Ocknęła się zaledwie parę dni temu, niczego nie
pamiętając. Z przerażeniem zorientowała się, że jej umysł jest kompletnie
pusty. Że nie ma w nim niczego, oprócz luźno przeplatających się myśli
powstałych zaledwie chwilę temu. Nie ma zawiłych zakamarków pamięci, do których
mogłaby zerknąć. Nie ma zwiniętych ciasno kłębków informacji. Tylko pustka,
głucha cisza, gdzie nawet echo bało się poruszać między gładkimi, obcymi i
zimnymi ścianami jej własnej świadomości. Nawet miejsce, w którym się
znajdowała, było kompletnie obce i wrogie. Dlatego tym bardziej zdziwiła się,
kiedy leżąc z twarzą przytuloną do spękanej, kamiennej posadzki, dostrzegła
niewielką karteczkę, jakby ktoś z rozmysłem umieścił ją w jej polu widzenia.
Wystarczyło jedynie wyciągnąć dłoń i oczom kobiety ukazało się równe, staranne
pismo bez zbędnych ozdobników.
Witaj Delio! Jeśli się postarasz, prawdopodobnie zostaniesz moją ulubioną marionetką.M.
Wtedy spłynęło na nią zrozumienie i jej dłoń gwałtownie zacisnęła
się na świstku papieru, lecz złość szybko minęła. Nie potrafiła podsycać
gniewu, kiedy nie wiedziała, co tak na prawdę utraciła za sprawą nieznajomego.
Nie pozwoliła też jednak, by płomyk zgasł całkowicie, lecz spokojnie tlił się w
jej wnętrzu, gotowy rozpętać prawdzie piekło i pozostawić po sobie jedynie pogorzelisko,
kiedy przyjdzie czas.
Wstając z podłogi, najzwyczajniej w świecie się bała.
Wzniecając kłęby kurzu pod stopami, przeszła przez pomieszczenie i pchnęła
metalowe drzwi, wciąż z trudem dławiąc strach. A kiedy znalazła się na
zewnątrz, spoglądając na otulony nocą port i jeden z opuszczonych magazynów, z
którego właśnie wyszła, dała sobie kilka długich minut na uspokojenie się i
zapanowanie nad targającymi nią sprzecznymi emocjami.
Nie wiedziała, co teraz będzie. Nie wiedziała, jak sobie
poradzi. W tej chwili jeszcze myślała racjonalnie, ale wiedziała, że to nie
potrwa długo. Że ma jeszcze parę chwil swobody, aż w końcu górę weźmie nad nią
jej nowa natura i minie sporo czasu, nim nauczy się nad nią panować. Nim
pogodzi to, co ludzkie i nadnaturalne. O ile w ogóle zdoła to ze sobą pogodzić.
Najgorsza była ta okropna pustka. Niemożność wytłumaczenia
sobie tego wszystkiego. Niewiedza. Kim tak właściwie była? A może raczej od
razu powinna skupić się na tym, co tu i teraz? Poczucie, że jej wspomnienia
sięgają zaledwie do ocknięcia się przed kilkudziesięcioma minutami było więcej niż
przytłaczające…
Ostatecznie Delia, bowiem wywnioskowała, że tak właśnie
ma na imię, wzruszyła ramionami i powolnym krokiem ruszyła przed siebie. Pozwoliła
nienaturalnie wyostrzonym zmysłom chłonąć najdrobniejsze szczegóły otoczenia,
pozwoliła też sobie po raz pierwszy wyczuć zapach człowieka. Wtedy też
zdecydowała się na kompletne zapomnienie, podporządkowując się nowej naturze, a
kiedy po raz pierwszy skosztowała ludzkiej krwi, jedynie utwierdziła się w tym
przekonaniu. Bo co też miała do stracenia, kiedy niczego nie pamiętała? Kiedy
już wszystko zostało jej odebrane? Może człowieczeństwo? Nie. Była przekonana,
że akurat jego nie utraci nigdy, może jedynie na jakiś czas odsunie je na
dalszy plan, zapomni, tak jak zapomniała o całej reszcie… I będzie żyć tu i
teraz. Póki coś się nie zmieni, póki wspomnienia nie wrócą. Póki nie znajdzie
celu. Póki nie odzyska siebie.
W przeciągu paru dni w Norrheim, w okolicach portu
zginęły trzy osoby.
Delia
Wampir.
Przemieniona zaledwie pięć dni temu, plącząca się po
porcie i spędzająca dnie w starym, opuszczonym magazynie. Nie do końca
rozumiejąca, co tak właściwie się z nią dzieje. Bardziej ufająca nowym
instynktom, niż sobie. Zdecydowanie zagubiona w tym wszystkim, nie panująca nad
sobą i nowymi doznaniami, działająca często podświadomie i w niewytłumaczalny
sposób. Na dodatek pozbawiona pamięci. Słowem, jedna wielka nieprzewidywalna
niewiadoma.
[Ze względu na specyfikę postaci, karta wygląda tak, a
nie inaczej i na pewno wraz z rozwojem Delii, także i ona będzie uzupełniania o
dodatkowe informacje. Mam nadzieję, że nie stoi to na przeszkodzie w
prowadzeniu ciekawych wątków, do czego serdecznie zapraszam :)]
[Strasznie ciekawa postać :D Wątku chcę! Jednak jedyne co potrafię zaproponować to spotkanie właśnie w porcie, bo jakoś tak pomysłów brak konkretniejszych...]
OdpowiedzUsuń[ Jestem zakochana w postaci! Że też nie umiem zaczynaaać.]
OdpowiedzUsuń[Ja mogę. Mam do wyboru jeszcze płazińce i stawonogi, więc tego, no. Zacznę! :D ]
OdpowiedzUsuńCiemno wszędzie, głucho wszędzie... Co to będzie?
Tak, to bardzo interesowało Lilith. Szczególnie dlatego, że wynajęto ją by sprawdziła co się dzieje w tym przeklętym porcie. Nie wiedziała, że mieszkańcy Norrheim tak bardzo przejmują się losami innych. Chociaż nie. I tak pewnie chodziło o ich własne zadki.
No ale pewien człowiek, bądź też nie za bardzo człowiek, bądź bardzo dobrze doinformowany człowiek znający reputację Wiedźmy Ognia, jednak się zainteresował wydarzeniami z portu, twierdząc iż coś tam siedzi. Lilith miała jedynie dowiedzieć się co i na tym się kończyła jej robota. Jak na razie.
Ogólnie to chętnie by się teraz gdzieś zdrzemnęła, ale pieniądz jest pieniądz, i nie rośnie na drzewach. Jeżeli dzieją się gdzieś tajemnicze rzeczy, to na pewno trzeba na nie czyhać nocną porą. Taki już los wszelkich niebezpieczeństw.
Więc się przechadzała po pustym pomoście, próbując nie wsłuchiwać się w szum wody i uderzanie burt łodzi o siebie. Księżyc nawet schował się za chmurami.
No jak coś się miało dziać to teraz był najlepszy moment na jakąś akcję. Przynajmniej taka myśl się Lilith zatliła w łepetynie. I jak na zawołanie usłyszała jakiś dźwięk, wyróżniający się wśród tych które do tej pory dane jej było słuchać.
Odwróciła się niespiesznie, na wszelki wypadek przygotowując jakieś porządne zaklęcie w głowie, które w każdej chwili mogła wypuścić w świt i siać pustoszenie.
[ Biorąc pod uwagę, że to ja zawsze zaczynam Wynnem akcje pt „Próba morderstwa na dzień dobry”, teraz uznałam, że fajnie byłoby pomęczyć jakiegoś wąpierza człeczkiem.]
OdpowiedzUsuńJeśli wyłączyć większość obowiązków, które spoczywały na barkach Callahana w Lontii, nagle okazywało się, że jego życie jest nadspodziewanie nudne. Callahnowi nie dokuczała samotność, lecz brak zajęcia. Chociaż nie był nigdy pracoholikiem, człowiekiem ceniącym sobie rzetelną pracę niewątpliwie. Teraz, gdy na własne życzenie pozbył się większości zajęć, poczuł pustkę. W dzień, do póki oświetlenie na to pozwalało, pisał listy i wypełniał najróżniejsze dokumenty, które nadal, solidarnie dotrzymywały mu towarzystwa i dawały zajęcie. Po zmierzchu jednak napadała go melancholia. Obiady jadał w Złotym Smoku, lecz senna atmosfera tam panująca nie działała na niego dobrze. Mimo, że było to jedyne godne go miejsce w całym mieście, brakowało mu tam niepokoju, napięcia panującego w dworach. Było zbyt spokojnie. Dlatego okryty peleryną w kolorze krwi, którą nakładał na swój codzienny strój i wyruszał do miasta. Schodził powoli startymi stopami pokoleń schodkami z Wzórza do części miasta, która absolutnie nie była godna Callahana Elaventee’a.
Tego wieczoru jego spojrzenie przesunęło się z wystudiowaną obojętnością po drodze prowadzącej do wschodniej części miasta, beznamiętnie przesunęło się kamieniczkach rynku, by pozostać utkwionym przed siebie. Za budynkami, tam dalej, gdzieś ukrywało się stalowo szare morze.
Zanim dotarł do portu, morze przestało być stalowo szare, czy chociaż ołowiane, nabierając odcieni migotliwej, niepokojącej czerni.
Mężczyzna z cichym westchnieniem oparł się o barierkę odgradzającą magazyny wokół których stał od wody miotającej swoją masą w statki, które w odpowiedzi jedynie łagodnie kołysały się niby w takt nieznanej ludziom melodii. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że ktoś idzie w jego kierunku węsząc łatwy łup w zamyślonym człowieku.
~Callahan
[Ja przerabiam właśnie. Rozszerzone <3 ]
OdpowiedzUsuńZmarszczyła brwi spoglądając na kobietę, której się tu widzieć raczej nie spodziewała. Chociaż i tak nie umiała określić czego dokładnie się spodziewała, więc zadowolić mogła się czymkolwiek, byle by było i zabijało ludzi. Bo w końcu jak nic nie znajdzie to zapłata przepadnie, wraz ze snem który właśnie poświęcała dla dobra swojej sakiewki.
To spojrzenie mogło się pewnie wydawać większości ludzi niepokojące, aczkolwiek Lilith miała za sobą gorsze przejścia. A przynajmniej tak sobie wmawiała i dobrze jej to szło.
- Nie wyglądasz na zbyt rozmowną... - mruknęła bardziej do siebie, niż do kobiety, która przypominała jej trochę wygłodniałe, chociaż trochę spłoszone zwierzę. A na nich się już trochę poznać zdążyła, w końcu po lasach się kiedyś mieszkało. Chociaż już raczej do miejskiego życia przywykła, to w lesie nadal odnaleźć się potrafiła. - Jeżeli spróbujesz mnie zabić to umrzesz - powiedziała spokojnie, jak zwykle wierząc bezgranicznie swym umiejętnościom. Może i była to wiara naiwna, ale zazwyczaj działała. Zazwyczaj. - Ja tylko przyszłam się upewnić, że istniejesz - dodała, zgodnie z prawdą w dodatku co dość ciekawym zjawiskiem było u Wiedźmy.
Ludzie w chwilach zagrożenia zachowują się tak okropnie absurdalnie. Choć zaprogramowany na przeżycie za wszelką cenę instynkt, prawie tak silny, jak chęć zabijania wampira, powinien być dla nich motorem mądrych prób ratowania siebie, okazywał się zawodny. W pewnym sensie czyniło ich to jednocześnie lepszych, bo mniej podobnych zwierzętom, tym zmyślnym zającom, które wiedziały jak uciekać, by nie zostać złapanymi przez wilka, lecz równie gorszymi, bo stanowczo mniej praktycznymi i gorzej działającymi od wampirów.
OdpowiedzUsuńGdy zza załomu muru wychyliła się głowa Delii, Callahan poznał w niej wrogie stworzenie bezbłędnie, zasługując na pochwały od starych, mądrych magów, którzy wyczuwali aury nawet przez sen. Zamiast jednak bronić się, nałożyć barierę, czy choćby odrzucić kobietę-bestię łatwym, prostym zaklęciem, nałożył na nią szybki, choć męczący i skomplikowany czar, który miał przed jej oczami wytworzyć najstraszniejsze obrazy i chwilowo pomieszać zmysły. Czy Mistrz Iluzji musiał się chwalić swoimi umiejętnościami nawet przed potworami? To zakrawało o absurd! Jednak stało się… Kobieta miotała się, jakby starając pozbyć niewidzialnych, atakujących ją os, gdy Callahan cofał się, próbując czmychnać. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, ze to jego jedyna szansa. Ucieczka, albo śmierć. Czar zaraz przestanie działać, a zabrał mu stanowczo zbyt wiele sił, by wykonać coś innego oprócz niemego obrazu jakiegoś małego przedmiotu.
[Hmm, może i ja spróbuję coś zacząć.]
OdpowiedzUsuńLyn w zasadzie rzadko bywała w porcie, najzwyczajniej w świecie nie mając w tym żadnego celu. Owszem, znała tę część miasta, mogła wskazać drogę, gdyby ktoś ją o to spytał, ale trasy jej wieczornych i nocnych spacerów zazwyczaj omijały ten zakątek.
Tej nocy zabłądziła tam przypadkowo, ale już od pierwszej chwili, kiedy coś skierowało jej kroki do tej dzielnicy dała się wessać przez labirynt budynków, magazynów, drewnianych bud i konstrukcji, na których rybacy suszyli sieci. Zapach ryb od razu zaatakował wyczulone powonienie dziewczyny, która skrzywiła się w najzwyczajniejszym ludzkim odruchu. Jakiś siedzący pod ścianą tawerny oberwaniec uśmiechnął się obleśnie, ale dziewczyna zignorowała go i przeszła obok. Podobnie minęła obojętnie dwóch młodszych od niego typków, którzy na widok jej ogona przeżegnali się i szybko spuścili wzrok.
Dziewczyna na chwilę zatrzymała się i oparła o ścianę nieużywanego od dłuższego czasu magazynu. Nawet jeśli przez chwilę wydawało jej się, że słyszy jakiś szelest, nie zwróciła na niego uwagi. Ot, kolejny z nocnych dźwięków tego wieczne czujnego miasta.
(Cześć. Co powiesz na wątek? Mogę zacząć. :))
OdpowiedzUsuń