Aktualności
LISTA OBECNOŚCI ZAKOŃCZONA!
Wydarzenia

niedziela, 7 października 2012

Precz z mej pamięci! - Nie, tego rozkazu, moja i Twoja pamięć nie posłucha.

Ostrzeżenie!
Karta zawiera wulgaryzmy, sceny erotyczne, bluźnierstwa i wszystko po kolei, 
co jest niedozwolone dla osób niewinnych i o kruchej psychice.
Żeby nie było: ostrzegałam.
L A V I N I A
za dnia 25-letni medyk, w nocy wiedźma
latorośl stołecznej kurwy i nieznanego oficera
"jaka matka, taka córka"
neurotyczka ze skłonnościami sadystycznymi

   Narodziny dziecka zazwyczaj są wydarzeniem radosnym, niezwykle długo wyczekiwanym przez wszystkich wokół. Takim, w którym wręcz cały wszechświat skupia się tylko i wyłącznie na tym zdarzeniu, słucha w skupieniu krzyków rodzącej matki, aż w końcu, spogląda na nowo narodzone niemowlę.
Jednak tutaj nie było mowy o jakimkolwiek wyczekiwaniu. Nikt nie stał, ani nie błagał bogów o to, aby tej małej istotce nic się nie stało. Wręcz przeciwnie.
Tutaj zdawało się, że wszelkie starożytne siły odwróciły się tyłem od tego małego przylądka rozpaczy, kolebki żałości, jęków i rozpusty zmieszanej z bólem i zdradą. Jakby wszystko i wszyscy nie chcieli za żadne skarby się mieszać, a co dopiero pozwolić na to, aby na świat godnie przyszła osoba, która miała go tylko zniszczyć jeszcze bardziej, sprawić iż stanie się zatęchłą, zdradliwą i pozbawioną jakichkolwiek reguł skorupą, na której przetrwać mieli najsilniejsi. A jedynymi odgłosami, które dochodziły właśnie z tego przeklętego miejsca były bluźnierstwa, wyzwiska i zgrzytanie zębów, w połączeniu z krzykami kobiety, która błagała jakiegoś mężczyznę o to, aby wyjął, wręcz wyszarpał siłą z niej potwora, który właśnie rozrywał jej łono. Lecz on nie słuchał. Przyglądał się z obrzydzeniem krwi dookoła, która barwiła i tak już brudny materiał prześcieradła, patrzył na rozłożone szeroko nogi kurtyzany, która w tym miała już niesamowitą wprawę. Tylko, że wtedy odczuwała jeszcze rozkosz i wcale jej nie przeszkadzał fakt, iż coś znajdowało się między jej kończynami dolnymi. Albo ktoś. Zależało od upodobań klienta. 
Wtedy, gdyby w jakikolwiek sposób ten mężczyzna pomógłby jej więcej, aniżeli wtykając kawałek drewna między zęby, by sobie przypadkiem nie odgryzła w tej agonii języka... Może i by wraz z wydaniem na świat wcale niewrzeszczącego, a rozglądającego się dookoła, milczącego berbecia nie wydała też ostatniego tchnienia. A dziecko? Nawet bez odcięcia pępowiny, tak zostało wrzucone do rynsztoku wraz z ciałem jego zmarłej rodzicielki.
I tutaj powinna się zakończyć nasza historia. Ale nie... To był dopiero początek wszystkiego.
       Po kilku latach (jak się później okazało) dziecko zostało znalezione przez z pozoru anonimową, nic nie znaczącą staruchę, której nie odrzucił odór rozkładającego się ciała, czy makabryczny wygląd przyłączonego pępowiną do niego niemowlęcia. Żyjącego do tego. I miało się całkiem dobrze. Jakby to całe przeciwstawienie i bunt świata nic na nim nie zrobił, a opiekowały się nim jakieś zupełnie nieznane dotąd siły i moce. Albo jego wola życia była tak silna, że przyciągnęło do siebie właśnie tę kobietę. A raczej...Ona przyciągnęła. Bo to była dziewczynka.
Maleńka przedstawicielka płci pięknej została otoczona troskliwą opieką starszej kobiety, która starała się zrobić z niej prawdziwego człowieka, pomimo tak straszliwej przeszłości już od początku narodzin. Nauczała ją wszystkiego, co potrafiła. A jak się okazało, jej wiedza była znacznie większa niż niejednej  kobieciny, a niektórzy nie potrafili jeszcze czytać i pisać,  czego uczyła dziewczynkę Nouvelle - stara czarownica, która wychowywała ją, jak swoją własną potomkinię. Przekazywała jej wiedzę z pergaminów, ksiąg, które były skrzętnie chowane przed władzami od zarania dziejów; włącznie z czasami, w których żarliwie polowano na nadludzi.
      Tak też dorastała z każdym rokiem, ucząc się i wykazując coraz silniejsze zainteresowanie magią, jak i talent do tego typu sztuk. Pomagała w pracowni Nouvelle, w której czarownica ważyła różne mikstury, sprzedawała je, czy też leczyła "niekonwencjonalnie" ludzi proszących o pomoc. Czyli na swój sposób była typem: "przynieś, zanieś, pozamiataj". Jednak jej to wcale nie przeszkadzało. Z resztą, kto o zdrowych zmysłach buntowałby się, kiedy miał świadomość tego, że został uratowany przed pożarciem przez jakieś psy, albo śmiercią głodową lub zamarznięciem. Lecz młodość, jak zawsze, cechuje ciekawość i chęć poznania nieznanego. Tutaj dziewczyna nie różniła się od kogokolwiek. I przypłaciła to bólem, krzykiem i oparzeniami na rękach. Wystarczyła chwila nieuwagi i źle dodany składnik, aby na kilka tygodni została uziemiona w łóżku, a przy każdej lepszej okazji zrugana przez swoją opiekunkę za głupotę i brak posłuszeństwa.
A kiedy nasza bohaterka miała lat dwadzieścia, starucha zachorowała. Nie wiadomo nawet z jakiego konkretnego powodu. Czy było to przeziębienie, czy coś poważniejszego. Jedyne, czego się dowie ktokolwiek postronny, to fakt, iż dopiero wtedy nadała jej imię: Lavinia. I właśnie w tym imieniu zawarta została moc, którą przekazała dziewczynie, jak i nastała forma "aktywacji" umiejętności, które dotychczas były w niej uśpione.
     Jednak to, co się działo z Lavinią po śmierci staruchy zdaje się być jedną wielką niewiadomą. Praktycznie nikt nie wie, co ta osoba robiła przez prawie dwa wieki i jakim cudem udało jej się zachować stan ciała niemalże taki, jak w momencie uzyskania mocy. Jedni twierdzili, że wyjechała z małej wioski pod Lantią, aby pobierać nauki od starszych "sióstr", inni że sama nabierała umiejętności, a jeszcze inni posądzali ją o babranie się w czarnej, zakazanej magii, a do Norrheim trafiła, uciekając przed Inkwizycją. Co było prawdą?  Tego nie wiadomo, gdyż Lavinia ani nie odpiera ataków, ani nie potwierdza tych domysłów. Po prostu spogląda na takiego śmiałka z obojętnym wyrazem twarzy i przechodzi dalej, nawet nie mając zamiaru tego wszystkiego komentować. Robi swoje, praktycznie unikając jakichkolwiek kontaktów międzyludzkich. Nie są jej jednak obce miłość, namiętność lub pożądanie, czy nienawiść, mimo iż sprawia wrażenie całkowicie wyzbytej z jakichkolwiek emocji, czy głębszych uczuć. Jest oschła dla każdego, stawia na suche fakty, brak u niej jakiejkolwiek duszy romantyczki, chociaż cechuje ją zasiadanie w samotności i obserwowanie nocnego nieba, co wywołuje w niej wręcz tryliardy wspomnień.
Lavinia jest bezczelna i rzadko kiedy waży słowa, przez co jej szczerość zawsze jest odbierana jako atak na daną osobę. Potrafi zrugać każdego, nawet kogoś wyżej od niej postawionego, jeśli uważa, że ten nie ma racji. Stara się przy tym być jak najbardziej spokojna, choć rękoczyny, albo niszczenie przedmiotów nigdy nie pozostawały jej nieznane. Podobnie, jak pogardzanie innymi - najczęściej - nieznajomymi. Wyznaje bowiem zasadę: po co mam być miła dla kogoś, kogo tak naprawdę nie znam?
W jej oczach ciężko było szukać łez, co zawsze zadziwiało starą Nouvelle. Jakby jej spojówki nie były przystosowane do tego typu czynności, a co dopiero okazywania w ten sposób słabości. Bo dla niej to słabość, na którą sobie pozwolić nigdy nie mogła. Chce być perfekcyjna we wszystkim, jednak tak naprawdę jest jednym wielkim kłębkiem wad i sprzeczności, które do tego mieszają się ze sobą, co daje efekt taki, jaki widać w świetle dnia.
        Czarownica nie może poszczycić się jakąś niesamowitą, nieskalaną wręcz urodą. Jedni mogą rzec, że jest szkaradna z tymi swoimi ogromnymi niebiesko-zielonymi ślepiami, które zmieniają barwę na złotą przy każdym użyciu magii, a do tego wiecznym grymasem niezadowolenia na sporej wielkości wargach. Inni natomiast będą mogli powiedzieć, iż jej tajemniczość, lekko wychudzone ciało z nieznacznymi tylko zaokrągleniami to na biodrach, to na piersiach, albo kruczoczarne, poplątane wiecznie loki zakrywające łopatki będą ósmym cudem świata. Jak wszędzie, zdania zawsze będą podzielone, czy ta ciemnowłosa wiedźma ze śladami po oparzeniach na swoich przedramionach, czy wiecznie ubrana w ciemne ubrania jest atrakcyjna, czy też nie.
Daleko jest jej do wysokich modelek, które malowane są przez znakomitych malarzy, czy też niskich liliputów, przez co wzrostem się w ogóle nie wyróżnia. Jednak tempem i pewnością kroku - na pewno. Nie zatrzymuje się, ani nie schodzi z drogi, a stukot jej obcasów słychać z drugiego końca korytarza szpitala. No cóż... Musi jakoś zaznaczać swoją obecność, skoro nie każdy z początku jest w stanie dostrzec anemicznie wręcz bladą postać, której do wampira, czy wilkołaka jest bardzo daleko.


Od kreatorki:
Witamy.
FC: Katie McGrath.
W tytule: Adam Mickiewicz "Do M."
Mam nadzieję, że Lavinia zostanie przyjęta, mimo iż do ciepłych i zbyt radosnych osóbek nie należy. 
A wątki: chętna i gotowa. Choć nie ukrywam, że mam tendencję do odpisywania w swojej wymyślnej kolejności.
PS. Karta widnieje na innym blogu.

3 komentarze:

  1. [ Dobra. Wątek z Moim Necro albo Uniquem na pewno (Albo z oboma na raz :D). Jestem tylko zmuszona poprosić Cię byś zaczęła, bo nie mam do tego głowy ostatnio]

    OdpowiedzUsuń
  2. [Proszę bardzo. Nie mam w tej chwili głowy do wymyślania wątków.]

    OdpowiedzUsuń
  3. Co go trafiło, by pójść akurat tam? Sam właściwie nie wiedział. Poszedł. I już. Bez zastanowienia.
    Było już późno, a noc była ciemna, więc nikt nie miał szans ujrzeć mężczyzny bez trudu wchodzącego do budynku szpitala… Przez okno. Na trzecim piętrze. Nie sprawiło mu to wcale problemu. Pewnym ruchem podciągając się na parapet, ręką podtrzymując okiennicy niepostrzeżenie wszedł do pustej sali. Szybkim, choć bezgłośnym krokiem ruszył w stronę korytarza i miejsc, gdzie słyszał bicie ludzkich serc. Serca śpiących pacjentów biły wolniej, lecz były i takie, które wystukiwały w ciszy panującej w budynku rytm człowieka zdrowego i ożywionego. Wynn jednak nie był łapczywy i wiedział, że musi dobrze wybrać, kogoś… kogoś, kto i tak miał umrzeć. Ludzie w szpitalach zawsze giną, a mu zależało na dyskrecji, prawda?
    Ruszył miękkim, długim krokiem w stronę sal chorych, wybierając sobie za cel jedno z wołających go tak błagalnie serc i idąc w kierunku jego głosu. W końcu dotarł do małego pomieszczenia, w którym stało tylko jedno łóżko, na którym spoczywał chorobliwie blady mężczyzna. Wynn nie zastanawiał się nad tym, czemu w tych piekielnych, pełnych zaraz czasach w sali osadzono tylko jednego pacjenta, o chorobach zakaźnych zresztą miał bardzo mgliste pojęcie. Pokój oświetlał wychylający się tylko na chwilę księżyc, którego światło pokładało się na ziemi długimi liniami. Wynn zatrzymał się nad łóżkiem chorego. Tamten jednak całkiem niespodziewanie drgnął, wprawiając wampira w zdziwienie. Zachowywał się wszak idealne cicho.
    - Jesteś lekarzem? – zapytał słabo gorączkujący człowiek i z trudem odgarnął mokre od potu włosy z twarzy, by przyjrzeć się niezapowiedzianemu gościowi.
    - Oczywiście. – Wampir odpowiedział miękko, bardziej z przyzwyczajenia niż z potrzeby uciekając z plamy światła, tak, by tamten nie widział jego twarzy. – Już będzie dobrze – powiedział mu tonem przyjaznym, idealnie naśladującym doktora, który próbuje okłamać, czy pocieszyć chorego, o którym wszyscy wiedzą, że nie przeżyje nocy. W istocie, nocy miał nie przeżyć.
    Wynn delikatnie ujął jego rozpaloną dłoń i pochylił się nad nim, by móc bez przeszkód wbić zęby w jego nadgarstek. Człowiek nie miał siły próbować się bronić, więc wydał z siebie jedynie zduszony ni to jęk, ni to protest czy okrzyk bólu , a drugą ręką machnął jakby chciał odgonić muchę. Nie udało mu się to, więc blada, chuda dłoń chorego zacisnęła się na sienniku, a na jego twarzy pojawiło się widmo agonii. Mężczyzna szarpnął się gwałtownie ostatni raz, gdy wampir dosłyszał czyjeś kroki na korytarzu. Nie miał czasu na zamaskowanie rany, więc tylko wsunął dłoń chorego pod kołdrę i modlił się, by charakterystyczne ranki zdążyły się zasklepić nim ktokolwiek je dojrzy.
    Człowiek jeszcze nie konał, gdy Wynn musiał uciekać, usłyszawszy kroki na korytarzu. Umarł dopiero na oczach wchodzącej do pokoju kobiety. Zrobił to patrząc jej w oczy.
    Wampir szedł korytarzem nawet nie próbując ukryć się w którejś z sal. Kobieta zapewne zostanie trochę przy trupie, a on zdąży w tym czasie swobodnie dojść do okna, przez które wszedł…
    [Wybacz słowotoki :P]

    OdpowiedzUsuń