Aktualności
LISTA OBECNOŚCI ZAKOŃCZONA!
Wydarzenia

czwartek, 9 maja 2013

Carpe Noctem


   Nazywa się Will Hyantell, urodzony w 549 roku, w niewielkiej miejscowości Branthla, na wschodzie Królestwa Valnwerdu. Szlachcic z ziejącym ogniem kurczakiem w herbie, dziedzic dwóch spalonych przez smoka z czkawką wiosek wychowany w rynsztoku. Na chwilę obecną wąpierz plugawy. Życiowy nieudacznik, zaczął żyć naprawdę, jak już nie żył.
    W życiu robił wiele rzeczy, był między innymi stolarzem z artystycznym skrzywieniem, czy skrybą. Ostatnie siedem lat zajmował się złotnictwem i to podoba mu się najbardziej.
Nie ma żadnego stałęgo zajęcia. Nie potrzebuje wiele pieniędzy do przeżycia, a te zwykle kradnie. W awaryjnych sytuacjach podejmuje się przepisywania ksiąg, rzeźbienia figur na ołtarze czy innych tego typu zajęć.


"Stary złośliwiec, idiota, gaduła, oszust, cwaniak, hipokryta, komik, tchórz... Ale przyjaciel dobry. "
~Klecha
    Pozbawiony wszelkiej moralności wesołek, błazen i morderca jednocześnie.  Ludzi dzieli na dwie grupy. Tych, których zabić można i tych, których zabić raczej się nie powinno. Nie jest sekretem, że innych traktuje przedmiotowo, rzadko widząc w nich coś więcej niż przedmioty, narzędzia, pożywienie. Ludzie są dla niego czymś, co zajmuje mu czas, zabawia go i pozwala żyć. Bawi się kosztem innych i nie widzi w tym nic złego.
    Potrafi zabić z nudy. Wydaje się, że myśli jakoby cały świat był teatrzykiem stworzonym po to, by go zabawiać. Do konkretnych jednostek odnosi się złudnie przyjaźnie, choć nie ma w zwyczaju się przywiązywać. Jeśli już ktoś zburzy mur zaczyna zaliczać się do grupy, tych, które raczej nie zostaną zabite z powodu nudy. Przynajmniej w tym tygodniu. Nie lubi myśleć o sobie jako o członku jakiejkolwiek społeczności i nawet w Norrheim wszelkie zasady traktuje z przymrużeniem oka, stwierdzając, że go nie dotyczą. Wbrew pozorom jednak uwielbia towarzystwo. Nie przywiązuje się do miejsc, ludzi czy przedmiotów, choć bywają nieliczne wyjątki, takie jak rodzinna wioska Branthla, jego siostra i pierścień z herbem bazyliszka.
"Bywa nieobliczalny... Tak właściwie nigdy nie przewidzisz co do tego głupiego łba strzeli."
~Klecha
    Jego filozofia życiowa ma jedną niezmienną cechę; nie istnieje. Kiedy ma za dużo czasu, idzie próbować się bezskutecznie upić, a nie marnuje czas na bezsensowne zastanawianie się nad sensem istnienia. Bo o sensie życia martwym mówić nie wypada. Wynn jest absolutnym oportunistą i nie widzi w tym nic złego, pojęcia poczucia winy nie zna, a dobro i zło uważa za bardzo sensowny wynalazek… pomocny w pisaniu bajek. Tchórz. Egoista. Materialista. Złośliwiec. 

"Honor? Chyba w snach. Uczciwość? Ponoć nie kłamie, ale potrafi oszukiwać tego nie robiąc. Odwaga? Co? On i Odwaga? Proszę..."
~Klecha
    Największą wartością jest dla niego życie.
    Swoje osobiste. I swoje dobre samopoczucie. I komfort.
   W przypadku zagrożenia stosuje starą jak świat metodę ratunkową zwaną „nogi za pas”. W czym jak w czym, ale w uciekaniu jest mistrzem…


"Wampir - wesołek, co jak kot chadza własnymi drogami."
 ~Heshtje
"Dzika zboczona świnia!"
~Kaien




„Wynn to cyniczny hipokryta i bawidamek o którym można powiedzieć, że cokolwiek robi to robi to tylko dla siebie. Jeśli powie ci, że cię nie skrzywdzi, to spodziewaj się, że wbije nóż w twoje plecy, jeśli tylko będzie pewny, że nie pociągniesz go za sobą do grobu. Kłamie i wykorzystuje ludzi i nieludzi dla czystej przyjemności ten pieprzony krwiopijca.”
 ~ Namor





„William to dziwna, arogancka i bezczelna pijawka. Zawsze wszędzie wtyka swój wścibski nochal i wtrąca się do każdej rozmowy, nawet jeśli jest o nim, by dorzucić swoje zwykle nic nie warte trzy grosze. Nie umie być poważny choć się stara, co mu i tak marnie wychodzi. Do tego wytyka wszystkim ich błędy nie widząc siebie, ogólem narcystyczna świnia. Należy również dodać, że jest beznadziejnym wampirem, choć robi co może. Podsumowując Wynn jest pijawką udającą skrzypka na dachu.” 
~Apayan

     Nie pomyślałbyś, że to wampir. Nie ma znowu aż tak jasnej skóry, kły chowa... Na pewno wyobrażałeś sobie jakoś wampira, prawda? Jakkolwiek, ale nie tak!
     Na pierwszy rzut oka jest osobą całkowicie niewyróżniającą się z tłumu. To mu też najbardziej odpowiada, nie lubi zwracać na siebie zbędnej uwagi, co i tak notorycznie robi przez swoje wyjątkowo przyjacielskie nastawienie do świata. Nie cierpi podnosić głosu i właściwie nigdy tego nie robi, unika zwad i burd, wymawiając się starczym wiekiem, toteż wielu nie zwraca na niego kompletnie uwagi. Od razu wzbudza sympatię, wydaje się być spokojnym, przyjaznym człowiekiem. Czasami aż ciężko uwierzyć, że nim nie jest. Koło sześciu stóp wzrostu, człek postury dość przeciętnej, nie może popisać się nadzwyczajnym umięśnieniem, ale mimo szczupłości nie można nazwać go cherlakiem. Brązowe, kręcone włosy i oczy w tym samym kolorze, jednak skrzące się jak u kota, szczególnie w ciemności. W jego ślepiach widać zwykle wszystkie, najdrobniejsze nawet emocje jakie aktualnie odczuwa. Doskonale o tym wie i niezbyt mu to przeszkadza. Kiedy chce potrafi przybrać chłodną maskę, tak, że jego myśli stają się nieodgadnione... ale po co?
    Nie przywiązuje wcale uwagi ubioru, wciągając na siebie to co akurat nawinie mu się pod rękę. Zwykle są to ubrania w barwach brązu, beżu i szarości; chłopskie koszule (a i czasem białe i miękkie, jakby z szafy możnego), luźne spodnie i ciemne, jakby trochę zbyt duże płaszcze. Na głowę często ubiera czarny kapelusz, który służy mu głównie do wymachiwania nim w parodiach dworskich ukłonów i puszczaniu spod niego całej gamy złośliwych uśmieszków. Wprost uwielbia wszelakie świecidełka. Taka mała, złotnicza mania. Na palce ubiera liczne pierścienie, na szyi nosi ciężki, zniszczony medalion w którym niegdyś był uwięziony demon.

 William "Wynn" Hyantell | Wampir | 63 lata



POWIĄZANIA

[ Witam, witam. KP niekompletna, wybaczcie. Nie umiem pisać krótkich i sensownych kart... ]

206 komentarzy:

  1. [Męczymy. A konkretniej: teraz Ty męczysz.]

    OdpowiedzUsuń
  2. Tym razem nawet nie siliła się na udzielenie odpowiedzi. Raz, że przy jej wątpliwej sprawności fizycznej po takim wysiłku musiała się porządnie wydyszeć i najęczeć, a dwa, że nawet jej się w sumie odpowiadać nie chciało.
    Tej nocy pogoda nie do końca sprzyjała spacerom, wiatr dął nieugięcie, gnębiąc lekko przyodzianą elfkę. I nawet mimo wyraźnego dyskomfortu, gdyby Wynn zwrócił jej uwagę na ten fakt, zaprzeczałaby zapalczywie i, czerpiąc z niewyczerpalnych pokładów elfiego uporu oraz kobiecego rozumu, podawała coraz to mniej logiczne argumenty. Trzeba przyznać, że Aileen była wyjątkowo zdeterminowana, by przechadzkę odbyć.
    Między drzewami będzie łatwiej, pocieszała się w myślach, odgarniając włosy z twarzy.
    Nawet jeśli przeszło jej przez głowę, że wampir może oczekiwać od niej jakiś wyjaśnień, nie czuła się póki co w obowiązku ich udzielać. W rzeczywistości była zdania, iż wszystko udałoby się i przy jego niewiedzy, ba!, byłoby nawet lepiej – nie musiałaby dzielić się nagrodą. Uśmiechnęła się lekko na tę myśl, po czym odchrząknęła cicho, przygotowując się do zagajenia rozmowy. Wystarczy nakierować go na odpowiedni temat…
    - Norrheim wydaje się być w miarę bezpiecznym miastem, nie sądzisz? – spytała, gdy tylko wiatr nieznacznie osłabł, lustrując uważnie twarz rozmówcy.

    OdpowiedzUsuń
  3. [Piękna? Ach, dziękuję, kiedy ją publikowałam byłam przekonana, że ludzie zlinczują mnie za jakoś, pomysł i wykonanie, a tu taka niespodzianka ^^ Dziękuję raz jeszcze i na wątek, rzecz jasna, chętna jestem. Pana wybrałam losowo, ot tak. Jakieś pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Taką znaczy 'jaką'? Uznam to za komplement i cicho sza! ]

    OdpowiedzUsuń
  5. - Myślałam, że każdy mieszkaniec ma prawo do wypowiadania się na ten temat, szczególnie jeśli zna norrheimowych szubrawców tak dobrze jak Ty, wampirze – odparła, nie mogąc się powstrzymać, po czym odwróciła wzrok. – W ogóle nie jestem pewna, czy miejscowi wiedzą, cóż to jest opalenizna. Osobiście mogę stwierdzić, że mnie się to pojęcie powoli zaciera… Słońce tu uświadczysz raz na miesiąc – dodała nieco zbyt gderliwie, lecz zaraz na powrót rozentuzjazmowała się, dostrzegłszy bramę miasta.
    Ha, unikała go, a jakże! Cóż mogła robić innego, wiedząc, że już raczej szans na pozytywne relacje nie było? Jak mogłaby z nim częściej rozmawiać, zdając sobie sprawę z tego, że każdy nieodpowiedni gest doprowadzi do jej zguby? Brzmi to co prawda trochę dramatycznie, ale jest jak najbardziej prawdziwe! Może jeszcze jakoś zniosłaby sporadyczne przesiadywanie w tym samym pomieszczeniu, gdyby nie zbiły jej się wszystkie fiolki z miksturami ochronnymi. Doprawdy, większej niezdary ze świecą szukać!
    Długo zwlekała z wyjaśnieniami, wciąż niechętna udzielenia ich, lecz wiedziała, że musi to rozegrać umiejętnie. Z pewnością nie zdradzi się z wizją zapłaty, to byłoby głupie, ale w to, że dla zabawy chce zobaczyć bestię też raczej Wynn nie uwierzy… Cóż, zacznijmy od uśmiechu, to zawsze pomaga.
    - Mimo wszystko sądzę, że jeszcze jestem w stanie uratować moje zdrowie, jednak jeśli już, wolałabym to robić za dnia – przyznała mu rację, wlepiając przekrwione oczy w księżyc. – Nasze relacje są w opłakanym stanie, Wynnie, doszłam w końcu do wniosku, że wypadałoby to zmienić. A cóż może być lepszego niż pogawędka na świeżym powietrzu? Mam nadzieję, że jesteś wyspany.
    No dobra, może to nie jest szczyt dyplomacji, oceniła w myślach, zagryzając spękane usta. Ale przecież była tylko niedożywionym i półprzytomnym elfiątkiem!

    OdpowiedzUsuń
  6. (Potworze niemiłosierny.. zaczniesz coś, czy ja mam zacząć? Pomysł mam, ale czy TY masz chęć? )

    OdpowiedzUsuń
  7. [ To co? Wąteczek? Pajeczce nie odmówisz, prawda? xDD ]

    OdpowiedzUsuń
  8. Udawanie człowieka nie tylko jemu sprawiało trudności. William też próbował, chciał, ale jak to zrobić, skoro światło słońca jest nie do zniesienia? Skoro każda, najmniejsza kropla uronionej ludzkiej krwi którą poczujesz, sprawia, że nie możesz myśleć o niczym innym? Miał nadzieję, że to drugie chociaż minie z wiekiem.
    Nie miał kogo spytać się o szczegóły, gdyby nie mroczne opowieści zasłyszane dawno temu na dworze, nie miał by pojęcia co się z nim właściwie stało. Został wyrzucony na głęboką wodę, nawet bez koła ratunkowego. Uczył się na błędach, za które niejednokrotnie płacili ludzie, jednak to mu nie przeszkadzało. Najbardziej irytowało go to, że nie potrafił zatrzymać się nigdzie na dłużej. Nie mijało kilka dni, a zaczynali go szukać, więc uciekał. Aż dotarł do Norr, gdzie miał nadzieję spotkać kogoś swego gatunku, co niezwykle ułatwiłoby mu życie.
    Tylko nawet jeśli takowego spotka, co powiedzieć? 'cześć, naucz mnie jak być wampirem.'? Nie wchodziło w grę. I jak takowego rozpoznać?
    Idąc ulicą nie zwracał uwagi na przechodniów, tylko co jakiś czas coś ciekawszego ściągało jego wzrok. Na przykład inna osoba, wpatrująca się w niego, tak jak w tamtej chwili mężczyzna. Dlaczego od razu nie odwrócił wzroku jak robił to zazwyczaj? Nie był pewien, ale najbardziej prawdopodobną teorią była ta, że dlatego, iż patrzył się na niego wzrokiem osoby, która go zna, a to nie wróżyło wiele dobrego.

    OdpowiedzUsuń
  9. Westchnęła ciężko, maskując uśmiech przedzierający się mimo wszystko na zdewastowane już do reszty usta. I co mogła zrobić? Zaprzeczać bez sensu, przyznać jeszcze gorzej… A jednak, mimo iż rozmowa powoli zaczynała odciągać ją od wyjątkowo absorbującego burczenia w brzuchu czy bramy majaczącej przed nimi, wciąż traktowała gawędzenie tylko jako dodatek. Być może właśnie dlatego ani nie zbulwersowały jej jego słowa, ani też specjalnie nie ubawiły.
    Choć musiała przyznać, że wspomnienie skwierczącego Wynna zawsze w pewien pokrętny sposób poprawiało jej humor.
    - Szczycę się nie najgorszą pamięcią – odparła niemal obojętnym tonem, krążąc wzrokiem po mijanych domostwach. – Jednak sądzę, że lepiej jak najprędzej pozbyć się tego wspomnienia, bowiem może przeszkodzić nam w budowaniu pięknej, szczerej przyjaźni – dodała z uśmiechem. Mogła się tego prędzej czy później spodziewać… Cóż, lepiej teraz niż gdyby zebrało mu się na wspominki przy potworze czyhającym w lesie.
    Kolejny już raz poprawiła zmizerowaną fryzurę, posyłając niebu pełne wyrzutu spojrzenie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ocknęła się siedząc na okropnie chłodnej ziemi mrucząc niezrozumiale coś pod nosem. Z tyłu głowy promieniował ból, który przyprawiał ją o mdłości. Szarpnęła mocno ręką, by dotknąć poltylicy, ale nie potrafiła. Rozgległ się jedynie brzęk, szurnięcie łańcuchami, które ciasno trzymały jej nogi i ręce.
    Na marne próbowała czegoś dojrzeć w istnej ciemności, która otaczała ją zewszad, oprócz smrodu stęchlizny. Na marne za wszelką cenę starała sobie przypomnieć bieg zdarzeń, jakim cudem znalazła się w tak okropnym miejscu. Sama.
    " I w coś ty się ruda wariatko znowu wpakowała... szkoda, że nawet nie ma tutaj świecy " mruknęła w myślach kręcąc lekko głową.
    Musiała wyglądać naprawdę bardzo marnie, skoro jej ciało powoli traciło siły. Była głodna jak wilk.
    " No i dzież Amon niby był, kiedy mnie porywali, czy Bóg wie co robili... Może go da się jakoś zawołać mentalnie. Skoro tak uwielbia kopać w czyjejś głowie, to czemu nie mógłby przyjść na me zawołanie, zrestą.. Łuskowaty, jak to, Łuskowaty... A Wynn? Wynn... " westchnęła rozmyślając. Ile kroć starała się skupić na wydostaniu się tarapat, tyleż razy wracała do zdarzeń z przeszłości. Zwłaszcza do pięknych chwil.
    "Babo.. bierz się do kupy, chyba, że chcesz mieć za przyjaciół szczurzyska, czy inne okropności"

    OdpowiedzUsuń
  11. [Zawsze można użyć sformułowania - intrygującą, no. Albo, jak mój przyjaciel, 'perfekcyjnie'. ]

    OdpowiedzUsuń
  12. [A nie przejmuj się, mnie też najlepiej to nie wychodzi, ale mam kreatywnych znajomych, którzy zawsze wymyślą coś (pseudo)mądrego.]

    OdpowiedzUsuń
  13. Ogólnie rzecz biorąc, elfka nie patrzyła na Wynna. A przynajmniej z całych sił się starała, ponieważ odgrywane przez niego przedstawienie było dość intrygujące i, chcąc nie chcąc, z niejakim zaciekawieniem zerkała na ten krótki spektakl. Aczkolwiek dość rzadko.
    - Doceniam – przyznała rozbawiona, oglądając się na wampira. – Zastanawiam się tylko, jak wiele musi to wspomnienie znaczyć, skoro tak trudno wyprzeć je z pamięci… - dodała, zaplótłszy ręce na piersi i zwolniła nieco kroku.
    Idąc tym traktem raczej niczego nie znajdę, pomyślała niepocieszona, rozglądając się dyskretnie. Będzie trzeba umknąć gdzieś w bok, ale suknia… Aileen przeciągnęła krytycznym wzrokiem po wystrzępionych rękawach i poplamionej spódnicy. Cóż, suknia to nie problem, stwierdziła, dokonawszy oględzin, po czym zatrzymała się raptownie.
    - Widziałeś?! – zawołała rozentuzjazmowana, obracając się w stronę najgęściejszych zarośli. – Biały ptak, ale jaki piękny! – dodała, ruszając szybciej w stronę gęstwiny.

    OdpowiedzUsuń
  14. [Hej, jak przeglądam kartę, to przychodzi mi na myśl, żeby zgłosić się na autorkę kolejnych komplementów pod adresem Hyantella marnotrawnego na nową wersję w przyszłości.]

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie potrzebował życiorysów, tylko zwyczajnie wskazówki. Jakiegoś oświecenia, może odpowiedzi na pytania 'kto?' i 'dlaczego?', chociaż za pewne na te nikt mu nigdy nie odpowie.
    Szczęśliwość też była tu ciekawą sprawą, bo mimo że Williamowi przemiana w wampira odebrała wszystko, nigdy wcześniej nie czuł się tak dobrze. Był wolny, nie było już reguł. Sztywnej etykiety, zaplanowanej przyszłości.
    jedyne co mu doskwierało, to brak towarzystwa.
    Widząc jak skinął na niego głową, zawahał się, ostrożność mówiła mu, że lepiej nie iść za nim. Ale czym jest ostrożność, jeśli widzisz kogoś podobnego do siebie? Tylko cichym głosikiem bez siły przebicia.

    OdpowiedzUsuń
  16. [To mam trochę starego wampira pomęczyć? Bo się zastanawiam, jak by tu wątek zacząć...]

    OdpowiedzUsuń
  17. [ Pustka o-o Daj pomysł to zacznę :D ]

    OdpowiedzUsuń
  18. - Zaiste powiadam - odwarknęła tylko i, nie oglądając się na Wynna, zeszła z traktu.
    Nie byłoby mowy o żadnych ptaszyskach czy innych albinosach, gdyby Aileen tak bardzo nie zależało na tym, by szedł za nią. Od początku zdawała sobie sprawę z faktu, że sama sobie raczej nie poradzi, a wciąż była pewna, co do nieujawniania prawdziwego celu przechadzki.
    Nieistniejący (dotychczas) ptak zatrzepotał w górze skrzydłami, szeleszcząc liśćmi, a jego niezbyt majestatyczne, bure upierzenie było nawet dla niej niemal niewidoczne.
    - Nie mów, wampirku, że teraz nie słyszałeś - zawołała, uśmiechając się złośliwie. Los mi sprzyja!, pomyślała zadowolona z siebie i przyspieszyła kroku. – Przy okazji, jak już jesteśmy przy leśnych stworach… Podobno coś ciekawego się tu przyplątało, z pewnością obiły Ci się o uszy jakieś plotki.
    Ktoś (czyt. Wynn) mógłby pomyśleć, że takie wrzeszczenie raczej nie pomoże w śledzeniu stwora, ale taki właśnie był plan. Podobno bestia była ogromna i miała silny instynkt terytorialny - według optymistycznie nastawionej elfki narobi rumoru, gdy tylko dosłyszy jej głos. A potem wszystko pójdzie gładko, dodała z pewnością, rozglądając się.

    OdpowiedzUsuń
  19. Lyn nie wiedziała już, który raz wpada do Elhyr właściwie bez powodu. W miejskim szpitalu panował względny spokój, na ulicach nie pojawiał się nikt znajomy i dziewczyna właściwie nie wiedziała, gdzie się podziać. Tyle, że tym razem, niewiele myśląc, wparowała do wnętrza lokalu w prawdziwej postaci, przemykając przez uchyloną okiennicę. Przefrunęła nad głowami śpiących na stoliku mężczyzn, którzy w tej sytuacji przegapiliby nawet trzęsienie ziemi i wybuch wulkanu, nie tylko unoszącą się nad nimi kulę światła, po czym zawisła na środku pomieszczenia pod sufitem. Postronnemu obserwatorowi wydałoby się w tym momencie, że Lyn kogoś wypatruje.
    W rzeczywitości dziewczyna szybko zlokalizowała stojącego za ladą człowieka, kolejną żywą, czy też może nie całkiem żywą istotę wyczuła przy stoliku pod ścianą. Skierowała się w tamtą stronę, odprowadzana cichym westchnieniem Aarona i zniżyła swój lot. Zawisła nad stolikiem, jakby w oczekiwaniu na jakiś ruch znajomego wampira, gdyby mogła w tym momencie wydawać jakikolwiek dźwięk oprócz cichych trzasków, byłoby to przeciągłe westchnienie. Ta niemożność, zdawałaby się banalna, zirytowała Lyn bardziej, niż mogła się spodziewać. Niechętnie zaczęła się materializować, ciało pojawiło się na sąsiednim krześle. Na szczęście długie gęste włosy szczelnie ją okrywały.
    -Wiedziałam, że prędzej czy później cię znajdę -mruknęła, opierając łokcie o blat.

    [Już zaczynam dziada męczyć. Zostanie tak jak dawniej, że się znają. Ale przeszłość Lyn jest trochę inna niż w poprzedniej wersji.]

    OdpowiedzUsuń
  20. [Wybacz, ale naczytałam się różnych wersji o zmiennokształtnych. Już zmieniłam.]

    OdpowiedzUsuń
  21. Aileen szczerze mówiąc nigdy nie uznawała się za osobę specjalnie moralną, cieszyła się niezmiernie, że większości zabaw zwyczajnie nie pamiętała – aż strach pomyśleć, cóż mogła wyrabiać w czasach największego rozpasania! Chyba właśnie dlatego ceniła alkohol i jego właściwości, stanowił nader skuteczną profilaktykę przed wyrzutami sumienia lub wstydem. Zawsze jednak ją zastanawiało, czy aktorstwo faktycznie wiąże się z kłamstwem i czy jest to w takim wypadku grzech. Nieodmiennie od dekad dochodziła mimo wszystko do wniosku, że nie ma mowy o wyrzutach z powodu grania – to by ją zabiło – zatem odpowiedź musi być przecząca. Musi i już. Przecież nie będzie się spijała przed każdym występem!
    Konkludując: elfka nie czuła się w obowiązku dobrze kłamać, niezależnie od kondycji psychicznej i fizycznej (a pozwolę sobie przypomnieć, że owe były w stanie tragicznym) i nie uznawała za klęskę niepowodzeń w tej dziedzinie. Poza tym to bardzo ładnie brzmi, gdy tłumaczysz, że na scenie STAJESZ się daną postacią, a nie tylko ją udajesz.
    - Powiem tak; póki co nie spostrzegłam innego potwora niż ten, który właśnie za mną idzie – odpadła ze śmiechem, lecz zaraz stanęła jak wryta, a uśmiech zrzedł. – Czujesz ten dym? – wyszeptała całkowicie poważnie, kompletnie zszokowana. Co jeśli to inni łowcy poszukujący bestii urządzili sobie ognisko? Nich to szlag, będzie trzeba sprawdzić…

    OdpowiedzUsuń
  22. [ Może... Spotkanie w lesie? Albo Pajka pomyli Pijawkę z kimś innym i go zaatakuje xD ]

    OdpowiedzUsuń
  23. Życie potrafi czasem nieźle dać w kość. Po prostu pewnego dnia zwala na ciebie wszelkie problemy ludzkości, a ty musisz sobie z nimi poradzić, bo inaczej wylądujesz w jakimś barze pełnym upitych pedofilów patrząc w dno szklanki, nie mając nawet jak zapłacić za to, co już wypiłeś...
    Ale Jacqueline nie miała czasu na to, by zalewać się w trupa by utopić swoje smutki. Tak więc klnąc pod nosem wyszła z obozu łowców powtarzając w głowie nazwisko i rysopis kolejnego celu. Nie miała zielonego pojęcia gdzie go szukać, jak bardzo jest niebezpieczny... W sumie, to nic o nim nie wiedziała, byle tyle aby zabić. No cóż... Nikt nie jest doskonały, prawda?
    Tak więc teraz musiała opracowywać w głowie plan zemsty za wycisk jaki dostała na treningu, taktykę walki z nieznanym jej przeciwnikiem i plan wprowadzenia nowych technik na jej własnych zajęciach. Oj tam, nic trudnego, co nie? Boże...
    I nagle zatrzymała się w pół kroku. Kogo miała zabić? Jak on miał... Jak on wyglądał... Cholera.
    Przygryzła dolną wargę, nie bardzo wiedząc co teraz zrobić. Wrócić do obozu? Zabić kogokolwiek? Tępa.
    Wtem jakby dar z niebios zobaczyła sylwetkę przemykającą między drzewami. Uśmiechnęła się do siebie.
    - Mam cie - szepnęła i wskoczyła na jedno z drzew wyciągając z butów sztylety. Zmrużyła oczy przygotowując się do ataku, więc po chwili przyciskała już do ziemi jakąś postać, przykładając jej ostrze do krtani.

    OdpowiedzUsuń
  24. " Bierz się do roboty.. ta.. tylko co można uczynić, jak się jest zniewolonym łańcuchami" marudziła w myślach próbując bez skutku poluzować ogniwa czy cokolwiek. Nawet głupia moc nie była przydatna, jedynie w błysku drobnej iskry mogła dostrzec wnętrze. Może nie w szczgółach, ale zawsze coś.
    Pomieszczenie nie było zbyt ciekawe, tylko mury, łańcuchy i szkarłat na podłodze i jej prawej dłoni.
    - Rozwalili mi głowę, pięknie - warknęła wsciekła.

    Jeden z mężczyzn ubrany w czarny płaszcz ruszył w kierunku wampira z drwiącym uśmieszkiem na twarzy. Złotymi oczyma taksował jego sylwetkę.
    - Idiota. Zostawiłeś ją samej sobie, w potrzebie. Ona zapewne rzuciła by się za tobą w ogień, a ty? - odezwał się dobrze znanym zachrypniętym głosem. Naciągnął kaptur bardziej na głowę, by przypomnieć wizerunek Drawena.

    OdpowiedzUsuń
  25. - Nie, twoja babcia. Ja sam mam się nim przeciwstawić? To jest jak samemu wejść w paszczę lwa. Widzisz przecież, że się między nimi ukrywam. Widziałem jak ją pojmali, ale gapiłem się tylko jak ćwok pozwalając im na to, bo co miałem zrobić? Wolę chronić już swoje zacne, łuskowate cztery litery. Zresztą.. to przecież tobie powinno bardziej zależeć - rozgadał się jak nigdy.
    Jak już pewien Agaton zauważył; pan Drawen jest mocny tylko w gębie i nic poza tym.
    Rozejrzał się wokół siebie, by trochę ochłonąć.
    - Zresztą po co ja się kłopoczę, skoro uważasz mnie za wroga od samego początku - mruknął bardziej do siebie, niż do wampira.

    OdpowiedzUsuń
  26. - Zaczekaj cepie jeden, no! - warknął, kiedy wampir wspiął się na dach. Westchnął teatralnie. Nie był tak zwinny jak wąpierz bez użycia mocy oraz skrzydeł, więc rozglądał się za jakąkolwiek pomocą. Belki, kamienie były by bardzo mile widziane.
    Wlazł na usypany stos, po czym podciągnął się trzymając za wystające, ostre kamienie. Kiedy wpełzł na strzechę, odetchnął. Jęknął w duchu widząc swoje biedne, odrapane rączki oraz naciągnął bardziej kaptur na twarz, choć blizny po oparzeniach nie zdobiły już jego oblicza.
    - Co knujesz? - szepnął stojąc ostrożnie za wampirem. W myślach rozważał również pomysł dołączenia do czarnego korowodu, by wiedzieć dokąd zmierza i wyciągnąć więcej informacji, czy cokolwiek.
    Drawen nie był mistrzem w planowaniu, jedynie w utrudnianiu innym życia, co wychodziło mu nadzwyczaj świetnie, jak widać...

    OdpowiedzUsuń
  27. - Nie mam planu, nigdy ... niedołężny gargulcu - mruknął i wzruszył ramionami spoglądając na niebo. Zawsze działał spontanicznie, albo ... brał nogi za pas.
    - Eche.. to idź, a nie susz ząbków - warknął. Z impetentem pchnął go, by zleciał z dachu.
    Zachowanie Drawena w stosunku Wynna może było niezbyt kulturalne, ale również niewyjątkowe, bowiem pan Łuskowaty nie miał do nikogo szacunku ( chyba, że miał w tym jakiś interes). Nie miał nigdy do nikogo żadnych uprzedzeń. Po prostu żyje sobie jak bąbel na wodzie zwiąc się panem swego życia, które nieraz mu Heshtje uratowała, do czego jak każdy potężny heros nie lubiał się przyznawać.

    OdpowiedzUsuń
  28. - A ja myślałem, że zostaniesz i mnie złapiesz w ramiona - wydarł się. Ostrożnie przykucnął na skraju dachu patrząc w dół. "Uzywanie mocy uzaleznia, rozleniwia" stwierdził. Skoczył prawie jak słoń, przy czym zerwał przy okazji kilka dachówek.
    Ruszył za wampirem nie dając o sobie zapomnieć ciągle coś nawijając, paplając oraz wplatając w to parę cepów, idiotów.
    - Ej.. a to jaki masz plan? A wampirki się spalają w progu kościoła, albo przez kontakt z wodą święconą?
    Kiedy Wynn nie odpowiadał zastanawiał się, czy nie ślizgnąć lepką macką jego umysł i z ciekawości przeczytać jak przykładną lekturę. Zwykle nie czytał czyiś myśli, chyba że kobiet, by podnieść swą samoocenę, wykorzystać. Wprawdzie, to pan wąpierz i tak miał wszystko wypisane na twarzy, ale... Zaśmiał się na głos.
    - Mózgu operacji, wyjaw mi w końcu, bo tak iść na ślepo to...
    W duchu szczerzył się sam do siebie, bo nie musi iść sam na ratunek. Taak, Drawen jest trudnym do zrozumienia stworzonkiem.

    OdpowiedzUsuń
  29. - E... wolę kobiety, uwierz... tylko one są za słabe, by złapać lecącego faceta. Nie sądzisz? - mruknął nim zamilkł na chwilę wsłuchując się w odgłos kroków i gapiąc na swe buty.
    - To trzeba wtopić się w tłum! Chociaż raz nie mam z tym problemu - powiedział z wyższością odrzuciwszy kaptur czarnego płaszcza.
    - Hesh by mnie przerobiła na torbę, gdy ci się coś stało. Wizja, że sam nasyłam na ciebie jest zacniejsza, niźli miałby mnie wyręczyć jakiś kościółek - wyznał wracając kpiącym wzrokiem do wampira.
    - Zresztą, co się tak ukrywasz? Wyglądasz jak człowiek. Nie pokazujesz za często kiełki oraz nie wykonujesz wykwitnych akrobacji - zauważył z malutkim zainteresowaniem. Rzadko kiedy rozmawiał z osobami, które śledził dla interesu, polotek, bądź po prostu dla siebie.
    (Nie mogłam patrzeć na tego orta xP)

    OdpowiedzUsuń
  30. - Gracja, zwinność mnie nie cechuje. Wyobrażasz sobie smoka jako tancerkę? - mruknął i przymrużył oczy. Poczuł się odrobinę urażony.
    - Dobra, wejdę między inkwizytorów, łatwizna. Potrafisz się porozumiewać telepatycznie? To trochę ułatwiło by sprawę.
    Szedł z dłońmi w kieszeniach beszczelnie spoglądając przez niezasłonięte okna. Ich oczom powoli zaczynał się ukazywać kościół.
    ( Trochę krótkie.. ale może następnym razem się rozpiszę ^-^)

    OdpowiedzUsuń
  31. Pomyłka boli, zawsze... Zawsze bardzo boli. Tak i teraz gdy dostrzegła cień jego twarzy poczuła ból. Co prawda spowodowany uderzeniem o ziemię, i to z niezłą siłą. Wywołało to u niej trochę nie zamierzony syk. Wiedziała już, że nie jest to z pewnością jej cel. W głowie układała już nawet jakąś dobrą wymówkę, żeby było w niej jak najmniej kompromitujących informacji.
    'Pajka, idiotko' przeszło jej przez myśl, jednak zaraz się ogarnęła. Przydałoby się w końcu oswobodzić, prawda? Jednak widok długich kiełków i taka postawa ofensywna nieźle ją zainteresowała. Jednak, życie i wolność stawiamy na piedestale, no nie?
    - Puszczaj mnie, Pijawko - warknęła podciągając nogi i kopnęła go w brzuch po czym sama odepchnęła się, robiąc ślizg w stronę drzewa. Zaczęła rozmasowywać bolące miejsce w okolicach karku.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Lubię słowotoki, chociaż sama nie doznaję aż takich objawień. No i coby przyzwoitości stało się zadość, również się witamy.]

    Sen był ostatnią czynnością, o której mogłaby teraz myśleć. Noc była bowiem czasem na regenerację ludzkich sił, a w niej człowieczeństwa było tyle co kot napłakał. Status świętej był jej właściwie na rękę, choć okropnie ubolewała nad ludzką ignorancją i niewiedzą. Te istoty były niemal upośledzone i może właśnie dlatego odczuwała przemożną chęć ulżenia im w ich nędznym żywocie.
    Patrzenie w gwiazdy też nie było jej specjalnie na rękę, przypominało tylko o odcięciu się od astralnej egzystencji, okupieniu swojego życia śmiercią i zapomnieniu o tych, którzy stanęli na wysokości zadania i potrafili przyjąć wymiar kary. Ona po prostu stchórzyła, uciekając w najbliższą drogę ratowania swojego tyłka. Na co dzień oczywiście o tym nie myślała, będąc święcie przekonaną, że otrzymała nową szansę, że będzie miała na tym świecie jeszcze ważne zadanie do wykonania, ale oczywiście była to słodka iluzja, której chciała się trzymać.
    Przerzuciwszy nogi poza balustradę balkonu, siedziała na niej, czując na plecach zimny oddech Śmierci. Obejrzała się przez ramię. Czarna pani stała pod ścianą, wlepiając oczodoły w zakonnicę. Euphoria wzruszyła ramionami. Właściwie można się było przyzwyczaić do jej towarzystwa i czasem zdawała się być nawet sympatyczna. Oczywiście, jeśli ktoś lubi takie klimaty.
    Śmierć okazywała się być czasem jej jedynym towarzyszem w rozmowie, którą w zakonie ograniczano do minimum. Gwiazda zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie wariuje, ale zaraz przypomniało się jej, że gdyby nie habit, pewnie uznano by ją za wariatkę. Może więc nią była.
    Praca w szpitalu wiązała się z nieustannym oglądaniem kościstej koleżanki, która najbardziej lubiła przesiadywać przy osobach, których dni były już policzone. To właśnie tymi osobami Euphoria zajmowała się najtroskliwiej, chcąc choć trochę ulżyć im w ostatkach życia. Ostatnio Śmierć zaczęła krążyć wokół jednego z mężczyzn. Majaczył on, był blady, gorączkował i najwidoczniej chorował zakaźnie, gdyż zarażał innych. Dlatego właśnie został przeniesiony do osobnego pokoju na wyraźne polecenie Euphorii. Niestety, ludzie nie zdążyli się jeszcze nauczyć wystarczająco dużo o kwarantannie, a fakt, że posłuchali w tej kwestii kobiety był już wystarczającym cudem. W końcu to mężczyźni-lekarze byli tu wszechwiedzący, a zakonnice mogły co najwyżej udzielić sugestii.
    Nagle poczuła twardą, kościstą dłoń na swoim ramieniu. Nie drgnęła z przerażenia, zdążyła zaakceptować obecność Śmierci. Odwróciła się i spojrzała w puste oczodoły, które kazały podążać za sobą. Najwidoczniej już czas. Bez słowa Euphoria szła za czarną postacią do pokoju objętego kwarantanną.
    Na twarzy Gwiazdy nie powinno malować się zdziwienie. W końcu była przygotowana na to, że ten człowiek umrze. Jednak kompletnie nie była przygotowana na to, jak umrze. Sięgnęła po martwą już rękę, uważnie oglądając dwie rany po kłach. Znała tego rodzaju ugryzienie, wszak z wampirami miała jedno nieprzyjemne wspomnienie. To przez taką istotę stała się niejako Gwiazdą Śmierci. Oczywiście wolała obwiniać o swoje niepowodzenie wampiry, a nie samą siebie. Zostawiła więc Śmierć w pokoju, wiedząc, że to ona zajmie się trupem, a sama wyszła na korytarz.
    -Dobrze zrobiłeś- powiedziała cicho, a mimo to jej głos zdawał się odbijać od śmiertelnie milczących ścian. Całkiem możliwym było, że wampir właśnie ocalił miasto przed zarazą. Oczywiście, jeśli wirus nie zdążył już wyruszyć w świat.

    -Euphoria

    OdpowiedzUsuń
  33. Lyn uśmiechnęła się i potrząsnęła głową.
    -Już nie takie rzeczy zdarzało mi się robić.
    Uśmiech niemal od razy spełzł z jej ust, wspomnienie tych wydarzeń nie było przyjemne. Kłamstwa, szantaż blef... A to wszystko w imię uczciwości i drobnych przyjacielskich przysług. Po czym Lyn długo jeszcze nie potrafiła spojrzeć sobie w twarz, czując lekką niechęć. Typowe zwyciężanie zła złem.
    -I było znacznie gorzej -mruknęła już bez entuzjazmu -Ale to nieważne. Jak widzę, u ciebie wszystko w porządku. Nie uciekasz przed szaleńcem ze srebrnym sztyletem ani rozwścieczonym tłumem z widłami i pochodniami, co bardzo mnie cieszy. Najwyraźniej jeszcze nikomu się nie naraziłeś w ostatnim czasie...
    Na to, że Wynn zerwał ze swoim trudnym do zaakceptowania procederem, już nie liczyła. Nawet ona nie była na tyle naiwna.

    OdpowiedzUsuń
  34. Dopiero po chwili przetrawiła jego słowa, wywracając przy tym oczami. Jak mogła pomylić go z jakimś głupim demonem, który i tak pewnie gdzieś tu się szlaja. Głupia.
    Obserwowała go, jak idzie w jej stronę i wyciąga rękę. W pierwszym odruchu, nie wiadomo dlaczego chciała się bronić, dopiero po chwili dotarło do niej, że najzwyczajniej w świecie pragnie pomóc jej wstać. Idiotka.
    - Nie jestem kaleką, sama też bym dała radę - mruknęła z lekkim rozbawieniem, jednak ujęła jego dłoń wstając. Otrzepała pelerynę z poszycia leśnego po czym zmarszczyła nieco brwi. - Co ty tutaj robisz?
    Pytanie godne Apayan. Las, ciemny las, on, wampir, inkwizycja w miastach... Głupia idiotka.

    OdpowiedzUsuń
  35. Przyglądała mu się przez chwilę, zastanawiając się co czai się w tej wampirzej główce. Często ją zastanawiało co myślą inni, czego od niej oczekują, jak ją oceniają. A on? Co on myślał o niej? Pewnie, że jest naiwną idiotką... Albo coś w tym stylu. Każdy tak o niej myślał. Bezczelna też jest... Jednak ostatnio chyba trochę mniej. Chociaż nie, w sumie nie.
    - Opcja spaceru jest bardziej kusząca, bo wtedy mogłabym ci towarzyszyć - zaśmiała się wywracając oczami. - A zabłąkaną panienką nie jestem, więc drugi wariant wykluczamy...
    Wzruszyła ramionami poprawiając kaptur, który ściągnęła z głowy.

    OdpowiedzUsuń
  36. - To mnie chociaż oszczędź w swoich wyobrażeniach - jęknął i wykręcił oczami.
    - No co? Nie wiesz co to jest plotka? Widziałem cię z innymi babami, potem ubrarwiłem pięknie całe zajście i proszę - wyszczerzył się w szyderczym uśmiechu. - Miałem nadzieję, że Hesh zabije Aileen jakoś widowiskowo, albo coś. W końcu to takie słodkie przyjaciółeczki... choć Andrea jest niezła. Taka, taka.. zadziorna - mówił coraz ciszej, aż się zawstydził.
    - O gryzieniu mnie nie ma mowy - mruknął wracając na ziemię. - A z delikwentką mógłbyś porozmawiać telepatycznie? Druga związana z tym sprawa, to gwałcenie czyjegoś umysłu będzie przydatne w kościółku. Mam na myśli komunkację między nami.

    OdpowiedzUsuń
  37. Wywróciła oczami słysząc jego komentarz. Zerknęła na kły i przeszedł ją dziwny dreszcz, nie wiadomo dlaczego.
    To było dziwne, bardzo dziwne... Nawet jak na nią.
    - Uważasz, że jestem zabłąkaną panienką? - roześmiała się po czym zrobiła poważną minę, ironicznie kiwając głową. - Jasne, oczywiście... Zgubiłam się w lesie, który znam lepiej niż własne mieszkanie... Myśl tak sobie.
    Uśmiechnęła się słodko, za słodko i rozejrzała się dookoła, co sprawiło, że totalnie zrzedła jej mina.
    - Wynn, gdzie my jesteśmy? - spytała niepewnie. Była tak zajęta własnym rozmyślaniem, że nawet nie patrzyła gdzie idzie... Brawo Pajka, oby tak dalej a zginiesz przed świętami.

    OdpowiedzUsuń
  38. - Nikt nie jest mój, a ja nikogo nie mam. To, że mieszam wszystko, jest mi wiadome. Normalnie żyć? Moim zdaniem czasem przesadzasz, wiesz? Ciągle byś coś chciał, a od siebie nic nie dał. Nie zamierzam ci kazań prawić, bom zapewne młodszy od ciebie i takie tam, ale.. no właśnie - starał się jakoś wysłowić. Kiedy chciał dać komuś swe cenne rady, gubił się we własnych słowach.
    - To mam się drzeć na cały kościół? Nie mógłbyś mnie zaprosić ładnie do swego umysłu? - spytał niewinnie kryjąc kpiący uśmieszek. Miał nadzieję, że wampir nie zdaje sobie sprawy, że raz zaproszony nie zostanie już nigdy wygoniony.

    OdpowiedzUsuń
  39. Słysząc jego śmiech, który prawdopodobnie był spowodowany nią i jej zachowaniem wymierzyła mu cios z łokcia w brzuch.
    - Tak tak, bardzo śmieszne, Williamie - wywróciła oczami rozglądając i starają się przypomnieć sobie drogę do obozowiska albo do miasta. Możliwe, że gdzieś tutaj był jakiś charakterystyczny punkt, drzewko, krzaczek... Ślady na korze.
    Jednak pech chciał las jak las, niczym szczególnym się nie wyróżniał. Westchnęła przeklinając w duchu swoją nieuwagę.
    - Jak już przestaniesz się ze mnie nabijać, to powiedz mi, jak dojdę do domu... - powiedziała pewnie. - I nie jestem zagubioną panienką... Nie pochlebiaj sobie...
    Zaśmiała się cicho, zerkając na niego.

    OdpowiedzUsuń
  40. Prychnęła cicho słuchając jego wywodów. Jeszcze czego? Zaraz chyba sama pójdzie w las, w nadziei, że w końcu znajdzie drogę. Piękno sytuacji... Jeszcze czego.
    Uniosła obie brwi posyłając mu spojrzenie typu "Jaja sobie ze mnie robisz?" po czym dźgnęła go palcem w pierś.
    - Mam dobry argument, wiesz? - powiedziała pewnie, z uśmiechem diabła. - Mogę cie w każdej chwili wykastrować, a ty nawet nie zauważysz...
    Żeby mu to udowodnić wyciągnęła drugą ręką sztylet i po chwili trzymała już w dłoni kosmyk jego włosów, mimo, iż nie dało się nawet zauważyć tego ruchu.
    - I pamiętaj, że się nie zawaham... - dodała po chwili szczerząc zęby w sztucznym uśmiechu. - Kiełki też ci wyrwę... Albo wybiję...
    Wzruszyła ramionami, chowając ostrze.
    Jednak mimo wszystko czuła się dziwnie bezpiecznie, tak jakby miała pewność, że Wynn jej nie skrzywdzi, a w sumie nie miała prawa mieć tej pewności. Nawina, głupia idiotka.

    OdpowiedzUsuń
  41. Lyn wymownie spojrzała w sufit.
    -To znaczy, że nagle na wszystkich spadło wielkie zaćmienie umysłowe, otępienie, obniżenie zdolności intelektualnych i ogólnie pojęta ślepota?
    Pokręciła głową. Nie potrafiła stwierdzić, co jest bardziej prawdopodobne. Wynn siedzący grzecznie i spokojnie na tyłku, czy jednoczesne ogłupienie szerokich rzesz bliźnich...
    Pochyliła się do przodu i spojrzała w twarz mężczyzny. Jego spojrzenie udało jej się całkowicie zignorować, znajomość z Wynnem stanowiła doskonały trening opanowania się i odporności psychicznej.
    -Powiedz szczerze, ile osób w mieście OBECNIE nie odnaleziono.
    Była prawie pewna, że Wynn wie coś o tajemniczych zaginięciach, chociaż nie sądziła, żeby miał z tym coś wspólnego. Tym razem miała wrażenie, że wyjątkowo chodzi o kogoś innego. Jakiś mało dyskretny wampir?

    OdpowiedzUsuń
  42. Odwróciła wzrok tylko na chwilę, aby poszukać jakiejś ścieżki, bo ścieżki dokądś prowadzą... Zawsze... Ta chwila jednak wystarczyła, by wampir ją złapał i przyciągnął. Szok a zarazem przerażenie sprawiły, że wszystkie dobre ciosy wyleciały jej z głowy, a jedyne co teraz potrafiła to szarpanie się. I nagle zastygła w bez ruchu, odchylając się od niego jak najdalej tylko mogła, starając się nie oddychać, nie wykonywać jakiś zbędnych, gwałtownych ruchów. Zamknęła oczy, szykując się na najgorsze, jednak ból nie przyszedł. Zaciekawiona uchyliła powiekę, i kątem oka dostrzegła jak Wynn muska jej skórę ustami, po czym po prostu ją wypuszcza.
    Stała przez chwilę patrząc na niego niezrozumiale, po czym po prostu odskoczyła, opierając się plecami o drzewo i łapiąc pierwszy od jakiegoś czasu oddech.
    - Jak Boga kocham zabijemy się kiedyś nawzajem, Williamie - oznajmiła zadziwiająco spokojnym głosem, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że trzyma w dłoni sztylet, który musiała wyciągnąć gdy ją puścił. Niepewnie wsunęła go do rękawa peleryny i pokręciła lekko głową. - Nie rób tego więcej...

    OdpowiedzUsuń
  43. Syknęła rozdrażniona i nagle ostrze mignęło obok jego głowy, nacinając skórę na policzku. Zmrużyła oczy, robiąc krok do przodu. Co jak co, ale wybrał sobie zły cel do kpin i żartów.
    - Nie pozwalaj sobie, Williamie - mruknęła ostrym tonem, robiąc jeszcze jeden krok. W obydwu dłoniach widniały już srebrne sztylety.
    Jakże on śmiał tak się zachowywać, być tak bezczelny, arogancki, wkurwiający... Och, to teraz już wiedziała dlaczego tylu ludzi jej nie lubi. Cholera...
    - Lubię cie, Wynn... Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale cie lubię... - pokręciła głową. Trzeci krok... - Wiec jednak, że ja również mam swoje granice, a ty w tej chwili zaczynasz je przekraczać...
    Nie wiedziała skąd wzięły się te słowa. Normalnie pewnie śmiałaby się teraz razem z nim, albo po prostu go zaatakowała. Ale prawienie takich przemówień, było raczej nie w jej stylu.
    - Tak traktujesz przyjaciół? Nie zdziw się, jak kiedyś się od ciebie odwrócą...
    I żeby mu to udowodnić stała tak jeszcze chwilkę po czym odwróciła się i ruszyła przed siebie, nie mając zielonego pojęcia gdzie idzie.

    OdpowiedzUsuń
  44. -Ja nic o tym nie wiem - odparła Lyn -Ale niewykluczone, że ktoś gdzieś poluje. Na was chyba zawsze była nagonka, mniej lub bardziej jawna. Wiadomo, strach...
    Spojrzała na Wynna jakby z wyrzutem. Doskonale rozumiała obawy, gniew i żal tych ludzi, chociaż przemocy jako rozwiązania problemów już nie pochwalała.
    -I coś mi się wydaje, że nie bezpodstawny. Ale nic ci nie zarzucam, nie jestem twoim aniołem stróżem. Jeśli kiedykolwiek takowego posiadałeś, to chyba zawiódł na całej linii. Trudno, niezbadane są wyroki Boże.
    Skrzywiła się. Brzmiało to tak, jakby naprawdę wierzyła, że wszystko ma jakiś sens. A w rzeczywistości nie była już tego taka pewna.

    OdpowiedzUsuń
  45. Szła przed siebie, nie zważając na nic. Rozglądała się tylko co jakiś czas, czy aby ktoś jej nie śledzi... W końcu gdzieś w tym lesie był demon, którego miała zabić. Nie wiadomo, czy on przypadkiem i wziął jej sobie na cel...
    Rozmyślając tak o wszystkich, możliwych czarnych scenariuszach nagle poczuła jak ktoś ją łapie. No przecież to już była jakaś kara Boska wymierzona właśnie w nią. A propo Boga... Może to inkwizycja. Albo coś jeszcze gorszego... Tak, mistrzyni walki na ostrza sra w gacie bo ktoś ją załapał za ramiona. Tak trzymaj, daleko zajdziesz.
    Z cichym warknięciem kopnęła tajemniczego osobnika w krocze, czy w co tam trafiła i zaczęła się szarpać. Po chwili jednak zmieniła taktykę. Uspokoiła się, i przylgnęła do Tego Kogoś plecami, przy okazji wyciągając z buta ostrze. Postanowiła też, że tej nocy już raczej go nie schowa. O ile przeżyje...
    - Masz przejebane... - wymruczała, niskim, zmysłowym głosem, zapowiadającym ostry wpierdol.

    OdpowiedzUsuń
  46. Lyn gwałtownie zerwała się z miejsca o odsunęła od stołu, ogonem wciskając krzesło pod blat.
    -Ależ ja wcale nic ci nie zarzucam! -zaprotestowała -Nie mówię o tobie, tylko o ogólnym zjawisku. Nie mam pojęcia, co, kiedy i jak często robisz i prawdę mówiąc, wolę, żeby tak pozostało. Poznałam cię, polubiłam i jakoś żyję z myślą, że jesteś tym, kim jesteś. I z tym, że najprawdopodobniej po śmierci będziesz się smażyć...
    Westchnęła. Miała wrażenie, że kilku gości karczmy leniwie podniosło głowy znad zalanych piwem i winem blatów i zaczęło jej się przyglądać, zapewne oczekując niezłych scen. Dziewczyna westchnęła, przyrzekając sobie, że nie da im tej satysfakcji.
    -Ja się po prostu martwię - powiedziała po chwili, już znacznie ciszej -Tylko tyle. Nie chcę któregoś dnia oglądać twojej głowy przybitej do miejskiej bramy albo nabitej na słup. I nie myśl sobie, że tak zupełnie cię nie rozumiem. Też wiem, co to znaczy natura, instynkt, głód i szał. To nie jest tylko przywilej wampirów.

    [Wybacz, ale Dobra Ciocia Lyn w akcji jakoś nie opuszcza mojej wyobraźni.]

    OdpowiedzUsuń
  47. Już przygotowywała się do wbicia mu sztyletu, gdziekolwiek, aby tylko kiedy poczuła, jak napastnik zaczyna wykręcać jej ręce. Ostrza wypadły z dłoni, a jej panika machinalnie wzrosła. Nie ma broni, nie ma jak się bronić. Ojcze Nasz, któryś ... Idiotka.
    I nagle usłyszała jego głos, który sprawił, że odetchnęła z ulgą, jednak mięśnie wciąż pozostały napięte. Szarpnęła się lekko, jednak to nie podziałało, nie puścił jej.
    - Wynn... - syknęła ostrzegawczo, nieświadomie akcentując jego imię. A już miała nadzieję, iż wyzbyła się tego pieprzonego, rodzinnego akcentu. W tym momencie poczuła oddech na karku. Coś podpowiadało jej, że się nie powstrzyma, że tym razem to zrobi. Zamknęła powieki, czując łzy. Ból bólem, jednak ugryzienie wampira było po prostu hańbą dla niej... Dla niej, która honor ceniła niemal ponad wszystko. Wciągnęła gwałtownie powietrze czekając na ... Na coś co nie nadeszło. Po chwili już ją odepchnął, a ona zamiast się na niego rzucić, po prostu skuliła się pod drzewem, ocierając łzy. Nie mógł jej widzieć w takim stanie, po prostu nie mógł. Tego było za wiele, to było niepotrzebne. Chciał ją ugryźć? Cholera, mógł poprosić!
    - Idź sobie - wyszeptała chowając twarz w kolanach. - Nienawidzę cie...
    Słowa znowu poszły same... Chciałaby je teraz odwołać, powiedzieć, że to nie tak. Bo ona go nie nienawidziła... Prawda?

    OdpowiedzUsuń
  48. - Kiedyś wszystko zabierzesz i się tym znudzisz, bo powoli nie będzie miało sensu - mruknął. Chciał coś jeszcze dodać, ale zrezygnował. Miał tendencje do filozofowania, co go irytowało. Zapewne wszystkich dookoła również.
    Kiedy usłyszał zacne słowo, jego twarz wykrzywił nieprzyjemny uśmiech, którgo nie potrafił, choćby chciał, zatuszować.
    Skupił na nim swój wzrok i wpełzł do umysłu wampira wywołując w nim nieprzyjemne, mdłe uczucie. Jakby coś śliskiego, a zarazem ochydnego otarło się oraz zagnieździło w jego głowie.
    - To co, kochany? Nadszedł czas rozłąki? - odezwał się, kiedy przystaną przed wejściem do kościoła.

    Rudowłosa owoli przysypiała, jednak gdy usłyszała czyjeś kroki, wyprostowała się i podniosła głowę na marne próbując coś wypatrzeć. Po chwili zdała sobie, że to nie tylko jedna osoba zbliżała się do jej pomieszczenia,lecz co najmiej trzy. Zadrżała.
    (Pieszczenia... rany.. jakie błędy wykonuję.)

    OdpowiedzUsuń
  49. Słysząc jak podchodzi odwróciła wzrok tak, żeby na niego nie patrzeć. Bo jeszcze chwila i zapory by puściły, a ona rzuciłaby się na niego, i walczyła tak długo, póki jego łeb nie zawisł by na jakimś drzewie. Jego słowa dotarły do niej, a w głowie już ułożyła sobie ścieżkę powrotną. Na usta, aż cisnęło jej się pytanie, czy tą informacją okazuje jej łaskę i litość, oraz swoje dobrodziejstwo, jednak ugryzła się w język. Szelest suchych liści oznajmił jej, że wstaje. W jej głowie przez chwilę toczyła się walka myśli, argumentów i faktów. Ta arogancka strona z dumą i godnością kazała jej siedzieć, okazując pełną obrazę. Jednak była też ta druga strona, sentymentalna romantyczka, delikatna, którą bardzo łatwo zranić... Dziwne, że tak dwa różne charaktery mieściły się w tej jednej, drobnej dziewczynie.
    Szarpnęła gwałtownie, niemal niezauważalnie ręką, i chwyciła go za płaszcz/pelerynę/to co tam miał.
    - Dlaczego? - spytała, dopiero po chwili odwracając głowę by na niego spojrzeć. - Dlaczego tak bawi cie cierpienie innych? Co jest zabawnego w tym, że mnie złamałeś? W tym, że nie mam już nawet siły z tobą walczyć, bo wiem, że nie wygram ... Albo cie zabiję - przygryzła dolną wargę. - A cholernie trudno jest zabić przyjaciela...

    OdpowiedzUsuń
  50. Czy się zawiodła? Nie miała zielonego pojęcia. Nie wiedziała czego tak na prawdę oczekiwała, jakiej odpowiedzi... Tak to już bywa, że niektóre pytanie nigdy nie powinny znaleźć swojego dokończenia, a odpowiedzi rozwinięcia...
    - Tak myślałam... - mruknęła puszczając go. Oparła się o pień drzewa, i wstała z gracją rozglądając się. Przeczesała dłonią włosy, by następnie schować je pod kapturem czarnej peleryny. Spojrzała jeszcze raz na Wynna, posyłając mu smutne spojrzenie, którego i tak nie mógł zobaczyć.
    - Ja sieję postrach i cierpienie bo muszę... Bo nic innego mi nie zostało... Ale ty? - wzruszyła ramionami. - Masz przed sobą przyszłość, masz Hesh... Jest tyle cudownych chwil przed tobą - pokręciła lekko głową. - Nie zrób czegoś, czego będziesz potem żałować...
    Stała tak chwilę, nie wiedząc czy odejść, czy jednak zostać... Czekać na odpowiedź, lub pozwolić mu zastanowić się nad pytaniem. Oparła się lekko o drzewo, uznając, że jednak jeszcze chwilkę zostanie.

    OdpowiedzUsuń
  51. Czy była w szoku? Może trochę. W sumie, nie spodziewała się, że zdradzi on jej aż tyle, otworzy się przed nią... Nie, wróć. On się przed nią nie otworzył, równie dobrze mógł kłamać, żeby dała mu spokój. Chociaż...
    - To co mówisz o Hesh jest podłe - oznajmiła po prostu. Niech żyje kobieca solidarność? Chwila, co? Boże... - Nie powinieneś jej tak zwodzić, ona naprawdę cie kocha, a ty ją zwyczajnie oszukujesz...
    Westchnęła analizując dalszą część jego wypowiedzi. Zmarszczyła lekko brwi. No pięknie, teraz będzie go łapać za słówka.
    - Co jest dla ciebie prawdziwe? - spytała realnie zaciekawiona. Zrobiła krok do przodu przyglądając mu się. Jakby prawdę mogła wyczytać z jego twarzy. - Czemu Twoim zdaniem, nie ma przyszłości?
    Ostatnie jego słowa ją poruszyły. Dziwne, ale to co mówił, chyba nie pierwszy raz brzmiało naprawdę z sensem. Bo było prawdą. Skąd mogła wiedzieć, czy za chwilę z drzewa nie zeskoczy na nią demon i nie rozszarpie jej gardła.
    - Planujemy przyszłość, żeby mieć nadzieję ... I zapomnieć o przeszłości... - wzruszyła ramionami. - To się nazywa marzenia, Wynn. Masz chociaż jedno? No wiesz, marzenie...

    OdpowiedzUsuń
  52. [ Yay. *^*" Nie wiedziałam, że wyjdzie tak dobrze. o-o' W każdym razie cieszę się.

    Masz pomysł na wątek?]

    OdpowiedzUsuń
  53. Słuchała z uwagą, siadając obok niego. Przekrzywiła nieco głowę, tworząc przy tym nieco komiczny efekt. Co jakiś czas kiwała głową, nie odzywając się, ponieważ bała się, że jeśli mu przerwie, to wtedy będzie koniec. Już nic więcej nie powie, albo zrobi coś głupiego.
    Gdy już skończył mówić patrzyła na niego jeszcze chwilę, nie wierząc, że naprawdę jej się zwierzył. Po chwili uśmiechnęła się lekko, ale nie z rozbawienia, po prostu, miała ochotę się uśmiechnąć. Czasem tak miała...
    - Krzywdzisz ją zwlekając... - oznajmiła spokojnym, opanowanym głosem, niemal beztroskim. Dziwne, zawsze im zazdrościła. Tego, że się kochają, że ona ma go a on ją... Chciała właśnie takiej miłości, jaką oni darzą się nawzajem. Patrząc na Wynna myślała, że jednak jest ktoś, kto sprawia, że chociaż na chwilę on staje się poważny, mówi bardzo ważne słowa z rozmysłem... A teraz, wszystko runęło. Jej wyobrażenie związku, miłości.
    - Każdy o czymś marzy... - powiedziała pewnie. - Marzeń nie mają tylko ci, którzy są w pełni szczęśliwi... A ty? Jesteś w pełni szczęśliwy? Myślisz, że masz wszystko?
    Uniosła jedną brew czekając na odpowiedź...

    OdpowiedzUsuń
  54. Lyn skinęła głową. Wiedziała, że Wynn ma rację, przynajmniej w jakimś stopniu, ale jej to nie pocieszało.
    Czuła, że któryś z bardziej trzeźwych klientów nadal jej się przygląda, Aaron też wydawał się lekko zaniepokojony. Może oczekiwał, że zaraz wybuchnie jakaś sprzeczka, ale Lyn nie miała ochoty się kłócić. A Wynn był starszy i przynajmniej teoretycznie mądrzejszy.
    -Wybacz -westchnęła w końcu, czując, że musi coś powiedzieć -Nie mam do ciebie żadnych pretensji, w końcu to nie twoja wina... Nie nasza. Coś po prostu się z nami stało i nie mamy na to wpływu. A ja najwyraźniej nie lubię poczucia braku kontroli i ze strachu tracę zdrowy rozsądek.

    OdpowiedzUsuń
  55. [Zmieniłam już. Nie mogłam się ogarnąć, w jakim czasie jest akcja bloga. To tym razem jaki początek?]

    OdpowiedzUsuń
  56. Gdy usłyszała jego wywód miała ochotę zrobić kilka rzeczy na raz. Wywrócić oczami, co zresztą uczyniła, zmieszać z błotem, strzelić mu w twarz by następnie go przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze.
    - Typowo męskie rozumowanie... Może zda sobie sprawę sama i oszczędzi mi trudu? - naśladowała go co wyszło wprost przekomicznie. - Czy dwójka ludzi może być ze sobą w jakiś bardziej logiczny sposób? - prychnęła. - Oczywiście, że tak Wynn... Miłość istnieje, dla każdego inna, ale dla każdego... I każdy zasługuje na miłość, szczęście... - wzruszyła ramionami. - Może Heshtje nie jest twoją drugą połówką, ale gdzieś na świecie z pewnością jest ktoś równie pojebany jak ty... Dogadacie się... - roześmiała się pokazując równe, białe ząbki. - I pamiętaj... Na razie nie potrzebujesz nic... Jednak przyjdzie taki dzień, kiedy obudzisz się rano i będziesz szukał czegoś na pustym miejscu w łóżku... Zrobisz sobie herbatę z dziwną nadzieją na to, że ktoś ją wypije z tobą... Ale nikogo nie będzie. Nikt nie zapełni tej pustki...
    Patrzyła na niego jeszcze przez chwilę po czym się roześmiała kręcąc głową.
    - Dobra, zaczynam gadać jak nie ja... Nie słuchaj tego pieprzenia...

    OdpowiedzUsuń
  57. Słysząc jego słowa posmutniała. Czy jej żywot za parę lat też będzie tak wyglądać? Czy właśnie tak kończą zabójcy?
    - Samotność jeszcze kiedyś cie złapie i rozszarpie, zostawiając cie w rozsypce - wzruszyła ramionami. - Zresztą... Nie ważne, to twoje życie, twoje decyzje... Po prostu chcę ci przypomnieć, że na tym świecie jest jeszcze trochę dobra, możesz czasem z niego skorzystać, i zrobić też coś dobrego dla innych...
    Westchnęła przyglądając mu się. Na pierwszy rzut oka wydaje się być wesołym, szczęśliwym, aroganckim idiotą - błaznem. Ona za takiego go nie uważała... Zawsze myślała, że to maska. Myślała, iż William po prostu nie potrafi znieść realnego życia, cierpienia, więc odtrącał od siebie wszystkich. Albo bał się, że to on skrzywdzi bliskich więc stał się takim dupkiem.. W każdym razie, jakikolwiek by nie był powód jego takiego, a nie innego zachowania, ona dla niego zawsze będzie przyjaciółką. Miała tylko ogromną nadzieję, że on zdawał sobie z tego sprawę...

    OdpowiedzUsuń
  58. ( A! No tak! To gdzież się mają spotkać, no i kto zaczyna? )

    OdpowiedzUsuń
  59. Westchnęła cicho chłonąc jego słowa. A czy ona wierzyła w dobro i zło? Według powszechnego rozumowania byłaby zła. W końcu bądź co bądź była mordercą, prawda? Jednak mimo wszystko uważała się, za osobę dobrą, pomocną. Jej praca to po prostu praca, nie ważne, że kochała to co robi.
    - Demony też są złe... I syreny, wilkołaki, wendigo, elfy... Wszystko jest złe, Wynn - zaśmiała się. - To prawda co mówisz... Nie ma dobra i zła. Jest tylko władza i potęga i ludzie, którzy są zbyt słabi by do niej dążyć... - uśmiechnęła się zaczepnie. - A my, jesteśmy słabi? - spytała szczerząc się. Nie byli. Tego jednego nie mogła sobie zarzucić. Nie była słaba, gdyby była już dawno skończyłaby martwa. A on? Czy on był słaby? Nie... Nie był.

    OdpowiedzUsuń
  60. " Z przyjemnością, capie. Ej... mówił ci ktos, że z ciebie strasznie niepoukładany wampirek?" mruknął. Ledwie powstrzymując się przed myszkowaniem w jego głowie, choć i tak zapewne kiedyś to uczyni.
    Otworzył wrota kościoła i wlazł niedbale do środka mierząc wzrokiem świątynię. Wolnym, lecz zdecydowanym krokiem ruszył w stronę " czarnych płaszczy" spoglądając beszczelnie wprost ich źrenice przeszywając wzrokiem.
    " Eee... idę sobie bliżej nich. Ci z kapturem na łbie, to ee.. są katami? Ja się nie zam! Nie znam! Ale chyba tak. Podejdę bliżej, by podsłuchać co oni pieprzą, o! Bo.. jeden się zdaje przewodniczyć wszystkiemu "
    Drawen miał naprawdę zero doświadczenia, co do kontaktów z inkwizycją, z czego w owej chwili nie był dumny...

    OdpowiedzUsuń
  61. [ Dobra, trochę nie ogarniam. Obstawiam, że to wina tego, że niedawno wstałam. ]

    OdpowiedzUsuń
  62. Lyn pokiwała głową ze zrozumieniem.
    -Czyżby to było coś w stylu, że przeciwieństwem szczęścia nie są nieprzyjemności ale brak doznań? I że tego myślące istoty boją się najbardziej?
    W domostwie ojca często gościli filozofowie. Dawniej, kiedy jeszcze majątek rodu nie podupadł do reszty. Wtedy też mała wówczas dziewczynka mogła nasłuchać się różnych teorii, historii, relacji i opowiastek, niejednokrotnie nie mogąc ich jeszcze pojąć swoim młodym umysłem. Słyszała też rzeczy, które raczej nie przeznacone były dla uszu tak młodego dziewczęcia, ale to była już zupełnie inna historia...
    -Też bałabym się dnia, od którego miałabym już niczego nie doświadczać. Nie wiem, co będzie po śmierci. Albo jeszcze przed nią...

    OdpowiedzUsuń
  63. [Nie każ mi myśleć...Ja wiem, że ty masz szkołę i tak dalej, ale ja mam gorączkę!*cwany uśmiech*]

    OdpowiedzUsuń
  64. Noc wyjątkowo spokojna. Mglisty koń rzucił się pogoń po unoszących się oparem pastwiskach. Musiała pobiegać. Nie miała towarzystwa, był samotna. Wiatr targał mglistą grzywę, pęd powietrza miło ogarniał całe ciało. Gnała po polanach długo, aż wreszcie wyżyła się jak tylko mogła i pogalopowała do swojego wielkiego domu - lasu.
    Czuła wiele istot. Duchy, ludzie, zwierzęta, nieludzie. Dla ich bezpieczeństwa, a raczej zdrowia psychicznego, zwolniła galopu i spokojnie stąpała po ściółce.
    Czuła psa razem z inną istotą pachnącą... Człowiekiem. Jednak człowiekiem nie była. Zapewnie żywiła się ludźmi bądź jakichś ich elementem.
    Dotarła do serca lasu - wielkiego dębu rosnącego pośród niedorównujących mu drzew. Pod nim ktoś spoczywał. Głośne szczeknięcie psa spłoszyło Mgłę, która przybrała rozmytą, przyziemną postać i powędrowała pod korzenie dębu.
    Siedział tam mężczyzna i ujadający pies. "Durny tchórzu..." przeszło jej przez myśl "to tylko szczeknięcie psa...".
    Rosemary powoli zaczęła przybierać postać półprzezroczystego konia o mlecznych rysach.
    Wpatrywała się chwilę w bezruchu w mężczyznę.

    OdpowiedzUsuń
  65. "Co się u licha dzieje...?" pomyślała, krocząc powoli do mężczyzny "czy ty... ty się przestraszyłeś. Ty jesteś... o, wampir...". Wywąchała jego rasę.. rangę.. cokolwiek z ostrego zapachu krwi. Ale co tego? Nic jej nie zrobił i nie zrobi. W jej ciele nie płynęła krew. Nie można było jej dotkliwie zranić czy zabić. Rany goiły się od razu. Była mgłą.
    Wyciągnęła do niego chrapy, stawiając przyjaźnie mgliste uszy. Kto wie, jeśli przybysz okaże się spokojny, pokaże mu swoją postać.

    [Przepraszam, że tak krótko.]

    OdpowiedzUsuń
  66. Nadal powoli zbliżała się do wampira, chcąc go uspokoić. Nie chciała aby ktokolwiek się jej bał. Była łagodnym stworzeniem, które chciało tylko poznać nieco stworzeń. Była samotna.
    Gdy była już blisko na kilka stóp od mężczyzny który już plecami wbijał się w drzewo, dotknęła go kopytem, czego nie powinien poczuć. Na jego pytanie skinęła energicznie głową, pilnując aby nie wyglądało to jak zwykłe końskie zachowanie, a przytaknięcie.
    Odsunęła się pare kroków do tyłu i postać konia zalała się mgłą, przeradzając się w drobną, płomiennorudą kobietę, kucającą przy ziemi. Zielone oczy wpatrywały się w wampira, a szmaragdowa suknia rozlała wokół dziewczyny. Na jej twarzy widniał spokój, jednocześnie zaciekawienie.

    OdpowiedzUsuń
  67. Przytuliła krótko psa. Kochała zwierzęta, a one ją. Czuła się przy nich dobrze. Nie miała mu za złe, że oślinił jej całą brodę, ta z uśmiechem wytarła się tylko wierzchem dłoni.
    Gdy wampir podszedł do niej, automatycznie wstała, nie zwracając uwagi na jego rękę. Zmrużyła oczy i wsunęła lekko brodę do przodu, jakby starała się mu przyjrzeć. No cóż...
    Była jaka była. Nikt nie wychował Mgły na człowieka. Jedynie gdy mieszkała razem z hrabią w pałacu zaznała smaku wykwintności i kultury. Ale co z tego, jeśli i tak biegała na boso, nienawidziła ulizanych czy też postawionych fryzur, nosiła suknie pod warunkiem, że nie miały gorsetu... Nie była damą dworu. Toteż jej maniery i zachowanie były dość dziwne. Mogłyby kogoś urazić, ale... Mgłę to nie przejmowało.

    OdpowiedzUsuń
  68. Westchnęła bojąc się własnych słów. Bała się, że powie coś, czego będzie musiała potem żałować. Bała się, że da nadzieję, lub odwrotnie, zabierze ją. Jednak mimo wszystko były rzeczy, które wszyscy powinni wiedzieć...
    - Nie jesteś słaby - mruknęła cicho spuszczając wzrok. - Słabi ludzie odbierają sobie życie, bo nie mają siły by żyć. Tylko silni budzą się rano i mimo wszystko żyją dalej...
    Uśmiechnęła się lekko, niemal łobuzersko po czym podniosła głowę by na niego spojrzeć.
    - Nie umiesz powiedzieć prawdy Hesh, ponieważ jest twoją przyjaciółką i nie chcesz jej dobić... A ranisz... Och, Williamie, ja też ranię ludzi, i nie tylko ludzi. Czy to czyni ze mnie słabą?
    Westchnęła cicho, odchylając głowę do tyłu, by odetchnąć trochę. A może on rzeczywiście był słaby, i ona też. Przecież, gdyby była silna, powiedziałaby "dość" i nie wróciła do obozu, nie prowadziła zajęć, nie wykonywała zleceń. Ugh, to wszystko jest takie bezsensu.
    - Słabym nie żyje się dobrze, Wynn... Żyją w strachu, wszędzie widzą potencjalne zagrożenie. To nie jest życie, to jest egzystencja...

    Apayan

    OdpowiedzUsuń
  69. Pierwsze zaproszenie w miasteczku wcale jej nie zdziwiło. W końcu jeszcze tego samego dnia uwiodła jego organizatora, a jego dusza została spisana na straty. Już na samym początku znalazła parę niewinnych osób do kolekcji. Nie, ona nigdy nie zmarnowałaby takiej szansy. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że każdy mężczyzna na sali na nią patrzył. Najpierw przez chwilę, a później już z trudem odrywał oczy. W końcu była demonem, najlepszym w swoim fachu, a zjawiskowy wygląd to tylko jeden z dodatków ułatwiających zadanie.
    Ale jeden z mężczyzn najwyraźniej jeszcze nie znalazł jej na parkiecie, kiedy tańczyła w ramionach kolejnego z możnych. Kolejna łatwa ofiara. Nie, ona chciała czegoś więcej, a ten mężczyzna stojący z boku i obserwujący parkiet był właśnie kimś takim. Wygładziła fałdy czerwonej sukni kiedy tylko taniec się skończył i skierowała się w stronę intrygującego ją osobnika. Patrzyła już tylko na niego,a raczej w jego stronę z lekkim, prowokującym uśmiechem na czerwonych, wiecznie spragnionych wargach. Wyglądał jak niewinny, nigdy nie dopuszczający się zdrady pan, niż rozpustny możny. Przeszła obok niego, kierując się w bliżej nieokreśloną stronę i obróciła się, by sprawdzić, czy ją zauważył. Wśród tylu ludzi nie mogła uwodzić w sposób tak oczywisty jak w zacisznych zaułkach.

    [Wiem, że taki sam wątek jak na poprzednim blogu, ale chce wątek, a nie mam pomysłu, no...]

    OdpowiedzUsuń
  70. Uśmiechnęła się lekko i zaprzeczyła głową. Wydawał się jej wystraszony.
    -Jak ci na imię? -odezwała się w końcu
    Zdziwiła go reakcja wampira. Uważała ich zawsze za bezuczuciowych i bezdusznych.

    [cierpie na to samo, spoko]

    OdpowiedzUsuń
  71. Również się roześmiała, wywracając przy tym oczami. Ponownie zerknęła na niego a pierwsze co jej przeszło przez myśl, to że jest przystojną pijawką. Dziwne, nigdy nie patrzyła na niego w ten sposób, a jeśli nawet, to zaraz się za to karciła. Był dobrym przyjacielem, co prawda ich przyjaźń była bardzo ciekawą relacją, ale jednak przyjaźń to przyjaźń. Nawet jeśli ostro pojebana.
    - Tak dokładnie... - potwierdziła jego słowa uśmiechając się przy tym ciepło. Jej rubinowe oczy na chwilę błysnęły, jak zwykle zresztą gdy szczerze się uśmiechała. A potem padły jego kolejne słowa. Wciąż się uśmiechała jednak jej oczy stały się poważne, jakby coś analizowała. A w jej głowie panował istny chaos. Podparła się nieco na dłoniach unosząc w jego stronę. Przygryzła przy tym wargę, co wyraźnie dodawało jej wyglądu małej, niewinnej dziewczynki. Zbliżyła się do niego jeszcze bardziej, a gdy ich twarze dzielił jedynie oddech roześmiała się mrużąc przy tym oczy.
    - Kurwa, nie dam rady... - chichotała jak głupia.

    Apayan

    OdpowiedzUsuń
  72. Uniosła obie brwi przestając się śmiać. Tchórz? Och, nie doczekanie twoje Williamie, nikt nie będzie nazywać Jacqueline Apayan Kahret tchórzem. I żeby udowodnić swoją rację, którą wyrecytowała w myślach odchyliła się nieco by po chwili musnąć ustami jego wargi. I nie czekając na odpowiedź, lekko, drażniąco pocałowała go wiedząc, że albo zaraz jej się dostanie, albo poleje się krew. Żeby uniknąć jednego i drugiego, odsunęła się lekko, czując jak jej oddech przyśpiesza a krew wrze w żyłach. Cholera, przecież on jest zajęty! Głupia,głupia,głupia,głupia!
    - Tylko mnie nie zabij... - poprosiła dziwnie pewnym tonem.

    Paaajaaa :3

    OdpowiedzUsuń
  73. Wpatrywała się w niego przez chwilę, nie wiedząc co powiedzieć czy zrobić. Wiedziała bardzo dobrze, że jej policzki są nieźle zarumienione, co jeszcze bardziej odbierało jej lat. Rozejrzała się niepewnie, jakby bojąc się, że Hesh wyskoczy teraz zza jakiegoś drzewa i jej utnie głowę czy coś... Ale nie, rudowłosej kobietki nigdzie nie było widać. Zacisnęła dłonie na kostkach, z tyłu, walcząc z dziwną pokusą żeby zrobić to jeszcze raz. Ale nie mogła, cholera, to byłoby głupie. Tak samo jak zabijanie jej, według niego. Tak... Głupota.
    - Myślę, że to powinno zostać między nami... - powiedziała równie pewnym głosem co poprzednio. Mimo wszystko gdzieś w głębi czuła się dziwnie spełniona. Jakby zrobiła coś, czego pragnęła już od dawna. A pragnęła? Nie miała teraz zielonego pojęcia... Cóż, jutro rano się pewnie obudzi, i nie będzie miała zielonego pojęcia co stało się dzisiaj w nocy, w nadziei, że Wynn jeszcze kiedyś na nią spojrzy. Gdzie twój honor? Gdzie twoja godność?! Wszystko legło w gruzach...


    Paaajeeeczkaaa ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  74. Czuła dziwne poddenerwowanie. Jakim cudem godziła się teraz na jakikolwiek dotyk? Nie mogła w to uwierzyć, i była tak zdumiona, że dopiero po chwili dotarły do niej jego słowa. I nim zdążyła odpowiedzieć pocałował ją, na co ona odpowiedziała jak najbardziej pozytywnie, jednak każdy jej ruch był bardzo dobrze kontrolowany w razie, gdyby wampir w pewnym momencie doszedł do wniosku, że to była tylko zwykła kpina, a ona nie chciała wyjść na tym jak pospolita dziwka. Ostatnie czego teraz chciała to wyjście na dziwkę...
    - Och, nie uważam, że to było Nic, panie Hyantell - powiedziała z dziwną, niemal udawaną powagą przerywając przy tym pocałunek. Jej oczy iskrzyły a policzki były jeszcze bardziej zaróżowione. Oddawała mu pięknym za nadobne, a ta dziwna natarczywość wydawała jej się być teraz nader wskazana. Nieźle się dobrali, naprawdę nieźle...

    OdpowiedzUsuń
  75. -Myślę, że William.. brzmi ładniej. -rzekła, kiwając głową -co Williamie tutaj robisz?
    Mówią co obeszła chudą i wysoką brzozę naokoło, trzymając ją jedną ręką. Wiiliam wydawał się jej dziwny. Jednak i takie towarzystwo było dla niej dobre.
    -Jesteś wampirem, prawda ?
    Uśmiechnęła się, odrzucając do tyłu włosy.

    OdpowiedzUsuń
  76. Wpatrywała się teraz w niego dziwnie oczarowana. Ciekawe, jak ktoś taki jak on, może robić tak, cóż, poważne rzeczy, bez rozbawienia, żartu, grepsu... Interesujący był to wampir, z pewnością bardzo interesujący.
    - Zaskakujesz mnie Williamie - mruknęła i zadrżała lekko pod jego dotykiem. Cóż, dziwne mogłoby się wydawać, że dziewczyna spokojnie całuje kogoś, kto jeszcze chwilę temu spijał z niej krew, a nie pozwala się dotknąć. Nie mogła jednak nic poradzić na to, że po prostu nie lubiła być dotykana w jakikolwiek sposób.
    Jednak jego pytanie kompletnie ją rozbroiło i chcąc czy nie, odrzuciła wszelkie myśli na temat swoich fobii, a także jego zachowania i po prostu zaśmiała się, szturchając go lekko w ramię. Tak... Piękne chwile szybko pryskają.
    - Głupek - prychnęła wywracając przy tym oczami, jak to ona miała w zwyczaju.

    OdpowiedzUsuń
  77. Uśmiechnęła się ciepło, wywracając przy tym oczami. Rzeczywiście, ich nie do końca normalne umysły i zryta psychika sprawiały, że uzupełniali się razem idealnie. W dodatku nie czuli się dziwnie w swoim towarzystwie, a przynajmniej ona się tak nie czuła. Nie myślała o presji, o konkretnym zachowaniu, jakie powinna teraz reprezentować... Bo w sumie po co, skoro on i tak pewnie i tak ją pobije...
    - Jesteśmy dorośli, Williamie, możemy decydować o sobie i swoim zachowaniu... Nieobliczalność to tylko taki cudowny dodatek, który niszczy bariery... Wiesz, te, które stawiają sobie ludzie... My nie jesteśmy ludźmi - wyszczerzyła się. Jednak jej uśmiech zniknął gdy usłyszała kolejne pytanie. Przygryzła dolną wargę. Mogła odpowiedzieć od razu, machinalnie "Bo nazwałeś mnie tchórzem..." albo "Bo chciałam ci coś udowodnić"... Ale to byłoby zbyt łatwe, zbyt oczywiste, a on chyba jednak zasługiwał na prawdę. Chociaż od niej...
    - Bo chciałam... - odparła zamiast tego, z pełną powagą, patrząc mu prosto w oczy. I pierwszy raz tego wieczoru chciała, żeby ją znowu dotknął... Cóż, pierwszy raz od długiego czasu...

    OdpowiedzUsuń
  78. Roześmiała się słysząc jego komentarz. Co prawda nie spodziewała się, że wypowiedzenie prawdy przyniesie taki efekt, jednak cóż mogła poradzić, że jej też się to podobało.
    Odwzajemniła więc pocałunek przywierając do niego, tak jakby chciała zniszczyć jakiekolwiek granice, zburzyć mury, zniszczyć płoty... Nie wiedziała w sumie czemu to robi, czy to odpowiedzialne, dobre, odpowiednie... Wiedziała tylko ,że tego chce, a jeśli chce to w takim razie dostanie...
    - A dlaczego ty mnie pocałowałeś? - spytała po chwili odrywając się od jego ust, wiedząc, że świeci od niej teraz ironicznym uśmiechem diabła. Tak naprawdę jednak zrobiła to, ponieważ czuła jak on co jakiś czas dotyka kiełkami jej ust, języka... Cholera, jeszcze trochę a znowu mieliby tu krwawy dramat. Zwłaszcza, że w ustach czuła jeszcze smak swojej krwi z poprzednich zabaw i swawoli... Ach, niechaj żyje wolność, wampiry, krew i nieśmiertelność...

    OdpowiedzUsuń
  79. Zmrużyła lekko oczy powstrzymując się przed wywróceniem, widząc jak on to robi. Wyciągnęła dłoń by dotknąć jego włosów, jednak on ją uprzedził, jadąc dłonią po jej obojczyku i w górę... W momencie, gdy dotknął miejsca, w którym nie tak dawno ją ugryzł znów zadrżała, jednak na tyle lekko, że prawie niezauważalnie. Nachyliła się nieco i lekko go pocałowała, tylko tak leciutko.
    - Czyli jeśli zrobię tak - znów lekkie muśnięcie. - To mam nie szukać w tym głębszego sensu, tylko robić to, bo chcę?
    Uniosła jedną brew, wyraźnie go prowokując. Tego jeszcze nie było, żeby Apayan prowokowała kogoś w Ten sposób. No bo, bądźmy szczerzy. Gdyby ktoś powiedział jej rano, że w nocy, będzie się całować z Pijawką, to wyśmiałaby go, a potem dźgnęła jednym ze sztyletów, za niewyparzony język... Ech, psychopatyczna miłość do zadawania bólu...

    OdpowiedzUsuń
  80. Prawdą było, że poznawanie jego toku myślenia sprawiało, iż czuła się o krok bliżej niego, jakby wiedziała o nim coś więcej, o nim samym. Bowiem poznawanie się na poziomie fizycznym, mieli już chyba tak jakby załatwione...
    - Nie wątpię... - odpowiedziała na jego wyznanie. Z pewnością też czasami czegoś chciał... Każdy czegoś chciał, ciągle, bez przerwy. Ich niedola polegała jednak na tym, iż nie każdy wysłuchiwał ich próśb udając, że to kolejne, bezsensowne majaki szaleńców.
    Odchyliła nieco głowę, mrużąc przy tym oczy. Miło, bardzo miło... Wydała z siebie przy tym niekontrolowany jęk, by znów ją pocałował, co sprawiło, że na jej policzkach wykwitła purpura.
    - Dlaczego wyczuwam w tym jakieś niemoralne propozycje? - spytała cicho, niemal z rozbawieniem. Co będzie opowiadać za tysiąc lat swoim dzieciom? "No bo wiecie, zaczęło się tak, że rzuciłam się na niego w lesie, a parę godzin później wylądowaliśmy na poszyciu leśnym odziani jedynie w nagość, w jednoznacznej pozycji...." Psycha siada.

    OdpowiedzUsuń
  81. Jej oddech przyśpieszał z każdą sekundą, a krew wrzała, mimo, iż mentalnie starała się uspokoić puls. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak trudne jest całowanie wampira... Ach, nie. Jak trudne jest całowanie Wynna. Musiała się starać, żeby nie odebrał od niej czegoś więcej, niż tylko pieszczotę, fizyczne odczucia. W dodatku unikanie kiełków...
    - Oczywiście Williamie, jak śmiałabym wątpić w czystość twoich intencji... - odparła robiąc w miarę poważną minę. Ta jednak chwilę później zmieniła się, pod wpływem łobuzerskiego uśmiechu, który wypłynął jej na usta. Wywróciła oczami, jak to miała w zwyczaju i odnalazła jego usta, by dać ponieść się kolejnemu pocałunkowi. I wtedy stało się coś, czego spodziewali się pewnie wszyscy, oprócz niej oczywiście. Tak jak to bywa zwykle w bajkach o płomienistowłosych łowczyniach, i szalonych pijawkach, Paya zahaczyła wargą o jego kieł, a do ich gardeł spłynęły małe strużki krwi. Tyle jednak w zupełności wystarczyło, by jej ciało zesztywniało. Oddech miał teraz szybkość wierzchowca, czy Severusa Snape'a uciekającego przed szamponem, a krew zamarła w żyłach. Dziwne, jak cienka granica jest między pożądaniem a przerażeniem. Nieco flegmatycznie, niemal jak nie ona zaczęła się odsuwać, w głębi duszy mając nadzieję, że tak mała ilość krwi nie wystarczy, by ten nagle nabrał ochoty na zaatakowanie jej.
    Nadzieja matką głupich...

    OdpowiedzUsuń
  82. W głowie huczało jej ciche, dziwne spokojne polecenie, może nawet modlitwa, by ten nic jej nie zrobił. Co prawda, ufała mu po części, a nawet żywiła co do niego pewne uczucia, choć w tej chwili i w tym stanie nie mogła jakoś sensownie ich sklasyfikować.
    Pisnęła za to cicho, gdy poczuła jak ją ściska, więc jakby przewidując swoją niechybną śmierć, przymknęła oczy, w ostatnim błaganiu o życie. Były tylko dwie rzeczy, których się bała, a przerażona była wtedy cholernie. Ciemność i śmierć. Dlatego nie bardzo szło jej akceptowanie wampirów, które z odbierania życia względnie czerpały przyjemność, i zyskiwały siły... Żerujący na żywych nieumarli.
    Jakże więc musiała się zdziwić, gdy zamiast wgryzać się w jej tętnicę ten znów zaczął ją całować, bezczelnie jeszcze bawiąc się jej ranką.
    W myślach zbeształa się za to zachowanie. Co ona sobą reprezentowała? Okazywanie strachu? Błaganie o życie, nawet jeśli robiła to w myślach, tylko przed samą sobą. Co też on z nią robił, że tak dziwnie się staczała...
    Przez umysł przebiegła jej kolejna myśl... A może ona po prostu, najzwyczajniej w świecie się go bała... Ogólnie, nie jako wampira, jako postać, osobę...
    Jednak ta teoria mimo, iż pozostała jeszcze do przedyskutowania z podświadomością, musiała legnąć w gruzach, ponieważ Apayan znów bezczelnie szukała jego ust by odwzajemnić pieszczotę.
    - Jestem spokojna - powiedziała cichym, załamującym się głosem, a drżącymi dłońmi zacisnęła końce peleryny. - Po prostu... Ty jesteś taki ... Taki zmienny, jak ogień i woda... Raz taki gorący, pełen życia - zarumieniła się. - A po chwili zimny, zamknięty w sobie, niezrozumiały... - spuściła wzrok. - Straszny...
    Teraz jej głowa powędrowała do góry, a z gardła wydobył się dziwny dźwięk oznaczający jej frustrację.
    - Boże, Wynn... Co ty mi robisz? Jestem tu z tobą, w lesie, najpierw się atakujemy, potem rozmawiamy, potem ty robisz sobie ze mnie chodzący bufet, potem nagle znowu rozmawiamy o życiu... Teraz się, cholera, całujemy... Zwierzam ci się, okazuję emocje, pozwalam, byś widział moje słabości... Cholera, pokazałam ci, że się boję! Nigdy, nigdy Wynn, nie pokazałam prawdziwego przerażenia, a teraz mój strach pewnie nawet wyczują w mieście, mimo, iż nawet nie wiem jak się do niego dostać i gdzie jest!!! - schowała twarz w dłoniach - Co tu się dzieje? Co się ZE MNĄ dzieje?
    To było dziwne, z pewnością. Taki nagły wybuch, dziwny natłok sprzecznych uczuć, które nie były w stanie ze sobą współgrać. Tej nocy obydwoje z pewnością nie zapomną do końca życia.

    OdpowiedzUsuń
  83. Uśmiechnęła się mimowolnie słysząc jego słowa. Ściągali sobie nawzajem maski, to było oczywiste. Odkrywali teraz prawdziwych siebie, osoby, pod pelerynkami, łatkami Innych. No bo, niby mieli znajomych, przyjaciół. Ale wiedziała bardzo dobrze jak ludzie patrzą na nią, gdy myśli, że nie widzi. Nienormalna... Dziwna... Diabelskie nasienie. Ta myśl wywołała u niej jeszcze większy uśmiech. Ten jeden komplement akurat im wyszedł, i to aż za dobrze.
    - Oczywiście, że mam prawo mówić co chcę... Jednak ty masz prawo wyrażać swoje zdanie, myśleć ina temat tego co ja powiedziałam... To wprawia mnie w zakłopotanie, zwłaszcza, że ja sama nie wiem już co mówię... - westchnęła, przewracając przy tym oczami. Boże, jakie oni mieli problemy. Współczuła teraz wszystkim, którzy mieli może czelność, podsłuchiwać ich z jakiegoś krzaczka. To była naprawdę trudna relacja, której chyba nawet sami nie rozumieli.
    - Powinieneś zastanowić się jeszcze nad decyzją o tym, co zrobić z Hesh - wypaliła po chwili. Poczuła dziwne ukłucie, jednak szła za ciosem. Honor nie pozwalał jej myśleć o Wynnie w jakikolwiek inny sposób jak o przyjacielu, a jej chora sentymentalność zaraz zacznie jej szeptać do uszka...
    - Przemyśleć to, przy dobrym winie... Ona jest naprawdę wspaniałą kobietą, a ty jesteś wbrew pozorom wspaniałym mężczyzną... Może tego nie wiesz, ale pasujecie do siebie... W ten dziwny, pokręcony sposób. Nie skreślaj jej jeszcze.
    Po co to powiedziała? Żeby nie mieć poczucia winy? Bo wiedziała, że Hesh się załamie, jak Wynn ją zostawi. Czy może po prostu dlatego, że wiedziała bardzo dobrze o swoich uczuciach, a Zajęty Wynn to to samo co Majtki Na Swoim Miejscu, a uczucia gdzieś daleko w ryzach. Głupia... On jej pewnie nawet nie bierze na poważnie, traktuje jak dziecko, nawiną idiotkę, którą zresztą była. Ale zrobienie czegoś, czego pragnęła od dłuższego czasu sprawiało, że jej samoocena i tak wzrosła, więc kto wie...

    OdpowiedzUsuń
  84. Odchyliła nieco głowę, zamykając oczy. Wzięła kilka porządnych wdechów czystego, nocnego powietrza po czym zaczęła wszystko trawić, po kolei, tak by w końcu zacząć racjonalnie myśleć. Pomińmy już fakt, że zamknęła oczy, ponieważ wiedziała, iż patrząc na jego usta za Chiny się nie skupi. Po zamknięciu oczu było jeszcze gorzej, ponieważ teraz to wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach. Dziwne skurcze w podbrzuszu doprowadziły ją wręcz do dziwnego przerażenia. Cholera, miała się skupić! Ale nie na Tym.
    - Jeśli naprawdę nic kompletnie do niej nie czujesz, w tym kierunku, to życzę ci powodzenia, bo teraz nie odpuszczę już wam tej rozmowy, którą odbędziecie, jak tylko wydostaniemy się z tego buszu - zawyrokowała po chwili, wciąż nie unosząc powiek.
    Dopiero teraz zaczęła zastanawiać się nad tym co powiedział o nich. O tym, że teraz to ona wie, co on czuje... Było dużo słów, które mogłaby teraz powiedzieć, cytatów, które tak łatwo mogłaby przytoczyć...
    - Rób tak, żebyś był szczęśliwy... - powiedziała zamiast tych wszystkich opcji, dopiero po chwili ogarniając, że w sumie zabrakło to trochę bezsensownie. Jednak słowa już poniósł wiatr, a życie teraz potoczy się dalej...
    I oni również będą musieli w końcu się podnieść i wrócić do miasta, by stawić czoła szarej rzeczywistości, która tam na nich czeka...

    OdpowiedzUsuń
  85. Zaśmiała się, szczerząc przy tym białe ząbki. O tak, dajcie kroniki, trzeba zapisać ten o to wielki dzień. Miała jednak nadzieję, że pomimo swojego charakteru, zrobi on to w jak najmniej bolesny i ohydny sposób. Tak jak na niego normalnie, zwyczajnie. A ona powinna zrozumieć. W końcu to William.
    Słysząc pytanie jednak wypłynęła z myśli o Nim, by stanąć na twardej skale myśli o Sobie. W dodatku otworzyła gwałtownie rubinowe oczy, pogłębiając efekt "Ach, zaskoczyłeś mnie!".
    No bo... Czego ona chciała? Gdzie ona szukała szczęścia?
    - Nie wiem, Wynn... - mruknęła cicho, przeczesując nerwowo włosy. Nigdy szczególnie się nad tym nie zastanawiała... A może po prostu nie zasługiwała na szczęście... Jeszcze. - Ale... Wiesz... Pragnę zrozumienia. Czegoś, co mnie podniesie, sprawi, że świat nabierze barw... Szczęścia szukam w uśmiechu, jednak nie moim. Ja nie umiem się uśmiechać... Mimo, iż robiłam to ostatnio pewnie często, to robiłam to tylko Tutaj, Teraz... - Roześmiała się bawiąc się nerwowo kosmykiem włosów. - Dobra, gadam teraz bezsensu. Wiesz... Ja nie wiem co mi przyniesie szczęście... Ale gdy to już dostanę, gdy to już poczuję, gdy już zrozumiem, że jestem szczęśliwa obiecuję, dowiesz się jako pierwszy...

    OdpowiedzUsuń
  86. " No dobra, dobra. Lubię mało kreatywne zajęcia" mruknął. Oparł się o ławę spoglądając na zebranych w skupieniu. " Gdyby pozwoliliby mi wejść do którejś główki, byłoby wszystko prostsze".
    - ... zatem wszystko co w tajemnicy, wychodzi na jaw. Wielu heteryków, ludzi opętanych przez istoty nieczyste zatruwają Norrheim. Wytępić chwasty, a zostawić dobre plony.
    - Wierni podają coraz więcej wieści. Nasza praca nie idzie na marne, skorom czystka następuje zgodnie.
    - W rzeczy samej. Łowy udane . Wiedźmy z trzy schwytane. Kardynale? Oskarżenia..
    - To dopiero poczatek.
    Niski mężczyzna odziany w czarny płaszcz wysunął się na przód przed zgromadzenie niosąc zwoje pergaminu. Rozwinął je kładąc na ołtarzu.
    "Co? Masz Hesh? Gdzie jest? Ej! Nawet łatwo poszło. Gdzie jesteś? " wykrzyczał prawie zapominając o rozmowie.
    -... dzielnicy wschodniej.
    (Awww cos mi nie wyszło.)

    OdpowiedzUsuń
  87. [Że chęć na wątek jest, to wiem... I zacząć mogę, i coś tam może nawet wymyślę, ale... gdzie ona może na niego wpaść...?]

    OdpowiedzUsuń
  88. Jesień w tym roku przyszła niespodziewanie i zaskoczyła wszystkich mieszkańców miasteczka. Niemal w jedną noc liście pożółkły na drzewach, a temperatura znacznie spadła, niosąc ze sobą chłodne wiatry i ciągłe deszcze.
    A jednak dzisiejszy dzień był naprawdę ładny. Już od dawna nie było tak ciepło i nie świeciło słońce. Jak na złość jednak Primrose miała ręce pełne roboty w sklepie swojego ojca. Czasem po prostu wszystko i wszyscy dookoła zmawiając się przeciwko nam. Dokładnie to stało się dzisiaj. Ludzie mijali i przepychali się w drzwiach, a Primrose i dwie pozostałe sklepikarki nie nadążały z wydawaniem towarów i przyjmowaniem gotówki.
    Dopiero pod wieczór, kiedy zaczęło się już zmierzchać, dziewczynie udało wyrwać się ze sklepu. Od razu pognała prosto nad morze, które zawsze kochała całym swoim sercem. Jeszcze w biegu zsunęła z drobnych stóp znoszone buciki i weszła do zimnej, wręcz lodowatej wody. Jej jednak to nie przeszkadzało. Uśmiechała się.

    OdpowiedzUsuń
  89. Pory roku powinny mieć też to do siebie, że następować powinny spokojnie po sobie i stopniowo, jak noc po dniu i dzień po nocy, a nie z dnia na dzień. To zupełnie tak, gdyby punktualnie o ósmej wieczorem w przeciągu jednej sekundy zapadła ciemność, a miejsce słońca zajmował księżyc. Och, iluż to cudownych zjawisk zostałby wtedy pozbawiony świat!
    Gwałtownie odwróciła się w stronę, z której dobiegł ją głos. Nie zauważyła wcześniej, aby ktokolwiek obok niej znajdował się na plaży. Tym bardziej, że było już późno i większość osób po prost zaszyła się w swoich przytulnych sypialniach. Nie można więc się dziwić, że się wystraszyła. Spojrzała na mężczyznę, a właściwie jedynie na jego niewyraźnie kontury, ze zdziwieniem w oczach.
    - Nie mam zamiaru się kąpać. Nie umiem pływać - powiedziała cicho, nie za bardzo wiedząc, dlaczego mu się w ogóle tłumaczy.
    Przecież on ją o nic nie pytał. Po prostu stwierdził, że wieczór jest chłodny i... w sumie to miał rację.

    OdpowiedzUsuń
  90. W jej głowie panował istny chaos, jak zwykle zresztą, jednak teraz to już była parodia a nie umysł. W dodatku jego odpowiedź wprowadziła tam jeszcze większy zamęt, czego już i tak nie dało się wytłumaczyć.
    Zmarszczyła brwi widząc jak Wynn wyciąga nagle kosmyk włosów z jej dłoni. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że się nim bawi. Przeniosła teraz wzrok na jego twarz, dokładnie to na oczy. Rumieniec, w sumie mógłby już nie schodzić z jej twarzy, ponieważ powodów do purpury było teraz mnóstwo.
    - A co jeśli nie zaznamy szczęścia? - spytała nagle, ze smutkiem w głosie. - Co jeśli nie jest nam ono pisane?
    Skrzywiła się wiedząc, że jej rubinowe oczy płaczą, mimo, iż były suche. Przygryzła lekko dolną wargę. Może nie zdąży... Może zginie przed świtem z ręki jakiegoś najemnika... W końcu wrogów jej nie brakowało. Mimowolnie zaczęła się nerwowo rozglądać. Co ona w ogóle tutaj robiła? To było nie w porządku... Co prawda magiczne, ale złe. Powinna już iść, tak ...
    - Ja... Ja chyba już powinnam... - mruknęła próbując wstać, mimo iż całym swoim ciałem i podświadomością chciała tu zostać. Umysł jednak musiał działać ... - Miło się rozmawiało ale...
    Znów się rozejrzała. Taka nieuwaga, była idealnym celem, niemal bezbronna... Cholera.

    OdpowiedzUsuń
  91. Jakby kogoś szukała? Chyba jakby ktoś szukał ją, a ona niczym biały królik próbowała czmychnąć do norki. I znowu jej włosy wprawiła w ruch jej głowa, gdy rozglądała się dookoła.
    - Dam radę, mam busolę... - mruknęła wskazując pudełeczko przyczepione do jej pasa. Uśmiechnęła się lekko. Z busolą da sobie radę, raczej. Mimo tego, dziwnie, wręcz natarczywie pragnęła jego towarzystwa. Mogła się zgodzić, powiedzieć, że tak, że bardzo tego chce... A czy chciała?
    - Ale... Jeśli chcesz i masz czas to chodź... - westchnęła poprawiając włosy i wygładzając krótką sukienkę. Sprawdziła też czy wszystkie sztylety są na miejscu, a gdy zrobiła już wszystko co tylko mogła znów na niego spojrzała czując jak się dziwnie rozpływa. To przez ten pocałunek... To przez Nią! Przez jej głupotę!
    Ale przyznać musiała, włosy miał ładne... GŁUPIA.

    OdpowiedzUsuń
  92. Zmarszczyła brwi widząc jak łatwo dostali się na oznaczoną ścieżkę. To ją trochę uspokoiło, są tu widoczni, jednak oni również wszystko widzą. Jest dobrze...
    - Nic się nie stało... Po prostu - odchyliła nieco głowę. - Nie zaatakowałam cie bez przyczyny Wynn, ja jestem na polowaniu. Muszę zabić grasującego tu gdzieś mordercę! - przypomniała mu, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem. W sumie, dla niej była. Wyciągnęła zza pasa rzemyk i spięła nim swoje długie włosy, które nie opadały już tak pięknie na ramiona. Poprawiła swoją pelerynę i już chciała założyć kaptur, kiedy przypomniała sobie o obecności Wynna. Cóż, to byłoby nieuprzejme chować twarz w towarzystwie jakiegokolwiek rozmówcy.
    - Ten demon co najciekawsze jest najemnikiem i również ma cel... - dodała posyłając mu znaczące spojrzenie w stylu "JA jestem tym celem", w nadziei, że zrozumie.

    OdpowiedzUsuń
  93. Czy powinna wziąć to do siebie? 'Nie lubię demonów'... Cóż, w jej żyłach płynęła krew jednego z nich. Mimo wszystko jednak, była demonem tylko w połowie, więc ta uwaga z pewnością nie była ani trochę kierowana pod jej osobę.
    - Demony to po prostu lepsza wersja ludzi - prychnęła, po czym uśmiechnęła się łobuzersko. - Nienawidzę ludzi... Ale ja akurat nienawidzę wszystkiego co się rusza... - roześmiała się, wywracając przy tym oczami. A ten gest musiałaby chyba powtórzyć, ponieważ jego pytanie kompletnie zbiło ją z tropu, i z nóg chyba też.
    - Ty? Chcesz mi pomóc? - zaśmiała się z kpiną. Nie chodziło jednak o jego umiejętności czy cokolwiek innego, a raczej o sam fakt, że w ogóle zaproponował pomoc. - Wielka, samolubna pijawka, dobrowolnie oferuje pomoc... Dzisiaj jest jakiś dzień na opak? Obydwoje zachowujemy się jakoś dziwnie, zauważyłeś?
    I tak było. Totalny chaos, nic nie było takie jakie powinno być. A co najlepsze, ją to w sumie ani trochę nie obchodziło. A przynajmniej do czasu, aż nie wrócą do miasta. Tam ona wróci do swojej biednej dzielnicy, położy się na niewygodnym łóżku i będzie rozmyślać o tym śnie, który miała dzisiejszej nocy. Bo po prostu nie mogła uwierzyć, by to wszystko stało się naprawdę...

    OdpowiedzUsuń
  94. Czy to, co usłyszała w jego głosie to był żal? Nie, raczej nie... To, może smutek? Ugh, pewnie też nie. Wyolbrzymiała to co nie istniało.
    - Jak usłyszę to rzępolenie, to otworzę okno, by wpuścić nieszczęsnego grajka na wino - mruknęła z uśmiechem, posyłając mu kuksańca w żebra. I znowu zaczęła zastanawiać się nad jego słowami... Rozejrzała się na wszelki wypadek, by po chwili kontynuować rozmowę.
    - I możesz być pewny, Williamie, że mnie nie uraziłeś... I nie ma dobrych demonów, takich, które nie znęcają się nad ludźmi, nie robią nic złego... Nie wmawiaj sobie - zachichotała, a było to coś tak innego w jej wykonaniu, a zarazem tak słodkiego i niewinnego, że od razu zamilkła i otworzyła szeroko oczy. Spokojnie to wydarzenie mogła dodać do teczki z cyklu "Pierwszy i ostatni".

    OdpowiedzUsuń
  95. Spojrzała na zniszczone, wschodnie mury oraz niebezpieczną dla otoczenia, zardzewiałą bramę. Czuć już tutaj było swąd tego miejsca, gdzie większość nie miała pieniędzy na chleb, ale na trunek zawsze znalazło się trochę złota... A ona? Dlaczego tu mieszkała? Mogłaby mieszkać gdzie tylko zapragnie, w każdym, dowolnym miejscu... Ale wybrała właśnie tą dzielnicę, i było jej tu dobrze. Właśnie tu rozgrywało się prawdziwe życie, codzienna walka... Luksus niczego nie uczył.
    - Nie lubię się żegnać - mruknęła cicho, zerkając gdzieś w bok. Czy to już koniec? Ta piękna chwila, ta piękna noc naprawdę dobiega końca. Znów przeniosła na niego wzrok, patrząc mu teraz prosto w oczy. - Czas leci zdecydowanie za szybko... - zaśmiała się, jednak w jej głosie nie było drobinki rozbawienia. - Ach, no tak... Zapomniałam. Dla ciebie czas nie istnieje, czyż nie?
    Odchyliła głowę zerkając na niebo. Tak, to koniec. On teraz pójdzie sobie, zniknie. Ona też pójdzie, wróci do swoich obowiązków, może się trochę prześpi.

    OdpowiedzUsuń
  96. Uśmiechnęła się smutno, jednak z rozbawieniem. Tak bardzo pragnęła tu zostać, jeszcze chwilę. Niech czas mija, ale gdzieś obok, albo niech wszystko się zatrzyma, by ta chwila trwała wiecznie. Cudownie było zapomnieć o troskach i zmartwieniach, o życiu, zerknęła na swoją kamienicę, której dach wystawał ponad mury, tam.
    W sumie, już miała się obrócić i odejść, ponieważ wiedziała, że to naprawdę jest pożegnanie. Gdy znów się zobaczą, nie będzie już między nimi tego co było w lesie. Tej dziwnej zażyłości, chęci rozmowy. Straszne, jak położenie zmienia człowieka, w tym wypadku półdemona i wampira. Jednak coś ją zatrzymało w miejscu, a tym czymś był jego pocałunek, dość nieodpowiedzialny, ponieważ byli tak blisko miasta, gdzie dużo osób mogło ich dostrzec...
    - A co jeśli nie chcę, żebyś mnie puszczał? - spytała z łobuzerskim uśmiechem, a jej oczy iskrzyły teraz ogniem, co najciekawsze na jej policzkach nie było nawet śladu rumieńca.

    OdpowiedzUsuń
  97. Spojrzała na niego szczerze zaciekawiona, kiedy usłyszała cichy, krótki śmieć mężczyzny. Ona nie widziała nic zabawnego w zaistniałej sytuacji, ale... może w ciemnościach coś umknęło po prostu jej uwadze? Coś, co mężczyzna zdążył zauważyć? Wzruszyła lekko ramionami, dochodząc do wniosku, że to wcale nie jest tak interesujące, jak się jej na początku wydawało.
    - Nie, nie boję się. A czego miałabym się bać...? - zapytała spokojnie i spojrzała na niego.
    Wyszła z wody i wsunęła drobne stópki z powrotem do swoich znoszonych, nieco już zniszczonych bucików, po czym nieco niepewnie ruszyła w stronę mężczyzny. Usiadła na piasku koło niego, podkulając pod siebie smukłe nogi i obejmując je drobnymi ramionami.
    - Co robię...? Spaceruję. Po prostu - dodała po chwili, przypominając sobie o jego wcześniejszym pytaniu.

    OdpowiedzUsuń
  98. Lyn przyglądała się poczynaniom Wynna w milczeniu. Nie wiedziała, czego właściwie może się po nim spodziewać, równie dobrze mógłby skręcić śpiącemu kark, obudzić go albo wylać mu na głowę zawartość kufla. W końcu nie wytrzymała.
    - Znasz go? - spytała, wskazując na leżącego głową na blacie mężczyznę - Czy to będzie twój... hmmm posiłek?
    Określenie "ofiara" jakoś nie chciało przejść jej przez gardło. Brzmiało jak na jej gust aż nazbyt jednoznacznie. I przedstawiało w jej oczach Wynna w wyjątkowo niekorzystnym świetle.
    Nie była pewna, czy Wynn aż tak mógłby ryzykować. Morderstwo przy świadkach? To chyba nawet w Norrheim by nie przeszło.

    OdpowiedzUsuń
  99. Uśmiechnęła się lekko. To byłoby niestosowne, zwłaszcza, że na tych ulicach było mnóstwo szpiegów i zdrajców, którzy tylko czekali by okraść takiego wampira jak Wynn. Poza tym, mimo, iż ich wspólni znajomi raczej się tutaj nie zapuszczali, to i tak wolała by nikt ich razem nie zobaczył. Miała wrażenie, że na jej czole widniał ogromny napis "CAŁOWALIŚMY SIĘ" ... Gdyby to doszło do Hesh...
    - Och, chodź - zaśmiała się chwytając go za rękaw. Nałożyła na głowę kaptur i rozejrzała się dookoła, by po chwili poprowadzić go uliczkami, uważając, by nie wdepną w kałuże, niekoniecznie wypełnione wodą. Po chwili stali już przed wejściem do kamienicy, w której mieszkała. Pchnęła skrzypiące drzwi i wbiegła po śmierdzących schodach. Wyciągnęła zza paska klucze i otworzyła drzwi do swojego mieszkania.
    - Panowie przodem - zaśmiała się, skłaniając lekko. Jej mieszkanie było totalną przeciwnością całej tej dzielnicy. Nie śmierdziało w nim, było czysto, trochę za czysto. Mimo to, wszędzie można było dostrzec książki z zaklęciami, suszone zioła, broń... Dużo broni. No i oczywiście tomiki poezji, którą uwielbiała.
    - Witam w moich skromnych progach, Williamie - udała poważny ton.

    OdpowiedzUsuń
  100. Zaczęła szybko sprzątać mimo, iż nawet nie miała bałaganu. W powietrzu unosił się zapach cynamonu i wanilii, co było do przewidzenia. Schowała jakąś książkę, kopnęła walający się na podłodze gorset, zamknęła otwartą szufladę.
    - Nie tego się spodziewałeś, co? - zaśmiała się opierając o próg jednego z pokoi. Wielu, którzy znają tylko jedną część mnie myśli, że sypiam w lesie albo w jakichś lochach...
    Znów śmiech. Zniknęła gdzieś na chwilę, gdy oglądał jej mieszkanko, po czym wróciła z dwoma kieliszkami, wypełnionymi czerwonym trunkiem. Podała mu jeden, uśmiechając się przy tym.
    - Poezja, Shakespeare głównie - mruknęła niepewnie. O tym, że czyta również powieści fantastyczne, o wampirach również wolała nie wspominać. Cóż mogła jednak poradzić na to, że bawił ją pogląd śmiertelników na jej świat.

    OdpowiedzUsuń
  101. Rozejrzała się po swojej oazie spokoju. Starała się nigdy nikogo tutaj nie zapraszać, to było tylko i wyłącznie jej miejsce, jej azyl, w którym mogła się wyciszyć, lub dać upust emocjom.
    - Czyli mówisz, że spodziewałeś się względnej czystości, porządku, porozwieszanej szałwii, lasek wanilii walających się po kątach i cynamonu, rozsypanego dosłownie wszędzie?
    Wywróciła oczami. Brakowało jej tu jeszcze tylko czarnego kota i miotły... Oraz słodyczy. O tak, w tym domu brakowało słodyczy... No i może odrobinki ciepła, może rodzinnej miłości. Ale jej rodzice sobie nie żyli, a ona musiała sama pokonywać trudności życia.
    - Wiesz, co jak co, ale jestem osoba, po której można się domyślić, że lubię poezję - zaśmiała się cicho, upijając trochę ze swojego kieliszka. Zamknęła przy tym drzwiczki jakiejś szafki, w której były porozwalane sukienki.
    - Tylko niczego nie zepsuj... I nie spal tego domu, lubię go...

    OdpowiedzUsuń
  102. Roześmiała się słuchając jego wywodów. W sumie racja, ciągle ślęczała nad jakimiś tomikami, najbardziej kochała ten, który należał do jej matki. Było tam dużo wierszy napisanych przez ojca, dla niej... Poezja ogólnie była czymś wspaniałym, magicznym, niepowtarzalnym. Wiersz wcale nie musiał się rymować, żeby być dobrym. Nie było tu żadnych zasad, nawet interpunkcji. Czy właśnie takiego życia pragnęła? Pozbawionego określonych reguł, zasad... Nie, raczej nie.
    - Nie robię z ciebie idioty Williamie, tak tylko mówię... - zaśmiała się dźwięcznie, wywracając przy tym oczami, tak jak to ona potrafiła najlepiej.
    - Pamiętaj, że rzadko kiedy ktoś przychodzi do mojego domu, a jeśli już wchodzi, to żywy raczej nie wychodzi... Nie jestem przyzwyczajona do gości, wiem za to, czego inny się spodziewają... Ty jednak, co prawda, na zaskoczonego nie wyglądasz...
    Kolejny łyk wina. Starała się upić siebie, czy podświadomość? A może lepiej nie pić... Nie wiadomo co bedzie robić jak się najebie...

    OdpowiedzUsuń
  103. Uniosła jedną brew zerkając na niego. Nad czym myślała...
    - O poezji... I jej porównaniu do naszego świata - odparła po chwili namysłu. Kolejny łyk, nim się obejrzy alkohol jej zaszumi w głowie, cały świat nabierze treści... Ou, już jej się pijackie piosenki przypominają.
    Odchyliła głowę do tyłu z cichym westchnieniem. Czy tylko jej się tak zdawało, czy w tym mieszkaniu było jeszcze zimniej niż na zewnątrz. Wywróciła w duchu oczami, i już miała się go spytać, czy tu aby nie jest za zimno, kiedy ten nagle wypalił z dość ciekawym żartem. Na początku spiorunowała go wzrokiem, jednak po chwili również zaczęła się śmiać, tylko trochę, ale jednak.
    - William, jak zwykle w dobrym humorze - uśmiechnęła się lekko, przeczesując dłonią rude włosy. Bliskość łóżka, sprawiała, że zaczynała dostrzegać już swoją senność w swoich ruchach, i opadających powiekach. Była jednak jeszcze na tyle świadoma tego co się dzieje, że mogłaby spokojnie wyrwać jaja każdemu, kto się zacznie dobierać do niej wbrew jej woli. I nagle wyobraziła sobie Wynna dobierającego się do niej, biorąc przy tym kolejny łyk wina, i kolejny... Zniknęła na chwilę i poszła sobie dolać, po czym wróciła i znów upiła z dwa łyczki. Nie ma to jak słaby łeb, do mocnych alkoholi.
    [ Haha, nudzi mi sie chyba xD ]

    OdpowiedzUsuń
  104. Zaśmiała się cicho, jednak rzeczywiście trochę się zmartwiła. Nie powinna pić tak dużo, zwłaszcza w jego towarzystwie. Och, nie powinna pić w jakimkolwiek towarzystwie! Uniosła na chwilę wzrok, dostrzegając przy tym, że wciąż ją obserwuje. Odnalazła spojrzenie jego oczu i podtrzymała je, sprawiając przy tym, że jej oczka pierwszy raz od dawna wyglądały jakby były ludzkie, a nie demonicznie czerwone.
    - Nie panuję nad tym ile piję, taka moja słabość - mruknęła cicho, uśmiechając się przy tym lekko. Niezauważalnie wyciągnęła dłoń, by oprzeć się o szafkę, która stałą obok niej. Alkohol jeszcze nie zaczął działać, ale jak zacznie...
    - Tobie to w sumie na rękę by było, gdybym wylądowała nieprzytomna pod stołem - zaśmiała się dźwięcznie i spojrzała na niego spod cienia rzęs. Mimowolnie wzięła kolejny łyk wina... Alkoholiczka.

    OdpowiedzUsuń
  105. [No dobra:) Ale z tego co pamiętam, to była Twoja kolej na odpisanie, więc pisaj pisaj^^]

    OdpowiedzUsuń
  106. Widząc jego reakcję zaśmiała się, wywracając oczami, jak to miała w nawyku... Powinna z tym skończyć. Osoby, które jej nie znały, mogłyby pomyśleć, że dziewczyna robi to specjalnie, lekceważąc kompletnie wszystkich dookoła. W sumie, i bez wywracania oczami ta lekceważyła wszystkich dookoła.
    - Ej, co ty robisz? - jęknęła widząc jak ten zabiera jej kieliszek. Zrobiła smutną minkę, jednak ta najwyraźniej na niego nie zadziałała, ponieważ po chwili wino zniknęło z jej dłoni. Już miała się na niego rzucić, kiedy ten wyprowadził ją z równowagi swoim komentarzem. Mimowolnie się roześmiała, zapominając o smutku i gniewie, z powodu zabranego kieliszka.
    - Z pewnością dopowiedziałabym sobie ciekawą historyjkę - oznajmiła dziwnie pewnym i spokojnym głosem. - A potem znalazłabym cie i siłą dowiedziała się prawdy, w razie gdybyś po dobroci nie chciał gadać...

    OdpowiedzUsuń
  107. Westchnęła patrząc na kieliszek. W sumie, mogłaby go wziąć, jednak jego argumenty bardzo dobrze utrzymały ją na miejscu. Nawet jeśli, cokolwiek by jej nie zrobił... Cokolwiek by nie zrobili, cóż... Wolała to pamiętać. Tępa, nie mogła uwierzyć, że to był jedyny powód, dla którego odpuściła sobie picie.
    - Próbujesz doprowadzić mnie do szału, czy po prostu uwielbiasz grać mi na nerwach? - spytała mrużąc lekko oczy, jednak na jej ustach igrał uśmiech. Bardzo nie lubiła, gdy ktoś w jakikolwiek sposób wytykał jej młodość, co za tym idzie totalny brak wiedzy o życiu, doświadczenia... Głupie gadanie. Miała wrażenie, że wiedziała więcej o życiu od niejednego, tysiącletniego demona.
    - Myślę, że opowiedziałbyś mi swoje najskrytsze fantazje, niekoniecznie zgodne z prawdą - zaśmiała się cicho. - I nie zapominaj, że ja zawsze robię to, co akurat chcę...

    OdpowiedzUsuń
  108. Podeszła do okna i spojrzała w tarczę Księżyca. MIała w tym swój cel. Wiedziała, że w jego bladym świetle jej sylwetka prezentuje się dużo lepiej, niż w wyraźnym świetle poranka. Zsunęła z ramion czarną chustę, odkrywają bladą, porcelanową skórę. Miała swój cel. Chciała duszy, a przy okazji zabawić się. Tutaj, w tej sali, w tym świetle, ze świadomością, że kawałek dalej trwa bal, a na sali czeka paru adoratorów zawiedzionych jej zniknięciem. Gdyby wiedziała, z kim ma do czynienia, nie byłoby jej tutaj. Spojrzała przez ramię na mężczyznę. Był dla niej anonimowy, biała karta, i właśnie to ją pociągało. Nie przerwała ciszy. Blask Księżyca odbił się w jej oczach, czerwone wargi rozchyliła lekko, jak do pocałunku. Chciała, żeby podszedł. Ale nie chciała go do tego zmuszać. On sam miał tego zapragnąć, bez tanich sztuczek, do których posuwają się sukuby. Ona była demonem, Łowcą, nie jakimś tam nieopierzonym sukubem, piekielną prostytutką. Miała swoją klasę i sposoby.

    OdpowiedzUsuń
  109. Roześmiała się wznosząc oczy do nieba. Cóż, był wirtuozem grania na jej nerwach, dokładnie zresztą tak jak na skrzypcach... Stęskniła się już, za tym skrzypkiem na dachu. Chociaż... Miała go teraz tutaj, na wyciągnięcie ręki, w głowie szumiało jej już od alkoholu... Cokolwiek by nie zrobiła, mogłaby spokojnie zrzucić na wino. Jakżeby się czuła przed sobą, wiedząc, że robi to w pełni umysłu... Ale co też plecie jej głupia podświadomość! Co ona w ogóle niby chciała zrobić? Odpierdzielało jej już, i to ostro. Zdecydowanie dawno nie wychodziła do ludzi, i teraz to działało jej na psyche. Zrobiła krok do przodu, nie wiedząc po co i na co... Po prostu, chcąc zmniejszyć odległość miedzy nimi. Ach, ale on słodko wyglądał z tymi włosami na twarzy... PODŚWIADOMOŚCI ZAMKNIJ SIĘ.
    - Tak, tak właśnie myślę... - zaśmiała się, zakładając ręce na piersi. - W sumie, jeśli chcesz możesz nimi podzielić się ze mną już teraz... - wzruszyła ramionami. - Za dwie godziny będę tak pijana, że i tak je zapomnę... - powiedziała zerkając znacząco na kieliszek z winem.

    OdpowiedzUsuń
  110. Obserwowała go cały czas, szukając jakiś znaków, sygnałów, że tej zabawy koniec, czas wrócić do realnego życia. W końcu najpierw zabrał jej alkohol, potem wypomina jej, że jest starszy. Ohm, super, a teraz jeszcze dobija ją, wmawiając, że sobie coś ubzdurała. Och, zaraz mu pokaże, gdzie ma te fantazje...
    I w tym momencie zbliżył się do niej na tyle, by złożyć na jej ustach pocałunek. Zesztywniała, nie wiedząc z początku co się dzieje, zaraz jednak oprzytomniała, besztając się za to bezmyślne zachowanie, i pokazywanie mu, jak łatwo można ją wyprowadzić z równowagi, po czym odwzajemniła pocałunek, zarzucając mu ręce na szyję, w razie, gdyby jej ciało nagle zapragnęło osunąć się na ziemię, zwłaszcza, że czuła miłe uciskanie w podbrzuszu... Albo to była niestrawność. Pff, nieważne. Z jej ust wydobył się cichy jęk, nad którym nie była stanie zapanować, i teraz jej dłonie wplecione były już w jego włosy, których od dłuższego czasu pragnęła dotknąć.
    - Że niby To są Moje fantazje? - spytała z kpiną w głosie, jednak było to zarazem istne rozbawienie. - Mylisz swoje własne fantazje z moimi, Williamie... Czyżby alkohol ci zaszkodził?
    Oczywiście dostrzegła już, że prawie nic nie wypił, a to był kolejny żart z jej strony.

    OdpowiedzUsuń
  111. Zaśmiała się, wywracając oczami. Nawet przy tak, stosunkowo prostych i pierwotnych czynnościach, jak całowanie, obydwoje musieli pokazywać, jak bardzo mają nierówno. Co ciekawe... Dla nich taka konwersacja była całkowicie normalna. Dla każdego innego byłby to niezrozumiały horror, czy może raczej komiediodramat.
    - Uhm, tak, oczywiście. Mam zamiar udzielić ci kilka lekcji, jeśli chodzi o moje fantazje... - oznajmiła pewnym głosem. Uśmiechnęła się lekko, oblizując wargi. Cholera, zaczynała zachowywać się jak Necro. Dla równowagi znów wywróciła oczami. - Proponuję jednak, byśmy od razu przeszli do praktyk...
    Tymi słowami zakończyła swój monolog i znów go pocałowała, trochę bardziej natarczywie, mimowolnie ciągnąć go trochę za włosy, w sumie, robiąc to nawet trochę specjalnie. Przylgnęła do niego, pragnąc poczuć teraz każdy centymetr jego ciała, po czym nagle, niespodziewanie odchyliła się nieco, ukazując swoją szyję, w zapraszającym geście. Oczywiście, nie odsunęła głowy nie wiadomo jak daleko. Dla zwykłego człowieka, był to niemal normalny gest, jednak dla niej, a zwłaszcza dla niego, klucz do zwykle zamkniętych drzwi.
    - To, co mówiłeś, o tych Twoich fantazjach? - spytała cicho, nieco rozbawiona, jednak w pełni świadoma swoich czynów.

    OdpowiedzUsuń
  112. Wygięła ku górze kącik warg, ale z tej strony, której on nie widział. Czuła go za sobą, jego rękę blisko swojej talii. Cisza sali wibrowała w uszach, lekkie podniecenie płynęło w żyłach. Te chwile, minuty, zdawały się trwać w nieskończoność, ale właśnie za to je uwielbiała. Delektować się tym, co innych by przerażało. Poruszyła lekko korpusem, jak w tańcu.Pozwoliła mi się dotknąć. Byli sami. Mieli czas, miejsce i możliwość. Później wystarczyło jedno słowo, gest, i osiągnie to, co planowała, a może i więcej. Nie był dla niej pierwszą lepszą ofiarą. Był wyjątkową ofiarą, którą chciała się bawić, zwodzić ją by i tak w efekcie końcowym zdobyć kolejną bezbronną duszę, sprzedaną za parę spojrzeń. Gdyby on zachowywał się mniej ostrożnie, nachalnie, zrezygnowałaby. Miałaby wtedy stuprocentową pewność wygranej. Teraz nie miała całkowitej pewności, pozostawał margines. Choć jego ruchy były pewne, myśli mogły być rozbieżne. Czekała. Wiedziała jedno. Dobrze wybrała. Tego mężczyznę z długimi włosami, dziwnie spięty w towarzystwie, obserwator. Warty zabawy i umiejący się bawić. Doceniający magię milczenia.

    OdpowiedzUsuń
  113. [Powiem szczerze, że strasznie mi się ten wątek podoba:)]

    Nie było możliwości, by ktoś ich zobaczył. A nawet jeśli, nie dojrzałby, co robią. Mogli być tylko ciemnymi plamami na tle okna, księżycową marą. Ale to, co działo się między nimi nie było marą ani zmorą. Było czymś, za co wielu oddałoby wszystko. Drgnęła nieznacznie, gdy jego wargi dotknęły jej skóry. Pragnęła tego więcej, chciała jego warg, jego ciała, jego duszy.Krew płynąca w jej żyłach, gorąca jak piekielny ogień, nie była do odróżnienia od krwi człowieka. Dopiero w momencie, gdyby popłynęła z rany, widać by było różnicę. Teraz wzburzona od pożądania, które zaczynało palić. Nie była sukkubem, ale Łowcą, który wykonywał swoją pracę w taki a nie inny sposób. Była jednak przede wszystkim kobietą. Szczupła dłoń zanurzyła się we włosach anonimowego mężczyzny, odnalazła wstążkę, która po chwili podzieliła los chusty. Palcem przesunęła po męskim policzku. Uważnie, powoli, z pewnym namaszczeniem. Lekko rozchylone wargi zachęcały do skosztowania ich. Drugą dłoń położyła na jego dłoni, kierując ją nieco niżej, na biodra.Tym drobnym gestem pozwoliła mu na dotyk nie tylko nieśmiały i niewinny. Wiedziała czego pragnie. A przynajmniej wiedziała tą część, którą dzielili-pragnienie siebie na wzajem.

    OdpowiedzUsuń
  114. [Pomysłu nie mam, oprócz tego, który wykorzystałem przy drugiej postaci. Zawsze można ją wpleść razem z przyzwaniem Dantaliona na potrzeby fabuły, a później zmienić jej tor, chociaż nie jestem pewny czy to się będzie trzymało kupy.]

    OdpowiedzUsuń
  115. Czekała na to, na ten moment. Jeszcze trochę, jeszcze parę chwil i kolejna dusza zostanie jej zapisana. Pamiętała o tym, wszystko było spowodowane tą myślą, ale nie mogła nie czerpać przyjemności z dotyku i w końcu pocałunku, który odwzajemniła z pasją i pewną zachłannością. Gdyby była tylko człowiekiem, mogłaby się zatracić w tej chwili. Wiedziała już, że nie jest jedyną kobietą, ale pewnie jedną z niewielu, które ośmieliły się na poważny krok w takim miejscu i czasie. A przecież gdy tylko otrzymała zaproszenie na bal, wiedziała, że podobna sytuacja będzie mieć miejsce, nie przypuszczała tylko, że sprawi jej to tyle przyjemności, że w końcu ogarnie ją pożądanie, a nie mechaniczny odruch. Nie zwracała uwagi na takie drobnostki jak temperatura skóry czy coś dziwnego z zębami, bo nie przypuszczała, że nie ma do czynienia z człowiekiem. Pocałunek z każdą chwilą stawał się coraz bardziej namiętny. Zsunęła dłoń na tors mężczyzny, powoli rozpinając guziki koszuli. Chciała dotknąć jego skóry, poznać go jeszcze z duszą, a przynajmniej tak myślała, że z duszą.

    OdpowiedzUsuń
  116. [Zawsze można zrobić tak, że Dantalion zaszczepi w nim poczucie, że się znają (mogą być nawet wrogami, w końcu nie w każdym trzeba mieć przyjaciela ;]) spotkają się "po latach" i coś z tego wyniknie.]

    OdpowiedzUsuń
  117. [Postaram się. Zrobię to jutro, bo będę cały dzień w domu, to coś naskrobię. :D]

    OdpowiedzUsuń
  118. Westchnęła cicho, może trochę z frustracją, nutką ulgi także. Nie wiedziała do końca, czy chciała by ją ugryzł, czy nie. Może trochę tak, może trochę nie... W sumie, to miała mętlik w głowie, spowodowany pewnie winem, które wypiła teraz, i tym, które piła w obozie, a o którym nie wspominała Wynnowi. W końcu, mała dawka na nią nie działała... Ale taka już bardziej.
    Z rozmyśleń wyrwało ją jednak jej ciało, cichym jękiem reagujące na dziwną, przyjemna pieszczotę, jaką było drażnienie jej szyi kłami. W dodatku, miała wrażenie, że jego dłonie są dosłownie wszędzie, a zarazem jedno. Robiło jej się to zimno, to gorąco, to znów zimno. Ale mimo wszystko, zdecydowanie miło... I przyjemnie. Przestała już odczuwać poczucie winy, wszystko jakby teraz odeszło w cień. Już wiedziała, dlaczego w obozie mówili o niej, nieobliczalna, ale jedna z najlepszych. Gdy miała jakieś zadanie, skupiała się na nim tak bardzo, dopóki nie wykonała go tak dobrze, jak tylko potrafiła. Wynn był jej zadaniem, a ona chciała wykonać je jak najlepiej, czerpiąc przy tym tyle przyjemności, ile tylko się da.
    - Zdradzę ci sekret - mruknęła, wywracając przy tym oczami. Całkowicie panując nad tym gestem... Tym razem. - Tam z tyłu jest taki sznureczek, jak za niego pociągniesz, to sukienka sama się zsuwa... - zaśmiała się cicho, niemal wyczytując z oczu jego frustrację, spowodowaną zbędnym materiałem. Uśmiechnęła się przy tym jak Lucyfer, chwilę przed strąceniem z niebios.

    OdpowiedzUsuń
  119. Rozpięła górne guziki jego koszuli, odsłaniając kawałek ciała, po którym przesunęła palcami. Mogła dłużej czekać, nie stanowiło to dla niej problemu, ale nie chciała odkładać interesów aż mogło być za późno, zwłaszcza, że takich sytuacji się nie marnuje. Oderwała się od męskich ust, ale tylko milimetry dzieliły ich wargi. - Byłbyś w stanie oddać cokolwiek w zamian za ciąg dalszy? Na przykład swoją duszę?- odezwała się po raz pierwszy od dawna.Niezobowiązującym szeptem, przesyconym pragnieniem. Dla niej odpowiedź na to pytanie była wystarczająca, by zapisać sobie kolejną duszę. Ale dla osoby nie znającej dogłębnie piekielnych praw, było to tylko pytanie kobiety owładniętej pożądaniem i oczekującej potwierdzenia, że nie tylko ją owładnęło to uczucie. Jej ciemne oczy, w których nie było ani odrobiny zwykłej czerwieni, odnalazły brązowe tęczówki. Drobne palce przesuwały się po męskiej piersi, zapuszczając się coraz dalej. Powoli rozpięła następny guzik koszuli.

    OdpowiedzUsuń
  120. - Przyjmę ją z wdzięcznością- odparła i już po chwili złożyła na ustach mężczyzny pocałunek- Już jest moja?- zapytała naiwnie, choć umowa została już podpisana, jego dusza została stracona. Czekała na znajome uderzenie, poczucie spełnienia, ale nic takiego nie nastąpiło. Zrzuciła winę na to, że jej anonimowy kochanek popełnił wiele grzechów. Myślała, że jego dusza miała jeszcze szanse na zbawienie, nie wiedziała, że nie ma takiej opcji, dlatego pakt był nieważny. Nie dostała jego duszy, a raczej nie zabrała jej, bo ona już dawno należała do Piekła. Rozpięła do końca koszulę, palcami wędrując po jego torsie. Uśmiechnęła się pod nosem. Nic dziwnego, że nic nie poczuła, skoro nie mogła powstrzymać pożądania.

    OdpowiedzUsuń
  121. Tego była pewna, choć niesłusznie, ale tego wiedzieć nie mogła. Rozkoszowała się jego dotykiem, wargami wędrującymi po jej ciele. Serce biło coraz szybciej, krew zdawała się krążyć zbyt szybko. Koszula znalazła się na podłodze, blade dłonie rzeźbiły na nowo męskie ciało, podczas gdy ona sama całkowicie oddała się przyjemności płynącej z pieszczot. Wraz z coraz śmielszą wędrówką dłoni mężczyzny, wzrastały jej pragnienia, oddech stawał się coraz cięższy. A pragnęła bliskości dobrze zbudowanego, przystojnego mężczyzny, którego duszę właśnie zabrała. Dla niej nie było nic cenniejszego niż ta niedoceniana część każdego człowieka. Przesunęła dłoń niżej, na krocze mężczyzny. Miała pełną świadomość, że wiele kobiet o jej pozycji nigdy nie robiłoby tego, co ona, łamała zasady dobrego wychowania i smaku, ale kochała to, co robiła. Jeśli bezimienny mężczyzna dawał jej przyjemność, ona mogła mu się odwdzięczyć. Chwilę po tym zaczęła pozbywać się pozostałych części męskiej garderoby. Teraz tylko przeszkadzały. Mogła oddać się chwili, kiedy interesy były już załatwione.

    OdpowiedzUsuń
  122. Dziewczyna parsknęła śmiechem i udała, że grozi mu palcem.
    -Wynn, kiedy ty wreszcie dorośniesz... -jęknęła. Nie potrafiła w tym momencie nawet się rozzłościć. Miała już jakąś słabość do tego wampira i jego sposobu bycia, nawet gdy nieraz irytował, potrafił ją rozbawić.
    Podeszła bliżej, starała się znaleźć między Wynnem a stołem, na którym spoczywał zmożony snem gość karczmy. Nie wiedziała, co temu szaleńcowi mogło przyjść do głowy, nie zamierzała pozwolić mu na jakieś głupstwo.

    OdpowiedzUsuń
  123. Nie, nie miała przyzwoitości. Zło nie jest przyzwoite, a ona właśnie tym była. Może nie samym złem, ale w większej części. Zło jest eleganckie, wyrafinowane, podstępne, nosi się w czerni i krwistej czerwieni.
    Gdyby teraz ktoś wszedł, nie przejęłaby się tym. Istniała tylko przestrzeń najbliższa tej dwójki, odległość między nimi, którą starała się zmniejszyć jak najbardziej. Poznawała jego ciało, pieściła je, sama przyjmując pieszczoty głębokimi westchnieniami. Powietrze przepełniał zapach pożądania i namiętności. Oplotła go mocniej nogami, chciała go bliżej i więcej. Choć miał przyjemnie chłodne usta, a może tylko jej się tak zdawało, miejsca pocałunków zdawały się parzyć. Pewnie gdyby wiedziała, komu właśnie się oddaje, przez kogo wystawia swój honor na pożarcie, nie zmieniłaby zdania, na pewno nie w tej chwili.

    OdpowiedzUsuń
  124. [Przyznam się szczerze, na nic innego mnie nie stać. Ale chyba nie wyszło najgorzej.]

    Właściwie to wcale tego nie potrzebował. Właściwie, to wcale nie musiał spędzać swojego życia w tym marnym mieście. Przyciągnęło go tutaj coś, czego nie spotykał w innych miastach. Duże skupisko stworzeń, o specyficznych fetorach. I plotki, ale to akurat wywarło na nim najmniejsze wrażenie.
    Już na wstępie zaprzyjaźnił się z kilkoma osobami. Chcąc nie chcąc musieli to zrobić. Wystarczyło umieścić swoją osobę w ich wspomnieniach. To zawsze było proste. A tym razem nie było inaczej.
    Nie pamiętał, kiedy wpoił swoją osobę do jego wspomnień, ale wiedział, że ten "wiele mu zawdzięcza". Wychodziło na to, że znali się od bardzo, bardzo dawna. Nie spotkał go jeszcze w mieście, a przynajmniej Wampir go nie widział.

    Siedział w karczmie i delektował się winem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu pił wino, a nie krew. Pomyślał, że po prostu się za nim stęsknił. Odchylił się na krześle, opuszczając rondo kapelusza na oczy. Odrzucił pelerynę za oparcie rozglądając się uważnie po wszystkich twarzach, w poszukiwaniu jakiejś "znajomej". Znajomy był tylko karczmarz, więc upił kolejny łyk wina, głaszcząc opuszkami palców gładki łeb kruka.

    OdpowiedzUsuń
  125. Filozofie zdecydowanie nie były w tym momencie potrzebne, wręcz przeszkadzały. Po co zawracać sobie głowę czymś nienamacalnym, skoro tak blisko było coś tak wspaniałego i upajającego?
    Dostał to, czego chciał, a ona też nie mogła narzekać. Kiedy w nią wszedł, nie mogła powstrzymać przeciągłego jęku rozkoszy, a jej ciało wygięło się w delikatny łuk. Palca próbowały znaleźć oparcie na stole, ale znalazły je na ramionach mężczyzny, w którego wargi wpiła się z chorym pożądaniem, żeby zagłuszyć kolejny jęk. Pragnęła, by te chwile trwały w nieskończoność. Nie liczyło się, że ktoś może ich usłyszeć, wejść, zobaczyć. Już nic się nie liczyło.
    [Zboczeńce to mało powiedziane. Mi to się bardziej podobał ten "subtelny" początek, ale wiedziałam, że tak to się skończyxD]

    OdpowiedzUsuń
  126. Wbrew temu, co sądził, ona poczuła wszystko. Rozkosz, pocałunki, ugryzienie, ból i gorącą jak ogień krew spływającą po szyi. O ironio! Uśmiechnęła się. Nie przejęła się ani odrobinę faktem, że jej kochanek- wampir, jak się okazało, właśnie pije jej krew, a przynajmniej nie przejęła się w taki sposób, jaki powinna. Delikatnie odsunęła jego głowę od swojej szyi, czemu towarzyszył syk bólu.
    - Pozwól mi chociaż na orgazm, zanim padniesz na ziemię z powodu piekielnej krwi, panie- szepnęła mu do ucha, uśmiechając się dziwnie. Nawet to, drobiazg według niej, nie potrafił zmusić jej do myślenia o czymś innym niż wszechogarniająca rozkosz. A on? Sam sobie zgotował taki los.

    OdpowiedzUsuń
  127. Roześmiała się. Głośno, donośnie, radośnie. Nie umiała już inaczej wyrazić rozkoszy, jaka ją ogarniała. Wiedziała, że nie zrozumiał, nie uwierzył. Powietrze powoli przesycało się zapachem krwi, krwawe ślady na bladej skórze paliły nawet Eire. Ona nie umrze, nie z tego powodu. Ostateczna rozkosz przyszła gwałtownie i wręcz boleśnie.Śmiech zamienił się w okrzyk, ciało poddało się dreszczom, które nim wstrząsnęły. Krew dalej płynęła z ran, coraz bardziej w smaku i zapachu przypominając siarkę, spaleniznę, ogień. Tym była jej krew, kiedy wypływała z ran. Żal jej było mężczyzny. Wbrew pozorom, nie chciałaby jego śmierci, bo był naiwny, pewny siebie, przystojny a przy tym miała słabość do swoich kochanków. Wyjaśniła się przy okazji zagadka oddania duszy. Miała ją, ale przecież już dawno należała do Piekła.

    OdpowiedzUsuń
  128. Zsunęła się ze stołu, dla kontrastu nawet nie starając się zakryć swojej nagości i spojrzała na leżącego mężczyznę.
    - Sam to sobie zrobiłeś. To tylko moja krew, wampirze. Jestem demonem.- wytłumaczyła z lekkim uśmiechem i usiadła obok niego na ziemi, odruchowo znajdując czerwony materiał sukni i zakrywając się nim. Przesunęła palcami po ranie na szyi, już prawie zasklepionej.- Pocieszę cię. Nie umrzesz- dodała jeszcze i w komicznie czułym geście przesunęła dłonią po jego policzku. Nie miała serca, ani sumienia. Mogła patrzeć na cierpienie innych. Ta noc była ich wspólnym błędem, ale on poniósł większe konsekwencje niż ona.

    [Ja idę chyba spać, bo mi się coś oczka kleją, a i coraz dziwniejsze te komentarze mi wychodzą]

    OdpowiedzUsuń
  129. Lyn zamarła, nie bardzo wiedząc, jak ma w tej sytuacji zareagować. Była jak sparaliżowana, wpatrywała się w Wynna z przerażeniem. Teraz widziała przed sobą bestię wiedzioną pierwotnym instynktem, nie sądziła, że jakiekolwiek ostrzeżenia i groźby coś zdziałają.
    Chciała się rzucić na wampira, oddzielić go od jego ofiary, odepchnąć do tyłu. Cokolwiek, byle tylko nie zaszkodzić nieszczęśnikowi, który z pewnością w wyniku szarpaniny ucierpiałby jeszcze bardziej.
    -Nie zabijaj go! - syknęła ostrzegawczo, unosząc ręce do góry. Między jej palcami zaczęły przeskakiwać błękitne iskry. Nie chciała być zmuszona do interwencji, ale w razie potrzeby zdołałaby pewnie obezwładnić Wynna.

    OdpowiedzUsuń
  130. Mogłaby go tutaj zostawić, nie patrząc na to, co się z nim działo. Co za problem ubrać się i wyjść? Nikt nie wiedział, że razem opuścili salę balową. Może ktoś by go znalazł, za parę godzin, wykończonego, na granicy. Ale postanowiła zostać. Nie dlatego, że mu współczuła, czy cokolwiek z tych altruistycznych uczuć. Była tylko ciekawa, co się z nim będzie dziać. Ubrała się i usiadła z powrotem na podłodze obok wampira, przyglądając mu się uważnie.
    - Na własne życzenie- powtórzyła z dziwnym uśmiechem.To nie była jej wina, że nie potrafił się pohamować. Przecież ona nie wiedziała,z kim ma do czynienia. On też nie, mógł być bardziej ostrożny.

    OdpowiedzUsuń
  131. Lyn głęboko odetchnęła z ulgą i opuściła ręce. Była zadowolona z takiego obrotu spraw. Jednak Wynn nie był zupełnie nieuleczalnym przypadkiem, wystarczyła tylko odrobina dobrych chęci. Ale tych stary wampir często nie przejawiał.
    -To miło z twojej strony - powiedziała niepewnie. Czuła się trochę nieswojo, nigdy wcześniej nie była świadkiem posiłku Wynna.
    -I co, to jest takie przyjemne? Wpadasz w euforię, jak odurzony?
    Nie potrafiła sobie wyobrazić, co mógł czuć w takiej sytuacji wampir, ale starała się zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń
  132. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc zachłanność tego mężczyzny. Wiedziała, że podoba się zarówno ludziom jak i nieludziom, jednak nie myślała, że aż tak bardzo... Zwłaszcza, że na ciele miała wiele blizn, małych, jakby była pocięta nożem. To sprawiło, że niemal odruchowo sięgnęła po materiał, by się zakryć, ale klamka zapadła, i nic nie mogła już na to poradzić. Westchnęła i jakby czytając mu w myślach, chwyciła go za nadgarstek.
    - Chodź - szepnęła cichym, zmysłowym głosem i po chwili pchnęła go na łóżko, zsuwając mu z ramion płaszcz i całą resztę ubrań. Po chwili jednak zatrzymała się, sztywniejąc. Co ona wyprawiała? Jeśli wcześniej czuła się jak dziwka, to jak miała czuć się teraz? To był jej przyjaciel, a ona... Co? Da mu dupy, a potem "Sory Kotek, ale tego nigdy nie było" ... Albo jeszcze lepiej. Rozpowie wszystkim dookoła, jaka to Pajka nie jest nakręcona, ciasna i Bóg sam wie co jeszcze obrzydliwego na jej temat powie. Ale Wynn nie był taki, chyba.
    - Nie, William... - Zaczęła go odsuwać. - Nie, nie możemy...
    Rumieniec wypłynął jej na twarz, dziewczyna ewidentnie się zmieszała. Obiecała sobie, że może się całować z każdym, robić wszystko co tylko zapragnie. Ale TAKI akt, to nie będzie jakieś zwykłe pieprzenie bo ma na to ochotę. Ona niestety chciała się kochać, a to oznaczało miłość jednej i drugiej strony... Nie pozwoli sobie, żeby może potem ktoś gadał o niej, że się dupczy na prawo i lewo. Może i była psychopatką, nieco szaloną, która nie umie usiedzieć na miejscu, i większość pewnie spodziewała się po niej, że za ładny uśmiech się odda... Ale nie. Ona taka nie była, i chyba właśnie sobie o tym przypomniała.

    OdpowiedzUsuń
  133. Lyn kiwała głową. Te słowa brzmiały nieprzyjemnie znajomo. Obsesja, narkotyk, jedyna potrzeba. Ona doskonale to znała, kilka razy omal nie przypłaciła tego życiem.
    -A na jakiej zasadzie działa ta twoja sztuczka? -spytała, szybko chcąc zmienić temat i nie zagłębiać się zbytnio we wspomnienia -Zabierasz im pamięć? Hipnotyzujesz?
    Nie znała Wynna od tej strony, nigdy nie zastanawiała się nad jego ewentualnymi nadprzyrodzonymi zdolnościami. Wystarczało jej, że jest nieśmiertelny, nieco silniejszy niż zwykły człowiek i odżywia się krwią. Niejasno przypomniała sobie, że kiedyś wspominał coś o tym, że nie potrafi dostać się do cudzego domu bez zaproszenia.

    OdpowiedzUsuń
  134. Patrzyła na mężczyznę bez większych emocji. Choć gdyby ktoś znał ją chociaż odrobinę lepiej, nieco bliżej, czy uważniej jej się przyglądał, zobaczyłby jeden drobny szczegół. Brak błysku w oku. Nie współczuła mu, raczej odrobinę żałowała, że tak to się skończyło i to żałowała z czystego egoizmu.
    -Tak właściwie to nie. Gdybym wiedziała, kim jesteś, nie podpisalibyśmy paktu na duszę. Na co mi dusza, która i tak jest potępiona?- skrzywiła się nieznacznie. Jeśli to się wyda, stanie się pośmiewiskiem wszystkich pozostałych łowców. Musiała coś zrobić z faktem, że przestała rozróżniać z kim ma do czynienia.

    OdpowiedzUsuń
  135. Wyskoczyła nagle zza krzaków przewracając się . Podniosła leniwie swoje poobijane ciało z ziemi, gdy unosząc głowę spostrzegła śmiejącego się mężczyznę.

    -O kogo ja widzę, wiedziałam że jesteś ale jakoś nie mogłam ciebie spotkać.

    Otrzepała się z ziemi i uśmiechnęła do mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
  136. Słońce leniwie ogrzewało skórę, a wiatr o zapachu sosnowych igiełek targał czarnymi lokami sięgającymi pasa. Elfka stała oparta o framugę swoich frontowych drzwi i cieszyła się ostatnimi dniami ciepła. Wkrótce miała nadejść zima. A zima... Zima była zła. Fuj. Bleh. Okropność. Sikorka przysiadła na beczce pozostawionych bez opieki kiszonych ogórków i zaćwierkała. Elfka pojęła o czym mówił ptaszek i uniosła jedną brew. Nie zareagowała jednak tak, jak się tego oczekiwało. Nie popędziła lasom na pomoc, nie poleciała na ratunek ścinanym drzewom. Ona chciała żyć. Dlatego musiała odciąć się od swoich pobratymców. Musiała opuścić lasy.
    Iskra wycofała się w głąb swojej chatynki i zamknęła drzwi. Sikorka zaćwierkała z oburzeniem i odleciała.
    A wkoło świczał wiatr.
    ***
    Wieczorem dopiero wystawiła nos przez okno i rozejrzała się. Było czysto. Wycofała się więc i wymknęła z chatynki tylnymi drzwiami. Szybkim krokiem wyszła z wioski i skierowała się na szlak. Za nią, w niewielkim odstępie podążął czarny kot. Był on zdecydowanie większy niż inne, a uszy jego zdobiły pędzelki, ogon jego zaś był rozdwojony przy końcówce. Solembum, kotołak towarzyszący Iskrze od ponad stu lat nigdy nie opuszczał jej w takich chwilach, gdy uciekała z wioski w lasy. Była czarownicą, więc nikt nie zwracał na nią zbytniej uwagi. W końcu i ona skądś musiała brać składniki do swoich maści.
    Ale te składniki Iskra wyszarpywała innym wiedźmom na sabatach. Elfka uniosła palec w górą i zamłynkowała nim mamrocząc coś pod nosem. Nad jej głową pojawił się złoty pyłek, od którego kichnęła donośnie raz czy dwa, ale zaklęcie zadziałało. Przy jej boku zawisła w powietrzu... Miotła. Stary to był już rupieć, więc gdy dosiadła swojego "rumaka" musiała się rozpędzić zbiegając z górki, wtedy dopiero miotła wydała z siebie dziwny dźwięk i czarownica wzbiła się w powietrze. A kotołak pozostał na ziemi.
    A wkoło świszczał wiatr.
    ***
    W dwie godziny później wisiała w powietrzu na tle bezgwiezdnego nieba i obserwowała to, co działo się w dole. Ludzie Kościoła karczowali las w rytm pieśni i pod czujnym okiem dostojników. Miała nie interweniować, ale... Nie mogła nie reagować słysząc lamenty drzew. Puściła trzonek miotły i złożyła ręce jak do modlitwy. Bransolety na jej nadgarstkach zabrzęczały cicho, a elfia pani zaczęła mamrotać pod nosem.
    Dwie minuty później w dole rozległy się krzyki. Jak widać, stare zaklęcie na czyraki sprawdzało się znakomicie. Złapała znów za trzonek i zawróciła swego starego rumaka. Czas wrócić do domu...
    A wkoło świszczał wiatr.
    ***
    Nie spodziewała się, że w chatce będzie ktoś na nią czekał. W sumie... Ale to było do przewidzenia. Doczłapała do tylnych drzwi i wyklinając świat pod nosem wkroczyła do domostwa swego. Miotłę odrzuciła niedbale pod ścianę, ale nie usłyszała znajomego trzasku przewracanych wiader. Zmarużyła oczy i spojrzała w ciemność. Właśnie wtedy zorientowała się, że w chatce ktoś na nią czekał.
    Znajomy zapach, błysk oczu w których odbiło się widmo śmierci.
    Wynn.
    A wkoło świszczał wiatr.

    OdpowiedzUsuń
  137. Zaśmiała się.
    - Tu nie chodzi o stratę grzesznika. A przy okazji, nie tak łatwo ukryć rany na szyi- To nie był problem, a raczej kompromitacja. Wiedziała, że niedługo mężczyzna przestanie zwijać się z bólu, a przynajmniej niedługo dla niej. Dla niego taki ból pewnie już trwał wieczność. Wystarczyło trochę więcej jej krwi, i prawdopodobnie leżałby nieruchomy, więc chyba w tym wypadku lepiej było się zwijać.

    OdpowiedzUsuń
  138. Zawahała się, wpatrując się teraz jego brązowe oczka, szukając w nich iskierki kłamstwa, czystej rządy i niczego więcej. Jednak kimże była ona, wobec niego, starego wampira, przed którym jeszcze cała wieczność... Przed nią w sumie też, jednak w tym wieku raczej nie potrafiła tego dostrzec, nie mówiąc już o myśleniu o tym, czy zastanawianiu się nad tym.
    Mimo to, czując jego usta na swoim ciele, słysząc jego słowa, zapewnienia, widząc to spojrzenie, które sprawiało, że jej ciało same z siebie zaczynało płonąc i spalać się... Ale jednak gdzieś w głębi był też strach, był lęk, wahanie... Ale. Boże, Pajka! Przyznaj przed sobą, że marzyłaś o tej chwili od momentu, w którym pierwszy raz zobaczyłaś go w karczmie. Jej usta rozświetlił uśmiech, na wspomnienie tamtych na pozór beztroskich dni.
    - Jestem dobrym kłamcą, Williamie, jednak przyznam, że skłamałabym, gdybym powiedziała, że tego nie chcę - wymruczała tym swoim niskim, zmysłowym głosikiem. I to jest Pajka, którą wszyscy nienawidzą i chcą zabić... Znaczy, kochają i szanują... Tak, tak, wmawiaj tak sobie... Och, nie ważne.
    I po tym wewnętrznym monologu podniosła się lekko i musnęła jego usta w lekkim pocałunku...

    [ się doczekałaś :D ]

    OdpowiedzUsuń
  139. Odpowiedź była prosta, wręcz banalna- Bo lubię patrzeć na cierpienie innych. Jeśli ci to przeszkadza, tym bardziej zostanę- uśmiechnęła się, z odrobiną kpiny, czy też złośliwości jak kto woli. Właściwie, to ona zwykle tak się uśmiechała, więc to nic nowego.Rzadko kiedy uśmiechała się tak, jak normalny człowiek, szczerze, z radości. Czasami z satysfakcji, ale jeszcze nie spotkała osoby, która potrafiłaby wzbudzić w niej prawdziwą radość. Jak na razie, przez te wszystkie lata odczuwała przyjemność uwodząc, zabierając dusze i patrząc, jak inni cierpią.

    OdpowiedzUsuń
  140. W mroźne dni niebo zawsze było najbardziej błękitne. Taki odcień błękitu zawsze cieszył oczy inkwizytora, którego Najpierwszy (wbrew powszechnym plotkom)obdarzył wysokim poczuciem estetyki. Bernard zawsze doceniał to, jak piękna potrafi być nienaruszona natura. Taka, jaką stworzył On. Czy to nie zachwycające, gdy błękitne niebo wygląda, jakby jego dno łaskotały liście drzew. Te liście, rzecz jasna, które się jeszcze na nich ostały. Pomyśleć, że teraz gałęzie bezwstydnie świeciły nagością, gdy jeszcze bez mała tydzień temu całe lasy płonęły żółcią i czerwienią.
    A skoro o paleniu mowa...
    Do uszu uniżonego sługi Świętego Oficjum już jakiś czas temu doszły szepty, że jedna z mieszkanek miasteczka zajmuje się czarami. Oczywiście podobnych donosów było mnóstwo każdego dnia i brat Zachariasz niemal sobie zęby zjadł na spisywaniu tego wszystkiego. A powinien się, niewydarzony, cieszyć, że ma gdzie i czym pisać. Nawet on mógł zauważyć, jak często powtarzają się donosy na kobietę o imieniu Flawia, mieszkającą w lekkim odosobnieniu od reszty. Bernard spokojnie gromadził zapisy o tym, jak przechodzący tamtędy syn młynarza (wszyscy wiedzieli, dokąd chodził syn młynarza i dlaczego tak naprawdę córka piekarza ma mąkę na pościeli)przyuważył Flawię mieszającą w kotle. Albo stara Greta, półślepa, półgłucha, ale jak przyszło co do czego - o sokolim wzroku i słuchu czujnego psa zauważyła Flawię tańczącą nago w świetle księżyca. Ktoś widział ją spółkującą z samym diabłem... Generalnie rzecz ujmując, dziewczyna nie cieszyła się zbytnią popularnością. Inkwizytor byłby na to machnął ręką, gdyby równocześnie nie pojawiły się pogłoski o wampirze. Takie też pojawiały się dość często, jednak Bernard szczycił się, że już uczynił świat o kilku krwiopijców lepszym. Dlatego był wyczulony na takie opisy, które odpowiadały jego wiedzy.
    Dlatego miał niepowtarzalną okazję upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i zadowolić gawiedź. Może nie dosłownie upiec, bo miał zamiar wytropić wampira i uwolnić Flawię od zarzutów. Była młoda, zgrabna i trochę szalona. Mogła się jeszcze przydać. W dodatku zbliżało się święto Wszystkich Świętych i należy ludności przypomnieć o Kościele.
    Wszystkie przygotowania spadły na Zachariasza. W zasadzie to było do przewidzenia i sam nie rozumiał, dlaczego jeszcze dziwi się swoim obowiązkom. Miał kilku chłopa do pomocy, a zmotywowany strachem chłop to bardzo robotny chłop.
    Na szczęście w nocy nie spadł deszcz, więc nazajutrz wszystko było gotowe. Odziana w czarną sukienkę Flawia z lękiem patrzyła na ognisko i rozżarzoną podkowę w płomieniach. Niewiele docierało do niej ze słów Bernarda, za to czasami jej wzrok uciekał w stronę tłumu. Inkwizytor uważnie śledził to spojrzenie i wiedział już, w czyją stronę tak zerka dziewczyna.

    Pies i Klecha

    OdpowiedzUsuń
  141. Głupia, napalona idiotka. Tak właśnie oceniała siebie teraz, w tej sytuacji... Mimo to, wilgoć między nogami i gorąco na całym ciele idealnie maskowało jakikolwiek zdrowy rozsądek. Była mądra... Nienormalna, psychiczna, szalona, ale mądra... Wiedziała co robi, wiedziała kiedy i jak... Nie miała problemów ze sobą, a to co odgrywała przed innymi było jedynie dobrą grą aktorską. Mogła być każdym, a wybrała maskę szaleńca, by się odczepili, nie zawsze brali ją na poważnie.
    W sumie, nie wiedziała jakie będą tego konsekwencje, że pewnego dnia wezmą ją za dzikusa, albo ta głupią dziwkę...
    Dobra, to że jęczała i wiła się pod nim w rytm jego pieszczot wcale nie robiło jeszcze z niej dziwki. Byli dorośli, mieli swoje potrzeby i zaspokajali je... Jako przyjaciele. I choć wmawiała sobie, że to nie prawda, błagała swoją podświadomość, że tylko sobie z niej żartuje, specjalnie sprawia, żeby dziewczyna wpadła w panikę, ta miała wrażenie, że z jej strony to jest coś więcej niż przyjaźń. I mimo, iż wiedziała, że wampir nie czuje do niej kompletnie nic oprócz totalnego pożądania oddała mu się bez dodatkowych słów...

    OdpowiedzUsuń
  142. Iskra spodziewała się wielu różnych rzeczy. Spodziewała się na przykład tego, że w końcu jakiś luzem puszczony konik stratuje jej cenne ziółka na tyłach domku. Spodziewała się tego, że zawartość kociołka znów może wylądować na ścianach. Spodziewała się nawet sowy od innej czarownicy, by przybyć na radę, ażeby ustalić, co one biedne mają począć z takim bublem jakim był Kościół i jego poplecznicy.
    Jasnym było, że tak żyć nie można. Ściganym przez Kościół, Inkwizycję, poborcę podatków i krasnoluda uzależnionego od chędożenia... Męskich pośladków.
    Wracając do tematu, Iskra spodziewała się naprawdę wielu rzeczy. Ale na pewno nie Wonsa. No, przynajmniej nie w tej chwili, kiedy to ona - wiedźma - wraca z nocnych wojaży pod tytułem "ześlij im czyraki za wycinkę lasu". I na pewno też nie był oczekiwany w chwili, kiedy to rzucała swoją starą miotłą, którą już dawno powinna wymienić, ale, cholera, gobliny zbyt drogie były, a krasnoludów nie będzie się prosiła. Prędzej brzydko określi ich matki nieboszczki.
    - Wynn? - nieco głupie pytanie zważywszy na to, że oto wąpierza miała przed sobą. - Cholera, co ty tu robisz? Też masz czyraki? - chwila zastanowienia i nuta podejrzenia pojawiła się w jej spojrzeniu.
    - Nie możesz mieć czyraków! Jesteś martwy! - i wskazała tegoż pana oskarżycielsko palcem, jakby jej co najmniej uprawianie czarów zarzucił, a którego ona, rzecz jasna nie uprawia ani trochę.
    Ani odrobinę!

    OdpowiedzUsuń
  143. Miała wrażenie, że zaraz dojdzie... Tutaj, teraz, tak po prostu. W jej wnętrzu puściły jakieś tamy, i teraz soki wypływały z niej tak obficie jak jeszcze nigdy. Mruczała coś pod nosem po bułgarsku, przymykając powieki. Po chwili jednak zrozumiała, że nie wytrzyma, musi ... Pragnie... Pragnie czego? Jego. Jego w sobie, w środku, głęboko.
    - William - szepnęła nagląco. Och, ona zdecydowanie była już nieziemsko zaspokojona, a on jak na razie z tego wieczoru nie miał nic. Cóż, zamierzała to zmienić. Zaplątała dłoń w jego włosy i pociągnęła go lekko, by na nią spojrzał. Jej oczy mówiły za to tylko jedno. Przekazywały prosty, zwięzły komunikat. "Weź.Mnie." Domyślała się, że wraz jutrzejszym porankiem przyjdą wyrzuty sumienia, chęć odebrania sobie życia... Dobra, przesadziła, ale z pewnością będzie się czuć zła na siebie... Zła i spełniona. Hm, jakże cienka granica jest między pożądaniem i nienawiścią. I nawet jeśli była to przygoda na jedną noc to cholera... Takie przygody były najzabawniejsze i najlepsze.

    OdpowiedzUsuń
  144. - Kombinowała? - Iskra wsunęła dłoń pod włosy i zarzuciła nimi jak jakaś, cholera, dama wyższych sfer - Jakbym coś kombinowała, to byś o tym nie wiedział. Poza tym, już nakombinowałam - i zaraz tą samą ręką machnęła na niego niedbale, jakby drugiej części przekazu wcale nie słyszała. W istocie, słyszała, ale postanowiła chwilowo się tym nie przejmować. Nie pierwszy to raz miała na głowie ogary Kościoła, które chciały ją na stosik za rekę poprowadzić, a potem jeszcze dać jej krzyżyk na drogę i solidnego kopa w dup... W pośladki.
    - Chodź wąpierzu. Nie wypada, żebyś stał mi w kąciku na szczotki i miotły. - bo w rzeczywistości, Iskra dzieliła swoją chatkę następująco : główne pomieszczenie; niemal od wszystkiego, bo od spania, jedzenia, czarowania i ważenia jakichś bzdur, od suszenia większości ziół, którymi to zwykle pachniała. No i pomieszczenie dla szczotek, mioteł i wiader. Mały kącik zawalony tymi przedmiotami niemal pod sam sufit i aż dziw, że on, rosły wąpierz się tam wcisnął. Nawet chyba wdepnął w jakieś wiaderko...
    Elfia pani lekkim krokiem przeszła na środek pomieszczenia i zakręciła się przy swoim ulubionym kociołku, który to kiedyś sprezentowały jej krasnoludy za uleczenie jakiegoś wodza z kataru siennego, albo co. Szczypta tego, kurza nóżka, parę chrząszczy i znad wywaru uniósł się żółty obłoczek zwiastujący powstanie czegoś całkiem jadalnego. Iskra skinęła palcem wskazującym na jedną z wielu poduszek rozrzuconych wokół łóżka, a ta w odpowiedzi przylewitowała do niej i opadła wdzięcznie na podłogę w obłoczku kurzu. I tak też wiedźma chwyciła drewnianą chochelkę i przysiadła na poduszce, coby się jakichś chorób nie nabawić. A Wonsowi wskazała chochelką miejsce obok, na ziemi. No, on chorób układu moczowego nie musiał się obawiać.
    - Mów, jestem ciekawa co tym razem na mnie mają. - zajrzała jakby od niechcenia do kociołka po czym drewnianą chochelką wsunęła do bulgocącej zawartości. Zamieszała delikatnie i wyjęła... Pozostałość po drewnianej chochelce. W dłoni trzymała sam trzonek, a reszta została wyżarta. Elfka ściągnęła brwi. To chyba nie miało tak działać.

    OdpowiedzUsuń
  145. - Podpadłam - Iskra na samo wspomnienie takiego podpadania uśmiechnęła się niecnie, jakby coś wyjątkowo okropnego sobie przypomniała. I tak w rzeczywistości było. Bo to, za co głównie ją ścigano, nie była magia. O pochodzeniu mało kto wiedział, więc to także nie to. A złość Inkwizycji, Kościoła i większości pobożnego ludu brała się stąd, że Iskra odurzyła ziołami jednego z najwyżej postawionych kapłanów, po czym go brzydko wykorzystała. I bardzo podobało się jej takie wykorzystywanie biednych, pobożnych kapłanów. A ten był naprawdę dziki. Jak nie klecha!
    Już od dłuższego czasu obserwowała kołyszący się but Wonsa, który to rozchlapywał błoto na lewo i prawo i od samego patrzenia miała ochotę ukręcić mu ten uroczy łebek. Rzuciła w niego pozostałością po chochelce, a kiedy to nie przyniosło spodziewanego rezultatu, rzuciła pod nosem zaklęcie, pstryknęła, a pomiędzy palcami jej przeskoczył niebieskawy płomyk. Zaraz szczotki i szmaty ożyły i pognały w okolice łóżka, by wysprzątać błoto. Potem elfka wycelowała palcem w dyndającą nogę wąpierza i znów coś wymamrotała, a but jego obłocony mu się ze stopy ześlizgnął i poszybował leniwie pod sufitem, aż w końcu wylądował na tyłach domku. Zaraz dołączył też do niego drugi but, a co się będzie.
    Mikstura zabulgotała.
    - Sabat. Mówisz o sabacie. Ciekawe skąd wiedzą... - zamyśliła się na parę dobrych minut, ale ostatecznie nic więcej nie powiedziała. Wstała i pomaszerowała do komody, otworzyła jedną z szufladek i wyjęła kawałek papieru, pióro i kałamarz. A zanurzywszy końcówkę gęsiego piórka w atramencie, zaczęła coś pisać.
    - Regulus - rzuciła przez ramię i przez otwarte okno wleciał puchacz. Spojrzał żółtymi ślepiami na Wonsa i wcale się nie przejął jego obecnością. Zaraz też poderwał się do lotu i wylądował tym razem na przedramieniu elfki, które to w porę uniosła. Ostre szpony przebiły delikatną skórę i parę kropel krwi splamiło rękaw koszuli, którą to miała niedbale wciśniętą w spódnicę. Lewą ręką się podpisała, w dodatku pisząc swoje miano od końca, po czym zaklęciem zapieczętowała notkę. Następnie przywiązała ją do nogi ptaszyska i podeszła do okna, a puchacz jak na komendę, zaraz poderwał się do lotu. Najwyraźniej wiedział do kogo nosi się takie notki.
    Iskra natomiast machnięciem ręki przywołała do siebie biały kawałek tkaniny pełniący zwykle rolę bandażu i przewiązała nim zranione przedramię.
    W tym także czasie do izby zawitał smoliście czarny kot, sporych rozmiarów jak na kota o uszach zakończonych czarnymi pędzelkami. I on na Wonsa spojrzał, a, że nie był jakimś zykłym kocurem, władował się obok wąpierza na łóżko, po czym zaczął łapkami ugniatać jedną z poduszek. Najwidoczniej miał w głębokim poważaniu to, że ma obok siebie wampira. No tak, to był Solembum. I jego ignorancja, którą powinno się pisać dużą literą.
    Sama wiedźma jeszcze spoglądała w noc przez otwarte okno, po czym zaciągnęła materiałową zasłonkę. I gdyby nie tych parę świec przy łóżku i przy kominku, zapadłaby absolutna ciemość.
    - Nawet jeśli będą się tam na nas czaić, to nie dadzą rady. Ludzie kontra magiczni - niemal się zaśmiała - Łapania czartów im się zachciało! - prychnęła wesoło przywołując w wyobraźni obraz jednego, konkretnego czarta. Bardzo... Żywiołowego czarta. - Wynn, czyżby tak ci nuda dokuczyła, że zacząłeś bawić się w szpiega? - jak widać, przed tą wiedźmą niewiele mogło się ukryć, bo jeśli nie donieśli jej o czymś leśni przyjaciele, to zrobił to Solembum. A jeśli nie on, to sama potrafiła już co nieco z innych wyczytać.
    Wons szpiegiem!
    Bogowie niejedyni.

    OdpowiedzUsuń
  146. Widok tego, co okrywało Wonsową stopę przyprawiło elfkę o automatyczne zmarszczenie nosa. Dzięki najlitościwszym bogom, wampir się nie pocił i chwała mu za to. Bo gdyby jednak... Cóż, wtedy zaklęcie objęło by także i onuce. A samego Wynnosława zapewne by posłała do michy z wodą, co by się wyszorował, bo inaczej z nim rozmawiać nie będzie i Regulusem poszczuje, albo czyraki ześle, albo sprawi, że będzie wymiotował ślimakami.
    Czasami Iskra bywała straszna w swoich niewypowiedzianych groźbach.
    Sięgnęła do pasa, do jednej z sakiewek gdzie trzymała jakieś dziwne zioła, które na pewno nie były ani tutejsze, ani po prostu normalne. W tym wypadku, Iskra dosypywała do kociołka ukruszone paznokcie jakiegoś krasnoluda. I bogowie niejedyni wiedzą, jak ona je zdobyła, biorąc pod uwagę zaściankowośc tej rasy i wrodzoną ostrożność wobec wszystkiego co związane z magią.
    Wywar w odpowiedzi wypuścił zielony obłoczek migocącego dymku. Zapachniało grochówką, a Iskra oburzona podparła się pod boki.
    - Cały dzień sterczenia nad kotłem, a zamiast eliksiru wzmagającego doznania mam grochówkę! - zakrzyknęła bezradnie do sufitu. A potem ruszyła do szafeczki, wydobyła drewnianą miskę i zanurzyła ją w kotle. Zielonkawy płyn o dość gęstej konsystencji wypełnił miseczkę i o dziwo jej nie przepalił. Elfka nieufnie dziubnęła palcem swój twój i oblizała go.
    - Pachnie grochową, a smakuje... Hm, smakuje trochę krasnoludem. - ale nie zamierzała wybrzydzać, to zaraz wypiła duszkiem zupę i pomogła sobie drewnianą łyżką, jaką w międzyczasie przywołała. Po posiłku, posiedziała chwilę i wtedy to Wons musiał zacząć temat sabatu. Spojrzała na niego, a w fiołkowym spojrzeniu czarownicy czaiło się coś na kształt dzikiej pasji.
    - Noc zwiewnych marów, noc ciepłych czarów... Wychodzą z nory magiczne stwory. Idą przez bory, idą w tan. - tak w skrócie wyglądał sabat. Nacieranie maściami potęgującymi doznania seksualne pominęła, tak samo jak same doznania. No bo pocóż biednemu wąpierzowi w główce mieszać...

    OdpowiedzUsuń
  147. Iskra ściągnęła usta w dzióbek i spojrzała na Wonsa rozwalającego się na jej prywatnym, bardzo osobistym łóżku. Solembum natomiast obdarzył Wynna spojrzeniem pełnym niemego wyrzutu.
    Nie rozpuchaj się tak, z łaski swojej - odezwał się Solembum w Wonsowych myślach, a w głosie kota można było wyczuć jakąś nutkę niezadowolenia.
    Elfka natomiast nie odpowiedziała od razu. Najpierw wstała i poszła sobie po kolejny kociołek. Ten był nieco mniejszy, ale przynajmniej miał jakieś porządne uchwyty. Zwykle fiołkowej barwy oczy elfki zmieniły nagle kolor na żywe płomienie. A i na podłodze, w lekkim dołku pojawił się niz tego ni z owego ogień. Wiedźma postawiła na nim kociołek i spojrzała na dach, który w tym miejscu miał dziurę, którą to subletnie ukryto pod strzechą. Nalała wody z niewielkiego wiaderka i postanowiła nie czuwać nad gotującą się wodą. Przecież nic się nie stanie.
    Wlazła za to na łóżko, choć nie było tam już za bardzo miejsca, więc sobie zrobiła z Wynna dodatkową poduszkę i mu po prostu na brzuchu usiadła. Spojrzała na Solembuma i westchnęła zrezygnowana.
    - Z diabłami prawda. Ale ludzkie wyobrażenia są niebywale skąpe, skoro wiedzą tylko o diabłach. Opowiedz mi coś słyszał, to ci powiem ile z tego jest prawdą, drogi Wynnosławie - to mówiąc dźgnęła go bezczelnie w czoło palcem zakończonym dość długim paznokciem. Na szczęście, nie spiłowanym w szpic. No, przynajmniej narazie.

    OdpowiedzUsuń
  148. Zamyśliła się na chwilę, kompletnie nie zwracając uwagi na zwijającego się z bólu mężczyznę. zapragnęła wyrafinowanego tańca, towarzystwa śmiertelników z duszami, które może zabrać.
    -Robię się sentymentalna- rzuciła w końcu z kpiną. Przejrzała się w szybie, narzuciła na ramiona chustę. Była już tylko arystokratką, piękną jak bogini i tak samo niebezpieczną. Za kilka chwil kolejny nieszczęśnik zauroczy się w tej tajemniczej nieznajomej.- Miłego dnia- pożegnała się i opuściła salę, obdarzając płomienistym spojrzeniem kolejnych straceńców.

    ***

    Od tamtego wieczoru minęło już trochę czasu. Niemal zdążyła zapomnieć o wampirze, który chciał z niej zrobić ofiarę. Przez parę dni przypominały o tym charakterystyczne rany na szyi, ale od czego były długie, czarne loki? Nieprzyjemną wpadkę z duszą odkupiła, strącając do czeluści młodego chłopca, który przygotowywał się do kapłańskiej posługi. Nie mogła nie wierzyć w Boga ludzi, bowiem była przeciwieństwem jego sług, aniołów. I, choć może wydać to się dziwne, młodego kapłana zabrała właśnie w świątyni, siedząc na jednej z wielu ław, jako jedyna osoba nie klęcząc. Straceniec już dawno ją opuścił, starsza kobieta zerkała na nią z niepokojem, a Eire wpatrywała się w krzyż, na którym widniała sylwetka Jezusa. Czy w niego wierzyła? Nie on był jej przeciwieństwem. Podziwiała ludzi za ich silną wiarę, ale teraz o wiele bardziej imponowała jej sama postać, misternie wyrzeźbiona w drewnie. Nie zauważyła osoby, która weszła do kościoła, nie interesowała jej. A powinna.

    OdpowiedzUsuń
  149. Problem leżał nie w tym, że Wonsowi gadanie w myślach nie przeszkadzało, a w tym, że Solembum nie był zwykłym kotem. Ale o tym Wons miał dowiedzieć się dużo później, bo przecież nie można tak od razu wszystkich wiedźmowych tajemnic odkrywać.
    Elfka parsknęła śmiechem na ten jego wywód bo znała już co nieco tegoż pana i wiedziała, och, wiedziała, że gdyby miał tylko okazję, to by się na taki sabat wbił jak nic. I to zapewne prosto z marszu, w brudnych skarpetkach, nie zważając na świętości i relikwie, a jedynie po to, by sobie, cholera, pochędożyć. Wtedy to Iskrze w głowie zaświtał pewien pomysł, który z wielkim powodzeniem możnaby klasyfikować jako "niepoważny", "szalony", bądź też po prostu "niewiarygodnie głupi". Elfka bowiem przez parę sekund rozważała myśl, czy by wąpierza nie zabrać ze sobą. Zawsze to jakaś dodatkowa para oczu, a jakby ją napdali, mogłaby go zostawić jako przynętę i z powodzeniem niemal stu procentowym uciec.
    Ta myśl jednak została odrzucona i zakfalifikowana do przemyślenia na potem. A "potem" u Iskry miało niewiarygodnie wiele znaczeń. Podrapała więc Solembuma za uchem, a ten zamruczał w odpowiedzi niezwykle zadowolony z takiego obrotu sprawy.
    - Sabat zawsze odbywał się w górach. Ale od jakichś... Bo ja wiem, dwustu lat odbywa się w lesie. Wszystko przez nasilenie się polowań na czarownice i inne magiczne twory. - urwała na chwilę by okręcić sobie kosmyk włosów wokół palca - Parę dni przed sabatem każda z czarownic dostaje sowę, bądź kruka z notką gdzie ma się odbyć... Bo czas jest zawsze jeden. Pełnia.
    - Schodzimy się na wyznaczone miejsce i tam przez parę dni z rzędu stajemy się bardzo agresywnymi przekupkami. Chociaż ja wolę bardziej bawić się w złodziejkę, w końcu po co mam strzępić język. One się targują, wykłócają i tak dalej, tymczasem ja sobię kradnę to, co jest mi potrzebne... A niektóre zioła, czy składniki można dostać tylko na sabacie... - puściła okręcony wokół palca kosmyk, a ten podskoczył rolując się w sprężynkę - Potem układa się dość spory stos, rozpoczyna się ważenie maści, dokładnie tych samych, które próbowałam zrobić przed chwilą. Potem tańce i śpiewy, które wprawiają w... Bardzo dziwny stan i nie potrafię ci tego wyjaśnić, Wynn. Tracisz nad sobą część kontroli. Maści dojrzewają, a kiedy konsystencja będzie już odpowiednia, to wtedy każdy zostaje nimi nasmarowany. - teraz to figlarny uśmieszek rozciągnął elfce usta, kiedy przyszło jej opowiedzieć o części najciekawszej.
    - Maści potęgują wszelkie doznania, szczególnie seksualne. Czasami masz wrażenie lotu, czasami wiecznego nasycenia wszystkim co oferuje świat. Raz Sheogorathowi trafił się efekt orgazmu chyba trwający przez pół godziny. Tak więc z maśćmi na sabat jest jak z fasolkami smakowymi. Czort wie co się trafi. - zaraz też przypomniało się jej, żę Wynn chyba nie wie kim jest Sheo.
    - Sheogorath to jeden z trzynastu pozostałych na tym padole diabłów. Zawsze towarzyszył naszemu sabatowi. Ekscentryczny i szalony. Prawdziwie nieziemski jeśli chodzi o jakiekolwiek cielesne zbliżenia. - aż westchnęła na wspomnienie ostatniego sabatu.
    - A kiedy efekty mijają, a co poniektórych łapie ból w lędźwiach, sabat się kończy i wybywamy do domów. Więc widzisz, tak to w skrócie wygląda - podniosła się i powędrowała do kociołka w którym bulgotała woda. Czarownica sięgnęła więc w głąb swojej szafeczki i przyniosła z niej gliniane naczynko przypominające garnuszek z nakrywką. Przyklęknęła przy kotle, odsunęła pokrywkę naczynka i wydobyła stamtąd fioletową, niewielką gruszkę. Obrała ją spokojnie i wrzuciła do kociołka.
    Woda zgęstniała nieco i zmieniła barwę na beżową.

    OdpowiedzUsuń
  150. -Masz rację, to jest upiorne - zgodziła się chętnie Lyn -Jak ja byłam dzieckiem, podobnymi opowieściami straszyła mnie piastunka. Żebym przypadkiem nie wychodziła za daleko w las za posiadłością ojca, bo dopadnie mnie upiór, który wyssie krew, kark skręci, ze skóry obedrze i duszę pośle na wygnanie... No, z tą duszą to kochana niania chyba jasnowidzenie miała.
    Westchnęła i potrząsnęła głową.
    -Chciała mnie chronić, ale kilka koszmarnych snów i bezsennych nocy mi zapewniła. A teraz sama jestem...
    Rozłożyła bezradnie ręce.
    -Właściwie nie mam pojęcia. Też upiorem? Ala na szczęście krwi nie piję, bo to byłoby ponad moje nerwy.

    [Ah yeah, alleluja, ta wersja Google Chrome współpracuje z Linuxem. No, to wszystko ma się ku lepszemu i może częściej będę, dopóki chemia analityczna zbytnio nie przyciśnie.]

    OdpowiedzUsuń
  151. Gdyby ktoś parę godzin wcześniej, powiedział jej, że spędzi ciekawy wieczór w lesie w towarzystwie Wynna, który skończy się w łóżku pewnie zaśmiałaby mu się w twarz, po czym poderżnęła gardło za tak odważne wnioski i proroctwa. Mimo to, teraz wydawało jej się być to tak proste, naturalne... Jakby od samego początku los przesądził, że Ona skończy pod Nim, jęcząc cicho, z przymkniętymi oczami i wypiekami na policzkach. Nawet nie zorientowała się kiedy zaczęła wbijać mu paznokcie w skórę na plecach... I gdy wiedziała, że zbliża się kres, zaraz odpłynie daleko na morza przyjemności poczuła ból w szyi, a z jej piersi wyrwał się krótki krzyk, gdy po chwili zalała ją fala czystego, słodkiego orgazmu. Już nawet nie miała siły besztać go i grozić mu za to, że ją tak bezczelnie potraktował, gryząc ją... I to w łóżku. W innej sytuacji, z kimś innym pomyślałaby od razu o tych panienkach z rynsztoku, które dają się gryźć w trakcie stosunku. Cóż, teraz jednak jedyne o czym była w stanie myśleć to... Och, kogo ona oszukuje, nie była w stanie myśleć. Tylko czuć, przyjemność wymieszaną z bólem.

    OdpowiedzUsuń
  152. Rozejrzała się leniwie po wnętrzu i tylko dlatego, że było tak mało osób w budynku, zwróciła na niego uwagę. Uśmiechnęła się kącikiem ust i ruszyła w jego kierunku. Siedziała w ostatniej ławie, więc była szansa, że nie zwróci na nią uwagi. Nie chciała siadać obok niego, to była zbyt intymna chwila, zbyt osobista. A ich nic nie łączyło, więc nie miała prawa mu przeszkadzać.Ona sie nie modliła. Nie wiedziała jak, nie umiała. Miała jedynie swoje prośby. Nie do Niego, tylko do tego, w co wierzyła. Do świata, Natury, czegoś, do czego wszyscy należeli.

    [Wiem, krótko, ale na tyle mnie teraz stać]

    OdpowiedzUsuń
  153. Wyszła za nim. Wiedziała, dlaczego ona jest w kościele, ale dlaczego wampir postanowił prosić o nawrócenie, czy po prostu przyszedł pogrozić drewnianej postaci?
    - Zaczekaj- poprosiła? Nie, raczej rozkazała. Nie było nawet takiej opcji, żeby zrezygnowała. Miała to do siebie, że czasami lubiła powtarzać swoich kochanków i przyzwyczaiła się, że ich mózg mieści się w ich przyrodzeniu. Po setkach lat przestało jej to przeszkadzać. Tak samo jak nie obchodziło jej już to, że próbował wgryźć się w jej szyję. Dlatego właśnie teraz za nim poszła.

    OdpowiedzUsuń
  154. Uśmiechnęła się kącikiem ust. W oczach błysnęła czerwień.Nie musiała przed nim udawać, że jest człowiekiem. Wiedziała, że zrobi to, o co go poprosi, a na pewno zrobi to w tym momencie.
    - Przejdźmy się- znowu był to bardziej rozkaz niż prośba. Nie znali swoich imion, choć byli kochankami i właśnie też dlatego nie mogła do końca zapomnieć o tym mężczyźnie. O reszcie zapominała całkowicie w przeciągu paru godzin. Mógł czuć się wyjątkowy, nie każdy dostępował tego zaszczytu. Ujęła go pod ramię i wyprowadziła z kościoła prosto na skąpaną w księżycowych promieniach ulicę.

    OdpowiedzUsuń
  155. Mimo, iż fizycznie zaczynała już dochodzić do siebie, jej psychika zdawała się być jasnym obłoczkiem pływającym pod sufitem i tańczącym jak mu wiatr zagra. Powoli zaczęło dochodzić do niej co się przed chwilą stało, jakie będą tego konsekwencje... Jęknęła cicho przed samą sobą. Nie, nie myśl teraz o konsekwencjach... Jest za dobrze, zdecydowanie za dobrze, żeby psuć tą chwilę...
    Och, dzięki Wynn, wszystko zjebałeś, podczas gdy ja próbuję się ogarnąć, mruknęła jej podświadomość. Na język nasunęła jej się jakaś cięta riposta, bała się jednak, że jak otworzy usta wydobędzie się z nich tylko jakiś cichy jęk albo dyszenie, czy coś jeszcze gorszego... Zrezygnowana wywróciła oczami, po czym momentalnie wyciągnęła poduszkę i nią go trzasnęła w głowę. Cóż, ból żaden, ale jaka ulga u niej... Mimowolnie zaśmiała się sprawiając, że jej rubinowe, zimne oczy stały się na chwilę ciepłe.

    OdpowiedzUsuń
  156. Kąciki jej ust bezwiednie uniosły się w górę, by po chwili ukazać rząd białych zębów, gdy ich właścicielka śmiała się lekko, starając przy tym zachowywać chociaż pozory powagi. No bo... W końcu ktoś musiał tu zostać przy zdrowych zmysłach, bo inaczej nie wiadomo jak skończy się ta noc... Och, cholera, ciekawiej już chyba być nie może! Chociaż... Ogarnij się, Pay.
    Mrucząc jeszcze coś tam do siebie w myślach odwzajemniła jego pocałunek, by po chwili bacznie podtrzymywać spojrzenie jego oczu. Jednak po chwili, gdy już położył się obok wyciągnęła niepewnie dłoń i dotknęła jego włosów, cóż mogła poradzić, że miała słabość do męskiej czupryny. Zawinęła sobie kosmyk na palec po czym uśmiechnęła się delikatnie, ocieplając przy tym rubinowe oczy.
    - Oczywiście, Williamie - mruknęła bawiąc się wybranym kosmykiem. Nawet nie zwróciła uwagi na jego śmiech. - Chociaż, wiesz... Nie gwarantuję ci, że jeszcze kiedyś zastaniesz mnie w podobnej sytuacji, więc proponuję ci napatrzeć się za wszelkie czasy - roześmiała się cicho zerkając na niego spod cienia rzęs.

    OdpowiedzUsuń
  157. Lyn uśmiechnęła się nieco złośliwie.
    -To czego jeszcze mi brakuje? Rogów? Mogę w każdej chwili zrobić, jeśli chcesz...
    Rzuciła spojrzenie przez ramię na Aarona.
    -Wiesz, zaczynam go podziwiać. Musi mieć naprawdę mocne nerwy, żeby pracować w tym mieście i nie oszaleć. Od jak dawna tu siedzi...
    Nie wątpiła, że biedaczek był już świadkiem rozmaitych dantejskich scen w tej karczmie.

    [Wiesz, gdzie jest ta lista obecności?]

    OdpowiedzUsuń
  158. - Cholera.
    Przekleństwo wypłynęło z wolna z ust kupca. Klął tak, ponieważ negocjacje przedłużyły się do później nocy, a i tak nic nie ugrał. Na razie oczywiście. Jutro znowu spróbuje, ale na razie potrzebował się przejść po mieście, by ochłonąć. Tak po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  159. Deszcz szkła upadł gdzieś za nim, gdy w jakimś budynku znów dochodziło do burdy. Dzielnica nie była zbyt przyjazna o tej porze, ale smród jaki rozchodził się w dzień przynajmniej nocą był już do wytrzymania. Właściwie to nie wiedział dlaczego tu przyszedł. Nogi go po prostu poniosły, gdy znowu szukał miejsca dla siebie. Pokój wynajmowany w Złotym Smoku nie był najgorszy, ale jednak brakowało tam tchnienia indywidualizmu Morana.
    - Zobaczmy może za miastem... - szepnął cicho do siebie. Kilka razy już wychodził za bramy Norrheim, ale jeszcze nie po to, by się rozglądać za miejscem pod dom. Bo właściwie tylko tego potrzebował. Całą resztę związaną z budową i transportem załatwią jego ludzie. Zawsze to robili.

    OdpowiedzUsuń
  160. - Dlaczego mi nie powiedziałeś?! – syknęła rozeźlona, nie zastanawiając się nawet nad tym, jak idiotyczny był jej wyrzut i jak słowo „potwór” może zaważyć na budowaniu ich pięknej, szczerej przyjaźni. Zdaje się, że nawet gdyby się zastanowiła, mało by ją to zainteresowało. – Potwór – powtórzyła dosadniej, ściągając brwi.
    Ale nawet jeśli znajdzie ognisko, jeśli będą przy nim biesiadujący… Co taka mała, grzeczna elfka z nimi pocznie? Przecież Wynn nie zrobi na nich najpewniej absolutnie żadnego wrażenia. Nawet według niej, całkowicie uprzywilejowanej w kwestii odczuwania przed nim strachu, zazwyczaj nie wyglądał groźniej niż przeciętna handlarka, strasząca jedynie swoim gadulstwem.
    Mimo uzasadnionych wątpliwości, Aileen postanowiła nie rezygnować z wyprawy. Zbyt głośno burczało jej w brzuchu.
    - Nie masz ochoty sprawdzić, czyje jest to ognisko?

    OdpowiedzUsuń
  161. Patrzyła na niego, starając się zachować tą scenę w pamięci. Jego wzrok, dotyk, dziwnie chłodny, jednak u wampira to było raczej normalne, więc nie przejęła się tym. Wiedziała, że spotkanie dobiega końca, w głębi serca, choć karciła się za to niezmiernie pragnęła zatrzymać czas i zostać tu i teraz. Wiedziała bowiem, że jak on wyjdzie to ten motyw, to piękno chwili już nigdy nie wróci. On pewnie będzie wykorzystywał każdy moment, by wypomnieć jej to, co między nimi zaszło albo... Albo odwrotnie. Zapomni o niej i grzech popełniony tej nocy zginie w ich wspomnieniach jak gasnąca zapałka.
    - Nie przejmuję się tobą, Pijawko - zapewniła go po czym wpatrywała się w niego gdy się ubierał, gdy wychodził... Patrzyła jeszcze przez chwilę na drzwi, po czym pozwoliła swojemu ciału odpłynąć w sen.

    Nikt nie ma łatwego życia, nawet takie Łowczynie jak ona. Tak więc nawet spacerując beztrosko między budynkami narażona była na atak. Przez ostatnie wydarzenia swoje zlecenie odłożyła na bok, jednak teraz pozostała czujna wiedząc, że demon, na którego polowała teraz sam na nią poluje... To nawet jeszcze lepiej. Nie musiała go szukać. I proszę, nagle coś zeskoczyło z budynku i rzuciło się na nią, przewracając ją przy tym. Z cichym sykiem wyciągnęła z butów sztylety i zaatakowała napastnika, rozpoznając w nim swój cel. Zastosowała podwójny atak, lewym ostrzem celując w tętnicę szyjną, a prawym w wewnętrzną stronę uda. Demon był jednak szybszy, i lewe ostrze wylądowało dwa metry od nich. Sukces był jednak obustronny, prawy sztylet wbił się dość głęboko. Rudowłosa wyszarpnęła go więc, pozwalając krwi tryskać z tętnicy. Odskoczyła, jednak furia demona dosięgnęła ją i tam. Poczuła silny, piekący ból w przedramieniu i dostrzegła w nim nóż myśliwski. Wyszarpnęła go i zaatakowała nim demona nawet nie wiedząc, że od jakiegoś czasu obserwuje ich Pijawka. Tak więc w końcu, z tryumfem ukręciła demonowi łeb, by po chwili wbić sztylet w jego serce i przekręcić go, rozrywając je przy tym. Wygrała, to było oczywiste.

    OdpowiedzUsuń
  162. Uklękła obok zwłok, oceniając ich stan po czym rozejrzała się dookoła. Wyciągnęła z sakiewki przy pasie jakiś proszek i posypała nim ciało demona, które po chwili, po prostu rozsypało się w pył, który ta zebrała i wsypała do małego woreczka. Zawiązała go czarną wstążką i schowała przy płaszczu. Dopiero teraz pozwoliła sobie spojrzeć na własną ranę, która nie dość, że poplamiła jej sukienkę, to jeszcze była zbyt głęboka, by zamknąć ją jakimiś ziołami czy medykamentami. Zaklęła pod nosem i dopiero teraz, kątem oka dostrzegła jakiś ruch z cieniu. Zmarszczyła brwi patrząc w tamtym kierunku, dłonią tamując krwawienie w wewnętrznej części ręki. Dobrze, że to jej jedyne obrażenia, bowiem jeśli demon miał znajomych to ona musiała być gotowa by walczyć. Rozejrzała się niepewnie po czym wydobyła sztylet z pochwy przy pasie i wyciągnęła go w stronę owej osoby w cieniu.
    - Kimkolwiek jesteś, pokaż się - mruknęła błyskając rubinowymi oczami. Jeśli to był człowiek... Jeśli widział co tu zaszło.... Tylko śmierć była rozwiązaniem.

    OdpowiedzUsuń
  163. Cały czas patrzyła w cień, z wymierzonym ostrzem. Dostrzegając ruch, niemal niezauważalnie ugięła nogi w kolanach, przygotowując się do ataku lub... obrony. Zależy jakie intencje miała postać czająca się w ciemnościach. A życie nauczyło ją, że nikt nigdy nie miał dobrych intencji, jeśli bał się przedstawić. Po chwili jednak usłyszała głos, który choć teoretycznie powinien sprawić, że dziewczyna zesztywnieje jeszcze bardziej, rudowłosa rozluźniła się i opuściła sztylet, chowając go za pas. Nie ruszyła jednak z miejsca, a zdrowa dłoń naprężona była w pogotowiu, żeby w razie niebezpieczeństwa wystrzelić jak z procy, chwycić broń i zaatakować.
    - Jak widać - wskazała krew sączącą się z przedramienia. Nagle dotarła do niej powaga sytuacji. Tam stał wampir, ona stała tutaj, a krew sobie ślicznie kapała na ziemię. Otworzyła szerzej oczy rozglądając się. Słysząc jednak przekleństwo wampira uniosła jedną brew. Czyżby nie byli sami? Co prawda miała wyczulony słuch, ale z pewnością nie tak jak on. Rozejrzała się niepewnie, jakby z nadzieja, że coś zauważy. Albo może i nie...
    - Wynn, musimy stąd iść - wskazała rękę. - Nie mogę walczyć... - oznajmiła cicho.

    OdpowiedzUsuń
  164. Patrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem. Czyżby kogoś wyczuwał? Znów się rozejrzała, starając się nie myśleć o krwawiącej ręce. Przygryzła dolną wargę, zaraz jednak zaprzestała tego zajęcia, gdyż wiedziała, iż wygląda to głupio i złudnie niewinnie. I tak, potwierdził jej przypuszczenia. Ktoś tu był, a Wynn kazał jej uciekać? William? Uciekać? Jej? William?
    - Nie zostawię cie tu - warknęła, słysząc jednak naglącą nutę w jego głosie, doszła do wniosku, że może on wcale nie martwi się o nią, tylko o siebie. Tak czy inaczej nie miała innego wyjścia, jak po prostu nasunąć kaptur na głowę i zacząć biec w kierunku swojego domu.
    Wtedy usłyszała za sobą przyśpieszone kroki. Odwróciła się i dostrzegła zapewne towarzystwo tamtego demona. Skąd mogła wiedzieć,że jeszcze jeden jego znajomy właśnie walczył z Wynnem.
    Wysoka, ciemna sylwetka rzuciła się na nią, z mordem w oczach. Walcząc tylko jedną ręką miała teoretycznie marne szanse. Ale była przecież Tancerką Ostrzy, więc w końcu rozpłatała serce swojemu przeciwnikowi, dopiero po jego śmierci dostrzegając ostrze wbite w brzuch.
    - Kholera! - wrzasnęła bojąc się wyciągnąć sztylet, gdyż wiedziała, że wtedy zacznie lać się krew.

    OdpowiedzUsuń
  165. Drżącą dłonią zaczęła szukać proszku, żeby ciało zmieniło się w pył. Inaczej inkwizycja zaczęłaby coś podejrzewać. Albo ludzie zaczęliby gadać. Tak czy inaczej, miałaby problemy. Nim jednak zdążyła coś zrobić poczuła czyjąś obecność, a następnie dostrzegła Wynna. Zmarszczyła brwi, mimowolnie się cofając. Zdecydowanie za dużo krwi, a jego wzrok... W sumie nie wiedziała co on oznaczał, ale trochę się przeraziła. I wtedy stało się coś, czego teoretycznie ani trochę się nie spodziewała. Ten dopadł do niej, jakby samo piekło miało ją zaraz pochłonąć. Nawet nie zdawała sobie sprawy ze swojego stanu, dopóki się o niego nie oparła. Oczy zaszły jej mgłą, choć usilnie starała się powiedzieć mu, że wszystko w porządku i takie tam, jak to zwykle w takich ckliwych historyjkach bywa. Ale, choć to dziwne, nie była w stanie. Sam fakt, że nie mogła wyrzęzić jednego, głupiego słowa sprawił, że wpadła w panikę. Jeszcze raz zlustrowała swoje rany. Wyglądało to gorzej niż myślała. Cholera, nie dobrze. Jednak gdy dostrzegła kły Wynna doszła do wniosku, że jeśli wcześniej była posrana, to teraz wpadła na jakiś nowy poziom strachu. Niesie ją do jakiegoś spokojnego miejsca, żeby dokończyć dzieła? Zabije ją? Przecież krwawiła z dwóch miejsc na raz! To był wampir! To było oczywiste, że w szpitalu jej nie pomogą... Gdyby przebadali jej krew, rany, ślinę, DNA, cokolwiek... Inkwizycja byłaby tam pierwsza. A jednak... Choć myślała, że idzie na pewną śmierć za wszelką cenę stała się tamować upływ krwi w ranie, tym samym kurczowo trzymając się wampira.

    OdpowiedzUsuń
  166. Starała się myśleć o czymś przyjemnym. Czymś, co nie kończy się śmiercią, bólem, seksem, przerażeniem... Ale co mogła na to poradzić, że powoli nie dawała rady. Kontakt ze światem tracił ostrość. Co się tu u licha dzieje? Wal się, losie i podświadomości. Paya nie umiera, to byłoby za proste. Gadała o śmierci, śmiała się z niej ale... Nie chciała umierać i wiedziała, że tego teraz nie zrobi. To było banalne, nierealne. A jednak... Oddech stał się urywany, jakby z trudem łapała powietrze. W głowie się kręciło, słyszała szum upływającej krwi. Jakieś słowa, coś o mdleniu... Nie, nie zemdleje! Nie, Will! Ja nie umieram, nie mdleję, co ty pieprzysz? krzyczała, chociaż wiedziała, że on jej nie usłyszy. No bo jak? I wtedy poczuła pod sobą coś zimnego... Co? Zostawia ją? O ty świnio! W głowie mruczała już najgorsze przekleństwa i wtedy... Coś gorzkiego zaczęło spływać jej do gardła. Zaczęła się krztusić, kaszleć, prychać, żeby tylko to zabrał. Wypalało jej to przełyk i żołądek. Jęknęła coś niewyraźnie i nagle... Ciecz zmieniła smak. Metaliczna, jednak z gorzkiego przeszła na słodko-słony smak raju. Nim się zorientowała dopadła nadgarstek, ssąc jak opętana. Jakby to była jej lina, która trzymała ją nad przepaścią śmierci, a kostucha ciągnęła ją za nogi. Wbiła paznokcie w nadgarstek, podświadomie wiedząc, że robi głupstwo, a jednak... Nie była ani demonem, ani człowiekiem... Hybryda obu gatunków. Teoretycznie nikt nie mógł spodziewać się jej reakcji.

    OdpowiedzUsuń
  167. Nigdy nie czuła się chyba tak spełniona jak teraz. Raj, słońce, niebo, noc, ziemia... Wszystko to wypełniało jej żyły niczym magiczny trunek, lepszego wina w życiu nie piła. I nagle źródło po prostu zniknęło, tak bez uprzedzenia. Rzuciła się w pogoń za słodyczą, niczym zwierze, które brutalnie oderwano od koryta. W jej oczach zabłysła żądza, tak dziwna i dzika, że nie pasowała nawet do tak psychicznej osoby jak ona. Dyszała ciężko, obserwując wszystko rozbieganym wzrokiem. I nagle dotarły do niej suche fakty. To nie było wino, to była krew. Wśród natłoku obrazów dostrzegła twarz Wynna. Jego krew?! Madre dios. Co też ona najlepszego zrobiła? W pierwszym odruchu chciała się od niego oderwać, uciec jak najdalej, zrobić cokolwiek... Zamrugała kilka razy, próbując ogarnąć swoje dziwne myśli.
    - Uratowałeś mi dupę, pijawko - mruknęła po chwili, jakby sama nie wierzyła w te słowa. Szczątkowe obrazy zaczęły powoli układać się w jej głowie w logiczną całość. Pokręciła głową, nie rozumiejąc. - Dlaczego?
    Przecież była łatwym celem, mógł spić jej krew, zostawić przy drodze, a wszyscy pomyśleliby, że i tak zginęłaby młodo... Nawet nie wiedzieliby pewnie, że to jego wina.

    OdpowiedzUsuń
  168. Zmarszczyła brwi obserwując go. Jakim prawem śmierć tak się nią bawiła, losy jej marnego życia wkładając w ręce tamtego wampira, który robił wszystko tylko dlatego, że chciał? A gdyby nie chciał? A gdyby miał taki kaprys? A gdyby kurwa nagle doszedł do wniosku, że musi iść się odlać, to co? To wtedy Pay byłaby martwa, tak? Oj, Ruda Kostucha miała do pogadania z głupią Czarną Żniwiarką. Nie wiedziała, czy ma się teraz śmiać, czy płakać... To było chore... Ten cały świat był chory, a ona dostrzegła to dopiero teraz, kiedy stała na cienkiej granicy piekła i nieba. Bo po ziemi i tak nigdy nie stąpała...
    - A więc moje życie było twoją zachcianką? - spytała beznamiętnie, unosząc jedną brew. Może źle go zrozumiała, a może właśnie bardzo dobrze. Nie ważne.

    OdpowiedzUsuń
  169. Cisza, jaka między nimi zaległa dla niej zdawała się nie mieć końca. To było chore, ich znajomość była chora, metaliczny posmak w ustach też był chory... Najchętniej zapadłaby się teraz pod ziemię, schowała przed światem. A jednak zamiast tego, na jej usta wdarł się lekki uśmieszek, którego nie była w stanie powstrzymać. Ekhm, chore?
    - Nie, nie potrzebuję - odparła spokojnie, poprawiając ubranie. Plamy krwi i podarta sukienka nie wyglądały dobrze, miała to jednak głęboko gdzieś. Rozejrzała się z cichym westchnieniem po czym pokiwała głową, jakby podjęła jakąś decyzję. - Chociaż przyznaję, jestem w szoku... - oznajmiła po chwili milczenia i niepewnie podniosła się, prostując nogi. Zachwiała się, ale tylko przez to, że zakręciło jej się w głowie. Po chwili stała już bowiem prosto, gotowa do działania.
    - Mam skruszone zioła, działają na demony jak szybki ogień - powiedziała stanowczym tonem, wskazując sakiewkę. - Mogłabym tam pójść i się tym zająć - zapewniła.
    O tak, nie lubiła zostawiać po sobie syfu, a i za to pewnie poniesie konsekwencje. Chociaż... Za jej sprawą zginęły dwa niebezpieczne demony, czy za to nie należy się jakaś premia?

    OdpowiedzUsuń
  170. Solembum rzecz jasna od razu zajął wolne miejsce, a, że nieco przygrubawy był, to wyglądał jak wielka czarna kulka z różowym nosem i żółtymi ślepiami.
    A Iskra znała bękarta Mannelinga. Znała nawet samego Mannelinga. Jak widać, trzy setki na karku robią swoje i wiedźma miała dość szeroki wachlarz kontaktów. Ale nie o tym teraz mowa, o tym kiedy indziej, kiedy to elfce na wspominki się zbierze.
    - Antywąpierzowy specyfik. Przyrodzenie ci wypali - mruknęła całkiem poważnie, a kiedy wrzuciła do kotła parę liści, buchnął fioletowy obłok pary i zasyczało, aż się Solembum zjeżył. Oczywiście wiedźma robiła sobie okrutne żarty z Wonsa i chciała zobaczyć jego reakcję na te słowa.
    - Ciekawe jak ty sobie biedaku na sabacie poradzisz bez tego i owego - kontynuowała z lekkim uśmieszkiem na wargach. Kruszyła kolejne liście, dolewała od czasu do czasu czegoś o wyjątkowo tłustej konsystencji i ani myślała przyznać się, że w istocie robi maść na czyraki dla jakiegoś panocka z Valnwerdu.

    OdpowiedzUsuń
  171. Pokiwała niepewnie głową. W sumie, to nie chciała iść tam sama, zwłaszcza jeśli trup ściągnął już uwagę, chociaż... W ty mieście chyba nawet tuzin trupów w jednym miejscu nie zainteresowałby przechodnia.
    - Wstydzisz się pokazywać ze mną? - zaśmiała się wywracając oczami, po czym dla pewności rozejrzała się. Było oczywiste, że nazwisko Wynna już od dawna widniało na kartkach Łowców, ale o pewnie o tym wiedział. A jeśli nawet nie... Co by zmienił fakt, że by go o tym poinformowała? Miała nawet taki plan, żeby wziąć to zlecenie, i go nie wykonać... Ale nie była pewna, czy mogłaby poświęcić pracę dla jego przyjaźni.
    - Uszyję ci nową - mruknęła, wywracając oczami.

    OdpowiedzUsuń
  172. Hałasy nabierały na sile z każdym krokiem Gondry. Nie chcąc wdać się w jakąś awanturę, skręcił w jedną z bocznych uliczek i udał się w kierunku portu. Miał nadzieję zażyć trochę morskiego powietrza nie przesyconego odorem patroszonej ryby. W samym porcie na to nie liczył, ale tuż za budynkiem celnym było przejście na dziką, kamienistą plażę, osłoniętą niskim klifem od portu, gdzie takie coś jak świeże powietrze było możliwe.
    - Ech... Luna? Znowu świecisz jaśniej niż normalnie. Ciekawe co tym razem to oznacza...
    Cicho pomrukiwał do siebie. Miał zamiar po spacerze jeszcze coś wypić, więc zabrał ze sobą sakiewkę, a że miasto nocą nie było zbyt bezpieczne, więc do spółki wziął rewolwery i pistolet.

    OdpowiedzUsuń
  173. Również spróbowała sobie to wyobrazić, jednak z marnym skutkiem. Och, oczywiście, umiała szyć. Jaką byłaby kobietą, gdyby nie umiała. Niektóre rodzą się już z takim talentem, ona niestety, żeby nauczyć się zacerować cokolwiek ślęczała kilka godzin nad dziurawym materiałem. Gdyby jednak mogła zajrzeć do głowy Wynna, od razu pewnie wyrzuciłaby z myśli tamten obraz i skupiła się na tym, by wywrócić teatralnie oczami. Och, oczywiście zrobiła to, jednak nie z powodu myśli a słów...
    - Żebym cie kiedyś nie zdziwiła, Pijawko - mruknęła śmiejąc się pod nosem. Poprawiła pelerynę, której rąbek zawinął się, uwierając ją teraz w miejsce, gdzie jeszcze nie tak dawno była rana. A teraz jej nie było... Ciekawe, że wcześniej nie wiedziała o tym działaniu Jego krwi. Doszła jednak do wniosku, że nie weźmie sobie do serca tej informacji. I tak pewnie już nigdy się jej nie przyda...
    - W tych okolicach widuje się ludzi w gorszym stanie - zapewniła kiwając głową. - A co do ciebie... Może lepiej rzeczywiście załatwmy tamte zwłoki i ulotnijmy się stąd - dopiero po wypowiedzeniu tych słów dotarło do niej, jak wiele niedopowiedzeń mogły zawierać. Uśmiechnęła się lekko, próbując zatuszować ten błąd.
    - Czemu jestem w szoku? - powtórzyła niepewnie. - Ja... Nie wiem. Nie spodziewałabym się tego po tobie. Nie wyglądasz na bezinteresownego bohatera, ratującego damy z opresji...

    OdpowiedzUsuń
  174. Uklękła przy zwłokach i posypała je szarym, bezwonnym proszkiem, który wyciągnęła z sakiewki, zawiązanej niebieską wstążką. Nie interesowało ją co też Wynn sobie o niej pomyśli, czy też jak to wygląda, gdy niepozorna, "cnotliwa" niewiasta sypie jakimś proszkiem a ciało znika. Puf, i wszelkie dowody wyparowały. Ale kto by się tam przejmował czarami jakiejś półdemonicy, o wyglądzie wiedźmy... Ona sama teoretycznie nigdy nie przejmowała się zdaniem innych o niej. Co ją to obchodziło, czy on chce ją zabić, zgwałcić przytulić czy związać i zostawić gdzieś na ulicy. No bo przecież skąd mogła wiedzieć, że jej krew tak na niego działa, że ma ochotę uciec gdzieś i kogoś zabić, a jej towarzystwo raczej mu nie pomoże...
    - Chętnie ci potowarzyszę, Pijawko - mruknęła wstając i rozdeptując popiół po demonie. - I tak nie mam co robić, a mojego pogrzane, chore towarzystwo najwyraźniej ci służy - uśmiechnęła się jak diabeł chwilę przed strąceniem z piekieł i podeszła do niego.
    [ pzdr z informatyki ]

    OdpowiedzUsuń
  175. -Tak?- spytała Lyn rozbawiona -Zatem mam do czynienia z wielbicielem niewieścich powabów...
    Chciała spytać, dlaczego w takim razie jest sam, ale jeszcze się powstrzymała. Nie była pewna, czy Wynn udzieli jej prawdziwej odpowiedzi, a gdyby tego nie zrobił, nie byłaby zdziwiona.
    Pochyliła głowę, pozwalając, aby długie włosy zasłoniły nieco szczegółów jej ciała.
    Tak, do tego musiała się przyzwyczaić. Była panienka z dobrego domu i ta gorsząca nagość, nieunikniony efekt materializacji daleko od miejsca, gdzie zostało jej odzienie.
    -Wiesz, to nie zawsze może pomóc... Nic nie jest pewne, czasami magia zawodzi.

    OdpowiedzUsuń
  176. Dziewczyna spróbowała się uśmiechnąć, chociaż musiała przyznać, że wizja gwałtownej śmierci Aarona raczej nie była zachęcająca. Wiedziała, że w tym niespokojnym mieście podobne rzeczy działy się nagminnie, ale taka sytuacja byłaby inna. Choćby dlatego, że Lyn została uprzedzona.
    Widząc, jak Wynn łapie cylinder, parsknęła krótkim śmiechem.
    -Niezły refleks- oceniła -Na tym też polegasz?
    Refleks, magia, instynkty... To, co czyniło Wynna silniejszym od przeciętnego śmiertelnika i dawało mu przewagę. Przewagę, którą ten wykorzystywał przeciwko nim.
    -Czujesz się od nich lepszy? -spytała -Masz świadomość swojej wyższości?

    OdpowiedzUsuń
  177. Oczywiście, że mogła mieć na kogoś dobry wpływ! To, że była dziką, nieokiełznaną diablicą, nie oznacza od razu, że nie miała własnych wartości i idei, więc gdyby ktoś poznał ją bliżej, to mógłby nawet wziąć za autorytet... Chociaż. Wynn, to w sumie poznał ją dogłębnie...
    - Tak, dobry wpływ, Williamie, wiesz jeszcze co to? - zaśmiała się, po czym wywróciła oczami, jak to ona miała w zwyczaju. Gdyby nie te rubinowe tęczówki wyglądałaby tak niewinnie i łagodnie, jak baranek. Istnieje legenda, która głosi, że półdemonica urodziła się z szarymi oczami, jednak te w pewnym momencie jej życia stały się czerwone, i tak pozostało jej już do dziś. Ale to tylko legenda...
    - Och, jestem moralna... Po prostu nie ma ludzi niewinnych, więc nie obchodzi mnie to, czy zabijesz kogoś na moich oczach, czy nie na moich oczach - wzruszyła ramionami. - Twoje rozumowanie troszkę mnie przeraża.
    Zbliżyła się do niego, rozglądając. Widać było, że jest słaby po tym, jak wyssała z niego krew. Ona. Ona to zrobiła, a to będzie ją chyba prześladować do końca życia. ONA piła krew.
    - Jesteś słaby, to po tobie widać. Nie wiemy, czy aby coś jeszcze się tu nie kręci, więc lepiej po prostu chodź już, dobra?
    Nie, żeby się o niego martwiła. Stara, dobra Pay martwiła się tylko o własną dupę, a zbędny balast w postaci wampira - tchórza nie był jej do niczego potrzebny.

    OdpowiedzUsuń
  178. Dobra, ona uważała, że ma na niego dobry wpływ. Domyślała się, że może być całkiem odwrotnie, ale chciała tak myśleć, by móc przed sobą wytłumaczyć, dlaczego tak bardzo lubiła spędzać czas w jego towarzystwie.
    - I wystarczająco rozumu, żeby uciekać gdy zobaczysz niebezpieczeństwo? - mruknęła unosząc jedną brew, posyłając mu przy tym łobuzerski uśmiech. I wtedy usłyszała kroki, jakieś głowy, zapach ludzkiego potu i brudu. Skrzywiła się, kątem oka patrząc w ciemność, jak powoli się z niej wyłaniają. Słysząc jego pytanie prychnęła cicho pod nosem, po czym przybrała przerażony wyraz twarzy i zamknęła oczy, chwytając go za ramię, by schować twarz. Rubin mógłby ich tylko bardziej nakręcić... Albo wystraszyć. Albo wezwali by inkwizycję... Tak źle i tak nie dobrze... W sumie, to nawet dobrze, że to oni ich zaatakowali. Wtedy będzie mogła sobie jeszcze tłumaczyć śmierć jednego z nich... Jak Wynn go wyssie. Obrona własna, no nie? Tylko, czy da rade walczyć po takim drinku, jaki zaserwowała sobie z niego Pay? Cholera, w życiu lepszego trunku nie piła, mimo że na początku nie było za ciekawie. No ale cóż, czas pokaże co to będzie, teraz w końcu czekała ją niezła zabawa.

    OdpowiedzUsuń
  179. Zaśmiała się, wyczuwając jak powietrze stanęło, w oczekiwaniu na to, co zaraz się tu będzie działo. A co będzie się działo? Rzeź. Debile przyszli tu na śmierć, a Pay, jak to ona jest na tyle łaskawa by im ją dać... Gdy usłyszała listę tego, co chcą prychnęła. Że niby ją? Gdyby jednak słyszała teraz myśli Wynna wepchnęłaby mu łokieć między żebra. Co, seks się nie podobał, tak? I więcej już Panicz nie chce? Jak nie to nie...
    Ale niestety w myślach nie czytała, więc zamiast to zrobić, po prostu odskoczyła od niego, podciągając wysoko nogi, by móc wyciągnąć z nich sztylety, i po chwili rozcinała już krtań jakiegoś drącego się, bezrękiego idioty. Wywróciła oczami, mrucząc pod nosem jakieś przekleństwa, że coś tam sobie pobrudziła i wysunęła nogę, sprawiając, że ktoś, kto biegł, padł na twarz w błoto. I to ma być niby godny przeciwnik? To nawet rozgrzewka nie jest!

    OdpowiedzUsuń
  180. Odsunęła się, pozwalając wampirowi dokończyć rzeź, tym samym zakładając na głowę kaptur zaczęła się rozglądać, czy aby nikt nie widział zajścia. Na szczęście, nawet jeśli ktoś coś dostrzegł już pewnie się ukrył i dla własnego dobra zapomni o tym co zobaczył.
    Kątem oka półdemonica dostrzegła jak Wynn podążył za jednym z ludzi. Mogła już tylko sobie wyobrazić co tam się dzieje, chociaż... Spokojnym krokiem podchodziła do każdego ciała, sprawdzając puls. Jeden jeszcze żył, choć ledwo co... Spojrzał na nią błagalnym wzorkiem, ta jednak tylko pokręciła głową...
    - Ciii - przyłożyła palec do ust, po czym przyłożyła mu go do czoła, drugą ręką owijając się wokoło jego szyi. Łzy spływały mu po policzkach, gdyż wiedział już, że to koniec. Coś tam mamrotał jednak... Trzask. Przymknęła na chwilę oczy, rozkoszując się dźwiękiem skręcanego karku, po czym wstała i posypała ciała ziołami, a te nie zmieniły się w popiół jak te demonów, tylko rozlały się jak woda i wyparowały. Tylko na ciała elfów to nie działo, a ona nie umiała rozgryźć dlaczego.
    Oparła się o budynek wiedząc, że paręset metrów dalej Wynn urządza sobie ucztę. Stała więc spokojnie na warcie obserwując teren.

    OdpowiedzUsuń
  181. Psy... Lyn ucieszyła się, że nie może się zarumienić, kiedy przypomniała sobie ich poprzednie szaleństwo. Kiedy oboje w postaci psów biegali radośnie po ulicach miasta.
    -Wynn, dlaczego ja nie mogę cię potępić?! - jęknęła z teatralną rozpaczą.
    Uderzyła się dłonią w czoło i to był błąd, długie białe włosy odsłoniły nieco jej powabów. Szybko nadrobiła to, owijając kilkakrotnie ogon wokół tułowia.
    -Ale wiesz, rozumiem cię. Nie chcesz znaleźć się w roli ofiary. Nie lubisz się bać. Ja, jako kobieta, miałabym gorzej. To, co się ze mną stało, uwolniło mnie od strachu. Przed nocą, samotnymi podróżami, rabunkiem, gwałtem... Dało mi nowe możliwości i nowe ograniczenia. W sumie dobrze na tym wyszłam i cieszę się, że jest jak jest.
    Udała, że grozi Wynnowi palcem.
    -Ale ja nie muszę nikogo bezczelnie wysysać, komarze utrapiony!

    OdpowiedzUsuń
  182. Stała starając się zachować neutralny wyraz twarzy i nie okazywać, jak bardzo jej się to nie podoba. Nie, nie brzydziło jej to. Nie wywoływało też sprzecznych uczuć. Ten człowiek i tak był umarł, czy od miecza, czy od kieł. Teoretycznie, lepiej od tego drugiego, bowiem dał siły życiowe jej przyjacielowi. A mimo to, czuła się troszkę nie na miejscu. Już nawet miała ochotę po prostu odejść, ale wtedy pokazałaby mu, że jest słaba i nie potrafi wytrzymać, patrząc jak wampir się pożywia. Wcale tak nie było, więc po co dawać mu kolejne powody by szydzić z niej przy każdej okazji. Chociaż, gdyby wpadł na pomysł, by powiedzieć jej, że brzydzi się krwi, to z chęcią zaprowadziłaby go na jakąś prawdziwą walkę, a potem kazałaby mu ocenić jej wygląd, bowiem rzeź w jej wykonaniu jest brutalna i krwawa. I cała pewnie ociekałaby posoką.
    Widziała jak rzuca ciało, jak rozgląda się, jakby pragnął więcej, a potem, o ironio, idzie w jej stronę a jego twarz, a głównie oczy, chyba pierwszy raz od dawna pokazywały jego prawdziwe oblicze, nie zasłaniając przy tym żadnych emocji.
    - Idziemy stąd? - spytała bez wstępów i tym razem to ona zaczęła się rozglądać. - Jeśli jeszcze raz coś nas zaatakuje tej nocy, to obiecuję, szlag trafi moją samokontrolę i puszczę to miasto z dymem.

    OdpowiedzUsuń
  183. Zmierzyła go wzrokiem, po czym skinęła głową i zaczęła iść, starając się nie myśleć o tym, jak bardzo ironiczny był ten wieczór. Nie zdziwiłaby się, gdyby teraz nagle wyskoczyłby jej przed oczami jakiś debil, mówiąc, że jest kimś tam i chce ją zabić. Albo tamten Służebnik Pana... Och, litości. Przecież on sam wyglądał jak ten jego Bóg...
    - A to niby dlaczego? - mruknęła. Jej do śmiechu nie było, albo ciągle ktoś chciał ich zabić, albo oni robili rzeczy, do których w życiu by nie doszło na porządku dziennym. Czytaj : strzelanie sobie koktajlu z krwi wampira, w dodatku Wynna! Bardziej już upaść chyba nie mogli... Chociaż. Przypomniała sobie ciekawą scenę łóżkową. - Ugh, nie ważne.

    OdpowiedzUsuń
  184. Bohater? BOAHTER?!Gdyby tylko mogła czytać w myślach, wyśmiałaby go chyba tylko po to, żeby przycisnąć obcasem jego dumę do bruku. Bohater, phi.. Też coś. Świetnie by sobie dała radę sama, a on w sumie tylko jej troszkę pomógł. I bez jego pomocy przeżyłaby tę noc, z pewnością...
    - Nie wiem, a gdzie chcesz iść? - spytała zerkając na niego. - Oczywiście, jeśli masz już dość mojego towarzystwa, to pozwolisz, że pójdę do domu, co? - uniosła jedną brew, uśmiechając się przy tym tak zadziornie jak to tylko ona potrafiła. Jednak gdy ten zadał drugie pytanie, a do niej doszło, że możliwe iż jej myśli wydostały się na, zerknęła na niebo, no na pewno nie światło dzienne. Cholera.
    - Nic, nic... Ja nic nie mówiłam...

    OdpowiedzUsuń
  185. Wywróciła oczami, po czym zrobiła przesadnie słodką minkę, kompletnie nie pasującą do jej twarzy mordercy i pokiwała głową.
    - Tak mi przykro, Pijawko - szepnęła.- Chociaż nie... W sumie to nie, ale możesz sobie tak myśleć, jeśli dzięki temu będzie ci łatwiej - rozejrzała się. Mogła mu zaproponować wejście do siebie, ale ostatnio skończyło się to bardzo ciekawie, a ich spotkania przecież nie zawsze do cholery muszą się kończyć seksem, no nie?
    - Nie samego, Williamie. Znajdź jakąś panienkę i nakłoń ją, żeby zabrała cie do siebie - zmierzyła go wzrokiem. - Z twoim ciałem, niewyparzoną gębą, czarnym humorem i kiełkami... Podobno młode teraz na to lecą... Wiesz, dreszczyk, niebezpieczeństwo i seks w tle...

    OdpowiedzUsuń
  186. Prychnęła cicho, też coś. Ona? Go? Ranić? Pewnie te same komplementy prawił każdej innej, pierwszej lepszej, cnotliwej niewieście... I co jeszcze? Twoje włosy jak jedwab, a uśmiech piękniejszy niż perły... Rzygać jej się chciało.
    - Nie licz na seks, Wynn - mruknęła niskim, ostrym tonem. - Nie jestem w nastroju, seksoholiku - zapewniła go i wzruszyła ramionami. - Mogę zapewnić ci dach nad głową, ale masz zakaz wstępu do mojego łóżka...
    Zaśmiała się i rozejrzała. Nie byli daleko od jej domu, więc teoretycznie nawet nie głupi pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  187. [ A dziękuję. Zaczęłabym w zasadzie z miłą chęcią, ale chwilowo pomysłu mi brakuje, więc jeśli masz jakieś sugestie byłoby super :D ]

    OdpowiedzUsuń
  188. Śmiała się i co rusz wywracała oczami, gdy ten zachowywał się dosłownie i w przenośni, jak debil. Gdyby ktoś teraz obok nich przechodził, raczej nie dostałby łapą Wynna, bowiem spieprzałby gdzie pieprz rośnie, byle dalej od takich psycholi jak on. Ach, też się dobrali, zaiste.
    W sumie, to nie miała dzisiaj ochoty na nic, a już na pewno nie na seks, hulanki, swawole i Bóg wie co jeszcze, a towarzystwo Wynna wchodziło również w te sprawy, na które ochoty nie miała. Jednak gdy ton jego głosu nagle się zmienił, jakby stanął przed nią kompletnie inny człowiek, niemal machinalnie podniosła na niego wzrok i uniosła jedną brew.
    - A myślisz, że umiałbyś? - spytała cicho, zerkając na niego spod cienia rzęs. Suka z niej była, to fakt, ale gdy chciała, potrafiła być naprawdę niewinną, słodką dziewczynką. Nawet z tym rubinem zamiast normalnych tęczówek.

    OdpowiedzUsuń
  189. Wywróciła oczami. Och, nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo go doceniała. Zawsze, nawet kątem oka bacznie obserwowała jego ruchy, w razie gdyby miał zrobić coś niekontrolowanego. Kilka razy trawiła w umyśle każde słowo, ruch, gest, ton... Wszystko, co tylko mogłoby mieć jakąś konkretną wartość.
    Oczywiście weszła zaraz za nim, zamykając za sobą drzwi i rozglądając się po mieszkaniu. Było czyste, chodź na pierwszy rzut oka wydawało się być zawalone książkami itp. W dodatku ten śliczny zapach cynamonu i innych ziół. Szałwia zwisająca z sufitu. Dom... Naprawdę czuła się tu jak w domu. Rodzinnym domu.
    - Byłeś tu tylko raz, i ten jeden raz zakończył się w dość ciekawy sposób- stwierdziła spokojnym, neutralnym wręcz tonem. - No wiesz, dziwnie by było, gdyby nie budziło w tobie miłych skojarzeń...
    Jednak mimo to, poczuła dziwne ukłucie w podbrzuszu, a miliony motyli wyruszyło właśnie na podróż po jej żołądku. Jakby przeżywała tamą noc na nowo, każdy szczegół po kolei...

    OdpowiedzUsuń
  190. -Anielska powierzchowność? -spytała Lyn z rozbawieniem -Nie pochlebiaj sobie za bardzo, sir William...
    Naprawdę nie potrafiła być nawet na niego zła. Lubiła tego drania, pomimo jego licznych wad i tego, jak często załamywała przez niego ręce.
    -Wysysanie wysysaniem, ale nigdy nie dowiesz się, jak to jest bez ciała wtopić się w chmurę -odgryzła się -To jest dopiero przyjemna praktyka. Ogłupia jak narkotyk i z trudem pozwala zachować zdrowy rozsądek. A potem... No, to już trochę przypomina wysysanie. Musisz wyciągnąć jak najwięcej, ile zdołasz, potem spadasz kilka kilometrów w dół, starając się jak najmniej stracić przed osiągnięciem celu...
    Uśmiechnęła się z rozmarzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  191. Oparła się spokojnie o ścianę, zsuwając pelerynę, i wieszając ją na jakimś wieszaku. Zmierzyła go wzrokiem, i obserwowała jego plecy, oraz tył głowy, gdy ten studiował jej ukochane książki. Kto by pomyślał, że taki morderca i psychopata jak ona, może lubić, ba, umieć czytać... Nie jednym jednak Pay was jeszcze zaskoczy, kochani...
    - Więcej mam w sypialni - powiedziała cichym, rozbawionym głosem. - Gdybyś był bardziej zainteresowany pomieszczeniem, a nie innymi sprawami, pewnie zauważyłbyś ostatnim razem...
    Przeczesała dłonią włosy, wciąż się cicho śmiejąc, jednak omal nie zakrztusiła się własnym śmiechem, gdy usłyszała jego uwagę.
    - Williamie - mruknęła karcąco. - Mój zapach, moja sprawa...

    OdpowiedzUsuń
  192. Stała tak, nie wiedząc co powinna robić. Gdyby jeszcze trochę wpatrywała się w jego plecy, w momencie jego odwrócenia musiałaby spojrzeć mu w oczy, a wtedy nie wiadomo jakby się sprawy potoczyły. A ona nie chciała, żeby teraz każde przyjście do jej domu z Wynnem kończyło się cudownym orgazmem! Przecież nie o to tutaj chodzi. Samokontrola jest ważna...
    Jednak samokontrolę diabli wzięli, jak wampir się odwrócił i zawiesił na niej wzrok. Język odmówił posłuszeństwa, a żeby zachować resztki godności po prostu patrzyła na niego z neutralnym wyrazem twarzy, świadczącym o tym, że jej ciało mówi co innego a psycha co innego. Tak, jej ciało mówi "Fajnie było" a psycha "Kurwa, ziomuś, daj mi jeszcze!"... I gdzie tu logika?!
    - Przykro mi, Pijawko, ale mój zapach niestety razem z ciałem są dla ciebie nieosiągalni...

    OdpowiedzUsuń
  193. Wywróciła oczami i przekręciła głowę tak, by móc spojrzeć w jego ciemne, przepastne oczy. Ładne były. Cholera, Pijawka miała naprawdę piękne oczyska... Zamknij się!
    - Nawet nie wiesz jak bardzo - odparła z ustami przy jego ustach, w tak kuszącym geście, że nie jeden człowiek padłby teraz na kolana, błagając o jej uwagę. Wynn mógł poczuć ciepło jej oddechu na własnych wargach. Ona również się uśmiechnęła, jednak bardziej zadziornie. Wyciągnęła dłoń by dotknąć jego włosów, jednak po chwili opuściła ją i westchnęła.
    - I co ja mam teraz z tobą zrobić, co?

    OdpowiedzUsuń
  194. Służba Noaha była najlepsza jakiej mógłby sobie zażyczyć młody dziedzic wielkiej fortuny Grantów. Już po kilku godzinach wielka posiadłość była wysprzątana, a jego wszelkie rzeczy poukładane w największej sypialni z wielkim łożem z baldachimem po środku.
    Ten akurat w niej nie przebywał, mimo iż jego podróż była długa nie odczuwał wyraźnego zmęczenia, wręcz przeciwnie! Wręcz roznosiła go energia.
    Tak więc zadowolony z życia zawołał swego sługę przeznaczonego do treningów szermierki i w specjalnie przygotowanym do tego celu pokoju walczył z nim bez problemu górując nad nim umiejętnościami.
    Gdy już go pokonał miecz schował w pochwie i zapiął przy pasie, a następnie ruszył pustymi korytarzami w kierunku salonu. Jako dziecko bywał tu wiele razy, więc i znał to miejsce jak własną kieszeń.
    I wtem dostrzegł coś niespodziewanego! Jakiś intruz w jego domu! Toć to nie do pomyślenia! Oj, jego straże dostaną za takie niedopatrzenie.
    - Kimś jest i co robisz w moim domu!- powiedział od razu prostując się i wyjmując miecz z pochwy z niewiarygodną wprawą. Teraz robił to na pokaz, dopóki jego straż nie usłyszy hałasu i nie przybędzie załatwić intruza za niego... On nie miał zamiaru się wysilać. Miał od tego ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  195. Iskra parsknęła i się nawet popluła. Otarła usta rękawem i spojrzała na kociołek, w którym zabulgotało. A potem wyjęła czystą fiolkę, wzięła drewniane szczypce i tak też trzymając w nich szklane naczynie; zanurzyła je w kociołku. Coś syknęło, zabulgotało i fiolka była wypełniona dziwnym, żółtawym płynem.
    Potem zwinnie się podniosła i poszła powiedzieć Wonsowi, że tylko żartowała, ale to chyba tak nie działało. Wąpierz na jej widok zapiszczał, a potem zaczął machać rękami. Iskrze się to nie podobało. Ściągnęła brwi i chlusnęła na niego wywarem.
    Zasyczało przeraźliwie, a ubrania wampira zaczęły się kruszyć... A, że większość mikstury wylądowała na jego spodniach... No, już ich nie miał. Miał tylko koszulę. Z dziurami. I jedną skarpetę.
    - Ups... - ale jej mina nie wyglądała tak jakby w istocie żałowała. Uśmiechnęła się złośliwie i brewki parę razy uniosła.
    - A mogłeś spokojnie leżeć... A teraz widzisz. A ja nie mam dla ciebie spodni. Chyba, że chcesz kiecę... - i pochwyciła materiał swojej beżowej kiecy, z łatami i szwami. Co prawda nie zamierzała mu dać konkretnie TEJ kiecy, ale tak to chyba wyglądało. No trudno.

    OdpowiedzUsuń