... jest jak człowiek, który drugiemu pozwala zapalić pochodnię od swojej;
wszak jego własna pochodnia nie będzie od tego świecić mniej jasno." ~Quintus Eniusz
_____________________
N u a d h u
|Upadły, celtycki bóg||Mistrz dwuręcznego miecza||Paradoks||Pragnie przygód i nie stroni od zabaw||Chce stałości||Bisexualista|
>> Nuadhu to dawny celtycki bóg lecznictwa, teraz jednak upadły i zapomniany przez większość. Jego zdolności magiczne ograniczane są przez wyznawców jego kultu; im mniej ich tym słabszy jest bóg. Dlatego więc chcąc prowadzić normalne życie, a przynajmniej próbując odebrał imię umierającemu mężczyźnie; Cahan. Jako nazwisko przyjął swe dawne miano, dlatego też często się nim nie przedstawia.
>> Jak już zdążyłeś się domyślić jest bardzo starym mieszkańcem ziemi, dlatego też nie widzę potrzeby wymieniania ile ma lat. Wygląda na 35 wiosen i niech tak zostanie. Charakterystycznymi cechami jego wyglądu są małe tatuaże porozrzucane po ciele. Pełnią one funkcję zbiorników mocy, którą Nuadhu skrzętnie oszczędza od czasu upadku. Jednak najbardziej rozpoznawalnym znakiem owego upadłego boga jest stalowa ręka; zaczyna się od ramienia a kończy na czubkach palców, które miast wzoru ludzkich paznokci mają lekko wystające szpony. Całość wygląda jakby była odlana z srebra a pod blachami często przeskakują trybiki. Ale o niej później.
>> Prócz tego ma długie za kark, ciemne włosy, wszelakiego rodzaju blizny, które z dłuższym czasem zupełnie przestają być widoczne. Jego postura jest muskularna w końcu spędził większość swego upadłego życia w ciągłej podróży; konno, pieszo, biegem czy wspinaczką. W ten sposób nauczył się radzić sobie w każdych warunkach przy minimalnych racjach żywnościowych. Mierzy sobie 186 centymetry wzrostu.
>> Świetnie posługuje się bronią półtora-ręczną, lecz jego największym atutem jest ciężki, dwuręczny miecz. Pod względem ciężkiej stali śmiało możnaby okrzyknąć go mistrzem fechtunku owego ostrza, mimo iż nie obnosi się zbytnio z swoją umiejętnością a i używa jej w ostateczności. Owy tytuł zawdzięcza sobie nie tylko sile naturalnych mięśni ramion i rąk ale i także stalowemu ramieniu. Jest ono jedyną częścią jego ciała, która nie utraciła na swej boskości poprzez upadek; jest praktycznie niezniszczalna. Jeśli jakimś cudem uda Ci się ją odrąbać od korpusu wszystkie mechanizmy rozsypane w okół łącznie z blachą wrócą niczym żywe do właściciela i poskładają się w całość. Także jej siła jest nieograniczona; jest w stanie kruszyć skałę, miażdżyć najgrubszą stal i łamać najcięższy z ostrzy. Mimo tego Cahan uważa ją za swoje przekleństwo, niżli za atut.
>> Cahan to spokojny mężczyzna. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Mimo iż tyle czasu spędził na ziemi poniewierany i upokarzany przez śmiertelników, często ma problemy z swoją boską dumą. Czasem będzie się wywyższał, lecz gdy tylko dostrzeże objawy swego dawnego zachowania wnet spokornieje i będzie próbował przekonać do siebie rozmówcę. Jest jednym, wielkim paradoksem zamkniętym w ciele na wpół śmiertelnego, upadłego boga. Wyprowadzony z równowagi jest skory do przemocy, czasem jednak odpuści i po prostu wyjdzie. Jeśli ktoś zrobi na nim pierwsze złe wrażenie ciężko mu będzie zaufać tej osobie. Jednak posiada on cechę, która jest stała, niezmienna i objawia się zwykle po zbyt dużej ilości miodu, bądź przy dobrym towarzystwie; szaleństwo zabawy. Cahan wiele w życiu już widział i wiele przeszedł dlatego też jest otwarty na wiele doznań. Czasem zrobi coś głupiego tylko po to by poczuć krztynę adrenaliny, móc się później pośmiać czy ruszyć zastałe kości. Także nie robi mu różnicy płeć bo jako bóg miał niewiast na stosy.
Mimo spokojności często bywa melancholijny, czasem milczący i czasem stroniący od towarzystwa kogokolwiek. Uwielbia zasiadać na ławie, późną, letnią nocą i pykać fajkę, oglądając jednocześnie gwiazdy. Także osiąść jest mu trudniej. Jak już było wspomniane przywykł do ciągłej tułaczki po świecie mimo iż zawsze pragnął stałości. Wędrówka weszła mu w krew więc czasem, nie ważne jaka pora roku panuje czy pogoda zbierze tobołki, osiodła konia i wyruszy na parodniową wyprawę na przełaj; zdala od traktów i ścieżek.
Jego skrytym hobby jest gotowanie. Jest w stanie z byle czego ugotować pyszną zupę a gdy da się mu do dyspozycji więcej składników stworzy danie warte samego Cesarza.
>> Nuadhu ma także jednego, śmiertelnego wroga. Jest nim czarnoksiężnik, który ściga go odkąd bóg zszedł na ziemię. Pragnie schwytać go i ukryć przed światem jako własność. Czemu? Ponieważ parę kropel krwi, jeden kęs mięsa czy sproszkowanej kości Nuadhu skrywa niezmierzone oceany magii mimo iż dla boga jest ona niewielka i skąpa. Dlatego też Cahan ostrożnie wyściubia nos z miasta, do którego magik nie śmie wkroczyć. Oboje wiedzą, że kwestią czasu jest ich spotkanie w cztery oczy, które zakończy żywot jednego z nich.
>> Cahan posiada jeszcze dwa przedmioty, które wyróżniają się unikalnością spośród innych. Mianowicie jest nim wierzchowiec boga oraz jego owiany legendą miecz. Ogier to w istocie człowiek. Nuadhu nim jeszcze stracił większość swoich mocy widząc umierającego konia zebrał błakającą się duszę po świecie i zamknął ją w ciele koniowatego. Dzięki temu zwierzę jest mu wierniejsze, bystrzejsze i bardziej rozumne. Także jeśliby umierało bóg może wyciągnąć z niego duszę i ulokować go w innym ciele po uprzednim zabiciu.
Za to miecz został ukryty i tylko on wie gdzie się znajduje. Cahan jest z nim połączony swego rodzaju więzią, dzięki, której mogą siebie wyczuwać nawzajem. Tak. Miecz ma własną świadomość i nie każdemu da się użyć. Wiadomo tylko, że w trakcie upadku boga spadł gdzieś na północ w góry. Jak mówi legenda jest orężem będącym w stanie zabić każdego wroga; od zwykłego człowieka po w pełni silnego i sprawnego boga.
>> W mieście posiada własną, małą świątynie, w której to rozdaje swoje usługi; leczy. Posiada paru zasłużonych ludzi, którzy pomagają mu wytwarzać liczne maści i leki a odznaczają się wymalowaną runą na czole, która chroni ich przed wirusami. Jest w stanie uleczyć każdą chorobę i ranę, nawet te śmiertelne przypadki wychodzą z jego świątyni o własnych nogach. W zamian bóg nie żąda zbyt wiele, czasem niczego, czasem tylko odrobiny pieniędzy bądź darów natury, lecz nader wszystko wiary w niego ponieważ to ona daje mu siłę do leczenia. Mimo tego nikogo nie zmusza do zapalania mu kadzideł.
>>Świątynia Nuadhu jest ukryta pod miastem. Posiada hol od którego wypadają korytarze do innych sal. Każda sala ma przypisaną chorobę więc chorzy nie są wymieszani ze sobą w jednym pomieszczeniu. Prócz tego hol kończy się główną salą, w której pod baldachimem rozłożonym na kolumnach zwykle można się spodziewać Nuadhu. To tutaj przyjmuje gości w stanie krytycznym, wymagających natychmiastowej reakcji. Wtedy zwykle białe kurtyny opadają ażeby osłonić całą przestrzeń, gdzie bóg w spokoju będzie mógł zabrać się do pracy. Za bladachimem znajdują się jeszcze trzy pomieszczenia, w których rozrabiane są leki i maści.
[ Witam serdecznie na blogu! ]
OdpowiedzUsuńPrzepełniona sztucznym entuzjazmem i optymizmem Apayan :D
Jeszcze raz ją ktoś zaczepi na tej pieprzonej ulicy, a obiecuje, że skręci mu kark. Było już dużo po północy, wszyscy grzeczni śmiertelnicy powinni już dawno kryć się w łóżkach, przed cieniami upartej, nieprzeniknionej nocy. Ale nie, oni oczywiście akurat dzisiaj musieli wybrać się na nocne spacerki. Głupcy. Połowa z nich pewnie już nigdy nie zobaczy wschodu słońca. A ona nawet nie musiała kiwnąć palcem, by tak się stało. Miejscowe wampiry już od kilku godzin szwendały się niczym drapieżnicy na polowaniu. Co jej jednak do tego? Och, dużo, skoro pod nerką i na ramieniu miała rany cięte. I jakby wykrakała z cienia jednego z budynków wyłoniła się szczupła, wysoka sylwetka Dziecka Nocy. Skrzywiła się, bowiem nie od razu rozpoznała w nim towarzysza kieliszka. On za to widział w niej tylko i wyłącznie ofiarę. Już miał się na nią rzucić, kiedy zgrabnym, szybkim ruchem wyciągnęła sztylet i wbiła go w brzuch oprawcy.
OdpowiedzUsuń- Panienka Apayan - wymruczał, gapiąc się na nią w otępieniu. Przełknął z trudem ślinę i odsunął się, by spuścić wzrok na rozerwaną, brudną od krwi koszulę. - To była moja ulubiona.. i jedyna .. koszula!
- Kupisz sobie nową - warknęła, chowając broń i szybszym krokiem ruszyła dalej, chociaż było to dla niej cholernie trudne, bowiem z każdą chwilę traciła coraz to więcej krwi. W sumie, mogła zatrzymać tamtą pijawkę i wybłagać o trochę kropli, ale prędzej by pozwoliła się powiesić, niż poprosiłaby o pomoc jakiegoś wąpierza.
No i nareszcie dotarła. Słyszała plotki o tym miejscu, jednak jeszcze nigdy tu nie była. Jako chrześcijanka (inkwizycja i tak miała to gdzieś) nie wierzyła w inne bóstwa, ale słyszała o tym, że tu Śmierć nigdy nie zagląda. Nawet umierający wyjdzie zdrów. Zacisnęła szczęki, czując nową falę bólu i wkroczyła do świątyni, w miarę szybkim i pewnym krokiem. Tsa, nawet ranna nie da po sobie poznać, że coś jest nie tak.
Apayan
Gapiła się trochę nieufnie na strażników, bowiem każdy kto miał broń był dla niej potencjalnym zagrożeniem. Po prostu nie lubiła być traktowana jak dzikie zwierzę, a jako w połowie czort, w dodatku z wyglądem wiedźmy i bronią białą praktycznie na całym ciele domyślała się, że nie wygląda jak pierwsza lepsza młódka. A mimo to przyjęli ją tak bez szemrania. Nieźle. Chociaż, w sumie... Pewnie już nie takie dziwny już tutaj witali. Na szczęście przyzwyczaiła się do niepewnych spojrzeń i mylenia z mężczyzną, więc nie miała z tym większego problemu. Jednak gdy zobaczył tych ludzi momentalnie zesztywniała i chciała się cofnąć, ale ból przypomniał jej, że nie zgłosiła się tu na pogadankę, a po pomoc. Znów więc dała się grzecznie poprowadzić, powstrzymując się od chęci posłania owemu pesudomiłemu człowieczkowi jakiegoś ostrego spojrzenia. Domyślała się, że nie może doczekać się chwili, w którym ją zostawi i odejdzie jak najdalej. Do tego też już się przyzwyczaiła. I w tym momencie niczym rozpędzony fortepian pewna myśl uderzyła ją w głowę. Że tez wcześniej na to nie wpadła. Powinna się opatrzyć w domu, tak jak chciała to zrobić od samego początku. Cóż jednak mogła poradzić na fakt, że po prostu nie umiała? Ale nie umiała się też rozbierać przy obcych, a tu proszę! No dobra, może jednak było coś w niej z damy... Nie był to jednak wstyd przed negliżem, a przed ranami na podbrzuszu. Jak dobrze, że nie nosi sukni, a męskie spodnie, bo chbya by oszalała, gdyby komuś dane było zobaczyć też te blizny po wewnętrznej stronie ud. - Nie, nie... - wymruczała, a raczej wycharczała, na zadane o wiele wcześniej pytanie o to, czy coś jeszcze jej dolega. Cóż, z pewnością dwie głębokie rany po nożu są niczym. Tak, tak sobie wmawiaj Paya. - Nie rozbiorę się tu... - rozejrzała się dookoła, zatrzymując wzrok na pacjentach. Wcześniej spięte, czerwone włosy rozsypały się na ramionach i zakołysały, gdy tak potrząsała głową. Naturalne, delikatne loki bardziej przypominały teraz szopę, jednak świetnie dało się je ukryć pod kapeluszem, którego teraz oczywiście nie miała. W sumie była ciekawa, w którym momencie dzisiejszego dnia... lub wieczora, go zgubiła.
OdpowiedzUsuńPrzygryzła dolną wargę i wzięła głęboki oddech. To uzdrowiciel. Od dziecka jej powtarzano, że ich powinna traktować jak bezpłciowe byty. Gotowe pomóc tym, którzy tego potrzebują. Co prawda nie lubiła, gdy ktoś oglądał jej ciało, ale... Cóż, wolała, by patrzyli na nią żywą, nie martwą. Niepewnie zsunęła płaszcz z ramion, krzywiąc się przy tym i już miała ściągnąć męską koszulę, kiedy w ostateczności się rozmyśliła i po prostu ją podciągnęła, by zawiązać pod piersiami. Co z tego, że była brudna od krwi. Wypierze w domu. Zsunęła też rękaw, by rana na ramieniu była widoczna. Na jej twarzy był widoczny ból, jednak gdy tylko wszedł nowy mężczyzna przywołała maskę, uśmiechając się łobuzersko. Rubinowe oczy świeciły jasno, a rude loki opadały teraz na plecy. - Właściwie, to przyszłam tylko po szwy i może jakąś maść, ale nikogo chyba tutaj to nie obchodzi - burknęła pod nosem, wywracając oczami, które z zainteresowaniem powędrowały w stronę mężczyzny. Zmierzyła go nieufnym, choć wciąż neutralnym wzrokiem, jak na Apayan przystało, szukając wszelkich wad i zalet. No i oceniając potencjalne zagrożenie. Jej uwagę na dłużej przykuła ta dziwna ręka. Co też z nią było nie tak? Przekręciła nieco głowę, wbijając w nią natarczywe spojrzenie. - Mogę sama to zrobić - wizja jego dłoni na jej ciele sprawiła, że mimowolnie zaczęła drżeć. Po jaką cholerę tu przyszła?! Wiedziała dobrze, że nie da rady. Ale jeśli znów ma się tygodniami męczyć z zakażeniem, bo źle opatrzyła rany, to już woli przecierpieć. Szkopuł w tym, że nie była pewna, czy w ogóle da radę wytrzymać pięć sekund. Były bowiem tylko dwie rzeczy, których bała się Pay. I jedną z nich, był obcy dotyk. - Co z twoją ręką? - spytała, starając się skupić na czymś innym. Może jak będzie mówił, to przestanie myśleć o tym, co robi. O boże, chyba się dusi. Nie, nie uspokój się, Pajka, dasz radę. To tylko chwila i po wszystkim!
OdpowiedzUsuńCóż, ręka bardziej wprawiła ją w fascynację niż strach. Paya miała to do siebie, że interesowało ją to, czego nie rozumiała. A za cholere nie potrafiła sobie logicznie wytłumaczyć jak mogło powstać coś takiego. - Nie twierdzę, że jesteś niedoświadczony - mruknęła pod nosem i wzdrygnęła się momentalnie, gdy zaczął zabawiać się w czyszczenie ran. Dobra, dasz radę Payka, twoja podświadomość w ciebie wierzy, nie spieprz tego! - Czy dam radę usiedzieć parę dni na zgrabnej pupie? Wiem, ze wyglądam jak wyglądam, ale proszę sobie za bardzo nie pozwalać, dobrze? - syknęła cicho, czujac delikatny ból. - I to chyba oczywiste, że nie usiedzę... Ale jeśli to taki kłopot, proszę dać mi szwy i sama je sobie założę - nie raz już walczyła na froncie i opatrywała sobie rany tak, by następnego dnia móc iść walczyć dalej. Co prawda zostały po tym koszmarne blizny, które zresztą były terz widoczne, ale to nie ich się wstydziła. Najgorsze były te potrójne, jakby podrapało ją jakieś zwierze, znikające pod paskiem spodni... i ciągnące się dalej, chodź nie było tego widać. Kto wie, co też ten sobie pomyślał o jej wyglądzie. Niektóre dziwki miały podobne ciało. Ale zabiłaby go chyba za same porównanie jej do jednej z nich. No, chyba, że nie byłaby w stanie go zabić. Co nie zmienia faktu, że próbowałaby. - Nie odpowiedziałeś na pytanie - czyżby myślał, że nie zauważy? Może to drażliwy temat? Tak jak jej blizny? Albo kolor oczu... Ale taka już jej natura, że najpierw mówi potem myśli.
OdpowiedzUsuńPosłała mu zmęczone spojrzenie, jakby tłumaczyła to już setki razy, i po prostu wizja robienia tego poraz sto pierwszy wydawała się być katorgą. - Bo skończyły mi się medykamenty - odpowiedziała niemal przez zęby. O tak, okazywanie słabości, to jedna z tych rzeczy, które przychodziły jej z trudem. Cóż, była wojownikiem, czego innego można się po niej spodziewać, co? - Mnie wiecznie coś boli, myślę, że nie zauważę różnicy - burknęła, grzecznie się jednak kładąc i czekając na to, co miało nadejść. Chociaż nawet nie starała się ukryć, że cała ta sytuacja była dla niej niekomfortowa. Nerwowym tikiem wystukiwała palcami rytm, albo rozglądała się dookoła. Jeszcze chwila, a zacznie gwizdać! W tym momencie jednak syknęła, bowiem poczuła, że rzeczywiście, coś się dzieje z jej ciałem. Nie lubiła, gdy odprawiano na niej magię, ale .. to wciąż lepsze niż Śmierć. Dla niej wszystko było lepsze niż Kostucha. Nie miała zielonego pojęcia co też samobójcy widzą ciekawego w odbieraniu sobie życia? Przecież to ... dziwne. Fakt, pewnego dnia umrzemy, no ale chyba lepiej później niż wcześniej, no nie? Kto wie co przyniesie następny dzień...
OdpowiedzUsuń[Dobra, jakiś wątek panie bogu?]
OdpowiedzUsuńNiemal od razu poczuła skutki uboczne. Cholera, już wie jak się czują te wszystkie grzeczne damy, którym przyszło wypić o jeden kieliszek za dużo. Tylko szkoda, że do wirownia nie dodano jeszcze stanu miłego upojenia. Przydałoby się, zwłaszcza, że miły, tępy ból zamienił się w irytujące swędzenie. Po cholere tu przychodziła. Już miała zastosować się do rady uzdorwiciela i spróbować się rozluźnić, kiedy usłyszała, że ten woła kogoś jeszcze. Pewnie, od razu całą armię carską tutaj zaprośmy, niech no obserwują półnagą Paykę. Z tego wszystkiego momentalnie się podniosła i nie dość, że zaryła głową o kadzidełko, to jeszcze bardziej wszystko się zakręciło. Z cichym jękiem opadła na łóżko, przykładając przedramię do głowy, jednak kątem oka cały czas obserwowała tego tamtego z tą fajną kończyną. Gdzieś tam słyszała co mówił i chyba nawet to do niej dotarło, ale całą uwagę poświęciła teraz na dwie ziejące rany, które jeszcze chwilę temu szpeciły jej ciało.
OdpowiedzUsuń- O boże ... - wymruczała, gdy dotarło do niej co ten zrobił. - Cholera, tak nie wolno. Trzeba było mi powiedzieć, poprosiłabym o szwy! - nie żeby była jakaś super litościwa, ale nie widziała sensu w zadawaniu bólu niewinnym. A nawet jeśli ten był winny, to ona o tym nie wiedziała, tak?
- Jak mogę ci to wynagrodzić? - spytała zdeterminowana, by zapłacić jak najwyższą cenę za prawdopodobnie uratowanie życia. Nawet, jeśli nie należała do bogatszych mieszkańców. Teraz jej to nie obchodziło. Zrobiła błąd przychodząc tu, a za błędy się płaci.
Zmrużyła oczy, nieufnym wzrokiem wodząc za jego dłonią, która zaczęła smarować dziwną maścią miejsca, gdzie jeszcze nie tak dawno były rany. Mimo to chyba już się przyzwyczaiła, bo przestała się tak bardzo denerwować. Co nie zmieniało faktu, że wciąż była nieco nerwowa. Najchętniej, to wzięłaby wstała i uciekła jak najdalej od tego miejsca. Zaszyłaby się w swoim mieszkanku i cierpiałaby w osamotnieniu... Albo poszłaby trenować. Cokolwiek!
OdpowiedzUsuń- Leż spokojnie... Ty chyba nie wiesz do kogo mówisz - jęknęła, a owy jęk przeszedł w westchnienie ulgi, gdy owa maść zaczęła działać. Przymknęła oczy, pozwalając mięśniom twarzy się rozluźnić. Tak, tak mi dobrze, tak mi rób. Nie zwróciła nawet uwagi na tego chłopaka, który jej zdaniem przypominał cień. Cichy, niemal nieobecny, zawsze tam gdzie trzeba.
- Co to? - spytała, podnosząc się i chwyciła kubek w obie dłonie. Niepewnie zajrzała do środka i powąchała zawartość. Dobra, co innego dać się smarować jakąś maścią i pozwolić odprawiać na sobie jakieś czary, a co innego przyjmować podejrzane napoje od podejrzanych nieznajomych. Dobra Paya, twoja podświadomość oficjalnie doszła do wniosku, że masz nierówno... Och, zamknij się.
- Nie chcesz mnie otruć, co nie? I nie będę robić dziwnych rzeczy jak to wypiję? - jeszcze tego jej brakowało, żeby zaczęła tańczyć, albo śpiewać, rozbierając się przy tym i robiąc te dziwne ruchy językiem, co to podchwyciła u jednej z miejscowych prostytutek.
Chyba trzeba wziąć sprawy we własne ręce, zatem proponuję wątek jakiś :) Kilka pomysłów roi mi się w głowie dlategoż mogę zacząć :)]
OdpowiedzUsuńRavenika
[Ok, to nim zacznę to najpierw może powiem o co chodzi, żeby wszystko się zgadzało :)
OdpowiedzUsuńOtóż pomysły są właściwie dwa i każdy w zasadzie związany z medycyną poniekąd i ze wspólnym początkiem :P
Na jakąś małą wioskę napada stwór na którego poluje Shavri. Jeden wielki chaos, wszystko płonie, ludzie giną, bo potwór naprawdę potężny. Cahan przypadkiem, rzecz jasna, trafia na tą wioskę, ale już po walce. I tutaj albo ledwo żywa Ravenika, której nie udało się zabić "demona" i ten czai się gdzieś jeszcze gotów wszystkich do końca powyrzynać, bądź też ocalałe, ranne dziecko, które Ravenika będzie próbowała uratować, jednak Cahan zrozumie to nieco inaczej i myśląc, że to ona za tym wszystkim stoi zaatakuje ją. I tutaj Rav będzie miała tyci kłopocik, bo ona niewinnych, a przynajmniej tych, którzy stoją po tej dobrej stronie, nie może atakować :P Mam nadzieję, że jako tako jasno wyjaśniłam co mam na myśli :D]
Ravenika
Niektórzy mogliby powiedzieć, że życie jakie wiodą im nie pasuje. Nie są zadowoleni z pracy, obowiązków, osiągnięć. Gdyby znali prawdziwy los Shavri Zaresh, a nie kojarzyli jej jedynie z ponurą, wręcz przerażającą wizją morderczyni, która z zimną krwią zabija niewinnych, w ich mniemaniu, ludzi, popukaliby się w czoło. Bo jak można narażać tak bardzo swoje życie w zamian, przy dobrych wiatrach, nie dostając nic?
OdpowiedzUsuńRavenika jednak nie narzekała. Boski pierwiastek który w sobie nosiła podpowiadał jej, że została powołana do życia w tym jednym, konkretnym celu i winna jest wypełniać swoje obowiązki bez względu na wszystko.
Demon, którego tropiła już od bardzo dawna w końcu postanowił trochę zaszaleć. Ogień trawiący drewniane chaty rozświetlił noc sprawiając, że w źrenice złotych oczu kobiety zwęziły się w cienkie szparki, podobnie jak u kota. Zapach dymu i krwi drażnił nos. ostrze ślizgało się w zakrwawionej dłoni.
Przemykała miejscami, gdzie wciąż panował cień. Gdyby jej usta mogły wydać jakikolwiek dźwięk, to jej oddech stałby się świszczący, a jęk bólu udaremniłby ciche skradanie się do bestii, która siała spustoszenie w miasteczku.
Ból był ogromny, jednak kiedy dostrzegła zgniłozielony grzbiet najeżony kolcami, wielkie szpony wznoszące się, by zadać cios niewinnemu człowiekowi nie wahała się ani chwili. Dwa sztylety wbiły się w miękkie, wręcz błotniste ciało między kolcami, a kiedy stwór odwrócił się by dostrzec, co go atakuje, wyskoczyła z cienia i cięła przez brzuch. Bestia zaryczała głośno i zatoczyła się w tył. Parsknęła, patrząc z nienawiścią przekrwionymi ślepiami na Shavri Zaresh, która sama ledwo trzymała się na nogach i zbyt wolno zaatakowała. Ostrze wbiło się głęboko w ziemię, a stwór zniknął gdzieś poza zasięgiem blasku ognia. Dziewczynka, która jeszcze chwilę wcześniej miała paść ofiarą bestii uciekła. Ludzkie krzyki i trzaski ognia powoli rozmywały się w jeden, coraz cichszy dźwięk. Ravenika potrząsnęła głową, próbując zachować przytomność. To coś cały czas tu było, czaiło się gdzieś w mroku gotowe dokończyć dzieła. Musiała być przytomna. Musiała powstrzymać potwora nim ten zabije wszystkich wieśniaków, jednak nogi i ręce stanowczo odmawiały dalszej pracy.
Ravenika
W pierwszej chwili nie bardzo wiedziała co się z nią dzieje. Poddała się jedynie czemuś, co ściągnęło ją z miejsca bitwy. Głowę wciąż miała pochyloną, jakby była zbyt ciężka, aby potrafiła ją unieść, więc jej złociste, kocie spojrzenie pozostało ukryte. Na bogów, czymże był ten stwór? Nigdy jeszcze nie miała aż takich problemów z pokonaniem demona. Zawsze wiedziała co robić, aby zniszczyć bestię czyniąc jak najmniejsze szkody sobie i otoczeniu. Jeszcze nigdy nie uciekła z miejsca walki i tym razem też jej się to nie podobało. A co, jeżeli potwór, wciąż nienasycony zaatakuje inną wioskę? Jednak nie mogła walczyć dalej. W tej chwili była zdecydowanie na przegranej pozycji i każdy atak w tej chwili byłby ostatnim w jej życiu. Mogła tylko liczyć na to, że wszyscy mieszkańcy tej wioski są już bezpieczni.
OdpowiedzUsuńDrgnęła, kiedy materiał zacisnął się na okaleczonym ciele. Szarpana rana zadana przez demona wyglądała naprawdę paskudnie. Ravenika podniosła w końcu głowę. Mężczyzna stał tak bardzo blisko, że niemal słyszała tętno tłoczonej krwi. Wystarczyło tak niewiele, zaledwie parę kropel, aby wrócić do zdrowia i skończyć to co zaczęła.
Nie. To zdecydowanie nie wchodziło w grę. Nie mogła go skrzywdzić. Wiedziała, że czeka ją za to straszna kara. Złe bóstwo zdecydowanie wiedziało jak sprawić jej największy ból.
Skinęła więc głową potwierdzając, że go dobrze usłyszała i zrozumiała. Trzeba było uciekać. Zniszczy tego potwora innym razem.
Ravenika
( Taak, takie wątki mogą być serio dobre XD więc bardzo chętnie. ^^) ~ Diana Bishop
OdpowiedzUsuńPrzyglądała się szybkim i pewnym ruchom Cah’a, a ona sama nie zaprzestała swoje śpiewu, który na pewno w pewien sposób zmniejszył ból rannego. Gdy pomocnicy zanieśli już śpiącego mężczyznę Diana wstała z ziemi i westchnęła cicho. Spokój długo nie trwał wokół nich, bowiem otoczyła ich gromadka dzieci, które uwiesiły się na Dianie ciągnąc ją za włosy i ubrania. Elfka kucnęła pod ich ciężarem i wyczuła, że to nie są ludzkie dzieci. Mimo to uśmiechnęła się delikatnie i potarmosiła włosy małego bruneta.- Miałeś mi opowiedzieć o twojej przeszłości.- Odezwała się do Caha, gdy w końcu uwolniła się od stalowych uścisków dzieci.- Jak na swoją drobną posturę mają zbyt dużo siły.- Oznajmiła i skrzywiła się widząc na swojej ręce czerwony ślad po uścisku jednego z dzieci.- Gdzie teraz idziemy?- Uśmiechnęła się radośnie spoglądając na niego. ~ Diana Bishop
OdpowiedzUsuńStarała się biec jak najmniej obciążając mężczyznę. Rozszarpane udo, plecy i niemal na wylot przebite kolcem ramię zdecydowanie pozbawiło jej tej kociej gracji, z jaką kiedyś potrafiła się poruszać. Kiedy jednak zbliżali się do zgromadzonych w ukryciu mieszkańców wioski zwolniła znacznie, dając do zrozumienia swojemu wybawicielowi, że nie chce wchodzić między nich. Puściła się go opierając o najbliższe drzewo, przykładając policzek do chropowatej, chłodnej kory. Zbyt wielu ludzi, którzy... cóż. Nie pałali do niej sympatią. W tej chwili nie widzieli różnicy między tym, co próbowało ich zniszczyć a Raveniką, która próbowała to coś powstrzymać. Teraz wszystko, co było inne, nie do końca ludzkie było wcielonym złem, które należało zniszczyć. Całkiem świeże opowieści również nie pomagały utrzymać przyjaznych stosunków.
OdpowiedzUsuń- To Shavri Zaresh... - Rozniosły się przerażone szepty, a złowrogie spojrzenia niemal jak sztylety przeszywały ledwo żywą dziewczynę. - To ona sprowadziła to monstrum! - Wyrwał się jeden, najmniej uszkodzony wieśniak. - Zabrać tą dziwkę szatana do wioski, niech spłonie razem z naszymi domami! - Wyrwał się ktoś inny. Ravenika nie reagowała na te krzyki, więc kolejna osoba, wykazując się niezwykłą odwagą podniosła z ziemi kamień.
- Tato, zostaw! - Zawołała jakaś dziewczynka, ciągnąc mężczyznę za nogawkę spodni. Jako jedyna dostrzegła, że Shavri walczyła z potworem, a nie kierowała nim. - Odejdź, Rose. - Warknął mężczyzna, całkowicie zaślepiony nienawiścią. Uniósł rękę, by rzucić kamień, a w jego ślady poszli inni. Ravenika powinna uciec, ale nawet gdyby spróbowała, nic by to nie dało. Nie miała już sił.
Ravenika
Wszystko.- Odparła i wzięła rzemyk do rąk, po czym związała swoje nim włosy.- Jest t jakieś zaciszne miejsce gdzie moglibyśmy porozmawiać?- Mięśnie na jej twarzy napięły się a ona sama jakoś spoważniała. –Poza tym nie chce ociągać cię od tych, który potrzebują teraz opieki.- Oznajmiła rzeczowym tonem patrząc na niego.- W zamian o opowieść twojej przeszłości, ja opowiem ci co działo się ze mną, chciał to nie będzie takie interesujące.- Pokiwała kilka razy głowa.- Czekaj…- Zamyśliła się.- To ile ty masz lat?- Uniosła speszona brwi do góry. Uniosła ręce do góry przeciągając się w związku z czym jej bransoletki zabrzęczały donośnie.- Serio chodźmy gdzieś. Nie chcę aby ktoś nas podsłuchiwał.- Skrzywiła się delikatnie zaczęła iść przed siebie nie bardzo wiedząc gdzie. ~ Diana Bishop
OdpowiedzUsuńMogłaby go w sumie poprawić, jednak nie zrobiła tego. Jedynym sposobem na to byłby kontakt telepatyczny, a wiedziała, że nie każdy lubi gdy grzebie mu się w głowie. Co prawda Ravenika nie potrafiła czytać w myślach, ale samo "włamanie się" by przekazać informacje mogło zostać źle odebrane. W końcu Shavri to nie imię a określenie tym, czym była. Nie wiedziała właściwie co to znaczy ani dlaczego brzmi to akurat w ten sposób, jednak z tą myślą powstała. Tak samo jak z myślą, że musi bronić każdego, kto na tą ochronę zasługuje i niszczyć wszystko, co zagraża tej planecie. Jednak z każdą taką sytuacją miała coraz większe wątpliwości. Czy ma bronić takich jak ci ludzie, którzy sami sobie szkodę wyrządzają trawiącą ich nienawiścią? Czasem za bardzo przypominali czarne bóstwo które spotkała na samym początku swojej trudnej drogi przez ten świat. Czy ojciec naprawdę tego od niej chciał?
OdpowiedzUsuńSpojrzała na zwierzę przy którym stał mężczyzna i oderwała się od drzewa. Miał rację, trzeba było stąd jak najszybciej uciekać. Nie wiadomo jakie jeszcze nieprzyjemności mogły ich spotkać.
Wczepiła palce w grzywę zwierzęcia i opierając stopę o podstawione dłonie mężczyzny z wysiłkiem wdrapała się na grzbiet wierzchowca. Opadła na jego szyję, a maska, która wciąż zasłaniała jej usta zdradzała szybki, urywany oddech, jakby kobieta przebiegła wiele mil.
Ravenika
Jeśli tak uważasz…- Wzruszyła smukłymi ramionami i ruszyła za nim.- Więc jesteś BARDZO stary.- Zaśmiała się i poklepała go w ramię.- Nie wiem czy powinnam zadawać się z tak starym prykiem.- Mrugnęła do niego uśmiechając się figlarnie.- W porządku, ci ludzie SA naprawdę pocieszni.- Przeczesała wysokiego kucyka, a jej ozdoby zabrzęczały wesoło. Stanęła sobie gdzieś z boku gdy doszli do pomieszczenia, w której znajdował się jakimś znajomy Cah’a. Przypatrywała mu się z zainteresowaniem stwierdzając, że mężczyzna wygląda bardzo znajomo. Po chwili namysłu skojarzyła go z jednym elfem z jej wioski, który obrał posadę w starszyźnie. Posłała jeden ze swoich ciepłych uśmiechów w kierunku chorego i podeszła nieco bliżej.- Jestem Diana.- Uśmiechnęła się szeroko wypowiadając swoje imię, z którego była bardzo dumna. Jej imienniczka była boginią łowów, a Diana czuła się ściśle związana z daną boginią.-Srebrny bogu?- Powtórzyła cicho i przytknęła dłoń do swoich kształtnych ust.~ Diana Bishop
OdpowiedzUsuńWykonała to samo powitanie co mężczyzna.- Zaszczyt cię poznać Drogi Czarny Płomieniu. Rzadko poza granicami mojej wiosko można spotkać kogoś takiego jak ty.- Uśmiechnęła się i wyprostowała z czym ponownie po pokoju rozbrzmiał dźwięk dzwoneczków.- Zachowujecie się jak dwa starzy dobrze przyjaciele.- Odezwała się bez zastanowienia, na swoje usta ukształtowała w miłym uśmiechu.- Hisfot, jeśli chciałbyś jakieś potrawy z moich stron służę ci. Wiem co to znaczy być oddzielonym.- Uśmiechnęła się do niego.- A poza tym jeśli wypijesz to okropne lekarstwo, ja przyniosę ci coś smacznego.- Mrugnęła do niego zachęcająco i spojrzała na zepsuty kwiatek po czym roześmiała się cicho pod nosem. Uniosła prawą rekę i wyszeptała kilka słów pod nosem. Jej rękę spowiły pomarańczowe wstążki owite jasną poświatą, a na owych wstążkach widniały białe, świecące runy. Kwiat, który jeszcze przed chwilą umierał ponownie wyprostował się i zazielenił się. Diana skupiła się bardziej na roślinie, aż w końcu pojawiły się w pewnych miejscach pączki, z których po chwili zakwitły ogniście czerwone kwiaty.- Nie zabijaj już tej rośliny, niech kojarzy ci się ze mną.- Poprosiła Diana i wstała podchodząc do Cah’a. Schyliła się kwiatu i pociągnęła mocno powietrze.- Niesamowicie pachnie.- Uśmiechnęła się zadowolona, a zza okna do sali wleciały świetliki, które zawisły nad sylwetką Diany. Ta cała sceneria sprawiła, że w tym pomieszczeniu pojawiła się najprawdziwsza magia. Elfka zaśmiała się cicho, a świetliki latały w te i we te, chcąc sprawić jasnowłosej przyjemność. ~ Diana Bishop
OdpowiedzUsuńWarren, rolnik który ją odnalazł i tak naprawdę wychował nigdy nie nauczył jej, że kontakt między kobietą i mężczyzną, czy sama nagość może być czymś niestosownym. Wydawało mu się to zbyt oczywiste, aby tłumaczyć jej te rzeczy, więc Ravenika nigdy nie odczuła tego wstydu, jaki czują dziewczęta, kiedy mężczyzna znajdzie się zbyt blisko, bądź też ukaże się zbyt wiele ciała. Shavri w tej chwili była wdzięczna za to, że zminimalizował szansę na dość bolesny kontakt z ziemią.
OdpowiedzUsuńTo chyba właśnie ten straszny ból wciąż utrzymywał ją w przytomności. Nie był na tyle potężny, by uciec od niego w nieświadomość, jednak na tyle dokuczliwy, by musiała się na nim skupić, a to skupienie dawało jej szanse.
Złote oczy, których źrenice rozszerzyły się w mroku śledziły twarz mężczyzny. Na jego słowa jej usta skryte pod maską wykrzywiły się w grymasie uśmiechu. Czym tak naprawdę była miłość, choćby w takim, na wyrost, rozumieniu w jakim użył go mężczyzna? Nie wiedziała. Ludzkie uczucia były tak strasznie skomplikowane. Powiodła spojrzeniem po otoczeniu, próbując rozpoznać miejsce w którym się znaleźli i ocenić to, jak bardzo są tu bezpieczni. Z pewnością bardziej, niż w samej wiosce, jednak wciąż istniało pewne zagrożenie.
Chciała podnieść się nieco, czując jak jakiś kamień boleśnie wbija się w jej żebra i natychmiast tego pożałowała. Ciemnoczerwona krew spłynęła obficie z przebitego ramienia, grymas bólu przyozdobił twarz kobiety, która nie odważyła się już poruszyć nawet o milimetr.
Ravenika
Uśmiechnęła się delikatnie widząc, że elf wypił całą zawartość lekarstwa.- A ja wraz z moja obietnicą przyniosę ci coś smacznego…- Oznajmiła najpierw się do niego uśmiechając słodko, aż do przesady.- …, pod warunkiem, że przestaniesz mnie rozbierać wzrokiem.- Dodała poważnym oraz groźnym tonem spoglądając na Czarnego Płomienia. Ale Diana z rozbawieniem wpatrywała się w jego zmieszana twarzy. Przecież tylko żartowała.- Mężczyznami można tak łatwo manipulować, prawda? Srebrny bogu?- Oparła się o bok Cah’a uśmiechając się do niego porozumiewawczo.- Mogę już chyba zmienić stój, mimo wszystko tamten jest wygodniejszy. –Odchrząknęła, a z jej bluzki oraz spodni wyfrunęły pajęcze nitki, które scaliły się tworząc białą tunikę Diany.- Idziemy gdzieś czy zostajemy tu, mój bogu?- skłoniła się w stronę upadłego boga i powstrzymywała się od parsknięcia śmiechem. ~ Diana Bishop
OdpowiedzUsuńMocno chwyciła jego nadgarstek, kiedy domyśliła się co chce zrobić. Od bardzo dawna nikt nie widział jej twarzy, ponieważ zawsze skrywała ją pod maską. Nie chciała być brana za to plugawe stworzenie jakim był wampir. Poza tym, przy jej opinii publicznej im mniej osób wiedziało jak wygląda tym lepiej dla niej.
OdpowiedzUsuńJednak kolejna fala bólu sprawiła, że skapitulowała. Pozwoliła ściągnąć czarny materiał z twarzy a w rozchylonych ustach, które łapczywie chwytały chłodne powietrze, zalśniły białe, nieco wydłużone kły, jedna z cech charakterystycznych Shavri Zaresh. Wątpiła, by mężczyzna chciał poświęcić pochwę na sztylet, który w ostrych zębach Shavri pewnie skończyłby jako żałosna, przeżuta kupka skóry. W ogóle wątpiła, by chciał ją leczyć. Kto wie, może będzie równie uprzedzony jak wieśniacy.
Ravenika
Zaśmiała się w jego stronę i odgarnęła kosmyki włosów, które wydostały się z jej kucyka. Zastanowiła się chwilę nad jego pytaniem po czym na jej usta wstąpił chytry uśmiech.- Od momentu gdy weszliśmy do mojego i twojego pokoju.- Odgryzła mu się i spojrzała po swoim stroju wzdychając cicho.- Co w nim jest nie tak? Przecież zasłania mi wszystko.- Wzruszyła ramionami i dała kusa w bok Cahowi.- Albo po prostu ty już nie chcesz wiedzieć co tam jest? Hmm?- Wytknęła mu język i przeciągnęła się.- Wracamy do sypialni? Może zjedlibyśmy coś, a ty opowiedziałbyś mi coś wreszcie o twoim boskim życiu. Co ty na to?- Oblizała swoje pełne usta.- Poza tym obiecałam ci coś, pamiętasz?- Zaśmiała się cicho zerkając na niego. ~ Diana Bishop
OdpowiedzUsuńByła przygotowana na jego reakcję, właściwie nie zrobiło jej się nawet przykro. Kiedyś było to dla niej szokiem, jak bardzo negatywnie ludzie mogą reagować na jej wygląd, kierując się jedynie uprzedzeniami, jednak przywykła do tego.
OdpowiedzUsuńDrgnęła, kiedy igła przebiła skórę. W chwili kiedy wyszarpnął kolec mało nie straciła przytomności, jednak była wytrzymała, dała radę. W pochwie pokrytej skórą widniały teraz cztery dziurki, a stal wgniotła się nieznacznie, wręcz ledwo zauważalnie. Kiedy skończył opatrywać rany wypluła pochwę, chcąc pozbyć się słonawego smaku starej skóry z języka. Dotknęła owiniętego bandażem uda i westchnęła ciężko, próbując ignorować pulsujący z ran ból.
Rozejrzała się ostrożnie dookoła w poszukiwaniu czegoś. Chwyciła krótki patyk leżący na ziemi i wyskrobała na ziemi "Kim jesteś?". w tej chwili dziękowała Warren`owi, że zechciał nauczyć ją pisać i czytać.
Ravenika
Wzięła kilka łyków wyjątkowo podłego naparu, jednak nawet się nie skrzywiła. W końcu podobno miał jej pomóc, a gorzkie lekarstwo działa najlepiej, zatem nie miała zamiaru narzekać. Nie dało się ukryć, że mężczyzna ocalił jej życie. Kiedy odjął bukłak od jej ust, zamazała poprzedni napis, aby wykonać kolejny: "Mogę przemówić, jednak nie wiem czy czy tego chcesz" wyjaśniła. Owszem, byłoby zdecydowanie wygodniej i nie musiałaby babrać się w błocie, co było zdecydowanie nieprzyjemne.
OdpowiedzUsuńNie każdy lubił przekazy telepatyczne, odbierały pewien rodzaj prywatności. Nie wiedziała, czemu jej ojciec nie podarował jej zdolności wydawania dźwięków, jednak nie miała mu tego za złe. Żyła w przekonaniu, że na pewno stało się to z jakiegoś powodu.
Ravenika
Tak, jasne.- Burknęła w jego stronę, a białe nitki jej ubrania ponownie ruszyły do góry, otulajac ciało Diany czarnym płaszczem. Weszła posłusznie do kuchni, w krórej panowały przecudne zapachy. Zmierzyła jego sylwetkę wzrokiem, po czym usiadła gdzieś z boku.- Ugotuj to co potrafisz najlepiej, tak bedzie dobrze.- skwitowała i skrzyżowała swoje rece na piersiach.- Pozwolisz jeśli będę urzywać magii.- odezwała sie cicho, a jej ramiona prosły kolorowymi kwiatami.- Masz tu jakieś czarnoksiędzkie księgi?-uniosła na mężczyzne swoje błekitne oczy lustrujac go chwile.
OdpowiedzUsuńJak już pewnie zdąrzyłeś zauważyć jestem nieco innym elfem. Faktycznie wiekszość z nas nie jada mięsca, ale ja przyzwyczaiłam sie do jedzenia go po ...-urwała i odchrząknęła.- po pewnym wydarzeniu-przeczesała eleganckim ruchem swoje włosy, po czym, wypuściła je od rzemyka, wskutek czego ponownie zadzwoniły jej ozdoby.- Plugawych?- powtórzyła głucho.-Nie tolerujesz czarnoksiężników?- Odparła ciekawskim tonem.-A mówiłeś, że nie jesteś rasistą. Czyżbyś powiedział to aby mnie udobruchać?- Uniosła pytająco jedna brew. Wszystko zaczęło wskazywać, że Diana w porę odzyskała swój razsądek wobec Cah'a.-Było by miło gdybyś także sprawił jakiś napój.
OdpowiedzUsuńNo dalej srebrny bogu!- zachęciła go i zaśmiała sie subtelnie. Pokiwała zgadzając sie z jego słowami i wstała ze swoje miejsca.- Za co masz uraz do czarnoksiężników?- pochyliła sie na jego ręka i łapnęła kawałek jednego z warzyw.- Ale nie chcę abyś był zły, wiec jeśli nir chcesz nie odpowiadaj.-Odparła miłym tonem i zaczesała kosmyk włosów za ucho- Oh tak, czarna magia służy tylko do złych zamiarów.-Skrzywiła się a przez jej twarz przeleciała złość, która długo sie tam utrzymywała. To własnie czarną magią zły elfy, a raczej mroczne elfy zabiły jej rodzine. Nawet taka osoba jak Diana odczuwała nienawiść i złość. Jej zwykle przyjazna i spokojna twarz teraz była zupełnie inna, a w jej oczach panowała mrożąca pustka.- Wolę magię tą jak sam powiedzialeś, z natury. Jest przyjazna.-Powiedziała szeptem opierając sie o blat.
OdpowiedzUsuńUniosła swoje oczy na jego twarz gdy ten dotknął jej policzka. - Nie spotkałam nigdy czarnoksiężników, a nawet gdyby nigdy czułam wobec nich nienawiści czy złości.-Odparła gorzko, a jej twarz rozluźniła sie nieco. Ugryzła kawałek warzywa, które trzymała w ręce i wbiła wzrok gdzieś w podłogę.-Jednak poczułam na własnej skórze co potrafi czarnoksięska magia.-Warknęła i zmarszczyła mocno czoło.-Wybacz...-dopiero po chwili przypomniała sobie zie jest i z kim przebywa. Chwyciła do ręki kielich i uśmiechnęła sie blado, jednak juz po chwili odrzuciła od siebie smętne mysłi i upiła łyk trunku.- Faktycznie, smakowite.- Stwierdziła z zadowoleniem i ponownie zanużyła usta w winie.
OdpowiedzUsuńKto wie, może zdołałaby przełamać ową barierę o której mówił. W końcu on był upadłym bogiem, który powoli tracił swoją moc, a ona pochodziła z boskiej krwi, więc po części też była istotą boską. Nie próbowała jednak tego zrobić, z powodów wymienionych już wcześniej. Przez tą grzeczność brakowało jej rozmów z innymi. Właściwie nie było nikogo kto by wiedział o tej zdolności prócz Warren`a. Z nikim nie spędzała wystarczająco dużo czasu aby się dowiedział.
OdpowiedzUsuńZnów zatarła wiadomość na ziemi i patykiem wyrysowała kolejne litery: "Nikt nie lubi kiedy ktoś wkrada im się w myśli. Mogę porozumiewać się telepatycznie." Wyjaśniła więc. W końcu tak będzie zdecydowanie wygodniej niż ciągle ryć patykiem po ziemi, a wychodziło na to, że spędzą ze sobą jeszcze jakiś czas. Wędrowanie o tej porze do miasta w takim stanie, w jakim była Ravenika nie było najlepszym pomysłem. Zbyt dużo niebezpieczeństw kryło się w mroku.
Ravenika
Słuchała jego słow z uwagą, która pozwoliła jej zapomnieć o mrocznych elfach.-Po tym co powiedziałeś, cieszę się, że poznałam cię jako upadłego boga.-Uśmiechnęła sie w jego kierunku i upiła łyk wina.- Łucznictwo?- powtórzyła, analizując cała jego wypowiedź.- Nigdy nie spotkałam lepszego łucznika niż ja.-Powiedziała bezpośrednio, czując dumę.- Mam nadzieje na mały pojedynek w przyszłości.-mruknęła zaczepnie, jakby podwarzając jego zdolności.- Jednak w każdym razie twoja historia jest interesująca.-Oznajmiła i sięgnęła ponownie po jakieś warzywo, które szybko znalazło sie w jej ustach.-Powiedz Cah... byłbyś zadowolony gdybyś ponownie stał sie bogiem? Przecież tutaj jest wielu ludzi, którzy już wierzą w ciebie i twoją moc. tylko czekać parę tygodni i zaczną stawiać ci świątynie. Ponownie ogarnęłaby cie pycha?- zapytała patrząc intensywanie w jego oczy.
OdpowiedzUsuń- Nawet gdybym chciała odczytać twoje myśli, to nie mogłabym. Mogę jedynie przekazywać informacje, nic więcej. - Odpowiedziała, odrzucając patyk gdzieś na bok. - Jednak nawet to niektórym przeszkadza. - Co było raczej normalne. W końcu mało kto czuł się swobodnie słysząc obcy głos we własnej głowie. - Na imię mi Ravenika. - Dodała po krótkiej chwili milczenia. Nie chciała, by zwracał się do niej Shavri Zaresh. To tak, jakby do każdego elfa mówić elfie, bez względu na jego imię.
OdpowiedzUsuńZamilkła, nie mówiąc nic więcej. Przyglądała się jego poczynaniom i nie dało się ukryć, że on również przed czymś ucieka. A to znaczyło, że albo nie da jej spokojnie odpocząć, albo ją tu zostawi. I właściwie nie wiedziała co zdziwi ją bardziej. Gdyby jednak zechciał podróżować z nią to tylko by go spowalniała, a to chyba nie wyjdzie mu na dobre.
Ravenika
(Sorki, źle zrozumiałam XD )
OdpowiedzUsuńWięc jeśli pragniesz na nowo stać sie bogiem to tego ci właśnie życzę. A jeżeli ma vi to pomóc, to będę w ciebie wierzyć Srebrny bogu. To właśnie miałam na myśli gdy mówiłam o tobie ,,moj bóg''.-wyjaśniła meżczyźnie i wraz z jego pomocą zasiadła przy stole. -Dziękuje.- odparła i spojrzała na potrawę, którą przygotował.- Jestem nieco zdziwiona, że męzczyzna potrafi tak gotować. Niechętnie, jednak muszę przyznać, że zrobienie tego byłoby dla mnie wyzwaniem.-westchnęła niezadowolona z faktu, że i w tym Cah okazuje sie być lepszy. Diana odrzuciła włosy do tyłu i spojrzała ponownie po jego twarzy.-Jeśli byłeś bogiem, musisz wiedzieć co oznacza imię Diana.
Zrobiła co jej kazał, starając się to zrobić jak najostrożniej, żeby nie popsuć niczego i oczywiście nie sprawić sobie większego bólu. Westchnęła ciężko, kiedy w końcu usadowiła się jak powinna. Złote oczy pociemniały, na nowo stały się czarne.
OdpowiedzUsuń- Więc nie słyszałeś o mnie. - Odezwała się znowu. - O tej złej Shavri Zaresh, która morduje niewinnych i sprowadza demony. - Uśmiechnęła się lekko. - Ludzie zawsze boją się tego, czego nie rozumieją, bo nie potrafią przyporządkować tego do żadnej kategorii. - Nie mówiła o tym z goryczą, ani z rozbawieniem. Raczej z analityczną próbą pojęcia ludzkiego umysłu. - Dziękuję, że mnie stamtąd zabrałeś. Pewnie dokończyliby to, co zaczął demon, a ja nie mogłabym się bronić. - Oparła ciężką głowę na ramieniu mężczyzny, a powieki same opadły chwilę później. Nie zasnęła, ale musiała trochę odpocząć. Odrzucała myśl, że wystarczyłoby kilka kropel krwi, aby znów wróciła do pełni zdrowia. Wolała cierpieć niż skrzywdzić kogoś niewinnego.
Ravenika
Skineła delikatnie głową w ramach podzięki za odgarnięcie uporczywych włosów. Kosztując jego pieczeń powoli rozpoznawała smaki oraz delektoeała sie doskolałym dobraniem składników. Zerknęła na niego i westchnęła cicho.-Musze przyznać, że pieczeń jest doskonała.-uśmiechnęła sie kwaśno.- Jestem zazdrosna o to, że gotujesz lepiej niż ja. A ja jestem kobietom.-Cmoknęła niezadowolona, jednak nabiła na widelec kolejna porcę mięsa i włożyła ja sobie do ust.- Naprawdę pyszne.- odparła szczerze, a niebieskie oczy Diany poszybowały ku twarzy Cah'a.- Pasje?- zamyśliła się.- Jedyne w czym jestem dobra to łucznictwo oraz magia. Każdy musiał sie uczyć ich w mojej rodzinnej wiosce.- dodała już nieco zgaszonym tonem, jednak dalej chętnie zajadała sie potrawą.
OdpowiedzUsuńZaśmiała się cicho w myślach, a ten dźwięk dotarł do niego. Jej usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu, choć oczy wciąż pozostały zamknięte. - Nie zauważyłam, bym do tej pory stawiała jakiś opór. - Odparła rozbawiona. Nie zamierzała mu nawet wspominać o swojej natychmiastowej terapii leczniczej. Wystarczyło, że już wcześniej zachowywał się jakby miał do czynienia z dzikim zwierzęciem. Co prawda przyznał, że nie jest niebezpieczna, jednak wolała nie nadużywać jego dobroci.
OdpowiedzUsuńDelikatne kołysanie coraz skuteczniej usypiało, chociaż broniła się przed tym jak tylko mogła. Nie chciała spać, nie teraz, kiedy wciąż w okolicy czaiło się niebezpieczeństwo. Cahan`a się nie obawiała. Jak zwykle w swojej naiwności uwierzyła, że jest ktoś, kto nie chce jej uśmiercić a wręcz przeciwnie, chce jej pomóc.
Ravenika
Kiwnęła delikatnie głową.- Z chęcią zaprezentuje moje łucznicze zdolności, a nawet podejmę się ryzyka nauczenia sie tej umiejętności.Czy wierz, że wiele zależy od nauczyciela?- odparła a kącik jej ust uniósł sie delikatnie do góry, prawie niewidocznie. Gdy Cah zacząc swój monolog Diana słuchała go uważnie, analizując każde wypowiedziane słowo. Westchnęła ciężko i uniosła do ust kielich, upijając pare łyków.-W tam razie stwierdzam, iż nadal jestem w żałobie. Wyraźnie dostrzegam nowe możliwości, jednak tylko tak świątynia wydaje sie dobrym dla mnie miejscem. Dlaczego? Widząc wasze zwyczaje mimo tego, że nie przebywam tu długo, zaczynam rozumieć, nienawiść, którą zapewne kierowały sie mroczne elfy..-urwała, gryząc sie w język. Jak na razie nie chciała mówić mu o wydarzeniach, które ją spotkały, ponieważ jej samej nie mogło przejść to przez gardło. Skosztowała kolejny kawałek pieczeni i umilkła na parę chwil.-Jednak zostanę przy twojej, o wiele pociesznej wizji niż moje, na przyszłość kogoś takiego jak ja.-uśmiechnęła sie subtelnie.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że rozmawiali, bo chyba faktycznie w końcu by zasnęła.
OdpowiedzUsuń- Wierz mi, że będę milczeć jak grób. - Stwierdziła rozbawiona. W końcu czy nie była to prawda? Mówić i tak nie mogła. Przynajmniej nie tak jak robią to normalni ludzie. - Nie musisz się obawiać, i tak nie miałabym komu zdradzić tego sekretu. Jest całkowicie bezpieczny - Dodała po chwili, by nie uznał jej żartu za wymiganie się od zapewnienia go, że nikomu nie zdradzi tego sekretu. Sama wiedziała jak bardzo dochowanie niektórych było ważne. - Dla mnie nie ma schronienia. - Mruknęła. Nawet nie wiedziała, czy chciała jakiegokolwiek schronienia. Nie została powołana do istnienia po to, aby się chować. Poza tym mogłaby narazić innych na niebezpieczeństwo, a tego przecież nie chciała.
Ravenika
A co to jest?- przyjrzała się fajce, bowiem widziała coś takiego po raz pierwszy.- Do jedzenia?- zmarszczyła czoło i podeszła do niego, chcac zobaczyć z bliska interesujący ją przedmiot.- Obserwowanie? Dobre i to na początek.- kiwnęła głową na znak zgody, nie spuszczając z oczu fajki.- Ale czym można jeszcze zamaskować?-mruknęła odsłaniając je i delikatnie przejechała po ich powierzchni. Zmrużyła delikatnoe oczy nie mogąc pojąc jak bardzo elfickie uszy są delikatne- Kim są dokładnie ci inkwizytorzy?- wymawiając nazwę z duża trudnościa, schowała swoje ręce pod czarnym płaszczem.
OdpowiedzUsuń- Jedyny Nie Człowiek którego spotkałam obłożył mnie paskudną klątwą, której nie mogę się pozbyć. - Stwierdziła po chwili. Faktycznie, później miała do czynienia jedynie z ludźmi. Przynajmniej dopóki nie trafiła do Norrheim. Tutaj, jak się wydawało, było ich znacznie więcej. Sama nie wiedziała, czy to dobrze czy źle, jednak zapowiadało zmiany, na które chyba nie była gotowa, jednak zdecydowanie otwarta. Z natury była ciekawskim stworzeniem, a gdy wziąć pod uwagę jej niewielką wiedzę o ludziach, czy też nie ludziach było całkowicie normalne.
OdpowiedzUsuńWcale nie musiała wyglądać na śpiącą. Kiedy tylko temat urwał się, a do miarowego kołysania dołączył równie miarowy dźwięk podków uderzających o bruk zasnęła. W końcu mało dziś nie umarła, więc sen był całkowicie usprawiedliwiony. W mieście nie groziło im już raczej nic, a przynajmniej nie na taką skalę jak w lesie, zatem pozwoliła sobie na te chwilowe odpłynięcie.
Ravenika
( Ja już bede sie zbierać, ale to odpisze ci jutro^^ to dobranoc Cah i Ravenika xd )
OdpowiedzUsuńZwykle spała niezwykle czujnie. W końcu na każdym kroku czaił się demon, wysłannik złego bóstwa między którym a dziewczyną panowała zasada prosta i stara jak świat: kto pierwszy zareaguje, ten przeżywa. Teraz jednak zapadła w głęboki sen, że wszelka krzątanina wokół jej osoby nie była w stanie jej obudzić. Kiedy w końcu otworzyła oczy dostrzegła, że wszelkie ślady zaschniętej krwi, błota czy sadzy zniknęły z jej jasnego ciała, podobnie jak ubranie, w którym się tu zjawiła, a zamiast tego miała na sobie proste, lniane giezło w nieco szarawym po licznych praniach odcieniu. Ramię było na nowo, tym razem całkiem porządnie opatrzone, podobnie jak udo. Rany wciąż ćmiły bólem, jednak nie tak dotkliwym jak wcześniej. Wiedziała, że nim wróci do całkowitej sprawności minie trochę czasu. Nie był to dobry znak, jednak tyle dobrego, że w ogóle przeżyła.
OdpowiedzUsuńUsiadła na swoim posłaniu i rozejrzała się dookoła z zaciekawieniem. Niemal czuła ból wszystkich rannych ludzi, którzy znajdowali się w sali. Nigdy nie potrafiła pojąć jak ktokolwiek, lub też cokolwiek jest w stanie skrzywdzić niewinnego człowieka. Chciała wstać, jednak poszarpana noga stanowczo odmówiła współpracy. Obróciła się na bok i dostrzegła małego chłopca na posłaniu obok, który przyglądał jej się z zaciekawieniem. Uśmiechnęła się do niego lekko uważając, aby nie pokazać kłów. W końcu reakcja na ten widok mogła być naprawdę różna, bez względu na to do jakiego gatunku należał chłopak. Nie wiedziała co mu jest, niemal po szyję był przykryty kocem, jednak z jakiegoś powodu się tu znalazł. Zastanawiała się gdzie są jego rodzice. W końcu powinni być u jego boku.
Ravenika
Odwróciła spojrzenie od chłopca, kiedy usłyszała pytanie. Podparła się na zdrowej ręce by usiąść. Nie lubiła, kiedy ktoś patrzył na nią z góry, z resztą chyba nikt za tym nie przepadał. Odgarnęła ciemne, wilgotne włosy z twarzy, ponieważ wcześniejszy warkocz uległ destrukcji, prawdopodobnie z resztą ciała ktoś wypłukał krew i kurz z włosów.
OdpowiedzUsuń- W porządku. Tylko ktoś zabrał moje rzeczy. Mam nadzieję, że dostanę je z powrotem, bo jestem do nich strasznie przywiązana. - Skinęła głową i uśmiechnęła się lekko. W końcu nie było to żadne oskarżenie. Domyślała się, że ubranie nie było w najlepszym stanie, ale jednak chciała je odzyskać. Przyjrzała się mężczyźnie, który siedział na przeciw niej, nie wyglądał najlepiej, jednak takie już chyba przekleństwo uzdrowicieli. Ratując zdrowie i życie innych poświęcali własne. Z tego co widziała na sali, a sądziła, że to nie jedyne pomieszczenie w której znajdują się chorzy, Cahan miał pełne ręce roboty. - Za to ty wyglądasz jakby przypięli cię do pługa i kazali orać skały. - Stwierdziła.
Rave
Pokręciła przecząco głową. Potrafiła znieść ból, a jak zwykle tkwiła w przekonaniu, że innym te medykamenty bardziej przydadzą się niż jej. To było w pewien sposób męczące i irytujące, to jej całe poświęcenie, jednak nie ona decydowała o tym, a świadomość bóstwa, z którego krwi powstała. Czasem się zastanawiała, czy tak naprawdę należy do siebie, czy do jakiejś wyższej siły, a ona jest jedynie narzędziem w jego rękach. To nie było miłe uczucie, jednak nie pozostawało jej nic innego. W końcu komuś zawdzięczała życie. Teraz już dwóm ktosiom.
OdpowiedzUsuń- Nic mi nie będzie poradzę sobie. - Odparła więc tylko.
Zmarszczyła lekko brwi słysząc słowa mężczyzny. Nie wyłapała tego sarkazmu, którym ją obdarzył. - Ale... to nie był komplement... - mruknęła nieco zdezorientowana i pokręciła głową urywając temat. To nie był czas na tłumaczenie takich rzeczy. Zwłaszcza, że mężczyzna wyraźnie się chwiał. - Posłuchaj, idź odpocząć. Może nie wyglądam, ale mogę tutaj pomóc. Co nieco umiem, a i uczę się szybko, więc powinnam sobie poradzić. Nawet ktoś taki jak ty potrzebuje czasem odpoczynku, a jestem ci winna jakąś przysługę. - Wyjaśniła. Zdawała sobie sprawę, że nie ma do czynienia z jakimś zwyczajnym uzdrowicielem. Wyczuwała w nim boski pierwiastek. Inny niż jej, ale jednak boski.
Rave
Dopiero teraz zwróciła uwagę na kręcących się wszędzie medyków i symbole wymalowane na ich czołach. No tak. Ona była po tej drugiej stronie barykady. Niestety, bo wiedziała, że długo tak nie wyleży. Po prostu będzie musiała prędzej czy później wstać, choćby pokręcić się tutaj, bo zwariuje leżąc plackiem i czekając, aż wszystko się wygoi. - Z pewnością, w to nie wątpię. - Przytaknęła mu. Wszak nie zachowywał się jak ktoś, kto jest całkiem nowy w tym co robi, a i przypuszczała, że ma znacznie więcej lat niż wygląda. Podobnie jak ona. Normalnie powinna być już zasuszoną, zniedołężniałą staruszką. Ale nie była człowiekiem. Na szczęście bądź też nie. Wszystko miało swoje wady jak i zalety. - Tylko proszę, nie każ mi tutaj leżeć plackiem przez cały czas. Tego nie zniosę. - Spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. Z resztą, mógł się nie zgodzić, a ona i tak by wstała prędzej czy później. Nawet jeżeli miałby ją wykopać ze świątyni za nieposłuszeństwo. - Tego nie zniosę. Poza tym naprawdę nie jest ze mną tak źle.
OdpowiedzUsuńRave
Skinęła głową, niejako czując ulgę, że jednak nie będzie zmuszona do ciągłego leżenia. Pamiętała, jak jeszcze mieszkała z Warrenem i spadła ze skał. Nie połamała się, jednak ostre krawędzie strasznie ją pocięły. Mężczyzna przez bite dwa tygodnie nie pozwalał jej się ruszyć z łóżka. To była pierwsza i ostatnia kłótnia.
OdpowiedzUsuń- Poradzę sobie. - Powtórzyła po raz kolejny w ciągu tej rozmowy i uśmiechnęła się, żeby zapewnić go, że naprawdę nie tak łatwo ją unieruchomić, nawet jeżeli demon jest wyjątkowo paskudny. Poprawiła spódnicę giezła i spuściła nogi z łóżka. Nie zamierzała jeszcze wstawać, jednak nie mogła tak dłużej półleżeć.
Rave
Shavri siedziała jeszcze chwilę na posłaniu jakby próbując ocenić własne siły, czy też da radę wstać i się przejść i czy później ktoś nie będzie musiał zbierać jej zwłok z korytarza. W końcu jednak wstała, podpierając się na zmajstrowanej z gałęzi kuli, aby odciążyć nogę i nie porozrywać szwów. Było jej ciężko, ponieważ czuła odbicie bólu wszystkich rannych i chorych, którzy znajdowali się w świątyni. Na samym początku było jej ciężko, mało nie postradała zmysłów, kiedy pierwszy raz poczuła coś takiego, jednak z czasem nauczyła się to ignorować. Kolejny znak, dla którego nie mogła tu zostać. Zbyt wiele bólu i cierpienia skupione w jednym miejscu.
OdpowiedzUsuńWyszła z sali, aby uwolnić się od wszechobecnego zapachu krwi, który niczego nie ułatwiał. Nie mogła przywyknąć do tego, że nikt tutaj nie patrzy na nią z wrogością, a wręcz przeciwnie. Lepiej czułaby się w swoim własnym ubraniu, z maską przesłaniającą twarz, jednak nie wiedziała gdzie ich szukać.
Mijała krzątających się medyków, niektórych chorych. Dziewczynka, którą chwilę wcześniej próbował uspokoić Cahan i jedna z jego pomocnic wyrwała się kobiecie i teraz biegała po korytarzu w poszukiwaniu rodziców. Wpięła się w spódnicę Raveniki.
- Widziała pani moją mamusię? - Spytała chlipiąc cicho. W tej chwili Ravenika cieszyła się, że nie może mówić. Nigdy nie potrafiła kłamać. Zamiast tego przyklękła przy dziecku i przeczesała jasne włosy palcami, głaszcząc po główce. Uśmiechnęła się do niej, próbując pocieszyć. Ciemne do tej pory oczy przybrały barwę fioletu. Dziecko natychmiast przestało płakać zaintrygowane tym, co zobaczyło. Rave otarła łzy z jej policzków. Czuła wewnętrzny ból dziewczynki podobnie jak każdego innego. Wiedziała, co ta przeżywa. Kiedy zginął Warren sama czuła się strasznie zagubiona i osamotniona.
- Wracaj do łóżka. Wszystko będzie dobrze. - Przekazała dziecku, a to znacznie spokojniejsze wróciło do sali i swojej opiekunki. Shavri wyprostowała się, podpierając na kuli i ruszyła w dalszą drogę korytarzami świątyni.
Już miała minąć uchylone drzwi do kuchni, kiedy dostrzegła siedzącego na krześle uzdrowiciela. Wyglądał teraz jeszcze gorzej niż wcześniej. Naszła ją myśl, że są do siebie podobni. Oboje dostają w tyłek od życia, aby pomagać innym. I o ile ona jeszcze była na tyle młoda, by nie zniechęcić się do końca i wierzyć, że chce to robić, tak on wyglądał na niesamowicie wykończonego tym wszystkim.
Rave
Kiedy weszła do jako oświetlonego pomieszczenia źrenice wciąż fioletowych oczu zwęziły się w cienkie szparki. Jako stworzenie mimo woli nocne zbyt jasne światło ją raziło.
OdpowiedzUsuń- Co z mieszkańcami wioski? - Zapytała. Co z tego, że chcieli ją ukamienować. Skoro już uratowała ich nędzne istnienia to przynajmniej chciała wiedzieć, czy nie na darmo narażała własne.
Podeszła do krzesła i pokręciła głową, kiedy jeden z pomocników Cahana chciał jej pomóc usiąść. Z tym jeszcze mogła sobie doskonale poradzić i nie potrzebowała pomocy na każdym kroku. W końcu mieli swoją pracę, a Rave nie nawykła do tego, aby wciąż przy niej skakać. Nie wypytywała o samopoczucie Cahana, ponieważ wszystko było widoczne na jego twarzy, a też nakazywanie mu czegokolwiek nie miało sensu.
Rave
Nie trudno było jej się domyślić, że chodzi o dziewczynkę którą spotkała na korytarzu. Szkoda małej, jednak zawsze jest jakaś nadzieja. - Może jakaś rodzina ją przygarnie. - Wyraziła swoje zdanie, opierając się łokciami o stół. - Nieźle się urządziłeś - Mruknęła jakby z niezadowoleniem. W końcu miała prawo. Czuła jego ból niemal jak swój własny. Sprawy nie poprawiał fakt, że czuła zapach jego krwi. Krwi słodkiej, przesiąkniętej mocą, siłą która potrafiła ją uzdrowić i kusiła. Shavri starała się oddychać płytko, aby odrzucić od siebie ten zapach, jednak naprawdę ciężko było oprzeć się pokusie. Przesunęła językiem po wyschniętych wargach i zasłoniła dłonią usta i nos udając, że po prostu podpiera ciążącą wciąż głowę. Przesunęła spojrzeniem po osobach znajdujących się w kuchni, próbując skupić się na czymkolwiek innym.
OdpowiedzUsuńRave
Kiedy Cahan kazał wyjść swojemu pomocnikowi nie bardzo wiedziała co się dzieje. Jego pytanie zbiło ją trochę z tropu, jednak tylko przez chwilę. W końcu mogła się spodziewać, że prędzej czy później się domyśli. Kiedy była w takim stanie ciężko było jej ukryć pragnienie, które przy ranach fizycznych jedynie się wzmagało. Podświadomość dyktowała, co może jej pomóc natychmiast, a z podświadomością ciężko było walczyć.
OdpowiedzUsuńNie odpowiadała, żałując w tej chwili, że nie mogła kłamać. Bo nie mogła, niestety, nigdy się tego nie nauczyła, więc pewne było, że przy najmniejszej próbie Cahan domyśli się, że próbuje go oszukać, a to nie postawiłoby jej w dobrym świetle, a wolała sobie w tej chwili nie robić wrogów.
Skinęła w końcu głową. W końcu nie miała chyba innego wyjścia. - Nie obawiaj się. Ani tobie ani nikomu w tej świątyni nic nie grozi. Wiem, że powstrzymałbyś mnie ale nawet nie będziesz musiał. - Z pewnością by ją pokonał. W końcu był bogiem, a ona jedynie śladem po dawnym bóstwie, jednak nienawidziła swojej krwiożerczej natury. W ciągu całego swojego istnienia piła ludzką krew zaledwie dwa razy w stanie zagrożenia życia i jej ofiarami były najgorsze mendy jakie chodziły po świecie. Co nie zmienia faktu, że nie czuła się po tym dobrze.
Rave
Niemal ze zgrozą obserwowała to, co robi. Nawet na myśl jej nie przyszło, by mężczyzna dzielił się z nią swoją krwią. Nie to, że tego nie chciała, nie myślała o tym, ale z pewnością nie zamierzała wcielać tego w życie. To, że w ogóle mogłaby coś takiego zrobić wydawało jej się wstrętne, a fakt, że chciał to zrobić z własnej nieprzymuszonej woli wręcz przerażające.
OdpowiedzUsuń- Nie, czekaj! - Zawołała, jednak było już za późno. Woń krwi uderzyła ją, a kły zamrowiły. Kiedy spodek przesunął się w jej stronę zeskoczyła z krzesła i odsunęła się. Pragnienie było trudno powstrzymać. Fiolet oczu znów zmienił się w łowieckie złoto, a mięśnie zadrgały, próbując poderwać kobietę do spodka z krwią. Nie miała sił, by się oprzeć.
- Nie powinieneś tego robić. Poradziłabym sobie. - Mruknęła niezadowolona, jednak nie mogła dłużej powstrzymywać pragnienia. Podeszła do stołu i chwyciła spodek w dłonie, przybliżając go do ust. Zaciągnęła się słodkim zapachem krwi i zlizała tych kilka kropel z talerzyka. Mało. Stanowczo za mało by ugasić pragnienie, wręcz tylko je pogłębiło, jednak rany, wcześniej opatrzone zaczęły się natychmiast zasklepiać, ból ustąpił niemal całkowicie. Odstawiła spodek na stół i znów się cofnęła. Wciąż czuła słodki nektar na języku. Zacisnęła zęby i wstrzymała oddech. Pomogło, przynajmniej trochę.
Sięgnęła do zawiniętego bandażem ramienia, rozwiązując materiał. Zdaje się, że nie był już potrzebny.
Rave
Pozbyła się bandaża z ramienia i z nogi. Przecięła szwy leżącym na stoliku nożykiem i wyciągnęła je, a dziurki natychmiast zasklepiły się, nie pozostawiając żadnego śladu po wcześniejszych obrażeniach. Dopiero wtedy podniosła wzrok na zmęczonego mężczyznę, jednak natychmiast spojrzała w bok. Jak zwykle czuła wstyd, że zachowywała się jak jakieś wygłodzone, bezmyślne zwierzę.
OdpowiedzUsuńDziewczyna nie umiała korzystać z magii. Nie znała się na czarach a na broni i technikach ukrycia bądź walki. Uczucie którego doświadczyła było czymś zupełnie nowym i pobudzało jej ciało w sposób, którego nie rozumiała. Po raz pierwszy od wielu lat na jej jasną twarz wystąpiły delikatne rumieńce, a oczy zalśniły lekko. Odchrząknęła i otarła usta. Dopiero wtedy podniosła spojrzenie na uzdrowiciela. Właściwie to nie wiedziała, czy "dziękuję" będzie w tej chwili właściwie. Tak naprawdę to w ogóle nie wiedziała jak się zachować. Cofnęła się niemal pod ścianę, aby otumaniona nowymi uczuciami jednak nie poddała się instynktowi. Powinna odejść, ale z kolei poza kuchnią było zbyt wielu niewinnych ludzi, których mogłaby skrzywdzić.
Rave
Pokręciła energicznie głową, nadal stojąc jednak przy ścianie, dla większego bezpieczeństwa. - Cudza krew nie jest mi potrzeba do przeżycia. - Szukanie jakichkolwiek zastępstw było zwyczajnie niepotrzebnym marnowaniem czasu. To i tak nic by nie dało. - To klątwa, o której już wspominałam. - Złożyła ręce za placami i oparła się o ścianę, już nieco bardziej rozluźniona. Mogła postać, a w tej chwili odległość była ważna. Jego ostrzeżenia były nic nie warte. Gdyby nie potrafiła się powstrzymać, rzuciłaby się na niego bez względu na wszystko.
OdpowiedzUsuń- Kiedyś nie czułam pragnienia a promienie słoneczne nie robiły mi krzywdy. Klątwą obłożył mnie brat mego ojca. Od tamtej pory wciąż czuję pragnienie krwi a każdy kontakt ze światłem słonecznym może doprowadzić do mojej śmierci. Jednak wciąż mogę żyć dzięki normalnemu, ludzkiemu jedzeniu. Pragnienie krwi ma jedynie utrudnić mi życie. Jest o tyle uciążliwe, że nie mogę skrzywdzić niewinnej osoby. - Powiedziała, zanim "ugryzła się w język". Zdecydowanie za dużo informacji. Jednak już zdążyła mu zaufać, co mogła na to poradzić? Tak dawno nie miała okazji z nikim porozmawiać.
Rave
Nie zauważyła u siebie żadnego pesymizmu, a jedynie stwierdzała fakty. Natomiast kiedy określił ją mianem wampira obruszyła się, marszcząc brwi. Założyła ramiona na piersi patrząc na niego bykiem. - Nie jestem wampirem. - Burknęła obrażona. - Nie byłam, nie jestem i nigdy nie będę. Jestem Shavri Zaresh. I żadna klątwa tego nie zmieni. - Nazwę wypowiedziała wyraźnie i głośno, dobitnie pokazując, że nie życzy sobie żadnego innego miana. Może trochę na wyrost zareagowała, jednak według niej nazwanie jej wampirem było wyjątkowo krzywdzące. Tak niewiele im brakowało do istot powołanych do życia przez czarne bóstwo, a ona nie była jednym z nich. Byłoby to wyjątkowo podłe bluźnierstwo wobec jej ojca.
OdpowiedzUsuńRavenika