Nadzieja jest matką głupich, co nie przeszkadza jej być uroczą kochanką odważnych.
Diana Bishop
Diana Bishop
to młoda kobieta wyglądająca na zaledwie dwadzieścia jeden lat. Mierzy ona
około metr siedemdziesiąt. To co wyróżnia dziewczynę w tłumie to jej kolor
włosów oraz sposób ubierania się. Włosy Diany są w świetle dziennym po prostu
jasnego blondu, jednakże tak naprawdę ich kolor to biały. Zawsze między jej
jasnymi kosmykami można spotkać różnorakie koraliki czy ozdoby, które z
najdrobniejszym ruchem wydając dźwięki, przypominając dzwonienie małych
dzwoneczków. Twarz Bishop zdobią przepiękne błękitne oczy, w których można
łatwo utonąć. Także przy jej lewym oku widnieje mały czarny pieprzyk, a jej
delikatnie orli nos dodaje Dianie tylko i wyłącznie uroku. Kolejną wyróżniającą
częścią ciała kobiety są jej szpiczaste uszy. To chyba powinno wystarczyć aby
zdemaskować Dianę, prawda? Elfka, jak większość kobiet, lubi drogocenną i
ekstrawagancką biżuterię, więc jej uszy zdobią długie, złote kolczyki.
Natomiast na jej smukłej szyi widnieje naszyjnik kształtem przypominający koło,
z którego zwisają w dół trzy, złote łezki. Na lewej ręce oraz nodze ulokowane
są bransolety, które owijają się kilka razy wokół kończyn dziewczyny. Diana
ubrana jest zazwyczaj w białą tunikę, która sięga jej zaledwie do ud. Jej
ubranie po bokach przeplatane jest ciemnoniebieską wstążką. Mogłoby się
wydawać, że takie skąpe odzienie Diany ukazuje wszystkie jej walory, jednakże
tak nie jest. Materiał, z którego wykonana jest tunika pochodzi z jej rodzinnej
elfickiej wioski, gdzie posługiwanie się magią jest codziennością, więc dzięki
pajęczynm, kroplom rosy oraz zdolnością magicznym ubranie Diany zasłania
wszystko co potrzeba oraz ma jeszcze kilka innych właściwości. Na przykład
jedną z nich jest wytwarzanie potrzebnych roślin. Diana podróżując często
potrzebowała wyleczyć rany. Wtedy z końca jej tuniki wyrastała potrzebna
roślina, po czym wystarczyło tylko odciąć kawałek i przyłożyć do rany. Bishop
nie nosi butów, ponieważ wcześniej mieszkała w lesie. A tam trawa była na tyle
przyjemna i miękka, że nigdy nie miała poranionych stóp.
Diana
wychowała się na dziwnej kulturze. Całkiem ciekawym zwyczajem jest dziękowanie.
W miejscu gdzie urodziła i później wychowała się, kobiety po ukończeniu dwudziestego
pierwszego roku mogą dziękować mężczyzną w postaci oddania się im. Jednakże
elfka skończyła odpowiedni wiek dopiero gdy dotarła do Królestwia Valnwerd.
Jej wioska
znajduje się na małej wyspie o nazwie „ຫວັງວ່າ”, co znaczy „nadzieja”. Skąd wzięła się nazwa wyspy pochodzi z
pewnej legendy, która mówi o wielkiej wojnie elfów. Niegdyś pewna cześć świata
była podzielona na dwie części. Elfy podzieliły się na dwa rody, których
prowadziły dwa różne rody. Ród, z którego wywodziła się Diana był słabszy i
mniejszy, wskutek czego oni przegrali
bitwę o tereny. Ale dzięki szczęściu i nadziei elfom pokroju Diany udało się zdobyć
tą małą wysepkę, gdzie prowadzą w miarę spokojne życie. Kilka tygodni temu
spokój na wyspie Nadziei został przerwany. Elfy, które wprost nienawidzą eflów
zamieszkujących daną wyspę, ponownie zaatakowali. Jednak nie mieli litości,
zabijali matki, dzieci, starszyznę. Tylko nielicznym udało się uciec, a w tym i
Dianie. Dzięki swoim zdolnością magicznym zdołała jakoś dotrzeć do innego lądu.
Tam znalazła się w porcie, w którym grasowali mordercy jej rodziny, więc Bishop
bez zastanowienia wkradła się na jeden ze statków, który kurs obrał sobie Królestwio Valnwerd…
Diana często jest zdezorientowana, widząc
nowych ludzi oraz dziwne zwyczaje, z którymi się spotyka. Jest osobą cierpliwą
i wyrozumiałą, a także lubi pomagać innym co robi na swój z sposób. Jednak
często jej pomoc staje się utrapieniem, ponieważ robi wszystko nie tak. Dla
nowo poznanych osób jest bezpośrednia oraz może pytać o krępujące rzeczy. Dziewczyna
lubi wyznania i nowe, często niebezpieczne rzeczy. Potrafi być sarkastyczna
przez co trudno ją zrozumieć. Lubi gdy traktuje się ją delikatnie i z szacunkiem,
dzięki temu można zdobyć sobie jej sympatię.
Jak już
wiadomo Diana Bishop jest elfką, co wiąże się tak ze faktem, że jest ona
użytkowniczką magii. Najczęściej posługuje się magią związana z lasem,
roślinami oraz ogólnie z przyrodą. Jej umiejętności magiczne ściśle związane są
z runami, które są źródłem jej mocy. Zawsze gdy używa swoich ponadnaturalnych
talentów, wokół jej dłoni bądź ciała pojawiają się runy i oplatają daną część
ciała pomarańczowymi wstążkami, na których spisane są pewne słowa. Wstążki
spowite są jasnym światłem, które zazwyczaj można spotkać w koralikach Diany,
które są zaplecione w jej włosy. Często jej ozdoby połyskują w odpowiednim świetle.
Kolejną
zdolnością, którą posiada Diana jest łucznictwo. Jest niesamowita w swoim fachu
co często pomagało jej w zdobyciu jedzenia. Diana może także pochwalić się
swoim zadziwiającym śpiewem, który nie raz już zahipnotyzował jakiegoś
człowieka. Bishop nie potrafi niestety grać na żadnym instrumencie, ale za to
jest całkiem dobrą kucharką.
( Jeśli są jakieś
błędy w Karcie Postaci to przepraszam >.< No i chętnie będę prowadzić
wątki pod moja KP. ^^)
["Wkurzajmy ludzi umiłowaniem słowa, studenci polonistyki" :) Blondu, to pierwsze co znalazłam :) Później chodzi o odmianę celownika :D mężczyznom, np. :) lub pajęczynom, kroplom itd. Nie będę szukać reszty, ale gdzieś się tu czai :)
OdpowiedzUsuńOprócz tego zapraszam do wątkowania i tutaj następuje pytanie, czy jest jakiś pomysł, co do spotkania Diany i Raveniki :D]
[A tak poza tym, genialny art *_*]
OdpowiedzUsuń[ Witam, witam, wreszcie KP :D Możemy poprowadzić jakieś wątki w świątyni jak Cah tłumaczy jej na czym polega tutejsza kultura i maniery, uczy jakiejś medycyny czy coś. Albo jakieś wypady na miasto, żeby poobserwować ludzi jak się zachowują. Nie będzie nudno xD ]
OdpowiedzUsuń[Przypadkowe spotkanie, powiadasz? Hm... teoretycznie może być, ale praktycznie może jakiś mały pościg i ukrywanie się w lesie? :D]
OdpowiedzUsuń[ No więc kontynuacja akcji z chatu c: ]
OdpowiedzUsuńGdy robota była skończona obmyłem dłonie w misie z wodą i wytarłem je w ręcznik zerkając tylko jak dzieciaki obskakują Dianę. Zaśmiałem się cicho za nic nie chcąc jej pomóc się od nich ogonić, bo wiedziałem jakby to się skończyło. Przerzuciłby się na mnie. Pomocnicy rozgonili je do łóżek obiecując im coś słodkiego na podwieczorek jeśli będą grzeczne a ja wypuściłem elfkę przez drzwi i wskazałem następne, po drugiej stronie korytarza praktycznie przy samym końcu. - A co dokładnie chciałabyś wiedzieć, Diano? - Spytałem szperając po kieszeniach szat ochronnych i po paru chwilach wydobywając rzemyk. Wręczyłem go jej. - Zwiąż nim włosy. Uchroni Cię to przed następnym atakiem małych pchełek z bardzo silnymi łapkami. - Zaśmiałem się.
[Owe złe elfy mogłyby wpaść na trop Diany i ją ścigać. Ravenika pomogłaby jej się wywinąć z ich rąk, jednak byłoby ich za dużo, a Rav mogłaby zostać ranna i trzeba będzie się ukrywać, czy coś takiego :D]
OdpowiedzUsuń- Nie będzie takiej potrzeby, Diano. - Odparłem ze spokojem. - Tutaj większość osób zna moją przeszłość. - Spojrzałem na nią rozbawiony gdy padło pytanie odnośnie mojego wieku. - Cóż.. - Zamilkłem na chwilę próbując się sprecyzować. - Istniałem za czasów wspaniałych i tajemniczych w obecnych czasach celtów, może trochę wcześniej, lecz żyć prawdziwym życiem zacząłem dopiero niedawno, po upadku. Parę lat temu, sam nie wiem ile. - Poprowadziłem ją do drzwi, do których na początku zmierzaliśmy i otworzyłem je jej. - Zaglądniemy tylko do chorych i możemy wrócić się do izby porozmawiać, skoro tak zależy Ci na dyskrecji. - Uśmiechnąłem się i zawarłem za sobą drzwi. W tej sali spoczywali chorzy na uleczalne, lecz ciężkie choroby. Ci którzy byli w trakcie leczenia praktycznie cały czas spali, lecz mi zależało w tej chwili na tych, którzy byli końca leczenia. Podszedłem do łóżka jednego z nich witając go tak jak mnie nauczył, jak wita się męża w jego stronach; zwinięciem pięści, przystawieniem jej do czoła i ukłonem. On odwzajemnił się tym samym: - Jak się dzisiaj czujesz Hisfot, Czarny Płomieniu?
OdpowiedzUsuńPiekielnie przypadł mi do gustu ten człek. Gdy mu się nudziło przychodziłem do niego i ile miałem czas, i słuchałem opowieści o jego krajach. Hisfot wykrzywił chude wargi w uśmiechu i odparł, lekko chrypliwym basem:
- O wiele lepiej, Srebrny Bogu. - Następnie przeniósł spojrzenie ciemnych jak noc oczu na Dianę i zagwizdał.
- A cóż to za pięknolica dama? - Zagadnął.
Westchnąłem ciężko bo ten dobrze wiedział, że nie cierpię jak ktoś naciska na moje przekleństwo. Posłałem mu spojrzenie ciskające piorunami, ale to po nim spłynęło jak po kaczce z wosku. Przeszedłem obok łóżka pod nocną szafkę ażeby sprawdzić czy ten drań wszystko wypił jak mu kazano.
OdpowiedzUsuńWidząc pytające spojrzenie Diany uniosłem stalową dłoń ażeby uświadomić jej skąd ten przydomek "Srebrny".
Hisfot ukłonił jej się z pięścią przystawioną do czoła i omiótł jej ciało spojrzeniem.
- Me oczy się cieszą widząc kogoś ze znajomych stron i w dodatku tak piękną. Jestem, droga Diano, Hisfot, Czarny Płomień.
Nie przeszkadzałem im w rozmowie, zajmowałem się swoją robotą i przy okazji odkryłem, że ten cwaniak wylał zioła do kwiatka, który usechł i zmienił barwę na sraczkowatą.
- Hisfot, ty bardzo chcesz żebym zrobił ci porządną lewatywę, co nie? - Zlustrowałem go karcącym spojrzeniem, jakim kara się dzieci gdy coś przeskrobią. Ten uniósł dłonie w poddańczym geście:
- Niczego nie zrobiłem, Srebrny.
-Niczego? No fakt. Niczego. Nie wypiłeś ziół tylko wylałeś je do kwiatka. Chcesz się przekręcić czy wreszcie wyleczyć, co? - Założyłem ręce na piersi i zawołałem pomocnika: - Przynieś znowu to samo. - Po czym zwróciłem się do chorego. - Wypijesz to przy mnie do samego dna, wyliżesz dno z fusów i nawet nie jękniesz, że nie dobre inaczej dobitnie przedstawię Ci co jeszcze kryje się za słowem Stalowo-ręki. - Zagroziłem mu lecz z iskrami rozbawienia w oczach co ten natychmiast podchwycił. Uśmiechnął się i skinął głową jednak nie dało się ukryć, że cierpiał z powodu, że musiał wypić coś naprawdę paskudnego. Nie zazdrościłem mu, ale też wiedziałem, że po prostu musi to wypić i koniec kropka.
Wymieniliśmy spojrzenia z uśmiechem gdy Diana wtrąciła, że zachowujemy się jak starzy przyjaciele, lecz żaden z nas nie odpowiedział. Kiedy elfka była zajęta ożywianiem kwiecia a elf oglądaniem jej pośladków w między czasie do sali wkroczył pomocnik z parującymi ziołami.
OdpowiedzUsuń- No - Klasnąłem w dłonie pocierając je niczym zły, bardzo zły bóg. - pora na Ciebie, Czarny Płomieniu. Do dna!
Elf niechętnie oderwał wzrok od postaci Diany i z obrzydzeniem spojrzał na wywar, ujął go w dłonie, i chcąc zachować twarz przed pięknością wychylił wszystko do dna, nawet zjadając fusy mimo iż mówiłem o nich z żartem. Odchrząknąłem pełen podziwu. - No. Dziękuję za współpracę, przyjacielu.
Odchrząknąłem zmieszany i ruszyłem do wyjścia. Przyniosła mi wstyd swymi teatrami jeszcze bardziej mieszając chorego elfa. - Idziemy. - Mruknąłem a gdy już wyszliśmy z sali odparłem. - Od kiedy jestem Twoim bogiem? - Zlustrowałem ją czujnie nie spiesznie krocząc przez hol ku izbie, z której niedawno oboje wyszliśmy. - I ubierz na powrót ochronne szaty. - Mruknąłem z surową stanowczością w głosie jakbym miał do czynienia z dzieckiem, które innym tonem nie zrozumie.
OdpowiedzUsuńŁowy były sensem życia Raveniki. To właśnie po to została powołana do życia, by polować na wysłanników złego bóstwa i niszczyć im, nim oni zniszczą ten świat.
OdpowiedzUsuńTeraz właśnie tropiła jedną z tych bestii, kiedy usłyszała odgłosy innego polowania i to odwróciło jej uwagę. Wskoczyła na drzewo, próbując wzrokiem odszukać źródło dźwięków. Czarne oczy zmieniły barwę na złoto, a źrenice rozszerzyły się znacznie. Wtedy dostrzegła białowłosą kobietę biegnącą przez las. A raczej uciekającą przed grupą mężczyzn, którzy wyglądali na zdecydowanie zdeterminowanych by biedną dziewczynę pochwycić. Ravenika rozejrzała się dookoła, zastanawiając się co robić. Było ich zbyt wielu, żeby wskoczyć między nich. Ruszyła więc koronami drzew ich śladem, zdejmując po cichu jednego po drugim, aż grupa zmniejszyła się znacznie. Kiedy zwrócili uwagę, że coś jest nie tak i przestali się interesować uciekającą dziewczyną, Shavri wciągnęła ją na gałąź, zasłaniając dłonią usta, by nie krzyczała. Drugą ręką pokazała, że ma być cicho i spojrzała w dół, na pościg, który ze zdenerwowaniem rozglądał się gdzie zniknęła elfka.
Ravenika
Westchnąłem ciężko. - Nie, nie zasłania. Ubierz szatę ochronną. - Ponowiłem prośbę zbywając mimo uszu uwagę na temat bycia jej bogiem i po prostu w milczeniu otworzyłem jej drzwi do izby, mimo iż korciło mnie by wepchnąć się pierwszemu. Taka nagła zmiana sytuacji z uwielbienia w irytację. Weszliśmy do kuchni, która była obok mojego pokoju. Było tam pełno stalowych piecy, palenisk, przypraw i jadła, oczywiście niektóre z nich w oddzielnym pokoju. Umyłem ręce w misie z wodą, która stała w każdym pomieszczeniu przy wejściu i zacząłem myszkować po kredensach. - Na co masz ochotę? - Spytałem niemiłosiernie się ciesząc, że wreszcie będę mógł się odprężyć przy czymś co ukochałem; gotowaniu.
OdpowiedzUsuńZaśmiałem się cicho do siebie. - Potrafię wiele rzeczy ugotować. - Jednak już miałem pomysł na potrawę. Nalałem wody do garnka, wyciągnąłem wszystkie składniki i zacząłem je kroić jednocześnie pilnując by woda nabrała odpowiedniej temperatury. - Nie jesz miejsca jak na elfa przystało, prawda? - Spytałem nie będąc pewnym czy dorzucać mięso, czy zostawić wszystko warzywnie. Zerknąłem na nią przez ramię w chwili gdy padło pytanie o czarnoksięskie księgi, nóż w mojej dłoni zamarł a w oku błysnęło groźne ostrzeżenie. Odwróciłem się i mruknąłem niechętnie: - Nie ma żadnych, plugawych, czarnoksięskich ksiąg. A magii możesz używać ale z umiarem. Bez jakichś spadających gwiazd z nieba i tym podobnych. To chyba nie będzie trudne, hm?
OdpowiedzUsuńMilczałem słuchając jej i pracując przy potrawie. Szybko i pewnie. - Nie znam zbytnio innych elfów, dlatego spytałem. - Więc wyciągnąłem ze spiżarni mięso i zacząłem przygotowywać do pieczenia. Tym razem na jej słowa tylko wzruszyłem ramionami nawet się nie oglądając na nią. - Czarnoksiężnicy to nie rasa. To zawód. - Poprawiłem ją. - I nie od parady nazywa się ich Czarnymi Magikami. A co do nich mam - Zamilkłem z cebulą w ręce. - bezpieczniej dla Ciebie gdy o niczym nie będziesz wiedziała. - Dodałem mrukliwie i wrzuciłem pokrojoną cebulę do garnka. Pogrzebałem pogrzebaczem w węglach, w palenisku i zerknąłem na nią. - A po co w ogóle pytasz o takie księgi? Z tego co wiem elfy brzydzą się tego typu magią bardziej woląc tą wynikającą z natury.
OdpowiedzUsuńWyprostowałem się gdy zwędziła mi warzywo i zaśmiałem się cicho. Zaczesałem jej jeden z kosmyków, które uciekły jej zza ucha i wtedy spostrzegłem zmianę w jej łagodnej mimice. - Widzę, że też masz do nich wąty. - Mruknąłem i pogładziłem ją kciukiem po policzku. - Chciałbym Ci powiedzieć, ale obawiam się, że wtedy byłabyś zagrożona. Czarnoksiężnicy to nie przelewki.. i myślę, że dobrze o tym wiesz, prawda Diano? - Cofnąłem rękę dopiero po paru chwilach jakbym chciał tym gestem przekazać jej resztki swojego spokoju. Zacząłem piec mięso pilnując ażeby się nie spaliło, jednocześnie odnalazłem butelkę wina. Odkorkowałem je, powąchałem po czym nalałem do kielichów i jeden z nich jej podałem. - Proszę. Dobry rocznik. Dostaliśmy w darze za uleczenie syna od jakiejś wdowy. - Uśmiechnąłem się.
OdpowiedzUsuńChcąc rozluźnić atmosferę oparłem się tyłem o blat stołu i upiłem łyk wina przypominając: - Chciałaś Coś wiedzieć o moim dawnym życiu. Więc od czego by tu zacząć. - Zamyśliłem się na chwilę odstawiając kielich na bok i drapiąc się po brodzie. - Może zacznę od tego. W pewnym momencie swojego życia objąłem władzę i zasiadłem na tronie. Wcale nie jestem z tego dumny bo tron spłynął krwią. - Westchnąłem ciężko. - A później także i moją. - I tutaj uniosłem stalową dłoń na wysokości oczu. - W bitwie jaka nastała straciłem ramię więc musiałem odstąpić tronu, bo w naszej kulturze mąż, który nie jest w pełni sprawny, ma ubytki na kończynach nie może obejmować władzy ani żadnych ważkich stanowisk. Odstąpiłem tronu Lugowi i właściwie cud uchronił mnie przed zapomnieniem. - Mruknąłem i upiłem kolejne łyki wina. - Mianowicie umiejętność lecznictwa. Ludzie tworzyli dla mnie świątynie i znosili do nich różnorakie dobra a niektórzy nawet srebrne odlewy rąk. Lecz to mnie denerwowało. Wprawiało w bardzo zły nastrój bo uświadamiali mi że jestem kaleką nawet mając w pełni sprawną protezę. Więc bawiłem się ich życiami. Jednym dałem skonać w chorobie, innych uleczałem nie ważne jak paskudne życie wcześniej prowadzili. - Odchrząknąłem znowu i na chwilę zamilkłem ażeby przypilnować pieczeni. - Bycie bogiem to ciężka sprawa. Pycha to najgorsza choroba jaka trawi boskie pokolenia.
OdpowiedzUsuń[ Eeeee.. o_O... jakie łucznictwo? On nic nie mówił o łucznictwie.. xDD ]
OdpowiedzUsuńSpojrzałem na nią stojąc do niej bokiem, w oczach zamigotała obawa i niechęć. - Nie... nie wiem. Staram się jak mogę nie obrastać w pychę. Nie obiecuję, że gdybym znów stał się w pełni sprawnym magicznie bogiem nie zatraciłbym się w tym. Oczywiście momentami marzę o tym, bo łatwiej byłoby mi naprawić swe winy ale - Zamilkłem wyciągając pieczeń. Rozkroiłem ją i zalałem sosem po czym podałem na półmiskach. Mięso było kruche, różowe a w środku miało warzywa i parę owoców. Do tego polane słodko-kwaśnym sosem. - ale sam już nie wiem. Smacznego. - Wytarłem ręce w kuchenną szmatkę i odsunąłem jej krzesło.
Nie musiała odrzucać włosów bo z przyjemnością, płynnym, lecz niespiesznym gestem odgarnąłem je jej za ramiona i rozprostowałem na plecach. - Dziękuję za komplement. - Zaśmiałem się cicho i dolałem jej wina po czym usiadłem za stołem. Nie zacząłem jeść póki ona nie zaczęła. - Owszem. Wiem co oznacza, wiem kto dokładnie je nosił. A gotowaniem się pasjonuję odkąd pamiętam. - Gdy uniosła kawałek pieczeni do ust przyglądałem się jak ginie pomiędzy jej pełnymi wargami i czekałem na opinię. - A Ty, Diano, jakie masz pasje?
OdpowiedzUsuńZaśmiałem się na jej uwagę, lecz rozpromieniłem momentalnie. - Ciesze się, że Ci smakuje. - I dopiero teraz zacząłem jeść raz po raz popijając winem. - Musisz kiedyś zaprezentować swoje umiejętności łucznicze. Ja nigdy nie miałem do łuków ręki i to dosłownie. Zrywałem cięciwy tym żelastwem. - Postukałem stalowym palcem w blat ciężkiego, dębowego stołu, ażeby pokazać że o rękę mi chodziło. Gdy posmutniała zauważyłem to w mig. Spuściłem wzrok na swój talerz myśląc chwilę nad słowami: - Los potrafi pociągnąć za nos. - Zacząłem. - Większość śmiertelników i ziemskich istot w młodości spogląda w dal, na nieznane horyzonty i marzy o podróżach, i przygodach. A później gdy młodzik podrośnie dom, który dotychczas uważał za swego rodzaju więzienie zostaje mu brutalnie odebrany i wtedy zaczyna tęsknić. - Zamilkłem na chwilę by unieść spojrzenie na nią i uśmiechnąć się pokrzepiająco. - Lecz gdy już otrząśnie się z żałoby, przestanie spoglądać za siebie i spojrzy na to wszystko co ma przed sobą zobaczy nowe krainy, nowe możliwości na których może zbudować nowy, własny dom, i kontynuować linię przodków.
OdpowiedzUsuńWysłuchałem jej w milczeniu kończąc swój posiłek i popijając go winem. Odczekałem aż i ona skończy a wtedy zebrałem półmiski i umyłem jak, i posprzątałem po przygotowaniach w kuchni. Czysta kuchnia to podstawa! Oparłem się biodrami o blat drugiego ze stołów i wyszarpnąłem fajkę zza paska spodni. - Można? - Spytałem wskazując fajkę i grzebiąc za tytoniem. Nie każda kobieta nie zwracała uwagi na dym tytoniowy więc wolałem spytać.
OdpowiedzUsuń- Tutejsze zwyczaje owszem, nie są trudne do pojęcia i nauczenia się. Możemy, któregoś dnia wyjść na górę poobserwować ludzi, jednak uprzednio wypadałoby zamaskować Twoje uszy czymś więcej niż tylko włosami. Inkwizytorzy są wszędzie i mają oczy dookoła głowy, lepiej nie ryzykować. - Mruknąłem z lekka ponuro.
- To fajka. Upycha się w nią tytoń i pyka. Trochę śmierdzi ale mnie to odpręża. Paliłem ją gdy spotkaliśmy się na górze w tawernie. - Przypomniałem po czym wynalazłem wreszcie zawinięty w pakuneczek tytoń. Upchałem go do komina fajki i odpaliłem wciskając ustnik między zęby. Resztę schowałem starannie do sakwy. - Inkwizytorzy? To banda popaprańców obserwująca i rządząca w mieście. Zostali powołani przez wyznawców tego boga, którego jedzą ciało. - Stale miałem problem z zapamiętaniem ich nazwy. - Śledzą wszystkich Nie Ludzi a gdy już jakiegoś dorwą.. - Przejechałem stalowym palcem po szyi ażeby dać jej do zrozumienia, że skracają o głowę. - Albo wieszają. Tylko dlatego, że nie jesteśmy ludźmi. - Wetknąłem kciuk za pasek spodni drugą ręką przytrzymując główkę fajki i spoglądałem na jej elfia twarzyczkę spomiędzy luźnych, czarnych kosmyków włosów, który uciekły mi z warkocza. - Dlatego tak ważne jest by ukryć Twoje uszy. - I tutaj dotknąłem koniuszka jej ucha z uśmiechem. - A ukryć je możemy pod kapturem, czapką albo magicznie.
OdpowiedzUsuń[ Dobranoc c: ]
OdpowiedzUsuńw sytuacjach takich jak ta zachowanie tego typu było całkowicie usprawiedliwione, jednak nie zmienia to faktu, że wprawiało Ravenikę w irytację. Już nawet nie to, że uderzenie o drzewo było pewnym dyskomfortem, ale dźwięk odpryskującej kory mógł zwrócić uwagę przeciwników. To było w tej całej robocie najgorsze. Bronić tych, którzy wszystko skutecznie utrudniali. Chwyciła kobietę za tunikę i odciągnęła w cień.
OdpowiedzUsuń- Przestań się szarpać, chcę ci pomóc! - Odezwała się w myślach kobiety widząc, że nie ma innego wyjścia. Kiedy upewniła się, że ta nie zrobi znów czegoś głupiego spojrzała w dół na grupę elfów, którzy na szczęście nie zorientowali się co się przed chwilą wydarzyło. Trzeba było przeczekać, aż sami stąd pójdą. Póki co były uziemione.
Ravenika
(Witam i proponuję wątek ;)
OdpowiedzUsuń