Aktualności
LISTA OBECNOŚCI ZAKOŃCZONA!
Wydarzenia

wtorek, 25 września 2012

I used to be a prince...


H I S T O R I A :
Nawet podczas ciężkich czasów, niektórym wiedzie się lepiej. Dwudziestotrzyletni książę Valnweldu należał właśnie do tych, którym słowo 'zmartwienia' znane raczej nie było. Żyjący na dworze, z obsługą na zawołanie w życiu nie pomyślałby, że jego sielankę może coś przerwać. A jednak, stało się. Podczas polowania, które należało do jego ulubionych rozrywek miał miejsce nieszczęśliwy wypadek. Chociaż, nazywanie tego 'wypadkiem' jest pewnym niedopowiedzeniem.
Bo czy przypadkowym można nazwać atak wampira? Nie była to nieszczęśliwa tragedia, było to zaplanowane mniej lub bardziej polowanie na ludzi, w tym przypadku - księcia i jego świtę. Ogarnięty szałem krwi zabił już prawie wszystkich, kiedy doszedł do wystraszonego, młodego bruneta. Ubrany lepiej od innych, z twarzą znajomą. William Sanheaver, książę i następca tronu. Dlaczego go nie zabił? Tego nie zdradził. Nie powiedział w zasadzie nic, jedynie nakarmił go krwią, a później - skręcił mu kark. Na efekty długo czekać nie trzeba było, już kilka godzin później, tuż po zmierzchu chłopak obudził się, nie rozumiejąc co się stało. Nie czuł bólu, w zasadzie prawie nic nie czuł. Fizycznie za to, zmieniło się wiele. Miał wyostrzone zmysły, w tym momencie szczególnie węch. Czuł krew, bardzo dużo krwi. Mnogość różnych zapachów z ostygniętych już ciał leżących wokół niego. Jeden wyróżniał się na tle innych, bardziej wyrazisty i jakby, smakowity. Wtedy dostrzegł w mroku przywiązanego do drzewa swego giermka, który powoli wykrwawiał się przez paskudną ranę w brzuchu. Początkowe obrzydzenie tym widokiem mijało, kiedy podchodził bliżej. Ustępowało niepohamowanemu głodowi i żądzy krwi. Instynkty wzięły górę, nie zastanawiając się długo wgryzł się w szyję bogu winnemu chłopcu, który chciał jedynie zostać rycerzem i wypił go, prawie do ostatniej kropli. Uczucie, które mu wtedy towarzyszyło było czymś niesamowitym, najlepszym w dotychczasowym życiu. Władza, euforia, rozkosz i całkowity brak wyrzutów sumienia, mimo że odbierał właśnie komuś życie.
Tak wyglądał jego pierwszy posiłek.
Od tego zdarzenia minęło zaledwie kilka miesięcy.  Po samotnym błąkaniu się trafił w końcu do Norrheim. Podróżując jedynie po zmierzchu, starając się zrozumieć swą prawdziwą naturę, przybył do miasta z nadzieją, że tu znajdzie odpowiedzi na nurtujące go pytania. W międzyczasie korzystał z nowo odkrytych umiejętności - niezwykłej siły, szybkości a co najciekawsze - kontroli umysłu. Chociaż sztuka ta jest trudna, uczy się na błędach, za które płacą najczęściej ludzie, jego późniejsze ofiary.

C H A R A K T E R:
Trudne pytanie, najprościej dowiedzieć się tego poznając go. Na pierwszy rzut oka wydaje się być lekko wyniosłym, ale miłym młodym człowiekiem, który swym urokiem osobistym i uśmiechem potrafi oczarować, nie tylko kobiety. Przy bliższym poznaniu okazuję się być utrzymującym doskonałe pozory egoistą. Impulsywność jest jedną z jego największych wad, nie potrafi panować nad emocjami a w złości zmienia się w krwiożerczą bestię, maszynę do zabijania. Nie szanujący ludzkiego życia, niedojrzały, za jedyną wartość uznający swą przyjemność, bezwzględny i ironiczny. Uwielbiający zabawę, wino i kobiety częsty bywalec karczmy. Ukrywa swą prawdziwą tożsamość, wiedząc, że odnalezienie zaginionego księcia, pożywiającego się właśnie na rozdziewiczonej wcześniej szesnastolatce nie było by dobrym pomysłem.
Inteligentny, przebiegły, chociaż brakuje mu życiowego doświadczenia. Pewnym rzeczy nie pojmuje, pieniądze kradnie lub, jeśli mu się uda - hipnotyzuje ludzi, aby je dostać.
Przeklęty, co mu absolutnie nie przeszkadza.




N A J W A Ż N I E J S Z E:

imię i nazwisko: William Boffin
prawdziwe nazwisko: Sandheaver
wiek: 24 lata
rasa: wampir
przemieniony : 7 miesięcy temu

[Witam! Postać przeniesiona z 'Miasta Straceńców', karty nie zmieniałam bo świeża i ta postać mi się podoba;) Nie jestem pewna, czy mogę go nobilitować na księcia Varlnweldu, jeśli będzie z tym problem to mogę zmienić;)
Bardzo proszę o rozpoczęcie wątków, bo mam straszne z tym problemy, szczególnie jeśli chodzi o te pierwsze;(]


24 komentarze:

  1. [O, wątek by się przydał, z chęcią zacznę, jak tylko na coś wpadnę (tu liczę mimo wszystko na pomoc!). KP bardzo mi się podoba, popraw tylko w "Historii" Graleyn na Norrheim. ;)]

    OdpowiedzUsuń
  2. ( Witam! Jam chętna na wątek. Może być po prostu spotkanie w karczmie? Wspomnę jeszcze, że Hesh nie będzie miała zamiaru odzywać się z szacunekiem. A może wolisz wpleść w wątek Łuskowatego - jej znajomego? :))

    OdpowiedzUsuń
  3. [Ben Barnes jako wampir? Normalnie spełnienie marzeń! Ja chcę koniecznie wątek, nie ma, że boli. Z miłą chęcią zacznę, jak tylko dorwę się do komputera, bo na razie piszę z iPoda. Tymczasem prosiłabym o jakieś pomysły na powiązania lub/i miejsce oraz okoliczności spotkani.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Mam świra na tym punkcie, od kiedy musiałam poprawiać swoją KP, bo ciągle coś było nie tak… Dobra, zobaczymy, co z tego wyjdzie. :) Z pewnością była w Lantiii, ale wolałabym, żeby nie znali się zbyt dobrze. Może tylko z widzenia…? Poza tym to młoda, niewinna dziewoja, w sam raz do zahipnotyzowania i wykorzystania. Tylko, dla odmiany, wybrałabym Tawernę Portową, wszyscy teraz koczują w Elhyr, to robi się zbyt mainstreamowe. :D]

    Wszyscy nieludzie zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą zwanie się mieszkańcem pozornie spokojnego Norrheim. Zazwyczaj valnwerdzkie bestie ograniczają się do murów miast, jedynie na północy jest trochę inaczej… Cóż więc w tak nieprzyjaznym otoczeniu robi nieprzystosowana do samoobrony elfka? Dobre pytanie, na tyle dobre, że nie ma na nie sensownej odpowiedzi. Sama artystka twierdzi, że tutejszy folklor ją zachwyca, szczególnie pieśni wiekowych żeglarzy. Nikt jednak nie wie do końca, co tak naprawdę ją do Norr przygnało, nawet zaufani przyjaciele, ale fakt faktem, że w rybackiej karczmie czasu spędza nadzwyczaj dużo. A potem łazi po mieście, niosąc za sobą rybi odór…
    Ten wieczór również spędzała zasłuchana w nierealne historie rybaków, wzdychając z tęsknotą pod nosem i siorbiąc piwo z gigantycznego kufla. Stać ją było, w końcu stały klient…
    Jak zwykle, była w stanie wrócić do rzeczywistości dopiero po ostatnim słowie bajarza, wówczas również spostrzegła, iż ktoś do jej przystani wszedł. I była gotowa przysiąc, że ów jegomościa zna!

    [A, no i całkowicie zgadzam się z Primrose - Ben Barnes...]

    OdpowiedzUsuń
  5. [Aj! Kolejny wampir! Wątek niezaprzeczalnie! Z resztą uwielbiam wącić.]

    OdpowiedzUsuń
  6. Primrose, choć doskonale wiedziała, że jest jednym z niewielu ludzi w całym miasteczku, to jakoś nie umiała zmienić swojego stylu bycia na jakiś bardziej bezpieczny, a co za tym idzie bardziej odpowiadający jej ojcu, którego to niewinne stworzenie to doprowadzało niemal codziennie do stanów przedzawałowych. Cóż... Ojciec jednak podobno ją kochał, a ona nie miała zamiaru się wykłócać na ten temat. Powinniśmy jednak wrócić do tematu niezbyt bezpiecznych upodobań panny Tupper, która to już kolejną noc spać nie mogła. I tak północy spędziła nudząc się i bez jakiegokolwiek sensu wpatrywała się w biały sufit. Wstać z miękkiego materaca jednak odważyła się dopiero, kiedy do jej uszu doleciało głośne pochrapywanie jej ojca. Zapaliła tylko jedną świecę, aby przypadkiem nie zwabić do swego pokoju nieproszonych gości. Tak cicho jak tylko potrafiła wciągnęła na sobie dość kunsztowną, ale i niewiarygodnie wygodną suknię w kolorze delikatnego szmaragdu, a długie, jasne włosy zaplotła w dość niezdarny, nieporządny warkocz. Jeszcze tylko otuliła drobniutkie ramionka brązowym płaszczem, uległa się pod obszernym kapturem i gotowa była do kolejnej nocnej eskapady po ciemnych uliczkach pogrążonego w głębokim śnie miasteczka. Wyślizgnęła się z domu przez kuchenne okno, a potem pobiegną przed siebie napawając się zapachem wolności, który mieszał się z zapachem miasta i dymu nikotynowego. Sama nie wiedziała, co ją głupią powiodło w stronę lasu. Normalni ludzie nawet za dnia trzymali się od niego z daleka, a co dopiero w środku nocy...?! W tej chwili jednak Primrose nie myślała o konsekwencjach i czających się na nią niebezpieczeństwach. Zniknęła gdzieś między drzewami, zz każdą chwilą pogrążając się coraz bardziej w czeluściach zdradzieckiej rzucaj. Trzask suchej, kanałem gałązki gdzieś za jej plecami dobiegł do niej jak zza mgły. W jednej chwili zniknęła cała radość z nocnego spaceru, a zastąpił ją trudny do opisania, wręcz paraliżujcy strach.
    - Halo...?! Jest tutaj ktoś...?! - zawiozła drżącym głosem, miast od razu rzucić się do ucieczki.
    [Z góry przepraszam za jakość. Pisane z iPoda.]

    OdpowiedzUsuń
  7. Przez dłuższą chwilę próbowała zająć się czymś w miarę sensownym zamiast wpatrywania się w nowoprzybyłego mężczyznę, lecz próżne były jej wysiłki. Uporczywe wrażenie, że już kiedyś spotkała się z podobną gracją ruchów oraz kunsztownością stroju niemal natychmiast odwodziło ją od każdego zajęcia, jakiego próbowała się podjąć. Inna sprawa, że wielu arystokratów łączy w sobie te cechy... A jednak ten osobnik był inny!
    Szybko wcześniejszy rozmówca stracił jej zainteresowanie i sam zaczął rozglądać się za jakąś milszą czynnością. Wiedział, iż Aileen niedługo wróci do niego, by znów zasypywać go tysiącami pytań oraz uwag. Dobra z niej dziewczyna, tylko trochę nierozgarnięta, pomyślał stary rybak i odszedł z uśmiechem, pożegnawszy się.
    Gdy tylko to uczynił, elfka chwyciła za swój trunek i wstała powoli, początkowo walcząc z przemożną chęcią zagadnięcia przyglądającego się jej mężczyzny. Zauważyła to oczywiście od razu, zawsze była aż nazbyt czuła na wszelkiego rodzaju oznaki adoracji. Odgarnęła blond włosy, by odsłonić na krótką chwilę elfie uszy i nieśpiesznie skierowała się w stronę nieznajomego. Ale będzie, jeśli facet okaże się być Inkwizytorem…
    - Można zająć waszeci sekundę? - zagadnęła z uśmiechem, który zaraz zrzedł jej nieznacznie. Wampir. Cholera, kolejna pijawka! Ona to miała szczęście… - Dałabym głowę sobie uciąć, że już się spotkaliśmy - dodała mniej oficjalnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. [Ale Necro nie siedzi tylko na cmentarzu, w swoim ogrodzie czy domu. On łazi po całym mieście, chodzi do karczmy itd. Tylko stroni od ludzi xd]

    OdpowiedzUsuń
  9. ( Hm... jeśli chodzi o Łuskowatego, to może wyjść z tłumu, kiedy wampir będzie chciał rudowłosą zaatakować.. :))
    Drzwi elhyr zaskrzypiały okropnie, kiedy do karczmy szybkim dość krokiem wparowała młoda kobieta, której oblicze skrywał kaptur. Spod ciemnego materiału wysypały się płomienne kosmyki, kiedy pochyliła się siadając na drewiannym krześle w samym kącie. Jedynym jej twowarzyszem była świeczka, która mdłym płomieniem oświetliła smukłe dłonie. W nich zaraz pojawiła się niewielka książka znad której zerkała raz po, raz na biesiadników miejąc nadzieję, iż wypatrzy kogoś znajomego, czy postać godną uwagi.
    Pomiędzy lekko chybotającymi nogami stołu, mignął cień. Młody barak usiadł wiernie obok swej pani.
    " No i już nie jestem sama" usmiechnęła się do swych myśli, kiedy pies otarł się o jej nogi. Mimo wszystko, czuła na sobie czujne spojrzenie złotych oczu przyjaciela, którego sama nie potrafiła wypatrzeć spośród tłumu.
    Delikatnym gestem ręki przywołała do siebie Aarona, by przyniósł gorący napar. To, że Heshtje nigdy nie piła alkoholu ( no dobrze... skusiła się ze dwa razy, ale to były wyjątkowe okazje), nie było żadną tajemnicą. Mięsa też nie zamierzała tknąć. Karczmę Elhyr traktowała jedynie jako miejsce spotkań z bliskimi, nie zaś za miejsce wyżerki.
    Osunęła lekturę trochę dalej od siebie kładąc ją grzbietem do góry i objęła naczynie dłońmi, by delektować się ciepłem.

    OdpowiedzUsuń
  10. [ MNoże być coś związanego z karczmą, możesz wpaść na coś jutro! Ja doskonale rozumiem jak to jest nie mieć do czegoś głowy w danej chwili xd.]

    OdpowiedzUsuń
  11. Dosłownie zamurowało ją, gdy wstał i, nadzwyczaj kulturalnym gestem jak na ten lokal, skinął głową. Z pewnością już to gdzieś widziała! A maniery tylko w stolicy… To już jakaś wskazówka. Tylko w jaki sposób, do jasnej cholery, mogła się ona znaleźć na jakimś dworze? I dlaczego niczego prócz twarzy mężczyzny nie pamiętała? Czasami zdawało jej się, że żyje już stanowczo zbyt długo – próby przypomnienie sobie wydarzeń czy osób rozciągniętych na przestrzeni prawie wieku było zadaniem niemal nie do wykonania. Cóż, pozostaje zdać się na dyskusję. Trzeba będzie wyciągnąć z niego, skąd pochodzi, postanowiła, przysiągłszy sobie, że dla własnej satysfakcji ową zagadkę rozwikła.
    - Jest pan nadzwyczaj uprzejmy, panie…? – spytała, przyglądając mu się uważnie. Jak to wampir, zapewne się prawdziwym mieniem nie przedstawi, ale spróbować zawsze można.
    Niech szlag weźmie elfią pamięć, toż to przekleństwo miewać takie przebłyski i nie móc ich wyjaśnić!

    OdpowiedzUsuń
  12. Bezmyślność bezmyślnością, ale jakoś dziwnie panna Tupper uwierzyć nie mogła w to, że ten oto młody mężczyzna podążał za nią aż tutaj z czystego niepokoju o jej bezpieczeństwo, zdrowie i życie. Ktoś jej powiedział bowiem, ze tak całkowicie bezinteresowni ludzie to już zupełnie wyginęli i to wieki temu. Wprawdzie istniała jeszcze możliwość, że męzżczyzna człowiekiem nie był, ale wątpiła, aby wtedy nawet albo nawet zwłaszcza wtedy postępował bezinteresownie.
    Jakoś tak nerwowo przestąpiła z nogi na nogę, czując ten nieprzyjemny, dyskomfortowy niepokój gdzieś w głębi siebie. Nerwowo przygryzła dolną, idealnie zakrojone wargę w kolorze dojrzałych malin, a chwilkę po tym, jakby nigdy nic, sztucznie drobnymi ramionkami.
    - Nie lunatykuję, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Ostatnim razem jak wychodziłam z domu byłam całkowicie świadoma swoich czynów, a zważywszy na to, że było to jakieś dwadzieścia minut wcześniej... Sam pan rozumie - odpowiedziała ni to złośliwie, ni to sympatycznie.
    Ot, po prostu, były to pierwsze słowa, które wpadły jej do głowy, kiedy tylko mężczyzna zakończył swoje słowa. Dopiero po chwili dotarło do niej, że mogło zabrzmieć to niezbyt miło, arogancki i niebywałe zarozumiale. Zakłopotanie zdradziły jedynie jej szare, duże oczęta, gdyż twarz i mimika nie zdradzały żadnych innych emocji. Nie nadarmo jednak oczy nazywa się zwierciadłami duszy.
    - Znaczy... Przepraszam, nie chciałam wyjść na niegrzeczną... - dodało po chwili i posłała mu coś na kształt przepraszającego uśmiechu.
    Strach bowiem pozostaje strachem, a niepokój niepokojem, ona nadal pozostawała dobrze wychowaną panienką z bogatego i cieszącego się dobrą opinią domu, a przez własną głupotę nie mogła tego wszystkiego zaprzepaścić. Tak więc jeszcze na wszelki wypadek dygnęła delikatnie, aby zatrzeć to nieprzyjemne wrażenie, które z pewnością wywarła na mężczyźnie.
    - Pan mi wybaczy moją beszczelność, ale po prostu nie jestem w stanie uwierzyć, że szedł pan za mną tylko dlatego, iż myślał pan, że lunatykowałam - powiedziała nieco niepewnie.
    Unikała delikatnie głowę ku górze i spojrzała w Jego oczy z delikatná nutką nieśmiałości wypisaną na uroczej buźce. Nieco obawiała się jego reakcji, ale, pomimo wszelkich dobrych manier i zasad postępowania wbijanych do głowy od najmłodszych lat, przywykła zawsze mówić prawdę i tak też zawsze robiła, nawet jeżeli uchodziła przez to za niegrzeczną.

    OdpowiedzUsuń
  13. Czy to już siedem miesięcy minęło od czasu, gdy goniony wizją piekielnego ognia słońca i płomieni stosów, musiał uciekać z Tilglen przed swym byłym przyjacielem? Siedem? A może dziesięć? Więcej? Wynn westchnął w myślach. Każda przygoda, próba udawania człowieka kiedyś się kończyło. Nie nadawał się do życia w społeczeństwie, posiadania jednego miana, którym przedstawiał by się każdemu przez całe życie i tak dalej. Z perspektywy czasu mógł powiedzieć, że wiązanie się z dworem księcia wschodnich prowincji i samym księciem było głupie. A jednak nie żałował. Polubił dwór, nawet, jeśli była to siedziba jedynie jednej z prowincji. Stolicy nie widział nigdy na oczu, znając ją jedynie z opowieści Rewana. O królu i młodym królewiczu słuchał wtedy, gdy Nikodem, owy prowincjonalny książę i namiestnik, wypił o jeden dzban wina za dużo i zaczynał opowiadać dworskie historie swojemu nic nie znaczącemu, w jego mniemaniu pochodzącemu z gminu przyjacielowi.
    Wynn nawet wpadając na księcia na ulicy, nie wiedziałby, że to on. Na szczęście Wynn zwykle nie wpadał na ludzi. Zwykle.
    O jego zniknięciu usłyszał kiedy mieszkał już w Norr, lecz nie przejął się tym zbytnio. Póki wieści słyszał od ludzi, a nie od Rewana, znaczyło to, że książę najpewniej zwiał z jakąś bandą i ładną panną, przekładając hulanki nad politykę.
    Co wydawało się Wynnowi zrozumiałe. Polityka była dla Wynna rzeczą niezrozumiałą bardziej niż magia. Hulanki zaś, były dla jego uszu słowem słodkim jak miód, albo krew.
    Szedł zaraz po zmierzchu główną ulicą miasta od strony bramy. I wyczuł… coś. Bardzo znajomego. Czyżby Rewan, jego osobisty dręczyciel, który pamiętał czasy, gdy w Lontii orgiami czczono pogańskich bożków, znów bawił się w podchody? Ale nie, to nie mógł być Rewan… Więc kto? Wynn wszak był pewien, że w tłumie mignęła mu sylwetka kogoś, kto nie był człowiekiem. Nie to, żeby umiał rozpoznawać aury, albo nieistniejący wampirzy zapach. Zwyczajnie… wampir zawsze wyczuje drugiego, szczególnie w miejscu, które jest w pewnym sensie jego terytorium. Zaczął się rozglądać.
    Tak, w pewnym sensie wpadł na księcia Valnwerdu na środku ulicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [ Wybacz bezsens tekstu, ale nie czytałam tego co pisałam... :P]

      Usuń
  14. - Aileen – odparła krótko zszokowana elfka, wpatrując się w ogłupieniu w wampira całującego jej dłoń. Stanowczo zbyt blisko nadgarstka, biorąc pod uwagę opowieści krążące po mieście o wampirzych zwyczajach. Akurat tych plotek dziewczyna słuchała wyjątkowo uważnie. – Czym się zajmujesz, Williamie? – spytała od razu w próbie zatuszowania przypływu paniki.
    Od pewnego czasu czuła lekką awersję wobec wampirzej rasy, a konkretniej od kiedy na jej bladej, długiej szyi pojawiły się dwie drobne ranki. Nic to, że dawno już znikły – wciąż paliły na elfiej skórze tak samo intensywnie jak w chwili, gdy je tworzono. Na chwilę obecną, choć wciąż daleko jej było do znawcy, starała się gromadzić każdy strzępek informacji, by wystrzegać się wszelkiej maści krwiopijców.
    Próbowała się jednak tym póki co nie przejmować, William wszak nie uczynił dotychczas absolutnie niczego, co mogłoby wzbudzić podejrzenia. Wręcz przeciwnie, zdawał się być materiałem na nader przyjemnego rozmówcę. Przynajmniej wtedy, gdy jej nie wąchał...

    OdpowiedzUsuń
  15. Wynn nie lubił opowiadać historii swojego życia. Nie była zbyt ciekawa… albo inaczej; nie była zbyt chwalebna, to na pewno. Dziecko, które miało urodzić się martwe, problem, darmozjad, pijak, wampir. W tej kolejności Wnuk Hieronima, największego w całym królestwie pogromcy potworów, właściciel skrawka spalonej ziemi, którą odebrała mu wieść o jego śmierci. Osoba, która ściągnęła złe fatum na cały ród.
    Nie, stanowczo nie było się czym chwalić. Jednak i jemu nikt nigdy nic nie tłumaczył. Zamordować próbowała go własna żona, lecz pomimo kilkunastu ran zadanych nożem, uparcie nie umierał. Zostawiony w lesie, zakopany liśćmi, czekał na śmierć trzy dni. Śmierć przyszła i poszła, zostawiając za sobą jeszcze więcej śmierci. I krew.
    I o tym nie warto było opowiadać.
    Trzydzieści siedem lat bez słońca. Wynn nie narzekał, naprawdę. Lubił swoje życie, odkąd tylko się skończyło. Był szczęśliwym człowiekiem. W pewnym sensie. Znaczy się w pewnym sensie człowiekiem, bo szczęśliwy był normalnie i niezaprzeczalnie.
    Wpatrywał się w nieznajomego, gdy tylko wyłowił go z tłumu. Chwilę zastanawiał się nad tym jak pokazać swoje intencje… Krwiopijcy nie dażyli się bezwarunkową miłością, to pewne. Istotom, które z taką łatwością zabijały niewinnych, z jeszcze większą łatwością przychodziło zabijanie tych swojego gatunku; zawsze winnych. Kim był ów młodzieniec? Ah, jest chyba tylko jeden sposób by się o tym przekonać. Wynn nie wątpił, że ten zobaczy jego drobny gest, mimo, że udawał, że go nie widzi. Skinął więc nieznacznie głową i szybkim krokiem ruszył w kierunku zaułka po swojej prawej stronie. W jego wzroku czaiła się najprostsza instrukcja; chodź…

    OdpowiedzUsuń
  16. - Uwielbiam podróże! – zawołała z zachwytem, uśmiechając się urzekająco. – Całe moje życie upłynęło na wędrowaniu po świecie… Lecz ja miałam zajęcie, może niezbyt dochodowe, ale i tak każda wyprawa przynosiła korzyści. Tak, materialne również – dodała, skromnie krzyżując dłonie na kolanach. – Choć nie jestem chyba osobą, do której się powinieneś w sprawie pracy udać. Sama wolę prowadzić… Luźny tryb życia. Na przykład przysłuchując się opowieściom w karczmach – oznajmiła, kładąc wyraźny nacisk na ostatnie słowa i również przechyliła głowę, by podrażnić się z nim trochę. Wydawał jej się już całkiem nieszkodliwym wąpierzątkiem.
    Boże, miej w opiece to naiwne dziewczę!
    - Ci rybacy są kopalnią najróżniejszych ciekawostek oraz dawno zapomnianych pieśni; smród jest niską ceną za wysłuchanie choć kilku historii – wyjaśniła jeszcze, po czym uśmiechnęła się nieznacznie. – A co robi w tej obskurnej tawernie mężczyzna o takich manierach?

    OdpowiedzUsuń
  17. Należy jednak zadać sobie pytanie, czy aby na pewno komplementy działają na takie stworzenie jak Primrose. Cóż, odpowiedź brzmi : po części. Wszak, gdyby ktoś jeszcze tego nie zauważył, Primrose była dziewczęciem, i to dziewczęciem młodym, niedoświadczonym w sztuce życia, a co za tym idzie, niebywale łasym na wszelkie komplementy zwłaszcza od przedstawicieli płci przeciwnej. Z drugiej strony jednak zawsze marzyła, że ludzie będą ją cenić za coś więcej niż naprawdę ładną buzię, a mężczyzn bardziej będzie intrygować jej osobowość nieźli duże, szare oczy i uroczy uśmiech.
    - Robi samotnie w lesie...? - powtórzyła po nim jak echo, jakby starała się znaleźć odpowiednią i w miarę inteligentną odpowiedź w głowie. - W sumie to sama nie wiem, co tutaj robię.
    Musiało to zabrzmieć idiotycznie, ale naprawdę nie miała pojęcia, co go ją przywiodło do lasu, który z całą pewnością należał do najniebezpieczniejszych miejsc w okolicy. Po prostu coś ją tutaj ciągnęło tej dzisiejszej nocy i to z siłą większą niż podczas poprzednich, nocnych spacerów, a ona z natury uległa była i tym razem nie udało się jej oprzeć pokusie chociażby krótkiego spaceru wśród starych drzew i wszechogarniającej ciszy.

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Czy to Ben *_____________________* WĄTEK! I nie przyjmuję sprzeciwów! Mogę nawet zacząć, tylko daj pomysła ^^ ]

    OdpowiedzUsuń
  19. Wynn zatrzymał się w zaułku, opierając się plecami o brudną, mokrą ścianę i czekał. Czekał, aż młodzik pójdzie za nim, bo ani przez chwilę nie wątpił, że to zrobi. Oczami wyobraźni ujrzał siebie pytającego Rewana „kto?” i „dlaczego?”. Do dziś pamiętał ten śmiech.
    „Skąd mam wiedzieć, przyjacielu? Ktoś miał taki kaprys i już.”
    Czasem Wynn był nawet zadowolony z tego, że nie wie. Ale to już inna historia. Całkiem inna.
    Tyle lat minęło…
    Wampir schował ręce w kieszenie i czekał. W bezruchu i milczeniu. Zimno było i paskudnie, nawet jemu przeszkadzał ten obrzydliwy, lepki chłód.

    OdpowiedzUsuń
  20. [Pozwolę sobie na kontynuację jakże obszernego wątku z Graleyn. xD]

    Wiedźma obserwowała nieznajomego spod przymrużonych powiek, szczelnie otuliwszy się płaszczem, który stanowił jedyną ochronę przez podejrzanie zimnymi smagnięciami wiatru. Wiedziała, że podejdzie. Nie była więc zaskoczona, kiedy skręcił w jej stronę. Mało kto nie podchodził, tym bardziej że o tej porze, jak zdążyła się zorientować, była jedyną żywą osobą w zasięgu wzroku.
    Miał ładną wymowę. To właśnie na nią zwróciła najpierw uwagę. Maniery też nie były mu obce, co wcale nie było czymś często spotykanym.
    -Witam panicza - odpowiedziała, oddając lekki ukłon. Jak widać to, co traktowała jako udrękę mogło się przydać. Mianowicie zdarzało jej się przebywać na dworach, co szlachta lub nawet królewska krew traktowała jako formę podzięki za odpędzenie fatum czy powstrzymanie zakaźnej choroby. Choroby, która w dużej mierze wynikała albo z braku higieny, albo rozpusty. Najczęściej i z jednego, i z drugiego. - Naturalnie, że wskażę. Pytanie tylko, którą. Elhyr jest najpopularniejszą, pod Złotym Smokiem panują, dla wielu, zbyt dworskie reguły. W Tawernie Mostowej lepiej nie jadać, można jedynie posłuchać niezwykłych opowieści marynarzy.

    OdpowiedzUsuń
  21. [Witam :) I wyrażam przeogromną chęć na wątek! William jest młodym wampirem, Delia została dopiero co przemieniona, więc kiedy się spotkają, powinno być ciekawie, nie uważasz? ;)]

    OdpowiedzUsuń
  22. Zatrzymała się między dwoma drzewami, ukrywając swoją sylwetkę w mroku. Spoglądała na mężczyznę siedzącego niedaleko lasu na ceglanym starym murku. Starała się nie poruszyć, by nie wystraszyć jego osoby. Zainteresowała ją jego nietypowa aura, którą nie raz wyczuwała. Mijały tak kolejne minuty, a kobieta wciąż obserwowała mężczyznę. Zapewne i on ją wyczuł, miała nadzieję iż nie przeszkodziła mu w jego odpoczynku.

    OdpowiedzUsuń