stwory... chodzi mi o demony. Tak jestem z Norrheim, po prostu rzadko wychodzę z chaty. Nie lubiłam zbytnio towarzystwa.
    Czarownica czekała aż kobieta zapewne będzie próbowała wybić ten plan z głowy.

    OdpowiedzUsuń
  23. Wendy zerknęła na siebie, tak była naprawdę przemoczona. Postanowiła skorzystać z oferty .
    - Byłabym niezmiernie wdzięczna – Zrobiła ukłon- Straszliwa dzisiaj pogoda.
    Kobieta posłała uśmiech. Jej wściekłość którą obdarzała piekielne istoty była wielka, jednak jak na ten czas musiała się wstrzymywać. Ona tak bardzo pragnęła tej zemsty !

    OdpowiedzUsuń
  24. Uśmiechnął się lekko pod nosem. Rzadko mu się zdarzało, by ktoś z marszu nie kojarzył jego nazwiska z największą w imperium kompanią handlową - Gondra Com. Z drugiej strony, jego wpływy w tej części kraju dopiero się rozwijały tak naprawdę, więc możliwe, że osoby stąd, które nie interesują się zbytnio światem niewiele wiedziały na ten temat. Jednak wątpił, by ta dziewczyna, wiedźma, nie była zainteresowana światem. Ta ciekawość była wręcz wpisana w ich zawód.
    - Wszystkim i jeszcze więcej. Proszę wymienić jakikolwiek istniejący przedmiot, a za odpowiednią zapłatą jestem w stanie go sprowadzić. Moja kompania specjalizuje się co prawda w obrocie broni, jednak jeszcze nigdy żaden z moich klientów nie skarżył się na jakość sprzedawanych mu dóbr.

    OdpowiedzUsuń
  25. Po krótkim czasie dojechały do miasta. Wendy zeszła z konia i podziękowała kobiecie znów wykonując ukłon.
    - Miło mi poznać- Powiedziała- Nazywam się Wendy.
    Mimo że spędziły ze sobą już trochę czasu Raisha nie znała imienia wiedźmy, trzeba było to zmienić.
    - Ma może ochotę pani na herbatę?- Zapytała – Proszę, wejdź.
    Anell chciała się odwdzięczyć za podwiezienie, herbata to jak na razie jedynie co mogła zrobić.

    OdpowiedzUsuń
  26. - Port to jedyne sensowne miejsce na magazyn w tym mieście, choć dla faktorii lub domu się nie nadaję. Co innego Wzgórze lub Dzielnicowa Handlowa.
    Okoliczne budynki wyglądały coraz lepiej, w miarę jak zbliżali się do centralnej części miasta. Pomiędzy dzielnicami była umowna, choć widoczna graniczna i gdy tylko ją minęli, Moran wyciągnął z kieszeni swój niezwykły, wszechstronny monokl i nieśpiesznie założył go na właściwe miejsce. Przez chwilę można było usłyszeć, jak kręci poszczególnymi obręczami, dopasowując maszynerię do aktualnych potrzeb.
    - Panienko Raisho. Myślę, że tymczasowo zaspokoiłem panienki ciekawość i mogę już napomknąć co nieco o mojej propozycji. Słyszała panienka bajkę o bogini Lunie i jej łzach?

    OdpowiedzUsuń
  27. - Widzę, że nie jeden raz już panienka o niej słyszała. Jednakowoż ja nie mówię o tych ludowych bajeczkach, które krążą tu i ówdzie pomiędzy bajarzami, a o właściwej baśni, a raczej historii.
    Moran wyciągnął zza pazuchy niewielki woreczek i ukazał ostrożnie jego zawartość. W środku widniały okruchy jasno błękitnego kryształu o niezwykłej barwie i pulsujące delikatnym światłem.
    - Kiedy na świecie panowali jeszcze różni Bogowie, a o Proroku nikt nie słyszał, Luna, bogini księżyca, zakochała się w pewnej ziemskiej istocie. Nie wchodząc w szczegóły, wiadomo, że ta miłość miała tragiczne zakończenie, gdy ona została uwięziona na niebie, a ukochany zmarł zabity przez zazdrośnika, który również pragnął Lunę. Te kamyki, to fragmenty łez, które wylała bogini, gdy wieści o śmierci kochanka do niej dotarły.
    Kupiec schował sakiewkę do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Nie zdradził tego, że sam był zaangażowany w tę historię i znał każdy szczegół, który na przestrzeni mileniów został zmieniony lub zapomniany.
    - Pewna księga podaje, że te łzy mają ciekawe właściwości. Panienka ma ochotę na jakieś konkretne życzenie co do posiłku?
    Moran otworzył drzwi do karczmy i ustąpił wiedźmie miejsca, przepuszczając ją w drzwiach.

    OdpowiedzUsuń
  28. - Każdy może być.
    Moran rzucił dwoma srebrnikami karczmarzowi i nakazał przyniesienie dzbana z piwem. Wina nawet nie próbował zamawiać, bo skoro w Złotym Smoku rzadko może się raczyć czymś lepszym, o tyle w Elhyr nie miał nawet na to nadziei.
    - Wracając do sprawy. Nazywam to historią, ponieważ dowód mam przy sobie. Legendy i bajki nie posiadają namacalnych dowodów, jak ten w mojej kieszeni.

    OdpowiedzUsuń
  29. - Nie do końca. Chcę, by je panienka ponownie złączyła w jeden kryształ. Znam ich właściwości, a do niczego mi nie są potrzebne. Chcę by znów były jednością.
    Kupiec chwycił podany kufel i upił łyk trunku, smakując złocistą ciecz i oceniając jej smak. Jęczmienny posmak obok chmielu dawał oryginalny smak charakterystyczny dla północnych regionów imperium. Woda niestety użyta do produkcji tego piwa to praktycznie ściek ze wszystkich rzek leżących w górze rzeki, więc nie było co liczyć na jakieś sensacje smakowe. No na pewno niezbyt pozytywne, jeśli już.
    - Jeśli chodzi o pieniądze, to nie dbam o to. Udostępnię cały swój magazyn jeśli trzeba i mogę zgromadzić każdy możliwy składnik jeśli będzie trzeba.
    Moran spojrzał poważnie w oczy wiedźmy. Grał częściowo, ale sztuczki aktorskie zbytnio mu nie były teraz potrzebne.

    OdpowiedzUsuń
  30. -Najmocniej przepraszam. - odpowiedział czując jak uderza o coś miękkiego. Dopiero po chwili zorientował się, że była to rudowłosa kobieta. - Nic ci nie jest? - podał jej dłoń pomagając wstać. Jej oraz jego zakupy pomieszały się. Miał szczęście, że te "najważniejsze" nie zobaczyły blasku słońca. - Strasznie mi przykro. - powiedział spoglądając na rozbite jajka oraz na porozrzucane jabłka.

    OdpowiedzUsuń
  31. Moran uznał, że warunki nie przedstawiają większego problemu. W swojej pracy spotkał się już z kilkoma, jak nie kilkoma setkami, alchemików, którzy albo chcieli składników, aparatury, albo żeby to on kupił jakichś ich wynalazek.Bez większego problemu mógł się skontaktować z co lepszymi, jednak nie wiedział, czy nie wykorzystają łez dla własnych celów i nie pomajstrują przy nich. O Raishy słyszał parę rzeczy i te rzeczy pozwalały mu zaufać jej, że dotrzyma swojej części umowy.
    - Zdam się na twojego znajomego. Jeśli chodzi o aparaturę, to trzy dni temu przypłynęła dostawa dla jednego z bogatych, ale nieudolnych alchemików. Weź cokolwiek stamtąd zechcesz, a ja później mu doślę brakujące elementy.
    Kupiec znowu sięgnął za pazuchę, tym razem wyciągając worek trochę większy niż ten rzucony dzieciarni jakiś czas temu.
    - Tu jest zaliczka i opłata za ewentualne podróże lub wiadomości. Czyste złoto i trochę kamieni szlachetnych. To już należy do panienki.

    OdpowiedzUsuń
  32. -Nie bardzo. - wykrztusił w końcy z siebie po dłuższej chwili. Spojrzał jeszcze raz na resztki zakupów i schylił się by je pozbierać. Udało mu się ocalić większość tego co upuściła kobieta. Jego rzeczy były mniej delikatne więc nie miał większych problemów z ich zebraniem. Gdy skończył wręczył zakupy rudowłosej - Widzę, że pozbawiłem cię śniadania, co? - dodał jeszcze bardziej zmieszany - Cóż, jak na razie nie mam jak zapłacić za zniszczone zakupy.
    Naprawdę było mu głupio. Pomimo tego że dziewczyna przeprosiła to wina i tak leżała po jego stronie. Zaczął zastanawiac się jak mógłby wynagrodzić jej wydane pieniądze i jedyną rzeczą jaka przyszła mu do głowy było...- Z racji że jest wcześnie, a ty pewnie jeszcze nie jadłaś śniadania... - zaczerwienił się. Tak dziwnego pomysłu nie miał od czasów gdy był akolitą - Byłbym zaszczycony, gdybym mógł cię gościć u siebie na śniadaniu.
    Maniery. tyle razy uczył ich się od innych że sam zaczynał ich nabierać. Zwłaszcza jeśli chodziło o kobiety, a rudowłosa była pierwszą kobietą jaką zaprosił do siebie w tym dziwnym mieście.

    OdpowiedzUsuń
  33. - Zapytać pani może.
    Moran nie ciągnął dalej wątku. Mógł robić interesy z tą kobietą, ale to nie znaczy, że od razu wyjawi jej swoje powody i tajemnice, bo się spytała i zgodziła przyjąć zlecenie.
    - Jednak ja mogę rownież odmówić odpowiedzi. Wystarczy panience wiedzieć, że to sprawa osobista i nie mam zamiaru podbijać imperium za pomocą tych łez.
    Kupiec dolał sobie do kufla jeszcze trochę piwa i pociągnął głębszy łyk. Był całkowicie rozluźniony, biorąc ppd uwagę temat rozmowy i jej rzeczywiste znaczenie.

    OdpowiedzUsuń
  34. Ulżło mu gdy dziewczyna zgodziła się na jego propozycję. Podrzucił swoje zakupy, a jej wziął do drugiej reki, po czym poprowadził ulicami miasta. Po chwili zatrzymał się przed drzwiami. Otworzył je i gestem zaprosił ją do środka.
    - Witam w moich skromnych progach. - oznajmił kładąc zakupy na blacie niewiekiego stołu stojącego zaraz przy wejściu.. Było to dość dziwne pomieszczenie. Znajdowało się w nim podłóżny rzeźbiony stół, kilka krzeseł, kominek w którym stał kocioł, dwie niewielkie szafki oraz owy niewielki stół na którym stały ich zakupy. Wzdłóż kominak rozciagały się suszone grzyby oraz zioła. Mężczyzna sięgnął do szafki stojącej w kącie i wyciągnął dwa tależe i łyżki.
    - Mam nadzieję, że lubisz zupe grzybową. - odpowiedział z uśmiechem - Przy okazji, jestem Mefistofeles i jestem nowym kowalem.
    Postawił tależe na rzeźbionym stole.

    OdpowiedzUsuń
  35. -Tak ,kowal. - przytaknął nalewając zupy na talerz - Jestem tu dopiero od kilku dni i jeszcze nie za dobrze znam to miasto. Bywa nawet że się w nim gubie.
    Podał jej talerz z zupą. A zatem zielarka, co? Pomyślał nalewając sobie zupy. Miał tylko nadzieję, że jej nie przesolił.
    - Może i tak nie wygląda, ale jest połączona. - usiadł na krześle na wprost niej - Jak się tu wprowadziłem kuźnia była w opłakanym stanie, a to mieszkanie stało kompletnie puste.
    Rozejrzał się po mieszkaniu. Aż cięzko uwierzyć jak się zmieniło od kiedy tu zamieszkał.
    - Możesz mi wierzyć lub nie, ale jak się tu wprowadziłem nie było tu nawet tego stołu. No tak. - przypomniał sobie w ostatniej chwili. Podszedł do szafki i wyjął z niej chleb. Ukroił kilka kromek i położył na środku stołu, tak by Risza mogła sobie spokojnie wziąść kromke - Ale wiesz, nie jestem tylko zwykłym kowalem.
    Spróbował zupy. Ucieszył się, że mimo wszystko wyszłą mu w miare jadalnie. A kawałki grzybów pływające w niej nie były za duże.

    OdpowiedzUsuń
  36. - Akurat tym też się nie musisz przejmować. Mają tylko jeden kształt, a ich właściwości nie szkodzą w żaden sposób zdrowiu. I jak już rzekłem, powód mojej prośby jest tutaj nie ważny.
    Kupiec przekręcił jedno z kółek na okularze i przyjrzał się pewnemu mężczyźnie siedzącemu po drugiej stronie sali. Ewidentnie się na nich gapił. Choć bardziej precyzyjnie mówiąc, nie na nich, a na na nią.
    - Poza tym mam także drugą prośbę. Chciałbym by nasz mały układ pozostał tajemnicą w jak największym stopniu. Te łzy są drogocenne nie ze względu na swoją historię, czy pochodzenie, ale na właśnie na swoje dość specyficzne właściwości.

    OdpowiedzUsuń
  37. - Oczywiście rozumiem ograniczone wtajemniczenie tegoż alchemika. Ciężko byłoby mu skutecznie pracować, gdyby całkowicie nic nie rozumiał.
    Moran wstał i zapłacił rachunek. Miał już dość tego ubrania. Wiele lat minęło od kiedy ostatni raz miał coś podobnego na sobie. Na odchodnym jeszcze tylko powiedział.
    - Radzę uważać na czasowe wycieki. Mogą przyzwać... cienie o białych skrzydłach.

    OdpowiedzUsuń
  38. -W dzisiejszych czasach zwykły kowal dużo nie zarobi. - stwierdził odkładając łyżkę. Nie wiedział dlaczego o tym wspomniał, ale jak już to musiał się jakoś z tego wywinąć. Oparł się o oparcie krzesła i zaczął bacznie przyglądać się dziewczynie. Czuł niemiłe mrowienie na karku i dobrze znał to uczucie. Ktoś sprawdzał jego aure. A mógł to zrobić tylko ktoś dotknięty magią. A skoro nie ma nikogo w pobliży znaczyło by to, że... Nie. Nie chciał dopuszczać takiej mysli do siebie. Ta urocza osoba miała by być NIĄ? NIe, to nie możliwe. Ale co on może wiedzieć o ludziach? Prawie przez całe zycie tylko ich obserwował i nauczył się, że są mściwi. W końcu nie wytzrymał. Musiał sprawdzić, po prostu musiał. Świat wokół niego stał się nieco bardziej mglisty a wokół dziewczyny pojawiła się niewielka otoczka. A jednak. Posiadała czerwoną aurę. Cieszył się, że tylko on mógł zobaczyć cos takiego, ale co jesli i ona widzi jego aurę? Dla bezpieczeństwa postanowi się zachowywać normalnie.
    -Cieszę się, że smakuje ci moja zupa. - doadał z uśmiechem - Chcesz dokłądki? - zapytał widzac pusty talerz dziewczyny.

    OdpowiedzUsuń
  39. Moran miał własny ogon w czasie, gdy Raisha gubiła swój. Właściwie nie wiedziałby nawet o tym drugim szpiegu, gdyby nie jedna ze sztuczek w które wyposażony był jego monokl. Pół dnia gubił ślad, by spokojnie schować łzy u jednego z pracowników.
    Następnego dnia będą dostarczone do magazynu i wręczone kupcowi, by on mógł przekazać je bezpiecznie wiedźmie. Zresztą chyba Moran będzie dzisiejszej nocy spał w nadbudówce magazynu, a nie jak zwykł w Złotym Smoku. Wymóg prowadzenia interesów.

    OdpowiedzUsuń
  40. Podał jej kolejny talerz zupy. Jednak sam już sobie nie nabrał kolejej porcji.
    - Pewnie i masz rację. - spojrzał w okno - Ciagle nie rozumiem co się dzieje w tym mieście. Każdy strażnik się dziwnie za mną patrzy. A ich wzrok jest pełen nienawiści.
    Tak. Odkąd tu jest nie zaznał niczego miłego. Strażnicy cały czas go obserowali, ludzie żadko przychodzili, kupyc wydają się go bać. -Szczerze mówiąc jesteś pierwsza osobą, która okazała mi e.. - zająkał się widząc spojrzenie rudowłosej - ... Odrobinę ciepła.
    Uśmiechnął się. Jednak znowu to zrobiła. Bariera. Co starała się ukryć? Przecież nie umie czytać w myślach. Jedno szybkie spojrzenie i bariera znika. Teraz wyraźniej niż wczesniej widział jej aurę. Krwisto czerwona poświata. A za tem ma do czynienia z wiedźmą. I to nie byle jaką. Miał już z nimi do czynienia podczas klanowych obrzędów. Ale jego gość była inna niż tamte. Brak w niej złości, a mimo to czuł smutek i żal. Powoli zaczynał się interesowaćRaish'ą. Może nie jako kobietą, ale na pewno osobą.

    OdpowiedzUsuń
  41. Z samego rana Moran odebrał swoją należność i czekał tylko na wiedźmę. Wiedział, że najprawdopodobniej będą obserwowani, więc podjął dodatkowe środki bezpieczeństwa. Za dużo łączyło go z tymi łzami. Za dużo łączyło go z samą boginią, by pozwolił komuś je okraść i wykorzystać inaczej niż powinny. Zdecydowanie za bardzo podchodził do tego osobiście, choć sprawa sprzed tych ledwo kilku tysięcy lat dalej była świeża w jego pamięci, jakby wydarzyła się wczoraj.
    - No wreszcie. Proszę, panienko, wejdźmy do środka. Muszę ci kogoś przedstawić.
    Kupiec wziął pod rękę dziewczynę, gdy tylko ją zauważył i razem z nią wszedł do budynku. Tam czekało na nich kilka dziewczyn w wieku około dwudziestu pięciu lat. Wszystkie w rudych perukach i strojach w miarę podobnych do tych założonych przez wiedźmę.
    - Możliwe, ze trochę przesadzam, ale wolę dmuchać na zimne, panienko Raisho. Tu są kamienie. Panienka wyjdzie trzecia i skieruje się w stronę portu. Jest tam mała łódka i kupiony przez mnie rybak. Zabierze panienkę za mury miasta.
    Wręczył jej worek z błękitnymi kamieniami i ogólnikowo wyjawił plan rozejścia się. Możliwe, że rzeczywiście mocno przesadzał ze środkami bezpieczeństwa, ale anioły to nie przeciwnicy których można lekceważyć. Nie, gdy stawką jest relikt bóstwa panującego przed ich Prorokiem.

    OdpowiedzUsuń
  42. -Cóż, muszę się chyba przyzwyczaić. - westchnął. Obserwował ją przez chwilę, po czym zaśmiał się. NIe był to może śmiech mrożący krew w żyłach. Był to raczej śmiech przypominający bardziej dziecko. - Wybacz. - otarł łzy - ALe nie mogłem się powstrzymać.
    Po tych słowach wstał i wyjął z szafki jakiś zielony płyn. Nalał go do szklanki i podał dziewczynie. Widząc jej wzrok ledwo powstrzymywał się od ponownego zaśmiania się.
    - Spokojnie, to nie trucizna. -sobie również nalał płynu - Pomoże ci odnowić energie oraz pozbyć migreny. To stary elficki przepis. - dodał po czym napił się. Płyn nie zachęcał do wypicia ani wyglądem ani zapachem.
    - Chyba mogę ci zaufać, skoro jesteś osobą magiczną. - oparł się o kominek, a w kotle coś zabulgotało - Jak już mówiłem nie jestem zwykłym kowalem. Jestem róznież alchemikiem. Mało tego. - ponownie napił się ze szklanki - Potrafię połączyć te dwie dziedziny w jedno.
    Obserował z zadowoleniem zaskoczenie na jej twarzy.
    - A. - to może nie byłby najmądrzejszy ruch, ale i on miał na nią haka - Jestem nekromantą.

    OdpowiedzUsuń
  43. -Taaaa. - uśmiechnął się. Miał naprawdę dobry humor. Jeden wypad na miasto i od razu spotkanie kogoś niezwykłego - Nie da się nie zauważyć, że jesteś dość niezwykłą wiedźmą.
    Opróżnił szklanke i postawił ją na stole. W dzieciństwie dużo czasu spędzał z wiedźmami ale były innego kalibru niż Raisha. Tak czy inaczej w jej towarzystwie czuł się jak w domu.
    -Z tego co wiem to za wami, wiedźmami też raczej nie przepadają. - skrzyżował ręce. Wiedział co z niemi robiono. Córki szatana i tym podobne. Z resztą nekromanci też nie byli darzeni dużą sympatią. Spojrzał przez okno. Słońce było już dość wysoko. - Jak chcesz to możesz albo tu zostać albo mogę cię odprowadzić. - spojrzał na dziewczynę. Jej aura była spokojna do tego naturalna bariera wróciła. -Tak czy inaczej. Jeśli będziesz szukała pomocy albo jakiś specyficznych rzeczy to możesz do mnie zawitać o każdej porze.

    OdpowiedzUsuń
  44. Moran sięgnął po spis towaru i szybko przeleciał wzrokiem po dokumencie.
    - Tak. Skrzynia z oznaczeniem TYF 302. Mam tam trzy sztuki. Dwie szklane i jedną kryształową. O ile dobrze pamiętam, powinna stać tam.
    Kupiec wskazał kierunek ręką. Szczerze powiedziawszy, trochę się denerwował. Bardzo rzadko rozstawał się z tymi łzami, a nawet jeśli, to zawsze się upewniał, że są bezpieczne i skrzydlaci ich nie dostaną. Przez ostatnie dwa tysiące lat radził sobie całkiem nieźle, mimo to podejrzewał, że to raczej nie wiedza, a nie nieudolność aniołów skutecznie chroniła zarówno jego, jak i kamienie.
    - Panienko Raisho, rozumiem, że mogła się panienka mierzyć z jakimś przejawem anielskości, ale wątpię, by panienka stawała naprzeciw prawdziwemu aniołowi z czasów wojen bogów. Są to straszne istoty. Widziałem efekty ich pracy na dalekim południu, gdy jeden z mieszkańców nieistniejącego od 10 lat miasta przypadkowo wszedł w posiadanie butów Heliosa. Kojarzy jeszcze panienka nazwę Gota?

    OdpowiedzUsuń
  45. Kupiec przez chwilę poobserwował wiedźmę, zastanawiając się nad jej postawą i odpowiedzią. Konflikt? W jakim konflikcie mogłaby żyć ta dziewczyna? Oczywiście słyszał różne pogłoski o prześladującym ją "pechu", jednak zbył to na rozdmuchane plotki miejskiej ciżby, której nawet najbardziej podejrzliwi inkwizytorzy nie wierzą.
    - Gota dwanaście lat temu była miejscem, gdzie prowadziłem interesy i skąd wyniosłem się do Iliadu. Gdy wróciłem w tamte rejony, po mieście nie było nawet ruin, choć było to miejsce pięć razy większe od Norrheim o potężnych murach i jednym z najlepszych wojsk w imperium. Potem dowiedziałem się, że katastrofa nawiedziła tamto miejsce, zabijając niemal wszystkich mieszkańców i pozbawiając zmysłów tych, którzy przeżyli. Ciekawy, co się wydarzyło, odwiedziłem tych szaleńców i zebrałem wszystkie wiadomości do kupy. To kilka aniołów zniszczyło Gotę, szukając nieszczęśnika, który przypadkiem wszedł w posiadanie kawałka stroju starego boga. To ta skrzynia.
    Moran chwycił żelazny pręt leżący niedaleko i otworzył interesującą go skrzynię. W środku były dwie szklane ampułki obłożone słomą i trzecia, kryształowa, owinięta adamaszkiem.
    - Kryształowa ampułka to chyba dzieło iliadzkich jubilerów na zamówienie pewnego barona z ziem na wschód stąd. W Norrheim miała zostać przeładowana ze statku rzecznego na pełnomorski i dostarczona do Hils, skąd odebrałby ją rzeczony baron, jednak sądzę, że dostawa może się opóźnić z powodu ataku piratów i sztormu.

    OdpowiedzUsuń
  46. Moran kiwnął głową i przez chwilę obserwował wychodzącą wiedźmę, po czym przestawił ampułkę do innej skrzyni. Kiedy nadejdzie czas, przekaże ją dziewczynie i może wreszcie będzie miał z głowy jeden z problemów. Ten o wieku kilku tysięcy lat przynajmniej.
    Jeszcze przez godzinę kupiec siedział w magazynie, obserwując ostatnie przygotowania do cichego zamydlenia oczu ewentualnym podglądaczom. Oczywiście zachował wszystkie możliwe środki bezpieczeństwa już wcześniej i robił tyle pozorowanych aktów, że wątpił, by ktoś przejrzał całość jego działań. Jednak nie spodziewał się pewnego gościa. Jedynego w swoim rodzaju stwora, który nie należał ani do demonów ani do aniołów, a tak jak Moran był przeżytkiem dawno minionej epoki. Oczywiście obaj byli różnego gatunku, choć znajomek, o (nie)wdzięcznym imieniu Alazar, był znacznie starszy od kupca i zawsze działał w sposób inny niż Gondra. I bardzo lubił płatać mu figle...

    OdpowiedzUsuń
  47. Cóż rzec na Alazara. Miał niezbyt wybredny gust jeśli chodzi o żarty, a do tego był szybki, jak cholera. Z łatwością też doszedł do wniosku, że Moran sprosił do siebie tylko określone dziewczyny, więc postanowił wyjątkowo zrobić psikus wokół jego interesu, a nie samemu kupcowi. Pierwsze dwie dziewczęta złapał, gdy tylko wyszły spoza zasięgu wzroku i zabrał im ubrania, zostawiając je nagie na ulicy. Żart mało wybredny. Wiedział, że powinno być jeszcze kilka dziewczyn, ale skoro nie zdąży z wszystkimi, to następnej też jakiś numer wywinie. Pośpieszył więc do portu, tam gdzie poszła ta trzecia i zobaczył jak dziewczyna wsiada na łódkę. Alazar natychmiast też zanurkował i przystosował swój organizm do pobierania tlenu z wody. To była największa zaleta jego gatunku. Możliwość szybkiej adaptacji do warunków, choć było to ograniczone do kilku godzin. Alazar miał nadzieję, że gdy łódka wypłynie na środek rzeki, uda mu się ją wywrócić i w wodzie poszarpać strój dziewczyny, tak by była równie naga, co poprzednie dwie. Oczami wyobraźni już widział jak wszystkie panienki biegną tak do kupca i robią mu wstyd przed całym miastem.

    [Ale ten Alazar zboczony. Nic tylko o rozbieraniu myśli XD ]

    OdpowiedzUsuń
  48. - W takim razie miłego dnia. - odpowiedział wręczając jej zakupy - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - dodał z uśmiechem.
    Wyszeptał coś w języku mrocznych elfów po czym odprowadził ją wzrokiem do momentu aż Raisha zniknęła za rogiem.

    OdpowiedzUsuń
  49. Alazar najpierw wciągnął do wody rybaka. Na cholerę mu potrzebny do psikusa. Zresztą trochę się zdziwił tym, co się stało z mężczyzną, gdy tylko wciągnął go trochę głębiej pod wodę. Facet rozpłynął się dosłownie z dziwnym grymasem na twarzy. Nie był to człowiek, a Alazar wiedział, że Moran rzadko wynajmuje nieludzi. Czyżby ktoś jeszcze chciał mu zrobić psikusa? No cóż. W ten sposób ewolucyjne dziwo ma okazję zrobić dwa psikusy jednocześnie dwóm osobom, co go tylko nakręciło. Natychmiast wrócił pod dno łódki i zmieniając kształt kości na czole, stworzył sobie róg, którym przebił się chichocząc i rozrywając jakieś ciuchy na wiedźmie. Chciał jeszcze raz podpłynąć i coś rozerwać, ale nie docenił prądu rzecznego, który wbił go w podwodną nieckę, gdzie Alazar wbił swój róg w zatopiony pień. Teraz utknął na dłuższą chwilę tutaj i wyglądało na to, że psikus do końca nie wyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
  50. Alazara w końcu się wyswobodził z pniaka, zmieniając trochę kształt i długość rąk i z głupkowatym uśmieszkiem namierzył łódkę. Coś od niej leciało, jednak zignorował to, tworząc sobie po prostu na ramieniu lekki pancerz, którym się osłonił. Na nogach wytworzył sobie zresztą znacznie dłuższe płetwy, by nabrać prędkości i jeszcze raz uderzył, tym razem w bok łodzi, wywracając ją do góry dnem. Zanosząc się śmiechem, zanurkował jeszcze raz i zaatakował ciuchy rudowłosej, gdzie w ciągu jednego szturmu, zdarł większość. Uznał, że skoro już tyle dobrze widać, to nie musi się nawracać i chichocząc jak szalony, szybko odpłynął z prądem rzeki. W końcu zrobił należyty psikus.

    OdpowiedzUsuń
  51. W czasie, gdy Raisha "zabawiała" nieproszonego gościa, Moran miał własne zmartwienie. Dwie dziewczyny wysłane przed wiedźmą wróciły nagie i zdały relację, że napadło je coś lub ktoś, kto zdarł im ciuchy, a potem ogłuszył. Obawiając się najgorszego w tym przypadku, czyli utraty kryształów, chwycił kilka płaszczy i pobiegł nad rzekę szukać dziewczyny. Jeśli był to stwór o którym myślał, to poza kilkoma siniakami nie powinno jej i towarzyszącemu rybakowi coś się stać.

    OdpowiedzUsuń
  52. Kupiec bez słowa podał jej suche i ciepłe ubrania, puszczjąc uwagę mimo uszu.
    - Dwie inne dziewczyny zostały zaatakowane i rozebrane do naga w środku miasta. Znam może trzy osoby, które są w stanie to zrobić tak, by się człowiek nie połapał, ale tylko jedna z nich nie robi krzywdy innym. Choć jest chyba największym możliwym cierniem w tyłku, jaki istnieje. Gdzie rybak i kamienie?
    To co się stało wiedźmie było przykre, jednak myśli kupca krążyły wokół drogocennych łez Luny, a nie tego, czy Raisha wyszła bez większego zadrapania ze zdarzenia. Z drugiej strony dziwne było to, że nie było z nią wynajętego rybaka.

    OdpowiedzUsuń
  53. - Był. Znam go od kilkunastu dni i poznałem nawet jego małżonkę, gdy poszedłem zamówić jego usługi.
    Moran zmarszczył brwi. Sprawa kryształów zeszła teraz na drugi plan. Jeśli rybaka nie było z Raishą, a wątpliwe, by wyszedł w innym miejscu, to znaczy, że albo nie żył, albo to nie był człowiek wynajęty przez kupca. A skoro Gondra podejrzewał, jaka istota stała za atakiem na łódkę i dziewczęta wcześniej, to mógł z całą pewnością powiedzieć, że rybak nie został zabity przez nią. Idąc drogą dedukcji zostawała tylko jedna opcja. Ktoś dowiedział się o planach Gondry i wykorzystał je w najsłabszym miejscu.
    - Jak następnym razem spotkamy dowcipnisia, to trzeba będzie mu wyjątkowo podziękować. Prawdopodobnie ocalił ci życie - powiedział ze znużeniem.

    OdpowiedzUsuń
  54. - Raczej odwiedzę grabarza i poproszę go o trzy groby. Nie wierzę, by ktokolwiek z tej rodziny jeszcze żył. - Kupiec zostawił przyniesione ubrania na pobliskim krzaku. - Proszę to mimo wszystko założyć. W samym płaszczu zbudziłaby panienka więcej zamieszania niż wóz pełen tańczących węży, a rozgłos jest teraz jeszcze mniej nam potrzebny, choć wątpię, by dzisiaj jeszcze coś się nam przytrafiło. Ach... I proszę się nie martwić o mnie. Wbrew pozorom niełatwo jest dobrać mi się do skóry.
    Moran ruszył w stronę miasta. Jego głowę zajmowała tożsamość napastnika. Mając tak niewiele danych mógł jedynie wykluczyć dwóch podejrzanych z całego szeregu jego wrogów. Powinien się teraz skupić na zgromadzeniu i przeanalizowaniu jak największej możliwej liczby informacji, a to oznaczało ogromne wydatki i nieprzespane noce w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń
  55. upiec zaczął zbierać informacje. Na sam początek odwiedził dom zabitego rybaka ze strażą miejską i opłacając ich zapewnił sobie dostęp do wszystkich dowodów jakie znaleziono na miejscu. Nie było tego dużo. Trzy trupy z poderżniętymi gardłami i nóż którym to zrobiono. Zwykły, kuchenny, prawdopodobnie wzięty z tego domu. Jednak skoro nóż nie mógł powiedzieć kompletnie nic, to może to, jak napastnik wszedł i jak ciął da więcej poszlak w układance jaką musiał teraz rozwiązać. Do tego potrzebował niestety eksperta. Ściągnięcie go zajmie trochę czasu i sporo pieniędzy, więc kupiec nakazał zamknięcie terenu i wynajął kilku osiłków do pilnowania budynku.
    Kiedy już uporał się z tą sprawą, zajął się pogrzebem ofiar i dociekaniem, jak całość planu wyciekła z jego gabinetu. W końcu atak nastąpił w najlepszym do tego miejscu i czasie, czyli podczas wywozu łez łódką. Napastnik zresztą był na tyle pewny powodzenia, że nikt inny nawet nie próbował potem odebrać ładunku, ani nie nadzorował sukcesu agenta z łódki. Jednak tu właśnie Moran miał problem. Plan w całości został wyjawiony tylko wiedźmie i to na około pół godziny przed spotkaniem z rybakiem, czyli nie było czasu na tak dobrze zaplanowaną roszadę. Poza tym rodzina rybaka nie żyła co najmniej jeden dzień, bo w domu krew zdążyła już zaschnąć. Jakim cudem ktoś poznał plan, który znał tylko Gondra?
    - Do kupieckiej ciemnoty... Jak to zrobili? Nie magią, to na pewno. Technologią? Wątpię... To jak? I skoro mieli takie możliwości, to czemu nie przewidzieli tego zwariowanego żartownisia? Kurwa... Żeby tylko nie znaleźli dziewczyny. Muszę jakoś nam zapewnić więcej czasu...
    Kupiec chodził po swoim gabinecie w tę i z powrotem, głośno wymawiając niektóre myśli. Te ważne jednak pozostawały w jego głowie i powoli tkał z nich kolejny plan. Już wiedział co musi zrobić, by zyskać na czasie. Nie było to raczej przyjemne, ale kupiec musi czasem robić gorsze rzeczy, by coś zyskać. Nawet jeśli oznacza to układ z jednym z największych przeciwników w interesie.

    [Ale się rozpisałem... Już dawno tak długiego komentarza nie napisałem XD ]

    OdpowiedzUsuń
  56. Było mu zimno. Ciężkie lepkie powietrze kleiło mu dłonie, a kurz unoszony przez witr osiadał na jego twarzy i włosach. Zaczął się przebudzac. Spojrzał nieprzytomnym wzrokiem przed siebie, ale widział tylko zamazane postacie. Mięśnie miał tak zmęczone i zastałe, że ledwo podniósł głowę ze schodka o który się opierał. Zacisnął przy tym zęby łapiąc się za szyje. Był przyzwyczajony do niewygody i głodu, ale miał już tego zwyczajnie dośc. Ale co może zrobic samotny i brudny chłopak w mieście, którego w ogóle nie zna? Gdzie on w ogóle był..?
    Wstał nie bez problemu i zaczął szybko mrugac oczami. Zrobił kilka kroków w przód. Przeszedł przez mały placyk wciąż jeszcze niewiele widząc. Wreszcie kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do słońca ujrzał rudowłosą kobietę. Podszedł ją od tyłu chcąc zabrac jej małą sakiewkę, którą miała przy pasie, ale w tym momencie sie odwróciła.
    -Przepraszam, którędy do Pandarum..? -zaimprowizował widząc wielki napis z nazwą i starając się wyglądac naturalnie. Serce kołatało mu w piersi jak szalone.

    OdpowiedzUsuń
  57. [Witam :) Nie ukrywam, że zapisałam się na tego bloga głównie ze względu na Ciebie, gdyż już kiedyś było nam dane pisać, lecz urwało się to całkowicie z mojej winy, za co przepraszam, jednak nie była to całkowicie moja decyzja :< Jednak skoro obie tu jesteśmy, to może wątek? :)]

    Ravenika

    OdpowiedzUsuń
  58. [Jako z Charonem :D A co do pomysłu na wątek... Byłby pomysł, ale chyba jednak nie znowu taki niepospolity niestety. Inkwizycja mogłaby gonić Raishę a Ravenika jako ta, co ze złem wszelkim i niesprawiedliwością walczy mogłaby sprać im tyłki. Tutaj Raisha mogłaby uznać, że Shavri to jednak też coś do niej ma i ją zaatakować, a z racji, że Ravenika nie może nawet tknąć kogoś niewinnego, to byłaby tak jakby bezbronna. Nie wiem, coś takiego mi do głowy przyszło, można to jakoś pozmieniać albo wymyślić coś zupełnie innego :)]

    Ravenika

    OdpowiedzUsuń
  59. [Wiesz co? Sama nie wiem xD Najpierw napisałam do nieświadomie, później przyszło mi do głowy, że jest strasznie podobne do słów z mojej poprzedniej karty, ale machnęłam na to ręką xD Swoją drogą zastanawiam się cały czas, czy nie zmodyfikować trochę i nie przywrócić do życia Charona. To by było urocze. Takie spotkanie po latach xD]

    Świszczący oddech zlanego potem Inkwizytora zagłuszył dźwięk końskich kopyt uderzający o uliczny bruk. Do wykończonego niemal biedaka na pięknym, karym rumaku podjechał postawny mężczyzna w Inkwizytorskim płaszczu, jednak dużo bardziej zdobionym, świadczącym o wyższym stanowisku w całym tym grajdołku. Jego chmurna, przystojna twarz o niebieskich oczach była niezwykle spokojna. Jej wyraz wskazywał na to, że gdyby zaszła taka potrzeba (przynajmniej według niego) to bez chwili wahania skręciłby kark własnej matce. Pączek, który wcześniej gonił wiedźmę wskazał palcem na miejsce, gdzie uciekła. Mężczyzna siedzący na koniu skinął dłonią, a grupa uzbrojonych po zęby inkwizytorów udało się we wskazanym kierunku.
    Nie dane im było jednak dotrzeć do celu. Noc rozświetloną księżycem przerwał cień, a ciszę panującą w okół krzyk inkwizytorów. Konny patrzył na to zdezorientowany nie mogąc nadążyć spojrzeniem za tajemniczą postacią, która nie wydając żadnego dźwięku wyrzynała jego ludzi. Przekonany, że sam nie ma szans zostawił grubasa na pastwę losu, uciekając ile koń miał siły w kopytach.
    Po chwili znów nastała cisza. Na czarnej szacie Raveniki nie było nawet jednej kropli krwi. Złote oczy właściwie świeciły w mroku, rozszerzone źrenice uważnie śledziły każdy centymetr ulicy, w poszukiwaniu wrogów. W końcu trafiły na otyłego mężczyznę. Na przedzie jego jasnych spodni utworzyła się malownicza, żółta plama. Kwicząc jak prosiak udał się w ślad za swoim przywódcą.
    Rave otarła ostrze o szatę jednego z martwych inkwizytorów i podeszła do alejki, gdzie skryła się wiedźma. Jakoś nawet przez myśl jej nie przeszło, że kobieta może wziąć ją za swojego wroga po tym, jak dość skutecznie pozbyła się pościgu. Niestety, Ravenika mało wiedziała o ludziach, a ludzkich zachowań nie rozumiała już w ogóle. Dopiero silny ból uświadomił ją, że jednak może zostać uznana za wroga.

    Ravenika

    OdpowiedzUsuń
  60. [Haha, nie wierzę xD Charona do życia przywracam, nawet mam koncepcję. Jak masz chęć to podglądaj co tam tworzę, jakbyś jakieś uwagi co do historii miała to daj znać xD Rave odpiszę przy wolnej chwili, postaram się jeszcze dziś :D]

    Ravenika

    OdpowiedzUsuń
  61. Nie do końca docierały do niego jej słowa. Patrzył na nią tępym wzrokiem udając, że nic mu nie jest, ale chyba nie do końca mu to wychodziło. Jego pusty wzrok za chwilę opadł na ziemie. Próbował złapać oddech, aby coś powiedzieć, ale płuca nie chciały się napełniać tlenem. Zacisnął powieki i zachwiał się delikatnie.
    -Davis... -wręcz wykrztusił, a zaraz potem zaniósł się kaszlem od leżącego na ziemi kurzu. Głupie bryczki, strasznie kurzą, pomyślał i była to jego ostatnia myśl. Zaczął się powoli osuwać na ziemię. Przez chwilę z tym walczył, chciał znów złapać powietrze, wręcz ze łzami w oczach chwytał je łapczywie, lecz złamane żebro chyba właśnie uszkodziło płuco. Stracił panowanie nad kończynami. Niedotlenienie wygrało.

    OdpowiedzUsuń
  62. [To będzie hardcore xD Myślałam nad czymś takim, żeby połączyć historię z Miasta Straceńców z obecną. Mianowicie Charon chcąc się wyzwolić z władzy Artemidy wpadł w tycią pułapkę. Kiedy udało mu się wydostać z niewoli okazało się, że miasto i jego dom poszło z dymem. Wtedy wierząc, że wiedźma żyje zaczął jej szukać. Ona może go w pierwszej chwili nie poznać, na przykład, bo będzie nieco zmieniony xD]

    Rave

    OdpowiedzUsuń
  63. [Pewnie łomot dostanie od niej spory... :D Ale cóż, kocha ją. Ciąg przyczynowo skutkowy wymaga, aby dał się jej pochlastać na kawałki z miłości xDDDD]

    OdpowiedzUsuń
  64. [Ja myślałam o czymś takim, że ona na początku go nie pozna, a on się w pierwszej chwili nie przyzna, bo będzie się bał jej reakcji, albo będzie sądził, że poukładała sobie życie i nie będzie chciał się wtrącać, coś takiego :D Ale później można jakieś mściwe demony na nich nasłać albo co :D]

    Rave

    OdpowiedzUsuń
  65. Ostatnie co pamiętał to krzyki dookoła niego. Czuł, że ktoś kładzie go na czymś zimnym. Zaraz potem ktoś go dźwignął i uniósł, choć chyba nie bez problemu, bo swoje ważył. Tego jednak już nie pamiętał. Kiedy wybudził się z fazy kompletnego zemdlenia czuł się jak roślina. W swoim półświadomym śnie wiedział, że ktoś krzyczy, ktoś go dotyka, próbuje budzić. Chciał się ruszyć, ale czuł, że nie może. Mięśnie stały się wątłe, nie reagowały na nic. Nawet powieki były zbyt ciężkie.
    Bolała go pierś. Oh, jak bolała. Już chyba wolałby znowu zemdleć. Było to o tyle realne, że w ustach zaczą mu się gromadzić różowy płyn, co było ewidentną oznaką uszkodzenia płuca. Jego ciało dotleniały tylko szybkie, krótkie, mechaniczne wdechy. Po chwili zaczął pluć i krztusić ową różową substancją, która była połączeniem śliny i krwi. Oczy wciąż miał zamknięte, a ciało sparaliżowane. Czuł się bezradny.

    OdpowiedzUsuń
  66. [Myślę, że tak, bo zależy mi na tym, żeby w pierwszej chwili go nie poznała :D Załóżmy, że poszedł wykonać jakieś zadanie dla Artemidy i już nie wrócił, chociaż obiecał. Trafił do niewoli, później się uwolnił i może nie tyle zdjął z siebie klątwę, co się nieco zmieniła, zmieniając jednocześnie jego wygląd, czy coś takiego. ]

    OdpowiedzUsuń
  67. [Uwielbiam ten romantyczny dramatyzm xD Nie wiem kiedy go dokończę, ale postaram się jak najszybciej. Teraz mam pracę zaliczeniową na głowie, ale dam radę :D]

    OdpowiedzUsuń
  68. Nie czuł bólu kiedy go "naprawiała". Był znów całkiem nieprzytomny, kiedy przynieśli go do jej domu i leżał tak jeszcze długo po tym jak skończyła grzebać w jego ciele. Kiedy zaczął odzyskiwać przytomność, pierwsze co poczuł to delikatny ból w piersi. Był jednak tak nieporównywalnie delikatny do poprzedniego, że szybko o nim zapomniał. Potem oślepiło go światło.
    Otworzył powoli oczy. Jego oddech wciąż był ciężki i chrapliwy, ale przynajmniej na tyle głęboki, by dotlenić mózg i serce. Nawet mięśnie zaczęły go słuchać. Poruszył delikatnie zdrętwiałymi dłońmi. Dopiero po chwili zorientował się, że nie wie gdzie jest.
    Kiedy jego oczy zaczęły odróżniać kolory i kształty był przerażony. Był w pomieszczeniu. Nowym, nieznanym, czystym. Nie pamiętał jak się tam znalazł. Nic nie pamiętał. Poruszył obolałą szyją i jego wzrok zatrzymał się na siedzącej niedaleko kobiecie. Zerwał się szybko, ale to nie okazało się dobre dla świeżej rany, która zapiekła i aż jęknął z bólu znów opadając na stół.

    OdpowiedzUsuń
  69. Moran Gondra6 maja 2013 22:21

    [Teraz ja przeproszę za przerwę. Musiałem ogarnąć mnóstwo spraw wokół siebie.]

    Alazar chlusnął wiadrem wody wprost na otwierające się drzwi. Wyglądało na to, że ta konkretna dziewczyna ma trochę większy interes z kupcem, którego tak strasznie uwieeeeelbiał gnębić swoimi psikusami. W postaci małego chłopca nic mu na razie nie groziło ze strony ludzi wokół, więc wystawiwszy jeszcze język zaczął uciekać, chichocząc się szaleńczo. Wiedział, że Moran pewnie znów się zdenerwuje i na niego zapoluje, a wtedy Alazar będzie mógł wywinąć jeszcze więcej żartów.

    OdpowiedzUsuń
  70. Moran Gondra7 maja 2013 18:34

    Gdy sznur na niego opadł, Alazar szybko się delikatnie przemienił i dwa palce u jego prawej ręki zamieniły się w przeciwstawne ostrza, które rozcięły linę. Przyśpieszając ponad ludzkie możliwości, wystawił język i krzyknął do Raishy.
    - Nigdy mnie nie złapiesz babciu! Jesteś juz na to za stara! Alazar tak łatwo się nie daje!
    Szybko potem zniknął za rogiem, szybko przemieniając się w szczura i mieszając się z innymi osobnikami. Jak on uwielbiał robić psikusy i uciekać.

    OdpowiedzUsuń
  71. Moran Gondra7 maja 2013 21:49

    Moran tak jak poprzedniego dnia powiedział, całą noc zbierał poszlaki i ciągał ludzi za języki w mieście, szukając poszlak kto stał za zamachem. Oczywiście sam nie był w stanie sprostać temu zadaniu, a i nie chciał, by kojarzono go z tą sprawą bezpośrednio, więc wynajmował różnych wykidajłów i to oni zbierali i dostarczali mu wszystkie wiadomości. Z samego rana, mając już niejakie pojęcie co się wydarzyło, wysłał chłopca do chaty wiedźmy z informacją, że przez następne dwa dni nie powinno jej nic grozić i że powinna uważać na nietypowe cienie.

    Z drugiej strony Alazar także był zajęty. Wiedział, że im bardziej uprzykrzy życie tej dziwnej kobiety, tym zacieklej Moran go będzie ścigał i tym łatwiej będzie wpadał w kolejne różne pułapki, dając Alazarowi mnóstwo radości. Ale tymczasowo wolał odłożyć czystą wodę na bok i zrobił coś innego. Mianowicie zamienił się w takiego większgo kreta i wykopał dziurę pod drogą, która miała przejść wiedźma. Wypełnił ją jeszcze wodą i jak tylko ktoś wejdzie na cienki kawałek gruntu u szczytu, to niemal natychmiast skąpie się w błocie. A skąd wiedział, że tędy przejdzie? Bo to było jedno z dwóch miejsc przez które musiała przejść, idąc do miasta. Zadowolony ukrył się w jednej z pobliskich dziupli i nasłuchiwał, czy ktoś nie idzie.

    OdpowiedzUsuń
  72. (Hej Rai! Będzie wątek?;)

    OdpowiedzUsuń
  73. MarcusowoCharonowo12 maja 2013 20:11

    [Rai, Skarbie, czemu tak oficjalnie xD]

    OdpowiedzUsuń
  74. Przyglądał się jej uważnie, gdy do niego mówiła. Nie wiedział skąd zna jego nazwisko, ale to był ewidentny znak, że skądś o zna. Nie ruszał się kiedy do niego mówiła. Jedynie jego pierś falowała delikatnie, aczkolwiek oddech nieco się urywał kiedy nabierał powietrza. Był lekko oszołomiony, że istnieje ktoś, kto nie chce go zabić, a nawet mu pomaga. Poza tym nadal czuł ból. Pozwolił się dotknąć, leżał bez słowa. Wreszcie ruszył lekko głową, żeby lepiej ją zobaczyć, jej ogniste włosy i pewną minę, która dodawała mu otuchy, że wie co robi. Głos był spokojny i pozwalał się zrelaksować. Zamknął na chwilę oczy.
    -Gabriel -odparł krótko chrapliwym głosem otwierając oczy.
    Patrzył tak na nią nie oczkując odpowiedzi. Jego usta były suche, popękane od braku wilgoci, a gdy wypowiedział jedno słowo poczuł nieprzyjemny ból. Polizał warge i poczuł krew. Nie było jej wiele. Ledwie pare kropli. Ale zwilżyły gardło.

    OdpowiedzUsuń
  75. Źrenice złotych oczu zwęziły się jak u kota pod wpływem światła, jakie wydzielała ognista kula trzymana przez wiedźmę. Jeszcze przez krótką chwilę Ravenika nie bardzo kontaktowała to, co się z nią stało, jednak już po chwili skupiła wzrok na twarzy kobiety, którą jeszcze przed chwilą ocaliła, a która teraz ewidentnie jej groziła. Rave nawet nie miałaby się jak bronić. Nie mogła zaatakować niewinnej osoby. Jedyne, co by jej pozostało, to ucieczka.
    Twarz wiedźmy wydała jej się dziwnie znajoma. Wiedziała, że nigdy wcześniej jej nie spotkała, jednak jakieś dziwne uczucie mówiło jej, że wie kim jest. Rave uniosła dłonie do góry, chcąc pokazać, że nie jej jej wrogiem. Drgnęła po chwili, kiedy przypomniało jej się skąd zna kobietę.
    - Raisha, prawda? - Zapytała, zwracając się do niej telepatycznie. Mogła mieć tylko nadzieję, że Raisha nie ma nałożonych blokad i usłyszy jej głos. W końcu Ravenika nie mogła czytać jej myśli, a jedynie przekazywać swoje. - Nie jestem wrogiem.

    Ravenika

    OdpowiedzUsuń
  76. Alazar czekał i czekał w kryjówce, nasłuchując, ale nie lubił czekać. Był wiercipiętą jakich mało, więc nawet jeśli czekał na coś fajnego, to niezbyt długo pozostawał w miejscu. Z tej przyczyny chciał sprawdzić, czy wiedźma już wraca i zamienił się w takiego trochę większego kruka, chwycił jedną szyszkę (do rzucania oczywiście) i poleciał sprawdzić jak się sprawy mają. Dość szybko przeleciał całą ścieżkę do rozwidlenia, a potem do miejsca mocy, ale nikogo nie zobaczył. Trochę się zezłościł w dziecinny sposób, że on tyle się napracował z pułapką, a dziewczyna pojechała sobie inną drogą. Jak ona śmiała! Z ogniem w kruczych oczach szybko zawrócił, wybrał drugą ścieżkę i dogonił jeźdźców przed miastem. Na bardziej wymyślne kawały nie miał czasu, więc tym razem rzucił tylko trzymaną szyszkę i kracząc z wyraźnego niezadowolenia, przysiadł nad bramą i obserwował towarzysza kobiety. Coś mu mówiło, że tego jednego jegomościa ciężko będzie podejść. Ale to nic. Musi się w końcu odegrać na wiedźmie za to, że nie wpadła w jego pułapkę i na pewno coś wymyśli. W ten czy w inny sposób!

    [Na razie chyba zostanę w skórze Alazara. Może w końcu wrzucę go nawet do KP jako błaznowaty cień Morana? :P]

    OdpowiedzUsuń
  77. Alazar przekrzywił głowę w ptasi sposób, zakraczał i przeleciał nad alchemikiem, zostawiając biały ślad na jego głowie. No nic. Na lepsze kawały przyjdzie czas. Chociaż...
    Zatrzymał się w locie przed koniem wiedźmy oraz na chwilę zmienił się w coś co te kopytne stwory się boją, czyli w węża i zasyczał. Koń natychmiastowo się przestraszył tak mocno nietypowego zjawiska. No bo w końcu kto widział węża, który skacze na konie.
    Alazar, zamieniwszy się z powrotem w kruka, odleciał, kracząc z zadowolenia, jakby oznajmiał, że to dopiero początek i na więcej przyjdzie czas. Oczywiście myślał tak, dopóki Moran znów go nie zacznie łapać.

    [Tak właśnie myślę. Ale skoro Moran jest raczej poważny, to dla urozmaicenia i równowagi mogę mu dorzucić kawalarza, który będzie się bawił z innymi XD]

    OdpowiedzUsuń
  78. [Zacząć miałaś, łobuzie! :P]

    CharoniastoRavenikoweMarcusy

    OdpowiedzUsuń
  79. (Hm ... może wrócimy, albo nawiążemy do wątku tego tam ostatniego z y.. pażdziernika? Nie wiem. Mam chyba gąbkę zamiast mózgu ;P)

    OdpowiedzUsuń
  80. (Pomysły były- dużo. Twa postać chce pogłębić swoje umiejętności z zakresu zielarstwa? A więc niech spotkają się w lesie~Muszę napisać xD)

    Pogoda była pod psem. Jeśli nie padał kapuśniaczek, który osiadał na wszystkim, to padało tak iż tylko człowiek który ma naprawdę ważną sprawę do załatwienia, ruszał się dopiero z ciepłego i suchego domostwa. Przemókł cały. Strumyczki wody płynęły mu po karku i po twarzy. On jednak uparcie klęczał pośrodku polany już od wielu godzin. Jego usta poruszały się co wskazywało na to iż szeptał. Czasami tylko mówił głośnej.Jego dłonie były złożone razem, prawie jak do modlitwy którą zapewne odmawiał. Przez cały czas miał zamknięte oczy a uszy spuszczone ku dołowi. Dawało się słyszeć tylko strzępki które głośniej mówił: "Wybacz mi Panie" lub "Daj mi sił na dalszą walkę z plugawym złem".
    (Krótko i na pewno chaotycznie. Muszę wpaść w lepszy rytm >D)

    OdpowiedzUsuń
  81. (Mam nadzieję iż teraz jest jeszcze lepiej~ Według mnie nauczą się dużo- jeden od drugiego. I to dosyć sporo, o ile się nie pozabijają >D)
    Wyczuł czyjąś obecność, aura dosyć silna. Lecz nagle zmalała... a więc wiedźma. Otworzył szeroko oczy z źrenicami tak powiększonymi iż praktycznie zajmowały całe oko. Oddech mu przyspieszył. "Wiedźma". Tylko to w kółko wciąż na nowo krążyło po jego głowie. Wszystkie inne magiczne stworzenia znosił w większym bądź mniejszym stopniu, inne nawet darzył sympatią. Lecz to przez wiedźmę, stał się tym, czym jest. Opuścił powoli dłonie, szykując się na ewentualny atak, który jednak nie nastąpił. Przełknął głośno ślinę. Mimo deszcze, dzięki uszom wyraźnie słyszał jak zapewne kobieta zbliża się do niego. Szła trochę krzywo... zatacza się? Zatrzepotał uchem. Strach był mu obcy. A przynajmniej tak uważał, dopóki nie spotkał wiedźmy. Cicho wyszeptał- Daj mi sił, aby stawić czoło tym którzy mi zagrażają- po czym wstał odwracając się od razu w kierunku kobiety. Zamachał nerwowo ogonem. W jego krwi było tyle adrenaliny iż zapewne usłyszałby nawet co kobieta szepta. Uszy postawił do góry. Ponownie przełknął z trudem ślinę, czując jakby samo serce podeszło mu do gardła. Powiedział na tyle głośno aby kobieta go usłyszała- Nie udawaj. Wiem iż jesteś wiedźmą.-zatrzepotał uchem strzepując z nich kropelki wody. Całe jego ciało było napięte. Każdy mięsień był gotowy do skoku, uniku czy nawet szarży. Źrenice powiększyły się do granic swych możliwości wychwytując każdy fałszywy ruch kobiety.- Co Cię tutaj sprowadza.. w środek lasu?- pokiwał przecząco głową- Wybacz głupie pytanie... przecież jesteś wiedźmą..

    OdpowiedzUsuń
  82. Moran przeczytał wiadomość od wiedźmy. Nie, żeby nie wiedział, że coś takiego się stanie, ale wyglądało na to, że ten stary kawalarz uwziął się na Raishę, by dopiec kupcowi. Momentalnie Gondra poczuł narastającą w nim pierwotną wściekłość i szał, bo te psikusy narażały Łzy na uszkodzenie lub nawet przejęcie przez zleceniodawców zabójcy z łodzi rybackiej.
    Wizerunek Morana zaczął nawet delikatnie falować, co oznaczało utratę ludzkiej formy, na rzecz oryginalnego kształtu, ale kupiec szybko się pozbierał i wydawało się, że całe zdarzenie było najzwyklejszą iluzją.
    Rasa równa bogom, nieustępliwi wojownicy, tak straszni i potężni, że wszystkie ludy świata zebrały się pewnego razu i dokonały ich eksterminacji oraz samą nazwę zabroniły wymawiać czy wspominać, zamieniając Morana w Zapomnianego. Te kilka mileniów na karku jednak teraz powinny się opłacić, bo zamierzał się rozprawić na dobre z kawalarzem uprzykrzającym mu życie od bez mała piętnastu lat. W szokujący sposób, prosto z Iliadzkich fabryk elektrycznych.

    OdpowiedzUsuń
  83. Cztery dni Moran i kilku wynajętych przez niego ludzi rozkładali elektryczne pułapki wokół magazynu, teatru i domu Raishy, czekając aż złapie się ich zmiennokształtna ofiara. Łowcy nie wiedzieli do końca co ich celem, a ogólne opisanie Alazara wyglądało tak, że wydawało się iż polują na dziwne zwierzę, które zostało potępione przez Kościół, a Moran chce zarobić na wydaniu go Inkwizycji. Po tych czterech dniach trzy pułapki więziły coś.
    Dwie to fałszywy alarm, ale ta postawiona na dachu wiedźmy złapała to o co im chodziło. Łowcy z początku też chcieli go wypuścić, myśląc, że to kot, ale gdy prąd przepłynął przez ciało zmiennokształtnego, ten wydał mało koci ryk bólu.
    Moran dostał swoją ofiarę w swoje ręce i zamierzał odświeżyć trochę pamięć z mrocznej przeszłości, gdy w mało subtelny sposób odradzał swoim konkurentom wchodzenie mu w drogę. I nawet niespecjalnie przeszkadzało mu to, że Alazar mógł być dość kłopotliwym obiektem tortur.
    Właśnie kiedy kupiec zabierał klatkę z więźniem do piwnicy, jeden z jego pracowników przybiegł i przekazał, że panienka Raisha czeka na niego w biurze ze zleceniem. Gondra chwilę zastanowił się nad tym, po czym przekazał chłopakowi klatkę z poleceniem odstawienia jej do piwnicy i udał się do gabinetu. Coś mu mówiło, że to nie będą raczej wesołe wieści.

    OdpowiedzUsuń
  84. Otworzył szkatułkę i chwycił kryształ w dłoń. Emanująca z niego magia była z całą pewnością potężna. Na tyle, że prawdopodobnie tylko bogowie i tacy jak Moran mogli utrzymać kamień w gołych rękach bez poparzeń i korzystać do woli z dobrodziejstw zawartej wewnątrz mocy.
    - Dobra robota. Po tonie i minie podsumowuję, że zostaliście zaatakowani i coś się stało twojemu przyjacielowi.
    Gondra odstawił kryształ do pudełka i zamknął z pieczołowitością wieczko, po czym przeniósł szkatułkę do sejfu. Sejf był naprawdę solidny, nie tylko z powodu budowy i grubości stalowych ścian, ale i z niezwykłym trudem zdobytych nielegalnych pieczęci ochronnych.
    - A więc słucham. Co się stało?
    Moran usiadł naprzeciwko Raishy i oparł głowę o złączone ręce, dając wyraźnie znak, że z całą uwagą wysłucha historii.

    OdpowiedzUsuń
  85. Opuścił delikatnie uszy na boki, lecz zaraz podniósł je do góry, ani na chwilę nie tracąc koncentracji. Przyglądał się kobiecie bez konkretnych emocji wymalowanych na twarzy. Mimo iż w środku był gotowy do ucieczki w każdym momencie. Pamiętał co mówiono o wiedźmach; może i były istotami magicznymi, tak bardzo podobnymi do ludzi, ale nie zmienia to faktu iż według nauk Kościoła, posiadały one konszachty z samym diabłem. Na jej słowa zatrzepotał lewym uchem- Byłym Inkwizytorem. Istota taka jak ja, nie może być Inkwizytorem...- "przez taką jak ty.." dokończył w myślach i zacisnął dłonie w pięści. Wpatrywał się cały czas w kobietę; bał się jej. Przecież tamta wiedźma... tamta którą zabił. Palce rozluźniły się. Zabił ją przecież. Ta tutaj nie jest niczemu winna. Uspokoiło go to trochę. Lewe ucho ponownie zatrzepotało. Wiedźma. Według nauk Kościoła, już dawno powinien leżeć martwy, a z jego wnętrzności powinna robić specjalne mikstury lub odprawiać krwawe czary. Ale ona... co właściwie mu zrobiła? Przerwała modlitwę. Jedyną czynność która dodaje mu otuchy. Ale go nie skrzywdziła. Nagle wiedźma ruszyła na niego. Jednak on, nadal bez emocji, podniósł dłoń do góry i powiedział krótko- Znak Archanioła- od razu widział iż to tylko iluzja więc nie ruszył się na milimetr. Gdy iluzja zniknęła, On wpatrywał się w zielone oczy kobiety. Bał się. Ale to nie znaczy iż pozbawi to go honoru. To ostatnie słowo którego kurczowo się trzymał, mimo iż wiedział, że jako istota magiczna, według nauk Zakonu i Kościoła... nie posiada już go. Opuścił dłoń w dół. Jego lewe ucho ponownie zatrzepotało- Zamiast sprawdzać mnie w taki sposób, możesz przecież przeczytać mi myśli, i od razu dowiedzieć się czy chcę Cię zabić- zamachał ogonem. Mogła to zrobić, co prawda prędzej. Nie używał zaklęcia chroniącego umysł, od momentu gdy przeszedł przemianę. Tylko jego życie jako Inkwizytor, czy też dziecko, jest spowite mgłą i grubym murem. Jeśli nawet komuś udałoby się przeczytać cokolwiek z jego przeszłości, było by to wyrwane z kontekstu wspomnienie. Lewe ucho ponownie drgnęło, gdy odezwał się cicho- "Bo tylko Pan zna ścieżki moje, i tylko on może mnie osądzić"- gdy to powiedział zaczęło jeszcze mocniej padać. Mężczyzna nie przejął się tym za bardzo. I tak był już cały mokry. Wpatrywał się w kobietę z uwagą. Teraz o wiele częściej trzepotał uszami chcąc pozbyć się kropelek wody. Czekał na jakąkolwiek reakcję kobiety czy też odpowiedź od niej. Nie chciał jej zabić... uśmiechnął się ledwie kącikiem ust. I on był Inkwizytorem? Kącik ust opadł na nowo. Żałosne.

    OdpowiedzUsuń
  86. (Przepraszam Rai, ze o tobie zapomniałam ;(. Miałam sprawdzić w wątkach pod starym kp, które napisałam ze starego konta, ale przypomniałam sobie widząc moje komentarze u cb. Tam cosik było z jakimś tomiszczem, który ocalał ze wszystkich rzeczy ... )

    OdpowiedzUsuń
  87. Westchnął cicho.
    - Jest tak jak podejrzewałem. Cóż... Może zacznę od początku, czyli od Łez. Jak wcześniej powiedziałem, dla mnie nie mają większej wartości użytkowej, ale są niezwykle ważne z powodów sentymentalnych. Jednak dla kilku ludzi, którym odebrałem fragmenty w różny sposób, są narzędziem, dzięki któremu chcą podbić świat, zdobyć nieśmiertelność, nieograniczone bogactwa i tym podobne. Typowe świry z manią wielkości, krótko mówiąc. Wśród nich jest jednak kilka osób, które realnie mogą spełnić do pewnego stopnia te marzenia i to ktoś z nich uprowadził twojego znajomego. A w samą porę.
    Moran na chwilę przerwał i podszedł do drzwi. Któryś z pracowników właśnie przyszedł z sokiem z cytryn wymieszanych z pitnym miodem i lekkimi przystawkami. Kupiec kazał mu to zostawić na biurku.
    - Częstuj się. Moja historia nie jest zbyt długa, ale na pewno przyda ci się coś na odświeżenie. A więc wracając do sprawy. Pośród osób, które chcą dostać tak fragmenty, jak i całość Łez są baronowie, dwójka książąt, magowie i kilku przywódców podziemnych ugrupowań. Nie wchodząc w szczegóły, udało mi się zawęzić krąg mocodawców zabójcy z łódki do trzech osób, a słysząc twój opis mogę ze już z całą pewnością wskazać naszego wroga. Jest nim Baron Hareszaki, zwany Pięknym Idim. Ten akuratny jegomość marzy o nieśmiertelności i ma dość władzy i rozumu, by wynajmować od razu profesjonalistów z górnej półki, kładąc nacisk na osoby ścigane przez Inkwizycję. Nie znam się na waszych czarach i zabezpieczeniach, ale jeśli mówisz, że twój znajomy jest całkiem potężny, a wasze wszystkie zabezpieczenia zostały natychmiastowo złamane, to bardzo możliwe, że wynajął magów elementarnych, specjalizujących się w zabójstwach i porwaniach. A skoro twój znajomy pracował przy zleceniu to podejrzewam, że obecnie jeszcze żyje. Idi raczej spróbuje wyciągnąć od niego jak najwięcej o Łzach zanim go zabije. To daje nam dość czasu na przygotowania do starcia z nimi.
    Moran polał sobie do szklanki trochę soku i wypił wszystko jednym łykiem.
    - A tak. Letni pałac Hareszakiego leży dwa dni konno stąd. Podejrzewam, że to tam aktualnie znajdują się jego ludzie i może on sam. Mogę pomóc zebrać ci ludzi do walki, ale ostrzegam. Dla mnie najważniejsze jest to, by Idi i mu podobni nie dowiedzieli się niczego o Łzach, więc jeśli ratunek nie wypali, to wyślę zabójcę do uciszenia maga. To jest mój warunek pomocy. A i wolałbym, żeby to co się stanie w pałacu Hareszakiego nie spowodowało jakichś dziwnych plotek.
    Kupiec wyłożył całą sprawę uczciwie. Wiedział, że Raisha sama nie ma najmniejszych szans na uratowanie maga i będzie potrzebna Gondry, ale on sam wyraźniej zaznaczył dlaczego to zrobi i że to wiedźma będzie odpowiedzialna za to co się stanie. Moran mógł równie dobrze ją zostawić z problemem, bo dostał już co chciał i teraz po prostu okazywał swoją dobrą wolę.

    OdpowiedzUsuń
  88. - Ha ha... Widzę, że przynajmniej duch cię nie opuścił. Nie. Ludzie, których znam są zaznajomieni z magią. Słyszałaś może o Białych Łowcach? Często są wynajmowani przez Kościół, gdy Inkwizycja nie potrafi poradzić sobie z co gorszymi czarodziejami i wiedźmami. Na magów-zabójców powinni być w sam raz.
    Moran uśmiechnął się cierpko. Prawda była taka, że Biali Łowcy wyszli spod jego skrzydeł, gdy robił jeszcze pół legalne interesy i mało legalne aktywności przeciwko konkurencji, Pięciu ludzi, którzy mieli na sumieniu nie jednego maga i niezliczoną ilość magidznych stworzeń. Na tę misję powinni być akurat, niczym doskonale zszyty strój.

    OdpowiedzUsuń
  89. Jego pionowe źrenice rozszerzały się i lekko rozkurczały, jak w jakimś opętańczym tańcu. Podniósł lewą brew do góry w lekkim zdziwieniu- Doprawdy? Myślałem iż wdzieranie się do czyjegoś umysłu to główna zabawa wiedźm- powiedział to neutralnie, lecz całkiem szczerze. "Chroń umysł, bo wiedźma go opanuje", to był najczęstszy straszak na niegrzeczne dzieci i te które nie skupiały się na powierzonych im zadaniach. Kolejna notatka co do magicznych istot, czyż nie prawda? Wziął głęboki wdech i wydech; musiał zapanować nad emocjami. Pozostawić swą aurę nieskazitelnie mlecznobiałą. Lecz wiedział iż już nie potrafi tego zrobić. Teraz za dużo wiedział, za dużo chciał powiedzieć, za wiele znał prawdy. Przyglądał się jej z uwagą, nie chcąc paść ofiarą jej sztuczek czy też czarów. Zatrzepotał lewym uchem i skinął głową, potwierdzając słowa kobiety, iż gdyby chciał ja zabić, spróbowałby to zrobić już dawno. Widział iż się boi.. wiedźma i strach? Jego źrenice powiększyły się ponownie do granic możliwości. One nie czują strachu... kolejne kłamstwo? Im więcej podróżował i im więcej poznawał istot magicznych, to tym bardziej przekonywał się, ile kłamstw jest wciąż kładzionych do głów przyszłych i obecnych Inkwizytorów. Jego lewe ucho ponownie zatrzepotało. Odpowiedział na jej pytanie- Tak- po dłuższej chwili dodał- Przynajmniej według nauk Kościoła Najwyższego...- westchnął cicho i pokiwał powoli przecząco głową. Skłonił się delikatnie, nie spuszczając jednak z oczu kobiety- Mów mi Kot, gdyż na me człowiecze imię, w aktualnej formie, nie zasługuję...- wyprostował się. Co chciał tym osiągnąć? Może jej pokazać iż nie ma co do niej złych zamiarów? Sam nie wiedział. Czuł taką potrzebę- Jestem byłym Inkwizytorem, byłym Kapitanem Pierwszej Szturmowej Jednostki Kościoła Świętego- zamilkł na chwilę po czym kontynuował- Zabijałem magiczne istoty bez litości a prowadziła mnie ręka Pana Najświętszego- uderzył wściekle ogonem niczym batem. Dodał ciszej- W TO zamieniła mnie inna wiedźma podczas szturmu na karczmę...- podniósł lewą dłoń do góry- Nie mogę być Inkwizytorem, będąc czymś takim- z cichym westchnięciem opuścił dłoń- Zapisuję wiadomości o magicznych istotach. Są...- tutaj zawahał się przez chwilę. Zrobił małe koło dłonią-.. inne. W zakonie nauczano mnie i wielu innych, jak to straszne i złe są różnego typu i gatunku istoty magiczne- macha cały czas szybko ogonem- Mylą się. Ale żaden z Nich nie otworzy oczu, chyba iż skończy jak ja. Jesteś wiedźmą- wziął głęboki wdech. Bał się ją o to poprosić, tak jak tego co powiedział a raczej opowiedział. Nigdy nie musiał nikomu o tym opowiadać.. ot, był kolejną magiczną istotą. Wyciągnął dłoń w jej kierunku- A więc opowiesz mi o sobie?- wpatrywał się z uwagą w jej oczy. Nie było w tym podstępu. Chciałby opisać wiedźmę... Istotę której tak się bał, jak zapewne większość Inkwizytorów. Nigdy nie miał okazji rozmawiać z żadną, gdyż nawet za podejrzenia kobiety były od razu zabijane. Wiedźma. To był mocny argument i do tego żywy. Jego myśli krążyły teraz wokół Ojca Świętego. Wiedział iż już ma sporo w swoim notesie, dowodów na bezsensowność nauk Zakonu i bezpodstawnej krucjaty przeciwko Istotom Magicznym. Wpatrywał się trochę niepewnie w kobietę, nadal wyciągając w jej kierunku dłoń. Bał się. Czego? Iż jak kobieta go dotknie to zamieni się w kamień lub wymówi zaklęcie dzięki któremu zostanie pożarty przez dzikie zwierzęta zamieszkujące las. Ale to była jego jedyna taka szansa i najsilniejsza karta przetargowa. Cicho powiedział- Mówisz iż bez pozwolenia nie wdzierasz się w cudze umysły; więc Ci pozwalam, abyś mogła znaleźć potwierdzenie mych słów i poznać me dokładne cele- powiedział to trochę niepewnie. Otworzył umysł i myślał w kółko o tym co chce osiągnąć. Lecz zamknął szczelnie wszelkie wspomnienia związane z Inkwizytorami; były tajemnice, które lepiej aby nie wychodziły na światło dzienne.

    OdpowiedzUsuń
  90. - Cóż... Pod ręką mam tylko trzech członków, którzy mogą się tam znaleźć w jakieś trzy dni, ale to do nich mam zaufanie, że nic nie wypaplają Inkwizycji lub reszcie kompani. - Moran zastanowił się dłuższą chwilę, licząc ile najwyżej mają czasu, ile potrzeba na pełne zebranie potrzebnych spraw i co trzeba zrobić, by żadne niepotrzebne plotki nie powstały z całej sprawy. Wynik okazał się dość zadowalający. - Za pięć dni będą na ciebie czekać koło pałacu Idiego. Wyślę z tobą jeszcze dwóch ludzi z Norrheim do uzgodnienia szczegółów umowy z Łowcami. Trzy dni na przygotowania wystarczą?
    Pytanie było raczej retoryczne. Moran wątpił by Hareszaki utrzymał więźnia przy życiu dłużej niż tydzień, nieważne, czy będzie mówił, czy nie, więc będą musieli się śpieszyć. W najgorszym scenariuszu za te pięć dni w pałacu nie spotkają nikogo lub znajdą tylko szczątki maga. Wtedy właśnie Moran będzie musiał wynająć małą armię przeciwko Idiemu, co mu się zbytnio nie uśmiechało. Mimo wszystko nie lubił wydawać niepotrzebnie pieniędzy.

    OdpowiedzUsuń
  91. (Rozumiem i nic nie szkodzi. Łączmy się w bólu >D)
    Przyglądał się wiedźmie cały czas z uwagą, nie chcąc paść kolejną ofiarą linczu lub jakiś strasznych obrządków. Lecz ku jego zdumieniu, Ona przyjęła jego gest. Zatrzepotał lewym uchem wpatrując się w jej zielone tęczówki. Skinął powoli głową; chyba do niego samego dopiero docierało iż podał dłoń wiedźmie i żyje! Ha! Cóż to by byłą za opowieść! Wiedźma i były Inkwizytor się zbratali! Potrząsnął głową wyrzucając śmieszne nagłówki raportów i ich jeszcze dziwniejsze treści. Obrócił się za kobietą i skłonił się delikatnie- A więc miło mi Cię poznać Raisho- wyprostował się, już trochę mniej obawiając się wiedźmy; co nie zmieniło faktu iż nadal w każdej chwili był gotowy do obrony bądź ucieczki. Przypatrywał się jej uważnie... co ona robi? Zbiera zioła. Źrenice powiększyły się w fascynacji. Nigdy by nie przypuszczał iż komukolwiek będzie potrzebne te zielsko, koło którego się modlił. Zatrzepotał lewym uchem po czym spojrzał do góry- Czyli idziemy do karczmy? Chatki? Na drzewo?- pytania oczywiście były pozbawione sarkazmu. Dla niego każde miejsce na rozmowę było dobre. Chociaż w tej chwili nie mógł robić notatek i pozostało mu tylko wszystko zapamiętywać. Gwałtownie obrócił głowę w lewo, doskonale słysząc rozmowy. Nastawił uszu. Dokładniej to trzech osób. Szybkim krokiem ruszył w kierunku kobiety. Minął ją i idąc tyłem trochę cicho mówił- Świetny pomysł, chodźmy gdzieś gdzie nie będzie padało nam na głowy- jego źrenice były rozszerzone do granic możliwości. Ponownie spojrzał w te same krzaki, poruszając przy tym niespokojnie ogonem. Nie odrywając wzroku odrzekł- Chodźmy już Raisho- zatrzymał się czekając na kobietę. Ruszył dopiero wtedy kiedy i Ona postąpiła choć parę kroków w jego kierunku. Wszędzie ostatnio ich pełno, nawet tutaj. Czyżby przybyli za Nią? Jego uszy poruszyły się niespokojnie. Nawet jeśli tu idą to są jakieś piętnaście minut drogi od nich. Na pewno zgubili trop, więc rozmową lepiej ich nie nakierowywać na dwie istoty magiczne. Zręcznie przedzierał się przez gęsty las, co jakiś czas przystając i czekając na wiedźmę. Może nie była taka zła? O większości magicznych istot miał spaczone wyobrażenie. Święty Kościół uczył iż każda istota magiczna jest zła. Ba! Nawet pomaganie im jest czystym szaleństwem i złem, które jest karane śmiercią. Fakt iż tęsknił za swoimi honorami... ale wiedział iż teraz bardzo by się przydały. Bez trudu mógł by dostać się do Ojca Świętego i wszystko mu wyłożyć. Ale im dłużej zwleka, tym bardziej wszyscy będą utwierdzeni w fakcie iż On już nie żyje. Wyszedł na drogę i przytrzymał ostatnie gałęzie, aby wiedźma spokojnie mogła wyjść także. Ruszył w kierunku miasta, w kierunku najbliższej karczmy. Będzie sucho i będzie co zjeść. Najlepiej udał by się nad przystań... Tam można powiedzieć iż miał swój kąt. Ale musi z Nią porozmawiać teraz, nie może przegapić takiej okazji. Zatrzymał się, wpatrując się wyczekująco w kobietę.

    OdpowiedzUsuń
  92. Zdziwiło go niezmiernie to jak kobieta poruszała się w lesie. Zupełnie jakby każda gałąź, każdy konar czy też każde źdźbło pomagało jej w podróży przez las. Tak mało wie o wiedźmach i o ich prawdziwej naturze... Gdy nareszcie szli ramię w ramię, był o wiele spokojniejszy. Dlaczego obawiał się o wiedźmę? Ciekawa zagadka doprawdy...kolejny niuans dziwnej przemiany. Ale przemiana była tylko fizyczna, nieprawdaż? I ponownie głupia pogoń myśli. Pokiwał przecząco głową, przywołując siebie do porządku. Nie teraz czas i miejsce na rozmyślania. Ma coś ważnego do zrobienia. Wciągnął głęboko powietrze i otrzepał się gwałtownie. Nienawidził deszczu, ale nic nie mogło przeszkodzić w jego modlitwie. Dlaczego właściwie się modlił? O co prosił? O przebaczenie za bezmyślne działania. O pomoc w nierównej walce. O siłę, aby nareszcie prawda mogła ujrzeć światło dzienne. Nawrócony Inkwizytor? Pokiwał przecząco głową. Wydawało mu się iście zabawne iż akurat teraz o tym rozmyśla, gdy spotkał się ze swoim można rzec, koszmarem. Uśmiechnął się kącikiem ust słysząc jej pytanie. Idąc dalej, odpiął swoją koszulę po czym ją zdjął odsłaniając bladą skórę, przeoraną wieloma bliznami i niektórymi świeżymi bliznami. Miał także jakby skórzane szelki, i mini pojemnik. Odpiął pojemnik i wyjął z niego notatnik. Spojrzał z pełną powagą na kobietę trzymając mocno w dłoni ten już trochę podniszczony zeszycik- Zapiszę wszystko tutaj- schował notatnik do szytego na miarę pojemniczka po czym założył na siebie na powrót koszulę. Delikatnie przetarł kciukiem po pojemniku- Są tutaj bardzo ważne informacje. Prawdziwe- kiwnął potakująco głową- Nie te wszystkie kłamstwa o których uczy Święty Kościół- uśmiechnął się patrząc na notes jak na skarb, nadal idąc w kierunku karczmy. Spojrzał na kobietę- Chcę później przekazać to Ojcu Świętemu- podniósł dłoń do góry powstrzymując jakiekolwiek uwagi, gdyż sam dobrze wiedział iż to będzie praktycznie niemożliwe. Tym bardziej iż był teraz istotą magiczną a nie Inkwizytorem. Westchnął głośno i spojrzał na karczmę w oddali- Ojciec Święty mnie wysłucha. Nie wiem jak tam dotrę, nie wiem jak to zrobię, ale muszę pokazać innym iż istoty magiczne to nie potwory które zabijają co krok ludzi- pokiwał powoli przecząco głową i z żalem dodał- To Inkwizytorzy zabijają. Wszystkich. Ludzi i istoty magiczne- a czy z nim nie było tak samo? Zacisnął mocniej dłoń na notesie. Ale On ma szansę to naprawić. On dowiedział się prawdy, to reszta też może. Uśmiechnął się kącikiem ust- Możesz sądzić iż robię to dla uratowania własnej skóry, przecież jestem teraz jednym z was, prawda?- przymknął oczy i zatrzepotał lewym uchem przez nieznośną wodę- Robię to dla siebie, ale z goła innych powodów. Przez Kościół zostałem sierotą, i do niedawna uważałem iż Zakon podjął dobrą decyzję- uśmiechnął się kącikiem ust- Ale byłem w błędzie. Jesteście inni. Reszta też musi się dowiedzieć o tym wszystkim- westchnął głośno i przeczesał palcami mokre włosy- Mam nadzieję iż powołanie się na me imię już wystarczy- uśmiechnął się kącikiem ust- A uwierz iż nikt oprócz Inkwizytorów nie zna mojego imienia- spojrzał na coraz większą karczmę. Przybliżali się do niej i to dosyć szybko. Czy powiedział to co chciał? Zapewne... ale nie do końca pewne. Pierwszy raz od.. zawsze? Mógł komuś powiedzieć o wszystkim. Dosłownie, zwierzyć się. I kto by pomyślał iż zrobi to w stosunku do wiedźmy? W tym momencie ta sytuacja wydała mu się niezmiernie śmieszna. Ale w końcu postanowił poznać przynajmniej połowę istot magicznych i je spisać. Więc czemu by się nie zaprzyjaźnić? Czy tak mogłaby wyglądać przyjaźń? Pokiwał przecząco głową. Dziwne egzystencjalne pytania i to akurat teraz? Oj podupadamy Kocie, podupadamy.

    OdpowiedzUsuń
  93. - Nie za pomocą magii.
    Gondra odrzekł tylko te kilka słów na pożegnanie, po czym poczekał około pięciu minut, aż wiedźma nie tylko wyjdzie z magazynu/faktorii, ale jeszcze się oddali i zszedł do podziemia zająć się "gościem".
    Z drugiej strony Alazar po raz pierwszy nie miał pojęcia jak mógłby się uwolnić z klatki w której zamknął go kupiec. Gdy tylko próbował transformacji ciała, prąd o sporym natężeniu paraliżował i niweczył efekty jego magii. Utkwił więc w ciele kruka i tylko mógł się ze znudzeniem przyglądać sprzętom i towarom zgromadzonym przez kupca. I po raz pierwszy odczuwał strach przed tym co mogło się stać. Pierwszy w swoim kilku tysięcznym żywocie.
    - Cóż, ptaszku. Trochę już długo robiłeś sobie żarty ze mnie i osób mnie otaczających, jednak wreszcie dostałem cię w swoje ręce i szybko nie wypuszczę.
    - Kraa... Kraa...
    Alazar odezwał się głosem pełnym buty, ale i strachu. Widział kiedyś, co Moran potrafił zrobić swoim wrogom. Samo wspomnienie potrafiło zmrozić mu teraz krew. Gondra podszedł do klatki z uśmiechem, którego mógłby mu pozazdrościć sam diabeł.
    - Jednak nie zrobię ci krzywdy. Nie, dopóki nie odpłacisz za wszystkie wyrządzone krzywdy ciężką pracą.
    Kupiec pochwycił jeden z leżących wokół przedmiotów i chwilę przy nim pomajstrował, po czym chwycił przez kraty klatki Alazara wolną ręką i założył mu owe urządzenie na szyję. Była to nietypowa obroża pełna drutów i najeżona przeróżnymi kryształami.
    - Od dzisiaj jesteś moim niewolnikiem, a ta smycz nie pozwoli ci się przemieniać, dopóki ja nie wyrażę na to zgody. I nie martw się jej wyglądem czy rozmiarem. Zatrudniłem kilku czarnorynkowych magów do jej zaklęcia tak by zmieniała swój kształt razem z jej właścicielem.
    Moran uśmiechnął się upiornie drugi raz i Alazar zaczął podejrzewać, że istota stojąca przed nim byłaby zdolna przerazić nawet samą śmierć. Natomiast Moran myślał tylko o tym, że użyje nowo nabytego sługę do nadzoru misji Raischy i Białych Łowców.

    OdpowiedzUsuń
  94. Kupiec nie miał wielkich planów. Zrobił co trzeba, czyli "wytresował" Alazara i wysłał go w postaci ptaka nad dom Idiego. Stamtąd miał on obejrzeć całą akcję i zraportować potem jak najszybciej co się wydarzyło.

    [Sorki, brak weny na większe rozwinięcie. Wiedźma musi się zająć całą operacją.]

    OdpowiedzUsuń
  95. Myślał nad jej pytaniem gdy wchodził do karczmy. Oczywiście poszedł za Nią, kierując się do jakiegoś osamotnionego stołka. Usiedli. Czy mógł jej od tak odpowiedzieć na to pytanie? Tak jak On to rozumie...spojrzał jej w oczy i odpowiedział- Rozgraniczam to tak, gdyż tak jest- położył notatnik na swoich kolanach, chcąc go jakoby ukryć. Zatrzepotał lewym uchem i spojrzał blat stołu- Ludzie i istoty magiczne są jak pieprz i sól. Gdy się ich wymiesza, bardzo łatwo idzie znaleźć pieprz- uśmiechnął się kącikiem ust- Zależy także co ty rozumiesz pod pojęciem "istota magiczna". Dla mnie to jest każda istota rozumna, nie będąca człowiekiem- westchnął cicho i spojrzał ponownie na kobietę. Zadawała bardzo mądre pytania nad którymi trzeba się głębiej zastanowić. Potaknął powoli głową- Utożsamiam się ze wszystkimi. Ale wszystkie istoty, jak i ludzie, są różne- uśmiechnął się delikatnie- Chociaż byłem człowiekiem- jego źrenice rozszerzyły się- Ale zauważyłem pewien fakt. Strach po obu stronach barykady, czy też ta cała wojna między Inkwizycją a istotami magicznymi; ona wynika z niewiedzy. I to po obu stronach- zatrzepotał lewym uchem i opuścił wzrok na notes, który teraz położył na blacie. Otworzył pudełeczko i wyjął z niego zeszyt jak i mały ołówek. Przekartkował zapisane strony i zatrzymał się 3/4 jej grubości. Tak niewiele mu pozostało stron do wypełnienia. Westchnął cicho przypatrując się mu z uwagą, jakby był zahipnotyzowany. Za każdym razem wspomina. Zatrzepotał prawym uchem po czym z cieplejszym uśmiechem spojrzał na Raishę. Delikatnie skłonił się głową- Oczywiście jeśli masz jakiekolwiek pytania to pytaj. "Każdy zna pytania, lecz nie każdy zna na nie odpowiedzi."- skoro on zamierzał ją pytać, to Ona przecież także mogła. Wydawało się to dla niego oczywistą sprawą iż może mieć trochę tych pytań. Chociaż może woli to przemilczeć, aby się przypadkiem nie zbratać z byłym wrogiem? Ściągnął koszulę i przewiesił ja przez krzesło, aby nie pomoczyć już i tak podniszczonych kartek. Przeniósł wzrok na notesik i zaczął już w nim coś szybko zapisywać, oczywiście jakimiś dziwnymi symbolami. Co jakiś czas ruszał którymś z uszu, niczym radarem, wychwytując wszelkie niepokojące dźwięki czy nawet tematu rozmów. Podniósł jedną brew nie odrywając się od pisania. Odparł z lekkim uśmiechem- Nie wiedziałem iż jesteś tutaj tak znana- stwierdził fakt, gdyż dwóch mężczyzn przy barze wymieniło jej imię. Wyłapał jej imię również gdy wchodzili do karczmy. Nie czuł się jednak z tego powodu jakoś specjalnie zagrożony. Gdyby wiedźma tylko chciała, ukatrupiła by go już na samym początku ich "znajomości". Ot, kolejna wiadomość do zapisania. Zatrzepotał prawym uchem.

    OdpowiedzUsuń
  96. [Nie, nie. Alazar ma tylko obserwować, a czy Idi w ogóle będzie w letnim pałacu to też nie wiem. Zostawię to osobie, na której barkach zostawiłem całą sprawę, czyli Tobie :P XD]

    OdpowiedzUsuń
  97. [Spoko. Postaram się też szybko sklecić jakąś odpowiedź.]

    OdpowiedzUsuń
  98. Alazar obserwował całą akcję z góry. Od momentu wejścia wiedźmy i Łowców, aż po nagłe pojawienie się dziewczyny i maga na zewnątrz pałacu. Widział także, to, czego nikt inny nie dostrzegł na czas, a mianowicie mężczyznę, który stał na szczycie spiczastej wieży z laską w jednej dłoni i mieczem w drugiej.
    Kruk nie podlatywał do niego. Dzięki urządzeniu Gondry potrafił doskonale widzieć aury magiczne i choć ten osobnik żadnej nie wydzielał, to biła od niego taka żądza krwi, że nawet ktoś słabo wyczulony potrafił jasno określić jej źródło. Alazar się go bał. Przypominał mu kupca, gdy ten przyszedł do niego kilka dni temu i ogłosił, że teraz będą pracować razem.
    Nagle dziwny podmuch wiatru zmiótł kruka z jego toru lotu i stracił mężczyznę z oczu, jednak gdy tylko odzyskał równowagę, po tym dziwnym gościu nie było nawet śladu. Jakby był tylko sennym koszmarem. Alazar pokręcił swą ptasią głową, by zrzucić poczucie strachu i odleciał w stronę Norrheim. Musiał szybko zdać relację Gondrze, bo inaczej czekały go bolesne porażenia...

    [Lekki niedowen. Widać, że marne, ale przynajmniej będzie można już spokojnie zakończyć ten wątek.]

    OdpowiedzUsuń
  99. Alazar złożył raport zgodnie z "umową" i Moran odesłał go. Zmiennokształtny nie był mu teraz potrzebny, więc mógł sobie odejść na jakiś czas, ale kupiec był pewien, że za daleko nie ucieknie. Obroża na jego szyi mu to zapewniała.
    - Dobra... Hmm... Osobnik na dachu... Silna moc magiczna, miecz i laska... Strata jednego człowieka, ale zadanie wykonane na warunkach wiedźmy. Brak Idiego i ludzi o większej mocy w posiadłości. Hmm...
    Raport był całkiem wiernie napisany, ale to co się w nim znajdowało było niepokojące. Już nawet nie mówiąc o tym tajemniczym człowieku, ale to, że nie było na miejscu żadnych większych strażników, czy oprawców maga niepokoi Morana. Znał Idiego na tyle, że wiedział, że bez powodu nie porzuci takiego źródła informacji o Łzach bez naprawdę ważnej przyczyny. Poza tym całość cuchnęła mu jakąś ingerencją trzeciej strony, ukrytej w cieniu i pociągającej za sznurki. Kupiec sam często korzystał z takich sztuczek, więc bez większego problemu potrafił je wykryć. Zagadką było kto i dlaczego to robił. Jeśli chodziłoby o Łzy Luny, to uprowadzenie maga nie powinno sprawić im problemu. Z takimi pytaniami w głowie postanowił odwiedzić wiedźmę. Chciał wypytać się maga, czy zauważył coś bardziej nietypowego niż być powinno.

    OdpowiedzUsuń
  100. Gdy wszedł głębiej do domu, wyciągnął zza pazuchy mieszek z umówioną wcześniej sumę i wręczył go wiedźmie.
    - Wybacz, że przeszkadzam, ale chciałbym porozmawiać z twoim przyjacielem. Możliwe, że posiada interesujące mnie informacje.
    Gondra wyszedł z założenia, że nie warto tracić czasu na rozmowę i lepiej od razu przejść do rzeczy po którą tu przyszedł.

    OdpowiedzUsuń
  101. Podniósł na nią wzrok, jednocześnie odrywając się od pisania. Uśmiechnął się przepraszająco wręcz.
    - Wybacz za źle sformułowane zdanie o istotach magicznych i ludziach..
    Słuchał jej uważnie. Czy miała rację? Uśmiech trochę mu zbledł a brwi ściągnęły się, marszcząc mu nieznacznie czoło. Elfy? Spojrzał na nią i potaknął głową. Odezwał się spokojnym głosem.
    - Prawda. Lecz Istota Magiczna; czyli coś nieprawdopodobnego; coś co nie pochodzi z człowieczego świata. Nie musi posiadać zdolności magicznych. Już samo to iż wygląda, czuje, mówi czy nawet widzi inaczej niż człowiek, jest dla Świętego Officjum dostatecznym powodem nazwania jej Istotą Magiczną.
    Spoważniał i zatrzepotał lewym uchem. Rzeczywiście tak było? Lekko opuścił uszy. Analizował słowa które sam powiedział, dodając do tego przemyślenia wiedźmy. Opuścił wzrok na swój notes, stukając ołówkiem w blat stołu. „Jesteśmy”? Fakt; przecież był istotą magiczną; był i nic tego nie zmieni. Czyżby musiał się tego nauczyć? Zatrzepotał prawym uchem, słysząc jak ktoś podchodzi do stolika, a rudowłosa zadaje pytanie. Podniósł wzrok i uśmiechnął się delikatnie.
    - Wybacz, ale nie piję. Alkohol niepotrzebnie wiąże umysł a rozplątuje język.
    Spojrzał na karczmarza przepraszająco. Wiedział jednak iż musi coś zamówić, jeśli chce tutaj siedzieć. Odezwał się wręcz przepraszającym tonem.
    - Może być woda?
    Nie to że nie lubił alkoholu. A może chodziło o to. Lecz głównie o to iż zbyt wiele razy widział jak potężni dowódcy pod wpływem alkoholu głupieją a czasami nawet narażają się na śmierć. Westchnął cicho gdy mały grubasek odszedł z trochę nieodgadnioną miną. Zatrzepotał prawym uchem i odrzekł wpatrując się już w notes. Wymamrotał bardziej do siebie niż do Raishy.
    - Diabeł pod krzakiem winorośli pochował ścierwa niedźwiedzia, wilka i świni. Aby człowiek po napiciu stawał się dziki i taplał się w błocie.
    Tyczyło się to każdego alkoholu według niego; bez wyjątku. Dlatego rzadko pił, a jeśli już to były to dwa łyki na jakiś specjalnych uroczystościach. Był oddanym sługą swego Pana. Szkoda że teraz widział jak głupia była ta służba… Uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na kobietę, jednocześnie odkładając ołówek na bok.
    - Tak więc, mogę zacząć Cię przepytywać?

    OdpowiedzUsuń
  102. (a z chęcią xD Masz może jakiś pomysł czy mam coś wykombinować? :D)

    OdpowiedzUsuń
  103. - Wolałbym, by chęci miał. Dla jego własnego dobra także.
    Moran delikatnie zaakcentował ostatnie słowa, przypominając groźbę. Sprawa Hareszakiego nie była zamknięta jeszcze i zarówno magowi jak i wiedźmie dalej groziło niebezpieczeństwo.
    - Więc na razie żegnam. Przekaż mu moje słowa, kiedy się obudzi.
    Kupiec odwrócił się i skierował się w stronę drzwi.

    OdpowiedzUsuń
  104. (Hmm... Dobra, może się udać)

    Było późne popołudnie gdy John wracał z portu w którym przesiedział prawie trzy godziny czekając aż znajdą jeden pod pleśniały karton wypełniony książkami. Aż trudno uwierzyć ile książek znajduje się w tym mieście. A każda mogła by zasilić i tak już dość spory zbiór ksiąg. Powoli podniósł karton trzymając go od spodu by jego zawartość nie wylądowała na ulicy. Niestety, pudło było tak duże, że szedł niemal na oślep modląc się by na nikogo nie wpaść czy też nie wpaść pod coś. Dobrze mu szło d czasu... Od biblioteki dzieliło go już tylko dwie ulice, gdy wpadł na kogoś nabiegającego z naprzeciwka, a cała zawartość pudła wylądowała na ulicy. - No rzesz, w... - przeklął tak mocno, że niektórzy przechodnie aż pokręcili głowami.

    OdpowiedzUsuń
  105. Trochę zgrzytały mu te wszystkie stwierdzenia. Wątpliwości; największy wróg każdego Inkwizytora który atakuje niespodziewanie lecz zawsze bardzo skutecznie jeśli nie znajdzie się antidotum w postaci odpowiedzi. Zatrzepotał prawym uchem, wpatrując się w notes z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Potrząsnął przecząco głową. Umysł trzeba pozostawić czysty a dopiero później odpowiedzieć sobie na wszystkie pytania. Teraz musiał skupić się na Raishy i nad zadanymi jej pytaniami. Uśmiech ponownie wkradł się na jego twarz; ciepły uśmiech a co ważniejsze szczery. Ot, jak prosto wpływa dobrze poukładana hierarchia. Widział jej uśmiech, ale odebrał go po przyjacielsku; co nawet go samego zdziwiło w aktualnej sytuacji. Odchrząknął i potaknął. Przestał się wpatrywać w kobietę, chwytając ołówek w dłoń i otwierając notes. Z lekkim uśmiechem odezwał się.
    - A więc.. Raisho. Wiem iż kobiet o wiek się nie pyta, lecz ile masz lat?
    Gdy nie notował, wpatrywał się z uwagą w kobietę. Czy umyślnie przestał nazywać ją wiedźmą? Zatrzepotał lewym uchem z ciepłym uśmiechem. Jeśli się okaże iż rzuciła na niego urok to chyba ją ukatrupi. Pokręcił głową rozbawiony powracając wzrokiem do notowanych skrupulatnie znaczków, które odpowiadały literom.

    OdpowiedzUsuń
  106. Rozglądał się w co a raczej na kogo wpadł. Dopiero gdy usłyszał przekleństwo zobaczył że wpadł na jakąś kobietę. - Nic się pani nie stało? - zapytał podając jej dłoń by pomóc podnieść się z ziemi po czym zaczął zbierać rozsypane książki z powrotem do pudła.
    - Pierdolony kartonik. - rzucił krótko - Większego nie mili? Książka za książką lądowała z pudle. - Zaraz zaraz...- zaczął się rozglądać w panice - Gdzie jest ta książka? Przecież przed chwilą tu była? - odwrócił się grzebiąc w kartonie ale jej też tam nie było - Czarna skóra. Czarna skóra... - mamrotał prawie jak obłąkany - Gdzie ta pierdolona książka?

    OdpowiedzUsuń
  107. [To mamy czasowy pat. Nic stąd nie wyciągnę tymczasowo. Masz jakieś może pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  108. Najpierw jej z uwagą wysłuchał a dopiero później po własnych przemyśleniach, nad sformułowaniem zdania napisał coś w notesie. Chyba to rozumiał a przynajmniej bardzo chciał. Wydawało się to wręcz czymś niezwykłym. Gdy skończył spojrzał na nią i zapytał raczej dla siebie niż na rzecz czarnego zeszytu.
    - Masz dwadzieścia trzy lata, lecz moc w Tobie czy też energia ma ponad pięćset lat… To jest niesamowite – zapatrzył się przez dłuższy moment w jej oczy. Westchnął przeciągle i powrócił zielonymi tęczówkami do symboli.
    - A więc… czy wiedźmy mają swoje sabaty? Wiesz, wtedy gdy rozmawiacie się z diabłem na Łysej Górze i te inne melodie – przyglądał się jej z uwagą, gdyż to chyba interesowało go najbardziej. Zawsze straszono tym dzieci a przestrzegano dorosłych. Można rzec iż był to temat tabu wśród wszystkich ludzi jakich znał. Nawet On czuł podekscytowanie, czekając na odpowiedź. Zupełnie jak małe dziecko które zaraz rozpakuje prezent.

    OdpowiedzUsuń
  109. [Elfka wita szanowna (straszna xD) wiedźmę i o chęć na wateczek pyta o ile nie rzuci jakies klątwy xD]

    Eriseth

    OdpowiedzUsuń
  110. [tak tak, wszystkie wiedźmy tak mówią a potem wychodzi .... ekhmm.. xD no patrz.. rzuciłam (klatwa) pomysłem i nawet o tym nie wiem ?! *frustracja* tylko kto na kogo i gdzie? xD]

    Eris

    OdpowiedzUsuń
  111. [no baaa xD Mam sie juz bac tak? ;> Moze cmentarz podczas pełni? ]

    Eris

    OdpowiedzUsuń
  112. Przeszukał karton chyba już po raz trzeci. Ale książki nigdzie nie było. Ale gdy zobaczył że trzyma go dziewczyna odetchnął z ulgą. Usiadł na ulicy i złapał się za serce - Na wszystkie anioły i demony tego świata. Myślałem że przepadła. - powiedział roztrzęsionym głosem jakby miał za chwilę zejść z tego świata. Dopiero po chwili miał na tyle sił by odebrać książkę. - Tak, tego szukałem. - zabrał książkę i schował ją do wewnętrznej kieszeni płaszcza. - Czy jestem w stanie ją odczytać? - uniósł brew - Jak na razie to nie. Ale muszę przyznać że szkice istot są nad wyraz interesujące. - powrzucał resztę książek do kartonu - Jak wrócę do biblioteki to wezmę się za jej rozszyfrowywanie. - wstał i otrzepał się z kurzu - Ale gdzie moje maniery. Jestem John Wolfcarver. I od niedawna jestem tutejszym bibliotekarzem.

    OdpowiedzUsuń
  113. -Tak. - kiwną teatralnie głową - To podobno jedyny taki egzemplarz w całym królestwie. - poklepał się w miejscu gdzie znajdowała się księga. Podniósł karton uginając się pod jego ciężarem. Zapyziała mieścina. Dość oryginalnie kobieta nazwała to miejsce - Może i nie liche dziedzictwo ale zawsze jakieś. Szkoda tylko że biblioteka wygląda tak ubogo. - westchnął - A co do jej zbiorów to zapraszam. Jest tego trochę. - zaśmiał się. To co się tam kryło nie można było nazwać małymi zbiorami, w końcu była tam z półtora tysiąca książek jak nie lepiej. - Ale cieszę się że dorwałem tą unikalną książkę przed inkwizycją. - odparł przez ramię - Aż strach pomyśleć co by zrobili z wiedzą w niej zawartą.

    OdpowiedzUsuń
  114. [ wiesz to tylko proponowana pora dnia lub nocy - reszta wyjdzie wpraniu - i owszem moze być wg twego planu ;)]

    Eris

    OdpowiedzUsuń
  115. -Tak. - uśmiechnął się przez ramię - Każda księga nawet ta najmniejsza jest zaksięgowana. Więc jak coś zniknie to wiem przynajmniej co. - Powoli ruszył w stronę biblioteki. Dopiero po chwili dotarli pod budynek biblioteki. Był to stary budynek zbudowany z cegły. Niedaleko rosło drzewo sięgające drugiego piętra gdzie znajdowało się biuro mężczyzny. Okna były nieco zamglone od brudu a te na samej górze były rozbite - Witam w bibliotece Norrheim. - westchnął. - Gdy usłyszał pytanie dotyczące bestiariusza spojrzał na kobietę ze zdziwieniem - To chyba oczywiste? Ta księga ma potencjał ale jest i zagrożeniem. Więc na pewno nie trafi do dostępnych zbiorów. Nie che by ONI ją dorwali. - odwrócił się. Wygrzebał z kieszeni klucze po czym zniknął w drzwiach budynku.

    OdpowiedzUsuń
  116. Otworzył drzwi ledwo unikając ponownego upadku i zbierania książek. Odłożył pudło na stół i przeciągnął się. Nie spodziewał się że to może być aż takie ciężkie. Na pytanie o pomoc odmówił, ale coś mu przyszło do głowy. co by było, gdyby... - Chociaż? - zaczął niepewnie. Nie był przekonany co do tego, ale skoro dziewczyna aż tak bardzo chce mu pomóc, to czemu nie? - Na moi biurku leży pewna księga w drewnianej okładce z wyrytą dłonią. Mogłabyś mi ją podać? - wiedział co ta księga potrafi. Dla zwykłego człowieka miała tylko puste kartki ale nie dla niego. W końcu to nie była zwyczajna księga, tylko taka co potrafi sklasyfikować daną osobę. Co więcej jeśli chce rozszyfrować ten cały bestiariusz będzie potrzebował tej księgo. Modlił się by ruda nie była z Inkwizycji bo będzie zmuszony zabrać te dwie księgi i uciekać tak daleko jak to tylko możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  117. -Dziękuje. - odpowiedział odbierając księgę - Wiesz? - zaczął niepewnie, ale po otwarciu księgi cała jego niepewność znikła i odetchnął z ulgą. Uśmiechnął się na tyle miło na ile potrafił zamykając księgę - W tej bibliotece jest wiele sekretów. Tych małych jak i tych dużych. A skoro jesteś zielarką to chyba mam coś co mogło by cię zainteresować. Poczekaj chwilę. - odłożył księgę na wierzch kartonu i zniknął miedzy regałami. Gdy wrócił niósł w ręce grubą książkę w jadowicie zielonej okładce. Położył ją na stole przed dziewczyną a stół zaskrzypiał złowieszczo. Na okładce widniały trzy liście; klonu, brzozy i lipy. - "Tysiąc ziół i ich zastosowania" - przeczytał tytuł - Niektóre są dość rzadkie i ciężko jest je znaleźć a tu masz napisane gdzie ich szukać. Może ci się przydać. - uśmiechnął się - Możesz ją zatrzymać jako podziękowanie ze pomoc. CO więcej z tego co pamiętam została spisana przez elfy wszelkiej maści.

    OdpowiedzUsuń
  118. -Pomogłaś mi pozbierać książki i co ważniejsze znalazłaś jeden z cenniejszych okazów w tej bibliotece. - poklepał się po kieszeni w której znajdowała się książka - Więc ta książka jest już twoja. I jak znajdziesz jakieś ciekawe tytuły to możesz wypożyczyć. Nawet te z kartonu. - dodał z uśmiechem. Wiedział że tam może być coś ciekawego. W końcu sam znalazł te "skarby".

    OdpowiedzUsuń
  119. -Na pewno się zgłoszę. - odwzajemnił uśmiech. Gdy usłyszał o wypożyczeniu bestiariusza zacisnął pięść - Niestety nie. - odpowiedział spokojnie biorąc do ręki książkę którą podała mu wcześniej kobieta - Obawiam się że ta wiedza może być dość... niebezpieczna. - otworzył księgę - Nie chciałbym by ta wiedza wpadła w niepowołane ręce. Zwłaszcza że może stanowić bardzo dobra broń w walce z magicznymi. - spojrzał do księgi, po czym uśmiechnął się tajemniczo. Biedulka, pomyślał, gdyby żyła tyle co on wiedziała by czym jest ta księga. - Proszę wybaczyć moją ciekawość, Panno Anneroth, ale dlaczego pani jest aż tak bardzo zainteresowana owym bestiariuszem? Przecież nie pracuje pani dla Inkwizycji.

    OdpowiedzUsuń