Aktualności
LISTA OBECNOŚCI ZAKOŃCZONA!
Wydarzenia

sobota, 29 września 2012

Cytryna z miodem





Czerwone wino
Chciałabym móc powiedzieć, że jestem kim jestem i w pełni to akceptuję. Chciałabym móc powiedzieć, że wszystko co zdarzyło się w moim życiu koniec końców przyniosło mi szczęście. Chciałabym móc powiedzieć wiele rzeczy. Ale mowa jest przekleństwem, które ma wielką moc. Każde słowo zawiera tysiące znaczeń, a tak wiele osób spycha je do tego jednego, według nich najbliższego prawdzie. A prawda jest względna. Właśnie dlatego mówiąc, powinniśmy trzymać się faktów, być jak najbliżej prawdy. I dlatego też nie powiem, nie akceptuję w pełni to, kim jestem, że wszystko co zdarzyło się w moim życiu miało pozytywne konsekwencje. Nie powiem, bo zahaczyłabym o kłamstwo. Więc co mogę powiedzieć? A co chcecie wiedzieć? Mogę potraktować to jako ankietę, kwestionariusz osobowy, gotową tabelkę do wypełnienia.
Imię i nazwisko: Unda Meer
Wiek: Liczony w setkach, blisko 700,  z wyglądu dwudziestolatka.
Rasa:  Demon i nimfa wodna w jednym (hybryda)
Umiejętności: całkowita kontrola nad wodą i ogniem, niewielki wpływ na pogodę (zjawiska związane z wodą. Nie, nie wywołam burzy bez pomocy)
Wygląd: Brązowe oczy, rude włosy, 175cm wzrostu, szczupła.


 Kokosowe cappuccino
Tak wyglądałby mniej więcej mój kwestionariusz osobowy. Nieco bardziej szczegółowo? Jeszcze przez wiele lat będę wyglądać jak dwudziestolatka, może nawet młodziej według niektórych. I zawsze będzie widać, kim jestem. Brązowe, właściwie głęboko czekoladowe oczy są rzadko spotykane u nimf wodnych, co ewidentnie świadczy o tym, że jestem mieszańcem. Lekko kręcone, właściwie falowane, czy też jak kto woli wijące się włosy, w rudawym kolorze. Moja cera jest wręcz nienaturalnie blada, kolorem i fakturą przypomina porcelanę, jedwab. Szczupła sylwetka w połączeniu z całą resztą zdaje się być nierealna, eteryczna do bólu. Nie kryję tego. Nigdy nie byłam i nie będę skromna. Bo po co ukrywać coś, za co inni daliby wiele, jeśli nie wszystko?


Cytryna z miodem
Słodko. Bardzo słodko. Do pewnego momentu. Trochę kwaśno i nagle znowu słodko. Mieszanka smaków, wyzwanie dla zmysłów, przyjemność z domowej apteczki. Niby wszystkim znana, do przewidzenia, ale przecież każdy miesza składniki w innych proporcjach. Ja lubię tę bardziej kwaśną wersję. Dlaczego? Wieczne pytania, próby odpowiedzi. Charakter można opisać przez podanie ulubionych rzeczy. Ponoć. Podobno. Jeśli tak, to ja jestem mieszanką kwasu i słodyczy.


Zielona herbata z miętą
Mięta… Każdy czuje do kogoś miętę. Ja też. Ciekawe, dlaczego właściwie miętę, a nie na przykład cynamon, lub goździki, albo bazylię. Rozmyślania zwykle prowadzą  donikąd, bo na temat mięty jako symbolu ludzkich i nie ludzkich skłonności jest zagadką chyba dla wielu, jako, że osoba która zna pochodzenie tego związku frazeologicznego pewnie już dawno zginęła w zakamarkach, a raczej próżni ludzkiej pamięci. Wracając do tematu. Wbrew pozorom nie jestem tak bezuczuciowym stworzeniem, jakby to się mogło wydawać. Mogę nawet powiedzieć, że jestem bardzo uczuciową istotą, ale to jest właściwe chyba wszystkim osobom, które po raz pierwszy od lat, w moim przypadku setek lat, poznały smak miłości i przyjaźni.



[Karta pochodzi z innego bloga,co nie zmienia faktu, że ta postać jest od początku do końca stworzona przeze mnie. Na blogu Miasto Straceńców, prowadziłam postać Eire, do której pewnie kiedyś wrócę ]

Pierwsza z marionetek.

  Ocknęła się zaledwie parę dni temu, niczego nie pamiętając. Z przerażeniem zorientowała się, że jej umysł jest kompletnie pusty. Że nie ma w nim niczego, oprócz luźno przeplatających się myśli powstałych zaledwie chwilę temu. Nie ma zawiłych zakamarków pamięci, do których mogłaby zerknąć. Nie ma zwiniętych ciasno kłębków informacji. Tylko pustka, głucha cisza, gdzie nawet echo bało się poruszać między gładkimi, obcymi i zimnymi ścianami jej własnej świadomości. Nawet miejsce, w którym się znajdowała, było kompletnie obce i wrogie. Dlatego tym bardziej zdziwiła się, kiedy leżąc z twarzą przytuloną do spękanej, kamiennej posadzki, dostrzegła niewielką karteczkę, jakby ktoś z rozmysłem umieścił ją w jej polu widzenia. Wystarczyło jedynie wyciągnąć dłoń i oczom kobiety ukazało się równe, staranne pismo bez zbędnych ozdobników. 


 Witaj Delio! Jeśli się postarasz, prawdopodobnie zostaniesz moją ulubioną marionetką.
M.
  Wtedy spłynęło na nią zrozumienie i jej dłoń gwałtownie zacisnęła się na świstku papieru, lecz złość szybko minęła. Nie potrafiła podsycać gniewu, kiedy nie wiedziała, co tak na prawdę utraciła za sprawą nieznajomego. Nie pozwoliła też jednak, by płomyk zgasł całkowicie, lecz spokojnie tlił się w jej wnętrzu, gotowy rozpętać prawdzie piekło i pozostawić po sobie jedynie pogorzelisko, kiedy przyjdzie czas.
  Wstając z podłogi, najzwyczajniej w świecie się bała. Wzniecając kłęby kurzu pod stopami, przeszła przez pomieszczenie i pchnęła metalowe drzwi, wciąż z trudem dławiąc strach. A kiedy znalazła się na zewnątrz, spoglądając na otulony nocą port i jeden z opuszczonych magazynów, z którego właśnie wyszła, dała sobie kilka długich minut na uspokojenie się i zapanowanie nad targającymi nią sprzecznymi emocjami.
  Nie wiedziała, co teraz będzie. Nie wiedziała, jak sobie poradzi. W tej chwili jeszcze myślała racjonalnie, ale wiedziała, że to nie potrwa długo. Że ma jeszcze parę chwil swobody, aż w końcu górę weźmie nad nią jej nowa natura i minie sporo czasu, nim nauczy się nad nią panować. Nim pogodzi to, co ludzkie i nadnaturalne. O ile w ogóle zdoła to ze sobą pogodzić.
  Najgorsza była ta okropna pustka. Niemożność wytłumaczenia sobie tego wszystkiego. Niewiedza. Kim tak właściwie była? A może raczej od razu powinna skupić się na tym, co tu i teraz? Poczucie, że jej wspomnienia sięgają zaledwie do ocknięcia się przed kilkudziesięcioma minutami było więcej niż przytłaczające…
  Ostatecznie Delia, bowiem wywnioskowała, że tak właśnie ma na imię, wzruszyła ramionami i powolnym krokiem ruszyła przed siebie. Pozwoliła nienaturalnie wyostrzonym zmysłom chłonąć najdrobniejsze szczegóły otoczenia, pozwoliła też sobie po raz pierwszy wyczuć zapach człowieka. Wtedy też zdecydowała się na kompletne zapomnienie, podporządkowując się nowej naturze, a kiedy po raz pierwszy skosztowała ludzkiej krwi, jedynie utwierdziła się w tym przekonaniu. Bo co też miała do stracenia, kiedy niczego nie pamiętała? Kiedy już wszystko zostało jej odebrane? Może człowieczeństwo? Nie. Była przekonana, że akurat jego nie utraci nigdy, może jedynie na jakiś czas odsunie je na dalszy plan, zapomni, tak jak zapomniała o całej reszcie… I będzie żyć tu i teraz. Póki coś się nie zmieni, póki wspomnienia nie wrócą. Póki nie znajdzie celu. Póki nie odzyska siebie.

  W przeciągu paru dni w Norrheim, w okolicach portu zginęły trzy osoby.

Delia
Wampir.
Przemieniona zaledwie pięć dni temu, plącząca się po porcie i spędzająca dnie w starym, opuszczonym magazynie. Nie do końca rozumiejąca, co tak właściwie się z nią dzieje. Bardziej ufająca nowym instynktom, niż sobie. Zdecydowanie zagubiona w tym wszystkim, nie panująca nad sobą i nowymi doznaniami, działająca często podświadomie i w niewytłumaczalny sposób. Na dodatek pozbawiona pamięci. Słowem, jedna wielka nieprzewidywalna niewiadoma.


[Ze względu na specyfikę postaci, karta wygląda tak, a nie inaczej i na pewno wraz z rozwojem Delii, także i ona będzie uzupełniania o dodatkowe informacje. Mam nadzieję, że nie stoi to na przeszkodzie w prowadzeniu ciekawych wątków, do czego serdecznie zapraszam :)]

piątek, 28 września 2012

Här magi är i luften.



                                                                   Raisha Anneroth.


                                                                   Velsignet med magi. 
 
Urodziła się w małym miasteczku jednego z najbardziej rozwiniętych rejonów Europy. Mimo że miała jeszcze brata, dla rodziców nigdy nie była ciężarem. Ojciec był bankierem, matka zajmowała się domem i dziećmi. Dziewczynce przeznaczyli chłopca, naturalnie z szanowanej rodziny. Pobrali się w odpowiednim wieku…

Nie, nie. Z grubsza tak powinna wyglądać każda historia.  Powinna. Ale w przypadku Raishy sytuacja od początku przedstawiała się… inaczej. Zupełnie.




Odległa, zimna północ. Mimo że od pewnego czasu tamtejsze państwa zaczęły się rozwijać, odrzucając barbarzyństwo, w umysłach zamieszkujących je ludów pozostały pewne… anomalie. Część ludzi wybrała niemalże koczownicze życie na uboczu. Większość z nich miała ku temu swoje powody.
Dzieci po urodzeniu nadal badano. Córki niewolnic lub kaleki pozostawiano w lesie, by stawały się pożywieniem dla dzikich zwierząt. Nawyk, którego nie wyzbyto się po setkach lat. 

 Raisha jednak była zdrowym, silnym dzieckiem, a jej matka z niewolnikami nie miała nic wspólnego. Wręcz przeciwnie- należała do zamkniętego klanu kobiet obdarzonych umiejętnościami władania magią, co stawiało ją na wysokiej pozycji wśród tych osób, które trzymały się na uboczu. Tamtej nocy, kiedy przyszła na świat, nad lasami można było dostrzec ogniste łuny. Wiedźmy świętowały- wreszcie urodziła się dziewczynka, na dodatek z niemałymi predyspozycjami do władania magią. Wreszcie urodził się ktoś, kogo można było nauczać.

 A potem papież wysłał w świat nowe zastępy swoich psów.

 Początkowo Inkwizycja nie stanowiła tak wielkiego problemu. Wysłannicy Świętego Officium potrzebowały czasu, by przebrnąć przez ciemne bory i śniegi północy. W tym czasie Raisha dorastała, pod czujnym okiem matki i innych wiedź szkoląc umiejętności nie tylko posługiwania się magią, ale także życia w zgodzie z naturą. Podczas gdy w miastach dziewczynki w jej wieku albo z pogardą patrzyły na każdego rówieśnika i objadały się słodyczami, albo trafiały do domów publicznych, by zaspokajać chore żądze mieszkańców, ona zapuszczała się w niebezpieczne głębiny lasów. Nawiązywała kontakt z drzewami i istotami mieszkającymi wśród nich.
 Nie zapisało się w jej pamięci, dlaczego pewnej nocy matka obudziła ją i kazała biec za sobą. Być może miała zbyt mało lat. Albo... celowo chciała zapomnieć. Miała jedynie świadomość tego, że razem opuściły osadę, ukrywając się pod płaszczem ciemności. Pamiętała, że później przez kilka lat przenosiły się z miejsca na miejsce, nie opuszczając lasów. Powoli zaczynała rozumieć, a może przeczuwać, co się dzieje.
 Nie pytała, co stało się z „ciociami”. Kontynuowała ćwiczenia, ograniczając jednak moc zaklęć. Pewnego dnia wszystko, czego się nauczyła, miało być wystawione na próbę. Mężczyzna, którego spotkała podczas zbierania ziół, tak naprawdę nie wyróżniał się niczym. Jednak dla nastolatki do tej pory odseparowanej od przeciwnej płci, która nie znała nawet swojego ojca, był ideałem. Pamiętała o przestrogach matki i, jak sądziła, nie zdradziła się z niczym. Jednakże niewiele młodych panienek biega po lesie w poszukiwaniu ziół, wcale nie bojąc się dzikich zwierząt które przy nich zachowują się jak udomowione pupilki. Za to wszystkie są łase na komplementy i pieszczoty. A udobruchanego pieska łatwo podejść.

 Jakież było jej zaskoczenie, kiedy wieczorem drzwi do jej leśnego domku z hukiem uderzyły o ścianę, a przez próg przeszedł ten sam mężczyzna. Tym razem w charakterystycznym płaszczu i kapeluszu, z drapieżnym uśmiechem na twarzy. Jej matka nie zdążyła zareagować, o niej samej już nie mówiąc. Przegrała pierwszą, najważniejszą próbę, co uświadomiła sobie przywiązana do łóżka, kiedy zapach dymu drażnił jej nozdrza, a w uszach wibrował krzyk matki.
 Ten Inkwizytor mimo wszystko okazał się idiotą. Dziewczynkę zostawił w płonącym domu, przywiązawszy ją do łóżka zwykłymi sznurami. Może kierowały nim jakieś osobiste pobudki, może nie potrafił wyczuć w niej magii. Nie zdążył jej tego powiedzieć, kiedy spotkali się po latach. Tym razem w jego domostwie. Tym razem role się odwróciły.

 To był początek. Kolejne lata zmusiły ją do tułaczki po świecie. Pierwsze pięć było odrzuceniem wszelkich wpajanych wcześniej zasad i północnej wiary, którą obecnie praktykuje jako jedna z ostatnich. Zachłysnęła się wolnością i brakiem ograniczeń. Na ten temat nie rozmawia niemal z nikim, uważając ten okres za szczególnie okrutny i godny wstydu. Kvinner, hekser ... alle det samme.
Pogłębiała swoje umiejętności z zakresu zielarstwa, magii i sztuki uzdrawiania, a że była osobą oczytaną, niemal wszystko stało przed nią otworem. Potrafi dość zręcznie posługiwać się sztyletami, kilka razy używała szabli i krócic, jednak bardzo wiele brakuje jej w tej dziedzinie do doskonałości. Magi fremfor alt!
Nigdy nie ustatkowała się do końca, podróżując od wsi do wsi, unikając miast i nie ujawniając swojej profesji. Wszak niełatwo ostatnimi czasy uniknąć stosu.

Szczególnie jeśli jest się młodą kobietą o nietypowej urodzie, podróżującą na ogromnym ogierze. Bajają nawet, że jego ciało pokrywają żarzące się błękitem znaki wypalone przez samego diabła. Szczególnie, jeśli w każdej opuszczonej przez nią wiosce dochodzi do rozpadu jakiegoś małżeństwa, jeśli nawet nie do mężobójstwa. Ale czego można oczekiwać od mężczyzn spragnionych przygody i otumanionych jakby północnym wiatrem?







   
• Raisha Fitris Anneroth • 22 lata • Człowiek • Wiedźma •
 


[Velkommen, jakby powiedziała to Rai.
Wszystkie obcojęzyczne słowa pochodzą z języka norweskiego lub szwedzkiego.
Przywiązanie postaci do wątków północy i Germanii opierają się na moich zainteresowaniach.
Jestem chętna na absolutnie każde powiązania i wątki o wszelakiej tematyce, nie musicie pytać.
Preferuję długie i zawiłe wątki.
GG udostępniam, wystarczy poprosić.]



czwartek, 27 września 2012

Feline instinct


Imię: Viviene
Nazwisko: Culiwen
Zdrobnienie: Vivi
Płeć: Kobieta
Pochodzenie: Lantia w królestwie Valnwerd
Orientacja: Heteroseksualna
Wiek: 20
Rasa: Zmiennokształtna
Zawód: Medyk
Znaki szczególne: wytatuowany krzyż na plecach
Ulubione zajęcie: łowiectwo


Wygląd
  Włosy proste, kruczoczarne spływające kaskadami aż za ramiona. Ciemnozielone oczy okolone czarnymi, długimi i gęstymi rzęsami. Cera gładka i blada. Usta pełne o kolorze czerwonym. Jest szczupłą osobą o kobiecych kształtach. Zwykle ubrana jest w czarną suknię na ramiączka ze sporym dekoltem, sięgającą do połowy ud, wysokie buty do kolan o tym samym kolorze i długi płaszcz z kapturem, również czarny. Gdy wpada w szał jej źrenice zwężają się niebezpiecznie, a tęczówki przybierają jaskrawozielony odcień.

Charakter
  Viviene jest zmienną osobą. W ciągu kwadransu jej humor i nastawienie do świata może się diametralnie zmienić. Uwielbia pomagać innym. Jest bardzo pracowita i ambitna. Łatwo wpada w złość. Lubi wszelkie zwierzęta, ale najbardziej koty. Nie lubi gdy ktoś jej rozkazuje. Najchętniej chodzi swoimi ścieżkami. Jedni powiadają, że jest szalona, a inni, że jest po prostu sobą. Kocha las. Czasem poluje w swojej dzikiej, zwierzęcej formie spragnionej smaku krwi. Gdy wybiera się na łowy pod ludzką postacią zabija zwierze strzelając z łuku prosto w jego serce by zaoszczędzić mu niepotrzebnego cierpienia. Często słucha swojego niezawodnego instynktu.

"W życiu bowiem is­tnieją rzeczy, o które war­to wal­czyć do sa­mego końca." -Paulo Coelho 

Zwierzęca forma:


________________________________________________________

   Noc. Gwiazdy błyszczały na pięknym, granatowym niebie, oświetlanym przez ogromny, srebrny księżyc. Odosobniony dom stał na uboczu drogi do potężnego zamku. Choć było późno w domu paliło się światło, a w środku można było dostrzec postać. Dziewczyna podeszła do drewnianych drzwi i stanowczym ruchem zapukała. Po chwili otworzyła je kobieta, która na widok dziewczyny szeroko się uśmiechnęła i zaprosiła ją do środka.
-Marie, któż przychodzi do nas o takiej porze? -spytał mężczyna schodząc po schodach. Dziewczyna zdjęła kaptur z głowy.
-Viviene. -szepnął mężczyzna i przytulił ją.
-Ojcze. -szepnęła, a po jej policzku spłynęła samotna łza.
-Coś się stało? -zapytał.
-Podejrzewają go. To przeze mnie.. -szepnęła cicho dziewczyna.
-Dobrze wiesz, że to nie Twoja wina. Oni oskarżają o czarnoksięstwo każdego, kto zna się na zielarstwie. -powiedział jeszcze mocniej ją przytulając.
-To się stanie o świcie, ojcze. Muszę już iść. Uważajcie na siebie. -powiedziała i odeszła naciągając kaptur płaszcza na głowę. Tej nocy dziewczyna nie wiedziała co ze sobą począć. Wszystkie miejsca w pobliżu miasteczka przypominały jej o nim. Był człowiekiem, a mimo to akceptował to, czym była. Dziewczyna przekazała mu wszystko co wiedziała o zielarstwie, a teraz on został oskarżony o czarnoksięstwo. To, że zostanie stracony było pewne.
   Noc ustępowała dniu. Dziewczyna szła w kierunku dziedzińca. Miała się tam bowiem odbyć egzekucja jej ukochanego. W tłumie rozpoznała Marie i ojca, którzy tępo wpatrywali się w przygotowany stos. Lubili jej wybranka. Z resztą, kto by go nie lubił? Był miły, dobry, pomocny, wyrozumiały.. Z pewnością nie zasługiwał na taką śmierć. Na dziedziniec przyszedł kat z pochodnią, a za nim jej luby prowadzony przez straż. Przywiązano go do słupa, a kat podpalił stos. Młody mężczyzna spojrzał na płaczącą zmiennokształtną wzrokiem pełnym czułości. Widać było, że powstrzymywał krzyk, gdy ogień sięgnął jego nóg. Po paru minutach było po wszystkim. Ojciec dziewczyny i Marie zabrali ją do domu. Viviene położyła się i oddała w obięcia Morfeusza.
   Obudził ją głośny wrzask. Wytężyła słuch. Zrozumiała tylko fragment rozmowy.
-..zostawcie ją w spokoju.. -powiedział ojciec. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej pobiegła do pokoju jego i Marie. Zastała ich martwych. Tamtej nocy przysięgła sobie, że znajdzie tych, którzy zamordowali jej rodzinę i zemści się na nich.
_________________________________________________________
Nie za bardzo wychodzą mi opisy postaci, jednak
mam nadzieję, że ten nie wyszedł najgorzej.

środa, 26 września 2012

Hopeful prayer


-Euphorio...- mruknęła stara kobiecina, przywdziana w habit, wyciągając suchą rękę do młodej zakonnicy. Ona widziała już śmierć stojącą nad starowinką. Tym razem nie uśmiechała się do niej. Może to i lepiej, przynajmniej Euphoria wiedziała, że Śmierć sobie z niej nie kpi.
-Nie mów. Tylko sprawiasz sobie ból- odparła młoda siostra i zacisnęła lekko szczupłe palce na starczej dłoni, mając wrażenie, że zaraz się rozsypie.
-Ponoć gwiazdy spełniają życzenia. Ponoć mówią o przeszłości. Ponoć między nimi toczy się walka o losy świata... Euphorio, czemu w takim razie milczysz?- zapytała przeorysza, chcąc przed śmiercią spojrzeć w niebieskie oczy siostry zakonnej i ujrzeć w nich prawdę.
-Ponieważ Gwiazdy milczą, siostro- odparła, patrząc na nią wytrwale i bez strachu. W mądrych oczach starej kobiety widziała, że wie.
-Przykro mi, że musisz się ukrywać. Jesteś urocza i młoda. Na pewno urodziłabyś wielu synów- Euphoria słuchała w skupieniu najprawdopodobniej ostatnich słów przeoryszy zakonu. Gwiazdy nie miały żalu. Gwiazdy godziły się na swoją egzystencję. 
-Śpij, siostro- uklęknęła zawijając habit pod kolana.- Niech do snu tuli cię śpiew Aniołów. Obudź się wśród Gwiazd- złożyła delikatny pocałunek na umierającej dłoni. 

Siostro Tereso.
Mogłabym do Ciebie mówić, mogłabym się z Tobą zobaczyć, a jednak wiem, że nam obu sprawiłoby to ból. Śmierć jest bowiem czymś nienaruszalnym i świętym, o ile zostało cokolwiek świętego na tym przeklętym świecie. Nauczyłaś mnie żyć tym, co otrzymałam wraz z ponownym przyjściem na ziemię, więc winnam Ci wyjaśnienia.
Gwiazdy nie spełniają życzeń. Gwiazdy milczą o przyszłości i nie rozpamiętują przeszłości. Schodzą na ziemię niczym łuna światła, niejednokrotnie mylone z Aniołami, często uważane za Demony. Mają zadanie, każda swoje. Moje mnie przerosło. 

Patrzyła na Jego śmierć, czując jak w jej żyłach wrze ogień. Głęboki ból rozdarł to niedoskonałe ludzkie ciało. Jego krew trysnęła pod naciskiem wampirzych kłów. Nie zdążyła. Natura nie pomogła. Burza nie przybyła na wezwanie, wiatr się nie zerwał, światło nie rozbłysło. Sylwetka zimnego ciała odbiła się w jej oczach. Rozpaczliwe spojrzenie utkwiło w żarłocznych oczach wampira. Cofnęła się przerażona, opierając o jedną z kolumn rzymskich term. 

Był to rok 33 po Chrystusie. Rzucił się na mnie, przypierając do ściany. Uderzyłam potylicą w chłodny marmur. Myślał, że popłynie krew, ale... Widzisz siostro, Gwiazdy nie mają krwi. Nasze serca nie biją, a wypełnione są światłością. Przynajmniej dopóki nie jesteśmy skazane na porażkę. 

W momencie uderzenia nastała ciemność. Czuła bliskość tego przeklętego stworzenia, nie widząc w nim człowieka. Jego czujny węch dał mu znać, że Euphoria nie posłuży mu dziś za kolację. Zniknął tak nagle, jak wcześniej się pojawił. A ona... A ona ujrzała samą Śmierć, z którą poczęła rozmawiać. Ujęła w swoją jasną dłoń trupią rękę i przyłożyła sobie do serca. 
-Ocal go, a będę twoja- propozycja paktu z samą Śmiercią nie była tak absurdalna jak może się wydawać, biorąc pod uwagę, że za dopuszczenie do Jego śmierci, czekał ją najokrutniejszy los, jaki może spotkać Gwiazdę.

Za niewykonanie zadania czekała nas kumulacja całej energii i wieczna egzystencja jako to, co widzisz co noc na nieboskłonie. To dlatego patrząc w gwiazdy nie możesz oprzeć się poczuciu nostalgii. Bo każda kiedyś żyła. Każda zawiodła. Każda ma swoją historię, o której Ci mówi, a Ty nie słuchasz. Kasjopeja, Syriusz... Oni wszyscy.

Śmierć zacisnęła palce na dłoni Gwiazdy. Oczy Euphorii pociemniały całkowicie i zdawać by się mogło, że z jej ciała zniknęła cała światłość, którą wcześniej niemal emanowała jej sylwetka. Serce opustoszało na ułamek sekundy. Spojrzała w niebo ogromnymi, przerażającymi w tym momencie oczami. Krzyknęła. Stała się Gwiazdą Śmierci.

I tułałam się, rozmawiając ze Śmiercią, ruchem dłoni wzbudzając wiatr, tańcem wołając deszcz, a śpiewem burzę. W stanach euforii, nad którymi do dziś nie panuję, wyglądam jak w transie. Jakby mojej duszy nie było w tym ciele. Jakbym latała. Jakbym była opętana, albo święta. Miałam sporo szczęścia, że włożyłam habit zanim zostałam oskarżona o czary. Teraz przynajmniej Inkwizycja uzna, że rozmawiam z Bogiem, nie ze Śmiercią. Że jestem święta. 


Euphoria
Gwiazda Śmierci, ukrywająca się pod
 habitem siostry zakonnej
Wiek nieznany

Na co dzień wędruje między szpitalnymi łóżkami, będąc niezwykle odporną na choroby, choć o słabej sile fizycznej, istotą. Jej ciało zasłania długi habit, a długie, brązowe włosy ukrywa pod chustą. Jedną z ciekawostek jest fakt, że już od kilkudziesięciu lat namiętnie zmienia zakony, nie chcąc rzucać się w oczy i w żadnym nie złożyła ślubów.

Euphoria jako Gwiazda nie posiada krwi. Jej osoba emanuje przyjemnym ciepłem i rodzajem swoistego zrozumienia. Jest cicha i poważna, a przede wszystkim skryta, choć nie robi tego celowo. Wpada w transy niewyjaśnionej euforii, podczas których śpiewem i tańcem zmienia pogodę w najbliższym otoczeniu. Mówią, że to objawienia, że jest błogosławiona. Jednak tylko sama Śmierć decyduje o tym, co chce Gwieździe powiedzieć. Najczęściej Kostucha pojawia się na oczach Euphorii tuż za plecami śmiertelnika, który ma niedługo umrzeć. Bóg jeden (i Śmierć) wie czemu właściwie daje taki znak. 

Przyjaciółka Kostuchy, święta wariatka, mądrze potępiona, gwieździście ludzka. Euphoria.