Aktualności
LISTA OBECNOŚCI ZAKOŃCZONA!
Wydarzenia

wtorek, 2 października 2012

You belong to me, my dear



"Kim jesteś dziewczynko? Tylko aniołem. Twoim przeklętym stróżem z jednym skrzydłem. Upośledzenie
 o sile całości. Dlaczego się mnie boisz?"


Nikły, kpiący uśmiech na niezwykle czerwonych wargach. Spojrzenie oczu, w których źrenicach zginął świat. Świat słabych, uległych, poszukujących zbawienia w piekle.

”Ja jestem tym, czego szukacie. Waszą pokusą, waszym spełnieniem, waszą klęską. Dzięki mnie wzmocnicie swoje mury, dostaniecie bezpieczeństwo, pewność życia po śmierci. Wśród kłamstwa, bólu, zapomnienia.”

 

   
Eire


Demon

Wiek? Ładnych parę setek jak nie tysiącleci. Nie pamięta. Jest jedną ze starszych.

„Kim chcesz, żebym była? Mogę być sukubem, jeśli tak sobie życzysz. Mogę stać się żeńską wersją Lucyfera. Spełnię każde Twoje życzenie, ale za to Ty oddasz mi swoją duszę. Tak, dobrze słyszysz. Duszę. Spoglądasz na mnie z przerażeniem. Dlaczego? Czyżbyś po raz pierwszy widział Łowcę Dusz? No oczywiście, że tak. Cóż za niedopatrzenie z mojej strony! Jakbyś spotkał, nie rozmawialibyśmy teraz tak spokojnie.”

Czarnowłosa kobieta o powabnym, ponętnym ciele. Blada skóra, czerwone wargi i takież same oczy. Patrzysz i myślisz "Szlachcianka". Potem widzisz i stwierdzasz "wygląda jak wampir. Taka piękna". A potem rozumiesz."Demon". Ale wtedy już jest za późno. Już jesteś w jej sidłach.
Zmienia miejsce zamieszkania w poszukiwaniu nowych dusz. Dostała całkowitą dowolność. Nowy rewir, nowe wyzwania. Anonimowość. Coś, czego potrzeba zmęczonej wiecznym kuszeniem demonicy, o duszy artystki. Prawdopodobnie dlatego była, jest i będzie jedną z najlepszych w swoim fachu.  W nocy poluje na ulicach. W dzień tam, gdzie może. Rano, jest po prostu sobą. Eire. Spokojną, uśmiechniętą, promienną kobietą o zjawiskowym wyglądzie.  Kobietą, której obiektem zainteresowania padają zarówno kobiety, jak i mężczyźni.

Co potrafi, kiedy staje się Łowcą Dusz? Do typowych cech demona dodaj jedną. Ogień. Nagroda za uwiedzenie, strącenie i zabranie duszy aniołowi.


"Horror z brakiem celu w roli głównej. Piekielna niekończąca się opowieść"

69 komentarzy:

  1. [ W Valnwerdzie chyba nie wiedziano kim jest modelka :P

    BTW. Wiiiiitaj!]

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Witaj w Valnwerdzie. c: Imię Twojej postaci bardzo mi się podoba ;^; ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Myślę, że tak, ale nie mam kompletnie żadnych pomysłów D: ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Spoko, może być.]

    Dzisiejszy wieczór był kolejnym wieczorem polowania.
    Te kilka zajęcy, które dorwał ostatnim razem, starczyło mu zaledwie na kilka dni... No cóż.
    Szedł powoli, jednak czując się wyraźnie obserwowanym przyśpieszył kroku.
    Nie miał przy sobie żadnej broni... Jak chciał polować?
    W swojej formie potwora oczywiście.
    W końcu zatrzymując się, obrócił się na pięcie i spojrzał na kobietę.
    - Czemu mnie śledzisz?- zapytał cicho i nieśmiało... cały Unique...

    OdpowiedzUsuń
  5. Spojrzał na nią mrużąc oczy podejrzliwe. Był strasznie nieufny...
    A co jeśli była najemniczką Uraziela?
    Westchnął jednak... Nie... to nie było możliwe. Pierwszy Anioł zawsze w sprawach tego boga załatwiał sam.
    - Nazywam się Unique. Jestem... Myśliwym...- prawie powiedział swoją drugą profesję... Nie chciał jej zdradzać. Była ona poważną zadrą na jego honorze i godności, a wykonywał ją tylko dlatego iż była dobrze płatna i mógł się z niej jakoś utrzymać...
    - A ty kim jesteś?

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Trochę za krótki opis. Moim obowiązkiem, z polecenia Wonsowej, jest opieprzanie gdy ktoś zbyt krótko pisze. Ale wierzę że potrafisz znacznie lepiej My Lady]

    Westchnął cicho.
    - Po co mam mówić czym jestem, skoro i tak mi nie uwierzysz?- pokręcił głową.
    Młody bóg spojrzał w niebo, wprost na księżyc. Na swoją matkę.
    - Opłaca mi się tylko powiedzieć, że jestem czymś co od dawna nie powinno istnieć...- wyznał i mocno przeciągnął się. Kości zaczęły mu strzelać głośno.
    Unique w końcu przeniósł wzrok pod swoje nogi pod którymi leżał kamyk.
    Kopnął go lekko, a on potoczył się kawałek dalej.
    - Od Bardzo dawna nie powinna istnieć...- dodał z westhnieniem.

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Hum, hum, hum. Ja pomysłów nie mam. Może Ty..? *maślane oczka*]

    OdpowiedzUsuń
  8. [ Chodzi o miejsce? Wybacz, z rana nie ogarniam. Tak, dla mnie godzina prawie czternasta jest rankiem. XD]

    OdpowiedzUsuń
  9. Prychnął cicho.
    - Tylko nie bożek! Nie jestem jakimś... Kwiatkiem! Ani posążkiem, które pogańskie ludy aktualnie wielbią.- jego mina wyrażała niezadowolony.- Jestem ostatnim ze Starych Bogów. Narodziłem się, zanim Pierwsze Anioły zjawiły się na ziemi!- pokręcił głową i oparł się o najbliższy budynek.

    [Wybacz, też nie mam zbytniej weny -.-]

    OdpowiedzUsuń
  10. [ Znooowu odgrywać tą samą scenę? A nie możemy zacząć od tego jak stali tam na tych schodach i Wynn usiłował pociągnąć ją za sobą do prywatnych komnat? Nie chce mi się powtarzać :P]

    OdpowiedzUsuń
  11. [Witam pierwszą osobę, która mnie tu powitała :D Z racji zaś tego... cóż, zależy, czy chcesz, by się spotkali pierwszy raz, czy może znali się już wcześniej... ]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Każdy wątek będzie dobry. Nie mam pomysłu na początek z sukkubem, a może być ciekawie.]

    OdpowiedzUsuń
  13. Kolejny targowy dzień w Norrheim. Choć pewnie dla tego miasteczka było to niemal jak święto. Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie ktoś go zaczepił, pewnie jakaś przyjezdna osoba.
    - Nie, przepraszam, ale jestem w mieście od niedawna. Nie wiem, gdzie co się tutaj znajduje.
    Oczywiście zbywał kobietę, bo nie w głowie były mu amory. Musiał znaleźć dzisiaj jednego handlarza i z nim pogadać, a wiedział, że ten w Norrheim będzie tylko do wieczora.

    OdpowiedzUsuń
  14. Szedł po krew. Ach, jak dziwnie to brzmiało, nawet, kiedy o tym myślał! Poły czarnego płaszcza powiewały za nim przy każdym mocniejszym podmuchu wiatru. Przytrzymywał trzema palcami kapelusz, by nie zsunął się z jego schludnie zaczesanych włosów. Tym razem był sam. Nie potrzebował swojej służki, jednak lubił kiedy podczas nocnych wypraw, szła z nim.
    Tym razem jednak postanowił iść sam, nawet nie zabrał ze sobą swojego kruka. Dobrze wiedział, dokąd powinien zmierzać. Lubił tego starszego pana. W dodatku mieszkał stosunkowo niedaleko, więc mógł go często odwiedzać. Zawsze sobie wyobrażał, że gdyby miał dziadka, byłby właśnie taki. Zdawał sobie sprawę z tego, że ktoś za nim idzie. W dodatku, nie byle kto. Ale nie zwracał na to uwagi. Przystanął na progu i zastukał cztery razy, robiąc w połowie krótką przerwę - tak, jak to miał w zwyczaju. Musiał odczekać kilka chwil, by siedem, nierównych kroków podeszło do drzwi, by otworzyć. Jakby mężczyzna kulał, co było zgodne z prawdą.
    - Dzień dobry wnusiu - przywitał go żywo, co w jego wieku było wyczynem.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie znał nawet jej imienia. Był w dworku za krótko, by usłyszeć chociaż szepnięcie o zjawiskowej damie. Nie wiedział nic. Było w tym chyba cały urok tej chwili.
    Nie odezwał się już ani słowem, Właśnie to milczenie było magiczne. W tym przypadku całkowicie się z nią zgadzał, o czym wiedział. W normalnych przypadkach rzadko miał okazję na takie doświadczenia jak te, nawet kiedy świadomie decydował się na gry ze śmiertelniczkami tylko po to, by stały się jego ofiarami. Większość kobiet była irytująco gadatliwa, za nic w nich tej magii. I tak, rzeczywiście. Nic nie wiedział o tej kobiecie. Choć ta wiedza nie była mu wcale teraz potrzebna.
    Nadal chciał po prostu jej krwi. Mógł się bawić, ale koniec końców ostateczny cel był taki jak zawsze. Zabawa też była ciekawa. Nawet ciekawsza niż ta ostateczność.
    Szedł ciemnym korytarzem, który kończył się na Sali, której cała ściana była przeszklona. Była na drugim piętrze, a okna wychodziły na ogród. Panowałby w niej mrok, gdyby nie białe palce księżycowego światła sunące po podłodze. Tu nikogo nie było, bo wyszli z otwartej dla gości cześci posiadłości, pojawiając się w części mieszkalnej, teraz pustej. Do czego miała służyć sala? Druga jadalnia? Możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  16. Jeśli ktoś pytałby się, czy w Norrheim jest jakiś szaleniec każdy mieszkaniec tego miasta, będący tutaj od przynajmniej dziesięciu lat, odpowie" Tak jest w tym mieście szaleniec". Gdy zapyta się o tożsamość tegoż szaleńca taki mieszkaniec odpowie "To ten Opętany Cmentarny Skurwysyn, Szalony Grabarz, Necro Green".
    Na taką właśnie reputację zapracował sobie ten wyglądający niezwykle młodo, białowłosy mężczyzna.
    Był zdecydowanie inny od innych ludzi.
    Spojrzenie jego jasnoniebieskich oczu było nienormalnie szalone, tak samo uśmiech jego bladoróżowych warg.
    Kolor jego włosów również był niespotykany... Kto w końcu miał białe włosy? Prawie nikt...
    Niezwykle niski zawsze nosił wysokie, skórzane buty na wysokich obcasach, co raczej zawsze było domeną kobiet, by dodać sobie choć tych kilka centymetrów.

    Stuk. Stuk. Stuk.
    Taki właśnie równomierny dźwięk wydawały obcasy owych butów na kamiennej kostce brukowej, z której wybudowana była jedna z wielu uliczek Norrheim.
    Wiatr bardzo radośnie bawił się jego niezwykle długimi białymi, rozpuszczonymi włosami, których nieraz zazdrościły mu kobiety.
    Wokół jego nóg falowała końcówka jego długiego, idealnie dopasowanego na jego kobiecą figurę, płaszcza.

    Szedł szybko, a jego cel był prosty: Mały czarny rynek, gdzie dostać mógł składniki sprzedawane przez nieludzi dla nieludzi, czyli różnego rodzaju magiczne wisiorki, rzadkie składniki alchemiczne, księgi zaklęć, krew w butlach po winie, mączkę kostną....
    Samego Grabarza interesowało tylko jedno: Przerobione w specjalnym wywarze, dość duże kości zwierzęce, który zapewniał mu łatwość krojenia ich, a jednocześnie zapewniał niewiarygodną ich wytrzymałość.
    Nie, nie były mu one w żaden sposób potrzebne do magii.
    Necro chciał oddać się swojej pasji: Rzeźbieniu.
    Co prawda Green zazwyczaj rzeźbił w marmurze jednak teraz... Chciał zrobić małe kościane wisiorki, które idealnie będą pasowały do jego stylu.
    Kiedy usłyszał głos kobiety spojrzał na nią ze swoistą dozą szaleństwa w swoim wzroku.
    - Och, My Lady, oczywiście iż znam owe miasto. Wychowałem się tu!- powiedział radośnie i oblizał swoje wargi, co było jego naturalnym nawykiem.
    Jej wygląd w żaden sposób go nie ruszał. Ale kto mógłby wiedzieć iż on w ogóle nie zwraca uwagi na piękno kobiet? Chyba tylko jego nieżyjący brat Ceron.

    OdpowiedzUsuń
  17. Chciała iść, niech idzie. Nie miał pewności, kim tak na prawdę jest osoba, która ją śledzi, jednak postanowił pozwolić jej iść za sobą. Cóż, widocznie miała szczególny powód, którego on był bardzo ciekaw.
    - Dzień dobry Dziadku. Mam nadzieję, że ci nie przeszkodziłem? - Spytał miękko, jakby łączyły ich grube więzy przyjaźni i wieloletnie wspólne przeżycia. Cóż, starzec istotnie tak myślał, jednak taka inicjatywa nie wypłynęła ze strony Demona. Dlatego tak bardzo polubił tego starca. Wszedł do środka, postukując podeszwami butów na drewnianych deskach, kiedy przechodził przez korytarz do małej izdebki połączonej z kuchnią. Usiadł na stołku zdejmując płaszcz i kapelusz. Było tutaj duszno, co Demonowi bardzo się podobało.

    OdpowiedzUsuń
  18. - W takim razie życzę dobrego dnia Pani i szybkiego pozbycia się strachu przed tłokiem. Żegnam.
    Ukłonił się elegancko i odszedł w stronę portu. Możliwe, że właśnie tam była osoba, której poszukiwał, a nie chciało mu się wracać po własnych śladach. Dodatkowo ta kobieta... Lubił flirtowanie kończące się w łóżku, zwłaszcza z ładnymi dziewczętami, ale ta wydała mu się zbyt nachalna. Jak ktoś miał polować na czyjejś serce, to Moran wolałby być myśliwym, a nie ofiarą.

    [Jeśli Eire rzeczywiście chce zdobyć Morana, to musi się naprawdę postarać. Drobne, tanie sztuczki nie działają na kogoś ze stolicy, gdzie takie rzeczy są na porządku dziennym XD ]

    OdpowiedzUsuń
  19. Ostatnio siedzenie w domu było zbyt monotonne. Ogółem jego zajęcia stawały się rutynowe - jak nie występy, to włóczenie się, a dopiero potem pobyt w domu. Po całym dniu poza nim i zaliczeniu paru występów, pora skierować kroki w stronę ciepłego mieszkania. Ciepłego. Na dworze robiło się coraz zimniej i lada chwila pogrąży się w hipnotyzującej, ale i też przygnębiającej bieli. Trzeba będzie się rozejrzeć za cieplejszym płaszczem, zanotował sobie w myślach Dorian.
    Z rozmyślań wyrwał go ładny, kobiecy głos i natychmiast zwrócił uwagę na nieznajomą. Ściągnął z głowy kapelusz i ukłonił się, dworskim ruchem wyciągając rękę z nakryciem głowy w bok, a drugą kładąc na klatce piersiowej. Później, nieco unosząc się, chwycił delikatnie jej dłoń i ucałował wierzch.
    - Witam szanowną damę - przywitał się, kiedy już się wyprostował i uniósł lekko kąciki warg w uśmiechu. Następnie szybko zerknął na boki, coby rozpoznać ten kawałek miasta. - Owszem, kojarzę co nieco. Panienka zmierza do jakiegoś konkretnego miejsca?

    [ Jasne, nie jestem wybredna. c: Jakbym coś źle pisała - mów od razu. Nauka ssie i nie mogę złapać weny. Z tym też się wiąże moje ekspresowe odpisywanie, za które Cię przepraszam, Eire. ]

    OdpowiedzUsuń
  20. Dotąd wymienili zaledwie kilka słów. Proste myśli – w gruncie rzeczy o niczym. Nie musieli nic mówić, przecież obydwoje wiedzieli czego chcieli. Cóż, przynajmniej tak im się zdawało, bo Wynnowi kobieta jawiła się jako pewna siebie szlachcianka, nie demon. Piękna femme fatale, o diabelskiej naturze tylko w charakterze, nie pochodzeniu.
    Zatrzymał się przy wejściu i obserwował ją w ciszy. Była naprawdę piękna, a delikatne światło księżyca dodawało jej tylko wyniosłej wspaniałości niczym u mitycznej bogini. Przechylił lekko głowę, czując jak o kark obijają mu się związane nieszczęsną wstążką włosy. Bez zastanowienia ruszył w jej stronę, długimi, miękkimi krokami pokonując dzielącą ich odległość. Nie było słychać niż poza echem głosów dochodzących z głównej sali, gdzie tłoczyli się możni tej części kraju. Mężczyzna zbliżył się do niej stając trochę z boku, a trochę za nią. Wyciągnął ręką tak, by objąć ją w talii, zbliżył się maksymalnie, jednak nie dotknął jej nawet opuszkiem palca. W jego gestach widać było pewność…
    ale na wypadek, gdyby chciała strzelić go w pysk za nachalność, wolał być ostrożny. Nie wątpił, by do tego też była zdolna. Wszak to nie piekielna prostytutka, lecz ktoś więcej, w to nie wątpił. I będzie zabiegać o swe prawa, nie chcąc być bezmyślnie obłapiana. Nigdzie się im nie śpieszyło. Bal wszak miał trwać w najlepsze jeszcze całą noc…

    OdpowiedzUsuń
  21. Drażniło go to? Może trochę tak... W końcu chyba nikt nie lubi być śledzony. Westchnął ciężko popijając gorzką herbatę. Nie przepadał za słodkościami, oj tak! Nie przepadał! Ale w ostateczności jadł nawet słodycze robiąc dobrą minę do złej gry. Przez wiele lat nauczył się aktorstwa w stopniu "uwierzą, bez dyskusji".
    Siedział i czekał. Aż wreszcie dziadek zaproponował, że wyjdą do ogrodu nazbierać jabłek. Zgodził się natychmiast, ponieważ wiedział, kto będzie czekał po drugiej stronie płotu. Nigdy nie mówił o swoich zdobyczach per "ofiara" lub "obiad". Używał określenia "interesant" albo po prostu "petent". Chociaż częściej to pierwsze.
    Uśmiechnął się do ślicznej dziewczyny, która bawiła się ze swoim psem. Długie włosy, upięte nad jednym ramieniem spływały z drugiego, dodając jej uroku. Stanowczo nie w jego typie. Podeszła do drewnianych pali i dopiero teraz Demon zauważył kwiat, wpleciony we włosy koloru pszenicy. Zerknął tylko przelotnie za siebie, nim zagłębił się w nudnej i słodkiej jak herbata z miodem rozmowie.

    OdpowiedzUsuń
  22. Gdyby mógł, duszę by oddał bez wahania by móc skosztować jej warg. … Miał nadzieję, że nie będzie to jednak potrzebne. Zresztą dusza już oddana, sprzedana razem z życiem, za morza krwi, tysiące istnień, wieczną noc i ucieczkę w zło przed złem. Nic nie warta, pozbawiona życia.
    I choć kusiło go, by poznać brzmienie jej imienia, nie wypowiedział ani słowa. Cisza wibrowała, niosąc nie ckliwe gadanie, lecz nieubrane w słowa pragnienia.
    Zbliżył się do niej, nie stojąc już na granicy wzroku, lecz naprzeciw niej. Usta dotknęły alabastrowej skóry i od razu się cofnęły, muskając ją jedynie. Jeszcze nie teraz…
    Nikt nie powinien ich dojrzeć, gdy nie zapalali światła. Ogród w dole był pusty i ciemny. Jedynie księżyc oświetlał go bladą łuną. Jego dłonie pewnie przesunęły się po materiale czerwonej jak krew sukni, chustę odrzucając gdzieś na pobliski stół.

    OdpowiedzUsuń
  23. Zadziwiająca była niepewność, jaka objawiała się w jego gestach i ruchach. Rzadko zdarzało się, by jakaś kobieta go onieśmielała. Pomyśleć, że Wynn, człowiek, który romansami zabijał nudę od dziesięcioleci, potrafił być jeszcze niepewny jak młodziak!
    … z drugiej strony mało kto pomyślałby, że Wynn potrafi milczeć dłużej niż na czas nabierania oddechu. Specyficznym i zmiennym stworzeniem był.
    Czuł jej pożądanie, jego słodki zapach drażniący jego zmysły. Tak, niewątpliwie przynajmniej część pragnień mieli wspólnych. Mruknął cicho, dając tak świadectwo tego, jak było mu przyjemnie. Nie dajac się więcej zachęcać, pocałował ją, początkowo delikatnie, w sposób nadal przepełniony tą głupią niepewnością, potem znacznie bardziej pożądliwie. Bez zastanowienia językiem rozchylił jej wargi, pogłębiając pocałunek i smakując wnętrze jej ust. Jego ciało było chłodniejsze od ludzkiego, lecz nie lodowate i z łatwością można było to przeuważyć. O kłach też pamiętał, resztami samokontroli pilnując by nie stały się zbytnio wyczuwalne. Kierowany jej sugestią, przesunął dłonie, które znów zaczęły badać krzywizny jej ciała. Drugą ręką na oślep przesunął ku wiązaniom jej sukienki.
    Nawet nie podejrzewał jak tęsknił za wizytami na tych wszystkich dworach i drobnymi przyjemnościami z tego płynącymi. Zresztą! Takiej sytuacji jeszcze nie było, to nie była zaledwie drobna przyjemność. Czy stąd płynęła jego głupia niepewność?

    OdpowiedzUsuń
  24. - Rycerze długo nie żyją i są kiepscy w handlu! - odkrzyknął, machając ręką. Nawet się nie odwrócił. Niańczenie ludzi to nie jego działka, bo nie był przecież jakąś zakonnicą, czy głosicielem praw moralnych. Choć ten drugi przykład jednak nie jest zbyt najlepszy. Tacy głosiciele często sami popełniają niezbyt moralne czyny.
    W już samym porcie wreszcie znalazł gościa, którego szukał. Zwymyślawszy go, że nie przybył na czas i pokpił sprawę, zawiązał z nim wreszcie umowę na znacznie lepszych dla siebie warunków, niż się umawiali. I znaczniej szybciej, bo tylko tyle, ile trwało spisanie kontraktu w dwóch sztukach i podpisanie go. Teraz Moran mógł wreszcie spokojnie odetchnąć.

    [Ale szybko Eire się poddała... A myślałem, że szuka wyzwania.]

    OdpowiedzUsuń
  25. - Ale głupcem jest ten, kto myśli, że zaskoczy kupca z Iliadu.
    Odpowiedział cicho i spokojnie. Prawą rękę trzymał na kolbie pistoletu umieszczonego pod pachą, więc wystarczy, że pociągnie za spust i nie musi się już więcej przejmować tą kobietą. Z drugiej strony jednak zaintrygowała go jej chęć zemsty za brak flirtu i tak niespodziewane podejście do niego.
    - Chyba nie sądzisz, że byle kobieta z urażonym sercem jest w stanie mnie zaskoczyć. Jednak myślę, że tym razem mogę zamienić z tobą kilka słów.
    Był bezczelny, bo gierki serio go teraz mało interesowały. Wolałby pójść do burdelu po jakąś lepszą pannę i oddać się chwili zapomnienia przy kieliszku południowego wina, aniżeli użerać się z przybłędą. Nawet jeśli była to wspaniała zapowiedź jego ulubionego zajęcia poza handlem, czyli flirtu.

    OdpowiedzUsuń
  26. Sytuacje takie jak ta nie zdarzały się zbyt często. W ostatnich latach, przez to, że był ścigany przez Inkwizycję i Nikodema, księcia wschodnich prowincji, nie mógł swobodnie odwiedzać zamkowych sal balowych. Odważył się dopiero teraz, gdy już, jak miał nadzieję, reszta znudzonych życiem szlachciur zdążyła zapomnieć o polowaniu na czarci pomiot, za jaki został uznany. Wcześniej jednak, często wynajdował kobiety, które zabierał w jakieś ustronne miejsca… Lecz nie tak piękne kobiety, a miejsca bardziej ustronne. Zresztą, zwykle chodziło mu wyłącznie o krew, choć, nieskromnie mówiąc, nigdy nie miał problemów z oczarowaniem naiwnych, pragnących słodkich słów istot.
    Z wprawą począł rozsupływać wiązania gorsetu, uwalniając coraz to większe połacie bladej nieskazitelnej skóry. Pozwolił jej na wszystko, co tylko chciała, jedynie rozkoszując się tą chwilą. Tysiąc razy mógłby ją już zabić, jak mu się wydawało, ale czy nie „grzechem” byłoby przerywanie tak upojnej chwili?

    OdpowiedzUsuń
  27. - Więc wychodzi na to, że jesteśmy w patowej sytuacji.
    Pokiwał głową i wolną ręką wyciągnął sobie cygaro, które po chwili zapalił. Słońce zaczęło już powoli zachodzić, a ich postacie rzuciły cienie na pobliski budynek. Dzięki nim doskonale zorientował się w tym, w jaki sposób dziewczyna go szachuje. Teraz oboje byli w jednakowym położeniu, a ewentualna walka zajęłaby może pół sekundy. Zwycięzcą zostałaby szybsza osoba.
    - Zastanawiam się, czy aż tak bardzo cię pociągam, że jesteś gotowa szukać mnie po mieście, obserwować i wciągnąć w pułapkę w ciemnym zaułku. Nie uważasz, że to wręcz zabawne.
    Zachichotał cicho i puścił dwa kółka dymu w powietrze. Naprawdę nie lubił tak patowych sytuacji.

    OdpowiedzUsuń
  28. - Nie wiem czy zadowoliłaby Cię dusza grzesznika, pani. – odpowiedział cicho, prawie mimowolnie przyjmując miękki, pociągający ton. Przechylił lekko głowę na bok i dopowiedział po chwili – Choć gotów jestem oddać ją bez żalu, by ten wieczór nadal trwał.
    Wstrzymał się z dalszym uwalnianiem jej od czerwonej tkaniny i zamytał cicho;
    - Zgodzisz się ją przyjąć?
    Skąd miał wiedzieć, że licytują się naprawdę?

    OdpowiedzUsuń
  29. - Nie jestem rycerzem, by biegać za pannami w obronie ich cnót, moralności, czy kij z tym co jeszcze. Mnóstwo takich idiotów potem pięknie zdobi mury ich wyimaginowanych zamków, za którymi miała czekać księżniczka nachodzona przez jakiegoś potwora.
    Jak on nie cierpiał patowych sytuacji. Oczywiście wiedział jak się z tego wykaraskać, ale nie podobało mu się to wyjście. Balans zysku i strat był niewiadomą, a poleganie na odrobinie szczęścia i refleksowi w tradycyjnej przepychance było nie do przyjęcia.
    - Choć skoro panna mnie zmusza do założenia zbroi, to czemu nie miałbym z tego skorzystać? - zapytał retorycznie. W następnej chwili puścił cygaro i wszystko czego dokonał zajęło dokładnie tyle czasu, ile czasu ono spadało. Cofnął się i nabił się na ostrze, a następnie gwałtownie obrócił, pozbawiając kobiety drobnego sztyletu, przełożył broń do drugiej dłoni i podstawą kolby powalił napastniczkę na ziemię. Był ranny, pewnie nawet głęboko, ale teraz to on kontrolował sytuację, mierząc z pistoletu i prywatnego rewolweru w punkty witalne dziewczyny.
    - A teraz może mi wreszcie powiesz jak się nazywasz, do cholery?

    OdpowiedzUsuń
  30. - Jest Twoja, pani. – Usłyszała gorące zapewnienie, wypowiedziane głosem przepełnionym pożądaniem.
    Suknia zzsunęła się z jej ramion, potem z piersi, by zatrzymać się mniej więcej w połowie drogi na ziemię. Ręka, dotąd błądząca po materiale, wsunęła się pod fałdy czerwonego materiału, by bez barier móc poczuć jej ciało. Przesunąwszy się po kształtnych pośladkach, jego dłoń skierowała się w stronę wnętrza uda. Usta w tym samym czasie, badały miejsca odsunięte przez suknię. Te chwile były znacznie więcej warte niż duszę – myślał zachowawszy tylko odrobinę logicznej świadomości, która w końcu też uciekła, pozwalając pomieszczeniu wypełnić się pełnym pożądania pomrukiem.

    OdpowiedzUsuń
  31. Upadając na ziemię stęknął, ale potem się zaśmiał, gdy kobieta, która ma na imię Eire, nazwała się łowcą.
    - A jakże widzę. Łowca z bronią, która go nie posłucha.
    Jego broń zawsze miała taki feler, że jeśli jego nadgarstek ze specjalną opaską nie będzie w pobliżu rękojeści, to kurek nie ruszy się z miejsca i nabój nie wystrzeli. Dla wszystkich poza nim te pistolety mogły co najwyżej służyć za młotek. Tak samo jak okular na jego prawym oku mógł sprawić, że widział nawet w najgłębszych ciemnościach.
    - Jak chcesz to możesz sprawdzić, czy warto było wziąć pistolet, czy rewolwer. I nie ma co się rumienić, gdy facet ze stolicy gra nieczysto.
    Podparł się na łokciach, ciągle celując trzymaną bronią na łańcuchu w stronę dziewczyny i śmiejąc się. Czasem śmiech przemieniał się w bolesne postękiwania, a za każdym razem, drobna strużka krwi na bruku wydłużała się coraz bardziej. Nie miał zielonego pojęcia, czy to rana śmiertelna, czy też po prostu mocniej krwawi.
    - Jak pozwolisz mi wstać i pomożesz mi dojść do medyka, to zafunduję ci kolację w Złotym Smoku w ramach przeprosin, zgoda? - Uśmiechał się bezczelnie, wymawiając te słowa, jednak jednocześnie przybrał najbardziej zawadiacki uśmiech ze swojej kolekcji.

    OdpowiedzUsuń
  32. - Aleś drażliwa... Nie dziwię się, że tak mnie napadłaś. Istny demon, nie ma co.
    Odebrał pistolet i schował go do kabury. Co prawda młotek dobry, ale kule lepsze i oboje wiedzieli, że to nie był remis. Nie tym razem. Moran zrobił szacha, choć niekoniecznie był to jeszcze mat w tej rozgrywce.
    - A skoro nieznajomi nie mogą zaprosić cię na kolację w ramach przeprosin, to ujawnię ci swoją tożsamość. Moran Gondra. Za zabicie mnie ścigałaby cię inkwizycja, wojsko imperialne, kilku wierzycieli, moi współpracownicy i cholera wie, kto jeszcze.
    Kupiec delikatne podparł się o dziewczynę i jakoś zdołał stanąć o własnych siłach. Powinni znaleźć prędko jakiegoś medyka, jeśli miał ją rzeczywiście zabrać ją do karczmy dla okolicznej elity, a nie do kostnicy.

    OdpowiedzUsuń
  33. - W sumie masz rację. Nie przeżyłabyś mojej śmierci.
    W przeciwieństwie do jej śmiechu, jego był ciepły i przyjemny dla ucha. Nie musiał się przecież obnosić ze swoim nieczłowieczeństwem. Nikt nie musiał wiedzieć, kim naprawdę jest wyglądający na trzydzieści kilka lat mężczyzna.
    - Chodźmy więc. Obok kościoła jest chyba szpital, a kościół widać jak na dłoni.

    OdpowiedzUsuń
  34. Czy Eire nie miała za grosz przyzwoitości? Zabrać duszę biednego człowieka, skazać go przez głupie niedopowiedzenie na potępienie, a potem jeszcze dalej go zwodzić? Gdyby tylko Wynn wiedział, co ona kombinowała? Gdyby tylko wiedział…!
    … zapewne nie przerwałby składania pocałunków na jej bladej, gorącej skórze. Pewnie nadal drażniłby palcami jej kobiecość i kompletnie nie przejął się tym, że zechciała wrzucić go do piekielnej otchłani. Przecież na razie byli na ziemi i wcale im się nigdzie nie śpieszyło.
    Chwyciwszy ją za uda, z łatwością poniósł, pozwalając jej otoczyć się długimi, zgrabnymi nogami. Zaniósł ją do jednego z zapomnianych stołów w wielkiej, ciemnej Sali i posadził częściowo na nim. Wrócił do pocałunków, teraz schodząc jeszcze niżej. Niecierpliwie zrzucił z niej suknię, by podzieliła los porozrzucanych ubrań. Cały czas starał się nasłuchiwać, czy ktoś nie idzie; czy to zirytowany lord, któremu Wynn obiecał swoje towarzystwo, czy to jeden z pełnych nadziei adoratorów pięknej kobiety. Tak naprawdę ciężko było mu się na czymkolwiek skupić i musiał zaufać jedynie własnemu instynktowi

    OdpowiedzUsuń
  35. -Hm? -mruknął.
    Po pierwszych słowach wręcz przestraszył się, że może to być kupieć, miejscowa wróżka, czy inny syf, jakiego nie chciał zaznawać, nie dziś. Miło zaskoczyła go kobieta w czarnych lokach.
    -Ah.. Tak, znam. -rzekł beznamiętnie.
    Odgarnął tabun ciemnych włosów do tyłu, aby lepiej przyjrzeć się kobiecie. Pewnie ktoś z bogatszej rodziny, albo i nie... Albo i.. A z resztą, po co się zastanawiać.
    -w czym pomóc?

    OdpowiedzUsuń
  36. Uniósł lekko brew i prawy kącik ust.
    -Pani albo nie stąd, albo bardzo nie umie zmyślać -pokręcił lekko głową - biblioteka zamknięta na jakiś czas, z resztą dziś i tak mają dzień wolny... Ale... Nawet jeśli, to jest tuż za rogiem, a stąd widać jej szyld - pokazał palcem na drewnianą księgę wyciętą w konatrze, wiszącą nad wejściem jednej z kamieniczek. - Więc? W czym innym mogę pomóc? -uśmiechnął się ponownie.

    OdpowiedzUsuń
  37. Może gdyby ktoś powiedział Wynnowi, że całuje czyste zło, może błby skłonny w nie uwierzyć. Teraz jednak nie w głowie były mu filozoficzne dywagacje. Miał lepsze zajęcie. Ni mniej, w zło, ani dobro nie wierzył.
    Jego usta z zapamiętaniem pieściły jej skórę, coraz niżej, wkrótce okrążały jej pierś, w słodkiej torturze omijając jej centrum. Potem przesunął się ku drugiej, zostawiając za sobą płonącą ścieżkę. Chciał jej, teraz, już, natychmiast. Jak dobrze, że zrzucili swoje ubrania wcześnie, pewnie zniszczyłby materiał w głupiej niecierpliwości. Wszedł w nią gwałtownie, nie chcąc i nie widząc potrzeby bawienia się w dłuższe subtelności. Chciał tego, teraz w tej stali, na skrzypiącym stole, by wspinała się na niego, owijając długimi, zgrabnymi nogami, by mógł słyszeć jej westchnienia i jęki.
    [Zboczeńce jedne! …masz rację, wątek fajny XD]

    OdpowiedzUsuń
  38. Podrpał się po brodzie. Co ta kobieta może od niego chcieć? Może mieć złe zamiary, ale.. co zrobi demonowi? Staremu, znudzonemu demonowi, który duszy nie zaprzedał, a i też jej już nie ma?
    -Myślę, że mogę pomóc -ukłonił się lekko - na imię mi Salival.
    Przeszło mu przez myśl pare czarnych sceniariuszy co do jej zamiarów, wciąż myślał jak człowiek. Dopiero po chwili znów ogarnął, że jednak żaden z jego wymysłów nie może mieć miejsca. Kobieta wyglądała na sprytną i inteligentną, ale czy na tyle przewidującą? Może miała całkiem dobre zamiary, a Salival miał złe podejście?

    OdpowiedzUsuń
  39. Nie liczyło się już nic… Pusta sala i tłum tak blisko już nic go nie odchodziły. Tylko ich ciała, pocałunki, żar pomiędzy nimi. Mogli być wszędzie, mogli być kimkolwiek, ale to przecież nie było ważne. I tak, niech ta chwila trwa… w nieskończoność? Nie, aż tak dobrze być nie mogło. Przerywając pocałunki tylko na sekundę, przesunął nosem na bok, natrafiając po chwili na jej szyję. Choć jego pocałunki tam składane nie miały wiele wspólnego z delikatnością, czy broń boże niewinnością, nie zwiastowały tego co miał w zamiarze. Zresztą, Eire nie wydawała się zdolna do zastanawiania się nad zamiarami kogokolwiek… Zmieszanego z taką ilością bodźców, z tak silnymi odczuciami i emocjami bólu też miała nie poczuć, przynajmniej na początku. Ugryzł prężącą się pod nim kobietę, ufając, że nawet nie zda sobie sprawy z tego co się dzieje. Miał swoją własną magię, iluzjonistyczną i słabą, ale jednak. Skąd miał wiedzieć, że nie jest tym za kogo ją wziął?
    Wszak nie wiedzieli o sobie nic. Jeszcze mniej niż myśleli, że wiedzą.
    [ Prawdę powiedziawszy też mi się początek podobał bardziej, to było jednak oczywiste jak będzie później. Ale późniejsze wydarzenia pewnie będą mniej przewidywalne - "Niespodzianka!" :D. ]

    OdpowiedzUsuń
  40. Nie zrozumiał? Może nie uwierzył? Najwidoczniej. Nie wymagajmy myślenia w takiej chwili! Zadziwjące jak wampirowi ciężko uwierzyć w demona... Jakie to.. głupie.
    Chciała? Niech ma. Będzie umierać dochodząc - jej życzenie. Tym razem, jego suta na jej ciele pozostawiały za sobą widoczne ścieżki czerwieni. Szybciej i szybciej, mocniej... Chciał spełnić jej życzenie. Zatraciwszy się w pożądaniu, w smaku krwi przestał zwracać na uwagę na cokolwiek poza nimi. W to, by miał paść na ziemię w agonii, oczywiście nie uwierzył. Szalona kobieta, tak samo głupia jak i on, nie demon! Krew, najwspanialszy trunek i narkotyk, nie trucizna...

    OdpowiedzUsuń
  41. Sam doszedł mniej więcej w tym samym momencie, może chwilę potem, wypełniając ją sobą. Ta krótka chwila ich wspólnej ekstazy była wspaniała, lecz gdy minęła zorientował się, że coś nie tak. Paliła go skóra i czuł zapach dymu. Bólu w żołądku nie odczuwał na samym początku, nie pamiętając prawie jakie to uczucie. Wystraszył się nie na żarty i cofnął ze dwa kroki szybko ubierając spodnie.
    A potem padł na ziemię, niby w agonii.
    - Coś Ty mi zrobila?

    OdpowiedzUsuń
  42. Zamknął oczy. Mimowolnie zwinął się na podłodze.
    Ogień, ogień, ogień... Prawie tak samo straszny, jak ten, który poczuł, gdy dopadł go poranek. Palił go od wewnątrz, rozpalał powoli, po kawałku całe ciało, wypełniając każde naczynie, każdą żyłkę cierpieniem. Spomiędzy jego warg miał wydobyć się głos, lecz było to jedynie pełne bólu syknięcie.
    Znieruchomiał dopiero po jakimś czasie. Przestał oddychać, a milcznie wypełniło salę. Powoli ułożył się w wygodniejszej pozycji i odezwał się cicho;
    - J-już nie żyję...
    W powietrzu czuć było zapach krwi wymieszany z siarką, z ogniem... Jedno i drugie powodowały u niego skrajne emocje. Znów zaprzestał oddychania. Niewiele to pomogło, ale zawsze...

    OdpowiedzUsuń
  43. [Oj, za to też nie raz mogłam powiedzieć, że kocham mój komputer :D Także, no problem.
    A pomysł. Powiem, że mi się podoba. W końcu, czemu by nie? A skoro tak... czy wolałabyś, by Dev wiedział o jej profesji, czy też nie? I czy ich romans miał na celu zabranie jego duszy, czy po prostu zwykła historia typu spotkała się dwójka ludzi...? I jeśli wybieramy opcję pierwszą, to czemu by do tego nie doszło? On zniknął niespodziewanie, czy jak? Zresztą, chętnie usłyszę, jak to widzisz.]

    OdpowiedzUsuń
  44. Zamknął oczy, a na jego twarzy pojawiło się widmo bólu, wyraźniejsze niż poprzednie lekkie skrzywienia. Syknął cicho pod nosem, opadając policzkiem na chłodną posadzkę. Bolało. Cholernie bolało. Wiedział, że jest kompletnie bezbronny. To też bolało, tyle, że nie fizycznie.
    - Wiedziałaś, prawda? Co zamierzam...?

    OdpowiedzUsuń
  45. Gdyby się bardzo skupić, uprzeć i włączyć pozytywne myślenie, ból stawał się bardziej wytrzymywany, kiedy tylko pamiętać, żeby się nie poruszać. Spalanie żywcem zmieniło się w powolne przypiekanie. Na wolnym ogniu. Miał ochotę parsknąć śmiechem, z trudem się powstrzymał, wyginając w uśmiechu tylko usta.
    Odchylił lekko głowę do tyłu i zaraz syknął, poczuwszy dotkliwe ukłucia bólu. Zmrużył oczy.
    - Kultura podpowiada mi, żeby przeprosić za próbę morderstwa… - powiedział cicho – ale dochodzę do wnosku, że bez przeprosin się obędzie. To ja jestem ten poszkodowany. Ty jesteś tylko o jednego grzesznika do tyłu – ja leżę całkiem bezbronny na ziemi i coś czuję, że nie dam rady wstać jeszcze jakiś czas.
    Spróbował delikatnie, uważnie przesunąć się tak, żeby ją widzieć, jednak ból, trucizna, która wypełniała jego ciało, sprawiła, że szarpał się jedynie, przewracając bezwładnie na bok. Może i mógł na nią patrzyć, ale miał za to większe problemy…

    OdpowiedzUsuń
  46. - A nie? - zapytał się równie niewinnie. - Nasza sytuacja sprzed chwili byłaby tego świetnym dowodem.
    Na chwilę oparł się o ścianę. Ból w brzuchu nie pozwalał na bardzo gwałtowne ruchy, ani na śmiech. Chyba rzeczywiście delikatnie przeholował z tym nożem. Gdyby wtedy strzelił, ona leżałaby martwa, a on powoli turlałby się w stronę ludzi, z nadzieją, że ktoś mu pomoże. Jednak czy było to możliwe w tak zepsutym świecie? Nie był tego pewny.
    - Jesteś istną demonicą. Jestem ciekaw kto uczył cię walki, bo chyba nie na umiałaś się tego sama podczas wieczorków z szydełkowaniem, co? - znowu się zaśmiał i po chwili wydał ciche westchnięcie. Naprawdę powinien ograniczyć żarty i docinki na jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
  47. Mimo tego, że jego ciało wypełniała trucizna, czysty, piekielny ogień, nie powstrzymał uśmiechu.
    - Bywa i tak. Niemniej, trochę żal mi, że to się tak skończyło. Umieranie jęcząc z rozkoszy chyba nie jest znowu aż taką złą śmiercią. – Zaśmiał się cicho. Słychać było, że sprawia mu to problem. Niefortunne wydarzenia nie tylko sprawiły mu ból, ale też bardzo go osłabiły. Ile już miał kochanek, które umierały nieświadome do końca tego co się działo, jednako wystraszone wymykającym się im życiem i podniecone złudną, toksyczną przyjemnością? To było upiorne, ale to kochał. Wszak w jego mniemaniu nie było bliższych sobie rzeczy jak rozkosz i śmierć… I dwóch innych rzeczy, których tak bardzo by nie potrzebował i nie pragnął. Krew była i jednym i drugim. Lecz i tej nocy nie narzekał. No, może do czasu. Nie wyczuwał innych gatunków, obleczonego w ludzkie, zwodniczo kuszące ciało demona. Nawet nie czuł wstydu.
    - Czemu mnie tu nie zostawisz, bym zdychał w samotności?
    Czy w jego głosie brzmiał wyrzut? Odrobinkę.

    OdpowiedzUsuń
  48. - Wierzę ci. Jak umiesz nożem, to i umiesz szydłem - odpowiedział filozoficznie. Ból był na tyle silny, że zastanawiał się nad delikatnym użyciem magii. Coś, czego starał się nie robić.
    - Widzę już szpital. Wejdziesz ze mną i mnie dopilnujesz, czy też sobie odejdziesz, zadowolona z siniaków, jakie ci sprawiłem, i stanu, w jakim się znalazłem?
    Chciał ją zbyć po prostu. Ot tak. Nie, że jej nie lubił, a nawet z chęcią by ją przeleciał, bo była niczego sobie, ale po prostu nie chciał jej obecności w swoim pobliżu, gdy miał za chwilę wysłuchać, jak długo ma zostać w szpitalu.

    OdpowiedzUsuń
  49. - Rzeczywiście się zdziwi. Zazwyczaj to ja przyprowadzam mu pacjentów.
    Użył grama magii do uśmierzenia bólu i odpowiedział zaczepnie. Nie znosił magii, a tym bardziej, że każda, poza jego własną, była na niego bezużyteczna. Gdyby tylko mógł przybrać prawdziwą postać, to nawet horda tych wszystkich samozwańczych aniołów nie mogłaby go powstrzymać. Te lalusie używają przede wszystkim magii. No ale nie ma co się rozczulać nad sobą. W ludzkiej postaci może i był znacznie słabszy, ale to nie znaczy, że nie poradziłby sobie z jednym aniołem lub dwoma. Bardziej go zastanawiała ta dziewczyna, której przyglądał się od dłuższego czasu po kryjomu. Przywalił jej naprawdę mocno z kolby pistoletu, a jej skóra była wciąż idealna. Ba! Nie było nawet zaczerwienia po jego ciosie. Dodatkowo jej ruchy i spojrzenie... Był za stary na takie przebieranki z diabłami. Zwłaszcza, że jednego doskonale poznał w odległej przeszłości, a który miał głupi zwyczaj zaskakiwania go coraz to wymyślniejszą postacią i historią.
    - Swoją drogą. Znasz może Azraela? Słyszałem, że nieźle się ustawił kilka lat temu - spytał niby od niechcenia.

    OdpowiedzUsuń
  50. Poruszał się w tak charakterystyczny dla siebie, bezgłośny sposób. Do kościoła wszedł niezauważony, jak duch, nie zakłócając spokoju, ni modlitw niosących się pod powałą. Tylko stara kobieta na chwilę przeniosła na niego spojrzenie, zerkając jednakowoż z niechęcią i zainteresowaniem na postać odzianą w gruby, brązowy płaszcz usiany w delikatne, jaśniejsze prążki, ciemne spodnie i buty o długich cholewach. Mężczyzna wydawał się jej nieco zagubiony. Zagubiony? W tym miejscu, które przed własnym domem, wszystke niemowlęta powiny poznawać, które ostatni raz powinni widzieć umierający? A jednak.
    Doszedł do ostatnich rzędów ławek, przyklęknął, czyniąc szybki znak krzyża. Potem ruszył ku jednak z ławek. Pomieszczenie było mocno oświetlone, choć sam ołtarz dla ludzkich oczu ginął prawie całkiem w mroku, jedynie krzyż z Jezusem był mocno widoczny. Szczegóły reszty zaś skrywały cienie. Wynn właśnie tam umieścił swoje spojrzenie, na innych ludzi nawet nie spoglądając. Było zbyt jasno i tak niewiele widział.
    Chciał się modlić. Naprawdę chciał się modlić.
    … dopiero potem odkrył, ze nie pamięta słów.

    OdpowiedzUsuń
  51. Uśmiechnął się do siebie. Doskonale wiedział, że musiała o nim słyszeć. A jej naiwne pytanie, że niby kogo było aż nazbyt naiwne. Zwłaszcza, że nie wykazała zdziwienia, tylko po prostu się spytała.
    - Ha! Wiedziałem. To co u niego? Nie widziałem go od czasu narodzin dziadka obecnego króla.
    Kontynuował. Jej tożsamość została obnażona, choć tylko on wiedział o tym. Zresztą naprawdę był ciekaw, co słychać u Azraela. I czy ręka, którą Moran odciął, już mu odrosła. Można nazwać ten wyczyn sporem pomiędzy znajomymi.

    OdpowiedzUsuń
  52. - Cóż... Azrael nikogo nie lubił zwać kompanem, a nawet najbliższych znajomych potrafił porzucić w każdej porze dnia i nocy, więc nie przejmuję się twoimi słowami.
    Oczy Morana lekko zabłysły w świetle zachodzącego słońca. Czy to było tylko coś zwyczajnego, czy też nie? Nikt nie mógłby stwierdzić na pewno.
    - A teraz... Dalej masz ochotę zobaczyć minę lekarza, gdy mnie zobaczy?
    Uśmiechnął się tajemniczo, po czym otworzył drzwi do budynku szpitala przed nią. Niby prosty gest, zwykła uprzejmość, jednak tak nienaturalna i tak złowroga, że pobliski kot zasyczał z przerażenia i uciekł. A Gondra tylko stał i patrzył w oczy demonicy, czekając na jej odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
  53. - Skoro tak twierdzisz... - Nie zmieniając wyrazu twarzy wszedł do środka szpitala. Magia, której użył straciła swoją moc i na nowo poczuł stary ból. Wielkiej różnicy nie było, acz dla obolałego człowieka istniała.
    - Panie felczerze... Pomocy.. Jakiś zbój mnie napadł i pochlastał nożem. Proszę, niech mi pan pomoże.
    Moran zagrał chyba dość przekonywująco, by ktoś nie znający prawdy, dał się nabrać na typową historyjkę z próbą rozboju. Lekarz natomiast szybko ściągnął marynarkę i koszulę z Morana i obejrzał ranę. Po chwili na ciele kupca znajdowała się gruba warstwa bandaży, a felczer odszedł, szukając jakichś medykamentów i mamrocząc coś pod nosem, ani chybi o schodzeniu miasta na psy.

    OdpowiedzUsuń
  54. Nie pomożesz mi, prawda? To, że tu przyszedłem psuje Ci tylko humor, nie? Nie krzywdź jej, dlatego, że ja też chciałem pomóc… - mruczał w myślach, krzywiąc się lekko. Od wielu lat wiedział, że Róża kiedyś będzie musiała odejść, a jednak teraz nadal był to dla niego szok. Najbliższa mu osoba umierała. A on nie mógł nic zrobić. Pomyśleć, że nawet on, cyniczny, głupi, patrzący tylko na siebie przejmował się kimś innym! Róża… Róża była jedyną na całej ziemi osobą, dla której zrobiłby prawie wszystko. A teraz umierała. Bóg pewnie jest wściekły, że Wynn wszedł do świątyni. Był przecież potępiony!
    Mruknął coś pod nosem, zaklął cicho pod adresem wiszącego na krzyżu mężczyzny z irytująco nawiedzonym wyrazem twarzy, której szczegóły kryły się w mroku dla ludzkich oczu. Na chwilę przestając gadać, czy to do siebie, czy to do krzyża przeniósł wzrok na innych ludzi, mimowolnie mrużąc oczy. Za jasno. O wiele za jasno. Napotkał wzrokiem znajomą kobietę. Od razu poznał te czarne loki. Gdy pierwszy raz ją zobaczył w myślach od razu nazwał wampem, szlachcianką pragnącą zostać ucieleśnieniem żądz i zgubą mężczyzn. Demonicą.
    Cholera, mógłby czasem zaufać przeczuciom, a nie myśleć tylko kutasem. Cholera!
    Wstał z klęczek i usiadł w ławce, ciągle patrząc na nią. Zauważyła go. Wywrócił oczami, nie robiąc znaku krzyża.
    Boże, do diabła! Dobry żart, naprawdę…
    Pojawienie się demonicy było bardziej wymowne niż otwarcie się niebios i przemówienie boga tubalnym głosem „Co, pieprzysz się z demonami i czarownicami (poza tym gwałcisz, bluźnisz i mordujesz, niekoniecznie w tej kolejności), a jak trwoga to do Boga? Ha. Ha.Ha.”
    Wynn zaklął jeszcze raz i ruszył w stronę wyjścia z kościoła. Tu było stanowczo za jasno.

    OdpowiedzUsuń
  55. Zatrzymał się. Niedaleko wejścia, na brukowanych stopniach. Było zimno i nieprzyjemnie, denerwujący wiatr hulał mu za kołnierzem, oplatając poły płaszcza wokół nóg i przysłaniając ciemne oczy, które wpatrywały się w Eire. Miast kamiennej maski i chłodu, widać było po nim zainteresowanie. Zwyczajnie był ciekaw czego chce odeń ta kobieta. Nadal go fascynowała, nawet bardziej. Tylko czemu musieli zawsze spotykać się w tak dziwnych miejscach? Czemu nie mógł, w czasie swojej pierwszej od prawie czterdziestu lat wizyty w kościele spotkać akurat anioła, tylko demona?!
    - Słłucham? – zapytał. W jego głosie nie dało się przeoczyć rozbawienia.

    OdpowiedzUsuń
  56. - A mam mu powiedzieć, że jakaś demonica mnie pochlastała w odwecie za zostawienie jej? Wtedy inkwizycja pojawi się tu szybciej, niż wypowiedzenie słowa "Pomocy". Jak na swoją rasę zadałaś głupie pytanie.
    Uśmiechnął się bezczelnie do niej. Lubił utarczki słowne, a gdy ból w plecach i w boku już tak nie przeszkadzał i nie był w trakcie walki, to mógł się oddać tej drobnej przyjemności, jaka należała do bogaczy. I istot równie wiekowych co on.

    OdpowiedzUsuń
  57. Nie mógł się z nią nie zgodzić. Znał tylko jej rasę, imię i częściowo temperament, a to za mało, by całkowicie poznać jakąś osobę.
    - I jak, panie felczerze, kiedy będę mógł wyjść?
    Lekarz popatrzył z ukosa na kupca i coś wymamrotał pod nosem. Niechybnie o głupocie ludzkiej i dążeniu za pieniądzem. Następnie ogłosił wyrok.
    - Za godzinę. Nie wiem, jak to możliwe, ale jak tylko zacząłem pana opatrywać, pańska rana szybko się zagoiła. Musi pan tylko łykać to przez najbliższe dwa dni.
    Podał Moranowi jakiś słoik z czerwonawym płynem i jeszcze raz obejrzał bandaże, po czym wyrzucił bez precedensu tę dwójkę. Chyba był bardzo zmęczony.

    OdpowiedzUsuń
  58. Spojrzał na nią trochę zdziwiony pytaniem. Raczej niecodziennie świeżo odkryta demonica pyta się o to kim lub czym się jest. Wzruszył ramionami i ruszył w kierunku najbogatszej dzielnicy, czyli miejsca, gdzie Złoty Smok.
    - Jakbyś znała Azraela, to wiedziałabyś, że był gościem od zagarniania dusz. Ja jestem jego największą porażką, bo mimo usilnych starań nie dostał mojej, tak bardzo nietypowej, duszy. A kim jestem? Nie zdradzę ci. No chyba, że chcesz w następnej chwili zginąć. I to w taki sposób, że piekło to przy tym drobnostka.
    Mówił normalnie. Nie groził jej, ale obiecywał przyszłość i był pewien, że się ona spełni. Ostatecznie nie mógł nikomu wyjawić swojej tajemnicy, bo zaczęłoby się wielkie polowanie wszystkich istot świata na jego osobę, a on lubił spokój. Dlatego też między innymi został kupcem.

    OdpowiedzUsuń
  59. - A co? Też jesteś łowczynią? Azrael już dawno zrezygnował i sobie mnie odpuścił, po tym jak odciąłem mu rękę, więc myślisz, że może tobie się uda?
    Roześmiał się cicho. Po raz pierwszy od lat miał ochotę przybrać swoją prawdziwą postać, użyć całej dostępnej mocy i powrócić do starego siebie, żądnego krwi, rozpusty i władzy. Ochota szybko mu minęła, ale nienaturalny błysk w oku pozostał przez dłuższą chwilę.
    - Jest coś, za co oddałbym duszę. Co to, to moja tajemnica, jak i moja rasa. - Przyłożył palec do ust w komicznym geście i ruszył dalej żwawo w kierunku restauracji, czy karczmy.

    OdpowiedzUsuń
  60. - Ty jesteś pierwsza tak szczerze powiedziawszy. O, dotarliśmy. - Wskazał szyld przybytku, zwanego oficjalnie Złotym Smokiem, a nie oficjalnie knajpą bogaczy. - Jak obiecałem, kolacja na mój koszt, choć to ja więcej oberwałem.
    Wszedł do budynku i od razu zakrzyknął na posługacza. Wręczywszy mu monetę na przyśpieszenie, poprosił go o stolik i spełnienie wszelkich zachcianek jego towarzyszki. No może prawie wszystkich, bo kupiec wątpił, czy to starczy, by zaprzedał duszę. Albo zrobił coś innego.
    - Więc, Eire... Teraz ty tutaj wydajesz dyspozycje co do posiłku. Zjesz ile zechcesz i czego zechcesz, a ja ci potowarzyszę, jak przystało na umówioną kolację. - Moran ukłonił się dworsko i poprowadził towarzyszkę do stolika.

    OdpowiedzUsuń
  61. - Dostosuję swój jadłospis. Albo zdam się na ciebie po prostu i zamówię to samo. Bez większej różnicy.
    Wyciągnął fiolkę otrzymaną od lekarza i wypił ją duszkiem. Może i nie powinien, ale nie uśmiechało mu się ją ciągle nosić, a i wyrzucić też zbytnio mu się nie uśmiechało. W końcu lek to lek, a chory powinien go przyjąć.
    - A więc co sobie życzy szacowna panienka? - Usiadł naprzeciwko niej, a chłopak czekał tuż obok, gotowy do przyjęcia zamówienia.

    OdpowiedzUsuń
  62. Uśmiechnął się słabo. Właściwie to mu to nawet nie przeszkadzało. Zawsze to jakaś odmiana w prowadzeniu interesów i mała dawka rozrywki. Nawet lokalny burdel, scena i inne drobne rozrywki go znudziły, więc z chęcią znalazł coś nowego.
    - Jak widać, nawet drobiazgi potrafią nieźle przypiec. Poproszę to samo, co ta dama.
    Chłopak po chwili zniknął za drzwiami kuchni. Po około 20 sekundach jednak wrócił z chlebem, serem i winem, będącymi częścią przystawek, jakie jedli goście czekając na danie główne. Wino było słodkawe, by zaostrzyć apetyt.

    OdpowiedzUsuń
  63. - Każdy wieczór może się dobrze skończyć. Jednak co do celu polowania, to omijałbym kupców. Większość prędzej zawoła straż, niż zrobi coś takiego. Jak trafisz na takiego, który bardziej kocha swoje życie od pieniędzy, to z chęcią ci pogratuluję.
    Uniósł kieliszek w geście toastu i wziął kawałek sera do ust. Znał lepsze smaki, ale ten był dopuszczalny, więc nie marudził. Poza tym wolał się zabawiać rozmową, niż biadoleniem nad potrawą. Większa przyjemność. Dziwiło go tylko lekko, czemu demonica nie użyła bardziej stanowczych środków podrywu wcześniej. Poza zwykłym, mimo wszystko całkiem ładnym, wyglądem i kiepskawą prośbą, nie starała się zwrócić na siebie uwagi, gdy ją spotkał koło rynku. Za każdym razem napotkany przez niego demon używał wszystkich swoich mocy i talentów, by osiągnąć cel, a Eire zrobiła raczej niewiele. Może nie potrafi?
    - Zaraz powinno przyjść nasze zamówienie. Karczmarz jakimś cudem potrafi przygotować niemal wszystko w mniej niż pół godziny.

    OdpowiedzUsuń
  64. - O byciu człowiekiem coś wiem. Ale twoje wybór padający na mnie był zadziwiający, skoro wszędzie wokół było mnóstwo innych osób, w większości mieszkańców Norrheim.
    Nie przejął się jej słowami o zranionej dumie. Lubił się uganiać za kobietami, flirtować i się z nimi zabawiać, ale interes ma zawsze pierwszeństwo przed podrywem. Ale musiał już wtedy przyznać, że Eire była w jego typie. Nawet jeśli była demonem i do tego łowcą dusz, nie zmieniało to faktu, że ten typ urody mu się podobał.
    - Miałem w życiu wiele przygód, a część z nich wiązała się z kobietami, więc nie działają na mnie zwykłe sposoby. Te mniej zwykłe też nie.

    OdpowiedzUsuń
  65. Patrząc na nią miał wrażenie, jakby pobudził jej ego i podniósł mniemanie o sobie. Może po prostu tak reagowała, gdy facet przyglądał jej się chwilę dłużej? Bo poza urodą, to nie miała nic, co by go zainteresowało. No może jeszcze ten cięty język dawał okazję do lekkiej rozrywki i zabawy słownej.
    - Jak do tej pory, to wolałem zawsze wynająć jakiegoś tutejszego dzieciaka do pokazania mi miasta i jego zaułków. Nikt nie zna lepiej miast niż biedne małolaty. Nikt też nie wie więcej o tym co dzieje się w mieście od nich.
    Wyglądało na to, że karczmarz zaraz przyniesie ich zamówienie, ponieważ posługujący zebrał już przystawki i wymienił butelkę wina na pół-wytrawne. Znaczy się coś mięsnego będzie lub jakoś specyficznie przyrządzone ryby. Do niczego innego tak dobry rocznik się nie nadawał.

    OdpowiedzUsuń
  66. Widać, że kłamała. Nawet ślepiec zauważyłby te chmary bezdomnego dzieciarstwa walającego się w okolicy targu, gdzie go zaczepiła. A jak nie zobaczyłby, to usłyszałby. Hałas przez nie robiony był co najmniej równy temu, jaki był na dworcu kolejowym w stolicy, czy przy silniku parowym wyjątkowo dużej maszyny górniczej. Jednak Gondra nie czepiał się takich rzeczy. Widział je i wykorzystywał na swój sposób.
    - Odpowiedź godna twojej rasy. I kilku cyników z królewskiego dworu. Już im zabrałaś duszę, bo jak przypomnę sobie ich gadki, to wydaje mi się, że brali u ciebie lekcje? Ten sam niski poziom.
    Jak zwykle uśmiechał się przy docinkach niewinnie i delikatnie. Ciekawy był, czy jak zacznie się bezczelnie się gapić w jej piersi, to czy się oburzy, zaproponuje wymianę ich dotknięcia za duszę, czy też podłechce sobie ego tym spostrzeżeniem. Doszedł do wniosku, że raczej to ostatnie, więc nawet nie miział wzrokiem poniżej jej szyi, bo szczerze powiedziawszy nie było na co patrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  67. - Nie martw się na zapas. Po prostu się dostosowałem do twojego.
    Uniósł kieliszek i wyglądał za karczmarzem. W końcu kucharz miał zrobić im danie zamówione im przez Eire, a za które płacił on. Zresztą miał nadzieję, że ją znudzi lub zniesmaczy, a ta sobie pójdzie. Jak widać udawanie za przekonanego o swojej wyższości powoli odnosiło skutek...

    (A tak. Czemu odpowiadasz reakcją na myśli i zamiary, a nie na słowa i czyny Morana? Trochę to przeszkadza w konstruktywnym działaniu, bo w końcu Eire nie zna jego zamiarów, myśli, czy nawet podejrzeń, nawet jeśli je wypiszę. -.-)

    OdpowiedzUsuń
  68. - Jeśli się spóźniłem, to znaczy, że ty pierwsza osiągnęłaś tak niski status tej rozmowy... - podsumował jej słowa jednym tchem. Nawet się nie uśmiechnął, bo raczej poczuł zawód z tego powodu, że ona sama podrzuciła mu taką możliwość zakpienia sobie z niej. W tym momencie przestała go nawet obchodzić jako partnerka do docinek, bo takiej bezmyślności nie lubił.
    - Hej, chłopcze. Przynieś mi kufel czarnego piwa.
    Rzucił jednemu z posługiwaczy monetę na przyśpieszenie ruchów obserwował, jak kucharz niesie baraninę marynowaną w ziołach, podpieczoną nad miętowymi liśćmi i nadziewaną kasztanami. Już raz jadł to danie, więc skądinąd wiedział, że dobre, ciemne piwo także będzie pasować. Natychmiast też zajął się posiłkiem.

    (Dzięki.)

    OdpowiedzUsuń
  69. Nie odezwał się już. Był zbyt zmęczony po tym dniu, bo nie dość, że musiał najpierw uganiać się po mieście za jednym z petentów, bo tylko ten gościu miał parostatek, to potem jeszcze walczył, odniósł trochę ran, a teraz siedział naprzeciwko demonicy bez perspektyw na ciekawą rozmowę. W takiej sytuacji posiłek z jego talerza zniknął nadspodziewanie szybko, wraz z zawartością kufla przyniesionego przez chłopaka. Niemalże natychmiast też wstał i zapłacił cały rachunek za nich i doliczył jeszcze sporą sumkę, gdyby Eire jeszcze coś sobie zażyczyła. Był w takim kiepskim nastroju, że prawdopodobnie wyrzucił te pieniądze w błoto.
    - Mam nadzieję, że następnym razem nie zechcesz znów napaść. Skoro już wiem kim jesteś, to nie zawaham się użyć środków bardziej drastycznych aniżeli te dwa rewolwery i pistolet.
    Rzucił na pożegnanie i wyszedł na miasto. Chciał się jeszcze przewietrzyć i sprawdzić opatrunek nałożony mu przez felczera oraz znaleźć jakieś spokojne miejsce na odpoczynek. Nawet jeśli miałby wykupić cały burdel "U Ladacznicy" i zamienić go w klasztor pełen cicho modlących się mniszek.

    OdpowiedzUsuń