Aktualności
LISTA OBECNOŚCI ZAKOŃCZONA!
Wydarzenia

środa, 26 września 2012

Dezerter


(Aktualizacja: 30.9.12r.)










Skąd się biorą demony? Rzekomo są nimi upadłe anioły, dusze potępione lub takie, które doznały wielkiego okrucieństwa. Salival nie był aniołem, a także nie był nikim złym, nikim godnym potępienia. Jego dusza i ciało zostały zdeptane, rozerwane, wystawione na setki prób. Pracował jako hodowca koni wierzchowych, na północy Gór Lodowych. Jeszcze wtedy nosił imię Johnatann. Kiedy przyszła wojna, pojmano go jako niewolnika, a jego żonę i nowo narodzonego syna zabito na jego oczach. Jego ciało pewnie spalono z odpadami i innymi tragicznie padniętymi niewolnikami. Jednak pewnego dnia zwyczajnie otworzył oczy i... był. Wyglądał identycznie jak przed śmiercią, oprócz ran zadanych w niewoli. Stał ze spokojem w sercu na szczycie jednego z ośnieżonych pagórków. Rozglądnął się powoli i zszedł do miasta. Spytał ludzi gdzie są najeźdźcy, obozy niewolników i groby. Młoda mieszkanka o elfich uszach i włosach koloru hebanu wyjaśniła mu wszystko: "Wojna skończyła się czterdzieści lat temu. Obozów i najeźdźców dawno nie ma, a cmentarze są na pagórku, o tam" -wskazała na miejsce, gdzie wcześniej Salival stał -"przykrył już je śnieg." Po dłuższym milczeniu mężczyzny, elfka sięgnęła ręką za jego plecy "Skrzydło zaczepiło się panu o płot mojego domu...". Skrzydło. Tak. Salival miał parę trzymetrowych nietoperzych skrzydeł. Długo błąkał się po rodzinnym mieście, nie wiedząc  co mogło się stać. Wytłumaczyła mu to młoda elfka, nazywała się Nareen. Od kiedy dowiedział się kim teraz naprawdę jest i jakie życie może go czekać, demon nie chciał już nigdy mieszkać w Górach Lodowych. Okazało się, że pakt, jaki powinien zawrzeć z innymi duchami nie może czekać zbyt długo. Pewnej pełni nawiedziły go trzy duchy. Twierdziły, że dostał nowe życie za darmo, ale za swoją drogę musi już zapłacić. Wybór miał skąpy: oddaje duszę i nie ma ludzkich potrzeb, ale został stworzony do służby złu, więc będzie odbierał życia i potępiał wszystkich lub odpowie na zadane pytanie i może odejść, jak chce. Zgodził się na zagadkę. "On Zabija - mówią słowa stare, tak na imię mu dali; ale jak się będą zwracać?" -wyszczerzył się duch, obrzydliwym uśmiechem. On Zabija, słowa stare. Po dłuższej chwili zrozumiał, że demony dostają nowe imiona. On zabija, to w jego ojczystym języku Sal Ival i tak odpowiedział. Piętno tej nocy jest na jego plecach. Zdobi je wielka blizna, mówiąca o jego przeznaczeniu i wyrzeczeniu. Z własnym życiem, spokojem duszy -którą sam uratował i wyruszył w dal, jak najdalej z rodzinnych stron.

* * *

Jako, że wskrzeszenie odjęło mu kilka lat, a demony żyły znacznie dłużej niż ludzie, błąkał się długo po świecie. Zahaczał o dwory elfów, gdzie uczył się magii i łucznictwa. Stawał się coraz bardziej pojętnym uczniem pewnego maga, który postanowił wybadać jego nową postać. Salival zaczął bezbłędnie władać ogniem, ale i innymi żywiołami. Dziwnie musiał wyglądać na oko dziewiętnastoletni chłopak z nietoperzymi skrzydłami, który uczył się nad rzeką panować wodą... Osiadł także w królestwie driad, które nauczyły go sztuki zielarstwa. W zamian za naukę, bronił je przed atakami innych ras. Był dla nich niczym bóg - o wiele wyższy od nich, z wielkimi skrzydłami i władający łukiem oraz magią. Trudno sobie wyobrazić ich rozpacz, gdy opuszczał driady. Następną lokacją było małe miasteczko krasnoludów, gdzie uczono go na kowala. Lubili chłopaka za pracowitość i oddanie. Nie siedział u nich długo. Obładowany złotem i kryształami, jeszcze z Gór Lodowych, ruszył w dal. Po drodze, gdy już nie miał sił i myślał, że padnie z wycieńczenia, niczym anioł, na jego drodze pojawiła się May Lanne. Była córką nimfy i elfa. Jej uroda była olśniewająca. Włosy koloru morskich alg , uroda bogini wody i sylwetka elfki. Salival zakochał się w niej, gdy ją zobaczył. May mieszkała sama w dużym domu przy sadzie. Pozwoliła odpocząć demonowi u niej, po czym i tak poprosiła go, aby został na dłużej. Dzielenie domu z tą kobietą było dla niego błogosławieństwem. Mieszkał z May Lanne kilka lat, po których jego ukochana wyzionęła ducha na jedną z chorób, szerzących się w tych czasach, na które Salival nie miał szansy zachorować. Pochował ją w sadzie- tam, gdzie zawsze lubiła leżeć i oglądać niebo, słuchać ptaków i szumu drzew, wtulona w pierś Salivala.

* * *

"Co to za kraj?" -rzekł do przechodniego, który mijał go na koniu. "To? Valnwerd, młodzieńcze." -odpowiedział staruszek. "Jest tu gdzie kupić dom? Mam dużo kryształów i złota." Starzec pokierował go do wąwozu, przy górach. Tam podobno był właściciel, który obiecał, że jeśli dostanie do ręki tyle ile żąda, wyjdzie z chaty jak stoi. I tak też zrobił. Człowiek ten mieszkał w dużej chacie, która wyglądała jak kwadratowa skała z kominem.  W środku było pełno mebli i trzy izby - dwie sypialne i jedna robiąca za salon z kuchnią. Salival usiadł na jednym ze skórzanych foteli, stojących przed kominkiem. Były wygodne. Zapatrzył się w ogień. W płomieniach zaczęła tańczyć maleńka kobieta, która gdyby nie była z ognia, miałaby włosy koloru alg. 

* * *

Boże, jaki syf... No to malutka reaktywacja. Przeszkadzała mi tamta karta, nie była napisana przeze mnie. Dlatego postanowiłem aktualizować ją. I ponownie proszę- NIE PYTAJCIE O WĄTEK- ZACZYNAJCIE!









69 komentarzy:

  1. [Cześć, a ja jednak muszę zapytać - gdzie mogliby się spotkać? Ja jakoś nie mam pomysłu.]

    OdpowiedzUsuń
  2. (Hej :) Ciagniemy wątek, czy coś nowego?)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rudowłosa dziewczyna usiadła na zwalonym pniu niedaleko bramy miasta. U jej nóg pojawił się łaciaty pies, którego nazwała niedawno Odysem. Zaczęła gładzić zamyślona jego szorstką sierść.
    Heshtje, jak to Heshtje - ramartwiała się ciągle, ale dopiero od niedawna zwróciła uwagę na siebie. Któżby pomyślał, że znany rudzielec będzie miał kłopoty.. z sobą i swą mocą. Rok temu nawet nie miała pojęcia, iż jest córką jakiegoś tam Mitasa - maga elektryczności, a teraz jej ciało ponoć zamieszkują dwie osoby. Za duzo jak na tą drobną osóbkę.
    " No dalej kobieto! Weź się w garść" cisnęła z całej siły drobnym patykiem w prawą stronę, na co pies radośnie zaszczekał, machnął ogonem. Zniknął w krzakach ze zdobyczą w w pysku.
    - Odii... no wracaj już - mruknęła dziewczyna, kiedy pies dość długi czas nie wracał do niej.
    Wstała leniwie, potem ruszyła szukać Odysa otrzepując energicznie suknię.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzeba było być głupcem, aby nie zdawać sobie sprawy z tego, co się w wielkim świcie dzieje. Wszyscy wokół tylko o jednym gadali, a ona z zapartym tchem słuchała o tym, jak to światek, który znała ponoć pod władania nieludzi przechodził. Ponoć nawet Kościół już i Papież w stanie nie byli nad tym wszystkim zapanować. Prim w sumie to nie wiedziała, po której ze stron opowiedziałaby się, gdyby kazano jej wybrać. Z jednej strony marzyła o tym, aby Kościół nagle przestał istnieć, bo wówczas ojciec nie mógłby jej do zakonu odesłać, a z drugiej... Myśl o spotkaniu któregoś z nieludzi spędzała sen z jej powiek.
    Do lasu dziewczę ów jasnowłose ostatnimi czasy coraz częściej umykało, ignorując zupełnie gadanie starych bab i ojca. Była inna niż ludzie, mieszkający w miasteczku. Pragnęła wolności, przygód i nowych doświadczeń, nawet jeżeli te miałby ją zawieść ku śmierć, choć o tym starała się na razie nie myśleć. Była młoda, chciała żyć, a przecież nie ma w tym nic zadziwiającego.
    Otulona ciepłym, brązowym płaszczem z futrzanymi wykończeniami sunęła przed siebie po szeleszczącej pod jej nogami leśnej ściółce, uśmiechając się sama do siebie. Las był dla niej sekwencją wolności, tego, czego zawsze pragnęła.
    Krzyknęła odruchowo, kiedy mężczyzna tak nagle pojawił się przed nią. Nie panując nad swymi odruchami, cofnęła się pospiesznie parę kroków i upadła na miękką, na szczęście, w tym miejscu ściółkę. Serce zabiło jej szybciej, ale już po chwili odzyskała zdrowy rozsądek.
    - W ogóle się nie wystraszyłam - mruknęła cicho, podnosząc się niezgrabnie z ziemi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała szczekanie czworonoga, ale zdziwiła się zarazem, gdyż ujadaniu Odysa towarzyszył również czyjś obcy głos. Jej pewny krok stał się bardziej ostrożny, kiedy zaczęła podchodzić do nieznajomego. Pierwsze co dostrzegła czarne skrzydła, a póżniej zwróciła uwagę na jego twarz. Ślady krwi.
    - E.. a? Przepraszam? Odys dziabnął, tak? A bo to takie no.. stworzonko, bestyjka i w ogóle.. - trajkotała spoglądając niepewnie na psa i mężczyznę.

    OdpowiedzUsuń
  6. - Że nieodpowiednie, wiem. Tato cały czas mi to powtarza, ale lubię las - odpowiedziała, stając już pewnie o własnych siłach na pokrytym gałązkami i suchymi liśćmi podłożu.
    Była pewna, że ojciec nigdy jej nie wybaczy tego, iż tak jawnie ignorowała jego zakaz odwiedzania pobliskiego lasu. Żaden z ludzi mieszkających w miasteczku się tu nie zapuszczał. Żaden oprócz niej - zawsze tej innej, dziwnej, a mimo wszystko powszechnie lubianej, choć Primrose była pewna, że to tylko dzięki wpływom jej ukochanego taty.
    - Nic mi nie jest - dodała, strzepując parę liści i paproszków z rękawów ciepłego płaszcza.
    Uniosła wzrok i spojrzała z zaciekawieniem w szarych oczach na mężczyznę. Do tej pory dane jej było jedynie wysłuchiwać niestworzonych historii o okrutnych i strasznych nieludziach, a teraz patrzyła prosto w oczy jednego z nich. Mężczyzna jednak nie wydawał się jej okrutny czy straszny i gdyby nie skrzydła zapewne nie byłoby w jego wyglądzie nic nadzwyczajnego.

    OdpowiedzUsuń
  7. - E.. y.. TAK! Spójrz jaką ma siłę i w ogóle.. A ja w cale nie mam śladu na dłoni od brudnego patyka - trajkotała dalej wycierając dłonie skrawkiem sukienki.
    - E.. to ten tego.. nic ci nie jest? - spytała ciszej, choć zauważyła, jak się uzdrowił. Wzrokiem wciąż jednak błądziła po jego skrzydłach.

    OdpowiedzUsuń
  8. A Primrose jakby dla przekory zrobiła drobny kroczek do tyłu i wsunęła smukłe dłonie do kieszeni swojego, ciepłego płaszcza. Wtuliła nosek w jego kołnierz, wpatrując się uważnie w mężczyznę.
    - Prosto przed siebie. Byle dalej od miasta, ograniczeń i ojca - odpowiedziała cicho, a potem odwróciła wzrok i spojrzała w dal, gdzieś dalej niż drzewa, zasłaniające linię horyzontu.
    Westchnęła słabo i objęła się mocniej ramionami.
    - Mój tato to dobry człowiek. Może trochę roztargniony, ale dobry i kochany - dodała cicho, jakby chcąc usprawiedliwić swojego biednego ojca, który, choć zdecydowanie nadopiekuńczy, był dla niej najważniejszą osobą na świecie.
    Może dlatego, że poza nim nie miała nikogo...?

    OdpowiedzUsuń
  9. - No.. wpatruję się w mościwego pana, którego potraktowałam patykiem i nasłałam włochatą bestię. A i ten pan ma właśnie skrzydełka, co raczej czyni go wyjątkowym e... i przepraszam! Już zakrywam me patrzałki.
    Zakryła oczy dłonią.
    - Am.. a tak w ogóle, to ... kim jesteś? Jakoś nie miałam wcześniej okazji cię spotkać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ludzie mogli gadać całymi dniami, a ona i tak dalej robiłaby uparcie swoje. Takim już była stworzeniem i nie miała zamiaru rezygnować z tak drogich sobie wędrówek po lesie, choć liczyła się z tym, że któregoś dnia mogłoby spotkać ją coś złego.
    - Primrose - powiedziała cicho i jakby odruchowo delikatnie przy tym dygnęła.
    Tak już była nauczona, wychowana i nie umiała tak po prostu wyzbyć się wszelkich nawyków. W pewien sposób to właśnie ją ograniczało i wciąż trzymało w domu. Przecież mogła uciec w każdej chwili. Nie umiałaby jednak zrobić tego ojcu i... samej sobie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Twarda...? Raczej przekorna i wielbiąca więc stawiać na swoim. To bardziej opisywało charakter Primrose, bo jeżeli ktokolwiek poznał ją lepiej, mógł bez problemu powiedzieć, że panna Tupper jest niemożliwie wręcz uległym stworzeniem.
    Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło do niego i spojrzała na swoje delikatne, sine od wiatru i zimna dłonie. Przymknęła lekko oczęta, wyobrażając sobie ciepło bijące od paleniska, które od czubków palców przesuwa się po całym jej ciele. Nie umiałaby odmówić. Nie kiedy w jej świadomości zrodziła się wizja wygrzewania przed kominkiem.
    - Może i nieco uparta, ale jednak bardzo chętnie skorzystam z propozycji - odpowiedziała i uśmiechnęła się delikatnie.
    Pokiwała przy tym głową i z powrotem schowała smukłe dłonie w kieszenie swojego płaszcza.

    OdpowiedzUsuń
  12. - Jam jest Heshtje- przedstawiła się swym przybranym mieniem.
    - No.. raczej.. nie. Jednego pierzaczka spotkałam - wyznała, kiedy zabrała dłoń z twarzy.
    - Nie mogła się pogodzić, albo wciąż nie może, że neguję istnienie aniołków.. zwłaszcza na Ziemi. Dużo jest tutaj dziwaków, stworzeń wszelkego rodzaju. Lodowe góry powiadasz? Piekne zapewne musza być.
    Spojrzała przed siebie z rozmarzeniem. Kiedy się ocknęła, wspomniała sobie o włochatej bestyjce.
    - No i znowu gdzieś polazł... - mruknęła do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  13. - Um.. ta.. lubi sobie pogryźć - westchnęła. - Zazwyczaj jego ofiarą pada czyjś but, albo kapeć, czy coś w tym rodzaju... ale zwierzęta też potrafi złapać. Trzeba coś dać.. wzamian... - ciągnęła dalej.
    - Pierzaki uważam za pieprzonych egoistów i tyle. Raczej bardziej spoufalam się z demonami. Ta... zepsuty ze mnie człowiek pod wzgledem wiary. Nie ukrywam. Czym się zajmujesz w mieście?

    OdpowiedzUsuń
  14. Czując ciepło, otulające miękko jej drobne ciałko, mimowolnie się uśmiechnęła, W jednej chwili zrobiło się jej niesamowicie przyjemnie. Po dość długim spacerze na tym piekielnym zimnie i wietrze była to naprswdę miła odmiana. Zsunęła z drobnych ramionek ciepły, ciężki płaszcz, a potem przewiesiła go dość niezdarnie przez oparcie wcześniej wskazanego przez mężczyznę fotela. Naciągnęła rękaw niebieskiej sukni na drobne dłonie, a potem niczym zahipnotyzowana podeszła bliżej paleniska. Przykunęła nieopodal wesoło trzaskającego ogniska. Przyjemne ciepło otuliło jej delikatną sylwetkę szczelniej niż najcieplejszy koc. Uśmiechnęła się rozmarzona, a potem spojrzała nieco uważniej na gospodarza. Podniosła się z ziemi i usiadła na fotelu, na oparciu którego wisiał jej płaszcz.
    - Przepraszam, nie chcę wyjść na niegrzeczną, ale... Kim Ty tak właściwie jesteś...? - zapytała nieci niepewnie.
    Być może głupio postàpiła, być może najpierw powinna zadać mu to pytanie, a dopiero później zgadzać się na odwiedzanie go w domu, ale wcześbiej jakoś o tym nie pomyślała. Tak, Primrose z pewnością nie należała do najostrożniejszych osób.
    [Przepraszam, za wszystkie błędy i jakość, ale piszę z iPoda. Primrose.]

    OdpowiedzUsuń
  15. - Dzieci?! To chyba gorsze, niźli wszystko inne! Az mi ciarki przechodzą po plecach.. - wybuchnęła nagle udając przerażenie.
    - Jam nie jest anioł, demon też nie. W sumie, to.. nie wiem - wyznała szeptem. - Już prawie niczego nie jestem pewna.
    - Moje imię znaczy .. zwycięstwo, a Heshtje, to mój wytwór, który oznacza ciszę. Nie w ząb do mnie pasuje, ale nic na to nie poradzę.
    Pochyliła się do psa. Na marne starała się go zainteresować grubym patykiem.

    OdpowiedzUsuń
  16. - Do niedawna nie znałam swego prawdziwego mienia, a musiałam się jakoś przedstawić. Wcześniej żyłam w złudzeniu, że jestem tylko poczciwym szarakiem. RELIGIJNYM! - wyznała ledwo powstrzymując się od gestykulowania.
    - Dlaczego zostaje tajemnicą? Nie wiem. Heshtje. Tak się własnie przyjęło i tak mię zwą. Po co mącić komuś w głowie kim naprawdę jestem... Nawet swej rodziny nawet zbytnio nie znam - rozgadała się.
    - Zaraz zostaniesz bez skrzydełka - mruknęła, by spróbowac odwieść od tematu. Rudowłosa nie za bardzo lubiła rozpowiadać o sobie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Już sama nazwa demon wywoływa na jej plecach nieprzyjemne dreszcze, a jeszcze w połączeniu z cudownym epitetem śmierci... Nie można się dziwić biednej dziewczynie, że zadrżała na całym ciele i jakby mocniej zacisnęła drobne dłonie na glinianym kubku z ciepłym, wciąż parującym wywarem o cudownym zapachu słodkich malin. Przełknęła ślinę nieco głośniej niż robiła to do tej pory, a w jej szarych oczach po raz pierwszy można było dostrzec coś na kształt dziwnego lęku i niwpokoju. Starała się jednak nie panikować i nawet, kiedy na jej drobnym ramionku usiadł niewielki ptaszek z najprawdziwszego ognia, wydawała się być zaskakująco spokojna. To wszystko było dla niej po prostu nowe, unne, zaskakujące nieznane... Musiało minąć trochę czasu, aby odzyskała wewnętrzny spokój. Spojrzała na niego uważnie, a potem mimowolnie zrobiła unik, kiedy dostrzegła lecAcego w jej kierunku ognistego motylka.
    - Dlaczego akurat śmierci...? - zapytała z wyraźnym wahaniem w głosie.
    Nie była bowiem do końca pewna, czy chce znać odpowiedź na to pytanie.
    [Primrose]

    OdpowiedzUsuń
  18. [ Chyba jednak poczekam, aż zaczniesz, ja też już nie mam siły ;P]

    OdpowiedzUsuń
  19. - Ej! Czy ty mi coś sugerujesz?! Jam jest wierna! I.. i święta. Nie wierzysz? Mam nawet aureolę! - wyrzuciła z siebie urażona, po czym błyskawicę, która mignęła wokół jej prawej dłoni, uformowała dość zgrabną obręcz i uniosła ją nad głowę.
    - Voila! - wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu.
    - Dziura w pamięci... może za pomocą hipnozy, czy medytacji przypomniał sobie co do joty? No nie wiem.. ja się na takich rzeczach wcale nie znam. Latać... cudnie! Ja mogę tylko e.. na przyjacielu.

    OdpowiedzUsuń
  20. Zmrużyła delikatnie szare oczęta, wpatrując się w napis na jego plecach. To wszystko wydawało się jej tak zupełnie nieprawdopodobne, nierealne i odcięte od rzeczywistości, że miała wrażenie, że lada moment otworzy oczy, obudzi się i z powrotem będzie w swoim pokoju, w ciepłym łóżku z rudym, grubym kotem na kolanach.
    Pokiwała lekko głową, upijając ostrożnie nieco słodkiego wywaru z glinianego kubka, pilnując, aby nie poparzyć sobie języka czy ust.
    - Rozumiem - powiedziała cicho, choć tak naprawdę niewiele z tego wszystkiego rozumiała.
    Cóż, zrozumienie zapewne przyjdzie z czasem, kiedy ona już się z tym wszystkim oswoi i przemyśli to na spokojnie w ciemnym pokoju, czekając na przyjście snu.
    I nagle jakoś tak do niej dotarło, że nie zna imienia swego gospodarza, który z taką uprzejmością zaprosił ją w swoje skromne progi.
    - Ja zdradziłam ci moje imię. Byłbyś skłonny zdradzić mi swoje...? - zapytał z jakże uroczym uśmiechem na pełnych usteczkach.

    OdpowiedzUsuń
  21. To wydawało się jej zupełnie nieprawdopodobne. Jak można było nie wiedzieć czegokolwiek o ludziach...? Jakoś do głowy jej wcale nie przyszło, że z jego perspektywy jej brak wiedzy na temat demonów musi być równie zaskakujący i szokujący. Cóż, każdy medal ma przecież dwie strony...
    Ponoć panien nie powinno się pytać o wiek, bo podobno było to nietaktowne i niegrzeczne, a jednak Primrose nie miała mu tego za złe. Miała wrażenie, że w sytuacji, w której się znaleźli wszystkie maniery, zasady i wbijane jej do główki zachowania stawały się po prostu nieaktualne i nieobowiązujące. W tym domku po prostu wszystko było zupełnie inne. Jak gdyby nagle trafiła do zupełnie nowego świata.
    - Mam lat siedemnaście i z prawnego punktu widzenia wciąż jestem dzieckiem. Więc... mało. Tak mi się wydaje, że mało - powiedziała cicho, odgarniając kosmyk blond włosów za ucho.
    Uśmiechnęła się do niego lekko, odstawiając kubek na stojący w pobliżu stolik.

    OdpowiedzUsuń
  22. - Ja będę skakać ze szczęścia, jeżeli dożyją pięćdziesięciu. No, chyba, że nie będę w stanie już skakać - powiedziała nieco żartobliwie i pokręciła lekko głową.
    Świat ludzi jednak był naprawdę odmienny od tego demonicznego, a ona musiała się do tego przyzwyczaić, co jednak mogło zająć trochę czasu.
    Tak, to spotkanie rzeczywiście było inne. Czuła się tak, jakby wraz z przestąpieniem progu jego domostwa, zostawiła za sobą całe swoje dotychczasowe życie. To było dziwne uczucie. Nigdy czegoś tak nie czuła, ale... to naprawdę się jej podobało.
    - Nie, nie, dziękuję - uśmiechnęła się lekko.
    Primrose była strasznym niejadkiem i raczej trudno było ją zmusić do jedzenia. Jadała tylko raz dziennie i to niewiele. Zazwyczaj zjadała rano dwie kanapki, co starczało jej na całe dnie. Kiedy jadła więcej, czuła się po prostu ociężała i zaczynał ją boleć brzuch.

    OdpowiedzUsuń
  23. Jej te pytania wcale nie przeszkadzały. Lubiła mówić, a kiedy on zadawał pytania, ona mogła mówić i mówić, odpowiadając na nie. Cudownie się więc czuła i coraz bardziej odprężała, co doskonale widać było chociażby po mimice jej drobnej twarzy. Do twej pory dość nerwowy uśmiech teraz stawał się coraz bardziej szczery, łagodny, przyjemny dla oka...
    - Widziałam wiele blondynek podobnych do mnie - powiedziała cicho i pokiwał lekko głową. Nie, nie kłamała. Po miasteczku przecież krążyło mnóstwo, ludzkich dziewczątek. - Uwierz mi, w ludzkim świecie jestem co najmniej przeciętna.
    Westchnęła cicho. Oczywiście, że wolałaby być wyjątkowa. Ale była przeciętna. Tylko przeciętna.

    OdpowiedzUsuń
  24. - No to nie wierz. Ja tam swoje wiem i tego będę się trzymać. Nie znasz mnie na tyle, by mnie oceniać. Uważaj, bo te dziecko zaraz nią w ciebie rzuci - cisnęła naburmuszona.
    - Jak tkniesz kogoś z moich najbliższych, to ci nie podaruję - dodała jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  25. Zaśmiała się cicho. Może miał rację...?
    - Wiesz... Większość ludzi uznałaby pewnie, że jestem po prostu nieprzeciętnie, ale głupia - powiedziała nieco żartobliwie.
    Wiedziała jednak, że zapewne dokładnie tak odebraliby ją ludzie. Od zawsze uchodziła za dziwną, ale gdyby tylko ktoś dowiedział się, jak spędza czas, to najprawdopodobniej nawet ojciec by jej nie wybronił i zamknęliby ją w zakładzie psychiatrycznym, gdzie spędziłaby resztę swoich dni.
    - Chociaż... to wszystko chyba trochę bardziej skomplikowane - powiedziała cicho i pokiwała lekko głową, wzdychając ciężko.
    Dopiła resztę malinowego wywaru i odstawiła pusty kubek z powrotem na stolik. Oblizała usta koniuszkiem języka i przeciągnęła się delikatnie.

    OdpowiedzUsuń
  26. Przez dłuższą chwilę zupełnie nie zwracała uwagi na demonicznego gospodarza. Za bardzo pochłonął ją widok ognistego wilkołaka, dorzucającego drewno do ogniska. Jakoś tak mimowolnie na jej malinowe usteczka wpłynął rozbawiony uśmiech. To naprawdę wyglądało przekomicznie.
    Odwróciła wzrok od wesoło trzaskającego ognia, dopiero kiedy wilkołak zupełnie zniknął. Spojrzała na mężczyznę.
    - Nie, nie, dziękuję - odpowiedziała szybko. - Nie pijam raczej alkoholu - dodała, usprawiedliwiająco.
    Nie chciała go urazić, ale... Nigdy nie pijała niczego mocniejszego od soku z owoców i herbaty. Ojciec jej na to nie pozwalał, więc nie była przyzwyczajona do mocniejszych trunków. Poza tym... nie była nawet pewna, czy jej to by smakowało.
    - Albo... - powiedziała po chwili. - Może odrobinę - dodała.
    Stwierdziła bowiem, że być może to jej pierwsza i ostatnia szansa, aby spróbować wina.

    OdpowiedzUsuń
  27. Z zaciekawieniem obróciła sakiewkę parę razy w smukłych dłoniach o jasnych, zgrabnych palcach. Primrose rzadko dostawała prezenty. Zazwyczaj były to tylko próby przekupstwa ze strony ojca, który w ten sposób próbował udobruchać swoją córeczkę i przekonać ją do tego, że życie w mieście wcale nie jest takie złe.
    - Co to jest...? - zapytała z nutką zaciekawienia, ale i podekscytowania w głosie.
    Chwilę potem na jej drobne dłonie wypadł śliczny, delikatny naszyjnik. Obracała go w dłoniach, przyglądając mu się z zachwytem w oczach. Był cudowny, ale...
    - Nie mogę go przyjąć - powiedziała cicho. - Poza tym... Nie sądzę, aby w zakonach pozwalano nosić biżuterię.
    Zmarkotniała tak nagle, a z jej ust wyrwało się ciche, rozżalone westchnienie. Pokręciła lekko głową, starając się odpędzić od siebie ponure myśli.

    OdpowiedzUsuń
  28. - Nie, jasne, że nie chcę iść do zakonu. To musi być strasznie nudne. Poza tym nawet nie wiem, czy ten cały Bóg istnieje, ale... tata się uparł. A jak tata się upiera, to nie ma zmiłuj... - powiedziała nieco smutno i westchnęła.
    Zupełnie inaczej wyobrażała sobie swoje życie. Chciała podróżować, zwiedzać świat, poznawać nowych ludzi... W zakonie czekała ją śmierć. Z nudów i tęsknoty za światem.
    Jeszcze moment obracała wisiorek w smukłych palcach. Był cudowny i naprawdę chciała go mieć, ale nie wiedziała, czy aby na pewno wypada jej go przyjąć. W końcu tylko wzruszyła drobnymi ramionkami. To jej sprawa, nieprawdaż? Jej i Salivala.
    - Więc... dobrze - pokiwała leciutko główką. - Zapniesz...? - dodała, uśmiechając się nieco nieśmiało.
    Wyciągnęła w jego stronę dłoń, na której leżał przed chwilą podarowany jej wisiorek.

    OdpowiedzUsuń
  29. [To zdjęcie właśnie stało się moją tapetą na telefonie...]

    OdpowiedzUsuń
  30. [ Nudzi mi się, może wątek? xD ]

    OdpowiedzUsuń
  31. Lyn nie miała w zwyczaju straszyć ludzi w ich własnych domach. Zdecydowanie wolała pozostawić to innym istotom, podejrzewając, że za wcielenie nocnych koszmarów najchętniej i najczęściej uchodził pewien znajomy wampir...
    A w górach dziewczyna pojawiła się tylko w celu rozpoznania terenu. Tak przynajmniej miała w planach. A gdyby ktoś zapytał ją wtedy, dlaczego w takim razie podróżuje bez ciała, bez wahania odpowiedziałaby, że tak jest łatwiej i szybciej. Po prostu.
    I z pewnością nie przyszłoby jej do głowy, że wydrążone w skale otwory są drzwiami i oknami czyjegoś domu. Jako piorun kulisty nie widziała szczegółów, mogła tylko rozpoznać rodzaj materii wokół siebie. Prześlizgnęła się przez jeden z tych otworów, ciesząc się w duchu, że nie musi przenikać przez skały. Owszem, spodziewała się, że potrafiłaby w ostateczności to zrobić, ale byłoby to zapewne męczące, trudne i nieprzyjemne.
    Z zaciekawieniem zaczęła krążyć po odkrywanej przestrzeni, sama nie wiedząc, czego właściwie może się spodziewać.

    OdpowiedzUsuń
  32. [ Daj pomysł to zacznę :D ]

    OdpowiedzUsuń
  33. [Jasne, rozumiem]

    Lyn szybko zorientowała się, że z otoczeniem wokół coś jest nie tak. Oprócz skały nagle wyczuła obiekty, których raczej się nie spodziewała. Nie w takim miejscu. A kształty tych obiektów wydawały się coraz bardziej znajome.
    Lyn przefruwała nad kolejnymi meblami, z każdą chwilą coraz bardziej zafascynowana i zdezorientowana. Czuła, że już dłużej tak nie wytrzyma, że musi to zobaczyć...
    Coś jednak na chwilę ją powstrzymało. Wyraźnie zbliżała się do źródła ciepła. Jednak chyba bardziej niż odkryciem ognia zdziwiła si bliską obecnością wody. Takie uczucie było wyjątkowe i niepowtarzalne, którego nie dało się porównać z niczym innym. Taka szczególna mieszanka wody, soli i kilku innych składników, których dziewczyna nie potrafiłaby nazwać, mogła oznaczać tylko jedno. Żywą istotę. Ewentualnie świeże zwłoki, ale akurat o tym Lyn nie miała ochoty myśleć.
    Cofnęła się od kominka i powoli zbliżyła do uśpionego mężczyzny. Starając się zachować minimalny bezpieczny dystans, zaczęła go okrążać, chcąc zbadać go z każdej strony. Teraz nie miała już wątpliwości, że ten osobnik żyje, rozpoznawała jego oddech, bicie serca i przepływ krwi. Zlokalizowała twarz i zbliżyła się do niej, pragną jak najdokładniej przestudiować jej rysy, zanim zobaczy je na własne ozy.

    OdpowiedzUsuń
  34. [A ja to pominięta...? ;c]

    OdpowiedzUsuń
  35. Lyn gwałtownie cofnęła się, wprost do kominka. Zdołała jednak na tyle opanować zaskoczenie, że zmaterializowała się już przed nim, unikając rozsypania płonących drew po podłodze.
    Teraz wyraźnie widziała osobnika, jak się okazało, śpiącego mężczyznę. Ze zdumieniem i coraz większym zmieszaniem rozglądała się po pomieszczeniu, zdając sobie sprawę, że właśnie znalazła się w czyimś domu. Wydrążonym w skale, co właśnie ją zmyliło.
    Podniosła się z podłogi, w milczeniu kontemplując wystrój wnętrza, potem znów wróciła spojrzeniem do śpiącego mężczyzny. Wyglądał jakby majaczył, rzucał się przez sen jak w gorączce. To było pierwsze skojarzenie, dziewczyna w czasie swojego krókiego pobytu w Norrheim miała styczność z wieloma chorymi w miejskim szpitalu.
    Ostrożnie zbliżyła się i położyła śpiącemu rękę na czole. Nie wyczuła podwyższonej temperatury, przynajmniej nie na tyle, żeby ten człowiek miał zaraz wić się w agonii.
    -Mówiłeś do mnie, panie? - spytała niepewnie.

    OdpowiedzUsuń
  36. Wyjątkowo czyste niebo rozświetlały miliony jaśniejących złotym blaskiem gwiazd. Niebiesko włosa kobieta, siedziała u brzegu jeziora z swym wyjątkowym towarzyszem. Zafascynowana tańcem czerwonawych ryb , których łuski odbijały blask z księżyca o taflę jeziora, nadając jej czerwonawy odcień. Nie zwracała uwagi na to co się dzieje za nią, potrafiła wyczuć niebezpieczeństwo i nagle zniknąć. Po za tym miała przy sobie czuwającą panterę z nietoperzymi skrzydłami. Czuła czyjeś spojrzenie na sobie, lecz bardziej interesowało ją wodne zjawisko.

    OdpowiedzUsuń
  37. Nie odwracała się, nie przeszkadzało jej iż mężczyzna się w nią wpatruje. Jej towarzysz obserwował go zamiast niej, gdyby coś było nie tak obroniłby ją, ale takiej potrzeby nie było. Niebiesko włosa kobieta doskonale wyczuwała aurę mężczyzny i nie wykryła w nich negatywnej energii. Taniec ryb był czymś co nie możliwe było w świecie poza taflą wody.

    -Jak szanownego Pana zwią.

    Po upływie paru minut w szumie liści mąconych przez wiatr, zabrzmiał głos kobiety.

    OdpowiedzUsuń
  38. -Owszem gryzie
    Kobieta zaśmiała się cicho.
    -Jednakże, w obronie, nie atakuje innych.
    Odwróciła się w stronę mężczyzny, podnosząc się z kamienia. Ukłoniła się delikatnie w jego kierunku , gdy była skierowana ku niemu.
    -Mnie Panie Salival zwią Julissa Balaur, po prostu Juli
    Uniosła delikatnie kąciki ust , uśmiechając się do niego. Towarzysz kobiety podniósł się również wraz z nią i rozprostował swoje skrzydła.

    OdpowiedzUsuń
  39. -Oj wybacz , źle zinterpretowałam , nie wyglądasz Panie Salival na kogoś do kogo pasuje to imię.

    Posłała ciepły promyk uśmiechu w kierunku mężczyzny. Pantera zmierzyła go również, ale nie zainteresowało ją owe istnienie.

    -Naprawdę mi głupio, nie oceniam istnień po pierwszym spojrzeniu. Nie przypuszczałabym Panie iż tak Cię zwią.

    Podeszła do mężczyzny i wysunęła w jego kierunku dłoń. Tak wymagała jej kultura. Mimo iż nie miał kto ją uczyć życia, sama się wychowała w mroku.

    -Dziękuję za miły komplement.

    OdpowiedzUsuń
  40. -Przepraszam Cię Panie jeszcze raz.

    Spojrzała na niego, a jej policzki spowił lekki róż. Dawno nikt tak nie zachowywał się w stosunku do niej. Raczej ostatnimi czasy spotykała samych złych typków.

    -Moją osobą różne spowijały imiona.

    Uśmiechnęła się do niego delikatnie. Był dosyć niespotykaną istotą. Sam fakt iż wyczuwała w nim różne aury, nie wiedziała co ma myśleć. Towarzysz niebiesko włosej kobiety kiwną pyskiem w jej stronę i rozpościerając skrzydła odleciał.

    OdpowiedzUsuń
  41. -Dosyć interesujące masz znamiona skórne, kiedyś miewałam coś podobnego, lecz stare dzieje.
    Spojrzała na niego i ponownie obdarzyła go ciepłym spojrzeniem i serdecznym uśmiechem.
    -Może porozmawiamy, podczas przechadzki wzdłuż jeziora Panie. Dawno już nikt mi nie towarzyszył podczas przechadzki oprócz pupili.
    Skierowała krok w stronę skalistego nadbrzeża jeziora. Spoglądając wciąż do tyłu za mężczyzną.
    -Odpowiadając Panie na Twe pytanie, wiele różnych splotów losowych mnie tu przywlokło, oraz parę poważniejszych spraw i wspomnień.

    OdpowiedzUsuń
  42. -Otóż wspomnienia bywały one różnorodne.
    Spojrzała na mężczyznę. Widać było iż ukrywa swoje utykanie. Jej oczom nie uniknie taki szczegół.
    -Cóż się stało w nogę, oby nic poważnego.
    Nie ukrywała iż chciała oferować swoją pomoc. Tylko poprzez kulturę osobistą nie narzucała się nowo poznanemu mężczyźnie.
    Zwolniła kroku by nie sprawiać towarzyszowi spaceru jeszcze większego wysiłku jaki i tak już musiał pokonywać.
    -No niestety chwilowo są odcieniu niebieskiego. Miewałam różne jednak barwy.

    OdpowiedzUsuń
  43. -Chyba sobie żartujesz, infekcja. Oj to nie za dobrze nawet mimo regeneracji twych komórek.

    Spojrzała na mężczyznę z troską. Nie chciała by coś gorszego się wdało i utrudniło im miły spacer i pogawędkę. Dawno już z nikim nie rozmawiała tak luźno, bez spięcia. Czuła , że jest dobrą istotą przez co ogarniał ją miły ciepły spokój.

    -Sne sposoby zmiany koloru, naturalny mój kolor to taki piaskowy odcień a nawet prawie biały. Miałam nawet ognisty odcień

    OdpowiedzUsuń
  44. -W pierwotnej formie jaką otrzymałam po narodzinach mam barwę włosów śnieżnobiałą. Staram się jednak nie przemieniać całościowo w ową postać.

    Spojrzała na mężczyznę. Widziała w swym życiu różne dziwy świata. Te milsze jak i okrutniejsze i wzbudzające przerażenie. Przywykła , że istnieje dobro, zło, światłość i mrok. To naturalny stan ziemskiej egzystencji. Większość życia spędziła w podziemiu, ale, niedługo, byt na ziemi będzie przewyższał ten którego nie chce pamiętać.

    -Powiadasz Twa wybranka była nimfą wodną. Znałam kiedyś parę nimf. Były to przepiękne kobiety, lecz ja nie mam z nimi nic wspólnego, całkiem przeciwne me żywioły.

    OdpowiedzUsuń
  45. Ognistą bajkę Primrose oglądała z zapartym tchem, starając się zrozumieć, coraz to nowsze, wyłaniające się z otchłani ognia obrazy. Sama nie zauważyła, kiedy nachyliła się w stronę paleniska, a jej oczy zrobiły się dużo większe, jak gdyby bała się, że choćby najmniejszy element opowieści umknie jej uwadze i całość starci jakikolwiek sens. To wszystko działo się tak szybko...! Zupełnie pochłonął ją świat ognistych opowieści, a każdy kolejny ruch przychodził po prostu sam z siebie.
    Odskoczyła od kominka gwałtownie, nagle i zaskakująco szybko, kiedy tylko ogień nagle buchnął, niemal łaskocząc jej drobne kolana otulone delikatnym materiałem jej ulubionej sukni. Te parę ułamków sekundy wyrwało ją ze świata sennych opowieści i marzeń, ściągając tym samym z powrotem do rzeczywistości.
    - Nie tylko ty... - szepnęła cicho, odgarniając kosmyk jasnych, słomkowych włosów za ucho. - Znaczy... nic się nie stało.
    Posłała mu delikatny uśmiech, a jej dłoń jakby odruchowo powędrowała do dekoltu. Smukłymi palcami obrysowała kształt podarowanego jej przed chwilą wisiorka, a potem opuściła dłoń z powrotem na kolana.

    OdpowiedzUsuń
  46. W ogóle nie pomyślała o tym, że mogłaby się poparzyć. Cóż... Primrose nigdy nie zastanawiała się nad konsekwencjami swoich czynów przez co już niejednokrotnie miała kłopoty. Właśnie dlatego ojciec tak niechętnie wypuszczał swoją córeczkę z domu. Nikt nigdy nie mógł być pewny, co wpadnie do tej jasnowłosej, rozczochranej główki.
    Uśmiechnęła się lekko, słysząc jego słowa. Oczami wyobraźni już widziała te opowieści wyłaniające się z czerwono-złotych płomieni, tańczących na palenisku. Gdzieś w głębi siebie zapragnęła obejrzeć ten cudowny teatr, jednak nie miała odwagi powiedzieć tego głośno, więc... milczała.
    Wzięła do rąk kubek do połowy jeszcze wypełniony słodkim winem, po czym niemal od razu opróżniła jego zawartość. Odstawiła naczynie z powrotem na stolik, oblizując drobne usteczka koniuszkiem języka.
    - Zaczyna się robić późno. Chyba będę musiała już iść - powiedziała nagle.

    OdpowiedzUsuń
  47. Była mu wdzięczna za to, że zaoferował jej także eskortę w drodze do domu, ale nie chciała nadużywać jego dobroci. Przecież równie dobrze mogła spokojnie sama dotrzeć do domu. Niejednokrotnie przecież już ucinała sobie takie nocne spacery po lesie. Dla niej to był chleb powszedni.
    - Naprawdę, nie musisz tego robić. Sama również dałabym sobie radę - powiedziała cicho, podchodząc do konia.
    Delikatnie pogładziła go smukłą dłonią po szyi. Wprawdzie posiadali jedną klacz, ale Primrose nigdy na niej nie jeździła, bo... nie umiała. Poza tym stworzenia większe od niej po prostu ją przerażały.

    OdpowiedzUsuń
  48. Dziwnie się czuła i nie chodziło tu nawet o to, że pierwszy raz w życiu siedzi na koniu. Po prostu cała sytuacja nagle wydała się jej wyjątkowo niezręczna i krępująca, co doskonale widać było po jej nerwowym przygryzaniu dolnej wargi.
    - W centrum miasta. Nad sklepem Tuppera - powiedziała cicho. - Ale wystarczy, że zostawisz mnie na obrzeżach. Naprawdę - dodała jeszcze szybciej, nie chcą mu robić zbędnych kłopotów.
    Primrose z natury już taka była. Starała się nikomu nie przeszkadzać, nie wadzić i spokojnie prowadzić bezkonfliktowy tryb życia. Już sama myśl, że mogłaby być dla kogoś ciężarem była dla niej co najmniej przykra.

    [No to wygląda -.- Ale ja mam już pomysł na kolejny wątek ^^]

    OdpowiedzUsuń
  49. Lyn zmieszała się jeszcze bardziej.
    -Wybacz, panie -mruknęła -Pomyliłam ten dom ze skałami, wyczułam z zewnątrz kamień, nie myślałam, że ktoś tu mieszka. A potem, w środku, okazało się, że jestem w pańskim domu. Moja wina, mój błąd.
    Przyglądała mu się z zaciekawieniem. Teraz była już pewna, że słowa mamrotane przez sen nie mogły być kierowane do niej.
    -Ja nazywam się Lyn i pracuję w szpitalu w Norrheim. Wybacz mi, panie, głupią pomyłkę, myślałam, że jesteś chory.
    Kilka razy głęboko odetchnęła, ciesząc się w duchu, że nie może się zarumienić. Tylko tego jeszcze brakowałoby jej w tej dziwnej i niecodziennej sytuacji!

    OdpowiedzUsuń
  50. Plotki o tym, że ojciec zamierza oddać ją do zakonu, traktowała z przymrużeniem oka. Ojciec przecież zdawał sobie sprawę z tego, jakie podejście do Kościoła i sprawa związanych z Bogiem ma Primrose. Nie, to wcale nie tak, że w ogóle nie wierzyła, aczkolwiek nastawienie miała niebywale sceptyczne, a także masę wątpliwości. Wierzyła więc, że ojciec nie miałby sumienia skazać ją na klasztorne życie tylko dlatego, że żaden z potencjalnych kandydatów na męża jego córki nie miał wystarczających, w jego mniemaniu, środków finansowych.
    Właściwie to Primrose przeżyła trudny do opisania wstrząs, kiedy ojciec powiadomił ją, że to wcale nie są tylko głupie plotki i że naprawdę jego plany wiążą jej niedaleką przyszłość z zakonem. Dla niej to był koniec świata. Nie zastanawiała się długo na tym, co czyni, nawet przez sekundę nie pomyślała nad konsekwencjami. Po prostu otuliła ramiona ciepłym płaszczem i... uciekła. Tak po prostu. Nie mogła ryzykować tym, że ojciec naprawdę umieściłby ją w klasztorze.
    Po lesie błądziła już od kilku dni. Zawsze kochała las, ale teraz... teraz miała już dość. Dość tych drzew, wiatru, śpiewu ptaków, zapachu jesieni i wszechogarniającej ciszy. Gdyby tylko jeszcze wiedziała, która droga zaprowadzi ją z powrotem do miasta...!

    OdpowiedzUsuń
  51. Wystraszył ją. Przez ułamek sekundy jej serce zupełnie zamarło w obawie, że to ojciec ją odnalazł, że teraz już nie będzie szansy na ratunek czy ucieczkę. Uspokoiła się jednak nieco, widząc tak dobrze jej znaną twarz. Niepokój jednak pozostał. Oj, zdecydowanie za blisko domu była. Łudziła się przez ten cały czas, że odeszła już dużo dalej. Pół dnia drogi to nic dla mężczyzny na koniu. Mogli ją znaleźć w przeciągu paru godzin, a dla niej... dla niej to by była istna tragedia.
    - Tylko pół dnia...? Jesteś pewien...? - zapytała z wahaniem w głosie, oglądając się dookoła.
    Za bardzo nie wiedziała, z której strony znajduje się miasto. Jak typowa dziewczyna, nie miała nawet znikomej orientacji w terenie.

    OdpowiedzUsuń
  52. Przez moment bała się, iż mężczyzna uprze się, aby odstawić ją do domu, gdzie z pewnością byłaby bezpieczniejsza niż w środku lasu. Odetchnęła z ulgą, słysząc jego słowa. Posłała mu delikatny, całkiem sympatyczny uśmiech.
    - Spokojnie. Mam jeszcze trochę czasu na ucieczkę. Ojciec nie zamknie tak po prostu sklepu. Najpierw musi znaleźć kogoś, kto go zastąpi i zajmie się interesem, dopiero potem zacznie mnie szukać. Dam radę. Nie musisz się o mnie martwić - wyjaśniła mu spokojnie, odgarniając z czoła kosmyk nieco już brudnych, jasnych kosmyków.
    Uśmiechnęła się nieco mocniej, a w jej policzkach pojawiły się delikatne dołeczki, dodające uroku jej brudnej buzi.

    OdpowiedzUsuń
  53. Przejechała odruchowo palcem po swoim policzku, chcąc jakoś doprowadzić się do porządku, ale efekt był taki, że po prostu rozmazała jedną ze smug po całej buzi. Westchnęła ciężko. Chyba lepiej było przed tą nieudolną próbą wyczyszczenia policzka.
    - Trzy. Może cztery dni - mruknęła, odpowiadając niemrawo na pytanie o błądzeniu.
    Uniosła na jego szczerze zaskoczone spojrzenie, kiedy powiedział jej o tym całym czarze skracającym. Nigdy nie myślała, że miała aż tak bezpośredni kontakt z magią.
    - Nie, nie, nie... Nie chcę sprawiać kłopotu. Dam sobie radę. Ponoć za lasem mieszka brat mojego ojca. Widziałam go parę razy, gdy byłam dzieckiem. Wydawał się... inny niż tata - powiedziała cicho, patrząc mu uważnie w oczy.

    OdpowiedzUsuń
  54. Spojrzała na niego uważnie, mrużąc przy tym delikatnie ślepka, co wyglądałaby nawet całkiem zabawnie, gdyby nie fakt, że znajdowała się w dość kiepskiej sytuacji. Propozycja Salivala była naprawdę kusząca. O niczym nie marzyła w tej chwili tak jak o długiej kąpieli, a potem po prostu wtuleniem się w miękką poduszkę. Była przyzwyczajona do takiego życia i te dni spędzone samotnie w lesie po prostu ją wykończyły.
    - Skoro tak ci zależy, to... dobrze. Ale pod jednym warunkiem : kiedy tylko zacznę być dla ciebie niepotrzebnym ciężarem, to mi powiesz i pozwolisz odejść, dobrze...? - spojrzała mu uważnie w oczy.
    Przecież te parę dni mogła się u niego zatrzymać, odpocząć, wygrzać się przed kominkiem... Potrzebowała tego.

    OdpowiedzUsuń
  55. Na chwilę obecną dla Primrose to było spełnienie marzeń. Naprawdę. O niczym innym w tej chwili tak bardzo nie marzyła. Pospiesznie zdjęła z siebie zniszczoną, brudną suknię i zanurzyła się w ciepłej, przyjemnie pachnącej wodzie. Siedziała w wannie tak długo aż woda nie zrobiła się niemal zupełnie zimna, a na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Dopiero wtedy stwierdziła, że teraz to już naprawdę czas zakończyć kąpiel i wreszcie wyjść. Przebrała się w czystą suknię, a mokrym włosom pozwoliła luźno opaść na drobniutkie ramionka, przeczesujące je tylko delikatnie palcami. Posprzątała po sobie grzecznie łazienkę, po czym poszła z powrotem do salonu, gdzie stanęła w pobliżu kominka. Było jej tak przyjemnie ciepło...! Zdecydowanie bardziej wolała dom Salivala nieźli zimny i ciemny las. Tutaj było tak przytulnie, przyjemnie i ciepło.
    - Dziękuję - powiedziała cicho, jakby sama do siebie.
    Wiedziała, że tak naprawdę demon uratował ją przed pewną śmiercią z wyziębienia czy głodu. Wiedziała też, że w życiu nie dałaby rady samodzielnie przedrzeć się przez las do domu wuja, ale... była chyba nazbyt honorowa, aby się do tego głośno przyznać. W końcu była Primrose.

    OdpowiedzUsuń
  56. Wyglądał wprost uroczo, kiedy spał, ale to chyba wspólna cecha wszystkich śpiących. Primrose nie miała sumienie go obudzić, więc tylko nakryła go ostrożnie jakimś znalezionym kocem, zdejmując mu uprzednio z nosa okulary i odkładając książkę z boku na stolik. Sama zaś w zupełnej ciszy zjadła trochę jadła ze stołu. Nigdy nie jadała za wiele. Dzióbnęła tylko trochę pieczeni, warzyw, odrobiny sera i wypiła herbatę. Jej to wystarczyło i choć była tak głodna, że była pewna, iż zjadłaby to wszystko, co znajdowało się na stole, to teraz była już po prostu pełna. Przeciągnęła się i ziewnęła szeroko, rozglądając się dookoła. Była śpiąca, a pełny żołądek tylko potęgował to uczucie. Miejsce na spoczynek znalazła dość szybko. Ulokowała się wygodnie na fotelu koło kominka, po czym zwinęła się w ciasny kłębek i zamknęła oczy. Już po chwili słodko drzemała z policzkiem opartym o ramię, mrucząc coś tylko od czasu do czasu pod noskiem.

    OdpowiedzUsuń
  57. Uśmiechnęła się tylko lekko, czując miękką, otulającą ją kołdrę, po czym przekręciła się na drugi bok i zwinęła w kłębek.
    Obudziła się dopiero późnym rankiem, kiedy słońce wisiało już wysoko nad horyzontem. Było jej niebywale wygodnie, miękko i ciepło. Dopiero po chwili zorientowała się, że przecież zasypiała na fotelu, a nie w łóżku. Uśmiechnęła się lekko, myśląc o jakże miłym i uczynnym gospodarzu. Usiadła na łóżku i przetarła oczy drobnymi dłońmi, zaciśniętymi w pięści. Wyślizgnęła się z łóżka i poszła do salonu, ziewając przeciągle. Uśmiechnęła się delikatnie na widok demona.
    - Dzień dobry - powiedziała cicho.

    OdpowiedzUsuń
  58. Primrose wcale jednak głodna nie była, a poza tym... Nie mogłaby przełknąć nawet kęsa, kiedy ogniste konie wpatrywały się w nią z taką natarczywością. Czuła się po prostu niesamowicie niezręcznie i skrępowana, więc... Otuliła ramiona swoją zniszczoną, brązową peleryną i, nawet wiele nie myśląc, poszła prosto do stajni. Zatrzymała się jednak w progu i uważnie przyglądała się poczynaniom demona, kiwając przy tym co jakiś czas głową.
    - Zimno dzisiaj, prawda...? - odezwała się nagle, przywołując na malinowe usteczka jakże subtelny i delikatny uśmiech.
    Zrobiła parę kroków w jego stronę, uprzednio zamykając za sobą szczelnie drzwi stajni.

    OdpowiedzUsuń
  59. Po zmroku nie trudno było natknąć się na podejrzane typy, których nie trzeba by było namawiać do złożenia jednej, prostej obietnicy. Pewnie wielu z nich już kiedyś ją złożyło, albo i tak są jedną nogą w Piekle. To nie było żadne wyzwanie. Eire poszukiwała czegoś więcej, czegoś, co ją zmotywuje do działania, uprzyjemni pobyt w tym miejscu. Dlatego właśnie wybrała się w podróż po uliczkach. W czerwonej sukni, lekko spiętych czarnych lokach mogła być uznana za kogokolwiek. Za szlachciankę zabłąkaną wśród uliczek, ekskluzywną prostytutkę, prostą dziewczynę, która chce pochwalić się nową kreacją. A ona polowała. Szukała, wybierała, zabierała. Nie przeszkadzała jej w tym nawet ta drobna ułomność, która ostatnio jej się przypałętała. Ale w końcu zobaczyła kogoś, kto mógłby być tym wyzwaniem. Przystojny, wyglądał na porządniejszego niż reszta. Czerwone, pełne usta wygięły się w lekkim uśmiechu a w ciemnych oczach pojawił się błysk, który każdy rozumiał jak chciał.
    -Proszę wybaczyć, czy zna pan uliczki tej mieściny? Chyba zgubiłam drogę.- zadałą proste, banalne pytanie. Nie używała zwykłych sztuczek, nie było aury pożądania, zapachu kobiecego ciała. To była jej zabawa, jej wyzwanie.

    OdpowiedzUsuń
  60. Uniosła delikatnie rozdygotaną dłonią i pogładziła wierzchowca po miękkiej, jakże aksamitnej szyi.
    - Ja... ja zawsze bałam się dużych zwierząt - powiedziała cicho, nawet nie patrząc na Salivala.
    Bardziej była zajęta obserwacją konia, a na każdy jego, chociażby ten najmniejszy ruch reagowała gwałtownym cofnięciem ręki. Widać była, że mimo wszystko, mimo tego, iż zwierzę było naprawdę spokojne i łagodne, to Prim nie czuła się w jego obecności zbyt pewnie.
    - Mieliśmy... mamy z tatą klacz. Starą, bo starą, ale jednak mamy. Nigdy jednak się nią nie zajmowałam. Jakoś zawsze mnie przerażała - powiedziała, wzruszając przy tym lekko ramionami.
    Nigdy nie opowiadała nikomu o swoim życiu, nawet nie wiedziała, po co normalni ludzie to robią. Teraz jednak już rozumiała. To przynosiło swoistego rodzaju ulgę.
    Spojrzała na demona i posłała mu delikatny uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  61. A mimo wszystko Prim dużo pewniej czułą się otulona jednak własnym płaszczem. Nigdy nie przepadała za żadnymi kontaktami fizycznymi. Może to dlatego, ze też nie była w ogóle do nich przyzwyczajona...? Dla niej to było po prostu... dziwne.
    Tym razem jednak była zbyt zajęta przyglądaniem się pegazowi, aby zwrócić uwagę na cokolwiek innego. Wpatrywała się w wierzchowca niczym zahipnotyzowana, a kiedy z powrotem odzyskała swój brązowy płaszczyk, westchnęła cicho.
    - Ojej... - westchnęła cicho, przesuwając między dłońmi miękki, przyjemny materiał.
    Uśmiechnęła się delikatnie bardziej do samej siebie niż do demona.

    OdpowiedzUsuń
  62. -Gość w dom Bóg w dom -dokończyła Lyn z uśmiechem. Nie chciała robić mu kłopotu, ale uważała, że odmowa gościnności też byłaby nieuprzejma. Zajęła jedno z miejsc przy stole, rozejrzała się po wnętrzu. Naprawdę mężczyzna przytulnie się tu urządził.
    Nie wiedziała, kim jest albo kim była May, nie była pewna, czy wypada o to pytać.
    -Chętnie -zgodziła się skwapliwie.
    Powoli odzyskiwała pewność siebie, szczerze wdzięczna, że mężczyzna nie rozgniewał się na nią. w pierwszej chwili obawiała się znacznie gorszej reakcji.

    OdpowiedzUsuń
  63. - Mówiąc szczerze, to nie mam pojęcia, gdzie jestem. Szukałam biblioteki.- zdawała sobie sprawę z bezsensowności tego kłamstwa. Było już ciemno, a ona szukała biblioteki? Żaden głupiec by w to nie uwierzył. Przyjrzała się uważnie mężczyźnie. Kogoś jej przypominał, ale nie miała ochoty na zagadki, więc odrzuciła od siebie tą myśl.

    OdpowiedzUsuń
  64. Była jeszcze jedna opcja.
    - I jedno i drugie. Poszukuję towarzystwa- to już było bliższe prawdzie. Potrzebowała towarzystwa innego niż jej własne i nieszczęśników ze straconymi duszami. Chociaż nie miała jak na razie skrupułów, żeby pozbawić i tego mężczyznę duszy przy najbliższej okazji.

    OdpowiedzUsuń
  65. Dygnęła krótko z niewyraźnym uśmiechem na czerwonych ustach. Wyczuła jego wahanie, ale nie wiedziała, czym było spowodowane.
    - Miło mi. Jestem Eire- przedstawiła się i spojrzała uważnie w oczy mężczyzny. Gdyby wiedziała, że spotkała właśnie drugiego demona, to wyglądałoby inaczej, ale ostatnio miała poważny problem z rozróżnianiem ras, a raczej dusz.

    OdpowiedzUsuń
  66. Dziewczyna zaczęła odpowiadać na jego pytanie, nerwowo bawiąc się kosmykiem włosów.
    -Jasne, oczywiście, że mam...
    Jego gwałtowny gniewny okrzyk wytrącił ją z równowagi, znieruchomiała, szybko mrugając powiekami i patrząc na mężczyznę pytająco. Nie wiedziała, co mogło być przyczyną jego nagłego wybuchu.
    - Do ognia? - zdziwiła się - Ale po co mam wejść do ognia.
    Odruchowo sięgnęła ogonem w stronę kominka, koniec na chwilę włożyła w płomienie, po czym z cichym westchnieniem go cofnęła. Nie miała pojęcia, o co mężczyźnie mogło chodzić, wciąż przekonana, że ten rozkaz był adresowany do niej. Wydostających się z kominka nietypowych tworów nie zdążyła zauważyć.

    OdpowiedzUsuń
  67. -Niestety nie jestem nimfą, i nigdy nią nie byłam. Są to naprawdę cudowne istoty. Znałam kiedyś jedną nimfę.

    Uśmiechnęła się do mężczyzny.W jej oczach pojawił się mały błysk, był on oczywiście nieświadomy, czasami w towarzystwie nowych istot nie potrafi kontrolować swojej natury. Widziała i słyszała już wiele, jednakże to jak mówił o nimfach było nadzwyczajne. Tyle w słowach było ciepła.

    -Emanuje od ciebie takie nieokreślone przyjazne ciepło Panie .

    Spoglądała przed siebie, od czasu do czasu wodząc wzrokiem po mężczyźnie. Była wszakże kobietą, i oglądanie przystojnych mężczyzn było dla niej miłe.

    OdpowiedzUsuń
  68. Lyn w zasadzie nie miałaby nic przeciwko wchodzeniu do kominka, spodziewała się, że któreś z kolei spotkanie z pewnym znajomym i nieobliczalnym wampirem tak właśnie się skończy.
    Zainteresowała się niepozornymi ognistymi istotkami, śledziła je wzrokiem.
    -One mają dusze? -spytała. Znowu poszukiwała podobieństwa do siebie, próbowała zrozumieć. Połączenie duszy z ogniem?
    Wyciągnęła rękę, zastanawiając się, jak te dziwne stworzenia zareagują. Chciała zobaczyć je z bliska.

    OdpowiedzUsuń