Aktualności
LISTA OBECNOŚCI ZAKOŃCZONA!
Wydarzenia

poniedziałek, 24 września 2012

"Jestem samosadystycznym świrem o pacyfistycznym nastawieniu."



  
Dane Personalne


Imię: Necro
Nazwisko: Green
Wiek: 25 lat
Dzień i miesiąc narodzin: 7 sierpnia
Zawód: Grabarz z dziada, pradziada
Rasa: Człowiek
Dodatkowo: Mag/Nekromanta
Orientacja: Homoseksualny


„Nigdy się nie poddawaj braciszku. Dopóki starczy Ci sił, dopóki starczy Ci mocy i Dopóki starczy ci zaparcia, walcz. A wtedy możesz zginąć w chwale i dostać się tam gdzie ja, nie ważne czy jesteś człowiekiem, czy nie, lecz jeśli się poddasz, wtedy pokażesz iż nie masz żadnej wartości… Pamiętaj. Walcz z przeciwnościami i wiedz, że ja zawsze jestem z tobą.” –
Duch Cerona Greena, pięć lat po swojej śmierci



Charakter


Jakie są pierwsze słowa, które usłyszysz od ludzi pytając o jego osobę?„Szalony Grabarz” oraz „Opętany Cmentarny Skurwysyn”? Nic nowego. Naprawdę nic a nic.
Jakie jest twoje pierwsze wrażenie o nim? Szurnięty, wariat, psychiczny niedorobieniec, trzeba go spalić na stosie, on na pewno jest niebezpieczny, zły, a sam Szatan zawładnął jego duszą…
Jakie bolesne może być dla osoby pierwsze wrażenie, prawda? Może zszargać twoją reputację, zniszczyć życie lub nawet zaprowadzić na stos.
Sam Necro jednak nie przejmuje się za bardzo tym, jak ludzie go postrzegają. Co prawda jest szalony, pokręcony i dziwny, jednak na ten swój dziwny, pokrętny sposób nawet zabawny i sympatyczny. Może i wybucha niespodziewanie śmiechem, raczej nie płacze na pogrzebach, nie lubi słońca i uwielbia deszcz, a swojej mrocznej pracy Grabarza poświęca niemal cały swój czas, to jednak jest osobą do której warto spróbować się zbliżyć. Jest on bowiem najbardziej optymistyczną osobą w całym mieście, z na tyle rozbudowanym urokiem osobistym iż nawet Inkwizycja, której przedstawiciele odwiedzają go regularnie, przymuszeni skargami ludzi uważają go za szalonego, nieco ekscentrycznego jednak sympatycznego człowieka, którego odmienność charakteru przeraża ludzi, a nie jego ciemna aura, która była taka od urodzenia i nie stała się taka przez czyny i wybory jakich dokonał w życiu. Warto być jego przyjacielem, albowiem dla swoich przyjaciół jest w stanie oddać swe życie, jest gotowy poświęcić własne życie, godność i honor, ażeby uchronić ich przed niebezpieczeństwem.
Młody Green brzydzi się brutalnością i przemocą, sam w życiu miał góra cztery epizody w których kogoś zaatakował. Jego najsłynniejsze słowa o nim samym mówią „Jestem Samosadystycznym Świrem o pacyfistycznym nastawieniu”.
Uwielbia ból, twierdzi iż ból oczyszcza jego myśli ze złych wspomnień, że pozwala mu zostać w szarej rzeczywistości dnia codziennego i nie pozwala mu powrócić do wewnętrznego żalu i rozpaczy.


 

Wygląd

Nie jest kolejnym wysokim, silnym, postawnym mężczyzną o krótkich włosach w wiecznym nieładzie, i o klacie jak u jakiegoś herosa.
O nie. Wręcz przeciwnie. Nekromanta jest niskim mężczyzną, bardzo drobno zbudowanym, niezwykle szczupłym. Waży gdzieś z trzydzieści kilka kilogramów, co raczej zbyt zdrową wagą dla niego nie jest.
Charakterystyczne w jego wyglądzie na pewno są jego długie, białe włosy, swobodnie opadające na plecy, zazwyczaj rozpuszczone lub związane lekko czarną wstążką, byleby tylko nie przeszkadzały mu w pracy.
Jego oczy, błękitne, zazwyczaj roziskrzone od jego szaleńczego, szczerego śmiechu, spoglądają na wszystko i wszystkich raczej uważnie, jakby bał się, że zaraz wyleci z jakiegoś ciemnego rogu inkwizycja, posądzając go o bycie opętanym przez demona, albo jakiś dwa razy większy od niego osobnik z zamiarem zabicia go, w celu zostania bohaterem miasta, za zabicie niebezpiecznego szaleńca.
Jego rysy twarzy są raczej łagodne, a skóra jego ciała  blada i delikatna. Nie jest trudno pomylić go z kobietą, szczególnie przez widoczne gdy jest nago lekkie wcięcie w talii.
I wcale nie wygląda na swoje dwadzieścia pięć lat. Wyglądem jest dosłownie o siedem lat młodszy… Tak, wygląda jak osiemnastolatek, co niejednokrotnie sprawiało iż ludzie przyjezdni myśleli że jest swoim własnym synem.. Wszyscy ludzie twierdzą, że taki właśnie jest Necro, że takie są jego geny odziedziczone po matce (do której jest bardzo podobny, swoją drogą)… Sam Green wie jednak, iż jest to spowodowane dużym wchłanianiem przez niego energii życiowej i magicznej. Jest to procesem naturalnym u NIEKTÓRYCH Nekromantów. Tak właśnie czerpią swoją moc: Z otoczenia.
Zazwyczaj ubiera się na czarno, jednak nikt nie zna tego powodu. Sam Necro, zapytany o to odpowie „Po prostu lubię kolor czarny, z resztą idealnie kontrastuje się z moimi włosami.”
Nie jest to jednak do końca prawdą, patrząc na to iż kiedyś, jeszcze przed śmiercią brata ubierał się głównie w białe kolory.
Otóż czarny kolor jego ubrań jest oznaką jego wiecznej żałoby i tęsknoty za bratem, jednak ludzie, zupełnie tego nie wiedząc, twierdzą że to tylko kolejna szaleńcza zachcianka.
Jedynym mankamentem jego prosta blizna na wewnętrznej stronie prawej dłoni. On po prostu lubi patrzeć jak krew z niej kapie kropelkami… I kapie… I kapie… 


Dodatkowo


Rzeczą, a raczej miejscem o które najbardziej dba Necro jest cmentarz, zazwyczaj określany przez Necro jako „Jego Cmentarz”. Bardzo kocha to miejsce, regularnie wyrzuca zwiędłe kwiaty pozostawione na grobach, naprawia jak się da zepsute nagrobki, a jeśli nie da się naprawić, robi nowe, na całym cmentarzu sadzi białe kwiaty… Dlaczego akurat białe? Bo jego brat kochał ten kolor.
Jego niespotykane imię wymyśliła mu matka, Nekromantka. Imię raczej oryginalnie i idealnie pasujące do tego ześwirowanego, białowłosego mężczyzny.
Przez lata samotności i stronienia od bojących się go ludzi, Necro nabrał dziwnego i niezbyt normalnego zwyczaju gadania z trupami.
Mimo iż jest nekromantą nie lubi ożywiać trupów. Jest to pamiątka z dzieciństwa, po jego okrutnych koszmarach w których w trakcie okropnej burzy, władał armią szkieletów, sam siedząc na wielkim szkielecie smoka, przyglądając się trupom mężczyzn, kobiet i dzieci z okrutnym i obleśnym uśmiechem i żądzą mordu w oczach. Nigdy nie chce się taki stać, a boi się, że wzywanie trupów może to wywołać… No i oczywiście zniszczyć jego piękny i cudowny cmentarz.
Jest obdarzony niebywałym talentem artystycznym… Jeśli chodzi o rzeźbienie. Sam robi wszelkie nagrobki oraz figury, które przybyły na cmentarz po tym, jak robotę objął po śmierci swego ojca.
 Kilkakrotnie już był oskarżany o bycie opętanym przez demona. Za każdym razem wywijał się jakimś cudem, a dokładniej spokojnym i upartym przekonywaniem Inkwizytorów iż nie jest opętanym przez nieczyste moce.
Necro mimo iż jest typem raczej aspołecznym, dorabia na życie wynajmem pokoi w swoim dużym i mimo wszystko przytulnym domu. Całe fundusze z tej działalności przeznacza na upiększanie swego cmentarza. Jedynymi miejscami do których nie dopuszcza nikogo jest jego pokój oraz ogrodzony wysokim żywopłotem ogród, w którym zwykł przebywać, gdy już NAPRAWDĘ chce być sam.
Jego największym strachem są nagłe wyładowania atmosferyczne, czyli po prostu burze. Zachowuje się wtedy zupełnie jak mały chłopiec. Śpi wtedy również w salonie na kanapie, kuląc się targany koszmarami pod zwykłym kocem, przyciskając do siebie mocno poduszkę.



Historia



Urodził się dwadzieścia pięć lat temu tutaj, w Norrheim w swoim domu obok cmentarza. Zaledwie kilka dni później zaliczył już swój pierwszy pogrzeb, swojej własnej matki, Ilay Green, znanej w kręgach nieludzi jako niezwykle uzdolniona Nekromantka, a w kręgach ludzi jako świetna gospodyni i dobra matka, a do tego oddana przyjaciółka.
Mimo braku matki Necro miał spokojne dzieciństwo. Jego Ojciec starał się zastępować i Necro i jego starszemu o pięć lat bratu Ceronowi oboje rodziców. I nawet nieźle mu to wychodziło.
Najmłodszy Green rozwijał się prawidłowo i dobrze: Przed zagrożeniem ze strony rówieśników chroniony przez brata i przymuszany do nauki podstaw różnych dziedzin, w tym magii przez ojca.
Gdy nasz młody Necro miał lat piętnaście jego wspaniałe życie legło w gruzach: Jego starszy, ukochany brat został zamordowany. Wtedy to młody, sympatyczny, miły i lubiany przez mieszkańców miasteczka Necro umarł. Zniknął.
Zaczęły się Ciężkie dni. Młodzieniec często nie sypiał, a jak już sypiał to płakał i wrzeszczał przez sen. Jego młode serce rozrywało się na strzępy. Długo mu zajęło powracanie do wewnętrznego spokoju. Ale już nigdy nie był taki sam: Wtedy to narodził się teraz wszystkim znany jako Szalony Grabarz osobnik.
Necro Green zaczął zagłębiać się w mroczną sztukę Nekromancji chcąc przywrócić swego ukochanego brata do świata żywych i uciec z nim daleko od tego beznadziejnego miasta, jednak im dłużej siedział w nauce tego typu magii tym bardziej rozumiał iż jest to niemożliwe.
Gdy miał lat dwadzieścia zrezygnowany postanowił przywołać ducha swego brata. Wtedy to poznał prawdziwego mordercę Cerona. Był nim ich ojciec.
Necro nie mógł mu odpuścić i zaplanował zemstę: Skompletował szkielety watahy wilków, która to z samego domu wykurzyła ojca do lasu i zagryzła bezlitośnie. Teraz Necro jest sam na tym okrutnym świecie. Nikomu na nim nie zależy, jednak nie zabija się, choć nie ma celu życia. On po prostu obiecał to swemu bratu, obiecał, że będzie żył i się nie podda…

85 komentarzy:

  1. Callahan nie pochował żadnego bliskiego na norrheimskim cmentarzu. Nie miał bliskich.
    Nie potrzebował też pokoju w wielkim domu niedaleko cmentarza. Dlatego nie znał białowłosego grabarza, którego miał spotkać w karczmie.
    Tego wieczoru okryty czerwoną peleryną szedł szybkim krokiem przez miasto. Zmarznięte ręce trzymał pod połami grubego materiału, a głowę pochylał, jakby miało to go w ten sposób ochronić przed paskudnym wiatrem. Pomyśleć, że w dzień było tak ciepło…
    Uniósł głowę tylko na chwilę, by wzrokiem odnaleźć szyld karczmy. Może kiedyś unikał takich miejsc, ale dziś? Dziś każdy przybytek miał być rajem, jeśli podawano w nim coś ciepłego. Callahan wszak się zmienił. Znudzony intrygami i walką o przeżycie w małym – wielkim świecie Lontii wyjechał. Właśnie tu. Mało kto wiedział, że miejsca takie jak Elhyr, przed którą stał, że to właśnie one były powodem… Wszak, czy tak naprawdę nie był takim jak Ci, którzy się tu spotykali? Czemu by nie spróbować…?
    Nie zastanawiał się dłużej, lecz pchnął skrzypiące, ciężkie drzwi i wkroczył do zadymionego, lecz przyjemnego pomieszczenia. Ruszył środkiem i usiadł przy jednym ze stołów, usłużnemu karczmarzowi, który już zauważył, że ma do czynienia z kimś ważnym, dając kilka sztuk złota i prosząc go grzane wino. Sam począł rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu… No właśnie, kogo? Nikogo konkretnego. Lecz nie była to przeszkoda w obserwacji.
    ~Callahan

    OdpowiedzUsuń
  2. "Dziwne przezwisko" pomyślał Callahan w zamyśleniu, zanim jeszcze dojrzał człowieka wchodzącego do karczmy i uniósł głowę w nikłym objawie zainteresowania. Ten, którego zaczepiali usiadł przy jego stole, nie pytając nawet o pozwolenie. Callahanowi to nie przeszkadzało, jednak nie omieszkał zauważyć w myślach owego faktu. Uśmiechnął się lekko pod nosem, a owo drobne skrzywienie ust zniknęło tak szybko, jak się pojawiło, nie na skutek jakiegoś przykrego odczucia, lecz przelotności chwili dobrego humoru. Elaventee dawno już zapomniał jak to jest cieszyć bez powodu.
    Chłopak siedzący niedaleko niego nie miał chyba nawet osiemnastu lat. Wiecznie młody? Callahanowi nie chciało się tego roztrząsać. Nie interesowało go to prawdę powiedziawszy. Jego wzrok lekko przeskakiwał z kufla, na okno i niezapowiedzianego towarzysza. Jednak nawet mu czasem ciążyła cisza.
    - Kim oni są, co od Ciebie chcą? – zapytał, kiedy spojrzenie intensywnie błękitnych oczu zatrzymało się na oknie. Jego głos był przyjemny, nie bardzo niski, jednak przesiąknięty spokojem i pewnością każdego wypowiadanego słowa.

    OdpowiedzUsuń
  3. - Świra… - powtórzył cicho, przesuwając wzrokiem na chłopaka. Znów mimowolnie zaczynał roztrząsać w głowie kwestię jego wieku. Callahan nie podejrzewał u siebie natręctw. A jednak.
    Nie przeszkadzał mu w tym zajęciu, bez widocznego na twarzy zainteresowania przypatrując się szybkim ruchom jego szczupłych rąk. Wolno popijał swoje wino, rozkoszując się jego ciepłem i mocnym, korzennym smakiem. Karczmarz się spisał, zadziwiające, jak na taką, według Callahana podrzędną karczmę. Naprawdę, zadziwiające. Uśmiechnął się lekko, nieznacznie pod nosem.
    - Czemu tak jest? – zapytał, spoglądając w jasne oczy Necro. Z rozbawieniem, którego nie okazał, zauważył, że ten również ma niebieskie oczy i bardzo jasne włosy. Właściwie całkiem białe. Włosy Callahana czasem wydawały się być białe, lecz rzeczywiście takimi nie były. Musieli zabawnie wyglądać siedząc przy jednym stoliku.

    OdpowiedzUsuń
  4. - Nie mnie to osądzać – stwierdził spokojnie. – Nie jestem mieszkańcem Norrheim, szaleńcze. Nie wiedziałem, iż nim jesteś.
    Patrzył na niego właściwie bez emocji, lecz chłód nie znikał z jego błękitnych oczu. Chłód, z którym spoglądał na większość świata, którego tak ciężko było się pozbyć… Jednak, jeśli znikał to na zawsze. Lecz teraz był niewzruszony. Przynajmniej się tak wydawało, bo Callahan bardzo pilnował się, by nie okazać ciekawości dotyczącej osoby białowłosego czy nadmiernego zainteresowania. Był opanowanym i spokojnym człowiekiem.
    - Callahan Elaventee. – przedstawił się krótko. Choć chwilę zastanawiał się nad wyciągnięciem ręki, w końcu się poddał, nie widząc w Greenie nic złego. – Od jak dawna tu mieszkasz? – zapytał, mając nadzieję, że treść odpowiedzi naprowadzi go co do wieku nieznajomego. Kto wie ile mógł mieć lat?

    OdpowiedzUsuń
  5. - Prawda, nie łatwo jest mi uwierzyć – przyznał, po bardzo krótkiej chwili zastanowienia, jednocześnie nie informując go czy wierzy, czy też nie wierzy, a może nic go to nie obchodzi. Jego wzrok prześlizgnął się wolno na rękę chłopaka (mężczyzny jednak? Nie, chłopak będzie tu najlepszym określeniem… Mimo wszystko), tak, by tamten nie widział. Pierwszy raz było widać lekkie, bardziej szczere zainteresowanie rozmową z owym osobnikiem. Pierwszy raz zaczęło go naprawdę ciekawić to z kim rozmawia. Dziwne, jak to wszystko szybko się zmienia, naprawdę.
    - Dałbym Ci osiemnaście. Siedemnaście. – powiedział, przyglądając się mu, zawieszając wzrok na ustach, które znów oblizał, potem na reszcie twarzy i zbyt chudej, delikatnej dłoni. Te drobne szczegóły, które tak kochała jego pamięć nigdy mu nie umykały, skrzętnie przechowywane po kres pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Co powiesz na nowy wątek? Pomysły?]

    OdpowiedzUsuń
  7. ( Nerko, co powiesz na wątek? :>)

    OdpowiedzUsuń
  8. [Dobrze zatem, że zapytałam. Tak sobie myślę… Znalazłoby się miejsce na nagrobek i dla psa? Jeśli tak, mam już pomysł.]

    OdpowiedzUsuń
  9. [postać ciekawa, ale ciężko mi będzie wymyślić miejsce spotkania. jakoś nie umiem wymyślić powodu dla którego William miałby się po cmentarzu kręcić, przynajmniej nie dziś - matma ryje mi mózg chwilowo] William

    OdpowiedzUsuń
  10. [Tak, Necro jest świrem, cały poprzedni wątek mi to udowadniałaś. ;) Zacznę już.]

    Jakoś to się tak w życiu Aileen złożyło, że w niemal każdym mieście trafiała w gościnę akurat do tego miejsca, gdzie roiło się od wygłodniałych kundli. I za każdym razem w elfce zamiast pana i władcy upatrywały sobie łatwą zdobycz. Co oczywiście doprowadzało ją do szału.
    W Norrheim było o tyle inaczej, że wśród zgrai wygłodniałych psów był jeden wyjątkowy; drobny, śnieżnobiały kundel, który w grupie ewidentnie zajmował miejsce kozła ofiarnego, odciągając często uwagę bestii od Aileen.
    Jakimś dziwnym sposobem utworzyła się między tą parą kompletnych łamag więź, początkowo krucha, zachwiana przez niechęć dziewczyny do tego gatunku, lecz ostatecznie silna i szczera. Przywiązanie do ów zwierza nakazało Aileen zapraszać go od czasu do czasu do domu, dokarmiać, gdy było czym i regularnie dzielić się wodą lub winem.
    Można więc było sobie wyobrazić jej rozpacz, gdy pewnego dnia, wróciwszy z przechadzki, zastała pod drzwiami jej kamiennicy zwłoki przyjaciela.
    I to właśnie sprowadziło ją na cmentarz.

    OdpowiedzUsuń
  11. [to może coś prostego, właśnie z karczmą związane? cięzko mi dzisiaj myśleć, jutro może mi coś do głowy wpaść;)]

    OdpowiedzUsuń
  12. ( Aaacha. Ja na WoN zaczynałam, więc... zaczniesz? :))

    OdpowiedzUsuń
  13. Niespiesznym krokiem przestąpiła bramę jedynego w okolicy cmentarza, by równie wolno przemierzać alejkę za alejką. Zapewne gdyby była w lepszym nastroju, przepiękne rzeźby na nagrobkach oraz atmosfera tego miejsca zachwyciłyby ją, ale w tym momencie? Gdy w mieszkaniu spoczywały zwłoki jedynego psa, którego była w stanie znieść?
    Dotarłszy do większego budynku, jak jej się wydawało domku Szalonego Grabarza, zastukała smętnie kłykciami o drzwi, prosząc wszystkich znanych sobie bogów, by poszukiwany przez nią delikwent tam był. Na samą myśl, że będzie musiała następnego dnia kolejny raz urządzić sobie ten ponury pochód…
    - Dzień dobry, jakby był pan tak miły i poprosił zarządcę cmentarza – zwróciła się do młodego mężczyzny, który otworzył jej drzwi. Przez chwilę zastanawiała się, czy on nie jest aby tym całym szaleńcem; miał w końcu białe włosy, dokładnie takie jak w opowieściach o grabarzu. Ostatecznie jednak stwierdziła, że bardziej wygląda na jego syna, więc wpatrywała się tylko w chłopaka wyczekująco.

    OdpowiedzUsuń
  14. - Miło poznać – bąknęła tylko, z pewną dozą niechęci idąc w kierunku wskazanym przez grabarza.
    Szaleństwo wręcz wylewało się z białowłosego, znacząc każdy dźwięk wydobyty z jego ust oraz gest. Była gotowa przysiąc, że jeszcze nigdy nie widziała, by ktoś w tak opętańczy sposób pokazał jej swoją kuchnię! Byłaby uciekła od razu, lecz ciągłe wypłakiwanie się i żalenie do reszty wyzuło z niej wszelkie siły, zarówno na zamartwianie się niepokojącym zachowaniem grabarza, jak i ewentualną ucieczkę.
    - Miejsce dla mojego bliskiego i niewielki nagrobek – dodała, stanąwszy, po czym westchnęła ciężko i opadła na najbliższe krzesło, w ogóle nie przejmując się konwenansami.

    OdpowiedzUsuń
  15. - Szczęście mieć taką w swej rodzinie zasługę – powiedział blondyn szczerze i bez większego zastanowienia, co było samo w sobie, u jego osoby bardzo nietypowe. Jego wzrok ciągle prześlizgiwał się po postaci Necro. Bez skrępowania musiał przyznać, że chłopak podobał mu się. Eteryczny, delikatny chłopak, pozostający jednak ciągle chłopakiem. Ah, jakim szczęściem obdarzyła go matka, zostawiając mu na lata urodę podrostka! Te wszystkie drobne szczegóły; i długie palce i białe jak śnieg kaskady włosów, przed których dotknięciem musiał się prawie wstrzymywać… I śmiech… Jak brzmi śpiew rajskiego ptaka? Niektórzy mają głosy jak skowronki, lecz skowronki są niczym przy prawdziwym pięknie.
    - Możesz. Niewątpliwie możesz. I wiele mógłbyś ode mnie ich usłyszeć – powiedział, komentując na głos swe myśli – Lecz skończyłbyś jak Narcyz, którego uroda przyniosła mu zgubę, a przed Bogiem poświadczę, że uroda jego równać może się Twojej.
    Lekko potrząsnął głową. „Necro Green.” Powtórzył w myślach, by zapamiętać te słowa. Chłód wyparowywał.

    OdpowiedzUsuń
  16. Rumieniec rozbawił Elaventee’a, lecz ten nie pokazał tego po sobie, zdoławszy utrzymać kamienną twarz.
    - To Twoje zdanie – sprostował. – Ja mogę uważać inaczej. – Uśmiechnął się lekko, prawie niezauważalnie. Uśmiech Necro też mu się podobał. Skarcił się w myślach za te wewnętrzne uwagi. Potrząsnął lekko głową.
    - To dobry dar – zauważył., zdecydowany jednak nie kontynuować dyskusji na ten temat. – Czym się zajmujesz?

    OdpowiedzUsuń
  17. Skinęła głową w niemym podziękowaniu, przyjąwszy herbatę. Swoją drogą, miły gest. Zadziwiająco ludzki jak na odseparowanego szaleńca, za jakiego grabarz uchodził. Oto najlepszy dowód, że nie należy ufać plotkom!
    - Zapewne gdybym miała siłę, żadne słowa nie powstrzymałyby mnie przed oburzeniem się, ale dzisiaj naprawdę nie mam ochoty na spory. Szczerze mówiąc, znalazłyby się odpowiednie fundusze, lecz z pewnością nie są one mi obojętne, zbędne tym bardziej, jeśli mnie pan rozumie – odparła elfka, nie odwracając od mężczyzny wzroku. Był taki radosny… Tak cholernie radosny, gdy rozmawiali o pochowaniu jej przyjaciela! Prychnęła cicho na tę myśl, lecz nie odezwała się już ani słowem.

    OdpowiedzUsuń
  18. [Masz może ochotę na wątek? A jeśli tak, to mam małe pytanie odnośnie cmentarza. Czy zakaźnie chorzy ze szpitala w Norrheim też są tam grzebani, czy ich ciał pozbywa się w inny sposób? Bo jeśli jest jakaś szansa znalezienia tam kogoś, to byłby punkt zaczepienia...]

    OdpowiedzUsuń
  19. Różne rzeczy można było mówić o Anneke, ale na pewno nie można jej było zarzucić rozrzutności. Pieniędzy brakowało zawsze, jak to pieniądze mają w zwyczaju, więc na coś tak błahego jak nocleg, białowłosa nie zamierzała marnować wątłych funduszy.
    Zresztą, miejsce do spania zawsze można znaleźć. Zwłaszcza kiedy można zamieniać się w szczura i szybko nawiać w razie niepowodzenia.
    Nie był to pierwszy raz, gdy Anneke planowała włamać się do cudzej piwnicy. Samo wemknięcie się nie było problemem. Większym problemem było upchnięcie gdzieś cholernej, czarnej owcy.
    Na szczęście jednak zmiennokształtna upatrzyła sobie odpowiednie miejsce - ogromny dom w okolicach cmentarza. Miejsce wydawało się dość mało zaludnione, ryzyko wykrycia zatem malało.
    Tak oto przed północą, w swojej szczurzej postaci, wemknęła się do piwnicy budynku przez niedomknięte okienko. A później wróciła do normalnej formy, aby wpuścić pupila. Nie bała się, że przez jego beczenie mogła zostać przyłapana. Baran był cichy jak mysz, w końcu no cóż... do końca normalny nie był.
    Już chwilę później białowłosa leżała spokojnie gdzieś w kącie chłodnego pomieszczenia, wtulając twarz w ciepły brzuch zwierzęcia, beztroska jak usypiane dziecko.

    [Sorry, w pośpiechu nie wyszło za fajnie ;P]

    OdpowiedzUsuń
  20. [To coś spróbuję sklecić.]

    To był normalny, codzienny widok. Jedna z wielu osób, odwiedzających cmentarz, dziewczyna z kilkoma kwiatami w rękach, przechadzająca się wśród nagrobków. Nieco dziwniejsze wydawało się jej niezdecydowanie, kilkakrotnie zatrzymywała się i zmieniała kierunek, wyraźnie coraz bardziej zdenerwowana.
    Człowieka, który został tu niedawno pochowany i którego szukała, Lyn nie mogła nazwać bliskim. Właściwie prawie go nie znała, bo cóż znaczyły te kilka dni i nocy spędzonych przy jego posłaniu, kiedy konał, trawiony przez jakąś chorobę... Nikt tak właściwie nie wiedział, co mu jest, żadne wywary i zabiegi nie pomagały. Przez większość czasu nieprzytomny, majaczył czasem w gorączce, zdążył chociaż wyjawić czuwającej przy nim dziewczynie swoje imię. Jacob. Jeśli to rzeczywiście było jego imię, bo nawet tej pewności Lyn nie miała. Domyślała się tylko, że pod takim właśnie imieniem go pochowano.
    Dziewczyna jęknęła z rezygnacją, kiedy uświadomiła sobie, że trzeci raz przechodzi obok tych samych rzeźb na nagrobkach. Naprawdę nie miała pojęcia, jak znaleźć ten właściwy.

    OdpowiedzUsuń
  21. - Byłabym wdzięczna, gdyby znalazł pan dla mnie miejsce, które jak najdłużej pozostanie na uboczu cmentarza – zaczęła, pociągnąwszy łyk herbaty. (I oparzywszy się przy tym okrutnie). – Oczywiście nie potrzebuję wiele, mam zamiar pochować psa, który choć znacznie mniejszy od ludzi, nie gorzej znał ich obyczaje. Dlatego też uważam za niegodne zostawienie jego truchła gdzieś w lesie – wyjaśniła jeszcze, po czym odchrząknęła cicho. – Bezimienny kundel, miejscowy. Nie ma za bardzo, czego wykuć, dlatego też zależy mi na starannej rzeźbie.
    W końcu zamilkła, by kolejny raz upić łyk naparu, tym razem znacznie ostrożniej, i zwilżyć drapiące gardło, które ostatnio okropnie ją męczyło. Cóż to wszak aktorka bez głosu?

    OdpowiedzUsuń

  22. Jego śmiech był zaraźliwy. Callahan praktycznie nieświadomie uśmiechnął się lekko pod nosem. A to nie zdarzało mu się już od dawna.
    Na słowa Necro zareagował zdziwieniem, którego jednak zewnętrznie nie okazał. Grabarz? Czemu kłóciło mu się to z wizją delikatnego młodzieńca? Czy grabarz nie powinien być śmierdzącym uryną i rozkładem staruchem, któremu w życiu nic nie wyszło i by przeżyć musiał zacząć kopać doły na cmentarzu za marne grosze? Callahan właśnie coś takiego widział oczami wyobraźni. Ta sama wyobraźnia jednak, w niezwykle jasny sposób mówiła mu, że nie wszystko jest tak proste, by móc ujrzeć w sobie portret człowieka, którego się nie zna. Ludzie mają dziwny zwyczaj próbowania usilnie nadawać głębi swojej osobie, przy niemożności przyjęcia do wiadomości, że inni nie są kukłami…
    - Nie spodziewałem się tej odpowiedzi – przyznał cicho, unosząc wzrok na jego oczy. – Grabarzem, naprawdę? Nie, nie obrażaj się... Jestem jedynie ciekaw - powiedział, jakby na chwilę zapominając, że nie musi się przed nikim tłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  23. Callahan odchylił głowę do tyłu, dając sobie chwilę na zastanowienia. Długie włosy swobodnie przesunęły się po miękkim materiale kryjącym ramiona i spadły za oparcie krzesła jasną, szarawo-białą kaskadą. W tym świetleniu nie było widać, że są naprawdę lekko złocistej, piaskowej barwy.
    - Grabarz… Niesamowite. – powiedział do siebie. Gdzieś w kącikach jego ust zaplątał się lekki, prawie niewidzialny uśmiech. Gdy grabarz dopowiedział swoje następne słowa, jego usta drgnęły, gdy uśmiech chciał zniknąć, lecz w efekcie tak się nie stało. Mężczyzna zawahał się, nie wypowiadając swojej oczywistej, przepraszająco-odmownej kwestii i powiedział to, czego usłyszeć z swoich własnych ust się nie spodziewał.
    - Dobrze. Mogę iść.
    Brzmienie tych słów wprawiło go w zdumienie. To, ze wstał, by ruszyć ku drzwiom w towarzystwie tego niesamowitego młodzieńca również było dla niego zaskoczeniem.
    ~Callahan

    OdpowiedzUsuń
  24. Czy to właśnie nie urok tego młodzieńca sprawił, że Callahan zdecydował się za nim iść? Chyba tak, lecz i tak te słowa spowodowały jego zdziwienie i zakłopotanie. Jak odpowiedzieć? Co myśleć? Czy on z niego kpił, widząc jego wzrok, który tak chciwie szukał wcześniej przeuważonych szczegółów jego wyglądu?
    Callahan przeniósł na niego wzrok, a na jego twarzy zaplątał się lekki uśmiech, mający zastąpić słowa „Spokojnie. Rozumiem Cię.”
    - Miło to słyszeć z Twoich ust. – powiedział wreszcie, zajmując ręce poprawianiem obszernej peleryny z grubego materiału, która miała ochronić go przed chłodem. Zakłopotanie Necro go w żaden spób nie rozbawiło, albo przynajmniej nie okazał tego po sobie.

    OdpowiedzUsuń
  25. Callahan, zanadto zaaferowany osobą Necro, nie zwrócił uwagi na pijaków od czasu, kiedy wszedł do karczmy. Nie był uważnym człowiekiem, a w miejscach, gdzie sytuacje takie jak ta miały w ogóle prawo się przydarzyć bywał od bardzo niedawna. Miał swój krótki miecz i potrafł walczyć, a w swej naiwności wierzył, że nikt nie pokusi się o jego skarby. To, co właśnie się wydarzyło, było przede wszystkim szokiem. Nie zdążył nic zrobić, a scena rozgrywająca się przed jego oczami przybrała postać przedstawienia w którym nie uczestniczył.
    - Necro! – jęknął, podtrzymując go. Widział jak czerwona plama pożerała kolejne centymetry materiału, lecz głębokości rany nie umiał stwierdzić. Gdzieś tu blisko był szpital, prawda? Nawigując po koścelnej wieży, widział, że ten jest niesłychanie blisko. Siostry zakonne pomogą.
    - Oprzyj się o mnie. – powiedział, nie chcąc słyszeć sprzeciwu. Sądząc po tym z jaką prędkością płynęła krew, nie mogło być ciekawie. Pociągnął Necro w tamtą stronę. Dobrze, ze był od niego znacząco wyższy, a chłopak nie należał do mocno zbudowanych.
    Callahan zapamiętał twarz pijaka. Dobrze wyrył ją sobie w pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  26. Callahan na ogół nie słuchał innych ludzi, ani nie ufał w ich słowa, z właściwą mu wyższością ich ignorując. Teraz jednak zdecydował się posłychać. Było coś takiego w tonie nekromanty… Ta prawdziwa błagalność, która słyszana w ustach chłopaka sprawiła, że zapragnął go posłuchać. O tym, że owe posłuszeństwo może się źle skończyć, wolał nie myśleć. Zresztą, kto wie, czemu ten nie chciał trafić do szpitala? Czy jest to wina tylko zakaźnych chorób, jakie tam się panoszyły czy też coś innego? (Callahan naprawdę wolałby, żeby nie okazało się, że ten kryje koci ogon w spodniach. Wszak wszystko było możliwe w tym mieście)
    - Gdzie mieszkasz? – zapytał, korzystając z jego trzeźwości.

    OdpowiedzUsuń
  27. Callahan nie miał teraz czasu rozwodzić się nad urodą chłopaka i to było całe szczęśce, bo zauważając jednocześnie to, jak przyjemnym uczuciem jest trzymanie go tak blisko siebie (a ta świadomość istniała, jednak na całe szczęście zatrzymała się w głębi umysłu, pozostając materiałem do rozmyślań na wiele nocy, a na razie nie niepokojąc spracowanego umysłu) i próbując doprowadzić do domu, mógłby mieć solidny problem z koncentracją, a co potem wiadome utrzymaniem białowłosego przy życiu.
    Na całe szczęście w okolicy cmentarza był tylko jeden naprawdę duży dom. Na szczęście węsząc zapach krwi nie dorwała ich żadna bestia i wkrótce znaleźli się w holu. Callahan jakby instynktownie wiedząc gdzie iść zaniósł go do sypialni Cerona i tam posadził na łóżku.
    - Pokaż jak to wygląda. – powiedział dość sucho. Na dalsze komplementy przyjdzie czas, teraz jednak czerwona plama, choć nie rosła już takk szybko, niebezpiecznie poganiała. A Callahan, znając niewiele zaklęć leczących, nie był uzdrowicielem, lecz iluzjonistą.

    OdpowiedzUsuń
  28. -Jacoba...eee -zaczęła Lyn i w duchu zgrzytnęła zębami. To nieszczęsne nazwisko, którego mężczyzna nie zdołał wyjawić.
    -Pochowano go najprawdopodobniej bez nazwiska -dodała szybko i zaczęła przyglądać się mężczyźnie z zaciekawieniem. Znał cmentarz? Spoczywał tu ktoś z jego bliskich? A może tu pracował?
    -Umarł kilka dni temu... Cztery...
    Zaczęła odliczać na palcach.
    -Tak, cztery dni temu. Jakaś choroba zakaźna, ciało zabrano ze szpitala prawie od razu...
    Nie wiedziała, jakie informacje są jeszcze mężczyźnie potrzebne.
    -Pan wie, gdzie go szukać?

    OdpowiedzUsuń
  29. [ z tego co pamietam Nerka chciała wąteczek, prawda? xD ]

    Apayan

    OdpowiedzUsuń
  30. Reakcji Callahana Necro musiał się spodziewać. Mężczyzna otworzył szeroko oczy i spojrzał na dziejącą się przed nim scenę z wielkim zdziwieniem. Wzrokiem z niedowierzaniem śledził światło przechodzące po ranie, ruch szczupłą, bladą dłonią… Była to typowa reakcja zwykłego człowieka, prawda? Taka reakcja kończyła się zwykle na dwa tylko sposoby. Albo delikwent zatrzymywał się w stuporze na dłuższy czas, albo zaczynał się drzeć.
    …Callahan jednak zaczął się śmiać. I śmiał się długo i radośnie.

    OdpowiedzUsuń
  31. Spostrzegła mężczyznę i wcale nie speszyła się tak jak on. Wręcz przeciwnie ucieszyła się. Już tak dawno nie miała towarzystwa w postaci człowieka. Dotrzymywały jej bliskości raczej stworzenia i nie ziemskie. Zatrzymała się i spoglądała w jego kierunku. Czekając na reakcję owego mężczyzny. Nie chciała go przestraszyć , oczekiwała, że jednak podejdzie do niej. Gdyby tak nie było to pójdzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  32. [bardzo chętnie bym coś zaczęła, ale nie mam pomysłu oO nawet nie potrafię się zdecydować z którą postacią chciałabym wątkować... Zacznij może którym ci to wygodniej xD]

    OdpowiedzUsuń
  33. [No jasne, że tak. :D Tylko, musiałabyś podrzucić mi pomysł, bo ja naprawdę nie mam pomysłu :c]

    Lavinia

    OdpowiedzUsuń
  34. To strasznie nie znać swoich rodziców. Wprawdzie Primrose znała ojca, ale matki... matki nigdy nie poznała, a ojciec nie chciał o niej mówić. Szukała więc jakichkolwiek informacji o rodzicielce na własną rękę, ale w mieście też nikt nic o niej nie wiedział. Nikt nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że pan Tupper ma kochankę do czasu, aż na świecie pojawiła się ona sama.
    Najłatwiej więc było jej przyjąć, że matka po prostu umarła w czasie połogu i dlatego Primrose nigdy jej nie poznała. Na cmentarzu nawet znalazła opuszczony, zniszczony grób, którego nikt nigdy nie odwiedzał i nie sprzątał. Data śmierci kobiety też nawet pasowała, gdyż nastąpiła dwa dni po jej narodzinach. Właśnie dlatego Prim wmówiła sobie, że to grób jej matki, choć nigdy nie uzyskała od nikogo potwierdzenia.
    Na cmentarzu pojawiła się z dużym, kunsztownym bukietem wykonanym z suszonych, polnych kwiatów i kolorowych, jesiennych liści. Od razu skierowała swoje kroki w stronę grobu 'matki'.
    - Cześć, mamo - powiedziała cicho, zgarniając jesienne liście z grobowej płyty.
    Miała nadzieję, że jest tutaj zupełnie sama. W obecnych czasach rozmawianiem ze zmarłymi, nawet na cmentarzu, nie było bezpiecznie.

    OdpowiedzUsuń
  35. Po zmroku nie trudno było natknąć się na podejrzane typy, których nie trzeba by było namawiać do złożenia jednej, prostej obietnicy. Pewnie wielu z nich już kiedyś ją złożyło, albo i tak są jedną nogą w Piekle. To nie było żadne wyzwanie. Eire poszukiwała czegoś więcej, czegoś, co ją zmotywuje do działania, uprzyjemni pobyt w tym miejscu. Dlatego właśnie wybrała się w podróż po uliczkach. W czerwonej sukni, lekko spiętych czarnych lokach mogła być uznana za kogokolwiek. Za szlachciankę zabłąkaną wśród uliczek, ekskluzywną prostytutkę, prostą dziewczynę, która chce pochwalić się nową kreacją. A ona polowała. Szukała, wybierała, zabierała. Nie przeszkadzała jej w tym nawet ta drobna ułomność, która ostatnio jej się przypałętała. Ale w końcu zobaczyła kogoś, kto mógłby być tym wyzwaniem. Wyglądał zdecydowanie inaczej, dziwnie, ciekawie. Czerwone, pełne usta wygięły się w lekkim uśmiechu a w ciemnych oczach pojawił się błysk, który każdy rozumiał jak chciał.
    -Proszę wybaczyć, czy zna pan uliczki tej mieściny? Chyba zgubiłam drogę.- zadałą proste, banalne pytanie. Nie używała zwykłych sztuczek, nie było aury pożądania, zapachu kobiecego ciała. To była jej zabawa, jej wyzwanie.

    OdpowiedzUsuń
  36. Tak, to było głupie. I może nawet trochę psychopatyczne? Ale w końcu on nie był normalnym człowiekiem, prawda? Właściwie z człowiekiem, łączyła go jedynie twarz, którą pokazywał na co dzień ludziom. Twarz ta miała wiele tysięcy lat i był to jeden z pierwszych ludzi, których poznał Dantalion. Jak również pierwszy, którego zabił. Nie, nie ostatni. Było ich trzech, nim wypracował własną strategię polowania, wykorzystując swoje umiejętności.
    Wracał z jednego z nich. Zamknął za sobą drzwi domu młodej kobiety, która na powrót zaczęła zamiatać podłogę. Demon obrał sobie dwa kierunki: bazar, a później cmentarz. Po co to drugie? Ponieważ czuł się tam jak w domu, ot dlaczego.
    Na stoisku kupił sobie jabłko. Jedno, okrągłe, soczyste i czerwone. Był syty, a słodkim sokiem łatwo pozbędzie się metalicznego posmaku z ust. Przyjrzał się nadgryzionemu owocowi, po czym podniósł wzrok. Ciężko było go nie zauważyć, skoro chodził na wysokich obcasach. Nie wiedzieć dlaczego, to one pierwsze rzuciły mu się w oczy, nie długie białe włosy. Te nawet go nie zdziwiły mimo, że ów mężczyzna wyglądał na młodego.
    Słyszał plotki o nim. I to nie małe. W końcu musiał wiedzieć, kto zajmuje się truposzami! Niektórzy po prostu wydawali mu się być fascynujący. Ostatecznie każdy człowiek, który wykonuje taką pracę ma później jakiś uraz.
    Uznał, że poczeka na niego już na cmentarzu. Tak więc podgryzając jabłko wyminął go i postukując podeszwami butów na bruku ruszył w stronę miejsca, którego każdy człowiek chciał unikać oraz na którym każdy w końcu się znajdzie.

    OdpowiedzUsuń
  37. Może to było głupie, ale dziewczyna naprawdę lepiej czuła się, wmawiając sobie, że to właśnie taki los spotkał jej matkę, że kobieta po prostu zmarła, odeszła ze świata żywych. Nie umiała dopuścić do siebie myśli, że matka mogłaby jej tak po prostu nie chcieć, że jej życie było i jest po prostu jednym wielkim zbiegiem okoliczności i czystym przypadkiem.
    Właśnie dlatego panna Tupper przychodziła na ten grób. Może nie często, bo toć siedemnastoletni podlotek ma miliony razy więcej ciekawych zajęć niż całodzienne przesiadywanie przy grobie kobiety, która tylko prawdopodobnie byłą jej matką. A jednak te nawet sporadyczne wizyty przy starym, zapomnianym grobie pozwalały jej w pełni uwierzyć, że to właśnie tutaj spoczywa jej rodzicielka.
    Uniosła gwałtownie głowę ku górze, słyszą cichy, męski głos mężczyzny. Jasne, słomiane loki zafalowały wokół jej drobnej buzi w rytm powiewu wiatru, a ona wbiła szare oczęta w twarz mężczyzny. Uśmiechnęła się delikatnie.
    - Tak... Dzień dobry - pokiwała tylko lekko głową, skubiąc jeden z płatków krwistoczerwonego maka, który stanowił centrum jej cudownego bukietu z polnych kwiatów.

    OdpowiedzUsuń
  38. Szukał i szukał. Ale nie denerwował się, że jeszcze jej nie znalazł. Miał czas, oj dużo czasu! Za dużo...
    Przechadzał się między grobami, jakby były wonnymi krzewami najpiękniejszych róż. Powoli i uważnie przyglądał się nagrobkom, dedykacjom, nazwiskom. Aż wreszcie uznawał, że to nie ten, którego szuka. Raz nawet przesunął dłonią po marmurze, jakby chciał wyrazić swój żal.
    Cisnął ogryzek za płot. Przypadkiem trafił w pień drzewa i resztki jabłka rozprysły się na wszystkie strony. Uwielbiał ten przypadkowy fart. Był taki ludzki. Usłyszał zgrzyt. Metalu o coś innego, co rozpoznał, jednak dopiero po kilku dłuższych chwilach. Lata poza Gehenną sprawiły, że trudniej było mu domyślić się, co to było. Kości. A przynajmniej tak mu się wydawało. Kto normalny drapałby kości? Doszedł do wniosku, że to osoba nienormalna, a jedyną, którą mógłby posądzić coś takiego był Undertaker.
    Ruszył w tamtą stronę, nie zaniedbując swoich poszukiwań. O nie! Przecież obiecał, że odnajdzie ten grób! A staruszka na prawdę bardzo lubił. Był mu wdzięczny za jabłka, którymi notorycznie go obdarowywał. Nie potrafił odmówić tej okrągłe, pomarszczonej twarzyczce. Był dla niego jak dziadek. Chociaż takowego nigdy nie miał, zawsze, ale to zawsze kiedy sobie jakiegoś wyobrażał, na myśl przychodził mu bardzo podobny mężczyzna, jeśli nie ten sam.
    Westchnął ciężko łowiąc wzrokiem drapieżnika mężczyznę w białych włosach. W sumie nie interesowało go to, co robił i dlaczego. Przyszedł tutaj wiedziony materiałem, którym się bawił. Tak. Nawet on tęsknił za domem. Ni z tego ni z owego przyszło mu na myśl wspomnienie, kiedy wyprawiali mu pogrzeb. W sumie to nawet nie wiedział, dlaczego zamknęli go w trumnie. Ale podobało mu się przerażone spojrzenie kapłana na nabożeństwie.
    - Dobry wieczór - powiedział cicho po chwili zastanowienia. Zeszło mu do późna. Słabe światło księżyca wydłużało jego cień, a słaby wietrzyk poruszał niespokojnie połami jego płaszcza. Opuścił nieco rondo kapelusza, tak, by jego twarz była jak najmniej widoczna.

    OdpowiedzUsuń
  39. Określenie "mój cmentarz" wydało mu się być zabawne. Nawet bardzo. Może on zacznie mówić o Gehennie "moje Piekło"? Chciałby widzieć minę ludzi, którym o nim opowiada używając tak pieszczotliwego epitetu.
    Przysiadł na ławeczce uznając, że "jego ławeczka" nie będzie miała nic przeciwko. Krew może i pachniała zachęcająco, ale czuł się syty. No i jakoś nie miał ochoty rzucać się na pierwszego lepszego osobnika, z pulsującymi, niebieskimi żyłami pod cienką skórą na szyi. Nie był wampirem, a to zdecydowanie była zasadnicza różnica między ich gatunkami. Zabijanie dla krwi i zdobywanie jej bez zabijania.
    Westchnął cicho, spoglądając na pobliskie drzewo. Kocie oczy odbijały słabe światło gwiazd, przez co wyglądały, jakby świeciły. Ptak na najniższej gałęzi zatrzepotał swoimi skrzydłami i zakrakał cicho. Na ustach Demona pojawił się drobny uśmieszek, kiedy rozpoznał ten specyficzny głos.
    - Szukam pewnej panienki - odparł nie patrząc na niego. Wyprostował się bawiąc srebrnym sygnetem na serdecznym palcu. Dopiero po chwili przeniósł wzrok na grabarza.

    OdpowiedzUsuń
  40. Ptak zakrakał głośniej i zleciał na ramię właściciela, wbijając delikatnie szpony w jego ramię. Pogłaskał go pieszczotliwie po lśniących piórach uśmiechając się nikle pod nosem.
    - Gdybym szukał żywej panienki, poszedłbym do zamtuza - odparł uprzejmie przyglądając mu się z udawanym zainteresowaniem. Tak po prawdzie domyślił się, gdzie może leżeć owa wiasta, której obiecał złożyć na grobie kwiatki. Skoro jego ptak już tu był, służka znalazła grób.
    Odchrząknął cicho, by pozbyć się drobnej chrypki z głosu. Zawsze tak miał, kiedy łączył krew z jabłkami. Robił to jednak bardzo rzadko.
    - I proszę nie mów mi na "pan" to mnie postarza - westchnął ze zbolałą miną. Taak. Jakby nie był już dość stary. Bogu... Nie, Bogu nie. Dzięki Jego Piekielnej Mości, że po nim tego nie widać. Swoją drogą, ciekawe jakby wyglądał? Same kości, a może jednak zachowałoby się na nich trochę ciała? Jakieś małe resztki, by można było dowiedzieć się, kim był.

    OdpowiedzUsuń
  41. Ach tak... Przecież wymiana imionami znaczy tyle, co "Nie używajmy ich, mówmy sobie po prostu na ty". To takie ludzkie. Jedyne zachowanie, które na prawdę go irytował. Bo czy żeby mówić do kogoś jak do psa trzeba znać jego imię?
    Nie miał zamiaru zwierzać się z tego, czy chadza do takich miejsc czy omija je szerokim łukiem, robi podkop a może wyrastają mu skrzydła, by mógł przelecieć nad dachem. Chociaż istotnie, nie bywał tam z własnej inicjatywy. Ostatnim razem zaciągnął go tam Inkub, który najwyraźniej na pierwszym miejscu stawiał swojego oklapłego przyjaciela, niż cierpliwość Demona. Ale przynajmniej dostał kilka ciekawych informacji.
    - Psy... - Pierwsze, co przyszło mu na myśl to Piekielne Ogary, jednak nie powiedział tego na głos. Tęsknił z Panią O'Leary. - Przyznam, że sam bardzo je lubię.
    Lubił coś. Tak, drodzy państwo, Dantalion bez zbędnych ceregieli przyznał się, że coś lubi. Ale to był pierwszy i ostatni raz. W dodatku grabarz uznawany był za świra, więc raczej nikt mu nie uwierzy. Same plusy.

    OdpowiedzUsuń
  42. Uśmiechnęła się lekko i skinęła głową. Jedno spojrzenie wystarczyło, żeby zrezygnowała ze swojego planu. Duszy tego człowieka nie chciała, nawet jeśli byłaby bardzo wartościowa. Był zbyt oryginalny, by skazywać go na los tysięcy.
    - Szukam drogi do domu. Zgubiłam się.- przyznała z uśmiechem, co było jawnym kłamstwem. Może i bała się ostatnio ciemności, ale nigdy by się nie zgubiła. Miała intuicję i wyczucie kierunku, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Za to mógł robić za przewodnika. A nóż widelec znajdzie jakieś miejsce pełne cennych dusz?

    OdpowiedzUsuń
  43. [Czuję się pominięta...]

    OdpowiedzUsuń
  44. [ To co powiesz na wąteczek? ]

    Dzień jak co dzień, słońce schowane za chmurami. Lekki wiaterek, niska mgła... Gdzieś w oddali słychać krzyk palonej na stosie wiedźmy, w powietrzu jak zwykle unosi się swąd śmierci. Cóż jednak mogła poradzić, w końcu była na cmentarzu. Siedziała po turecku, bawiąc się łodygą białej róży, patrząc na nagrobek. Spędziła tak kilka godzin, mówiąc do ślicznego pomnika, zrobionego przez miejscowego grabarza. Mimo, iż już nie płakała, to na policzkach były ślady łez, a rubin jej oczu wciąż wyglądał, jakby był za szkłem. Westchnęła cicho, i znów zaczęła kontynuować swój monolog.
    - Szkoda, że cie tu nie ma... - oznajmiła ze smutkiem. - Spodobałoby ci się to miasto. Jest tu wielu podobnych do siebie, pomagają sobie. Znalazłam tu przyjaciół, wiem, że bałeś się, iż nikogo tu nie znajdę... Są tu nawet równie szaleni ludzie co ja - pociągnęła nosem. - Nauczyłam się wielu rzeczy... - zaśmiała się sucho. - Tak bardzo mi ciebie brakuje, Griegorie... Obóz bez ciebie, to nie to samo. Nie radzę sobie już...
    Zwróciła oczy do nieba... Miała tylko nadzieję, że nikt nie słyszał jak gada do nagrobka... To byłoby dziwne.
    -

    OdpowiedzUsuń
  45. [Długo mnie nie było, ale mam nadzieję, że zechcesz kontynuować nasz wątek. :)]

    - Zgadzam się z panem w zupełności, aż trudno wyobrazić sobie, ile człowiek namieszał na tym świecie. Myśli pan, że, gdyby zwierzętom, psom chociażby, ofiarować więcej rozumu, stanęłyby w szranki z ludźmi? – spytała, całkowicie usatysfakcjonowana odpowiedzią grabarza. – Miło byłoby mieć chociaż nadzieję, że nie tylko nasza rasa jest zdolna do okrucieństwa… - dodała po chwili, nie odwracając od niego wzroku. Cóż elfy podobno bywały jeszcze gorsze. Ale o tym jej rozmówca wcale nie musiał wiedzieć.
    Skinęła ponuro głową, po czym, nie czekając na odpowiedź białowłosego, zadała kolejne, zdecydowanie mniej filozoficzne, pytanie;
    - Wygląda pan niezwykle młodo, jak długo jest już pan w tym fachu?

    OdpowiedzUsuń
  46. Było wcześnie rano gdy miasto wypełnił nowy zupełnie obcy dźwięk. Pamiętali go chyba już tylko najstarsi jego mieszkańcy. Był to odgłos młota kowalskiego. Oliver był zaskoczony faktem, że nie ma tu żadnego kowala. Mimo to uderzał młotem z całych sił, a echo niosło ten dźwięk po ulicach miasta.

    OdpowiedzUsuń
  47. Moran Gondra8 marca 2013 16:06

    [To jak? Piszemy coś?]

    OdpowiedzUsuń
  48. [ Oczywiście ! Jakieś pomysły ? ]

    OdpowiedzUsuń
  49. -Witam w kuźni Mefisto. - odpowiedział kowal odkładając skrzynkę z narzędziami - Mogę w czymś pomóc, przyjacielu?
    Podszedł do mężczyzny który właśnie wszedł do środka. Nie mógł uwierzyć, że w owym mieście jest jeszcze jeden nekromanta.

    OdpowiedzUsuń
  50. - Mefistofeles. - przedstawił się kowal podając mu dłoń na powitanie. Oczywiście wczesniej zdjął rękwaice by nie pobrudzić gościa - Kowal zawsze potrzebny. - zaśmiał się - A w plotki nie wierzę. Wolę zobaczyć coś na własne oczy niż siać niepotrzebny zamęt.
    Założył rękawicę - Potrzebujesz czegoś specjalnego czy to tylko zwykła wizyta? - spojrzał chłodno na Necro.

    OdpowiedzUsuń
  51. -Imie jak każde inne. - stwierdził oschle Mefisto i wrócił do układania narzędzi na półkach. Coś jednak nie dawałao mu spokoju odnoścnie gościa. Czuł że i on jest nekromantą, ale jakimś innym. - Możesz mi opowiedzieć coś o mieście? - zapytał stwaiając na blacie dużą butelkę wina oraz dwie szklanki.

    OdpowiedzUsuń
  52. Gdy usłyszał że jest tu morderca oczy mu zabłysły. Więcej zgonów oznacza więcej sług oraz materiałów.
    - Możesz mi opowiedzieć o tych morderstwach? - podsunął mu szklankę z czerwonym płynem - A co do odwiedzin twojej piwnicy mam nadzieję, że masz tam przytulnie.

    OdpowiedzUsuń
  53. Mefisto zwruszył ramionami i szybko opróznił swoją szklankę by jak najszybciej zająć się drugą szklanką.
    -Czyli jednak nawet tutaj zdarzają się dość ...- zatrzymał się szukając odpowiedniego słowa cały czas spoglądając na grabaża - NIETYPOWE przypadki, co?
    Jednym chałstem wypił zawartość szklanki którą podał Green'owi.
    [nie jestem pewny czy to się jakoś odmienia, wiec wybacz jak coś spieprzyłem xD]

    OdpowiedzUsuń
  54. [Znowu wierszujesz? Mam nadzieję, że lepiej, niż ostatnio :P Dobra. Możesz coś wymyślić? Ostatnio mam mały zanik weny]

    OdpowiedzUsuń
  55. [zacznę oczywiście to nie problem, ale powiesz mi chociaż jakie mogło by być miejsce spotkania ?]

    OdpowiedzUsuń
  56. Wypiła zdecydowanie zbyt dużo. Zbyt dużo o ten jeden łyczek, jeden kieliszek, jedną butelkę, jedną skrzynkę. Sama już nie wiedziała, bo tak jakoś przez mgłę widziała te minione sekundy, minuty, godziny... W nagłym przebłysku świadomości, który przebił się przez mętną otchłań jej 'delirycznej' świadomości, rozejrzała się, szczerze zdumiona. Zmarszczyła brwi, przechylając głowę w bok.
    -Gdzie się podzialiście, gady perfidne... - wymruczała melodyjnym tonem i wyszczerzyła się w uśmiechu, dostrzegając kilka butelek na pomniku obok. Co prawda, oprócz jednej z nich żadna nie była pełna, ale pomyśleli o niej. A ten, no... liczył się gest! Ze wzruszeniem chwyciła jedną z nich i pociągnęła łyk rumu. Zaraz... na pomniku? Przetarła twarz dłonią, wzdychając ciężko. Nie pamiętała drogi na cmentarz, więc pewnie ją tutaj przynieśli, przekonani, że nie wytrzymała. Ale nie, nie tak łatwo wiedźmie zejść pod wpływem alkoholu. Kochani, zostawili nawet napitek na drogę do... do gdziekolwiek, no. Nie była tylko pewna, co znaczy ten ghul leżący u jej stóp, ale to chyba nie była ich sprawka, biorąc pod uwagę wypalony okrąg naokoło niego.
    -Oo, yo-ho-ho, yo-ho-ho - zanuciła, kiwając się i popijając trunek, z iście żałościwą miną.

    OdpowiedzUsuń
  57. [odkąd piszę na blogach, nigdy nie pisałam wątku w którym postacie są na cmentarzu xDD więc muszę to zmienić ;)]

    Dziś był bez wątpienia najgorszy dzień w jego życiu, nie dość że czuł się jak naćpany (już zdążył poznać jak to jest) to na dodatek nie mógł obudzić w sobie nawet resztek mocy. Obawiał się już ze stał się aż za bardzo ludzki, ale na szczęście śmiertelnikiem stać się nie mógł. Był Jeźdźcem, istotą ponad demonami i aniołami. Nie wiedział co się dzieje do cholery z nim, więc postanowił zrobić coś czego będąc w normalnym stanie nie zrobił by nigdy. Poszedł na cmentarz by spróbować przywołać swojego brata, Śmierć. Musiał z nim pogadać by czymś chociaż zająć myśli. Wszedł na teren cmentarza i przeszedł parę metrów. Usiadł na kamiennej ławeczce, rozejrzał się obojętnie po otoczeniu. Zamknął oczy i zaczął szeptać słowa w języku który od tysięcy lat nie był już używany. Powtarzał to kilka razy, ale nic sie nie stało. Czuł ogarniającą go wściekłość, czemu ten sukinsyn nie odpowiadał.
    Zajęty własnymi myślami i złością nie zauważył że ktoś się zbliża.
    [kiepsko wyszło, sorrki. no i mam taki pomysł, bo Seneka szuka osoby która ma medalion w którym zamknięta jest jego moc Wojny. Masz coś przeciw by to Necro był aktualnie w jego posiadaniu, bo wcześniej jego ojciec mu go przekazał ?
    Miałam z tym poczekać, ale twoja postać mi się spodobała, głównie chyba przez imię xDDD]

    OdpowiedzUsuń
  58. [spoko, obojętnie czy matka czy ojciec przekażą mu medalion ważne by go miał. I dobra, Seneka nie zrobi mu krzywdy xD]

    Drgnął gdy usłyszał głos i to nieznajomy. Przeklną pod nosem, od kiedy to dawał się tak podejść. Podniósł wzrok na niego, na szczęście jego oczy miały tą bursztynową barwę. Już miał się odezwać, ale nagle ziemia zadrżała mocno i dziwna siła zwaliła go z ławki, przypadkiem oberwał się też nieznajomemu chłopakowi bo również wylądował na ziemi.
    Seneka zawarczał co nie było zbyt ludzkie. Usiadł na ziemi i rozejrzał się jeszcze bardziej w złym nastroju. Jednak sądząc po tym co się stalo jego brat też nie mógł pochwalić się dobrym humorem i do tego gojek nawet sie nie pokazał. Wojna wstał wolno jakby niepewny czy znów nie wyląduje na ziemi.
    - nie, nie potrzebuję pomocy - stwierdził. Wyciągnął rękę w jego stronę by pomóc mu wstać.- ty musisz być tym chłopakiem który niepokoi ludzi - powiedział przyglądając mu się. Zanim tu przyszedł kilka osób ostrzegało go by uważał.

    OdpowiedzUsuń
  59. [ To rzucisz pomysłem, czy mam zacząć 'na sucho'? ;D

    Tak, bardzo by było fajnie, gdyby się tam znalazła ;)]

    OdpowiedzUsuń
  60. Dochodziła północ. A Ren ciągle nie mógł znaleźć tego czego szukał. W swoim życiu widział wiele nekropoli ale ta była specyficzna. Żaden z nagrobków nie był naruszony a w szczególności przez magię. Wziął głęboki wdech. Powietrze było mroźne, ale na swój sposób przyjemne. Poprawił płaszcz i ruszył dalej przed siebie. Tylko żeby znalazł to czego szuka. Przyglądał się mogiłom. Któraś musiała być poprzedniego kowala, ale po ostatniej wizycie grabarza wolał nie naruszać szczątków. Niektóre daty wyryte na tablicach były sponad dwóch wieków a niektóre jeszcze starsze.
    - Ile to zapyziałe miasto ma lat? - wyszeptał a z ust wydobył się pióropusz pary.

    OdpowiedzUsuń
  61. Niemal podskoczył gdy usłyszał głos za sobą. Odwrócił się i zobaczył przed sobą miejscowego grabarza. Tylko jego tu brakowało - pomyślał i z trudem wysilił się na uśmiech.
    - Dobry wieczór. - zaczął niepewnie - Z tego co mówisz wynika, że to miasto naprawdę jest stare.
    Zaczął przechadzać się wokół grobów. Widać było że czegoś szukał. Sam jeszcze nie do końca wiedział czego ma właściwie szukać. Ale czuł że jak to znajdzie to będzie wiedział że właśnie tego szukał.

    OdpowiedzUsuń
  62. [wątek z płatnym mordercą? ... aż mam dreszcze, dziewczyno xD]

    OdpowiedzUsuń
  63. [ Dobra. Spróbuję coś wymyślić, ale nie obiecuję, że jajca będzie urywać xD ]

    Niebo jak na złość było zachmurzone. Rano nawet grzmiało, co nawet w świątyni było słyszalne i wyczuwalne w postaci drżenia ścian i sklepienia. A ja jak zwykle żałowałem, że nie mogę wydrzeć się z tej piwnicy pełnej chorych, rannych ludzi i poczuć rozkoszny deszcz na twarzy, wiatr w mokrych włosach i grzmienia rozgniewanego nieba. Idealny moment na przejażdżkę, z koniem, którego ostatnio przez pracę mocno zaniedbałem. W pewnej chwili myślałem, że znowu spędzę cały dzień i noc w podziemiach a tu nagle nadarzyła się okazja na małe wyjście.
    Okazało się, że zabrakło nam zioła, które rośnie w dość osobliwych miejscach takie jak cmentarze, uroczyska i tym podobne nieciekawe, odstraszające placówki. Widząc skrzywienie na twarzach swoich pomocników z wręcz dziecięcą radością zrzuciłem z siebie chroniące szaty, przyodziałem w coś bardziej normalnego i wydarłem się na świeże powietrze. Ah, bogowie co za ulga!
    Z przewieszonym mieczem dwuręcznym przez plecy, w płaszczu i kapturze chroniącym przed deszczem przedzierałem się przez tłoczne ulice swym wyglądem nie przypominając nikogo nadzwyczajnego. Nawet stalową dłoń ukryłem w skórzanym rękawie wyglądającym niczym tańsza kopia stalowego rękawa zbroi. Moja twarz wyraźnie wyrażała zmęczenie a zwłaszcza oczy więc tym bardziej przypominałem wędrowca strudzonego ciągłą drogą, niżli upadłego boga.
    Mimo tego co jakiś czas rozglądałem się na boki i za siebie, raczej nie drżąc przed inkwizycją tylko moją wiecznie ścigającą mię zmorą; psim czarnoksiężniku. Dlaczego psim? Może kiedyś się przekonasz.. .
    Po dłuższym marszu dotarłem do bram cmentarnych. Tutaj tłum znacznie się przerzedził, praktycznie nie było nikogo kto by zechciał odwiedzić zmarłych w taką pogodę. Jeszcze raz się rozejrzałem i uchylając stalowe skrzydło bramy z charakterystycznym zgrzytem wemknąłem się do środka omiatając zadbany teren cmentarza. Cholera. Oby rosły tu te chwasty inaczej będę musiał wyjść poza bezpieczne mury miasta i szukać jakiegoś uroczyska.

    [ Może być czy coś do poprawy? ]

    OdpowiedzUsuń
  64. (Bardzo chętnie poprowadzę wątek z "Szalonym Grabarzem" >D Nie pogniewasz się jeśli zacznę krótko aby naprowadzić historię na właściwy tor? C:)

    Nieopisany ból, który od żeber rozchodził się na całe ciało. Idąc już lekko się zataczał, ale kto by zwrócił uwagę na czarnego rannego kota? Każdy z przechodniów stwierdził by iż kotów wszędzie jest pod dostatkiem. Lecz akurat ten kot, był w rzeczywistości zmiennokształtnym. Od czasu do czasu trochę ciemniało mu przed oczyma, ale jak tylko to następowało mrugał szybciej oczyma i idąc dalej z opuszczoną kitą. Nie zataczał się aż tak strasznie, nie zwijał się z bólu czy też nie zawodził, miaucząc donośnie. Mógł się zwyczajnie domyślić, mógł to przewidzieć. Czasami zdawało mu się iż jego kocia część, czy też inaczej gwałtowność, coraz bardziej się wtrynia i odbiera mu zdolność logicznego myślenia. Zatrzymała go jakaś wielka brama. Skupił wzrok i dojrzał za nią niezwykłą biel... ale co to było? Jako kot, bezproblemowo przecisnął się między prętami i wszedł na teren cmentarza. O tym iż to cmentarz przekonał się dopiero gdy dojrzał dwa posągi aniołów. Wyniosłych i niejako stojących na straży dusz. Ruszył dalej. Na każdym cmentarzu musi być kaplica, lub coś w ten deseń. Miejsce gdzie mógłby w spokoju zasnąć. Tak, odrobina snu i na pewno będzie mu lepiej. Zatrzepotał lewym uchem czując wciąż szarpiący ból. Zdenerwował się gdyż nie mógł nigdzie znaleźć takowej kapliczki. Położył się obok jednego z grobów. Nie mógł przeczytać do kogo należał, zbyt bardzo litery mu się zlewały w jedno. Musi się zdrzemnąć. Zwinął się z trudnością w kłębek, cicho przy tym pomiaukując. Tylko odrobina snu i pójdzie dalej. Poszuka pomocy. Albo sam sobie pomoże jeśli znajdzie chociażby skrawek materiału. Myśląc w kółko o tym pogrążył się we śnie.

    [Miało wyjść krótko :I Mam nadzieję iż może być :D]

    OdpowiedzUsuń
  65. Gdy spał wydawało mu się iż leci. Głupie sny. Zapewne efekt wyczerpania bądź utraty krwi. Nie za bardzo się tym przejął, gdyż wiedział iż nie jest aż tak poważnie ranny. Chociaż nie powie iż niezwykle wręcz miło spało mu się na cmentarzu, a tym bardziej na ziemi. Po dwóch godzinach obudził się, otwierając pyszczek i ziewając po kociemu. Przeciągnął się przednimi łapami i od razu poczuł delikatny ból. No tak, był przecież ranny ale już rana się zasklepiła więc wystarczyło poczekać aż się zagoi i poczekać aż będzie mógł normalnie się poruszać. Gdy otworzył oczy spojrzał nieco znudzonym wzrokiem przed siebie. Otworzył je szerzej gdy dostrzegł i poczuł iż nie leży jednak na zimnej ziemi. Kanapa? Źrenice rozszerzyły się, gdy zaczął obserwować wszystko wkoło. Jakiś dom. Zamachał nerwowo ogonem. Kto zabrałby kota, i to czarnego i to w dodatku z cmentarza? Wstał i zrobił parę kroków po kanapie. Bok już od tego "spaceru" go bolał. Zatrzepotał lewym uchem i spojrzał w dół. Nie było mowy o zeskoczeniu z kanapy, rana na nowo by się otworzyła. Zamachał wściekle ogonem, ponownie rozglądając się po pomieszczeniu. Nikogo nie zauważył. Nastawił uszu i zaczął nasłuchiwać. Lecz nie usłyszał jakiejkolwiek żywej istoty. Korzystając z chwili iż jest sam, zamienił się w ludzką formę. Gdy siedział na kanapie jako człowiek złapał się za ranę na żebrach z cichym syknięciem. Położył uszy po sobie jednak nie zauważył aby rana się otworzyła. Wstał powoli, biorąc przy tym głębszy wdech. Lekko kuśtykając zaczął chodzić po salonie, szukając jakiejś drogi ucieczki. Jedynym wyjściem były chyba drzwi. Z okna nie mógł by zeskoczyć, nie w takim stanie. Zatrzepotał lewym uchem i uchylił delikatnie drzwi, zaglądając do środka. Nikogo nie słyszał, ale czart wie co może się tu czaić. Wyczuwał jakąś dziwną niespokojną aurę.

    OdpowiedzUsuń
  66. Spojrzał wielkimi oczyma na białowłosego. Zatrzepotał prawym uchem i dopiero po chwili ruszył się w kierunku kanapy kuśtykając. Usiadł na niej zaciskając zęby i opadł z odczuwalną ulgą. Przeczesał palcami włosy i odparł.
    - Jestem praktycznie normalnym kotem.
    Nie wiedział jak zachować się przy tej dosyć... niezwykłej postaci. Bać się jego uśmiechu? Kiwnął głową. Pacyfista.Odetchnął lekko z ulgą i uśmiechnął się kącikiem ust.
    - Nie wiem dlaczego go unikają, całkiem przyjemnie się na nim śpi.
    Nie miał jak w razie czego uciec czy też zrobić uniku, więc postanowił iż tym razem komuś uwierzy. Ale nie zmienia to faktu iż nadal pozostanie czujny. Jego ogon drgnął trochę niemrawo jak dogorywający wąż.
    - Trochę mi się przytrafiło. Trochę więcej niż zwykłemu kotowi.
    Uśmiechnął się ciepło i delikatnie, na tyle ile mógł skłonił się.
    - Jestem Kot. Dziękuję za miejsce do spania.
    Spojrzał na mężczyznę. Było w nim coś niepokojącego. Pal licho sposób w jaki się uśmiechał, czy też ubiór a nawet włosy. Ale jego aura... Źrenice rozszerzyły się ponownie. To ona tak go niepokoiła. Pierwszy raz widział tak ciemną aurę a jednocześnie tak wielką. Oczywiście swoją aurę Kot trzymał w ryzach, nie pozwalając jej na jakiekolwiek zawirowania. Miała pozostać spokojna i szara. Tak na w razie czego, gdyby tajemnicza postać potrafiła odczytywać aury. Był ranny i to przez własną głupotę. Uśmiech trochę mu się zmniejszył. Właśnie rana.
    - Przepraszam, jeśli mógłbym nadużyć Twojej gościnności i prosić Cię o bandaż czy też inne sprzęty do opatrzenia rany?
    Musiał jakoś uporać się z tym całym bałaganem, aby znowu móc sprawnie chociażby chodzić po dachach. Wpatrywał się w białowłosego trochę nieufnie i z dystansem. Jak coś tak potężnego, może być pacyfistą? Powiedzmy sobie szczerz; na pewno nie jest człowiekiem. Zmarszczył delikatnie czoło zastanawiając się nad ta zagadką.

    OdpowiedzUsuń
  67. (Spoko :D A mas zmoże jakiś konkretny pomysł na historię co i jak? :D)

    OdpowiedzUsuń
  68. Necro Green... zatrzepotał lewym uchem. Gdzieś już słyszał to nazwisko. Grabarz? Odetchnął trochę z ulgą, gdyż o ile mu wiadomo ten konkretny grabarz nie lubuje się w zabijaniu. Spojrzał na niego z ciepłym uśmiechem, odpowiadając na ten jego szalony uśmiech.
    - Obywatelski obowiązek czy nie, wypada podziękować.
    Gdy mężczyzna uderzył się w czoło dłonią, spojrzał na niego pytająco. Nagle pobiegł gdzieś zostawiając zdezorientowanego chłopaka na kanapie. Westchnął głośno. Lecz nawet nie zdążył wstać, gdy wbiegł Necro. Myślał iż przybiegnie z bandażem czy czymś takim lecz on niósł... księgę i sztylet. Zmarszczył brwi i przełknął gulę w gardle. Nie wyglądało to zbyt dobrze. Gdy usiadł obok niego zacisnął dłonie w pięści, świadom tego iż nie może uciec. Jednak białowłosy przeciął swoją dłoń. Gdy przyłożył ją do jego rany na początku poczuł niewyobrażalny ból, ale oczywiście zniósł to zagryzając mocniej szczękę. Czuł wręcz jakby jego rana płonęła. Jednak gdy mężczyzna zabrał dłoń już było mu lepiej. Zatrzepotał prawym uchem i obrócił się aby spojrzeć w miejsce gdzie prędzej miał ranę. Zamrugał parę razy oczyma... nic nie było. Może tylko wspomnienie. Podniósł głowę i spojrzał zaskoczony na Necro i pokiwał potakująco głową. Odchrząknął i odpowiedział.
    - O wiele lepiej. Dziękuję.
    Spojrzał na niego uważniej już opanowując swój, można rzec, szok. Ściągnął brwi razem i postawił uszy na sztorc z jednoczesnym rozszerzeniem źrenic. Delikatnie przechylił się w kierunku mężczyzny.
    - A z Tobą wszystko w porządku?
    Będąc go bliżej zauważył charakterystyczne kruczoczarne nitki w jego aurze. Nekromata. Sam nie wiedział czy się bać, w sumie mężczyzna mu pomógł. Teraz był zdrowy więc spokojnie mógł uciec w razie potrzeby. Postanowił i czekał na niego odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
  69. (Chętny na wątek ale jest problem siostro. Co może chcieć grabaż do bibliotekarza? Katalogu z trumnami? Książki jak szybko pochować zmarłego? xD I sorki że dopiero teraz odpisuję, ale ostatnio nie bardzo miałem czas by tu posiedzieć :P)

    OdpowiedzUsuń
  70. (Wybacz, ale nie mogłem się powstrzymać xD)

    OdpowiedzUsuń
  71. Było coś koło 5 rano. Poranna mgła unosiła się nad ziemią, gdy John wszedł na cmentarz. Las krzyży i aleje kamiennych nagrobków. Widać było że leżą tu nie tylko ofiary inkwizycji ale również i nie jednej zarazy. Zaczął czytać daty wyryte na mogiłach. Niektóre były starsze od niego. W końcu zatrzymał się przed grobem poprzedniego bibliotekarza. - W końcu pana znalazłem. -uśmiechnął się po czym położył na jego grobie żółtego tulipana.

    OdpowiedzUsuń
  72. (Bardzo chętnie. Skoro Inkwizycja go nęka, pozwól iż zacznę :])
    Mimo iż od jest w mieście od nie dawna, już sporo ludzi przychodziło do niej w sprawie a to wiedźmy a to podobno jakiegoś potwora… oczywiście szła sprawdzić wszystko osobiście dopiero po paru zgłoszeniach i z lekkim znudzeniem paliła kolejny stosy. I nadeszła też pora że musiała stanąć przed tym osobliwym cmentarzem. Jak do tej pory udawało się jej wymijać go szerokim łukiem. Wymamrotała pod nosem wpatrując się w ogromną bramę- „I nie wiedź na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego…”- pchnęła z niechęcią wrota. Nienawidziła cmentarzy. Myśl iż na tym skrawku ziemi, leży tyle trupów.. wzdrygnęła się i w pełnym rynsztunku weszła na teren należący do „Szalonego Grabarza”. Tak go opisywali ludzie i w sumie dostała wiele zgłoszeń, typu: zakłócanie spokoju, dziwne się uśmiechanie, w ogóle istnienie.. przewróciła oczyma. Brzmiały zupełnie jak bredzenie potłuczonego, ale jej obowiązkiem jako wysłannika Świętego Officjum było sprawdzenie tego. Szła śmiało wręcz można rzec iż z dumą, przecież byłą Inkwizytorem! Rozglądała się uważnie; jedyne co wydawało się jej niepokojące to białe kwiaty które były dosłownie wszędzie. Dojrzała jakiegoś człowieka wiec ruszyła w jego kierunku. Skończy to jak najszybciej gdyż nic nie wskazuje na to aby coś było nie tak. Często spotykała się z takimi rzeczami a raczej ludźmi. Którego tylko istnienie przeszkadza innym ludziom. Była przewrażliwiona na tym punkcie , lecz oczywiście nie odrzucała możliwości spalenia mężczyzny. Gdy była w jakiś pięciu metrów od niego, zwolniła. Nie ze względu na jego białe i długie włosy. Nie ze względu na jego osobliwy wygląd. Zaniepokoiła go jego aura. Położyła dłoń na swym toporze w wypadku natychmiastowej obrony. Jednak pozostawała spokojna. Nawet gdyby miała walczyć z samym diabłem, zrobi to w imię Świętego i Najwyższego Pana, przecież jest tylko jego uniżonym sługą. Zatrzymała się metr od mężczyzny i odezwała się wyrachowanie- Sybyll Regnes z wysłania Świętego Officjum. Niech Pan Cię prowadzi.
    - kontynuowała z kamiennym wyrazem twarzy- Muszę niestety Pana przesłuchać. Panie Necro Green- zacisnęła dłoń na swej broni. W mgnieniu oka potrafiła nią wymierzyć celny cios, bardziej ostrzegający w razie wszelkich problemów. Z daleka, osoba która widziała aury, mogła dojrzeć jak jasna aura kobiety wręcz walczy z mroczną aurą mężczyzny. Wyglądało to zupełnie jak walka dnia z nocą. Kobieta tym czasem czekała na odpowiedź nietypowego grabarza.

    OdpowiedzUsuń
  73. - Nie Twój typ magii? – spojrzał na niego marszcząc brwi. Wiedział o co mu chodzi ale był niezwykle ciekaw odpowiedzi mężczyzny. Pokiwał powoli przecząco głową widząc jak grabarz wstaje, chociaż sam przed chwilą mówił coś o odpoczywaniu. Spojrzał na niego gdy ten wyraził o niego troskę i propozycję zostania tutaj… z nutką strachu? Rzeczywiście było tutaj lepiej niż w porcie, miał bliżej do centrum miasta a co ważniejsze mógłby spokojnie tutaj odpocząć. Lekko oniemiały wpatrywał się w Necro, a raczej w coś co było za nim. Zatrzepotał prawym uchem, kończąc gonitwę myśli. Uśmiechnął się lekko i jednocześnie przepraszająco.
    - Nie ma co się o mnie martwić. Jak to Kot, zawsze wyląduję na swych czterech łapach. Poważne rany też się wyleczą – nie chciało mu się opowiadać o obitych żebrach i tych innych komediach. Był przyzwyczajony do takiego czy mniejszego bólu; ważne iż nie ciekła z ran ciurkiem krew. Wszystko wedle niego było w porządku. Uśmiechnął się przyjacielsko, kiwając rozbawiony głową.
    - Proponujesz mieszkanie nieznajomemu. Chyba że prędzej się spotkaliśmy w co wątpię – zatrzepotał prawym uchem. W sumie spodobało by mu się tutaj. Wziął głęboki wdech i wydech po czym odparł z lekkim uśmiechem.
    - Mogę tutaj na trochę zostać… ale za parę dni będę musiał wpaść do portu, inaczej rybacy zaczną mnie szukać – zaśmiał się ciepło po czym wyciągnął się niczym rasowy kot. Nie przejmował się zbytnio tym całym zagrożeniem. Kot ma przecież dziewięć żyć, nieprawdaż? Chociaż często wydawało mu się iż zużył co najmniej z piętnaście. Może tutaj być ciekawie; tym bardziej ze względu na towarzystwo nekromanty pacyfisty. Przyglądał się mężczyźnie po czym dodał.
    - Tylko uprzedzam iż czasami mogę być problemowy – zaśmiał się szczerze mając na myśli oczywiście swoje rany. Często chodził zabandażowany więc takie sztuczki czy też magia naprawdę zrobiły na nim wrażenie.
    [Wybaczam gdyż rozumiem Twój ból >D]

    OdpowiedzUsuń
  74. [Dziękuję pięknie za powitanie, na wątki jestem otwarta. Od razu informuję, że od jutra do 7 lipca na 100% nie będę miała dostępu do internetu...]
    Narine

    OdpowiedzUsuń
  75. Odwrócił się. Stał przed nim blady mężczyzna. - Witam. - odpowiedział z uśmiechem - Nie spodziewałem się, że spotkam kogoś tak wcześnie rano. A przynajmniej nie tu.
    Było w tym coś z prawdy. Ostatnio nawet biblioteka wydawała mu się tłoczna. A tak to miał możliwość porozmawiać, jeśli to jest normalne, ze swoim poprzednikiem.

    OdpowiedzUsuń
  76. [ no więc witam misie-pisie i z chęcia na watek sie pisze ale chyba jutro zaczne jak podrzuciś mi mysl ;) Aha i jak mozna - w linku lepiej dać samo Eriseth - bede dziekować na kleczkach xD]

    Ersiseth

    OdpowiedzUsuń
  77. - Śmierć nie zawsze jest czyimś końcem. - uśmiechnął się tajemniczo i ruszył wzdłuż grobów. Zrobił kilka kroków i zatrzymał się jak rażony piorunem. Nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Nieco przyśpieszonym krokiem podszedł do nagrobka a łzy popłynęły mu samoczynnie. Otarł je rękawem - Nie myślałem że cię tu spotkam. - wymamrotał.

    OdpowiedzUsuń
  78. Kupiec był tego dnia w dobrym nastroju. Właśnie przyjechała duża dostawa świętej wody, krucyfiksów, osinowych kołków i młotków, srebrnych noży i tym podobnego śmiecia,które można kupić lub wyprodukować za grosze, a sprzedać za ciężkie pieniądze. A czemu to kupił? Bo dwóch jego informatorów powiadomiło go, że niedługo w mieście może zacząć się festiwal mrocznych mocy z chodzącymi trupami i tym podobnym na czele. Nawet jeśli to równie nienormalne miasto jak Norrheim, to mieszkańcy widząc kilka umarlaków chodzących po mieście rzucą się na towar Gondry jak na świeże bułeczki. I to bez różnicy, czy coś im się stanie, czy nie i jak długo będzie to trwać. Kupiec spodziewał się w ciągu tygodnia od puszczenia pogłoski o umarłych zyskać dziesięciokrotną wartość towaru, a może nawet dzwudziesto. Z tej racji chciał już pójść na cmentarz, by sprawdzić, czy może już zacznie zarabiać. Jednak na razie wysłał tylko kilku posłańców z poleceniem, by zameldowali mu, jeśli zobaczą coś niepokojącego na miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  79. Wysłał trzech, wróciło dwóch. Ci co wrócili, to ledwo trzymali się na nogach ze strachu. Szybko powiedzieli, że ledwo weszli na cmentarz, a zaatakował ich jakiś żywy trup i złapał jednego z nich. Początkowo chcieli mu pomóc, ale umarlak szybko skręcił mu kark, a ci w przestrachu uciekli. Moran pokiwał głową w zrozumieniu i wysłał ich do ratusza, by powiedzieli co widzieli. Natomiast sam kupiec wystawił szyld: "Woda święcona, kołki, krzyże srebrne. Wszystko po pół cenie." Oczywiście cena nie była o połowę mniejsza, a dwa razy większa niż kiedyś. Ale kto mu to udowodni?

    OdpowiedzUsuń
  80. Pierwsi ludzie zaczęli się już zbierać przed magazynem Gondry krótko przed południem, czyli jakieś trzy godziny przed wysłaniem ludzi z plotką o ataku nieumarłych. Wiedział, że na razie większa część populacji myśli sobie, że to jakiś kawał, ale jak umarli zaatakują dwa, trzy razy, to całe miasto będzie się do niego dobijać drzwiami i oknami o choćby kropelkę święconej wody lub okruch ze srebrnego krucyfiksu. Istniało też pewne zagrożenie, że ktoś się do tego czasu zajmie osobą za to odpowiedzialną, ale kupiec wątpił, by to się stało w ciągu trzech dni. A gdy już wyprzeda cały towar, to pomoże każdemu, kto będzie polował na ożywiającego umarłych nekromantę. W końcu umarli grosza przy sobie nie noszą...

    OdpowiedzUsuń
  81. - Ja? A niby dlaczego tak sądzisz, grabarzu? Poza tym nie strasz mi klientów tymi wrzaskami. Wszyscy chcą kupić wodę święconą.
    Kupiec nie zwrócił większej uwagi na białowłosego. Chciał zarobić, a jeśli teraz przekaże wszystko co wie, to zarobek będzie nędzny.

    OdpowiedzUsuń
  82. Moran Gondra8 lipca 2013 20:09

    Zastanowił się chwilę nad propozycją. Prawda, że chciał się pozbyć całego tego szmelcu, ale prawa handlu nie są tak proste, jak się grabarzowi wydaje. Poza zarobkiem Moranowi chodziło także o odpowiednią renomę osoby, która zawsze ma wszystko co potrzebne. Wyprzedanie wszystkiego w ciągu dnia może i dawało szybki zysk, ale także na dłuższą metę nie dawało nic.
    - Powiem ci tyle grabarzu, że nie wiem o czym mówisz. Te rzeczy kupiłem, bo pewien kościół został zamknięty i miałem zamiar szybko sprzedać wszystko, a nie bo wiedziałem o jakimś ataku truposzy. Zresztą gwarantuję ci, że woda doskonale odstrasza wszelkich umarłych, a krucyfiksy odpędzają złe moce i czarną magię.
    Ostatnie zdanie wymówił trochę głośniej, tak by klienci to wyraźnie usłyszeli. W następnej chwili ściszył jednak głos.
    - Wypuść kilku umarłych na ulice Norrheim, to powiem ci co wiem o tym. I nie martw się o nowe groby. Wbrew pozorom ten śmieć ma trochę mocy.

    OdpowiedzUsuń
  83. Moran Gondra9 lipca 2013 22:01

    Przyłożył rękę do oczu i potrząsnął głową. Kto jak kto, ale idiotą był ten, kto zaczynał teraz krzyczeć, a nie ten, kto myślał. W parowanie grabarza już na początku wywołało zamieszanie, a teraz było coraz gorzej. Moran już zaczynał słyszeć przerażone głosy, które chciały uciekać z miasta natychmiast. To by mu tylko interes zepsuło.
    - Słuchaj no, grabarzu, albo się uspokoisz i dasz reszcie dokończyć zakupy, albo wezwę ludzi do grzecznego wykopania cię do tych twoich żywych trupów. Chcesz, to wierz, chcesz to nie, ale taka jest prawda. A co do ceny, to zobacz tam. Masz produkt wzorowy z wypisaną ceną.
    Moran wskazał ręką za siebie, gdzie były różne przedmioty z kartkami z wypisanymi cyframi. Krucyfiks był po 20 srebrników, czyli był droższy niż normalnie, ale w tym momencie i tak Moran lekko powstrzymał swoją żądzę pieniądza na rzecz dobrej renomy, więc cen była nawet niska. Ponadto obok stały dwa osiłki, które zaczęły już rozumieć, kto wywołuje raban i na znak kupca szybko mogli się go pozbyć.

    OdpowiedzUsuń
  84. - A proszę bardzo - odpowiedział sarkastycznie, po czym zwrócił się do zaczynającego już panikować tłumu. - Proszę się nie bać. Ręczę za skuteczność zakupionych u mnie przedmiotów, proszę patrzeć!
    Kupiec wziął jedną z butelek ze święconą wodą i polał nią swój pistolet. Umarłych było ledwo dwóch, więc mógł dać odpowiednie przedstawienie. Nawet ożywieniec nie imituje życia bez głowy, o czym wiedzieli pewnie tylko niektórzy.
    - Niech Bóg się nad wami zlituje, opętane dusze!
    Krzyknął dla poprawy artyzmu i dramatyzmu sytuacji po czym strzelił do trupów tuż poniżej szczęki. Celował w kręgi kręgosłupa, chcąc je skutecznie oddzielić od siebie i jeszcze raz pozbawić życia nieumarłych. Woda też lekki efekt dawała, bo w miejscach po postrzale pokazał się biały płomień i trupy padły na ziemię bez ruchu. Gondra doskonale zdawał sobie sprawę, że sama woda, czy krucyfiks nic nie zdziałają, ale jeśli są odpowiednim wsparciem, to nie mają problemu z pozbywaniem się przejawów czarnej magii. W końcu tyle lat zaopatrywał Inkwizycję i przebywał w jej ośrodkach, że kilka sztuczek udało mu się podłapać.

    OdpowiedzUsuń