Aktualności
LISTA OBECNOŚCI ZAKOŃCZONA!
Wydarzenia

wtorek, 25 września 2012

Heshtje

    Heshtje. Pod tym mieniem kryje się 26 letnia Wiktoria rodu Gromu herbu Błyskawicy. Za wszelką cenę chce zachować w tajemnicy  swą prawdziwą tożsamość, jednak pierścień z niebieskim kamieniem skutecznie nie daje jej zapomnieć. Urodziła się w Polsce, Gnieźnie. Dziewczyna nie zna swych krewnych. Matki wcale nie pamięta, a szalonego ojca zabiła wraz z przyjacielem, którego uparcie przezywa Marchewką. Heshtje domyśla się, że dalsza część rodziny zginęła z ręki Mitasa. Potężny mag elektryczności wciąż łaknął jak największej mocy, której sednem jest właśnie krew rodziny.
Wygląd
 Hesh, to niepozorna dziewczyna o puszystych, rudych włosach. Spod miedzianej czupryny na świat spogląda miodowymi oczyma. Pogodna twarz na której prawie zawsze widnieje delikatny uśmiech.  Heshtje ma smukłe, zwinne dłonie. Między palcami pojawiają się figlarne iskierki, gdy jest pod działaniem silnych emocji.  Ubiera się zawsze w ciemne, proste suknie, a gdy jest chłodniej przybiera jeszcze czarny płaszcz z kapturem. Nosi lekkie ubrania, które nie krępują w żaden sposób ruchów.  Wygoda przede wszystkim.  Nie afiszuje się żadnymi błyskotkami, jedynie pierścień z niebieskim oczkiem zdobi jej palec.
Charakter
" Weź uczucia swoje, niech poprowadzą Cię I logiki prawa wszystkie spal, niech nie kuszą Cię!" Plateau
   Dziewczyna jest zmienna jak pogoda. Przed chwilą się smuciła, a teraz śmieje się do rozpuku. Cała Hesh, która również jest miła, sympatyczna i chętna do pomocy. Swym najbliższym z całego serca pragnie przybliżyć nieba, choć często czuje się niedoceniona. Uwielbia, wręcz kocha wszelakie zwierzęta. Cierpi, kiedy ktoś czyni im krzywdę, bąć przyjaciołom. Jest sentymentalna i nienawidzi czuć się bezradna.  Cud miód, co nie? Ale, ale... Te oto niepozorne dziewczyna potrafi być  obojętna oraz zabić bez wyrzutów sumienia. Kocha zapach krwi, chłód ostrza i ból ofiary. Śmiało można powiedzieć, że jest szalona. Potrafi być nieobliczalna.
Profesja
 Od kiedy pamięta, podróżowała po Europie ze względu na pracę. Na samym początku występowała na licznych jarmarkach, jako połykaczka ostrzy. Potrafiła schować w przełyku jaknajdłuższy miecz, uchodząc z tego bez szwanku na zdrowiu. Później zamiast połykać, zaczęła nimi rzucać i bronić się.
Co jak, co, ale panna Heshtje ma bardzo dobry refleks praz wzrok. Zabijała na zlecenie, aż do przyjazdu do Graleyn. Tutaj odkryła swój talent, dzięki Aileen. Zaczęła malować obrazy i sprzedawać je na targu. Teraz tylko czasem skusi się na zlecenie, które porawiłoby jej sytuację w mieście.
"Popierwsze to ja lubię być sam Raz na jakiś czas - zupełnie sam." Plateau
 
 Heshtje uwielbia rzebywać na łonie natury. Nie potrafi skryć w głębi duszy, że jest romantyczką, która kocha piękno przyrody. Często można  ją znaleźć w sercu lasu siedzącą na grubym konarze, bądź beztrosko leżącą na zielonej trawie. Jest to dla niej miejsce na przemyślenia, zastanowienie się. Najbardziej ze wszystkich przecudnych miejsc, upodobała sobie dziką plażę. Potrafi godzinami zachwycać się zburzonym falom, czy nawet w nim pływać. W tym miejscu odnajduje idealny spokój, by poddać się medytacji. Dąży przez to do opanowania mocy.
Klejnot
  Niebieski kamień otoczony srebrnymi gałązkami tworzy pierścień, który rudowłosa wkłada na palec. Prawdę mówiąc, to on już nie ma tak wielkiego znaczenia. Wcześniej był ogniskiem mocy,  a teraz jedynie przypomina jej prawdziwą tożsamość i oczywiście zdobi dłoń.
To cacko było tak jakby małym wampirem, ponieważ kamień wysysał krew rodu Błyskawicy, by przybrał na mocy. Nikt jednak nie wiedział, że aby uzyskać szczyt siły, należało całą moc klejnotu przyjąć do ciała, organizmu. Tak też uczyniła Heshtje, by ratować siebie i odebrać rodową pamiątkę. Dziewczyna jest jednak bardzo niedoświadczona w sprawach magii. Pierścień, kiedy spełniał swą prawdziwą rolę, wyglądał prawie tak samo. Gdy kamień przepełniała magia krwi, stawał się błękitny, prawie całkiem biały.
Broń
 Hesh posługuje się srebrnymi nożami do celnego rzucania i jednym nożem myśliwskim. Nie poskromi się jednak od władania również innym ostrzem, jednak swoje rzutki uważa za najwygodniejsze oraz praktyczne. Broń chowa w rękawach, a także przywiązuje je do łydek.
Towarzysz
 Od pewnego czasu rudowłosa dość często podróżuje po zmroku na złotym smoku o imieniu Amon. Jest jej przyjacielem, który tak naprawdę zwie się Drawen, gdyż jego właściwa postać jest ludzka. Czarny płaszcz skrywa postać młodego mężczyzny. Swe oblicze zasłania kapturem. Nie chce, by ktokolwiek zobaczył jego spaloną twarz.  Wprawdzie, to nawet Heshtje nie miała się dowiedzieć o jego przemianie. Pewnego razu Drawen zjawił się w gadziej formie, kiedy rudowłosa została zaatakowana przez mężczyzn, którzy pragnęli potęgi jej pierścienia. Amon ocalił dziewczynę, a ona w zamian miała chronić go przed łowcami. Uroczy smok ma jednak kilka spalonych wiosek na sumieniu, dlatego zapewne znajduje się na niejednej czarnej liście. Mężczyzna swe prwadziwe oblicze ujawnił pod koniec podróży do Szwecji. Jako gad jest olbrzymem pokrytym złotymi, mieniącymi się łuskami. Z jego grzbietu wyrastają wielkie skrzydła. Gdy nimi trzepoce, nieumyślnie powoduje silny wiatr. Ważne jest jeszcze wspomnieć, że to właśnie on załatwił Heshtje pracę jako morderca. [ Witam. Jestem chętna na wszelakie powiązania, wątki. Kp będzie uzupełniane, jak mnie coś natchnie.. ;P Kontakt : blog,  czat, gg 10147391)


74 komentarze:

  1. [jeśli chcesz, możesz smoka wplątać, tylko w jakimś kontekście nie bardzo wiem. proste spotkanie w karczmie jak najbardziej mi odpowiada, myślę że później coś ciekawego może się przypałętać.]William

    OdpowiedzUsuń
  2. - Magii? – powtórzyła zszokowana Andrea. – Mamy dostęp do MAGII?!
    Westchnęła ciężko i przetarła czoło nie najczystszą dłonią. Cholera, niby można to było wykorzystać, ale łatwiej będzie nas zobaczyć… I jest większe prawdopodobieństwo niepowodzenia… Niech to szlag, będę musiała pomyśleć.
    - Zdradź mi chociaż, jakiej magii – poprosiła po chwili, wyrywając się z zamyślenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Jasne, tylko musisz wiedzieć, że nie przenoszę powiązań z Graleyn. Chcę zbudować tutaj wszystko od nowa.]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Jak ja mam zaczynać to na pewno nie zacznę teraz, choć odpisywać innym będę bo nie mam weny na rozpoczynanie po ostatnim referacie z Historii.]

    OdpowiedzUsuń
  5. Andrea uśmiechnęła się nieznacznie, słysząc uwagę Hesh, lecz zaraz jej twarz znów straciła wyraz.
    Stała chwilę w milczeniu, przeczesując wzrokiem otoczenie, a w głowie myśli buzowały niespokojnie, przyprawiając dziewczynę o porządną migrenę. Ostatecznie jednak udało jej się podjąć pewną decyzję – czas pokaże, czy dobrą.
    - Aileen jest dorosła i nic jej się nie stanie, ważniejsza jest misja. Poradzimy sobie i bez niej, choć nie ukrywam, że będzie mi nieco ciężej – zaczęła stanowczo, zatrzymując beznamiętny wzrok na rudowłosej. – Żadnej magii podczas misji.

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Nie wiem, wolałabym zacząć jakiś nowy wątek... Nie chcę przenosić starych ... ]

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Masz jakiś plan skąd się tam Heshtje wzięła, czy mogę kombinować i tworzyć?]

    OdpowiedzUsuń
  8. - Żadnej magii – powtórzyła tylko i ruszyła w stronę targu.
    Oczywiście, że się martwiła! Nawet bardzo, o ile bowiem ona, Heshtje oraz Drawen mieli umiejętności, które zapewniliby im przeżycie nawet w najcięższych warunkach, Aileen była kompletnie nieprzystosowana do samoobrony! I nie tylko…
    Tyle złego mogło się jej już stać, pomyślała zrezygnowana blondwłosa, sprawdzając, czy reszta za nią idzie.

    OdpowiedzUsuń
  9. [Hah, jestem już i liczę na nowy wątek. Co Ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Nie wiem... Nic ciekawego do łba nie wpada x.x Może Pajka będzie akurat wychodzić z obozu łowców i zobaczy Hesh w lesie? Albo ............... Nie wiem no ! Teraz ty zaczynasz, bo ja zaczynałam poprzednio :d ]

    OdpowiedzUsuń
  11. [A nowy poproszę.]
    ~Salival

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzień dziś ładny... aż korci, żeby wyjść z chaty. Przechadzając się obrzeżami miasta, znalazł sobie ładne, wyleżane przez jakąś sarnę lub inne zwierzę miejsce. Ułożył się na plecach, rozkładając wcześniej skrzydła. Leżał tak dłuższą chwilę gdy nagle coś twardego uderzyło go w nos. Zgiął się, łapiąc za nasadę nosa, zdziwiony, kto walnął go kijem prosto w twarz. Wziął kij do ręki. Rozglądnął się. Nikogo nie było.
    -Co do cholery.. -mruknął, gdy zaraz wybiegł pies, szczekając wesoło -Ej... Ty tego nie rzuciłeś.. Chyba. -trzymał się z nos, z którego teraz ciekła krew, a kundel skakał naokoło niego.

    ~Salival

    OdpowiedzUsuń
  14. [Przepraszam, że odzywam się dopiero teraz, ale jakoś umknęła mi twoja karta. Więc... Witam ślicznie.]

    OdpowiedzUsuń
  15. Ujrzał rudowłosą, wybiegającą za psem.
    -Dziabnął? Pół biedy! Patykiem mnie zdzielił -uśmiechnął się, unosząc w ręku kijek- rzeczywiście, niesforna bestyja. -pokręcił głową i rzucił patyk nieco dalej, w zasięgu wzroku, po czym pis pobiegł w stronę rzutu.
    Demon przytknął rękę do nosa i mruknął jakieś zaklęcie. Krwotok ustał. Kantem skrzydła przetarł jeszcze świeżą krew pod nosem.

    ~Salival

    OdpowiedzUsuń
  16. -No nie, przecież w porządku wszystko. -przewrócił oczami, uśmiechając się. -I w co ty się tak wpatrujesz? Pierwszy raz dziwoląga widzisz, czy co? -zrobił niby naburmuszoną minę i ułożył skrzydła tak, że opierały się o ziemię.\
    ~Salival

    OdpowiedzUsuń
  17. [Będę niemiła, niegrzeczna i ogólnie be, ale muszę zapytać - ma pani jakiekolwiek pomysły na wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Kurrr.. Glupie siostrowe konto..]

    -Łeh, a pewnie tu niejeden ze skrzydłami -przeciągnął się, co prawiło, że skrzydła wyprostowały się na trzy metry, a wzdłuż ramion wybiły czarne kolce. -Ja? A nikim nadzwyczajnym. Siedzę tu od jakichś... Czterech, może pięciu nocy? Z Gór Lodowych przybyłem i... i... i... hm..- podrapał się po brodzie- a! Salival mi na imię. -skłonił się lekko, uśmiechając

    OdpowiedzUsuń
  20. [Znać, raczej nie, bo panna Tupper to jest pod kloszem trzymana przez ojca i dopiero niedawno udało się jej wyrwać. Ostatnimi czasy Primrose ma zwyczaj szlajać się wszędzie tam, gdzie nie ma zbyt wielu ludzi.]

    OdpowiedzUsuń
  21. -Pierzaczek.. Ej, ja się boję aniołów. Mam wrażenie, że podejdzie i wyrwie mi nietoperze skrzydła, mowiąc, że nie ma tu dla mnie miejsca -przekrzywił głowę- wiem, że to paranoja, ale anioły są dziwne. A twoje małe stworzonko jest tutaj, leży i gryzie mi prawe skrzydło. -podniósł skrzydło, a pies pisknął, nadal trzymając się kurczowo zębami -no już, diable mały, puszczaj to no..

    OdpowiedzUsuń
  22. -Właściwie to niczym specjalnym. Zazwyczaj zabijam potwory na małych farmach, które porywają i zżerają bydło czy drób. Ostatnio to coś było na tyle skubane, że zmieniło się w dziecko ludzkie i mówi do mnie: nie krzywdź. To normalnie aż rozwaliłem mu łeb. -uśmiechnął się - A demony są dziwne... te demoniaste. Bo ze mnie taki demon śmierci jak i z ciebie anioł. Jakbym byl demonem to bym nie potrzebował życia normalnego, tylko bym sobie ukazywał się komu chciał i zwodził ich na dziwne rzeczy, jakieś samobójstwa czy coś.. Znaki na moim ciele mówią, że jestem demonem śmierci. -wzruszył ramionami - moje imię oznacza tyle co: "On zabija".

    OdpowiedzUsuń
  23. -O. Ładnie. A prawdziwe imie dlaczego jest w ukryciu ?Jeśli można wiedzieć? -dodał szybko.

    OdpowiedzUsuń
  24. [To zależy. Jeśli o mnie chodzi, to tu możemy zacząć nowy, a opowiadanie pisać tam w dokumencie i kiedyś opublikować. Co Ty na to?]

    OdpowiedzUsuń
  25. [Ja bym chciała coś takiego szalonego w stylu Hesh, jak poprzednio. Taki mój umysł spaczony, miłujący chaos i destrukcję.]

    OdpowiedzUsuń
  26. -Ta.. Religijna.. Wszyscy tak mówią, a później śpią z córkami sąsiadów i żonami gospodarzy. I tak rzadko latam... -pokręci głową i wyprostował gwałtownie skrzydło, tak, że pies odleciał gwałtownie na metr. -Sio, potworro. Ja to mam zagadkę życia, gdzie się urodziłem. Mam dziurę w pamięci od jakichś 100 lat. Bo następne 350 pamiętam. Albo to.. 300 bylo... Ahh, nie wiem już.

    OdpowiedzUsuń
  27. - Zejdź mi z drogi, przerośnięta jaszczurko – syknęła niemal niesłyszalnie, westchnąwszy kolejny już raz, po czym wyminęła Drawena i przyspieszyła kroku. – Tak czy inaczej trzeba tam zajrzeć, jeśli przyszły trup postanowi jednak uciec gdzieś indziej… Obawiam się, że w którejś z tych kamienic może mieć schronienie dla siebie lub dodatkowego oddziału straży gotowego mu w każdym momencie pośpieszyć z pomocą – dodała, zerkając na niego przez ramię.

    OdpowiedzUsuń
  28. [ Zastanawiam się co Ci odpisać. Może być tak, że Hesh została zgarnięta z powodu Wonsa? Go ściga nadal Inkwizycja i książę, jakby nie patrzeć.]

    OdpowiedzUsuń
  29. [Ah yeah, jasne! Demolka na całego jak widzę...]

    Lyn nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego. Wrażenie wydawało się znajome, coś przypominało, a jednocześnie było tak przyjemnie niepowtarzalne. Dziewczyna przebiegła szybkim spojrzeniem po twarzach idących najbliżej ludzi i nieludzi szukając wśród nich tego dziwnego źródła energii. Jednak dopiero widok rudowłosej postaci, z łatwością obalającej każdego dotykiem, oszalałej jak w transie, uświadomił ją, co właściwie poczuła. Właśnie zbliżała się do niej istota podobnej natury, jakiej nie spotkała chyba od trzech lat.
    Lyn zaczęła przeskakiwać nad bezwładnymi ciałami, z którymś momencie odrzucając szary płaszcz z kapturem, pozostawiając tylko przylegający do ciała skórzany strój nie krępujący ruchów.
    -Stój! -krzyknęła rozpaczliwie, czując, że wielu z leżących może już nigdy nie wstać. Nie rozumiała motywów działań tamtej, z niejaką goryczą mogła wspomnieć słowa Heshtje. Ta istota mogła nie mieć duszy, moralność i rozsądek mogły być jej całkiem obce.
    Lyn prześlizgnęła się między grupką uciekających przechodniów i stanęła na drodze rudowłosej. Mierzyła ją wściekłym spojrzeniem czerwonych oczu.
    -Co ty sobie wyobrażasz?! -syknęła szeptem, który dziwnie brzmiał w ustach tak niewinnie wyglądającej panienki -Oszalałaś?!

    OdpowiedzUsuń
  30. [Wybacz, ale nie jestem jeszcze zorientowana o co tu chodzi. ^^]

    OdpowiedzUsuń
  31. Zawsze chciała mieszkać w malutkim domku nad morzem i była gotowa nawet zrezygnować z dotychczasowych luksusów na rzecz drewnianego łóżka i malutkiego paleniska w kuchni, przy którym spędzałaby z ojcem całe wieczory zimową porą.
    Niestety, ojciec nawet nie chciał o tym wszystkim słyszeć. On kochał życie w mieście, swoje stragany i swoją pracę. Ona natomiast nie umiała być taką egoistką, aby go zmusić do porzucenia tego wszystkiego tylko po to, aby ona mogła być szczęśliwa.
    Nad morze jednak chadzała wyjątkowo często. Dzisiaj także. Nie zważając na jesienną porę, buty niosła w jednej dłoni, a drugą przytrzymywała niebieską suknię, brodząc gołymi stópkami w lodowatej, morskiej wodzie.
    A potem tak nagle podbiegło do niej... coś. Nie zdążyła zauważyć co lub kto to było. Zachwiała się, straciła równowagę i wpadła do morskiej, zimnej wody, mocząc się zupełnie.

    OdpowiedzUsuń
  32. Lyn nie potrafiła powstrzymać nieśmiałego uśmiechu, kiedy dosięgło ją wyładowanie. Wessała je natychmiast, z chciwością głodnego wampira, chociaż właściwie obeszłaby się bez tego co najmniej dwa dni. Ale takiej okazji nie mogła nie wykorzystać...
    -Trafił swój na swego -stwierdziła spokojnie -Nie zapomnij, kotku, że też jestem błyskawicą.
    Dała kilka kroków do przodu i zacisnęła dłoń wokół nadgarstka tamtej.
    -Po co to robisz? -spytała, z trudem zachowując równowagę między gniewem a zaskoczeniem. Chciała przemówić tamtej do rozumu, ale zupełnie nie wiedziała, w jaki sposób się za to zabrać.
    Zbliżyła się jeszcze bardziej. Uważnie obserwowała twarz tamtej, śledziła jej spojrzenie z mimowolną fascynacją i podziwem. Nie miała pewności, czy ta ruda istota, sprawiająca wrażenie obłąkanej rzeczywiście jest podobna do niej.
    -Wiesz, że za coś takiego mogą cię złapać? Inkwizycja ma nas na oku, jak ktoś za bardzo się wychyli i zachwieje równowagę, wpadnie w niezłe tarapaty...
    Jedną ręką wciąż ściskała nadgarstek rudowłosej, drugą wykonała gest wskazujący na pobojowisko za swoimi plecami. Niektórzy już zdążyli się oddalić, inni wstawali z bruku z wyraźnym zamiarem ucieczki. Lyn czuła na plecach ich pełne wyrzutu spojrzenia. O tych, którzy nadal leżeli na ziemi, dziewczyna chwilowo wolała nie myśleć.
    -Uważasz, że to miało jakikolwiek sens?

    OdpowiedzUsuń
  33. Umiejętność szybkiego uciekania jest bardzo przydatną umiejętnością, jeśli jesteś tchórzem. Jest to umiejętność, która, choć mało chwalebna może uratować Twój martwy tyłek przed następnym, bardziej martwym stopniem martwości, którego unikasz od dziesięcioleci. Nieumiejętność uciekania sprawi, że nikt nie będzie testować Twojej nieśmiertelności.
    Wynn, jako stworzenie czasami całkiem niegłupie zdawał sobie z tego sprawę i umiejętność ową doskonalił bardzo dokładnie, dochodząc do mistrzostwa w uciekaniu i poważnego przeczulenia na punkcie tego, że ktoś go ściga. Jednak nawet to było przydatne. Inkwizycji uciekł po raz kolejny, gdy czaiła się na niego przy bramach miejskich (warto wspomnieć, ze Inkwizycja, na polecenie Nikodema, księcia prowincji wschodnich, ścigała go już prawie rok). Wszedł do miasta po murach, lecz kolejny szok przeżył, zobaczywszy czarne płaszcze w drzwiach domu Heshtje. Choć nie darzył jej już tym samym uczuciem co kiedyś, nadal był to widok wysoce niepokojący. Dziewczyny tam nie było. Gdzieś ją zabrali… Wynn zaklął pod nosem. Ostatni Inkwizytorzy wychodzili z domu i szli ulicą, spoglądając na ludzi z wyższością. Ludzie odpowiadali spojrzeniami pełnymi tyleż strachu, co ciekawości.
    O co mogło chodzić? Heshtje przegięła z magią? O niego samego?

    OdpowiedzUsuń
  34. [W odpowiedzi na Twój ostatni post na Graleyn: od początku wiedziałam, że dołączę. :3 Nie miałam tylko ani chwili czasu na napisanie KP, ani nawet na skorzystanie z komputera.

    Kontynuujemy?]

    OdpowiedzUsuń
  35. -Aureolkę sobie dziecko robiło, proszę cię.. Oszukujesz mnie czy siebie? -przewrócił oczami -Ja chyba wolę nie wiedzieć co ja robiłem. Może wyrywałem flaki małym sarenką, albo porywałem ludzkie dzieci, albo wyrywałem kły wampirom.. Nie wiem, mam przeczucie, że to coś złego, więc chyba 'mniej wiesz, lepiej śpisz'.

    OdpowiedzUsuń
  36. -Skąd ta agresja, kobieto -zaśmiał się -jestem potulnym demonem, jeszcze jakieś pół wieku taki będę, potem może być różnie... -westchnął -Dobra. Miło było panią Hesh poznać. -rozłożył szeroko skrzydła -Trzeba trochę popracować to przy domu, to w lesie.. Jeśli zechcesz się jeszcze kiedyś zobaczyć, to mieszkam przy tych skalistych mini-kanionach. Trochę drogi przez las, ale konno powinno zająć to chwilę. -uśmiechnął się i zniknął w huku własnych skrzydeł, wzbijając się.

    OdpowiedzUsuń
  37. Wynn znieruchomiał. Czarne płaszcze bardzo źle mu się kojarzyły. Szczególnie, jeśli od zmierzchu przed nimi uciekał. Oni wiedzieli, wiedzieli, że gdzieś tu jest… Jedyną jego szansą było ukryć się dobrze i dać im do zrozumienia, że on wie, że jest poszukiwany, że się ukrył i i tak go nie znajdą. Zresztą, jego kryjówki nie dawały szansy na znalezienie go w dzień, prawda? Miał przynajmniej taką nadzieję…
    A teraz mężczyzna w czarnym płaszczu szedł w jego kierunku jakby nigdy nic. Musiał go poznać. Wynn z trudem nie poddał się zwykłej panice, która zwykle przejmowała go, gdy tylko widział Inkwizytorów. Nie wiedząc co zrobić, wycofał się w zaułek, tak, by reszta go nie dojrzała. Tego jednego mógł zabić. Mężczyzna nadal szedł w jego kierunku…
    - Drawen? – zapytał wampir pozwalając sobie na westchnienie ulgi. Może jednak nie było tak źle. – Jak do cholery, mogłem ją uratować, jeśli nie było mnie w mieście i spałem? Skąd miałem wiedzieć?! Teraz się tu dostałem! Sam żeś nic nie zrobił, bucu.

    OdpowiedzUsuń
  38. Kompletnie ignorując Drawena, zwróciła się do Heshtje:
    - Nie mam zielonego pojęcia, jak rozpoznać taki schron. Nie będziemy przecież przeszukiwać każdego budynku… Chciałabym jak najszybciej wdrożyć plan w życie, skoro nie widać innych przeszkód. – Prócz Aileen, dodała w myślach, lecz nawet jeden mięsień twarzy nie drgnął na wspomnienie zaginionej elfki. – Pewnie po prostu będzie trzeba go błyskawicznie złapać lub z premedytacją zagonić w tamten zaułek.

    OdpowiedzUsuń
  39. [Mhm.]

    Zmusiła się do uśmiechu, chociaż bardziej z wyczucia, że tak trzeba, niż z chęci. Poklepała psa po grzbiecie i cofnęła rękę, by podreptał do Heshtje.
    -Mogę spojrzeć. Ale nie ukrywam, że moja znajomość łaciny jest kiepska, a i czasu ostatnimi czasy mam bardzo mało. Przeznaczam go na nieco inne sprawy - powiedziała. Co do znajomości jej łaciny, można by się kłócić, ale czasu rzeczywiście jej brakowało.

    OdpowiedzUsuń
  40. [Nie gustuję w czytaniu wątków między innymi osobami. Z reguły. Tak więc, dziękuję za informację.]

    Bez słowa wstała z krzesła [ trzymajmy się tej wersji.] i poszła za kobietą i psem do innego pomieszczenia. Obrzuciła wzrokiem pomieszczenie. Trzeba było przyznać, że Heshtje miała niezły zbiorek. Podeszła do regału, opierając się o oparcie krzesełka i przemknęła spojrzeniem po grzbietach książek. Potem zauważyła, jak grube tomiszcze wzięła do rąk Hesh. Jęknęła w duchu.

    OdpowiedzUsuń
  41. Wynn długo nie odpowiadał. Jednego był już pewien – Drawena nie lubił. Chociaż kiedyś naprawdę się starał, nie patrzeć na niego przez to, że jest smokiem, naprawdę starał się nie kierować swoim uprzedzeniem polubić go nie umiał wcale. Teraz już wiedział, że to nigdy się nie stanie. Było zwyczajnie niemożliwe.
    - Więc co mam zrobić? – zapytał z westchnieniem, z trudem powstrzymując się od warknięcia, czy wdania w pyskówkę. Rzadko się to Williamowi zdarzało, lecz jednak teraz nie mógł powstrzymać swojej, chcącej wypłynąć i pokazać się niechęci do Smoka.
    Zdrowy, myślący Wynnowymi kategoriami rozsądek podpowiadał wampirowi, że powinien zostawić Heshtje Inkwizytorom i uciekać, lecz odrobina przyzwoitości domagała się, by wpakował się w ich szpony i próbował ją odbić.
    Zawsze brakowało mu rozumu. Dlatego nie czekał na odpowiedź Drawena, lecz wszedł bez trudu po murze na dach najbliższego budynku, by stamtąd obserwować idący uliczką pochód Inkwizycji. Przykucnął przy kominie i patrzył, upodobniając się do dziwacznego gargulca.

    OdpowiedzUsuń
  42. Znowu bliski był od odpowiedzenia mu warknięciem. Drawen stojący mu za plecami nie był dla niego najlepszym towarzystwem. Przez chwilę mimowolnie rozważał zrzucenie go z dachu. Jakąż przyjemność sprawiłoby mu siedzenie na dachu, kiwanie nogami w rytm wymyślonej naprędce melodii i patrzenie jak jego ciało spada, spada na dół i roztrzaskuje się na twardym bruku, jak leży z rozrzuconymi członkami w pozycji właściwej zmarłym jakiej nie może udać żaden żywy człowiek.
    … szkoda tylko, że najprawdopodobniej Drawen w połowie drogi do ziemi zmieniłby się w smoka i uszedł by z życiem, zanim jego głowa roztrzaskałaby się o kamienie z rozkosznym trzaskiem.
    - Daj mi myśleć – powiedział sucho. Czy chciał czy nie, jego słowa brzmiały jak ostrzegawcze warknięcie, poprzedzające atak, albo chociaż wściekły warkot dzikiego zwierza.
    Wynn nawet nie spodziewał się, że może istnieć ktoś dla niego tak irytujący. Może dlatego, ze Drawen był osobą, której ten nie odważyłby się spróbować zabić? Człowiek, który tak się zachowuje zginąłby od razu. Na towarzystwo Drawena Wynn był jednak skazany. Poza tym mogło okazać się to praktyczne, z czym Wynnowi ciężko było się do końca pogodzić.
    - Poszli w stronę głównego kościoła. To pułapka… na mnie. – zauważył z rozbawieniem i przesunął językiem po obnażonych kłach. Ich widok miał być niemym ostrzeżeniem skierowanym w osobę Drawena, żeby lepiej nie wchodził mu w drogę.
    - Idę – stwierdził mało ambitnie. Nie wiedział, naprawdę nie wiedział co zrobi. – Masz jakiś plan?

    OdpowiedzUsuń
  43. Niezbyt potężna budowa Wynna była w pewnych momentach jego absurdalnym przekleństwem. Siła mężczyzny była naprawdę nieproporcjonalna do jego wyglądu. Nie wyglądał może na kogoś bardzo słabego, lecz na pewno był chudy, a jego wzrost choć całkiem niewyróżniający się daleki był od rekordów. Fizyka, nie przejmując się tym, że wampir nie wiedział czym jest, pozostawała nieubłagana i korzystając z tego, ze Wynn niestabilnie kucał na brzegu dachu nie trzymając się ręką nawet jednej dachówki, posłała go prosto na bruk. Wampir zdąrzył jedynie zgrabnie odbić się butem od dachu, tak by bezgłośnie spaść na ugięte nogi. W istocie, widowiskowy był to manewr.
    Chwilę później Wynn już szedł w górę uliczki, tak by w miarę bezpiecznie dostać się do kościoła od tyłu. Na Drawena kompletnie nie zważał.

    OdpowiedzUsuń
  44. - Nie drzyj się tak, naprawdę nie chcę być złapany – powiedział wampir cicho, jednak jego głos bez problemu poniósł się ku uszom Drawena, nie budząc nawet jednego szczura w zatęchłym zaułku. Wynn miał cichą nadzieję, że łuskowaty skacząc połamie sobie gnaty. Mógłby wtedy go dobić. Nigdy nie próbował krwi smoka, mogłoby być to ciekawe doświadczenie. Ogłuszony bólem, mógłby być łatwym celem. Później wytłumaczyłby się tak jak zawsze, nie panowaniem nad sobą. To była dobra wymówka.
    Kiedy Drawen znalazł się już obok niego, Wynn wykrzywił się w kpiącym uśmiechu.
    - Nie spodziewałem się u Ciebie takich skłonności. Ale pochlebia mi to, jednak nie jesteś w moim typie, wiesz? – zaśmiał się.
    - Oczywiście, że się spalają. Będziesz miał przedstawienie. – wywrócił oczami. – Nie mam planu. Na razie chcę się zaczaić i zobaczyć co jest grane. Ty po prostu nie zrzuć mi na głowę Inkwizytorów. Innego planu nie mam.

    OdpowiedzUsuń
  45. - Kościół pewnie zamknięty, jeśli przerobili go na swoją bazę tak jak ostatnim razem. Tłumu więc nie ma. Ty możesz udawać Inkwizytora, ja nie. Przynajmniej część wie jak wyglądam i urządza sobie polowanie. – To mówiąc ściągał po kolei z palców wszystkie pierścienie, które wrzucił do kieszeni, a kawałkiem sznurka związał na karku włosy. – A druga część dostała rysopis. Jeśli opis pochodzi od Nikodema to przynajmniej wiem czego się spodziewać, po czym mnie poznają. – Na końcu prychnął cicho.
    Wzrok zawiesił na twarzy Drawena z czystej ciekawości. Jeszcze nigdy nie widział jego twarzy.
    - Urocze. Może się poświęcę, by miała torbę? – Udał, ze się zastanawia. – Ukrywam się, bo na mnie polują – wytłumaczył jak małemu dziecku. – Bo nie muszę pokazywać kłów, żeby mnie poznali – mówił. A kły były wciąż lekko widoczne. – Wolę sprawę załatwić po mojemu, metodą wszystkich łażących po ścianach. Tylko… Potrzebuję pomocy. Kogoś w środku. Masz ten płaszcz i tak dalej. Dasz radę jakoś tam się dostać? Ty nie wejdziesz przez okno. I do moich akcji się nie nadajesz. Ludzi w domach budzisz, tak głośno się zachowujesz.

    OdpowiedzUsuń
  46. Nie czekając na zaproszenie usiadła przy stoliku. Przyciągnęła do siebie tomiszcze i przetarła okładkę dłonią, by pozbyć się warstwy kurzu. Przez chwilę wodziła palcem po owej błyskawicy, a potem ostrożnie przekartkowała księgę, zatrzymując się w kilku miejscach.
    -Niektóre strony są opatrzone datami - powiedziała, nie podnosząc wzroku. - Innych znaczników nie widzę. Ten ślad zadymienia może się z czymś wiązać - podsumowała, dość rzeczowo. Zatrzasnęła księgę i odsunęła ją od siebie. - Mogę ją przejrzeć w domu, jak obiecałam.

    OdpowiedzUsuń
  47. Świat nie dzieli się na białe i czarne. Jest szary, beznamiętny, smutny, brudny. Gdzie się nie obejrzysz zobaczysz brak koloru, pustkę... Jednak są ludzie i rzeczy, które sprawiają, iż świat nabiera barw. Chociaż na chwilę, na moment. A ona zawsze uważała, że robi to muzyka....
    Siedziała na dachu jednej z kamienic bawiąc się w grajka. Palce naciskały na klapy fletu, otaczając świat melodią, kolorem. Można było dostrzec jak pojedyncze osoby wyglądają przez okna, by dowiedzieć się kto gra.
    A ona skąpana w świetle księżyca, z przymkniętymi oczami postanowiła dać się całkowicie pochłonąć grze. A w jej głowie pojawiały się barwy, tak bardzo upragnione kolory. Oraz nutka strachu... Tego, że jak otworzy oczy wszystko zniknie. A świat znów stanie się szary i nieciekawy.

    OdpowiedzUsuń
  48. Lyn uśmiechnęła się znacznie bardziej nieprzyjemnie niż planowała.
    -I co zrobisz później? Będziesz szukać innego ciała? Może jeszcze w tym celu kogoś zabijesz?
    Gniewnie uderzała ogonem w łydki, na razie wciąż nie próbując owinąć go wokół nóg tamtej w celu unieruchomienia. Była coraz bardziej zafascynowana, chyba w mieście nie spotkała bardziej podobnej do siebie istoty.
    -Ale mówisz, że oni cię przyciągają?- zdobyła się na drwinę -Są jak worki słonej wody z domieszką czegoś jeszcze... Nic szczególnego, ja znam bardziej kuszące obiekty.
    Ciekawiło ją, jak wygląda ta niedoskonała kopia Heshtje bez ciała. Była podobna do niej?
    Nic jednak nie mówiła, patrzyła tylko na rudą ze złością. Gdyby nie miała wyboru, walczyłaby z nią, z cichą nadzieją, że tamta nie potrafi wykorzystać jednego z jej najsłabszych punktów.

    OdpowiedzUsuń
  49. - Ah, widziałem kiedyś pewnego Smoka, który na tancerkę nadawałby się idealnie. Nadawała. Lecz widać, więcej przyjemności do napotkania na swej drodze mi nie wyznaczono. – Wzruszył ramionami, śmiejąc się cicho.
    - Nie umiem wywoływać połączenia do kogoś z kim nic mnie nie łączy. Gdybym żywił się regularnie na Twojej krwi, coś bym wyczarował, a tak, to ktoś inny musi umieć. – Kolejne wzruszenie rękami.
    Powiedziałby więcej na temat urodziwych smoczych kobiet, jednak zdawał sobie sprawę, że Drawen jest obrzydliwym kapusiem. Ta pamięć sprawiła, że przypomniał sobie o czymś jeszcze, w sposób tyowy dla siebie zapominając o możliwe, że torturowanej akuratnie Heshtje – Coś Ty Hesh nagadałeś o tym, że ponoć ją zdradzam? – wypalił.

    OdpowiedzUsuń
  50. - Wierz lub nie, ale nie mam żadnych wyobrażeń związanych z Twoją osobą. – prychnął, jak rozzłoszczony kot, któremu właśnie ktoś obuty w wojskowe buciory nadepnął na ogon. Porównanie choć głupawe, to nadzwyczaj trafne…
    - Nie wiem kim jest twoja Andrea i mało mnie to obchodzi. Ale stanowczo, absolutnie obchodzi mnie to, żebyś nie psuł mojego żmudnie wypracowanego spokoju – burknął. – I dał mi normalnie żyć. Pomiędzy mną, a Aileen nie zaszło nic z tego, co sobie wydumałeś.
    Choćbym chciał.
    - Z Heshtje? Nie wiem. Może tak… Pojedyńcze słowa… Albo i nie. Pewnie nie. Cholera. Ktoś mnie musi pokierować w środku, żebym nie wpadł na czarne płaszcze. Jeśli chodzi o gwałty, to moja broszka, więc proszę, ogranicz się do kulturalnej komunikacji.
    Czy Wynn właśnie przyznał się do…?
    Miejmy nadzieję, że to tylko specyficzny czarny humor. Bardzo specyficzny czarny humor.

    OdpowiedzUsuń
  51. - Dobrze mi tak żyć jak żyję. Dawanie czegoś od siebie jest absolutnie przereklamowane i nie dla mnie – zauważył, z niespodziewaną wręcz wesołością w głosie. Właściwie idealnie zobrazował swoje roszczeniowe podejście do życia w którym zawsze chodziło o to, by brać. Dla Wynna był to najlogiczniejszy sposób na przetrwanie.
    - Zapraszam? Tyle wystarczy? Nie chcę tego, ale zdaje się, muszę, prawda? – westchnął pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
  52. Lyn uśmiechnęła się nieprzyjemnie.
    -A jak ci powiem, że nie wiem, kim ona jest? -spytała jadowicie -Wiedźmą jak myślę... Nie wiem, jak wielką ma moc, wiem tylko, że traci kontrolę. I z tego powodu pojawiłaś się ty.
    Cofnęła się, przyglądając się rudej uważnie. Jej wyraz twarzy nie przypominał tej prawdziwej Heshtje, a przynajmniej takiej Heshtje, jaką Lyn znała.
    -Nikt nie każe ci umierać. Nie chcę, żebyś zginęła. Nie chcę, żeby ktokolwiek zginął.
    Mówiąc to, kątem oka zerkała na leżącego na bruku młodego chłopaka, który już długo leżał bez ruchu. Dziewczyna obawiała się, że jego los już się dokonał. Zagryzła wargę i wróciła do mierzenia tamtej wściekłym spojrzeniem. Wolała nie myśleć o ofiarach, przynajmniej nie w tej chwili.
    -Czy dla ciebie poczucie kontroli polega na tym, żeby zadawać innym ból?

    OdpowiedzUsuń
  53. -Naprawdę nie znasz nic innego, co mogłoby dać ci przyjemność? - warknęła Lyn przez zęby -Naprawdę chcesz pozostać potworem dla krótkotrwałej rozkoszy?
    Dziewczyna czuła jak ogarnia ją zwątpienie. Nie wiedziała, w jaki sposób mogłaby wpłynąć na tę przerażającą istotę. Najbardziej obawiała się jednak tego, że nie będzie potrafiła jej powstrzymać. Tamta była jedną z nielicznych istot, które z łatwością zabiłyby Lyn jednym ruchem, gdyby tylko zechciały i wiedziały, że są do tego zdolne. Ta ruda najprawdopodobniej jeszcze nie wiedziała, jak się do tego zabrać.
    -I co, będziesz się tak zabawiać do momentu, kiedy trafisz na silniejszego? A wtedy co zrobisz, ruda błyskawico?

    OdpowiedzUsuń
  54. Grała dalej smutną, specyficzną melodię gdy poczuła czyjś oddech za swoimi plecami. Nie otworzyła oczu, nie wiedziała, że tylu ludzi słucha. Grała dla siebie, bo tego potrzebowała, wyciszenia, spokoju, oddechu od szarego życia, któremu teraz nadawała kolorów.
    - Witaj Heshtje - wyszeptała z uśmiechem, urywając tym grę. Otworzyła oczy i odwróciła się tryumfując. Ludzie mieli ten specyficzny dar bycia oryginalnym. Oryginalny oddech, sposób chodzenia, siadania, mówienia, zachowania... Oryginalność. Coś pięknego... Dar od Boga dla Apayan...

    OdpowiedzUsuń
  55. -Próbuję cię zrozumieć -odparła Lyn spokojnie -Próbuję, bo jesteś do mnie podobna. Częściowo. Ale nigdy nie miałam przyjemności w zadawaniu komuś bólu.
    Podeszła bliżej, zmuszając tamtą do cofnięcia się.
    -I chciałabym ci pomóc. Nie myśl sobie, że to wszystko jest dla mnie abstrakcją. Też wiem, co to znaczy upojny szał, kiedy gnam przed siebie, przenikam materię, też płonę z pragnienia i tracę kontrolę... Nie chcę, żeby inkwizytorzy dopadli Heshtje z twojego powodu. I nie potrafiłabym cię zniszczyć, nawet gdybym chciała.
    Nie była pewna, dlaczego właściwie zdecydowała się na szczerość.

    OdpowiedzUsuń
  56. [ Dzień dobry. c:
    Wątek? A chętnie.
    Hm. Pomysł. Sądzę, że przyjdzie prędzej czy później, a jak. Co do pytania: jak chcesz, mnie to naprawdę obojętne. Z tego, co wyczytałam w karcie Twojej postaci, myślę, że mogę zaproponować starą znajomość. Rozwijając, chodzi mi o wspólne zabawianie publiczności - Dorian wtedy by "aktorował", a Hesh w którymś występie zaprezentowała połykanie ostrzy, tworząc uzupełnienie sceny na przykład. Nie wiem, czy to dość jasno przedstawiłam. Tłumaczenie jest moją słabą stroną :c
    Mogłabym pomyśleć nad innymi wersjami, ale sądzę, że wyszły by z tego jakieś zmutowane kjdxbfkjsdbfksjf, które mało kto ogarnie. Tak się dzieje, kiedy mam myśleć. XD ]

    OdpowiedzUsuń
  57. Lyn odchyliła głowę w tył i głęboko wciągnęła do płuc powietrze.
    -Teraz, kiedy jestem w tej postaci, czuję. Dotykam. Widzę i słyszę, znacznie lepiej niż ludzie.
    Przesunęła dłońmi po swoim obcisłym skórzanym stroju. Uśmiechnęła się nieco gorzko.
    -Z jednym małym wyjątkiem. Odkąd stałam się piorunem nie mogę czuć bólu. Nie wiem dlaczego, ale na to w żaden sposób nie mogę wpłynąć. Ale właściwie tym nie powinnam się martwić, prawda? Bez ciała czuję wszystko zupełnie inaczej i to właśnie wtedy tracę kontrolę. Ale ty czego właściwie próbujesz dokonać? Jeśli wolisz pozostać w ciele Heshtje, nadal będziesz w punkcie wyjścia. A jeśli je opuścisz, będziesz słabsza? Zginiesz z głodu energii?
    Zamrugała i przekrzywiła głowę.

    OdpowiedzUsuń
  58. [ Na przykład. Albo jakieś zamieszanie/akcja na rynku, albo egzekucja, albo zwyczajny spacer. Decyzja należy do Ciebie, Hesh. <D" ]

    OdpowiedzUsuń
  59. Dorian dzisiejszy, jak i kilka poprzednich dni, spędził na poznawaniu miasta. Kręcił się z jednego końca na drugi, chodził tymi samymi uliczkami, zapamiętując je. Zwiedzał, poznawał. Norrheim nie wydawało się takie złe, jak mówili. Mu się podobało. Lubił też grać. Więc prędko zaczął robić swoje gdzieś z boku rynku. Często porywał kogoś z gapiów, przeprowadzając rozmowy, z każdą osobą wcielając się w inną postać. Czasami też wypytywał o wiadome rzeczy, udając, że widzi je pierwszy raz na oczy, tym samym rozśmieszając małą publiczność. W sumie wolał grać z kimś, improwizując scenariusze - wychodziło zupełnie inaczej niż gra samemu.
    Na chwilę obecną nie miał takiej osoby. W każdym razie, po skończonym występie, kierował kroki w stronę karczmy. Co prawda najpierw musiał sobie przypomnieć, gdzie takowa była, więc zapowiadało się kręcenie w kółko. Rozglądał się, by zabić czas. I wtedy zobaczył charakterystyczną, znajomą osóbkę. Przystanął, przyglądając się. Coś kłębiło się w jego umyśle, że ją zna, ale nie mógł sobie przypomnieć, skąd. Nadal rozmyślając, ruszył w jej kierunku.

    [ tak myślę. Coś wena ze mnie uleciała. :c ]

    OdpowiedzUsuń
  60. Czyli to była ona. Nie mylił się. W jego ciemnych oczach rozbłysły skromnie wesołe iskierki, a kąciki ust powędrowały nieznacznie ku górze. Naprawdę rozbawiła go tym okrzykiem powitalnym (przyciągających uwagę ludzi notabene) i nie spodziewał się, że spotka kogokolwiek znajomego w tym mieście. Wyciągnął ku niej rękę, by pochwycić dłoń kobiety, po czym ucałować wierzch, pochylając się.
    - Heshtje - powiedział. Jakby ona tego nie wiedziała. Brawo, Dorian, brawo. Wyprostował się. - Lepiej Ty powiedz, moja droga, jak Tobie się wiedzie.
    Ukradkiem spojrzał w bok, na prace leżące na trawie. W jego oczach malowało się pytanie: "cóż to?".

    OdpowiedzUsuń
  61. - Cóż... Masz czas, Heshtje? - Na krótko odszedł kawałek, żeby przyjrzeć się dogłębnie każdej z prac. Poświęcał im uwagę, jednocześnie słuchając towarzyszki. Podzielna uwaga naprawdę była przydatna. - Pomyślałem, że możemy wybrać się na spacer i porozmawiać, nie sądzisz?
    Ciekawiło go, co się pozmieniało w życiu Hesh, jednak zatrzymał tę informację dla siebie. Raz, że nie chciał być upierdliwy i co rusz wypytywać, dwa, że nie chciał wtrącać się w jej życie. Jednak, jakby dziewczyna chciała poopowiadać, nie miał nic przeciwko - bardzo chętnie słucha słownych wypocin.
    - Aileen, kimkolwiek jest, ma rację: masz do tego dryg. Ludzie to doceniają?

    OdpowiedzUsuń
  62. Lyn potrząsnęła głową. Jej z pewnością nie przeszłoby przez myśl, żeby kogokolwiek wyrzucać z jakiegokolwiek miejsca.
    - Nie, jeśli ten pałac nie należałby do mnie -odparła szybko -Nie miałabym do tego prawa. A ty naprawdę nie potrafisz żyć bez Heshtje? Nie mogłabyś nauczyć się tworzenia własnego ciała i czerpania energii z innych źródeł?
    Lyn była gotowa sama ją uczyć. W jakikolwiek sposób, byle tylko uniknąć konieczności decydowania o życiu i śmierci innych osób.

    OdpowiedzUsuń
  63. Wywróciła oczami, jednak wciąż się uśmiechała. Jaki tam z niej grajek, raczej może znudzony łowca, bez aktualnego zajęcia.
    - Nic innego nie umiem, trudno grać wesołe piosenki kiedy dookoła tyle nieszczęścia... - wzruszyła ramionami. - To nic, że połowa z tego wyszła spod mojego sztyletu... - zaśmiała się ironicznie.
    Nic nie mogła poradzić na fakt, że jakoś dziwnie się czuła... Samotna? Smutna? Nudna?
    - A z moim ramieniem dobrze, moje rany goją się dość szybko... - dodała po chwili zerkając na flet. Nie potrafiła pojąć, dlaczego odstawiła ten cudowny instrument, dla zresztą równie cudownych skrzypiec.

    OdpowiedzUsuń
  64. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  65. -Nie takie rzeczy się nosiło - odpowiedziała, bujając się na krześle i odwzajemniając spojrzenie Hesthje. Nie sądziła, żeby w tej księdze było coś szczególnie interesującego, chociaż oczywiście mogła się mylić. Tłumaczyła już rodowe tomiszcza dla kilku osób, które wiązały z nimi podobne nadzieje, co rudowłosa. Niestety, tylko w jednym przypadku był jakikolwiek sens tej pracy. - Cóż, w takim razie będę się zbierać. na coś konkretnego zwrócić uwagę, na czymś szczególnie ci zależy? - spytała, wstając.

    OdpowiedzUsuń
  66. ( Witaj. Hm... Heshtje jest magiem elektryczności, więc nie wiem o czym by tutaj napisać. Może posłużysz się koleżką od niej? Chyba udoskonalę kp, by był na jakieś moce odporny. Jak zaczniesz, albo podrzucisz pomysł, będę ci bardzo wdzięczna :).)

    OdpowiedzUsuń
  67. - Nie można zabrać tak całkiem wszystkiego. Więc zawsze zostanie coś do zabrania – powiedział wesoło wzruszając ramionami. Zaśmiał się cicho pod nosem. Nie przejmował się filozofowaniem Drawena. Sam często to robił.
    Chwilę potem czując czyjąś obecność, zareagował całkowicie instynktownie pokazując mu kły i z trudem powstrzymując syknięcie. Nawet w swoim domu ciężko znosił ciekawskie towarzystwo, a Drawen… Będzie musiał skończyć jako przekąska.
    - Wejdź i spróbuj się rozejrzeć. I mów do mnie. Postaram się odpowiadać.

    OdpowiedzUsuń
  68. Zmusiła się, by unieść kąciki ust w uśmiechu.
    -Rozumiem. Mam nadzieję, że znajdę coś interesującego. Wtedy to przetłumaczę. - Przygarnęła do siebie tomiszcze i podniosła je. Było rzeczywiście ciężkie, ale wiedziała, że da radę. - Myślę, że spotkamy się dopiero, jak ją przejrzę. Westchnęła cicho. - Pamiętam, pamiętam... - Skierowała się ku drzwiom, gwałtownym ruchem głowy odrzucając z oczy kosmyki włosów.

    OdpowiedzUsuń
  69. Nie odpowiedział, bo jedyną sensowną odpowiedzią byłoby urwanie mu łba, na co chwilowo nie mógł sobie pozwolić. Z przykrością stwierdził, że ta przyjemność musi zaczekać, a tymczasem zajął się zaglądaniem do środka przez okna.
    Nad tym, że przecież miał nie wchodzić do kościołów, starał się nie myśleć. Myśl o przestąpieniu progu świątyni nadal napawała go strachem, mimo, ze wiedział, iż nie skończy się to trafieniem przez grom z jasnego nieba…
    - Słuchaj. Po prostu słuchaj, Drawen – szepnął, mówienie w myślach uznając za zbyt dziwne.
    W Sali, w której okno akurat zaglądał był pusto, cicho i ciemno. O ile się nie mylił, był na tyłach kościoła, gdzieś za ołtarzem i wszystkimi pomieszczeniami stamtąd. Do kościoła z czasem dobudowane były inne budynki, ale część pomieszczeń mieściła się bezpośrednio w świątyni.
    Wynn wspiął się na parapet i zeskoczył na posadzkę. Nie chciał ufać tylko Drawenowi. Sam też zdecydował się pomyszkować.
    Najważniejsze jest to, że się nie spalił. Bycie nie bardziej martwym niż zazwyczaj to podstawa.
    Ruszył w kierunku drzwi. W pustym, wyłożonym kamieniem korytarzu sam już potrafił odnaleźć dobrą drogę. Schody po jego lewej stronie niosły z niższych poziomów znay mu dobrze zapach. Bardzo dobrze znany zapach.
    - Chyba ją mam.

    OdpowiedzUsuń
  70. Uśmiechnął się pod nosem. Zapamiętał, że Hesh lubiła rozmawiać i zawsze była pogodna, więc pod tym względem się nie zmieniła. Może i dobrze, nie miał nic przeciwko gadaniu z tą osóbką. Z wyglądu: wyrosła, wyładniała, iskierki w oczach ani na chwilę dziewczynie nie znikły. Dorian za to bardzo mało się zmienił jeśli chodzi o wygląd. Bądź co bądź dłużej rośnie.
    Ciekawy był, jak przez ten czas Heshtje sobie radziła, o czym mówi i ogólnie o kawałku jej życia, kiedy ich drogi się rozeszły, jednak zachował to dla siebie. Po prostu wiedział, że prędzej czy później sama mu o tym powie. Nie lubił ponaglać i być nachalnym.
    - Cieszę się, Heshko - rzucił z uśmiechem, kiedy skończyła. - Jeśli chcesz teraz wybrać się na przechadzkę, myślę, ze dobrze by było najpierw odstawić obrazy. Przecież nie chcemy, żeby je ktoś ukradł, prawda?
    Nikłe błyski w tęczówkach świadczyły o tym, że Dorian odpowie na każde pytanie dziewczyny, kiedy będą w drodze. Najpierw wolał zająć się tą sprawą.

    OdpowiedzUsuń
  71. -Heshtje?- spytała Lyn lekko zdezorientowana. Czuła, że teraz powoli kontrolę usiłuje przejąć druga osobowość, czy też może właśnie pierwsza... Prawowita właścicielka ciała.
    -Wróciłaś?- spytała, nie była nawet pewna, czy ze strachem czy z ulgą. To było zbyt skomplikowne, przerastało ją.
    Już współczuła przyjaciółce, kiedy pomyślała sobie o wszystkim, co zrobiła tamta, kiedy przejęła ciało. Wina i tak spadłaby na Heshtje i na to właśnie się zanosiło, jeśli miały nadal stać tak na środku targowiska, gdzie na nowo zbierał się tłum, teraz już nie tylko przerażony ale i wściekły.
    -Musimy się stąd zmywać - mruknęła Lyn ponuro -I to jak najszybciej, zanim tamci cię zlinczują.

    OdpowiedzUsuń
  72. Zaczął powoli brać obrazy na przedramię, pilnując, by utrzymać równowagę i nie pozwolić dziełom spaść i zniszczyć się.
    - Pozwól, że je poniosę. - Posłał jej lekki uśmiech i skończywszy ładować obrazy na swoje ręce, chwycił je wygodniej odwracając się przodem do dziewczyny. Czekał, aż ruszy w drogę do swojego mieszkania.
    Jednocześnie próbował w myślach ubrać w słowa to, co działo się przed ich spotkaniem, logicznie to uporządkować i przedstawić bez chaosu. Charakterystycznie wtedy lekko przymykał jedno oko od spodu, unosił nieznacznie wzrok ku górze. Oczywiście nie chciał jej zanudzać, co czasami zdarzało mu się przy dłuższych wywodach, ani też nie wiadomo jak się rozgadać. Postanowił więc przedstawić w skrócie te informacje, które ją interesowały.
    - Jak mi się powodzi? - Powtórzył jej pytanie, wracając na nią spojrzeniem. - Nie najgorzej. Wprawdzie nie mam na co narzekać, aczkolwiek nie jest idealnie, lecz mnie do szczęścia niewiele potrzeba. Nadal utrzymuję się z amatorskiego aktorstwa, czasem gdzieś pomogę. Ostatnio zwiedzałem miasto. Myślałem, że z zapamiętaniem tego, co gdzie jest, będzie okropnie, a tymczasem wcale tak źle nie jest. - Lekko uniósł kącik warg. - A trafiłem tutaj tak po prostu. Chyba to sprawka szukania miejsca "na dłużej".

    OdpowiedzUsuń
  73. Ostatnie słowo Heshtje, czy może mieszkającej w niej istoty, podziałało na Lyn jak smagnięcie biczem. Gwałtownie potrząsnęła ciałem rudej i spojrzała jej w oczy.
    -Nikogo nie zabijesz -powiedziała powoli, akcentując każde słowo -Pójdziemy spokojnie do twojego domu, starając się już nikomu nie narazić i powiesz mi, co mam zrobić, żebyś przestała się tak zachowywać.

    OdpowiedzUsuń